Związki zawodowe i
ich działacze dostają od swoich pracodawców - przede wszystkim spółek skarbu
państwa - dobrze płatne etaty. Ale tego im mato, więc jeszcze robią z nimi
intratne interesy.
RADOSŁAW OMACHEL
W statutach związków zawodowych na
pierwszym miejscu jest obrona praw pracowniczych. Rzeczywiście, wśród armii
związkowych działaczy jest mnóstwo takich, którzy z wielkim zaangażowaniem walczą
z przypadkami ich naruszania. Ale są i tacy, dla których działalność związkowa
to przede wszystkim sposób na robienie interesów i napchanie własnej kabzy.
Wcale nie traktują pracowników lepiej niż pracodawcy, którym na wiecach zarzucają
nieudolność, prywatę i naginanie Kodeksu pracy.
Zostawieni na
lodzie
MZ ZZG, czyli Międzyzakładowy
Zarząd Związku Zawodowego Górników, to biznesowa przybudówka Związku Zawodowego
Górników w Polsce. MZ ZZG na zlecenie kopalń prowadził prace remontowe i
przygotowawcze pod ziemią.
W zeszłym roku, po serii skarg od
pracowników MZ ZZG, firmę odwiedzili kontrolerzy z Państwowej Inspekcji
Pracy. Okazało się, że związkowa spółka notorycznie nie płaci pracownikom wynagrodzeń,
zasiłków chorobowych ani innych dodatków, a zwalnianym osobom nie wypłacała
odpraw. Z raportów pokontrolnych wynika, że w sumie poszkodowanych przez MZ
ZZG zostało 200 górników.
- W listopadzie skierowaliśmy do
sądu sprawę przeciwko osobom zarządzającym MZ ZZG - mówi Beata Sikora-
-Nowakowska, rzecznik prasowa PiP w Katowicach. W sądach są jeszcze dwie sprawy
o wypłatę zaległych wynagrodzeń. Wyegzekwowanie należności będzie jednak
trudne, bo z ostatniej kontroli PIP wynika, że MZ ZZG od wielu miesięcy nie
prowadzi działalności.
Związkowcy menedżerowie tłumaczą,
że nikogo nie chcieli oszukać, a winę za idące w setki tysięcy złotych zaległości
ponosi Kompania Węglowa, która od dawna nie płaci kontrahentom. Fakt, Kompania
Węglowa od miesięcy stoi na granicy bankructwa, ma 4,2 miliarda złotych długów
i potężne problemy z wypłatą pensji pracownikom. Ale to nie poprawia humoru
tym, którzy zawierzyli pracodawcom związkowcom.
Skargi na warunki pracy i umowy
śmieciowe słali też do katowickiej PIP pracownicy Unii Brackiej - fundacji,
którą na początku lat 90. założyły śląskie kopalnie i związki zawodowe, między
innymi Kadra, ZZGwP i Federacja Związków Zawodowych. Unia przejęła przykopalniane
ośrodki zdrowia i dziś jej 23 przychodnie zatrudniają pół tysiąca ludzi i
obsługują prawie 150 tys. pacjentów, przede wszystkim górników i ich rodziny.
Kopalnie wykupują dla pracowników pakiety usług medycznych w przychodniach
Unii Brackiej.
Do fundacji należy także spółka z
o.o. Unia Bracka, operator karetek jeżdżących dla fundacji oraz okolicznych
szpitali i klinik. Firma bez przerwy szuka pracowników: ratowników, pielęgniarek
czy techników; próbuje też sil w przetargach na transport medyczny, również
poza Śląskiem. O wygranych w takich przetargach decyduje cena, a ta zależy od
wynagrodzeń. Pensje są więc skromne. Przyzwoicie zarobić można jedynie w pionie
administracyjnym, ale tam do pracy nie przyjmują.
- Unia Bracka i MZ ZZG to wyzysk w
najgorszym kapitalistycznym stylu - komentuje Bogusław Ziętek, szef związku
zawodowego Sierpień 80. Jego organizacja od lat prowadzi krucjatę wymierzoną w
związkowców biznesmenów. Uważa, że prowadzenie interesów z pracodawcami,
których związki - przynajmniej w teorii - powinny kontrolować, jest naganne.
- Taki układ pachnie korupcją.
Szefowie firm kupują sobie w ten sposób przychylność związków - mówi Ziętek.
Ale on wśród związkowej braci stanowi
wyjątek. Koledzy związkowcy zarzucają mu z kolei fundamentalistyczne lewactwo.
Rozdwojenie jaźni
- Propozycja Platformy jest
nieetyczna i niemoralna. Wstyd, że posłowie coś takiego w ogóle proponują -
tak przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda oceniał jesienią pomysł zmian w
Kodeksie pracy. Proponujący je posłowie PO chcieli, by pracodawca nie musiał
oddawać pracownikowi wolnego dnia za przepracowaną sobotę albo niedzielę, ale
żeby (pod pewnymi warunkami) mógł mu wynagrodzić roboczy weekend dniówką ekstra.
Propozycja faktycznie była
kontrowersyjna. Groziła tym, że pracodawcy potraktują zmianę jako okazję do
wprowadzenia tylnymi drzwiami sześciodniowego tygodnia pracy. Tyle że
wyśmiewając poselską inicjatywę, szef Solidarności w kłopotliwej sytuacji postawił
nie tylko posłów PO, lecz także własnych związkowych kolegów.
Spójrzmy choćby na Katowicki Holding
Węglowy, najmniejszy ze śląskich koncernów 'wydobywczych. Najmniejszy nie
oznacza: mały. W czterech kopalniach zatrudnia 18 tysięcy ludzi. Formalnie tydzień
składa się tu z pięciu „czarnych dni” w czasie których prowadzone jest
wydobycie, oraz z wolnego weekendu.
W praktyce kopalnie fedrują także
w soboty i niedziele, tyle że korzystają z firm zewnętrznych. Górnicze związki
zawodowe wywalczyły bowiem, że górnikom wolny weekend należy się jak psu
zupa. - Nie każdemu pasuje praca w sobotę czy niedzielę i odbieranie dnia
wolnego we wtorek albo w czwartek. Trudno to pogodzić z życiem rodzinnym -
tłumaczy sztygar z kopalni Myślowice-Wesoła z Katowickiego Holdingu Węglowego.
Zdaniem związkowców wszelkie próby
wydłużania tygodnia pracy to naginanie Kodeksu pracy i kapitalistyczny wyzysk
kosztem życia rodzinnego pracowników. Nie dopuszczają od tej reguły żadnych
wyjątków. No, prawie żadnych...
W 2013 roku w zorganizowanym przez
KHW przetargu na prace dołowe w weekendy wystartowało kilka związkowych
spółek. Między innymi Korporacja Gwarecka, należąca do związków zawodowych i
kopalni Bogdanka, która obsługuje roboty weekendowe w lubelskim kombinacie. Ale warte blisko 140 min złotych kontrakty na
roboty w kopalniach Wieczorek, Murcki-Staszic, Wujek-Śląsk i Mysłowice-Wesoła
przypadły miejscowym. A konkretnie Górniczej Spółdzielni Pracy, której
członkami są związkowcy - między innymi z
Solidarności.
Dodatkowo wart około 10 min zł kontrakt
na roboty w Murckach i Wujku dostała spółka Sepera, której współwłaścicielem
jest klub sportowy Górnik Wesoła. W jego zarządzie zasiadają osoby powiązane
ze związkami zawodowymi. Jedną z nich jest Adam Byzdra, gruba ryba górniczej
Solidarności, a także współtwórca i wieloletni szef rady nadzorczej
Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo- -Kredytowej Wesoła, w której członkowie
rodzin lokalnych działaczy mogli liczyć na przyzwoite posady. Były prezes SKOK
Wesoła, Janusz Duży, znajomy Byzdry, działał też w spółce, która prowadziła w
kopalni stołówkę. SKOK wspólnie z Solidarnością organizowały okolicznościowe
pikniki dla górników, górnicze biesiady czy turniej wędkarski. Było milo, ale
się skończyło. W maju zeszłego roku Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła
zarząd komisaryczny do SKOK Wesoła, by uratować kasę przed bankructwem.
Kontrakty Sepery i Górniczej
Spółdzielni Pracy są ważne do maja 2015 roku, ale związkowcy już myślą o
przyszłości. Jak dobrze pójdzie, to związkowe spółki dostaną zlecenia od
Spółki Restrukturyzacji Kopalń, do której ma trafić część kopalni
Murcki-Staszic. Związkowcy tłumaczą, że jeśli już kopalnie muszą ogłaszać
przetargi na prace w weekendy albo roboty dodatkowe, jak remonty chodników, to
z dwojga złego lepiej, żeby zarabiały na tym firmy powiązane z
przedstawicielami załogi niż przedsiębiorstwa z zewnątrz. W ten sposób więcej
pieniędzy zostaje w lokalnej górniczej rodzinie. Czyli - niby grzech, ale
lepiej, żebym na tym grzechu zarobił ja niż obcy.
Koniec ze
związkowymi biznesami?
Szef Solidarności Piotr Duda
zapowiedział, że będzie ciągał po sądach posła PO Michała Jarosa. Jaros - na
podstawie danych otrzymanych z półtora tysiąca rozmaitych firm - wyliczył, że
utrzymanie armii etatowych działaczy związkowych kosztuje polskich pracodawców
przynajmniej 200 min zł rocznie.
Te wyliczenia to przygrywka do
zmiany przepisów regulujących działalność związków. Nowa ustawa ma zlikwidować
finansowanie przez pracodawców związkowych etatów i zakazać działaczom
prowadzenia działalności w przedsiębiorstwach, które ich zatrudniają.
To między innymi dlatego związkowcy
ostatnio uciekają z eksponowanych stanowisk w zarządach, radach nadzorczych, a
nawet sprzedają swoje udziały w rozmaitych firmach i firemkach, od których aż
roi się wokół spółek kontrolowanych przez skarb państwa.
Jeśli zaostrzone przepisy o
związkach wejdą w życie, to nie powinny dotyczyć na przykład Stanisława
Hrustka, prominentnego działacza kolejarskiej Solidarności. Do niedawna był
współwłaścicielem i wiceprezesem bytomskiej spółki Baca, która sprząta na
dworcach PKP. W budynku należącym do PKP mieści się zresztą jej siedziba. W
Bacy Hrustka wszyscy znają, ale oficjalnie związkowca w spółce już niema. - To
zwykła, prywatna firma - bagatelizuje sam Hrustek.
Za to pod znakiem zapytania stanęłaby
przyszłość należącego do Federacji Związków Zawodowych Pracowników PKP
przedsiębiorstwa, które prowadzi dom wczasowy Kolejarz w Muszynie koło Krynicy.
Bo gros obrotów Kolejarza generują urlopy i kolonie dofinansowywane z funduszy
PKP.
Nie wiadomo też, jaki byłby los
Fundacji Ochrony Zdrowia i Pomocy Społecznej, w której zarządzie zasiada Piotr
Szereda, rzecznik prasowy związkowego protestu w Jastrzębskiej Spółce Węglowej
i radny PiS. Fundacja prowadzi przyzakładowe przychodnie w należących do JSW
kopalniach Jas-Mos i Borynia.
W kłopotliwej sytuacji znalazłaby
się też spółka Consensus, utworzona przez związki w latach 90. na bazie
wydzielonego z Huty Katowice przedsiębiorstwa, które prowadziło zakładową
stołówkę. Dziś Consensus dostarcza obiady do firm,
organizuje wesela, ale podstawą jej przychodów jest nadal umowa na usługi
zbiorowego żywienia pracowników ArcelorMittal Poland, spółki powstałej
po przejęciu huty przez koncern hinduskiego multimiliardera Lakshmi Mittala.
Jednak mało kto wierzy, że
najbardziej nawet restrykcyjne przepisy wyeliminują biznesowe układy
związkowców. Przede wszystkim dlatego, że nie są tym zainteresowani
menedżerowie spółek skarbu państwa. W końcu działacz umoczony w interesy z
własnym pracodawcą strefy jest bardziej uległy. - Nie ma działaczy, których
nie da się podejść - przyznaje półgębkiem były menedżer dużej firmy kolejowej.
- Ale, panie redaktorze, bez nazwiska, dobrze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz