wtorek, 24 marca 2015

Rodzina w Europie




Syn sekretarki, córka kuzyna i syn wiceprezesa - tak Jarosław Kaczyński obsadza podległe mu stanowiska w europarlamencie. To nepotyzm w czystej postaci.

MICHAŁ KRZYMOWSKI

Przeglądam spis pracowników Europejskich Konserwatystów i Reformatorów - europarla- mentarnej grupy politycznej, do której należy PiS:
Karolina Tomaszewska - polityczny attache, sekretariat grupy.
Kacper Kamiński - polityczny attache, asystent.
Marcin Skrzypek - polityczny attache, asystent, komórka do spraw prawnych.
Katarzyna Ochman - zatrudniona w biurze prasowym delegacji PiS w gru­pie EKR.
Marta Lipińska - była pracownica se­kretariatu EKR.

Córki i synowie
Żadna z tych osób nie jest przypadkowa. Karolina Tomaszewska jest krewną Jaro­sława Kaczyńskiego. To córka Jana Marii Tomaszewskiego, kuzyna prezesa, posta­ci bardzo wpływowej w środowisku PiS. Dzięki partyjnym układom trafiał kolej­no do kierownictwa warszawskich wodo­ciągów, Orlenu i Telewizji Polskiej. W tej ostatniej pracuje do dziś. W zeszłym roku doradzał w kampaniach wyborczych PiS i wskazywał, w jakich firmach partia ma zamawiać usługi. Jego kuzyn Grzegorz pełni funkcję prezesa w wydającej „Gazetę Polską Codziennie” spółce Forum, a jego bliską znajomą jest Marta Honzatko, któ­ra w filmie „Smoleńsk” zagra postać repor­terki wzorowanej na Ewie Stankiewicz, dziennikarce zaangażowanej w ruch Soli­darni 2010.

Córka prezesowskiego kuzyna pracuje w europarlamencie od kilku lat. W poprzed­niej kadencji była asystentką deputowanego PiS Janusza Wojciechowskiego. - Przylaty­wała tylko na pojedyncze sesje, bo robiła doktorat z zoologii na wiedeńskim uniwer­sytecie, w związku z czym dużo podró­żowała do Afryki. Dziś jest zatrudniona w sekretariacie grupy. Ma w Brukseli po­kój do pracy, ale i tak sporo czasu spędza w Austrii. W Strasburgu pojawia się rzadko - opowiada jeden z europosłów PiS.
Kacper Kamiński to z kolei syn wicepre­zesa partii i byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Od kilku lat zasiada z ra­mienia PiS w radzie powiatu otwockiego, a wcześniej pracował w kontrolowanej przez Kaczyńskiego spółce Srebrna.
Marcin Skrzypek jest synem najbliższej współpracownicy prezesa. Pani Barbara to nie tylko wieloletnia sekretarka Jarosławca Kaczyńskiego, ale też członek rad nadzor­czych Forum i Srebrnej.
Ochman została ściągnięta do eurogrupy Konserwatyści i Reformatorzy przez europosła PiS Tomasza Porębę. Jej mama jest przewodniczącą Krajowej Sekcji Służ­by Zdrowia w Solidarności i przyjaciółką posłania Jolanty Szczypińskiej. Rok temu uczestniczyła w zorganizowanej przez PiS debacie na temat służby zdrowia, wcześ­niej zapraszała w internecie na partyjny marsz 13 grudnia. Pracownik z Brukse­li dodaje: - Mąż pani Katarzyny też pra­cuje w europarlamencie. Został niedawno brukselskim asystentem europosła PiS Kośmy Złotowskiego.
Marta Lipińska jest córką wiceprezesa PiS Adama Lipińskiego. Jak twierdzi mój rozmówca z Brukseli, zatrudniono ją po ubiegłorocznych wyborach do europarlamentu. Grupa Konserwatyści i Refor­matorzy nie przedłużyła z nią umowy, ale lada moment ma się pojawić ogłosze­nie o nowym konkursie na atrakcyjniej­sze stanowisko. W delegacji PiS mówią, że Marta Lipińska wystartuje w nim i będzie mogła podpisać umowę na czas nieokreślony.

Partia oszczędza
Stanowiska opłacane z pieniędzy euro- parlamentu są traktowane przez liderów PiS instrumentalnie. Tydzień temu napi­saliśmy, że deputowani PiS zatrudniają fikcyjnych asystentów z partyjnego roz­dzielnika. Jesienią ubiegłego roku w par­tii Jarosława Kaczyńskiego zarządzono oszczędności. Zwolniono z partyjnych etatów kilkudziesięciu pracowników: między innymi makijażystki prezesa, panie, które opiekowały się jego cho­rą mamą, asystentki Joachima Brudziń­skiego i Antoniego Macierewicza oraz odpowiedzialnych za budowę lokalnych struktur. Wszystkim tym osobom od razu dano etaty u eurodeputowanych.
Dla Prawa i Sprawiedliwości ten trans­fer był czystym zyskiem. „Newsweek” przeanalizował historię rachunku ban­kowego PiS, z którego opłacano pra­cowników. Wynika z niej, że dzięki tym roszadom partia oszczędza miesięcznie na pensjach i składkach ZUS około 60 tysięcy złotych. Rocznie to daje ponad 700 tysięcy - w czasie wyborczego maratonu to suma nie do pogardzenia.
Tyle tylko że to wszystko fikcja. Część asystentów nadal wysiaduje na Nowo­grodzkiej i pracuje dla partii, a część na­wet nie wie, gdzie znajdują się biura ich parlamentarzystów. Jarosław Kaczyń­ski, zapytany na konferencji prasowej o te lewe etaty, nie zaprzeczył, że do przetaso­wania pracowników doszło. -Jeśli ktoś ma pretensje dotyczące zatrudnienia asysten­tów europosłów, to są w Unii Europejskiej odpowiednie instytucje. Niech się do nich zgłosi i zapyta, ale o wszystkie partie, a nie tylko o PiS - powiedział.

Z polecenia prezesa
Czy to możliwe, by do przetasowania do­szło bez wiedzy prezesa? Z naszych in­formacji wynika, że nie. Kaczyński lubi mieć politykę kadrową pod kontrolą i de­cydować o niej osobiście. Szczególnie je­śli w grę wchodzą osoby, które pojawiają się w obu sferach jego życia: służbowej i prywatnej. Tak było z Wiolettą Żydowicz i Bożeną Meszką-Stefanowską, paniami, które opiekowały się jego chorą mamą.
Nazwisko Żydowicz po raz pierwszy pojawiło się publicznie w przemówieniu Kaczyńskiego podczas pogrzebu pani Jadwigi. Prezes określił ją jako wolontariuszkę, która spędziła wiele nocy przy łóżku mamy. Z naszych informacji wy­nika, że na przełomie 2012 i 2013 roku, czyli tuż przed śmiercią pani Jadwigi, Żydowicz dostała pracę w głównej siedzi­bie partii. - Prezes któregoś dnia wezwał człowieka od kadr i kazał ją zatrudnić. Niczego nie tłumaczył, po prostu powie­dział, że Żydowicz ma pracować na dru­gim piętrze w recepcji. Po kilku dniach wszedł jeszcze na to drugie piętro, czego normalnie nie robi, i osobiście sprawdził, czy polecenie wykonano - opowiada mój rozmówca z Nowogrodzkiej.
Żydowicz dostała niewielką pensję, około 2 tys. zł miesięcznie, ale na jesieni przyjęto ją na kolejne stanowisko. Została krajową asystentką bydgoskiego deputowanego Kośmy Złotowskiego - tego sa­mego, który w Brukseli zatrudnił męża pracownicy biura prasowego europosła.
Bożena Meszka jest z kolei asystent­ką deputowanego z Rzeszowa Tomasza Poręby. Choć mieszka w Skierniewicach i pracuje jako pielęgniarka w warszaw­skim szpitalu na Szaserów, to pensję ma godziwą: około 5 tys. zl (tak przy­najmniej wynika z oświadczeń mająt­kowych, które do niedawna wypełniała jako radna). Kaczyński na pogrzebie po­wiedział, że Meszka zajmowała się panią Jadwigą przez ostatnie 20 miesięcy jej ży­cia. Tyle że, jak wynika z dokumentów, w 2011 roku robiła to na podstawie umo­wy, a w 2012 - już bez niej.
Jak twierdzi jeden z moich rozmów­ców z PiS, Kaczyński do dziś ma kontakt z Meszką i darzy ją zaufaniem: - Boże­na opowiada znajomym, że raz na jakiś czas dzwonią do niej z Nowogrodzkiej, wysyłają samochód i wiozą na Żoliborz. Zdarza się, że Jarosława nie ma wte­dy w domu. Gdy kiedyś ktoś spytał, czy chodzi o sprzątanie, Meszka zareagowa­ła bardzo nerwowo.
Na pytania o te wizyty' Meszka odpowia­da niejasno. Na zmianę zaprzecza i nie zaprzecza.
- Pomaga pani prezesowi dbać o dom?
- Skąd ta informacja i w jakim celu pan dzwoni? - docieka Meszka. - To nieprawda.
- Ale bywa pani u niego w domu?
- Jeżeli pan to wie, to pana sprawa.
- Czyli zaprzecza pani?
- Ja niczemu nie zaprzeczam.
- A ma pani podpisaną umowę z prezesem?
- Nie udzielę w tej sprawie żadnych in­formacji - Meszka odsyła mnie do europo­sła. Poręba nie odpowiada jednak w ogóle.
Tego, że asystenci europosłów w rze­czywistości zajmują się czym innym, na Nowogrodzkiej nikt nie ukrywa. Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych pojawiło się zdjęcie z niedawne­go spotkania wyborczego kandydata PiS na prezydenta. Andrzej Duda jest na nim otoczony wianuszkiem asystentów7 euro- deputowanych: dwojga swoich, jedne­go Kazimierza Ujazdowskiego i jednego prof. Zdzisława Krasnodębskiego.
Z kolei przed dwoma tygodniami PiS powołało własne Biuro Kontroli Wybo­rów. Na liście jego regionalnych koordy­natorów umieszczono Andrzeja Prusia, pracownika odpowiedzialnego za obser­wację wyborów w Świętokrzyskiem. Pruś do niedawna był etatowym pracownikiem partii. Na co dzień urzęduje w Kielcach, zajmuje się budową tamtejszych struktur i sprawuje mandat radnego sejmiku. Na stronie internetowej samorządu przed­stawia się jako „pracownik centrali Prawa i Sprawiedliwości”. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że... od kilku miesię­cy płaci mu europarlament. Bo Pruś ofi­cjalnie jest asystentem Stanisława Ożoga, europosła PiS i to - żeby było śmieszniej - z Podkarpacia.
Gdy w rzeszowskim biurze Ożoga po­daję nazwisko Prusia, odpowiedź pada krótka: - To pomyłka. Nikt taki u nas nie pracuje.

Europejskie CBA
Jak się dowiadujemy, w Brukseli już się zainteresowano sprawą lewych etatów w PiS. - Odnotowaliśmy zarzuty zawar­te w artykule „Newsweeka”. Nasze służby badają wszystkie sygnały o nieprawidło­wościach - informuje nas Jaume Duch Guillot, rzecznik europarlamentu.
Kluczowe jest jednak to, czy śledztwo rozpocznie OLAF, Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych. Flo­rian Oel, zastępca rzecznika prasowego OLAF, na razie odmawia w tej sprawie komentarza.
Brukselski urzędnik proszący o anoni­mowość uważa jednak, że sprawa lewych etatów zostanie objęta dochodzeniem: Wasz artykuł zrobił tu furorę, dyskutu­je się o nim na najwyższych piętrach eu­roparlamentu [chodzi o biuro szefa PE Martina Schulza i konferencję sekretarzy generalnych grup politycznych - przyp. red.]. Z tego, co słyszałem, OLAF ma się zająć sprawą. Jeśli to prawda, nie będzie żartów^. Sprawdzą wszystko, włącznie z miejscami logowania telefonów" urzęd­ników.

1 komentarz:

  1. Wszyscy o tym wiemy i co dalej. Kaczka do klatki?

    OdpowiedzUsuń