Powinniśmy
wypowiedzieć konkordat W przeciwnym razie Polska stanie się państwem
fundamentalistycznym - mówi Wiktor Osiatyński.
Rozmawia ALEKSANDRA PAWLICKA
NEWSWEEK: Czy Polska jest
państwem wyznaniowym?
WIKTOR OSIATYŃSKI: Jesteśmy wpół drogi. Właśnie o tym decydujemy Klauzula sumienia
została wykorzystana przez Kościół, głównie episkopat, oraz część środowisk
prawicowych jako oręż w wojnie o stworzenie w Polsce państwa 'wyznaniowego, w
którym prawo państwowe jest podporządkowane prawu bożemu, rozumianemu głównie
jako nakazy Kościoła katolickiego. Jeżeli Trybunał Konstytucyjny zdecyduje się
rozszerzyć zasadę klauzuli sumienia na inne zawody, jeżeli sądy zaczną orzekać
więcej wyroków skazujących w sprawach o obrazę
uczuć religijnych, jeżeli administracja publiczna będzie odwoływać wydarzenia
kulturalne tylko dlatego, że nie podobają się hierarchom kościelnym, i jeżeli
coraz więcej będzie demonstracji nienawiści przeciwko czemuś, co zdaniem kleru
obraża uczucia religijne, to już po nas.
Potrzeba do tego zmian
konstytucyjnych?
- Nie. Ta metamorfoza dokonuje się
metodą faktów dokonanych, przy pomocy interpretacji prawa zamiast jego twardego
stosowania. Bo o co chodzi w dyskusji o klauzuli sumienia? Prawo jasno mówi, że
obowiązuje w przypadku kilku zawodów: lekarza czy pielęgniarki, gdy znajdą się
w sytuacji decydowania o zakończeniu życia ludzkiego. Rozciąganie tej klauzuli
na inne zawody - mówi się na przykład o aptekarzach - to aberracja.
A jeśli aptekarz nie chce
sprzedawać tabletek antykoncepcyjnych, bo zakazuje ich używania jego Kościół?
- To niech sprzedaje zioła!
Aptekarz jest zobowiązany do sprzedawania wszystkich środków farmakologicznych
dopuszczonych na rynek. Za aptekarzami pójdą kioskarze, którzy odmówią
sprzedawania prezerwatyw. A potem gazet, które uznają
za niezgodne z przekonaniami. Nie
można dopuścić do rozszerzenia klauzuli sumienia na obrót towarów między
ludźmi.
Czy rozszerzenie klauzuli
sumienia może oznaczać prawo odmowy udzielenia pomocy medycznej, np. gejom?
- Może. Ale także dzieciom
urodzonym z in
vitro, ludziom chorym na raka, u których ból
zwalcza się dużymi dawkami morfiny. Problem pojawia się wtedy, gdy Kościół
dostaje od państwa zielone światło do subiektywizowania prawa. Wszędzie tam,
gdzie w grę wchodzi ludzkie życie i wolność wyboru, musi być jasno określone,
co wolno, a czego nie, bo w przeciwnym razie silniejsi narzucą swoją wolę
słabszym. Tak właśnie zaczyna się dziać w Polsce.
Po klauzuli sumienia czeka nas
debata o in vitro.
- Debaty światopoglądowe są zawsze
gorące, nawet gdy wiadomo, że nie doprowadzą do zmiany w prawie. Wartością
dodaną, a nierzadko celem takiej debaty jest przesunięcie granic społecznego
przyzwolenia. Najlepiej obrazuje to bitwa o język, pierwsza wygrana przez fundamentalistów
bitwa w wojnie światopoglądowej. Jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw w
Europie zwie się u nas kompromisem aborcyjnym. Zarodek - dzieckiem poczętym.
Język narzuca sposób myślenia, wartościowania, oceny. Odzyskiwanie języka na
rzecz wolności to pierwszy krok, który trzeba wykonać, aby przeciwstawić się
państwu wyznaniowemu.
Czy ustawa aborcyjna z 1993
roku była punktem zwrotnym w wojnie światopoglądowej?
- Nie do końca. Renesans prawa
naturalnego w Europie nastąpił po II wojnie światowej. Do zbrodni hitleryzmu
nie dało się zastosować reguł istniejącego prawa - w Norymberdze oskarżano więc
i skazywano także na podstawie prawa naturalnego. Pojawiła się jednak obawa,
że odwoływanie się do prawa naturalnego będzie wykorzystane przez różnego
rodzaju autorytety moralne, głównie przywódców religijnych i Kościoły. Aby
zatem skodyfikować prawo naturalne, przyjęto konwencję o zbrodniach przeciwko
ludzkości i Powszechną deklarację praw człowieka.
W III RP pierwszy krok w kierunku
wykorzystania prawa naturalnego zrobił nie Sejm, uchwalając ustawę aborcyjną,
ale Trybunał Konstytucyjny kierowany przez prof. Andrzeja
Zolla, który w prezencie przed wizytą papieża zdelegalizował aborcję na
podstawie zasady demokratycznego państwa. Konia z rzędem temu, kto mi
udowodni, że prawo do życia w państwie demokratycznym musi zawierać prawo do
życia od poczęcia. Ten niesamowity wygi- bas erystyczny, prawny i intelektualny
zapoczątkował proces, który potem się nasilał i krok po kroku wychodził poza prawo.
A nie podpisanie przez Polskę
konkordatu?
- Skutki przyjęcia konkordatu
widać dopiero po latach - najbardziej w przypadku ofiar pedofilii. Uznanie, że
Kościół nie jest zobowiązany do zgłaszania przestępstw natury moralnej organom
ścigania, bo ma swoje procedury, było karygodnym błędem. Dziś już wiemy, jak te
procedury wyglądają i jak bardzo szkodliwe było przyjęcie konkordatu.
Powinniśmy renegocjować
konkordat?
- Powinniśmy konkordat wypowiedzieć.
Zgadzam się z prof Janem Hartmanem, który mówi, że Polska wolna od konkordatu
byłaby cieplejszym i przyjaźniejszym krajem do życia. Kościół stałby się zwykłym
podmiotem życia publicznego, a nie uprzywilejowaną w państwie i prawie instytucją.
Ta uprzywilejowana pozycja sprawiła, że religia, w swoich założeniach oparta na
miłości bliźniego, ustąpiła miejsca instytucji ferującej wyroki, ziejącej jadem,
nienawiścią i zemstą.
Mówi się, że konkordat to cena,
jaką zapłaciły pierwsze rządy postsolidarnościowe | za pomoc Kościoła w stanie
wojennym.
- W każdym kościele poranna msza
powinna być odprawiana za duszę generała Jaruzelskiego, który
wprowadzając stan wojenny i zakazując działalności wszystkich instytucji i
organizacji, pozostawił tylko Kościół. Tym samym wepchnął do niego Polaków.
Pamiętam czasy Solidarności roku 1980. Związek zawodowy był sceptyczny wobec
Kościoła, robotnikom nie podobały się mądre i łagodzące wystąpienia kard.
Wyszyńskiego, ale stan wojenny to zmienił. Od 13 grudnia wszystko mogło
odbywać się tylko w kościele. Przez Kościół szła pomoc, w kościele odbywały
się spotkania. Społeczeństwo obywatelskie stało się społeczeństwem kościelnym.
Wybory 1989 roku też wygrał Kościół, wszystkie wiece dziękczynne odbywały się
przed ołtarzami. Później przyszedł za to rachunek.
Czy w Polsce jest sita
polityczna, która mogłaby wypowiedzieć konkordat?
- Jest - Kongres Nowej Prawicy.
Ale słabe to pocieszenie, bo oznacza wybór między oszołomstwem a państwem
fundamentalistycznym. Pozostałe partie przyzwalają, na kolanach albo po cichu,
na zawłaszczanie państwa przez Kościół. Prof. Łętowska
stwierdziła ostatnio, że Kościół prowadzi podstępną strategię: gdy chodzi o
konfitury - odzyskiwanie majątków, fundusz kościelny czy naukę religii w szkole
- występuje jako instytucja i domaga się przywilejów przynależnych instytucji.
Natomiast gdy chodzi o sprawy światopoglądowe, Kościół występuje jako
reprezentant wiernych, broniąc rzekomo ich praw. Rzekomo, bo w gruncie rzeczy
chodzi o ograniczanie praw innych ludzi.
Tych, którzy nie chcą państwa
wyznaniowego?
- Tych, którzy nie chcą, aby pan
Chazan, bo trudno o nim mówić doktor, skoro sprzeniewierzył się zasadom etyki
lekarskiej, oszukując pacjentkę i pozwalając na cierpienia skazanego na śmierć
płodu, został obwołany świętym. Tych, którzy nie chcą narzucenia ogółowi praw
wiernych, od których nie będzie skutecznego odwołania w sądzie, u rzecznika
praw obywatelskich czy w Trybunale Konstytucyjnym. W Polsce jest bardzo silny
konflikt, właściwie fundamentalistyczny, który dotyczy i Smoleńska, i spraw
moralno-światopoglądowych.
Jedna strona nie przekona
drugiej.
- Ale chodzi o to, aby mogły
współżyć, zachowując neutralność. I aby mogły prowadzić uczciwą debatę,
mającą na celu przekonanie do siebie środka. Smoleńsk jest doskonałym
przykładem na to, co się dzieje, gdy o ten środek się nie walczy. Przez
pierwszy rok po katastrofie była słyszana w przestrzeni publicznej tylko jedna
strona i liczba ludzi wierzących w spiskową teorię zamachu zdecydowanie
wzrosła.
Jak walczyć o centrum?
- Tylko drastyczna strategia może
przynieść skutek. Dlaczego, jeśli ruchy pro-life pokazują
zdjęcia płodów po aborcji, nie pokazać zdjęć zdeformowanego dziecka, o
którego życie walczył pan Chazan? Dlaczego pozwalać księżom, aby uzurpowali
sobie prawo do decydowania o kobietach? Trze ba pokazywać ogrom nieszczęść
ludzi skrzywdzonych przez fundamentalistów. Trzeba domagać się respektowania
prawa. Jeśli lekarz podpisuje deklarację wiary, to niech informację o tym
umieszcza na drzwiach gabinetu, aby pacjent wiedział, że nie znajdzie u niego
pomocy. Niech placówka zdrowia, która bierze choćby pięć złotych z publicznych
pieniędzy, ma bezwzględny obowiązek informowania, gdzie pacjent znajdzie
pomoc, której pracownicy tej placówki nie chcą mu udzielić. W zderzeniu z
fundamentalizmem trzeba być jak on stanowczym. Trzeba uznać, że rachunek III
RP wobec Kościoła został już spłacony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz