sobota, 28 marca 2015

Skok na grób


O tym, jak senator Bierecki odbił bankom spółdzielczym grób Franciszka Stefczyka, ich patrona.

Violetta Krasowska

Eugeniusz Laszkiewicz zna osobiście Grzegorza Biereckiego. Spotykali się nie raz na niwie bankowej, są po imieniu. Tym większy ma żal, że Bierecki nie skon­taktował się, tylko od razu na papierze z orłem i nadrukiem „senator Rzeczypospolitej” napi­sał do Rady Miasta Lwowa, żeby natychmiast usunięto tablice z grobu Franciszka Stefczyka. Jedna, 40 na 20 cm, była z białego marmuru: „Pionierowi Polskiej Bankowości Spółdzielczej doktorowi Franciszkowi Stefczykowi w 80. rocznicę śmierci Krajowy Związek Banków Spółdzielczych”. Druga, mniejsza, niżej, pod napisem „Sursum Corda”, też na marmurze, złotymi literami: „Bank Spółdzielczy w Brod­nicy, najstarszy bank spółdzielczy, w hołdzie Franciszkowi Stefczykowi w jubileusz 150-lecia polskiej spółdzielczości bankowej”.
Pisał senator Bierecki, że tablice zostały tam umieszczone bez zgody rodziny zmarłego i bezprawnie. A także, że „niszczą zabytkowy pomnik oraz poważnie zaniżają jego wartość nie tylko historyczną, lecz również sentymen­talną”. - Gdy zbieraliśmy środki na odbudowę i renowację tego grobu, wysłaliśmy też pismo do Kasy Krajowej SKOK, by włączyli się do tej zbiórki - opowiada Eugeniusz Laszkiewicz. - Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Wtedy sam zadzwoniłem do Biereckiego. Powiedział, że nie jest tym zainteresowany.
Laszkiewicz, który wtedy był prezesem Krajowego Związku Banków Spółdzielczych, pa­mięta, że był zawiedziony. W tamtym właśnie czasie reklamy SKOK wisiały wszędzie, widać było, że szastają pieniędzmi. - Podczas gdy my, banki spółdzielcze, płaciliśmy 18 proc. podatku od każdej złotówki osiągniętego dochodu, mu­sieliśmy łożyć rezerwy do NBP, płacić na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, oni byli zwolnieni od tego wszystkiego - opowiada. - My przy nim byliśmy „biedakami”, ale sprawa grobu Stefczy­ka to była dla nas sprawa honorowa.

W chaszczach
Miejsce pochówku prekursora bankowo­ści spółdzielczej, którego spółdzielcy uwa­żali od zawsze za swojego patrona, osobiście odszukał Eugeniusz Laszkiewicz. Zajęło mu to wiele lat. Z przekazów przedwojennych wiadomo było, że pochowano go w 1924 r., we Lwowie, przy żonie. Ze starych zdjęć Lasz­kiewicz wiedział, jak wyglądał nagrobek- dłuta rzeźbiarza Periera, ufundowany przez spół­dzielców. Tylko nie wiadomo było, gdzie się ten grób znajduje.
Laszkiewicz kilkakrotnie jeździł do Lwowa, chodził po cmentarzu Łyczakowskim i szu­kał. I było to, wspomina, szukanie po omac­ku, przedzieranie się przez chaszcze. Ale zimą 1997 r., tuż przed nocą, z dala od głównych dróg wypatrzył w końcu kawałek cylindrycz­nego kamienia, przypominający zwieńczenie kolumny na grobie ze zdjęć. A dalej, na ziemi, zobaczył leżący kamienny krzyż, który kiedyś stał na szczycie kolumny. Niedaleko, w zaro­ślach odnalazł też sam grób z cokołem. Wyko­nany z piaskowca, miał brzydkie nacieki, litery były ledwo widoczne. W tych emocjach, jeszcze tego samego wieczoru, zaczął wyrywać chaszcze, potem odnalazł i pozbierał po­rozrzucane w okolicy leżące luzem figury, które kiedyś otaczały kolumnę.
Dyrektor cmentarza nie był zachwy­cony odkryciem grobu Stefczyka. Mówił, że od pochówku minęło 70 lat, a skoro nikt się nie opiekował, to wobec znaczne­go zniszczenia pomnika należy dokonać jego likwidacji. W końcu Laszkiewicz się­gnął po osobisty argument: swoje kreso­we pochodzenie. - Swojaka nie poprzesz? - rzucił dyrektorowi w rozpaczy i widać, że desperacja na jego twarzy musiała być przekonująca, bo ten machnął w końcu ręką, zgadzając się na remont grobu.
Cmentarz Łyczakowski podlega zarzą­dowi miasta Lwowa i wszystko, co tam się dzieje, odbywa się pod ścisłą kontrolą. Wszystko musi mieć parafkę dyrektora. Przy cmentarzu jest pracownia konserwatorsko-urbanistyczna, bez której zgo­dy nie można nic na nim zrobić. Jest też wchodzący w skład służb technicznych cmentarza zespół kamieniarsko-urbanistyczny, wykonujący zlecone przez konser­watora i podpisane przez dyrektora prace przy grobach. Laszkiewicz wystąpił do tej pracowni o sporządzenie dokumentacji do przeprowadzenia renowacji. Wyliczyli, że będzie kosztować ponad 60 tys. zł. Stąd potrzebna była zbiórka publiczna. Krajowy Związek Banków Spółdzielczych wystąpił do MSW o zgodę na zebranie funduszy na odbudowę grobu Stefczyka. Wydruko­wano cegiełki po 50,100 i 500 zł.
Cegiełki wykupiło blisko 300 banków spółdzielczych. SKOK - odmówił. Gdy zebrano pieniądze, firma kamieniarska, na podstawie dokumentacji i projektu przycmentarnej pracowni konserwator­skiej, rozpoczęła renowację. - Pamiętam, że farbę woziliśmy z Polski, bo jej na miejscu nie było - wspomina Danuta Twardowska z Muzeum Historii Spółdzielczości, miesz­czącego się w słynnym Domu Pod Orłami przy Jasnej 1 w Warszawie (własność Ban­ku Towarzystw Spółdzielczych), gdzie jest wiele pamiątek po Stefczyku (a wśród nich nawet figura woskowa).
W końcu kwietnia 1999 r., z ogromną pompą, odbyło się uroczyste odsłonięcie odrestaurowanego grobu, na które zjechali kilkoma autokarami liczni spółdzielcy z ca­łej Polski, przybyli również goście z Rady Miasta Lwowa, konsul Polski we Lwowie i miejscowi Polacy. Była msza w katedrze lwowskiej, pochód z biało-czerwonymi wieńcami, występ chóru lwowskiej katedry.
Umówiono się, że grobem na miejscu będzie opiekowało się towarzystwo polo­nijne, koszty wziął na siebie Kraj owy Zwią­zek Banków Spółdzielczych.
Tuż przed odsłonięciem odrestaurowa­nego nagrobka odnalazła się w Ameryce prawnuczka Franciszka Stefczyka, która o uroczystości odsłonięcia pomnika wy­czytała w polonijnej gazecie. Stan zdrowia
nie pozwalał jej przyjechać. Eugeniusz Laszkiewicz rozmawiał z nią telefonicznie. Dziękowała za uhonorowanie pradziadka, rozmawiali też o SKOK i korzystaniu przez nie z imienia Franciszka Stefczyka. Była zdziwiona, że Krajowy Związek Banków Spółdzielczych i SKOK, nowy twór, zało­żony przez zainspirowanego amerykań­ską bankowością spółdzielczą Grzegorza Biereckiego, to zupełnie różne i niezwiązane ze sobą byty. - Była zbulwersowana, że w takim razie ktoś nadużywa imienia pradziadka. Mówiła mi, że trzeba coś z tym zrobić - opowiada Eugeniusz Laszkiewicz.
No, ale nikt nic nie zrobił. Nasz błąd - przyznaje dziś Laszkiewicz.

Z pieczęcią
Tymczasem w 2010 r., zbudowany przez Biereckiego SKOK im. Stefczyka zmie­nił nazwę na „Kasy Stefczyka”. Choć tak dokładnie nazywały się Kasy zakładane przez Franciszka Stefczyka, ze szczytny­mi ideami: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, samopomoc, pieniądze bo­gatych mają służyć biedniejszym, jeden udział - jeden głos, po to by bogatszy nie miał większego wpływu na działania kasy. Kasy otwierano lokalnie: w miastecz­kach, gminach czy parafiach, co powo­dowało, że znano sytuację osoby wystę­pującej o pożyczkę. W 1939 r. istniało już 3,5 tys. Kas Stefczyka, w których zrzeszyło się 1,5 min osób. W systemie SKOK nato­miast pojawił się też Spółdzielczy Instytut Naukowy. Tak właśnie nazywał Franciszek Stefczyk komórkę, która miała zajmować się szkoleniami i edukowaniem społeczeń­stwa - za darmo. W gazetkach Kas Stefczyka systemu SKOK pisano o nim „nasz patron”.
2grudnia 2011 r., w rocznicę śmierci Franciszka Stefczyka, do Lwowa zjechali już przedstawiciele SKOK i Spółdzielcze­go Instytutu Naukowego. Była uroczysta msza koncelebrowana przez nowego me­tropolitę Lwowa arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego. Wtedy pojawił się pomysł beatyfikacji dr. Stefczyka. O wszczęcie procesu do arcybiskupa Mokrzyckiego wystąpili oficjalnie m.in. prezes SKOK Bierecki i prezes Kasy Stefczyka Andrzej Sosnowski.
Niemal rok później, pod koniec 2012 r., odnotowano wizytę zaduszną na grobie Stefczyka delegacji polskich SKOK: prze­wodniczącego Rady Nadzorczej Krajowej SKOK Grzegorza Biereckiego i prezesa Kra­jowej SKOK Rafała Matusiaka. Na zdjęciu zamieszczonym pod tekstem widać, jak stawiają kosz z kwiatami pod postumen­tem. W kadrze widać również białe mar­murowe tabliczki fundatorów renowacji nagrobka - Banków Spółdzielczych. Potem senator Bierecki wystosował do Rady Mia­sta Lwowa wspomniany już list z żądaniem usunięcia tablic.
O tym, że je wyrwano, Eugeniusz Lasz­kiewicz, wtedy już emeryt, dowiedział się od prezesa Banku Spółdzielczego z Giżyc­ka. Spółdzielcy z różnych banków często jeździli do Lwowa, na cmentarz Łycza­kowski, żeby odwiedzić patrona. Widząc ślady po wyrwanych tablicach, podnieśli larum. Poprosili konsula o wyjaśnienie sprawy i wtedy dowiedzieli się o liście Biereckiego. Ówczesny prezes Krajowego Związku Banków Spółdzielczych pisemnie poprosił wtedy Biereckiego o „wyjaśnienie bardzo niepokojących informacji". Bie­recki odpisał jednak, że o usunięciu tablic dowiedział się z j ego listu - ale dobrze się stało, bo pomnik ten jest nieodłączną czę­ścią polskiego dziedzictwa narodowego, a nie reklamowym słupem. Tymczasem w „Czasie Stefczyka”, gazecie Kas Stef­czyka, ukazał się niepodpisany artykuł pod tytułem „Nagrobek to nie słup rekla­mowy” zaczynający się słowami: „Dzięki zaangażowaniu przewodniczącego Rady Nadzorczej SKOK - senatora Grzegorza Biereckiego, przywrócono należyty wy­gląd grobowcowi Franciszka Stefczyka. Wcześniej został on oszpecony tablica­mi reklamowymi”.

Z nadziejami
Józef Mitura, prezes najstarszego Ban­ku Spółdzielczego w Brodnicy, założone­go w 1862 r. - skromny starszy pan - w tej sprawie nie przebiera w słowach. - On sumienia nie ma. Nie kiwnął palcem, żeby powstrzymać niszczenie pomnika, a tym listem pokazał tylko, że my Polacy, nawet nad grobem, potrafimy się jedynie kłócić - mówi.
W sierpniu 2014 r. władze Krajowego Związku Banków Spółdzielczych wystąpiły oficjalnie do Rady Miasta Lwowa w spra­wie tablic. Opisały cały proces społeczne­go gromadzenia środków na renowację grobu, a prezes Mitura od siebie dopisał: „W dziele tym nigdy nie uczestniczył se­nator Bierecki ani organizacja SKOK. Swoim listem wyprowadził w błąd władze miasta Lwowa, posługując się fałszywą ar­gumentacją dotyczącą wyglądu pomnika i umieszczonych tam epitafiów w postaci okolicznych tablic”. Na razie jednak nie ma odpowiedzi.
A z samym pomnikiem na razie nic się nie dzieje. A to przecież piaskowiec. Szybko niszczeje i wymaga częstych napraw. Kry­styna Majerczyk-Żabówka, prezes Krajo­wego Związku Banków Spółdzielczych, przygotowuje wniosek do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, by ob­jęło go ochroną.
Podobnie nic się nie dzieje z ogłoszonym trzy lata temu procesem beatyfikacyjnym Franciszka Stefczyka. Pytania w tej sprawie skierowane do Spółdzielczego Instytutu Naukowego pozostały bez odpowiedzi. Sam Instytut jest już dziś tylko prywatną spółką m.in. Grzegorza Biereckiego. Sena­tor na próby kontaktu ze strony POLITYKI nie odpowiedział.

1 komentarz:

  1. Piękny przykład pisowskiej uczciwości. Gdy w grę wchodzą pieniądze wszystko inne schodzi na dalszy plan, a złodziej Bierecki jest senatorem RP. Jedyny warunek kraść dużo.

    OdpowiedzUsuń