Roman
Giertych, nadworny adwokat rządu Donalda Tuska, chciał tworzyć grupę, która
będzie wymuszała pieniądze od najbogatszych Polaków: Jana Kulczyka, Zygmunta
Solorza, Leszka Czarneckiego i Michała Sołowowa.
SYLWESTER LATKOWSKI, MICHAŁ MAJEWSKI
Lato
2011 r. Pracujący wówczas dla „Rzeczpospolitej” Piotr Nisztor szykuje książkę o
miliarderze Janie Kulczyku. Sprawa nie jest tajemnicą, wie o niej światek
dziennikarzy i PR-owców. Relacja Nisztora: - W sierpniu 2011 r. byłem na
urlopie w Egipcie. Kontaktu ze mną szukał dziennikarz Jan Piński. Spotkaliśmy
się na warszawskim Żoliborzu zaraz po moim powrocie. Piński nagabywał mnie,
żebym sprzedał prawa autorskie do książki o Kulczyku.
Zaproponował 300 tys. zł. Odmówiłem. Wtedy Piński powiedział, że chce się ze
mną spotkać „Długi” i on takie spotkanie zaaranżuje.
„Długi” to, wedle nomenklatury Pińskiego,
mecenas Roman Giertych. Piński, dziś naczelny pisma „Uważam Rze” jest z
Giertychem blisko zakolegowany. Kilka lat temu, gdy kierowana przez Giertycha
Liga Polskich Rodzin miała wpływy w TVP, był szefem telewizyjnych
„Wiadomości”.
Do spotkania
Giertych-Nisztor-Piński dochodzi wieczorem, w czwartek 18 sierpnia 2011 r.
Miejsce? Kancelaria adwokacka byłego wicepremiera przy warszawskim Nowym
Świecie. Nisztor: - Postanowiłem zarejestrować to spotkanie. Dlaczego?
Ponieważ propozycja złożona przez Pińskiego była podejrzana. Spodziewałem się,
że w trakcie spotkania padną kolejne podejrzane propozycje. Nie myliłem się.
Byłem w podobnej sytuacji co Adam Michnik, który postanowił nagrać Rywina.
Dlaczego nagranie pojawia się
dopiero teraz? Nisztor uzasadnia, że miało być ono elementem książki, którą
szykuje o najbogatszym Polaku. - Zdecydowałem się je ujawnić teraz, bo jestem
zajadle atakowany. Posądza się mnie, że sprzedałem książkę o Kulczyku, co jest
kłamstwem - tłumaczy.
SPOSÓB NA ŻYCIE
Wróćmy do spotkania sprzed
niespełna trzech lat. Ma ono nietypowy charakter. Stół w kancelarii Giertycha
ugina się od jedzenia, nie brakuje alkoholu. Dyktafon ukryty jest w marynarce,
którą Nisztor powiesił na wieszaku. Rozmowa trwa dwie i pół godziny.
Dlaczego decydujemy się ją opisać?
Otóż Giertych w trakcie spotkania składa szokujące propozycje. Przez
podstawioną spółkę chce kupić od Nisztora jeszcze nieskończoną książkę o
Kulczyku. Nie działa jednak w imieniu biznesmena. Przeciwnie, chce wykorzystać
powstającą biografię, by od słynnego przedsiębiorcy wydobyć pieniądze. Kulczyk
miałby zapłacić za jej nie- wydawanie. Giertych proponuje Nisztorowi 400 tys.
zł plus dziesięć procent od tego, co wynegocjuje u Kulczyka za rezygnację w
planów wydania książki.
Z ust Giertycha pada propozycja założenia
spółki, która w podobny sposób będzie wymuszała pieniądze od innych
najbogatszych Polaków. W tym kontekście padają nazwiska kolejnych miliarderów:
Zygmunta Solorza, Leszka Czarneckiego i Michała Sołowowa. Były wicepremier chce
z tej metody zrobić, jak mówi, „way of life”, czyli sposób na życie.
Od 2007 r. Giertych jest formalnie
poza polityką. Wrócił do praktyki adwokackiej, ale w rzeczywistości obraca się
w kręgach obecnej władzy. Jest pełnomocnikiem syna premiera oraz ministrów,
przyjaźni się z szefem polskiej dyplomacji Radosławem Sikorskim i
reprezentuje jego interesy w sporach prawnych. Właściwie nie ma tygodnia, żeby
nie występował w popularnych programach publicystycznych, w których moralizuje
i rozdaje razy przeciwnikom rządu. Robi wiele, by
pozbyć się etykiety prawicowego radykała, którym był kiedyś.
Jego rozmowa z Nisztorem pokazuje
jednak prawdziwą twarz Giertycha, który kpi z „pedałów” oraz drwi z katastrofy
smoleńskiej. Osią dyskusji pozostaje jednak kwestia „biznesu”, czyli książki,
dzięki której były wicepremier chciałby wydobyć pieniądze od Kulczyka, a także
plan powołania „spółki”, która ściągałaby pieniądze od najbogatszych Polaków.
W rozmowie Piński wspiera Giertycha. Nisztor nie chce jednak przehandlować
swojej książki, nie zamierza też tworzyć firmy, która wyciągałaby od
biznesmenów pieniądze.
KSIĄŻKA JAK POWSTANIE
W rozmowie z Nisztorem Giertych
precyzyjnie przedstawia, jak chce zrobić biznes na biografii Kulczyka. Mecenas
twierdzi, że najbogatszy Polak jest tchórzem, który zrobi wiele, by książka się
nie ukazała. - Ja wiem, że Kulczyk za tym chodzi [by biografia nie pojawiła się
na rynku - red.] - przedstawia sprawę mecenas. Giertych w tamtym okresie jest w
szczególnej sytuacji, jako adwokat reprezentuje bowiem Edytę Sieczkowską, która
wytoczyła proces Janowi Kulczykowi. Kobieta twierdzi, że umożliwiła najbogatszemu
Polakowi zrobienie intratnego biznesu na Bliskim Wschodzie i została przez
niego oszukana w interesach. Dziś Sieczkowska uważa, że w trakcie trwania
procesu Giertych ją oszukał i przeszedł na stronę Kulczyka. Od wielu miesięcy
próbuje tą sprawą zainteresować dziennikarzy. W ostatni piątek przesłała do
redakcji e-mail: „Giertych, będąc moim pełnomocnikiem, postąpił nieetycznie.
Przekazał stronie przeciwnej, czyli Kulczykowi, naszą korespondencję, która
stała się jedynym dowodem w sprawie i podstawą do umorzenia. Tak się chroni
Kulczyka”.
Tyle że w sierpniu 2011 r.
Giertych i Sieczkowska grają jeszcze do jednej bramki. Tak przynajmniej wynika z nagrania. Giertych tak opisuje
Nisztorowi sytuację:
GIERTYCH: „Jakie są
perspektywy [procesu Sieczkowska vs. Kulczyk - red.]: ława oskarżonych
[dla Kulczyka - red.], proces, gdzie ja mu wszystkich tych emirów będę ścigał,
żeby się stawili, tak? [...] Całą firmę mu przeczeszą, wszystkie komputery mu pozabezpieczam.
Wszystko. [...] Oczywiście ja to robię dla pieniędzy. [... ] I chętnie bym
dodał do pakietu groźbę książki, tak?”
Nisztor kluczy, ucieka od jasnych
deklaracji. Tłumaczy, że ma już podpisaną umowę z wydawnictwem na biografię
miliardera. Mecenas się nie zraża.
GIERTYCH: „Jak im
powiesz, że nie bierzesz odpowiedzialności za książkę, to przecież nie wydadzą,
tak? [...] Znajdziemy sposób, żeby wypowiedzieć tę umowę temu wydawnictwu. Nie
dotrzymali tego, śmego i owego”.
Przy wsparciu Pińskiego próbuje
przekonać Nisztora, że wydanie książki przyniesie mu jedynie kłopoty.
GIERTYCH: „Trochę się
na tym znam. Cała odpowiedzialność skupi się na tobie”
PIŃSKI: „Będziesz jedyną osobą”.
GIERTYCH: „Bo przecież
Kulczyk cię będzie ścigał do końca świata. Wszystkimi możliwymi metodami”.
Nisztor ucieka w dygresje,
opowieści o zebranym materiale. Mecenas
tłumaczy, że książka ma swoją siłę rażenia, zanim się ukaże.
GIERTYCH: „Powstanie
jest najlepsze wtedy, kiedy jeszcze nie wybuchnie”.
NISZTOR: „No, to prawda”
NISZTOR: „No, to prawda”
GIERTYCH: „Bo jak
wybuchnie, to przychodzi siepacz [w tym przypadku chodzi o Kulczyka - red.]. Ponosi koszty, ryzyko, ale wyrżnie i ma
spokój, tak? A póki powstanie nie wybuchnie, to jest problem, bo on musi
wstrzymać handel, boi się”.
Nisztor upiera się, żeby książka
wyszła. Mecenas jednak nalega.
GIERTYCH: „Wyjdzie
książka, oni cię pozwą za chwilę. I tyle, tak? Cała para [...] pójdzie w
gwizdek. Ty nie wyrwiesz kasy, ja nie zarobię kasy. Faktem jest, że jak sprzedamy
mu [Kulczykowi - red.] tę książkę, to książka nie wyjdzie. To jest prawda. Ale
ty musisz, słuchaj, za tyle kasy to ty napiszesz następną książkę. No, o kimś
innym”
Były wicepremier opisuje, w jaki
sposób operacja ma być opłacona.
GIERTYCH: „Spółka kupuje
anonimowo. Oczywiście przez mojego człowieka, mojego nazwiska nie będzie.
Kupuje, płaci podatki, wszystko. Za robotę masz zapłacone pięć razy tyle, co
dostaniesz w najlepszym wariancie megabestsellerów.
I zabieramy się za następnego gościa [miliardera - red.], tak? Bo dla mnie to
jest biznes. Ja na tym zarobię. Nie ukrywam [...]. W tej chwili modus operandi,
że se bierzemy następnego gościa, tak?”.
W końcu adwokat przechodzi do
rzeczy i proponuje konkretne pieniądze.
GIERTYCH: „Piotrek,
moja ostateczna propozycja: cztery stówy [400 tys. zł - red.] i dziesięć pro [chodzi o procent od tego, co uda się
wyciągnąć od Kulczyka - red.]. Mogę zainwestować, zaryzykuję, największe moje
ryzyko”.
Wcześniej Giertych mówi nawet o 20
proc. dla Nisztora od tego, co sam wytarguje u Kulczyka za zakopanie książki.
GIERTYCH: „Ja mogę
umówić się z tobą tak, że przeleje ci sumę od razu. Na moje ryzyko i 20 proc.
od tego, co wynegocjuję z nimi. Jeżeli mi zapłacą, tak? Bo może być tak, że nie
zapłacą. Wiesz. Na pewno, że szukają, ale czy mi zapłacą tyle, ile chcę? [...]
To jak akcje kupujesz. Nie wiesz, czy pójdą w górę, czy...”
Adwokat nie kryje, że cała
operacja to świetny sposób na przyszłe funkcjonowanie.
GIERTYCH: „Słuchaj,
powiem ci poważnie: gdyby nam się razem udało zdobyć te pieniądze, to ja bym
wszedł z następną [nienapisaną książką - red.], naprawdę. Jeżeli dziennikarsko,
wiesz, masz hobby pisać źle o ludziach, to robisz, tak? A jeżeli korzystasz
ze sławy, że robisz książki, które wydajesz albo nie
wydajesz”.
Nisztor znów ucieka od odpowiedzi.
Zaczyna odpowiadać o studiach Kulczyka. Jego rozmówca znów jednak roztacza
rysujące się perspektywy:
GIERTYCH: „Bo możemy
taki »way of life« zrobić. Ty będziesz pisał, a ja będę, słuchaj,
sprzedawał to. Dawał ci support prawny” Mecenas zapewnia, że
wszystko będzie bezpieczne.
GIERTYCH: „Bierzemy
sobie następnego [miliardera - red.]. Bezpieczeństwo całej operacji. Bierzemy to
jak przez śluzę”.
W tym kontekście pada nazwisko Zygmunta
Solorza.
GIERTYCH: „Czy nie
możemy napisać książki o Sołowowie [Michale - red.]? [,..] O Czarneckim [Leszku
- red.] można napisać trzecią książkę. [...] Noto słuchaj. Ja mam kogoś, kto
do nich pójdzie. Rzucisz im pytania? Czy już rzuciłeś? [...] Zadasz mu
[Sołowowowi - red.] pytanie, czy w 1982 r. przewoził biżuterię w odbycie.
Delikatnie. Dziewięć takich pytań”.
Były wicepremier mówi jasno, jak
miałaby działać firma zbierająca haki na biznesmenów.
GIERTYCH: „Masz
materiał na następną książkę, to możemy zrobić firmę, tak? Ja daję opiekę
prawną. Wszystko załatwię tak, żeby było koszerne. Ty zbierasz materiały, ty
piszesz, zadajesz pytania”.
Nisztor spółki nie chce. Jego
rozmówca tłumaczy jednak, że i tak książka nie wyj - dzie, bo Kulczyk zdusi
sprawę dzięki swoim finansowym możliwościom.
GIERTYCH: „Piotr, ale
tego, Andrzej Andrzejem, co robimy z książką?”
NISZTOR: „Znaczy ten, ja ci
powiem, ja bym chciał to wydać”.
GIERTYCH: „No dobrze,
ale dlaczego tu i teraz?”
Nisztor przekonuje, że ukazanie
się biografii Kulczyka będzie swoistym testem na to, czy tego typu książki
mają w Polsce sens.
PIŃSKI: „Ale pytanie po co?”
NISZTOR: „Jak? Po to, żeby
następne książki były lepsze”
W pewnym momencie Giertych mówi o
Kulczyku: „Ja tego gościa nie znoszę. Generalnie z przyjemnością bym patrzył,
jak mu inni urywają, co mogą”.
Po blisko dwóch i pół godzinie
przekonywania mecenas konkluduje.
GIERTYCH: „Masz
konkretną ofertę, tak? To nie są, wiesz, machloje, tak dalej [...]. Nie ma w
tym nic niemoralnego, bo to jest taka sytuacja na rynku. Uważam, że w tym moim
działaniu nie ma nic niemoralnego”.
Rozmowa odbywa się w czwartek.
Giertych chce, by Nisztor przemyślał sprawę do poniedziałku. Po to, by w nowym
tygodniu już „omawiać biznes”.
Nisztor zapewnia dziś: - To było
moje ostatnie w życiu spotkanie z Giertychem. Pińskiemu przekazałem, że nie
jestem zainteresowany takimi propozycjami.
SPOTKANIE NA WÓDKĘ
Giertych nie odpowiedział na
pytania, które do niego skierowaliśmy. Poszedł natomiast do „Gazety Wyborczej”,
która w weekendowym wydaniu wydrukowała jego wersję całej historii.
Tłumaczenia mecenasa są kuriozalne, pokrętne. Stoją w całkowitej w sprzeczności
z tym, co słychać na taśmach. Twierdzi, że jego klientem był człowiek pozostający
w bliskich relacjach z miliarderem.
- „Chcę Jasiowi zrobić prezent” -
tak klient [Giertych nie chce podać jego nazwiska] zapewniał mnie, że chce
pomóc Kulczykowi - mówi gazecie.
Giertych przekonuje też
„Wyborczą”, że Nisztor wszedł w negocjacje, które zresztą od początku były ze
strony mecenasa blefem. - Klient chciał, bym zaproponował kwotę, a potem
miałem zerwać negocjacje [z Nisztorem - red.]. Miałem wysondować cenę, jak przy
przetargu. Nisztor się zgodził, ale chciał więcej - mówi Giertych.
Wersja Giertycha jest kompletnie
niespójna. Bo o co w końcu chodziło? O kupienie książki dla anonimowego
zleceniodawcy czy o zrywanie negocjacji?
Ale największym problemem
Giertycha jest to, że jego wersję kompletnie burzy to, co słychać na nagraniach.
Bo w rzeczywistości to były wicepremier naciska na kupienie książki, zależy mu
na czasie, chce dopinać biznes z Nisztorem. A sam Nisztor, wbrew temu, co mówi
Giertych, wcale nie żąda pieniędzy, unika deklaracji. Inicjatywa w rozmowie
jest po stronie mecenasa.
Jeszcze inną wersję (także
sprzeczną z tym, co słychać na nagraniach) podaje Jan Piński, który
odpowiedział na nasze pytania. Przyznał, że umówił dziennikarza z mecenasem.
„Piotr Nisztor rozważał zmianę wydawcy lub sprzedaż zgromadzonego materiału.
Umówiłem go m.in. z Romanem Giertychem na towarzyskie spotkanie na wódkę, aby
przedyskutować sprawę. [...] Mecenas przekonywał Nisztora, że książka jest mu
potrzebna na potrzeby prowadzonej wówczas sprawy [chodzi o sprawę Sieczkowskiej
- red.], a zebrany materiał może pomóc w jej wygraniu lub zawarciu korzystnej
ugody” - napisał naczelny „Uważam Rze”.
Stwierdził, że nie był umówiony z
Giertychem na żadne wynagrodzenie za załatwienie tej sprawy. Piński dodał
również: „Na prośbę Piotra Nisztora umówiłem go równolegle z przedstawicielami
Jana Kulczyka. Z tego, co wiem, Piotr doszedł z nimi do porozumienia i [...]
zrezygnował z publikacji książki. Nie są mi znane warunki finansowe tych
uzgodnień”
Co na to Nisztor? - To wymysł.
Piński nie umówił mnie na spotkanie z przedstawicielami Kulczyka. Nie
sprzedawałem książki.
Zadaliśmy również pytania
Jarosławowi Sroce, członkowi zarządu Kulczyk Holdingu, w którym odpowiada za
komunikację korporacyjną i marketingową firmy. W szczególności o to, czy
rzeczywiście Piński umówił Nisztora na rozmowy z przedstawicielami biznesmena.
- To jakiś obłęd - odpisał Sroka.
- Piński pisemnie nam tak
odpowiedział. Co pan na to?
- To pewnie nawet lepiej, że
pisemnie, bo nasi prawnicy będą mieli mniej pracy. To jakiś skandal.
Sroka oświadczył też: „Mecenas
Giertych nigdy dla nas nie pracował. Nie kontaktował się też z nami w żadnej
sprawie. Nikt z nas też niczego nie blokował, nie kupował ani nie padł ofiarą
szantażu”.
LISTA PEDAŁÓW
Kwestia książki o Kulczyku nie
jest jedyną, która pojawia się w rozmowie z 11 sierpnia 2011 r. między
Nisztorem, Giertychem i Pińskim.
Giertych jako adwokat nie ma
dobrego zdania o sędziach. Mówi, że jest to „środowisko, które jest zamknięte
w sobie, nienawidzi wszystkich innych i po prostu ma władzę. Małe pieniądze,
wielka władza, czyli frustracja”.
Giertych, dziś stronnik PO
odwołującej się do liberalnych wartości, prezentuje się w rozmowie jako
chorobliwy homofob. Zaczyna od opowieści, że jego dawny druh z LPR Wojciech
Wierzejski miał proces za to, że „opublikował
listę pedałów” w internecie. Dokładnie zrobił to asystent Wierzejskiego.
Giertych utyskuje, że proces się nieznośnie długo ciągnął. Dalej odpowiada, że
„pedałem” był jeden z polityków, który zginął w Smoleńsku (w nagraniu pada
nazwisko). Mecenas się żali, że gdyby miał tę wiedzę, gdy był w rządzie w 2007
r., toby tę osobę skompromitował publicznie. Kilka razy wraca do pomysłu, że
świetną ideą byłoby zrobienie listy „stu pedałów” rankingu „stu najbardziej
wpływowych homoseksualistów”.
GIERTYCH: „Lista stu,
i to byłby bardzo ciekawy proces. Bo lista stu homoseksualistów polskiej
polityki, tak? Na pierwszym dałbym: Jarek, drugie Kulczyk, trzeci Ziobro, po
kolei. I teraz dojdzie do procesu”
PIŃSKI: „No i jak udowodnić, że to
obraźliwe?”
GIERTYCH: „No właśnie.
I to jest, kurwa, problem. Bo co powiedzą, że to obraża? Może i nie, prawda?
[...] Więc zrobiłbyś listę stu i dałbyś przypis tam na dole, że to są typy
anonimowych aktywistów. [... ] Ale co by ci zrobili? Musiałbyś powiedzieć, że w
następnym numerze zrobiłbyś listę stu najbardziej wpływowych hetero [...] więc
pierwszy Donald Tusk, tak? Drugi Komorowski, trzeci Sikorski, czwarty Marek
Suski”.
Giertych parodiuje też ostatnią
rozmowę braci Kaczyńskich. Tę, którą prezydent prowadził z prezesem PiS już z
pokładu tupolewa na 20 minut przed katastrofą 10 kwietnia 2010 r.
GIERTYCH: „I piszesz:
Jarosław K. albo tak jak ten Sakowicz, piszesz: K. do K.:
- Cześć L. Jak mamusia, zdrowa? -
Mamusia zdrowa. - W szpitalu? - No, jeszcze w szpitalu. - Co u ciebie słychać,
drogi L.?
- No u mnie [... ] prowokację
zrobić. Na pewno Tusk prosił Putina, żebyśmy [...]. No więc chce,
żebyśmy byli zablokowani. – Ląduj i tyle. No. No to pogadamy później. Wyślij
Błasika, nie rób tego sam” .
SYLWESTER LATKOWSKI MICHAŁ MAJEWSKI
Giertycha musiałem nagrać
Giertych i Piński
chcieli robić dziwny interes, chciałem mieć dowód. Nagrałem rozmowę, każdy
dziennikarz śledczy zrobiłby to samo - mówi Piotr Nisztor.
Rozmawiają: SYLWESTER LATKOWSKI, MICHAŁ MAJEWSKI
Dlaczego poszedłeś na spotkanie
z Romanem Giertychem, mając w kieszeni ukryty dyktafon?
Najpierw dwa słowa wstępu. Gdy
pojawiła się informacja o tym, że zbieram materiały do książki o Janie
Kulczyku, zacząłem dostawać gigantyczną ilość telefonów, ludzie chcieli się ze
mną spotykać.
Bo?
Podejrzewam, że to zelektryzowało
ludzi, którzy po prostu chcieli wyrwać pieniądze od Kulczyka.
W jaki sposób?
Chociażby przekazując informacje,
które zdobyliby po rozmowach ze mną.
Ale co to ma wspólnego z
nagrywaniem Giertycha?
Był sierpień 2011 r.,
telefonicznie dobijał się do mnie Jan Piński. Spotkałem się z nim w Warszawie
po moim powrocie z urlopu w Egipcie. Piński zaproponował, żebym sprzedał prawa
do książki. Padła konkretna suma - 300 tys. zł.
Duża kwota.
Ale ja się, oczywiście, nie
zgodziłem. Jestem dziennikarzem, który nie wchodzi w takie relacje. Gdybym
sprzedał, książka nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, a ja chciałem ją
wydać. Piński, z którym miałem wtedy dobre relacje, namawiał, żebym w tej
sytuacji przynajmniej się spotkał z „Długim". Czyli z Giertychem, którego
już wcześniej znałem. Podobnie jak z Janem Pińskim byłem z nim na ty. Takie
spotkanie zostało zorganizowane. Odbyło się 18 sierpnia 2011 r.
Kim wtedy byłeś? Gdzie
pracowałeś?
To był 2011 r., miałem wtedy 26
lat. Praco - wałem w „Rzeczpospolitej” jako dziennikarz.
Kokosów nie zarabiałeś. Kwota
300 tys. nie podziałała ci na wyobraźnię?
Nigdy nie napisałem tekstu, za
który wziąłbym pieniądze nie będące wierszówką albo pensją z gazety. Niektórzy
mogą powiedzieć, że upadłem na głowę. Że mogłem zgarnąć kasę, miałbym spokój i
nie byłoby tego całego zamieszania.
Ciągle nie usłyszeliśmy
odpowiedzi na pytanie, dlaczego poszedłeś do Giertycha z ukrytym dyktafonem.
Po tym, co zaproponował mi Piński,
spodziewałem się, że w trakcie spotkania padną kolejne dziwne propozycje. Widziałem,
że będę sam, a naprzeciwko mnie będą Piński i Giertych. Zaprzyjaźnieni z sobą i
mocno zainteresowani zrobieniem jakiegoś interesu na książce, którą szykowałem.
Zaproponowali mi odkupienie praw do książki, nie zgodziłem się na to.
Konkluzja z waszego spotkania
jest taka: ty się nie godzisz na sprzedaż, Giertych chce, byś się jeszcze
zastanowił nad propozycją. Co się dzieje dalej?
Powiedziałem Pińskiemu, że nie wchodzę w takie interesy, i tyle.
Powiedziałem Pińskiemu, że nie wchodzę w takie interesy, i tyle.
Nagrałeś to?
Nagrałem rozmowę, którą wam przekazałem.
Każdy dziennikarz śledczy, który szedłby na takie spotkanie, zrobiłby to samo
co ja. Było dwóch blisko związanych z sobą ludzi, którzy mieli wspólny i dość
dziwny interes. Chciałem mieć dowód. To chyba
oczywiste.
Piński twierdzi, że potem
umówił cię z przedstawicielami Kulczyka i że handlowałeś tą książką z nimi. Co
ty na to?
Absurdalne. Od dłuższego czasu słyszałem plotki rozsiewane przez osoby związane z Pińskim, że sprzedałem książkę, że się dogadałem. Totalna nieprawda, rozpowszechniana w ramach zemsty. Mam czyste sumienie. Rozważam występowanie na drogę sądową przeciw ludziom, którzy te kłamstwa kolportują.
Absurdalne. Od dłuższego czasu słyszałem plotki rozsiewane przez osoby związane z Pińskim, że sprzedałem książkę, że się dogadałem. Totalna nieprawda, rozpowszechniana w ramach zemsty. Mam czyste sumienie. Rozważam występowanie na drogę sądową przeciw ludziom, którzy te kłamstwa kolportują.
W tej rozmowie z Giertychem
wracasz do tego, że masz podpisaną umowę na książkę o Kulczyku z wydawnictwem.
Dlaczego ta książka do dziś nie wyszła?
Gdy odbywała się rozmowa z Giertychem, miałem rzeczywiście umowę z wydawnictwem. Jednak wkrótce potem osoby z wydawnictwa powiedziały, że nie mogą tej książki wydać pod własną firmą, że jest druga, która ją wyda tę książkę. Umowa poszła do kosza, podpisaliśmy drugą.
Gdy odbywała się rozmowa z Giertychem, miałem rzeczywiście umowę z wydawnictwem. Jednak wkrótce potem osoby z wydawnictwa powiedziały, że nie mogą tej książki wydać pod własną firmą, że jest druga, która ją wyda tę książkę. Umowa poszła do kosza, podpisaliśmy drugą.
Już po spotkaniu z Giertychem i
Pińskim?
Tak. Dalej był kolejny zakręt.
Ludzie z wydawnictwa zadzwonili do mnie ponownie z tekstem: „Słuchaj, bo tu
jest problem. To podpiszemy trzecią umowę z jeszcze jakimś innym trzecim
podmiotem” Odpowiedziałem im: „Panowie, bądźmy poważni, nie róbmy sobie jaj”
Ewidentnie widać, że się czegoś bali.
Nie chcieli wydać tej książki.
Przestraszyli się czegoś?
Tak to odebrałem. W tym samym czasie
nastąpiły zmiany właścicielskie w „Rzeczpospolitej”. Zacząłem otrzymywać
nieformalne informacje, że jako osoba zajmująca się różnymi kontrowersyjnymi
tematami wylecę z gazety. Nie myliłem się. Zostałem zwolniony.
Świetny moment, żeby podpisać
nową umowę z nowym wydawnictwem, wziąć dużą zaliczkę i zrobić porządną książkę
o Kulczyku, która świetnie się sprzeda!
Nikt się nie zgłosił, nikt tej
książki nie chciał.
Szukałeś wydawcy?
Nie. Może to był błąd. Byłem
strasznie zawiedziony tamtą sytuacją.
Czym? Wyrzuceniem z „Rzepy”?
Nie, sytuacją związaną z
wycofaniem się poprzedniego wydawcy. Nie chciałem ryzykować, że znowu zostanę
oszukany.
Znamy wydawnictwa, które mają
czyste sumienie. Uważasz, że czołowe polskie wydawnictwa mają nieczyste
sumienie?
Nie mam podstaw, by tak twierdzić,
ale moja sytuacja była wtedy trudna. Miałem książkę, z której wydaniem był
problem. I miałem różne naciski.
Jakie?
Żeby tej książki nie publikować.
Pojawiały się różne sępy, które chciały przejąć tę książkę albo część informacji
w niej zawartych.
Mów bardziej konkretnie, kto to
był? Politycy?
PR-owcy, lobbyści, politycy. W
tyle głowy miałem już świadomość, że książka o najbogatszym Polaku, napisana
bez jego kontroli, jest trudna do wydania. Nie miałem redakcji, jednocześnie
bałem się, że znów zostanę oszukany.
Niektórzy mówią, że w ogóle tej
książki nie ma. Co ty na to?
Jest obszerny materiał.
Materiał czy książka?
Na razie ogromny szkic. Trzeba
byłoby temu jeszcze poświęcić sporo czasu, materiał pochodził z przeróżnych
możliwych źródeł.
Jaki to materiał?
Różny. Od śledztw, które były
prowadzone przez prokuratury, przez sprawy, które znajdują się w teczkach
prywatyzacyjnych w Ministerstwie Skarbu, do materiałów z IPN. No i rozmowy z
ludźmi. Jeśli dziś zgłosi się do mnie wydawnictwo i da gwarancję, że ta książka
się ukaże, z wielką chęcią podpiszę taką umowę.
Masz problem, bo niektórzy
twierdzą, że są współautorami. Jan Piński twierdzi, że część materiałów
pochodzi od niego. Na przykład dokumenty z IPN.
Zanim wpadłem na pomysł napisania książki o Kulczyku, dostałem od Pińskiego częściowe materiały, dotyczące tego, co znajduje się w IPN na temat zmarłego ojca Kulczyka. I to taki był ten jego wielki udział.
Zanim wpadłem na pomysł napisania książki o Kulczyku, dostałem od Pińskiego częściowe materiały, dotyczące tego, co znajduje się w IPN na temat zmarłego ojca Kulczyka. I to taki był ten jego wielki udział.
W tej historii pojawia się też
Edyta Sieczkowska, która wytoczyła ci proces.
To historia kompletnie absurdalna. Ta pani miała spór prawny z Kulczykiem, zgłosiła się do mnie, gdy pracowałem w „Rzeczpospolitej” i o tym opowiedziała. Ukazał się zresztą mój krótki artykuł na ten temat, ale jej wątek chciałem też wykorzystać w książce. Wysłałem jej więc kilka stron książki, które dotyczyły jej osoby, ona miała sprawdzić, czy przedstawione fakty się zgadzają.
To historia kompletnie absurdalna. Ta pani miała spór prawny z Kulczykiem, zgłosiła się do mnie, gdy pracowałem w „Rzeczpospolitej” i o tym opowiedziała. Ukazał się zresztą mój krótki artykuł na ten temat, ale jej wątek chciałem też wykorzystać w książce. Wysłałem jej więc kilka stron książki, które dotyczyły jej osoby, ona miała sprawdzić, czy przedstawione fakty się zgadzają.
Zautoryzowała?
Odesłała z dopiskami, które
kompletnie się nie nadawały do autoryzacji. To były jakieś emocjonalne
historie. Ale z grzeczności odpisałem jej w mejlu, że jeśli książka się ukaże,
wyślę jej kilka egzemplarzy. Na tej podstawie
ona dzisiaj rości sobie prawo do jakichś pieniędzy. Ktoś ją bowiem przekonał,
że ja sprzedałem prawa do książki, a więc zarobiłem. I teraz powinienem się z
nią podzielić. Kompletny absurd. Mam nadzieję, że ta sprawa szybko zostanie
zamknięta i sąd przyzna mi rację. Dla mnie jest to temat trochę jak z Kafki.
Pełnomocnikiem Sieczkowskiej
był Giertych.
Czyli osoba, która złożyła mi ewidentną
propozycję odkupienia tej książki. Mogę więc przypuszczać, że ktoś tę panią
zainspirował, być może ktoś związany z panem Romanem Giertychem albo Janem
Pińskim.
Piński przysłał nam informację,
że zna treść twojej książki.
Jedyna rzecz, która może gdzieś
funkcjonować, to są fragmenty szkicu, kilka lub kilkanaście stron, które komuś
wysłałem do autoryzacji lub przejrzenia. Czasami rozmówcom podsyłałem fragmenty
zawierające czyste fakty, by się do nich odnieśli, coś uszczegółowili.
Ale także Dominika Wielowieyska
w Tok FM twierdziła, że czytała twoją książkę.
Jestem bardzo ciekawy, co czytała.
Niektórzy pod słowem „książka” rozumieją jakieś wyrwane z kontekstu fragmenty
materiału. Natomiast na przełomie września i października wychodzi moja książka
„Nietykalni”, w której jednym z obszernych tematów będzie prywatyzacja
Telekomunikacji Polskiej i Jan Kulczyk.
Dlaczego zdecydowałeś się, aby
teraz wyjść z historią tej taśmy?
Nie upubliczniałem jej, gdyż
chciałem ją wykorzystać w książce.
W jakim celu? Przecież to się
bezpośrednio nie łączyło z biografią Kulczyka?
Ale jest przykładem nacisków,
które mnie spotykały, gdy zbierałem materiał o Kulczyku. Chciałem tę historię
zawrzeć we wstępie pokazującym kulisy powstawania książki. Kiedy jednak wybuchła
afera podsłuchowa, zaczęto publicznie stawiać mi zarzuty, że ktoś rzekomo
proponował mi 400 tys., że miałem wziąć pieniądze i tak dalej. Postanowiłem to
uciąć. I mam nadzieję, że ujawniona taśma, na której odrzucam propozycję
Romana Giertycha, zakończy te spekulacje. Zaznaczam również, że nikogo nie
szantażowałem tą taśmą lub tym bardziej zbieranym materiałem. Za sugerowanie
takich działań będę wysyłał sądowe pozwy.
Czy jest coś w zebranym przez
ciebie materiale, co może niepokoić Kulczyka? Trudno powiedzieć, bo u jednych jakaś informacja nie budzi
emocji, a dla innych może być niewygodna. Na
pewno osoba Jana Kulczyka jest ciekawa. Dziwię się, że nikt nie napisał
dotychczas o nim książki.
Jesteś gotowy, żeby wydać
książkę o Kulczyku? Taką bezkompromisową, pokazującą kulisy jego drogi?
Bardzo chciałbym wydać taką
książkę.
Mam nadzieję, że to się uda. Liczę
na to, że znajdzie się ktoś, kto po prostu będzie chciał taką książkę uczciwie
i rzetelnie wydać.
Nagrywasz wszystkie swoje
spotkania?
Generalnie nie nagrywam swoich
spotkań. Chyba że dotyczy to wywiadów lub jakichś sporadycznych przypadków, gdy
nagranie jest niezbędne. Wierzę bowiem notatkom, które robię podczas rozmów.
Wiesz, że po opisanej we
„Wprost” aferze podsłuchowej wszyscy cię mają za „gościa od taśm”.
To bardzo krzywdzące. W życiu
napisałem wiele artykułów, które opierały się na ciężko wychodzonych
informacjach, ale te kilka afer z taśmami okazało się najgłośniejszych. Każdy
dziennikarz, który miałby takie taśmy, chciałby, żeby zostały upublicznione.
Ja nie brałem udziału w przygotowywaniu, nagrywaniu żadnych taśm, które dotychczas
zostały ujawnione. I teraz dopiero mogę powiedzieć: tak, ta taśma została
nagrana przeze mnie. I została nagrana dlatego, abym nie musiał się później
tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem.
Co się teraz wokół ciebie
dzieje?
Dostałem sygnały od moich
znajomych, że funkcjonariusze AB W pytają o mnie. Ewidentnie zbierane są
materiały na mój temat, jestem też przekonany, że mój telefon jest na
podsłuchu. Dla mnie to jakaś próba zastraszenia, forma nacisków.
Z bilingów wynika jednak, że
kontaktowałeś się z Markiem Falentą.
Kontaktowałem się też z
dziesiątkami innych biznesmenów, oficerami służb, ministrami, generałami,
politykami, dziennikarzami. To jest normalne, że dziennikarz śledczy ma tego
typu kontakty i z takimi osobami rozmawia. Nienormalne jest to, że teraz służby
tych moich znajomych nawiedzają i prowadzą z nimi jakieś dziwne rozmowy.
Kiedy miałeś ostatnio kontakt z
Falentą?
Kilka dni temu wysłałem mu SMS-y z
prośbą o rozmowę dla tygodnika „Wprost” On dzisiaj [w piątek - red.] wysłał mi
SMS: „Hej, nie dam wywiadu, bo życie mojej rodziny i moje jest zagrożone. Na
dodatek nie pomaga wasze info o następnych taśmach. Mam
nadzieję, że to taśmy niezwiązane z tą całą aferą. Marek".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz