Gdyby
SKOK-i wcześniej trafiły pod nadzór KNF, to z naszych kieszeni nie trzeba by
wyciągać miliardów na ich ratowanie. Ale gdyby trafiły, to z kas nie dałoby się
wyciągać dziesiątek milionów do prywatnych kieszeni macherów powiązanych z PiS.
RADOSŁAW OMACHEL
Jeszcze
nie opadł kurz po śledztwie w sprawie przekrętu w Amber Gold, a za sprawą SKOK-ów w gdańskiej delegaturze Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego znów będą mieli pełne ręce roboty. Na zlecenie prokuratury ABW ma
wyjaśnić, czy w czasie likwidacji w 2009 r. sopockiej Fundacji na rzecz
Polskich Związków Kredytowych (FPZK), która przez lata umożliwiała kontrolowanie
systemu SKOK przez grupę osób związanych z braćmi Kaczyńskimi, doszło do
nielegalnego wyprowadzania pieniędzy.
Niektórzy trójmiejscy prokuratorzy
uważają, że śledztwo powinno zostać przeniesione do innego miasta. Jednym z
głównych beneficjentów likwidacji fundacji był bowiem prof. Adam Jedliński, szef rady nadzorczej Kasy Krajowej SKOK,
znany trójmiejski prawnik, wieloletni wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego. -
Pół gdańskiej prokuratury zdawało u niego egzaminy, wszyscy go znają i on
wszystkich zna - mówi jeden z prokuratorów z Trójmiasta.
Postępowanie będzie bazować na opiniach
biegłych, którzy mają ocenić, czy przekształcenia majątkowe w fundacji były
działaniem na jej szkodę. Niewykluczone jednak, że z czasem śledztwo zostanie
rozszerzone i ABW spróbuje wyjaśnić, czy dominująca w systemie SKOK Kasa
Krajowa nie zmuszała kas do niegospodarności, każąc im korzystać z niechcianych
usług po zawyżonych cenach.
Welcome to Kansas
„Zobaczyłam pana zdjęcie w »Kansas
City Star« i chciałam zaprosić do odwiedzenia naszych związków kredytowych” -
zaproszenie tej treści trafiło w 1989 roku do Grzegorza Biereckiego, działacza
NZS, który akurat bawił w Stanach Zjednoczonych. Pojechał tam na polecenie
jednego z ówczesnych szefów NSZZ Solidarność, Lecha Kaczyńskiego, aby szukać
amerykańskich inwestorów zainteresowanych Polską.
Autorką zaproszenia była Betty Keraghan, ambasadorka popularnego w krajach anglosaskich systemu kas
pożyczkowych - credit unions. Zresztą idea nie była ani nowa,
ani w Polsce nieznana. Oparty na podobnym modelu system kas rozpowszechnił w
czasie zaborów społecznik Franciszek Stefczyk. WII RP działało 3,5 tys. kas
zrzeszających 1,5 min spółdzielców.
Po powrocie ze Stanów Bierecki
złożył Lechowi Kaczyńskiemu raport, a ten powołał w Gdańsku zespół roboczy, w
którego skład weszli m.in. Bierecki i Adam Jedliński. W lipcu 1990 r. powstała
Fundacja na rzecz Polskich Związków Kredytowych, a na czele rady stanął Lech
Kaczyński. Pieniądze na rozruch dali Amerykanie - około 70 tys. dolarów jako
wkład w fundację i równowartość 2-3 min dolarów w formie szkoleń i know-how.
Pomysł chwycił. W1992 r. z inicjatywy
gdańskich działaczy S w ustawie o związkach zawodowych pojawiły się zapisy pozwalające
na tworzenie kas pożyczkowych przy zakładach pracy. W całym kraju powstało
kilkaset takich niezależnych od państwa podmiotów, a warto pamiętać, że sektor
bankowy był wtedy państwowy. Z czasem mniejsze kasy zostały przejęte przez
większe. Po fali nie zawsze dobrowolnych przejęć zostało w całej Polsce tylko
55 SKOK-ów, przy czym w największej grupie - powiązanych z Grzegorzem Biereckim
Kas Stefczyka - jest ich tylko pięć.
W sieci
Od początku Bierecki i Jedliński
potrafili zadbać o dobre relacje z politykami. W 1995 r- ustawie regulującej
raczkujący system Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych (powstała w
kancelarii, której wspólnikiem był Adam Jedliński) torował w Sejmie drogę
Bogusław Kaczmarek, poseł Unii Pracy. Potem na wiele lat został szefem
Stowarzyszenia Krzewienia Edukacji Finansowej, jednej z przybudówek systemu
SKOK.
Ustawa spowodowała, że uczestnictwo
poszczególnych kas w Kasie Krajowej stało się obowiązkowe. To dawało
Biereckiemu, Jedlińskiemu i ich kolegom gwarancję, że nikt im w SKOK-ach nie
podskoczy. Ponieważ Fundacja na rzecz Polskich Związków Kredytowych zaklepała
sobie 75 proc. głosów na walnym zgromadzeniu Kasy Krajowej, więc pozostali
członkowie systemu SKOK mogli odgrywać tylko role statystów.
Korzystając ze swego monopolu władzy,
ekipa rządząca Kasą Krajową zaczęła oplatać system kas siecią spółek świadczących
na ich rzecz usługi. Towarzystwo Finansowe SKOK dostarczało oprogramowanie,
bankomaty i obsługiwało karty wydawane przez SKOK. Spółka Apella organizowała
dla kas akcje marketingowe i promocyjne (jej spółka zależna Fratria została
wydawcą prawicowych, przychylnych PiS periodyków). Towarzystwo Funduszy
Inwestycyjnych SKOK zajmuje się lokowaniem nadwyżek finansowych spółek z
systemu SKOK i członków kas. Firma Asekuracja obsługuje z kolei procesy
windykacyjne. A spółka Akademia prowadzona przez Fundację Edukacji
Spółdzielczej organizowała obowiązkowe kursy i egzaminy dla menedżerów
SKOK-ów. - Naciągali nas na pieniądze. Nie mieliśmy z tych szkoleń czy wspólnego
funduszu marketingowego większego pożytku - mówi były szef średniej wielkości
SKOK-u z północy Polski.
Przy okazji wielu prominentnych
działaczy systemu SKOK dorobiło się przyzwoitych pieniędzy, inwestując w nieruchomości,
które następnie wynajmowali kasom na siedziby.
Prof. Adam Jedliński był także jednym ze współautorów ustawy o
upadłości konsumenckiej, która otwierała przed SKOK-ami niezłe perspektywy, bo
z uwagi na potężną sieć placówek zostały wytypowane do obsługi finansowej
osób wychodzących z bankructwa. Ustawa okazała się jednak na tyle
skomplikowana, że mało kto z niej korzystał. Lepiej wyszły SKOK-i na ustawie
antylichwiarskiej, która miała poskromić apetyt firm pożyczających pieniądze
na bardzo wysoki procent. Ustawa nie objęła jednak umów poniżej 500 zł, a
właśnie takie mikropożyczki kilka lat temu cieszyły się w oddziałach kas
wielkim wzięciem.
SKOK-i wymknęły się też unijnym dyrektywom
dotyczącym obowiązkowych minimów kapitałowych dla firm finansowych. Większość
krajów UE wywalczyła sobie od nich rozmaite wyjątki; w Polsce zwolnienia
przyznano państwowemu bankowi do zadań specjalnych, czyli BGK, i właśnie
SKOK-om. Identyczne zwolnienia obowiązują w Irlandii i Anglii, gdzie system
credit unions również jest rozbudowany i popularny.
Akcja likwidacja
W miarę jak SKOK-i rosły, miały
coraz mniej wspólnego z modelem sąsiedzkiej i koleżeńskiej samopomocy
finansowej. W okresie międzywojennym przeciętna kasa liczyła ok. 500 członków.
Teraz to blisko 50 tysięcy. - W małej kasie działającej w kopalni czy hucie
żaden „słup” nie dostałby kredytu. W dużych kasach wyłowienie oszusta z masy
dziesiątek tysięcy członków jest nieporównanie trudniejsze - mówi Marcin
Święcicki, poseł PO, szef sejmowej podkomisji badającej nieprawidłowości w
systemie SKOK.
Choć jeśli chodzi o model biznesowy
i skalę działalności, SKOK-i zbliżały się do małych banków spółdzielczych, to
nie miały obowiązku odkładania części pieniędzy na obowiązkowej rezerwie na
kontach NBP i nie musiały przesadnie dbać o wysokość kapitałów własnych. Komisja
Nadzoru Finansowego wymaga od banków minimum
12 proc. współczynnika wypłacalności (jeśli bank przyjął 100 min depozytów, to
co najmniej 12 mln zł musi trzymać na kontach). W systemie SKOK-ów -
nadzorowanym przez zarządzającą systemem Kasę Krajową - wystarczał 1 proc.
Jesienią 2009 r., gdy a lawa
SKOK-ów przekraczały już 11 mld zł - koalicja PO-PSL uchwaliła nową ustawę,
która wprowadzała nadzór KNF nad kasami i w konsekwencji ochronę powierzonych
im depozytów gwarancjami BFG.
Nowe przepisy weszły jednak w
życie z trzyletnim opóźnieniem. W listopadzie 2009 r. przedstawiciele Kasy
Krajowej trzykrotnie odwiedzali pałac prezydencki. Przyjmował ich prawnik
prezydenta, Andrzej Duda. Skutkiem tych wizyt było skierowanie nowej ustawy do
Trybunału Konstytucyjnego. SKOK-i dostały czas na dostosowanie się do nowych
reguł gry.
Kilkadziesiąt godzin po tym, jak
Lech Kaczyński posłał ustawę do Trybunału, rządząca Kasą Krajową Fundacja na
rzecz Polskich Związków Kredytowych została postawiona w stan likwidacji. Jej
wart prawie 80 min zł majątek (nieruchomości wynajmowane m.in. Kasie Krajowej i
TF SKOK oraz udziały w spółkach systemu SKOK) trafił do spółki Spółdzielczy
Instytut Naukowy (SIN), której właścicielami są Grzegorz Bierecki, jego brat
Jarosław i Adam Jedliński. Z informacji KNF wynika, że sowite zyski SIN (nawet
kilkanaście milionów złotych rocznie) trafiały do właścicieli w formie
dywidendy.
To właśnie tymi przekształceniami
własnościowymi ma się zająć gdańska AB W.
W ramach żonglowania majątkiem
część aktywów systemu SKOK została przeniesiona do założonej w Luksemburgu
spółki SKOK Holding. Tam powędrowały też gigantyczne pakiety niespłacanych
kredytów.
Pieniądze w Luksemburgu
Kiedy jesienią 2012 r. kasy objęto
ostatecznie kuratelą KNF, okazało się, że 80 proc. z nich wymaga naprawy,
część ma ujemny współczynnik kapitałów własnych (żeby wypłacić pieniądze z
lokat, muszą najpierw je gdzieś pożyczyć), a co trzecia złotówka udzielona w
formie kredytu może być nie do ściągnięcia. W radzie nadzorczej Kasy Krajowej
dominowali przedstawiciele kas, które same miały kłopoty (np. menedżerowie SKOK-u Wspólnota, którego bankructwo
kosztowało 800 min zł, i SKOK-u Wesoła, gdzie wprowadzono zarząd
komisaryczny).
Od tamtej pory na ratowanie
SKOK-ów poszło już 3,6 mld zł. Większość na SKOK Wołomin, z którego - jak
twierdzi prokuratura - w ramach przestępczego procederu wyprowadzono setki
milionów złotych. Mówiąc wprost - ukradziono.
Tylko ułamek strat pokryła Kasa
Krajowa. Z funduszu stabilizacyjnego, w którym SKOK-i gromadziły pieniądze na
czarną godzinę, przekazała niecałe 360 min zł. Za to aż 3,2 mld zł wyłożyli
klienci banków, finansujący poprzez bankowe opłaty Bankowy Fundusz
Gwarancyjny. Nigdy dotąd w Polsce żadne bankructwo nie pociągnęło za sobą tak ogromnych
kosztów.
W starym góralskim dowcipie baca
bez skutku próbował sprzedać psa wycenionego na milion złotych. W końcu wymienił
owczarka na dwa koty po pół miliona każdy. W latach 2012 i 2013 SKOK-i na
potęgę sprzedawały pakiety przeterminowanych kredytów do luksemburskiej spółki
ASK Invest. Podobnie jak wspominany baca nie dostawały zapłaty w
gotówce, tylko koty w worku, a konkretnie w skryptach dłużnych, których
wartość była brana z sufitu. Formalnie skrypty ASK Investu warte
były ponad miliard złotych, co pozwalało podciągnąć wyniki kas.
Inspektorzy Komisji Nadzoru
Finansowego, którzy badają sprawozdania SKOK- ów, regularnie urealniają ich
wartość w dół - w samym tylko 2013 roku o 433 min zł. KNF wylicza, że w
ubiegłym roku sektor SKOK zanotował 126 min zł strat, a niedobór kapitałów
własnych sięga 300 min zł, ale nasi rozmówcy z komisji podkreślają, że to
wyniki wstępne, które mogą się zmienić po kolejnych inspekcjach. Raczej na
gorsze niż na lepsze.
Recepty na szybkie rozwiązanie
problemu nie ma. W Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, w którym przez lata banki
(a ściślej ich klienci) odłożyli około 11 mld zł, zostało już tylko ok. 7 mld
zł i BFG nie kwapi się do dalszej pomocy.
Marne wyniki finansowe i niedobory
kapitałowe w kasach to jednak tylko jedna strona bilansu SKOK. Jest i druga. Z
informacji KNF wynika, że w systemie są pieniądze, które można by wykorzystać
do podratowania kondycji kas. Luksemburski SKOK Holding, kontrolowany przez
Kasę Krajową (należy do niej 80 proc. udziałów), który czerpie zyski z
działalności wspomnianej siatki okołoskokowych spółek i spółeczek, ma - według
KNF - odłożone około 140 min zł. Co się z tymi pieniędzmi dzieje?
Jak wynika z uchwały o podziale
nadwyżki finansowej za 2013 rok, Kasa Krajowa dostała w ramach dywidendy ze
SKOK Holding około 2 min zł. Za to Spółdzielczy Instytut Naukowy braci Biereckich
i Adama Jedlińskiego otrzymał 3 min zł. Biereccy, jak wynika z ich oświadczeń
majątkowych (Grzegorz jest senatorem, kandydował z ramienia PiS, obecnie jest
zawieszony w prawach członka klubu parlamentarnego tej partii, jego brat jest
radnym sejmiku województwa pomorskiego), czerpią z systemu SKOK po kilka
milionów złotych rocznego dochodu. Zyski zostały sprywatyzowane, straty
znacjonalizował BFG.
No to teraz SKOKI opodatkowane i jest spokój! Eh... Bardzo fajny blog, choć mam nieco inne poglądy. Zapraszam do ich wymiany na moim blogu :)
OdpowiedzUsuńhttp://ekonomiczneperspektywy.blogspot.com