W latach 70.
odpowiadał za główne inwestycje zagraniczne PRL. Okazał się oszustem, podobnie
jak oszustwem okazał się „cud gospodarczy ekipy Gierka”.
Helena Kowalik
W dwa
miesiące po podpisaniu porozumień sierpniowych w 1980 r. w warszawskim sądzie
(wtedy jeszcze przy ulicy Świerczewskiego) toczyło się równocześnie kilka
procesów byłych prominentów PRL. Złakniona sensacji publiczność musiała
wybierać, kogo chce oglądać: prezesa TVP Macieja Szczepańskiego, ministra
budownictwa Adama Glazura, prezesa Głównego Urzędu Ceł Eugeniusza
Dostojewskiego, a może Kazimierza Tyrańskiego, dyrektora centrali
eksportowo-importowej Minex. Ten ostatni zasłynął z
wystawnych kolacji, na których, jak podawała solidarnościowa prasa, serwowano
krewetki sprowadzane samolotem z Berlina. Sale, w których odbywały się te rozprawy, były ulokowane w
jednym korytarzu, który przez pracowników sądowego labiryntu został złośliwie
nazwany aleją zasłużonych.
KTO MÓGŁ UCZYĆ NA ZLECENIA
Jestem wtedy młodą dziennikarką sądową,
otwieram drzwi, za którymi w ławie oskarżonych stoi z pokerową twarzą
Kazimierz Tyrański. Zdążył przeczytać poranne gazety, w których nazwano go
nababem PRL. Jego majątek wyceniano na 6 min zł, samochód marki BMW - 320 automatic - na pół miliona złotych. Adresów kont w zagranicznych
bankach nie zidentyfikowano.
Prokurator odczytuje zarzuty z
aktu oskarżenia: przyjęcie od zagranicznych kontrahentów łapówek na
niewyobrażalną skalę. Z pomocą władz PRL uprawianie korupcji nie było trudne -
zgodnie przekonują swych czytelników sprawozdawcy sądowi. Za Tyrańskim,
wieloletnim dyrektorem Minexu, stali kolejni ministrowie, a
towarzysze partyjni dopraszali do różnych gremiów w charakterze doradcy. On
umiał się odwdzięczyć, bo miał dostęp do prawdziwych pieniędzy.
Jerzy Olszewski, minister handlu
zagranicznego, mianował Tyrańskiego pełnomocnikiem rządu do spraw inwestycji
prowadzonych przez ten resort. Załatwił mu paszport dyplomatyczny, aby w
licznych podróżach zagranicznych mógł omijać kontrolę celną. Szef URM Janusz
Wieczorek powołał Tyrańskiego na sekretarza Komitetu Budowy Centrum Zdrowia
Dziecka, a także do Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa.
Na co dzień Tyrański eksportował
za granicę materiały budowlane, głównie cement. Jako pełnomocnik ministra mógł
wybierać zagranicznych kontrahentów. Za ewentualne straty w transakcjach nie
odpowiadał, choć traktował państwową firmę jak
swoją własność.
Łapówki kryły się za upustami
cenowymi i bonifikatami towarowymi. Ten proceder zaczął się już w roku 1967.
Wtedy Tyrański poznał Holgera H., szwedzkiego właściciela małej firmy
importującej z Polski cegły. Gdy upadła, dyrektor Minexu wpłynął na swego partnera handlowego - szefa koncernu w
Sztokholmie, aby wysłał H. do Polski jako swego przedstawiciela. Przyjaźń z Holgerem
odbiła się na finansach Minexu. Przedsiębiorstwo ze Sztokholmu
nabywało polski cement po cenach preferencyjnych.
Dzięki dyrektorowi Minexu w 1975 r. Holger H. uzyskał prawa reeksportu polskiego
cementu do Afryki. W zamian na prywatne konto Tyrańskiego w zagranicznym banku
wpływało dziesięć centów z każdej sprzedanej w Nigerii tony cementu. A ponadto
szef szwedzkiego koncernu otworzył Tyrańskie - mu w miejscowym banku prywatne
konto z wyjściową kwotą 500 tys. dolarów. Połowa z tego miała być własnością
sztokholmskiego dyrektora, który w ten sposób chciał uniknąć zapłacenia podatku
od dochodu.
Mając upoważnienie ministra handlu
zagranicznego do wyboru na zachodzie Europy firmy budowlanej, która wejdzie na
wielki plac inwestycyjny nad Wisłą, Tyrański nieraz decydował o być albo nie
być tych kontrahentów. Który okazał wdzięczność, mógł liczyć na kolejne
zlecenia.
Prokurator podał konkrety:
szwedzka BPA zbudowała w Warszawie drapacz chmur Intraco. Ta firma została też
wybrana na wykonawcę hoteli w Centrum Zdrowia Dziecka. W podzięce Tyrański
dostał bmw 320 automatic.
Z właścicielem austriackiego
przedsiębiorstwa handlu materiałami budowlanymi dyrektor Minexu znał się od 1968 r. Austriak fundował Tyrańskiemu urlopy na
Majorce i bezpłatne bony na benzynę, gdy Polak wojażował za granicą. Tyrański
zrobił go więc generalnym pośrednikiem między Polską a Austrią w handlu
towarami Minexu. Austriak zrewanżował się wypłatą do kieszeni protektora
stałego procentu od wysokości zysków, jakie przynosiły kontrakty z Minexem. Z czasem udoskonalili wspólny biznes, tworząc w 1975 r.
prywatną spółkę polsko- austriacką. W 1978 r. Austriak obiecał Tyrańskiemu
przelanie do końca roku 400 tys. dolarów na konto banku szwajcarskiego. W
zamian żądał decyzji inwestycyjnych, które powinny mu przynieść zysk ok. 800
tys. dolarów. Dyrektor Mintexu się zgodził, choć uderzało to w
interesy przedsiębiorstwa, którym zarządzał.
Te i podobne im pokątne interesy
zostały szczegółowo podliczone w akcie oskarżenia.
- Wybrałem w śledztwie drogę szczerości
- zaczyna swe wyjaśnienia w sądzie główny oskarżony.
- Przyznaję się do wszystkiego, z wyjątkiem zagarnięcia mienia. Przekraczałem
uprawnienia, ale też wiele wydawałem ze swojej kieszeni na cele Minexu i innych instytucji państwowych. W biznesie z zagranicznymi
firmami nie mogły to być oficjalne pieniądze, wysoki sąd chyba rozumie.
ALE SĄD CHCE KONKRETU.
- Na przykład kontrakt z klientem
nigeryjskim - tłumaczy Tyrański. - Sprzedawaliśmy cement, towar trudny do
transportowania morzem. Jeszcze przed podpisaniem kontraktu wywiedziałem się,
że pewien koncern szwedzki ma zmonopolizowany rynek w tym obszarze świata.
Znałem niepisane reguły - najpierw trzeba się dyskretnie ułożyć z takim
potentatem. Dlatego, wbrew obowiązującym w Polsce przepisom, jedną część
cementu sprzedałem zgodnie z umową, a drugą za pośrednictwem Szwedów.
Oskarżony nie dodaje, że
pośrednikiem w dogadaniu się ze szwedzkim koncernem był Holger H. Ten Szwed w
pierwszej relacji byłego dyrektora Minexu zostanie przedstawiony jako dobroczyńca,
który gdy polski cement dopłynął do portu Lagos, zablokowanego przez ponad
tysiąc statków, przyspieszył rozładunek, wręczając komu trzeba bakszysz. Ale
podczas kolejnej rozprawy Tyrański oznajmi, że nie chciał z H. współpracować,
ale nie miał wyjścia. Przedstawiciel szwedzkiego koncernu został mu narzucony
przez „czynniki stojące wyżej” Sąd nie dociekał, co oskarżony ma na myśli.
A ponieważ Tyrański już się nie
odezwie do końca rozprawy, proces będzie się toczył na podstawie akt śledczych
oraz zeznań wezwanych na rozprawy świadków. A ci najczęściej zasłonią się
niewiedzą.
Mimo wielkiej ostrożności
zeznających raz po raz wymykają się w ich relacjach informacje o łapówkach dla
dyrektora Minexu.
Świadek Franciszek D., dyrektor
ekonomiczny w firmie, na pytanie, czy słyszał w biurze komentarze, jakoby szef
żyje nad stan, potwierdza, że na prośbę kierownika kadr uczestniczył w rozmowie
na ten temat z Tyrańskim. - To był rok 1978. Kadrowy powiedział dyrektorowi, że
ludzie się zastanawiają, skąd luksusowe bmw, budowa okazałej willi i te
wakacje na Majorce. Że trzeba to wyjaśnić, tylko dyskretnie. Tyrański uciął już
na początku, oświadczając, że dostał spadek po matce -18 tys. dolarów. Ja
miałem po tej rozmowie niesmak.
Kolejny świadek Czesław B., który
w Minexie jako szef kadr zainteresował się plotkami o bogactwie
dyrektora, nie pamięta, od kogo dostał wiadomość, że Tyrański załatwia
kontrakty za łapówki. Nie wie, dlaczego świadek Jerzy G. skarżył mu się, że
„dyrektor znów przewalił cały plan eksportu cementu, aby po niższych cenach
sprzedawać go swoim wybranym klientom”.
B. potwierdza tylko, że gdy mimo
poufnej, ale też ostrzegawczej rozmowy z szefem napływały do niego nowe
informacje o drugim obiegu pieniędzy za kontrakty, zainteresował się tym
sekretarz podstawowej organizacji partyjnej.
Tyrański napisał oświadczenie, że
nie ma konta zagranicznego i w żaden sposób nie korzysta w prywatnych celach z
kasy Minexu. - Nie chcieliśmy robić sensacji, więc nikt tego pisma nie
weryfikował - dodaje Czesław B.
Świadek Zdzisław D., który jako
dyrektor podlegającego Tyrańskiemu przedsiębiorstwa Intraco miał zbudować hotel
w Gdyni, nie ukrywa w sądzie, że trudno mu się współpracowało z tym
pełnomocnikiem ministra. Chciał negocjować z narzuconą mu z góry firmą
angielską Cementation.
Ale Tyrański nie pozwolił stawiać
warunków. Mówił o konieczności natychmiastowego wykorzystania kredytów
brytyjskich na turystyczne zagospodarowanie Wybrzeża bez względu na konsekwencje
finansowe. Że takie jest polecenie premiera w porozumieniu z ministrem
Olszewskim. - Gdy jednak chciałem, aby wydał mi polecenie na piśmie, odmówił.
Stwierdził, że nienawidzi biurokracji.
- Zgodnie z kontraktem - Zdzisław
D. opowiada o kolejnej budowie, którą prowadził - wieżowiec LOT-u miał być
oddany pod klucz. Mimo to Cementation chciał, abyśmy kupili
dźwigi. Powołana przeze mnie komisja przetargowa wybrała ofertę firmy fińskiej.
Tyrański obstawał za austriacką firmą Otis. Moi fachowcy się sprzeciwiali, bo
zła jakość i zbyt wysoka cena. Wtedy dyrektor pokazał mi kartkę z odręcznie
napisaną uwagą ministra Olszewskiego: „Nie ma nic przeciwko Otis".
Jeszcze się stawiałem, powołałem
kolejnych ekspertów. Poszedłem do Tyrańskiego - postraszył mnie, że stracę
stanowisko. W pewnej chwili odezwał się telefon. Słyszę, jak szef mówi: „Dzień
dobry, towarzyszu premierze, mam nadzieję, że go przekonam, proszę go jeszcze
nie zdejmować”. Zrozumiałem, że mam wykonywać polecenia bez dyskusji. Przy
budowie hotelu w CZD Intraco Tyrański był inwestorem zastępczym firmy
szwedzkiej. Miały być użyte polskie materiały budowlane. Były szwedzkie za 2
min dolarów, które nie licząc się z moim zdaniem, sprowadził Tyrański. I windy
Otis też za 2 min dolarów. Do budynków jednopiętrowych.
WINDĄ DO CELI
Oskarżonego broni przed sądem
Jerzy H., były prezes Polskiego Radia, sekretarz Społecznego Komitetu Budowy
Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. Gdy wynikła pilna potrzeba zbudowania hotelu
dla rodzin pacjentów centrum, przewodniczący komitetu polecił mu
skontaktowanie się z pełnomocnikiem rządu ds. inwestycji z drugiego obszaru
płatniczego. Był nim Kazimierz Tyrański. Jako wykonawcę polecił szwedzką firmę
BPA, która zażądała 2 min dolarów i 38 min nietransferowych złotych. Później H.
się dowiedział, że to przedsiębiorstwo weszło na polski rynek dzięki Szwedowi
Holgerowi H., który już wcześniej robił w Polsce interesy z Tyrańskim. A poza
tym otrzymywał z BPA prowizję od wartości każdego kontraktu. Sąd: - Czy świadek
wie, że koszty instalacji dwóch wind w jednopiętrowym hotelu wyniosły 2 min
dolarów? Jak wytłumaczyć przeforsowanie przez oskarżonego tej inwestycji?
- Prezes firmy Otis jest
wiceprezesem austriackiego konsorcjum, które rozmawiało z naszym kierownictwem
gospodarczym - budowie tankowców.
Tyrański został skazany na 15 lat.
Już pod koniec procesu konwojowano go w gorsecie ortopedycznym. W więzieniu
jego stan zdrowia się pogorszył. W stanie wojennym wyszedł na przepustkę dla
podleczenia się - do celi już nie wrócił.
POST SCRIPTUM
Po wyjściu z więzienia (pod
pretekstem złego stanu zdrowia) Tyrańskiemu szybko wróciły siły. Jak ustalił
red. Janusz Atlas w swym zbiorze felietonów pt. „Atlas kryminalny”, b. dyrektor
Minexu założył za granicą dobrze prosperujący smali biznes. Miał
warunki do startu, bo w czasie śledztwa prokuraturze nie udało się namierzyć
adresu zagranicznych kont oskarżonego.
W1989 r., już za rządów
Mazowieckiego, Tyrański dostał cynk, że będzie musiał wrócić do więzienia, aby
odsiedzieć resztę kary.
Ku oburzeniu żony (podzieliła się
swymi odczuciami z Atlasem, znanym bywalcem warszawskich salonów) czmychnął z
kraju z młodą konkubiną, nie podając adresu. Mąjątku zostawił niewiele, gdyż
sąd orzekł o przepadku mienia. Dzisiejsze losy Tyrańskiego są nieznane.
Żona Kazimierza Tyrańskiego (na
zdjęciu w ławie oskarżonych) została w procesie uniewinniona. Bo też zarzut,
jaki jej postawiono, był groteskowy: przekupienie 200 dolarami murarzy na
budowie willi Tyrańskich w Konstancinie, aby wzięli się do roboty.
Dziś zbliża się wyrok w sprawie
matecznika Tyrańskiego w czasach jego PRL-owskiej prosperity - wieżowca Intraco
przy ulicy Stawki w Warszawie. 39-plętrowy drapacz chmur, który w siermiężnej
Polsce był symbolem Zachodu (w jego wielkim reprezentacyjnym holu ze sklepami
i barami telewizja kręciła „nowojorskie” odcinki kryminalnego cyklu „Kobra”),
prawdopodobnie będzie zburzony. Jak twierdzi Małgorzata Przybylska z Polskiego
Holdingu Nieruchomości, do którego należy obecnie Intraco, budynek nie
odpowiada dzisiejszym standardom, rozważana jest więc jego rozbiórka.
KORZYSTAŁAM M.IN. Z RELACJI SPRAWOZDAWCÓW
SĄDOWYCH: KRYSTYNY SPRUSIŃSKIEJ („PRAWO 1 ŻYCIE”), WANDY FALKOWSKIEJ
(„PRZEKRÓJ'')
I KRYSTYNY ŚWIĄTECKIEJ („PERSPEKTYWY”).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz