Można
by go wziąć za ochroniarza prezesa Kaczyńskiego. Wyższy o głowę, zawsze stoi
pół kroku za szefem. Marcin Mastalerek, lat 31, to nie tylko rzecznik PiS, ale
jedna z najważniejszych osób w partii.
WOJCIECH STASZEWSKI
Typowy „młot na czarownice” - tak
określa Mastalerka Jan Wróbel, dziennikarz Tok FM:
- Jak nastroszy oblicze, wygląda
naprawdę przerażająco. Ma fizjonomię antypatycznego buca, jakiej się wymaga
dziś od polityków. W rozmowę krzywi się z takim obrzydzeniem na Tuska, Komorowskiego
i ferajnę, że budzi mnóstwo emocji po obu stronach. U tych, którzy nie lubią
ferajny, wzmacnia obrzydzenie, a u drugiej strony budzi oburzenie.
Do powszechnej świadomości Mastalerek
wdarł się dopiero tydzień temu, demonstracyjnie wychodząc ze studia TVP Info ze słowami: - To jest farsa, nie będziemy brali w tym
udziału.
Uważniejsi widzowie kojarzą go od
pół roku, kiedy zastąpił na stanowisku rzecznika partii wyrzuconego po aferze
madryckiej Adama Hofmana. Ale skąd się tam wziął?
W piłce słabe ma wyniki idzie
więc do polityki
W liceum trenuje piłkę nożną w
szczecińskich klubach - Arkonii i Pogoni.
- Zabrakło mi talentu - komentuje
potem w prasie (na rozmowę z nami nie znajduje czasu przez cały tydzień). Idzie
na Uniwersytet Szczeciński, na stosunki międzynarodowe i w 2003 r. zapisuje się
do młodzieżówki PiS.
Wtedy szefem szczecińskiego PiS
jest Jacek Sauk, inteligent starej daty, przed polityką pracownik muzeów i
bibliotek. U niego Mastalerek nie miałby szans. Jednak Sauk przeprowadza się do
Lodzi i w Szczecinie zwalnia miejsce dla
Joachima Brudzińskiego.
Brudziński (też nie znalazł czasu
na rozmowę) zauważa Mastalerka jeszcze na studiach i proponuje mu pracę w
Warszawie. - W centrali na Nowogrodzkiej nie mógł mu dać etatu, bo tam ludzie
uczą się tych sztuczek, które umożliwiają sukces w polityce. A potem sami idą
do polityki. Ale załatwił mu posadę asystenta u minister Grażyny Gęsickiej -
opowiada polityk PiS z Łodzi.
Mastalerek przechodzi na indywidualny
tok studiów i dojeżdża na zajęcia do Szczecina nocnym pociągiem z Warszawy.
Studia dokończy.
W polityce mu wychodzi W mig
zostaje radnym w Łodzi
- W polityce można względnie
szybko dojść do względnie wysokich stanowisk w' hierarchii. Trzeba tylko umieć
czepiać się odpowiednich wagonów - zauważa Jan Wróbel.
Mastalerek trafia na stację
przesiadkową Łódź. Brudziński po śmierci minister Gęsickiej w katastrofie
smoleńskiej załatwia mu stanowisko asystenta łódzkiego posła Witolda
Waszczykowskiego. A w wyborach samorządowych - dobre miejsce na liście do
sejmiku wojewódzkiego. Mastalerek zostaje w nim szefem klubu PiS.
W październiku 2010 r. szaleniec
dostaje się do biura łódzkich posłów PiS i zabija działacza partii Marka Rosiaka.
Mastalerek siedzi wtedy z kimś w pokoju na końcu korytarza. Jak opowiada potem
znajomym, kiedy usłyszeli strzały, zamknęli się, próbowali wyrwać kratę i
wyskoczyć przez okno. Mastalerek na przemian modlił się i starał się opanować
skurcz w żołądku. - Ma poczucie dystansu, skoro potrafi o tym mówić - komentuje
mój rozmówca.
Kipi energią. Znajomi mówią, że
czasem podczas rozmowy wstaje i zaczyna chodzić. W Łodzi przed każdym wystąpieniem
wypija dwa-trzy red bulle. Kiedy na tamtejszą politechnikę przyjeżdża
Donald Tusk, Mastalerek stoi pod salą i wznosi okrzyki. A kiedy kilka lat
później prezes spotka się ze studentami w warszawskiej Arenie Ursynów i powie,
że chce tam mieć tysiąc osób, to Mastalerek odpowie, że będą dwa tysiące. I
będą.
Jeździ chyłkiem do dziewczyny
Bo się boi Goss Janiny
Ludzie różnie mówią: jedni, że
kiedy wyciągnął do niej rękę na powitanie, to mu splunęła pod nogi, a drudzy,
że tylko się odwróciła na pięcie. Chodzi o wywodzącego się ze Zgierza prezesa
NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego i Janinę Goss.
Albo kiedy jeden z radnych wręcza
jej przy wszystkich imieninowy bukiet - a już wcześniej sobie nagrabił, bo w
czasie kampanii wyborczej poszedł na zwolnienie lekarskie, więc Goss uznała,
że się obija - to ciska kwiaty do kosza na śmieci.
Janiny Goss Mastalerek czepia się
skutecznie. Prawniczka starej daty, która mogłaby w bajkach
grać złe wiedźmy bez charakteryzacji, to szara eminencja PiS. Kiedy
rozpadało się Porozumienie Centrum, z własnej pensji radcy prawnego opłacała
rachunki za lokal wyborczy. Mieszka skromnie w bloku, chodzi w starym futrze z
norek. Prezes Kaczyński ufa jej bezgranicznie.
- W Łodzi Kaczyński ustala jedynki
na listach wyborczych. Ale dwójki i trójki należą do niej - opowiada mój
rozmówca.
- Potrafi też się złościć i tupać,
żeby kogoś nie było na liście, i prezes go wykreśla.
Janinie Goss podpada właśnie wtedy
poseł i szef łódzkiego PiS Jarosław Jagiełło. - Na ciastka mnie zapraszał,
obiecywał, że dom mi kupi, skurwiel - klnie podobno na niego Goss. - A
poobstawiał się swoimi kolesiami i nie chce mnie słuchać.
Prezes skreśla Jagiełłę, a na
szefa lokalnych struktur wyznacza Mastalerka. Janina Goss wyznacza Czesława
Telatyckiego ze starej PiS-owskiej gwardii, żeby wprowadził Mastalerka w
łódzkie realia. - Spotkaliśmy się w restauracji na Piotrkowskiej i mówiłem mu,
kto kim jest, z kim rozmawiać, a z kim nie, kto gra na dwie strony, a kto gra
tylko na siebie. On słuchał, a potem bardzo sprawnie poodsuwał starych na
bocznicę. Ale mnie krzywdy nie zrobił.
Jedynki na liście w wyborach
parlamentarnych 2011 r. w Lodzi Mastalerek nie może dostać, ale jest szansa na
okręg sieradzki. 'Fani pewniakiem był Marek Matuszewski, poseł, szef
lokalnych struktur i biznesmen, który ma kilka stacji benzynowych. Aż ktoś
rozpuścił plotkę, że na tych stacjach kantują, i Matuszewski traci poparcie
Janiny Goss oraz pierwsze miejsce na liście.
Dostaje je Mastalerek. Zostaje posłem
z okręgu sieradzkiego, zdobywa 8,5 tys. głosów. O kampanii są dwie opowieści.
Jedna, że jeździł po bazarach, ściskał rękę ludziom. Druga, że się z miejsca
nie ruszył, wysłał tylko 30 tvs. pocztówek, na których dłoń ściska
mu prezes Kaczyński.
Janina Goss pilnuje Mastalerka,
żeby całą energię wkładał w pracę na rzecz łódzkiego PiS. Żeby nie musiał
wracać w tygodniu do Warszawy (a ciągnęło go tam do dziewczyny), każe mu spać
u Telatyckie- go. A potem odpytuje:
- Spał?
- Spał, spał.
Strzela gola bramkarzowi Lecz ze
skwerem nic nie zrobi
- Cicho, bo idzie.
- Kto?
- Kapuś.
Jan Tomaszewski (wielki piłkarz,
niedawno łódzki poseł PiS, dziś w PO) pamięta takie dialogi, gdy w sejmowych
kuluarach przechodził Mastalerek. Dodaje, że nie ma urazy do nikogo w byłym
klubie - poza Mastalerkiem. - Cała Łódź się śmiała, że jest figurantem, bo PiS
rządzi pani Janina. On ma własne zdanie, z którym się nie zgadza. Zanim coś
powie, musi zadzwonić i się zapytać.
Przed zimową olimpiadą w Soczi TVN24 zaprasza Tomaszewskiego do rozmowy o bojkocie igrzysk.
Tomaszewski ma carte blanche na wypowiedzi sportowe, ale pro forma prosi o
zgodę biuro prasowe partii. Adama Hofmana, zawieszonego po aferze z grubymi
żartami na Podkarpaciu, na stanowisku rzecznika prasowego zastępuje wtedy
Mastalerek. I zgody - ku zdumieniu Tomaszewskiego - nie daje. Tomaszewski jednak w telewizji występuje.
Kiedy w kwietniu zeszłego roku
Mastalerek forsuje na kandydatkę na prezydenta Joannę Kopcińską, wcześniej
radną PO, Tomaszewski postanawia zawiesić członkostwo w klubie PiS i prosi
prezesa Kaczyńskiego o spotkanie. Czeka cztery miesiące, a kiedy się nie może
doczekać, występuje z klubu.
- Mastalerek przez kilka godzin
milczał. A potem powiedział: „No i co z tego, i tak byłby Wyrzucony, bo jest
proputinowski”. Przecież to kłamstwo, boja już wcześniej zrezygnowałem - oburza
się Tomaszewski.
Kopcińska jest pełna uznania dla
posła Mastalerka. Zwłaszcza za determinację w uczczeniu Lecha Kaczyńskiego w
Łodzi poprzez nazwanie placu jego imieniem: - Nie używał argumentów politycznych,
tylko przekonywał odwołaniami do historii.
- Wymyślił szatańską kombinację - mówi
mój rozmówca z Łodzi - żeby nazwać imieniem Lecha Kaczyńskiego nie jakiś plac
czy ulicę, tylko menelski skwer, ale tuż pod urzędem miasta. W każdą miesięcznicę
można by zrobić zadymę pod magistratem.
PiS brakuje większości w radzie.
Telatycki pamięta targi: - Proponował mi miejsce radnego w kolejnej kadencji
„gdzieś w terenie”, bo w Łodzi prezes się nie zgodzi. Aleja nie chciałem. Za
to w uzgodnieniu z prezydent Hanną Zdanowską powiedziałem, że mogę wyjść z
sali, żeby sobie to przegłosowali, jak się zgodzą na dofinansowanie obwodnicy.
- To wielki sukces posła -
entuzjazmuje się Kopcińska. Nie przejmuje się tym, że dwa miesiące później
uchwała została uchylona i skweru nie ma: - Ale był!
Nawet jak mu schować kartę Zawsze umie iść w zaparte
Bystrość Mastalerka chwalą zarówno
jego przyjaciele, jak i oponenci. Przed jesiennymi wyborami samorządowymi
Mastalerek wspomaga kandydatów na prezydenta w dużych miastach. - Raz przed
ważnym wystąpieniem, gdy w sali było z trzysta osób, zrobiliśmy mu żart i
zamiast przemówienia włożyliśmy mu do podkładki białą kartkę. Wyszedł na
mównicę i bez mrugnięcia okiem wygłosił wystąpienie - opowiada kolega z PiS.
Za chwilę wybucha afera madrycka,
rzecznik PiS Adam Hofman zostaje wyrzucony z partii, a Mastalerek zajmuje jego
miejsce. I zaraz zaczynają się porównania. Prawie wszyscy moi rozmówcy wspominają
„wdzięk Hofmana” - i przeciwstawiają go mastalerkowej fizjonomii Andersa Breivika. Mastalerek walczył z tą ksywką do czasu, kiedy tak
przedstawił go prezes Kaczyński na spotkaniu z wyborcami.
- Mastalerek jest człowiekiem
ubranym w garnitur. Jak siada w studiu, to poprawia marynarkę, bo jak każdemu
człowiekowi robi mu się taki garb na plecach. A jak Hofman siadał, to mu się
garb nie robił - mówi Wróbel. - Staram się nie zapraszać Mastalerka, bo
jestem przekonany, że nie uda mi się doprowadzić do sytuacji, że on powie coś
od siebie.
- Ma rys twardego propagandysty,
nigdy nie posypuje głowy popiołem - ocenia inny dziennikarz prowadzący rozmowy
z politykami. - Przy trudnych pytaniach Hofman potrafił przykuć uwagę metaforą,
np. że Polacy będą jak Indianie w rezerwatach. Brudziński potrafił zmienić temat,
pytany o słabą kampanię Dudy za 10 sekund mówił o słabości kampanii Komorowskiego.
A Mastalerek idzie w zaparte.
- Hucpiarstwo czystej wody charakterystyczne
dla spin doktorów PiS. Potrafi bez skrupułów wypowiedzieć każdą bzdurę. Uczeń
Ziobry i Jacka Kurskiego. Kaczyński zawsze potrzebował młodych wilczków, którzy
nie mają żadnego obciachu we wciskaniu kitu - mówi dziennikarka polityczna. -
Widać u niego pewne analogie z Palikotem albo Niesiołowskim, ale oni mają inny
styl bycia - radosnego oszołoma. A tu na antenie jest czyste chamstwo.
Za to kiedy kamery i mikrofony są
już wyłączone, Marcin Mastalerek przestaje być żołnierzem prezesa. Zmienia się
w fajnego, wyluzowanego gościa, z którym można porozmawiać i się pośmiać.
Śródtytuły podchodzą od autora tekstu, w całości
tworzą tytułową balladę o Marcinie Mastalerku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz