Najbardziej
niemądre zdanie ostatnich dni - nie ma na kogo głosować. Otóż jest. Mamy dwóch
całkowicie odmiennych kandydatów. I dwie skrajnie różne wizje Polski. Ten
wybór jest absolutnie fundamentalny.
1.
Są w tej kampanii zdania niemądre,
są i hasła bałamutne. Najbardziej bałamutne jest hasło ZMIANA. Nie dlatego, że
zmiana nie jest potrzebna. Jest jak najbardziej potrzebna. Tyle że w najbliższą niedzielę konkurentem
prezydenta Komorowskiego nie będzie kandydat zmiany na lepsze. Będzie nim
kandydat będący forpocztą wielkiej zmiany na gorsze.
Trzeba oddać władzy, że zrobiła
naprawdę wiele, by nadać sens potrzebie zmiany. Lista grzechów, błędów i
zaniedbań rządzących jest bardzo długa. Rządzi bowiem Polską partia zmęczona
rządzeniem. Rządzi partia zdemoralizowana prostym patentem na prolongatę swej
władzy - Kaczyński! Rządzi partia zepsuta, wręcz zdeprawowana
bezalternatywnością. Jest faktem, że w obozie rządzącym nie widać wielkiej siły
witalnej, pasji, determinacji, głodu sukcesu, a nawet chęci uwodzenia wyborców.
Jest też prawdą, że obywatel
znajduje każdego dnia całkiem sporo powodów, by nie lubić swego państwa.
Stojący w kolejce do lekarza, czekający latami na wyrok w oczywistych
sprawach sądowych, zmagający się z urzędnikami nie mają powodów, by państwo
lubić, a władzę szanować. Przeciwnie, mają solidną motywację, by się od władzy
odwrócić.
Polityka ma jednak to do siebie,
że prawie nigdy nie oferuje wyborów idealnych. A już na pewno takiego wyboru
nie mamy w tym sezonie politycznym. Mamy za to wybór realny. I w sumie prosty. Z
oczywistego względu. Rzeczywistość wcale nie jest tak czarna, jak ją malują
PiS, Kukiz i Duda. Za to alternatywa jest o niebo gorsza niż to, co mamy.
2.
Dokładnie rok temu wchodziliśmy w
szczytową fazę obchodów mijającego 25-lecia polskiej wolności. Mieliśmy święte
prawo radować się tym, co się nam udało, i święty obowiązek poważnie myśleć o
tym, co dalej. Aby dostrzec wagę stojących przed nami dylematów, nie potrzeba
było kandydata Kukiza ani kandydata Dudy. W specjalnym numerze „Newsweeka”
pisałem wtedy: „Wygraliśmy 25 lat wolności, w porządku. Ale czy mamy pomysł
na następne 25 lat? Jaki? To wspaniale, że nasze dzieci uznają wolność za stan
naturalny, ale czy za naturalne uznają pozostanie w Polsce? Czy zrobiliśmy co
trzeba, by gdy dorosną, nie czekało na nich miejsce w pośredniaku albo umowa
śmieciowa? Teraz odpowiedzi. Pomysłu na 25 lat nie mamy. Polityków, którzy
taki pomysł przedstawią, nie mamy. Przyczyn porażek nie przeanalizowaliśmy.
Młodych ludzi pozostawiliśmy
samych sobie: jeśli nie pomogą sobie sami, jeśli nie zapewnią im przyszłości
rodzice, to państwo im w tym nie pomoże”. Ośmielam się twierdzić, że nic nie
przekreśliło sensu tych słów. Ale jest nawet gorzej. Bo oto pojawili się
ludzie, którzy udzielają odpowiedzi fałszywych i podsuwają rozwiązania, które
żadnego
problemu nie rozwiążą. Istniejące
problemy pogłębią, a do tego stworzą nowe, być może jeszcze większe.
Żadnej sensownej recepty nie
przedstawił ani pan Kukiz, ani pan Duda. Paweł Kukiz krzyczy, że jest
antysystemowy, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że przeszkadza mu nie system,
lecz to, że jeszcze nie jest jego częścią. A już kuriozalne jest to, że jego
lekarstwo na problemy systemu ów system może wyłącznie umocnić, Kukiz chce
końca partiokracji i forsuje rozwiązanie, które wykreuje system dwupartyjny.
Coś jeszcze oferuje? Uprzejmie proszę o podpowiedz, bo nie dosłyszałem. Trochę
współczuję popierającym Pawia Kukiza młodym ludziom. Ich wiara i nadzieja zamieni
się w zawód i frustrację. Już teraz za Kukizem chowają się polityczni cwaniacy,
którzy marzą, by swoją grę prowadzić już nie w Lubinie, gdzie zasłynęli
cynizmem i klientelizmem w najbardziej prymitywnym stylu (ja wam stanowiska, wy
mi kasę na kampanię), ale w Warszawie. A za chwilę za Kukizem ustawi się cały
korowód pieczeniarzy. Dlaczego? Bo tak jest w Polsce z każdym ruchem, który
zmienia się w ruch społeczny, a w gruncie rzeczy marzy tylko o tym, by stać się
partią mającą udział w torcie władzy. Kukiz ma więc swój ego trip, dla jego zwolenników będzie to jednak droga donikąd.
3.
Pawłowi Kukizowi nie można jednak
odmówić jednego. Autentyzmu. On nie jest produktem. Jest prawdziwy. Mówi, choć
już z politycznym wyczuciem, co mu w duszy gra. Jest więc antytezą kandydata
Dudy, będącego wyłącznie produktem marketingowym, wyrobem przywódcopodobnym,
zwykłą podróbą.
Podróbka chce jednak urzędować w
całkiem realnym pałacu i całkiem realnie wpływać na przyszłość milionów Polaków
zgodnie z życzeniami jego jedynego szefa, którym byłby nie suweren, czyli naród,
lecz prezes, czyli Kaczyński. Bo właśnie Kaczyński, który przegrał wybory pięć
lat temu, chce się odegrać, tym razem przebrany za Dudę. I traktuje to jako
wstęp do zgarnięcia całej władzy w Polsce, co może mu się udać z dramatycznymi
dla Polski następstwami.
Kandydat Duda też obiecuje zmianę.
I choć kłamie w tej kampanii na potęgę, zmiana, którą przyniosłaby jego
prezydentura, byłaby całkiem realna.
Kandydat Duda jest niezwykle
szczodry. Dwa przykłady. Obiecuje obniżenie wieku emerytalnego i
przewalutowanie frankowych kredytów po kursie z dnia ich zaciągnięcia.
Realizacja tych pomysłów oznaczałaby gospodarczą katastrofę, pewnie recesję i
prawdopodobnie upadek kilku banków. Albo więc Duda nie ma pojęcia, co
obiecuje, albo jest cynicznym oszustem. W kwestiach ideologicznych Duda byłby
narzędziem episkopatu i Rydzyka. W sprawie Smoleńska zausznikiem Macierewicza.
A w sprawach politycznych byłby notariuszem ewentualnego premiera
Kaczyńskiego.
Wybór Dudy byłby zaproszeniem Kaczyńskiego
do władzy. Gdyby to się udało, byłby Duda dopełnieniem pełni władzy dla PiS.
To zaś oznaczałoby powrót do IV RP w wersji jeszcze bardziej
bezwzględnej, antyobywatelskiej i mściwej niż ta z lat 2005-2007.
I to byłaby właśnie szydercza
kwintesencja kuriozalnej zmiany. W imię pożegnania nielubianej przez wielu
władzy mielibyśmy powitanie władzy w swoim czasie słusznie znienawidzonej.
Zamiast nowego mielibyśmy stare i przerażające. Nastąpiłaby bezdyskusyjna
zmiana. Na gorsze.
4.
I mówi chyba kandydat Duda
szczerze, domagając się, by Polska wyszła z europejskiego mainstreamu. Dokąd
konkretnie? W kierunku zamordyzmu, proponowanego przez tak uwielbianego w PiS
Orbana? Czy w kierunku bankructwa symbolizowanego przez też niemieszczącą się w
europejskim mainstreamie grecką Syrizę. Grecy potrzebowali kilku miesięcy, by
zorientować się, że funta kłaków warte były przedwyborcze obietnice Syrizy.
Węgrzy szybko zorientowali się, że naprawę systemu i zmianę Orban rozumie jako
zaprowadzenie jedynowładztwa, które szybko przyniosło tłamszenie wolności słowa
i panoszącą się wszędzie korupcję. Ale trzeba Or- banowi jedno oddać - rzeczywiście
doprowadził do zmiany fundamentalnej. Ta w Polsce też byłaby fundamentalna. I
równie zgubna.
Żywe teraz pragnienie zmian jest w
jakimś stopniu efektem błędów i zaniechań Platformy Obywatelskiej. Ale w
zdecydowanie większym stopniu jest efektem kampanii nienawiści rozpętanej
przez Kaczyńskiego i jego propagandzistów, marzących tylko o tym, by z jego pomocą odzyskać stanowiska i apanaże. Od
lat mówi się Polakom, że Polską rządzą złoczyńcy, że prezydent jest zdrajcą, a
może i mordercą, a na pewno nie patriotą, że władza niszczy kraj i naród, że
najbardziej znani przedstawiciele liberalnych mediów to dzieci ubeków, zaprzańcy
nienawidzący Polski. W tej kampanii zgnojono już każdego, komu nie podoba się
Kaczyński, PiS i perspektywa ich rządów. A jednocześnie namalowano całkowicie
fałszywy obraz kraju chylącego się ku upadkowi, akurat w momencie, gdy - przy
wszystkich trudnościach, perturbacjach, zaniechaniach i błędach - rozwija się on lepiej niż kiedykolwiek w historii i
lepiej niż właściwie wszystkie kraje w Europie. Mówi się o upadku Polski, gdy
wzrost gospodarczy jest u nas w ostatnich latach największy w Europie. Mówi się
o tragedii młodzieży, gdy bezrobocie wśród młodzieży jest u nas niemal
najniższe w Europie. O hekatombie narodowej, gdy Polska jest przedmiotem
zazdrości i podziwu.
I to jest największe kłamstwo
nowoczesnej Europy, które zatruło dzisiejszą Polskę.
Zgoda. Status quo straciło powab. Zmiana jest potrzebna. Zmiana szybka i
radykalna. Ale ta, którą obiecuje nam kandydat Duda i aspiranci do władzy,
jest zmianą, która dla Polski skończyłaby się źle.
5.
Bronisław Komorowski popełnił w
tej kampanii masę błędów. Przekreśliły one w dużym stopniu dobre oceny jego
prezydentury. Ale nie powinny przekreślać jego prezydenckich atutów - odpowiedzialności,
przewidywalności oraz niezależności, cech, których jego rywal jest pozbawiony.
Komorowskiemu zafundowano w ostatnich
miesiącach swoisty character
assassination, przy którym rzekomo fundowany
Lechowi Kaczyńskiemu przemysł pogardy był miłą pieszczotą. Nie powinniśmy jednak
ulegać tej nawałnicy. Komorowski ma wiele wad i deficytów, ale prawdziwy Komorowski
nie ma absolutnie nic wspólnego z postacią z bezwzględnej PiS-owskiej
propagandy.
Z jednej strony pełen wad, ale i
zalet realny kandydat i prawdziwy człowiek. Z drugiej uśmiechnięty na zamówienie
marketingowy produkt, delikatnie mówiąc, marnej jakości. Jest na kogo głosować.
Wybór jest oczywisty.
Wybór jest oczywisty.
Miłej niedzieli.
TOMASZ LIS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz