Rządcy „przerwanej
dekady” mieli odpowiadać przed Trybunałem Stanu za gigantyczne zadłużenie
zagraniczne Polski. Skończyło się abolicją.
Helena Kowalik
O pociągnięcie
do odpowiedzialności konstytucyjnej prezesa Rady Ministrów Piotra Jaroszewicza,
przewodniczącego Komisji Planowania Tadeusza Wrzaszczyka oraz wicepremierów
Jana Szydlaka i Tadeusza Pyki zwróciło się 28 października 1982 r. do
Prezydium Sejmu PRL 120 posłów Stronnictwa Demokratycznego. Szybko utworzono
Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej (KOK).
Piotr Jaroszewicz został obwiniony
o: notoryczne dopuszczanie do zmian w narodowym planie gospodarczym (w 1977 r.
takich korekt było 80, a
w 1979 r. już 105); spowodowanie nadmiernego wzrostu wydatków na inwestycje, których
realizacja była pod znakiem zapytania (o ile w 1971 r. wydano na nie 300 mld
zł, to potem kwota ta była podwajana); akceptowanie żywiołowości w polityce
inwestycyjnej, co wyrażało się w stosowaniu tzw. otwartego planu i wzroście
kosztorysu (z 900 mld zł w 1971 r., 1745 mld zł w 1975 r. i 2880 mld zł w 1979
r.); doprowadzenie do nadmiernego zadłużenia przekraczającego granice
bezpieczeństwa kraju; zablokowanie
informacji na ten temat.
Winy Tadeusza Wrzaszczyka miały polegać
na tym, że: nie przedstawił Sejmowi i Radzie Ministrów obiektywnej analizy
stanu gospodarki, blokował rzetelne publikacje na ten temat; wbrew rachunkowi ekonomicznemu pomnażał
liczbę nowych inwestycji (w rezultacie w 1982 r. trzeba było zamknąć 1628
placów budów, wartość nakładów zamrożonych w przerwanych przedsięwzięciach
wyniosła według GUS 739 mld zł, a wartość porzuconych na placach budowy nowych
maszyn pod koniec 1980 r. oceniono na 53,1 mld zł); nie zaplanował równowagi w
zakresie kredytowego importu (gdy w końcu 1975 r. obejmował stanowiska
wicepremiera i przewodniczącego Komisji Planowania, zadłużenie Polski wobec
zagranicy wynosiło 8,388 mld doi., w 1979 r. - 23,738 mld doi., a w końcu 1980
r. - 24,1289 mld doi.).
W sprawie Pyki i Szydlaka komisja
umorzyła postępowanie z uwagi na brak dowodów, że naruszyli Konstytucję PRL.
A GDZIE BYŁA PARTIA
Piotr Jaroszewicz odpowiedział na
zarzuty listem z ośrodka internowania: nie może się bronić, gdyż nie ma tu
dostępu do potrzebnych mu opracowań. Z komisji dostał 1117 dokumentów, z
których wiele liczy po kilkaset stron. Chciałby je przeanalizować, z udziałem
adwokata i doradców, a ponadto dołączyć
protokoły z posiedzeń rządu, Komisji Planowania i Biura Politycznego KC w
ostatnich dziewięciu latach.
Jaroszewicz wkrótce wyszedł na wolność.
Wysłał wtedy do Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej drugi list. Pełen
irytacji: „Z oskarżenia wynika nieodparte wrażenie i przekonanie, że w latach
1971-79 w PRL nie działały żadne naczelne władze partyjne ani NIK, nie istniał
system kontroli politycznej. Był tylko premier, który jednoosobowo nie wykonał
kilkunastu ze swych podstawowych zadań i gruntownie zdezorganizował całą
gospodarkę. Co za absurd! Przecież wystarczy zapoznać się z komunikatami z
posiedzeń Biura Politycznego PZPR, by mieć obraz, jak szeroki był wachlarz
spraw, o których decydowała partia. Moje inicjatywy, jako premiera, były
torpedowane. To w KC pod naciskiem wypadków czerwcowych w 1976 r. zapadła
asekurancka, godząca w stabilność gospodarczą decyzja o zaniechaniu proponowanej
przeze mnie podwyżki cen niektórych artykułów spożywczych. Istniały też
obiektywne przyczyny: głęboki kryzys ekonomiczny na Zachodzie oraz klęska
nieurodzaju w Polsce”.
Dostało się też Sejmowi: „Jeśli
chodzi o przekroczenie planów inwestycyjnych,
chciałbym przypomnieć, jak silna była presja posłów na powiększenie frontu budowy
fabryk i zwiększanie importu z krajów kapitalistycznych - zwłaszcza całych
linii produkcyjnych, kompletu maszyn, a także surowców i zbóż w ilości większej
niż proponowane przez rząd. Co do zablokowania informacji o zadłużeniu kraju -
faktycznie, utajniono dane, ale przecież pisały na ten temat zagraniczne
gazety, które były do zdobycia w empikach”.
Oświadczenie Tadeusza Wrzaszczyka
sprawiało wrażenie okolicznościowego referatu, jakie wygłaszano na centralnych
uroczystościach. Czyli pod hasłem: „Aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się
dostatniej”. Warte uwagi było jednak ostatnie zdanie: „Nie wiem” - wyznał -
„na czym ma polegać moja wina. Czy na tym, że działania moje mieściły się w
politycznych i rządowych dyrektywach władzy,
czy też że te dyrektywy pomijały?”.
Gdy prominenci stanęli przed
trybunałem, nic więcej nie mieli do powiedzenia.
Kilka lat później przewodniczący
KOK prof. Zdzisław Czeszejko-Sochacki ujawnił mi kulisy tego
postępowania dowodowego.
- Przebijaliśmy się przez gąszcz
trudności pod stałym obstrzałem opinii publicznej. Objawiało się to nie tylko w
licznych listach od obywateli zdegustowanych, że
nie stanął przed trybunałem Edward Gierek, ale nawet w pogróżkach pod adresem
członków komisji - opowiadał.
Podkreślał, że jako prawnik
chciał, by postępowanie procesowe przebiegało godnie, a obwinieni i świadkowie
podawali argumenty poważne. Tak się nie stało.
- Często prowadzono spory o słowa,
o poszczególne stwierdzenia, o drobiazgi, a nawet o to, czy komisja ma prawo
przesłuchiwać obwinionych. Spośród świadków dużą godność i rezerwę wykazał
tylko były wicepremier Jan Szydlak. Natomiast zapewnienia prezesa NIK
Mieczysława Moczara, że ma dostateczne dowody na postawienie wskazanych osób w
stan oskarżenia, okazały się bez pokrycia. Nie było żadnych materiałów, które
mogłyby stanowić podstawę rozstrzygnięć w Trybunale Stanu - wspominał.
CZERWONE TECZKI
Wyniki dochodzenia komisja
zamknęła w uchwale zalecającej doskonalenie systemu zarządzania państwem.
Materiały z postępowania przygotowawczego opieczętowano jako tajne i zamknięto
w archiwum Sejmu. Dotarłam do nich. Komisja zebrała dowody, że wprowadzanie do
planów, lub poza nimi, poważnych inwestycji następowało w rezultacie
otrzymania kredytu zagranicznego. Przykładami „dopasowywania się” do
uzyskanych pożyczek były m.in. budowy zakładów produkujących samochody
ciężarowe dużej ładowności, fabryki nawozów w Policach i terminalu LOT. W
pierwszym przypadku punktem wyjścia okazał się kredyt uzyskany w czasie wizyty
Edwarda Gierka w Austrii. O „Policach” zadecydowały kredyty francuskie. Już w
czasie załamania gospodarczego Piotr Jaroszewicz, goszcząc w Wielkiej Brytanii,
doprowadził do kontraktu na terminal LOT.
Nadmierne inwestycje powodowały
też trudności w zakresie zaopatrzenia i wykonawstwa. Coraz większy wpływ resortowych
grup nacisku, zwłaszcza ministra przemysłu maszynowego, wykluczał jakiekolwiek
rozmowy o potrzebie ekonomicznej analizy opłacalności przedsięwzięcia.
Z materiałów dotyczących kredytów
zagranicznych wynikało, że zawiódł plan spłaty pożyczek eksportem polskich towarów.
W ostatnim roku pięciolatki przewidywał on ujemnie saldo wpływów z eksportu w
kwocie 320 min dolarów, podczas gdy faktycznie wynosiło ono 2673 min dolarów.
Mimo że zadłużenie kraju
narastało, od 1972 r. wydatki na import artykułów przemysłowych zawsze były
przekraczane. Zmuszało to do gorączkowego szukania nowych kredytów - z reguły
krótkoterminowych, a więc najdroższych. W listopadzie 1979 r. kwota tzw.
kredytu dziennego osiągnęła 120 min doi. Ministerstwo Finansów alarmowało
prezydium rządu. W latach 1975-79 takich sygnałów z czerwonym światłem resort
wysłał do premiera 13. Notatka z sierpnia 1976 r.: „Bank Handlowy napotyka
wzrastające trudności w uzyskiwaniu również kredytów krótkoterminowych, coraz
częściej bowiem banki zagraniczne odmawiają ich udzielenia, powołując się na
wysokie zadłużenie Polski”. Notatka z grudnia 1977 r.: „Doszło już do tego, że
Bank Handlowy zmuszony jest do finansowania bieżącej płatności wyjątkowo
niedogodnymi kredytami uzyskiwanymi zaledwie na 24 godziny. Wskazane byłoby
rozważenie sprzedaży 15 ton złota, czyli jednej trzeciej z posiadanych obecnie
zapasów, co dałoby w przybliżeniu 260 mln zł dewizowych”.
Informacje te odbijały się od
adresatów jak groch od ściany. W materiałach komisji znajduje się zeznanie
świadka Jana Sołdaczuka, który w latach 1972-78 był doradcą ekonomicznym
ambasady polskiej w Waszyngtonie. Informował przewodniczącego Komisji
Planowania o lekceważeniu przez polski rząd alarmujących sygnałów z USA
dotyczących bilansu płatniczego Polski, a zwłaszcza obsługi pożyczek wpływami z
eksportu. Nie było żadnej reakcji.
Z kolei wiele wysiłku rząd włożył
w uszczelnienie wieści o zbliżającej się katastrofie. Powołano specjalne
gremium z przewodniczącym Maciejem Wirowskim z Komisji Planowania do
ograniczenia kręgu odbiorców bieżących opracowań o sytuacji w gospodarce.
Zredukowano też ich objętość. W aktach procesowych Komisji Odpowiedzialności
Konstytucyjnej znajduje się wzmianka o „czerwonych teczkach”. Chodziło o druki
ścisłego zarachowania, w których wtajemniczeni znajdowali prawdziwe dane o
narastającym zadłużeniu. Było to jedyne wiarygodne źródło, bo GUS - podobnie jak inne instytucje rządowe - świadomie fałszował opracowania liczbowe. Decyzjami
prezesa RM zaliczano np. do efektów budownictwa mieszkalnego danego roku bloki
z wielkiej płyty oddawane w roku następnym, a także w stanie surowym.
WĄŻ ZJADA SWÓJ OGON
13 lutego 1984 r. Zdzisław
Czeszejko-Sochacki złożył posłom sprawozdanie z pracy komisji. W ponad 100
tomach zmieściła się zgromadzona wiedza o
minionej dekadzie. Efekt mrówczej pracy o charakterze nie tyle śledczym, co
archiwalnym. Przesłuchano zaledwie 46 świadków z różnych szczebli władzy, ale
przeanalizowano 2300 dokumentów. Argumentacja, która zdaniem komisji
przemawiała za odpowiedzialnością konstytucyjną Jaroszewicza i Wrzaszczyka,
została wyłożona na 107 stronach druku.
Do sądu przed Trybunałem Stanu
jednak nie doszło. W przeddzień święta lipcowego 1984 r. Sejm na wniosek
posłanki Eugenii Kempary uchwalił amnestię. Przed głosowaniem nad projektem ustawy
o abolicji padło sakramentalne pytanie marszałka, czy ktoś z obywateli posłów
pragnie zabrać głos w tej sprawie. Nie było chętnego. Sprawozdanie komisji
opatrzone pieczątką „tajne” trafiło do archiwum Sejmu.
Dwa lata później KOK obradujący
już pod kierownictwem posła Romana Paszkowskiego zaprosił na swoje posiedzenie
Zdzisława Czeszejkę-Sochackiego. Dziennikarzy na salę nie wpuszczono. Profesor
pokazał mi stenogram z tego spotkania.
Zapytano go, jak członkowie
komisji formułowali pojęcia odpowiedzialności konstytucyjnej. - To był nasz
czuły punkt, wielokrotnie nad nim obradowaliśmy - wyznał mi Zdzisław Czeszejko-Sochacki.
Wyjaśnił, że instytucja Trybunału
Stanu w takim kształcie jak w Polsce nigdzie nie istnieje. Nie było na czym się
wzorować, bo trybunał powołany w okresie przedwojennym miał wprawdzie dobrą
podstawę prawną, ale wyniki praktycznego działania mizerne. Miano przed nim
rozpatrywać sprawy Władysława Kucharskiego [minister przemysłu w rządzie Witosa
był obwiniony o podpisanie umowy na sprzedaż zakładów w Żyrardowie, czym
naraził Skarb Państwa na stratę 500 mln zł - H.K.] i Gabriela Czechowicza
[minister skarbu, któremu w 1929 r. zarzucono niewłaściwe wykorzystanie
nadwyżek budżetu - H.K.], nie doszło do tego z uwagi na silną władzę Józefa Piłsudskiego.
W rządzie londyńskim podjęto próbę oskarżenia przed trybunałem osób
odpowiedzialnych za klęskę wrześniową. Na skutek zaangażowania się gen.
Władysława Sikorskiego zamiar spalił na panewce.
W 1982 r. przyjęliśmy zasadę, że
podmiotowa odpowiedzialność konstytucyjna nie jest tożsama z
odpowiedzialnością polityczną. Trzeba było z góry założyć, że przy braku
odpowiednich ustaw (nawet Komisja Planowania istniała na mocy rozporządzeń)
nie jesteśmy w stanie ocenić, w jakim stopniu kryzys był zawiniony przez osoby
postawione przed Trybunałem Stanu.
Konstytucja nie określała
obowiązków członków prezydium rządu - tłumaczył prof. Czeszejko-Sochacki.
IGRZYSKA ODWOŁANE
Osiem lat po zamknięciu materiałów
KOK w archiwum Sejmu Edward Gierek wypowiedział się o nich w głośnej książce
Janusza Rolickiego „Przerwana dekada”
Jaroszewicz przyjął złą linię
obrony - twierdził.
- To nie partia decydowała o
poszczególnych inwestycjach. Popularne w minionej dekadzie hasło: „Partia
kieruje, rząd rządzi” wyjaśnia wszystko. „Byłbym złym pierwszym sekretarzem,
gdybym we wszystko pchał swoje palce”.
Pierwsze symptomy przegrzania koniunktury
Gierek dostrzegł już w 1974 r. Ale wynikało to nie z nabranych kredytów, lecz
ze zbyt małej wydajności pracy. „Niepotrzebnie zwlekaliśmy jeszcze pół roku z
przykręceniem galopującego wzrostu płac” - stwierdził. Poza tym centralny
planista nie wziął pod uwagę potrzeb społecznych, jakie wynikają z
równoczesnego rozwoju tak wielu dziedzin gospodarki. Na przykład budowa naraz
tylu osiedli spowodowała efekt matrioszki. Fabryka domów pociągała za sobą
budowę fabryk z różnymi artykułami do wyposażenia mieszkań. A tego w budżecie
nie uwzględniono.
- Diabli mnie biorą - wyznał
Gierek - gdy nasza prasa powtarza za amerykańskimi
kongresmenami, że Zachód chcąc nam pomóc, utopił w Polsce w latach 70. duże
pieniądze. Nie byliśmy nędzarzem Europy, o czym mogłem się wielokrotnie
przekonać w czasie składania oficjalnych wizyt. W pierwszych latach poprzedniej
dekady kredyty nie były kosztowne i banki chętnie ich udzielały. Chciałem
wykorzystać tę szansę dla unowocześnienia gospodarki.
Gierek obliczył, że do momentu
odwołania go z funkcji we wrześniu 1980 r. Polska spłaciła bankom zachodnim 25
mld dolarów długu (to suma z odsetkami), który wynosił wtedy 19 mld dolarów.
Pojawiająca się później wyższa kwota na tym rachunku to jego zdaniem wynik
manipulowania liczbami. Jak twierdzi, w dniu jego wyjścia z KC Polska miała 1,3
mld rezerw walutowych, a w magazynach leżały kupione na Zachodzie części
zamienne i półprodukty o wartości 4 mld
dolarów. „Niestety, zostaliśmy zatopieni bosakami tuż u końca przeprawy. I nie
przez Solidarność, ale przez towarzyszy partyjnych. Gdybym pozostał u władzy,
byłbym w stanie zapewnić ciągłość kredytów niezbędną dla utrzymania tempa
wzrostu produkcji. Ale ekipa Kani nie była do tego zdolna. Dług urósł do 40 mld
dolarów i 6 mld rubli”.
Zdaniem bohatera „Przerwanej
dekady” za ruinę polskiej gospodarki odpowiada przede wszystkim Wojciech
Jaruzelski; to za jego premierostwa roztrwoniono miliardy zainwestowane w
przemysł, jego nieudolność spowodowała zmarnowanie setek fabryk zatrzymanych w
trakcie budowy - nigdy już niedokończonych.
Zapytany o szykowany Trybunał
Stanu, Gierek twierdził, że wystraszyli się go sami animatorzy procesu. Uświadomili
sobie, że nie będą w stanie uniknąć kompromitującej ich sytuacji. „Władza
chciała tym trybunałem zabawić społeczeństwo, urządzić igrzyska, co wobec
naszej postawy, że nie pójdziemy niczym stado baranów na rzeź, było zbyt
ryzykowne”.
PIOTR JAROSZEWICZ
Syn nauczyciela, w czasie wojny
deportowany w okolice Archangielska, a następnie do Kazachstanu. W1843 r.
został przyjęty do 1 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR. W latach 1970-1980
był premierem PRL, w randze generała. Od 1949 do 1980 r. zasiadał w Biurze
Politycznym KC PZPR. Poseł na Sejm wszystkich kadencji do 1985 r. Współautor
tzw. manewru gospodarczego z 1976 r., polegającego na podwyżce cen żywności
połączonej z wprowadzeniem rekompensat, co doprowadziło do ostrego strajku
robotników w Ursusie i Radomiu. W lutym 1980 r. został usunięty na VIII
Zjeździe PZPR z funkcji premiera oraz z Biura Politycznego KC, rok później z
partii. W stanie wojennym internowany razem z Edwardem Gierkiem. W nocy z 31
sierpnia na 1 września 1992 r. został zamordowany wraz z żoną Alicją Solską w
niewyjaśnionych okolicznościach w swoim domu w Aninie.
W latach 1962-1965 główny
inżynier Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu. Od grudnia 1970 do 1975 r.
minister przemysłu maszynowego, potem do sierpnia 1980 r. wiceprezes Rady
Ministrów i przewodniczący Komisji Planowania. W latach 1975-1980 w Biurze
Politycznym KC PZPR.
W 1981 r. wykluczony z partii i
w czasie stanu wojennego internowany z ekipą Gierka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz