poniedziałek, 16 marca 2015

Lewi asystenci PiS



Europosłowie PiS zatrudniają Ludzi na fikcyjnych etatach. Załapały się na nie m.in. makijażystki prezesa i pracownicy partii, którzy nie wiedzą nawet, gdzie mieszczą się biura ich deputowanych.

MICHAŁ KRZYMOWSKI

Październik 2014 roku. W prze­dedniu wyborczego maratonu PiS szuka oszczędności. W cen­trali przy Nowogrodzkiej zapada decyzja o likwidacji kilkudziesięciu etatów w par­tii i rozwiązaniu kilkunastu umów cywil­noprawnych. Ale pracowników nie można pozbyć się ot tak, bo bez nich partyjna ma­china przestałaby działać.
Współpracownicy prezesa ściągają na Nowogrodzką europosłów PiS, schodzą się też pracownicy. Pada propozycja nie do odrzucenia: dać ludziom etaty asysten­tów deputowanych, żeby od teraz płacił im europarlament.
Opowiada osoba z Nowogrodzkiej: - Żartowaliśmy, że urządzono targ nie­wolników. Po sali krążyły karteczki z na­zwiskami pracowników i ich pensjami. Deputowani i asystenci byli parowani przypadkowo, czasem nawet się nie znali.
„Newsweek” przez kilka tygodni badał kulisy tych transferów. Wnioski są jed­noznaczne. Operacja była czystą fi keją. Asystenci europosłów PiS nadal pracują w partyjnym apa­racie. Część z nich nawet nie wie, gdzie mieszczą się biu­ra ich deputowanych, część nadal siedzi w partyjnej centrali przy Nowogrodzkiej, a jedna z asysten­tek opiekowała się chorą mamą prezesa. Wśród europosłów, którzy przejęli pra­cowników partii, znaleźli się m.in. An­drzej Duda, Zbigniew Kuźmiuk, Tomasz Poręba i Ryszard Legutko.


Opiekunki mamy i makijażystki
Eurodeputowany z Podkarpacia Tomasz Poręba to jeden z najbardziej zaufanych współpracowników prezesa. Etaty asy­stenckie mają u niego m.in. Bożena Mesz­ka-Stefanowska i Natalia Grządziel.
Meszka-Stefanowska mieszka w Skier­niewicach, mieście oddalonym od Rze­szowa (gdzie mieści się biuro poselskie Poręby) o 300 km, i jest także zatrudniona jako pielęgniarka w warszawskim szpitalu przy ul. Szaserów. Do Poręby trafiła jesz­cze w 2011 roku. Jednocześnie prywatnie zajmowała się niedomagającą mamą pre­zesa. Przyjeżdżała do niej do domu i się nią opiekowała. Na początku sprawa była czy­sta. - miała podpisaną osobną umowę z pa­nią Jadwigą i dostawała za swoje usługi pieniądze. W 2011 roku zarobiła w ten sposób 35 tys. zł (wiadomo o tym, bo Meszka w zeszłej kadencji była radną i wy­pełniała oświadczenia majątkowe).
Gdy w styczniu 2013 roku Jadwiga Ka­czyńska zmarła, prezes wygłosił podczas jej pogrzebu wzruszające przemówie­nie, w którym wspomniał pielęgniarkę ze Skierniewic. - Chciałem podziękować pani Bożenie Meszce, która w ciągu ostat­nich 20 miesięcy mimo tylu zajęć tak bar­dzo się mamą opiekowała - powiedział.
Oznacza to, że Meszka musiała opie­kować się panią Jadwigą od kwietnia 2011 roku nieprzerwanie aż do jej śmier­ci. W jej oświadczeniach majątkowych za lata 2012-2013 nie ma jednak śladu po kolejnych umowach z mamą prezesa. Są tylko dochody uzyskiwane u Poręby: ok. 5 tys. zł miesięcznie. Całkiem przy­zwoicie, zważywszy, że przeciętne wyna­grodzenie asystenta europosła oscyluje wokół 3 tys. zł.
Czy w takim razie za opiekę nad mamą prezesa de facto płacił europarlament? Dlaczego deputowany PiS zdecydował się płacić niemałe pieniądze pielęgniar­ce z warszawskiego szpitala? Jakie kom­petencje ma Meszka, by pracować jako asystentka deputowanego i co należy do jej obowiązków? Poręba nie odpowiedział na te pytania.
Meszka pracuje u niego do dziś. Nie jest już jednak radną, więc nie ujawnia oświadczeń majątkowych i nie wiadomo, czy nie zmieniła się wysokość jej pensji.
O pracy u europosła nie chce rozmawiać.
Podczas pogrzebu mamy prezes dzię­kował też „wolontariuszce Wioletcie Zydowicz”, która - jak powiedział - spędziła wiele nocy przy łóżku pani Jadwigi. Zydowicz kilka lat temu została zatrudniona w recepcji przy Nowogrodzkiej, a na je­sieni zeszłego roku dodatkowo otrzyma­ła etat u bydgoskiego europosła Kośmy Złotowskiego.
Druga z asystentek Poręby to Natalia Grządziel. Jej także próżno szukać w biu­rze podkarpackiego europosła. Mieszka w Warszawie i na co dzień pracuje w par­tyjnej centrali przy Nowogrodzkiej. Na oficjalnej stronie internetowej PiS moż­na przeczytać, że jest koordynatorem ds. struktur partyjnych odpowiedzialnym za okręgi wyborcze położone w zachod­niej Polsce: Zieloną Górę, Poznań, Konin, Kalisz i Piłę.
Etat asystencki na Podkarpaciu, pra­ca biurowa w Warszawie i koordynacja struktur w Lubuskiem oraz Wielkopolsce - rozrzut jest imponujący.
Grządziel też nie jest przesadnie roz­mowna. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że ma dwa etaty: jeden w partii, a drugi u Po­ręby. Pensję asystentki europosła dostała - jak większość - w ramach wspomnia­nych jesiennych roszad.
Rozmówca z biura PiS: - Etat u Porę­by to dla niej finansowy bonus. Nie sły­szałem, żeby cokolwiek dla niego robiła. A czym zajmuje się na Nowogrodzkiej? Załatwia sprawy zlecane przez Joachima Brudzińskiego, a jak trzeba, to bierze ku­ferek z partyjnymi kosmetykami i malu­je prezesa. Jest jedną z dwóch dziewczyn, które się tym zajmują.
Druga z makijażystek prezesa to Anna Krupka, znana z kampanii w 2011 roku, kiedy to odgrywała rolę jednego z tak zwa­nych aniołków Kaczyńskiego. Krupka od lat jest na pensji w partii, a od kilku mie­sięcy ma też etat u zachodniopomorskiego europosła Marka Gróbarczyka. I podob­nie jak Grządziel na co dzień urzęduje przy Nowogrodzkiej.

Partyjna robota
Asystentem Andrzeja Dudy jest Michał Ciechowski - młody chłopak, który na co dzień pracuje w centrali przy Nowo­grodzkiej. Do jesieni zeszłego roku do­stawał pieniądze z partii, potem jego etat zlikwidowano, a za to przydzielono go do europosła.
Ciechowski twierdzi, że jego praca u Dudy polega na „jeżdżeniu z kandy­datem po kraju”. Kłopot w tym, że unij­ne przepisy na to nie zezwalają. Szefowa działu prasowego europarlamentu Mar­jory van den Broeke w odpowiedzi na pytania „Newsweeka” pisze, że udział asy­stenta w kampanii wyborczej w godzinach jego pracy jest niedopuszczalny.
- Wie pan o tym? - pytam Michała Ciechowskiego.
- Jestem w kontakcie z asystentką w Brukseli, a podczas podróży po Pol­sce pojawiają się też sprawy związane z europarlamentem.
- A za pracę na Nowogrodzkiej kto panu płaci? Dostaje pan pensję z partii?
- Jestem asystentem europosła, to mój jedyny etat.
Jednak ze strony internetowej PiS wy­nika, że Ciechowski nadal pełni funkcję koordynatora ds. struktur w Małopolsce i Swiętokrzyskiem.
Jesienią asystentem Dudy został też Wło­dzimierz Pietras, który podobnie jak Cie­chowski wcześniej był zatrudniony w PiS. Pobrał tylko jedną miesięczną pensję: 3 tys. zł. Czym się zajmował w tym czasie?
- Pomagałem przy sprawie zmiany pla­nu miejscowego w Krakowie. Pytał o to je­den z mieszkańców.
- Duda zlecił panu przygotowanie tej odpowiedzi?
- Nie, poprosił mnie o konsultację.
- Przygotował ją pan na piśmie?
- upewniam się.
- Przekazałem to ustnie.
Po miesiącu kontrakt rozwiązano, ale Pietrus nie został na lodzie. Przeniósł się na etat do innego krakowskiego europo­sła - profesora Ryszarda Legutki. Co tam robi? Nie ma na ten temat wiele do po­wiedzenia. Gdy pytam, czy pojawia się w biurze Legutki, mówi, że tak, ale podaje adres... siedziby krakowskich struktur PiS, która mieści się przy zupełnie innej ulicy. To tam w rzeczywistości można go zastać.
Pietrus nie zna się na pracy europosłów, ale sprawy partyjne ma w małym palcu. Kilkanaście dni temu wysłałem e-mail na ogólnodostępny adres podany na stronie krakowskich struktur PiS. Przedstawiłem się w nim jako przedsiębiorca chcący przy­stąpić do partii. Odpowiedział mi właśnie Pietrus, przysyłając zaproszenie na spot­kanie w biurze partii.
Dotarliśmy też do niedawnego e-maila Pietrasa adresowanego do małopolskich struktur PiS. Umieścił w nim szczegóło­we instrukcje dotyczące zbierania pod­pisów pod kandydaturą Dudy. Zaleca też stosowanie odpowiednich procedur i pro­si o zgłaszanie miejsc, w których można by za darmo rozwiesić wyborcze banery. Kla­syczna partyjna robota.
Jesienne roszady dotyczyły też inne­go z profesorów Prawa i Sprawiedliwości, europosła Zdzisława Krasnodębskiego. Jesienią etat dostał u niego Robert Szkudlarek, który wcześniej pobierał pensję w warszawskim PiS. Pytam go, czy zajmu­je się jeszcze partyjnymi strukturami.
- To się w sumie wiąże - odpowiada bez wahania Szkudlarek.
Europejski Urząd ds. Zwalczania Nad­użyć Finansowych (OLAF) jest w tej spra­wie innego zdania, ale asystent profesora się tym nie przejmuje. Mówi, że koordy­nuje działalność trzech biur swojego de­putowanego. Dziwne, bo Krasnodębski na swojej stronie internetowej podaje adres tylko jednego biura.

Europejski zaciąg Macierewicza
Dzwonię do radomskiego biura Zbignie­wa Kuźmiuka, mazowieckiego europo­sła PiS. Proszę o kontakt z jego asystentką Grażyną Matyszczak.
- Przykro mi, u nas taka osoba nie pra­cuj e. Na pewno na stronie europarlamentu pan ją znalazł? - dziwi się głos w słuchaw­ce. 
- Jeszcze raz, jak jej nazwisko?
Grażyna Matyszczak, działaczka PiS z Częstochowy, etat u Kuźmiuka dostała w ramach jesiennych przegrupowań. W działalności europosła orientuje się sła­bo, ale zarzeka się, że pracuje dla niego właśnie, nie dla partii.
- Wykonuję rzeczy związane z obsługą biura.
- Dzwoniłem do tego biura i pani nazwi­sko jest tam nieznane. A wie pani w ogó­le, gdzie mieści się biuro posła Kuźmiuka?
- On ma kilka biur.
- Nieprawda. Deputowany Kuźmiuk ma tylko jedno biuro, to w Radomiu. Pani twierdzi, że je obsługuje?
- Mam zlecenia na telefon, przygotowu­ję spotkania - ucina Matyszczak.
Dragi z asystentów Kuźmiuka Włady­sław Bukowski ma do Radomia jeszcze dalej. Na co dzień pracuje w Krośnie na Podkarpaciu. Miał etat w PiS, ale jesienią przesunięto go do europosła.
Kuźmiuk, gdy go pytam o asystentów, bardzo się denerwuje. W kółko powta­rza, że Matyszczak i Bukowski pracu­ją dla niego, a nie dla partii. Ale tego, na czym miałaby ta praca polegać, zdradzić już nie chce. - Proszę traktować poważ­nie deputowanego po czterech dniach ciężkiej pracy. Musielibyśmy spotkać się osobiście - zastrzega. Kiedy proszę o wyznaczenie terminu, zaczyna pię­trzyć problemy: - Dziś wracam z lotni­ska, jutro mam obowiązki w Radomiu, w weekend kampania, potem znów wy­latuję. A jeszcze muszę znaleźć czas dla rodziny...
Etaty u europosłów od niedawna ma też grupa byłych pracowników PiS zwią­zanych z Antonim Macierewiczem. Asy­stentem Kazimierza Ujazdowskiego, deputowanego z Wrocławia, jest na przy­kład Marcin Gugulski, na co dzień war­szawski radny. Na czym polegaj ego praca?
- Doradza mi w zakresie edukacji i kultury - odpowiada oszczędnie Ujazdowski.
Dragi z ludzi Macierewicza - Bartłomiej Misiewicz, który do niedawna był na par­tyjnym garnuszku - dziś ma etat Beaty Go­siewskiej. Ona działa w Świętokrzyskiem, on urzęduje w Warszawie przy zespole smoleńskim.

Kaczyński jak Le Pen
Opłacanie pracowników partii z pienię­dzy europejskich jest nielegalne, więc cała sprawa może się skończyć dla PiS przykry­mi konsekwencjami. Szef europarlamentu Martin Schulz kilka dni temu zawiadomił OLAF i francuską minister sprawiedliwo­ści o podobnej aferze w szeregach Frontu Narodowego. Według doniesienia deputo­wani partii Marine Le Pen też zatrudniali fikcyjnych asystentów.
Czy w takim razie Martin Schulz za­mierza skierować do OLAF zawiadomie­nie o nieprawidłowościach? Rzecznik prasowy europarlamentu Jaume Duch nie wyklucza, że tak. - Będziemy ba­dać tę sprawę - zapowiada w rozmowie z „Newsweekiem”.

1 komentarz:

  1. A Pan Karol Karski też zatrudnia, np. aktorkę z filmu Smoleńsk - chyba, że to wsparcie PE dla polskiej kinematografii?

    OdpowiedzUsuń