Trzeba być gotowym na
twarde warianty mówił do działaczy PO Grzegorz Schetyna. Naszą aktywnością
będzie ulica. Przywieziemy z kraju milion ludzi, jeśli będzie trzeba.
TEKST MICHAŁ KRZYMOWSKI
Newsweek”
dotarł do nagrania z zamkniętego spotkania Grzegorza Schetyny z członkami
stołecznej Platformy. Dyskusja odbyła się trzy dni po pierwszej demonstracji
zorganizowanej przez Komitet Obrony Demokracji. W sali było ok. 80 działaczy.
Schetyna wystąpił na tym spotkaniu jako kandydat na przewodniczącego partii,
pojawili się też dwaj inni posłowie: szef mazowieckiej PO Andrzej Halicki i
lider struktur warszawskich Marcin Kierwiński.
WRÓCIMY DO KOŚCIOŁA
ŁAGIEWNICKIEGO
Zaczęło się od przeprosin.- nie lubimy się spóźniać z przewodniczącym Halickim - wyjaśnił Schetyna -
ale prezes Kaczyński kilkadziesiąt minut temu na pytanie dziennikarza TVN 24, czy są Polacy gorszego sortu, odpowiedział, że są
Polacy z Armii Krajowej i są współpracownicy gestapo...
Na nagraniu słychać, jak jedna z działaczek po tych słowach aż jęknęła z
przerażenia. - Dlatego reagowaliśmy na bieżąco i stąd to spóźnienie. To są haniebne
słowa, które pokazują, co mamy i co będziemy mieć w Sejmie.
Po tym wstępie Schetyna przeszedł do prezentacji swojego programu. Zapowiedział,
że Platforma pod jego kierownictwem będzie partią szerokiego centrum, w której
ze względów taktycznych szczególną rolę do odegrania będzie miało skrzydło
konserwatywne. Dlaczego? - Jak będą zabierać pieniądze z projektu in vitro, to w oczywisty sposób będziemy tego programu bronić, ale
będziemy spotykać się z zarzutami, że jesteśmy partią lewacką - wyjaśniał.
- Dlatego ta kotwica konserwatywna
musi być bardzo mocna, bo tylko partia szerokiego centrum może odebrać władzę
PiS.
Powrót do konserwatywnych korzeni Platformy ma polegać m.in. na tym, że
partia spróbuje odnowić relacje z częścią episkopatu. - Kościół był systemowo
przeciwko Platformie łącznie z tym łagiewnickim, który był częścią naszej
tożsamości przez lata. To był
problem - stwierdził.
Schetyna przedstawił też swoją receptę na bycie w opozycji. Mają nią
być uliczne demonstracje i działalność międzynarodowa: - Jeżeli będzie
utrzymane takie tempo konfliktu, naszą aktywnością będzie na pewno ulica. A
także Europa. Byłem w zeszłym tygodniu w Brukseli, rozmawiałem tam z
politykami, oni są kompletnie zszokowani. Udało się przełożyć debatę, która
była przygotowana na ten tydzień, ale tylko dlatego, że trzeba ją bardzo dobrze
przygotować. Ale też musimy mieć pewność, że zrobiliśmy wszystko tu, na
miejscu.
Zapowiedź była o tyle ciekawa, że Schetyna do tej pory dystansował się
wobec pomysłów przenoszenia dyskusji o rządach PiS na arenę międzynarodową.
Gdy kilka tygodni temu pojawiła się idea zorganizowania w europarlamencie
dyskusji o Polsce, ogłosił na Twitterze, że to on przekonał szefa Europejskiej
Partii Ludowej, by debatę odłożyć.
Co do demonstracji: zdaniem Schetyny to Platforma powinna mobilizować
ludzi do protestów i wyprowadzać ich na ulicę. - Jeżeli robić następną taką
rzecz, to musi być nie na pięćdziesiąt, tylko na dwieście tysięcy [ludzi
- przyp. red.]. Nikt tego nie zrobi, jeśli mytego nie
zorganizujemy. I to zrobimy - zapowiedział. -
Trzeba być gotowym, że będzie 500 tys. ludzi. Przywieziemy z kraju milion,
jeśli będzie trzeba. Trzeba być gotowym na wszystko, nawet na takie twarde
warianty.
DZWOŃ DO
PREZESA JAROSŁAWA
Warunkiem tej mobilizacji, ciągnął Schetyna, musi być
jednak przekonanie wyborców, że PiS ich okłamało: - Polacy muszą
wiedzieć, że zostali oszukani. To będzie bardzo ważne. Że głosowali na kogoś
innego, a wyszedł... Tak, jak pamiętacie, w 1948 roku w wyborach [chodzi o
sfałszowane wybory do Sejmu, które w rzeczywistości odbyły się w 1947 r. -
przyp. red.] był taki dowcip, który przytaczał Kisielewski: „Oto czarodziejska
szkatułka, wrzucasz Mikołajczyka, wyskakuje Gomułka”. To było trochę tak, że
oni głosowali na kogoś innego. Wiele osób mi mówiło z biznesu, z dużych firm,
że taka wspólnotowość, że to jest bardzo ważne, że będziemy teraz razem.
Mówiłem: zobaczycie, jak będziecie razem. I oni pytają teraz, czy to, co widzą,
jest prawdą. A będzie jeszcze gorzej.
Schetyna opowiadał o tym, co się dzieje w sejmowych kuluarach. - Słyszymy,
że jest pomysł, żeby Zgromadzenie Narodowe zmieniło konstytucję w 1050.
rocznicę chrztu Polski, czyli w przyszłym roku - mówił. - Chcą to zrobić w
Gnieźnie, są już daty nawet. Jeszcze parę dni temu wydawało się, że to śmieszny
pomysł kogoś, kto jest niewyspany, ale dziś uważam, że to scenariusz, który
może być przeprowadzony.
Aby uzmysłowić, jakimi metodami posługuje się PiS, przytoczył też
historię z pierwszych dni nowej kadencji Sejmu:
- Poseł Suski mówi do Kosiniaka
[prezesa PSL -przyp. red.], jak dzielili komisje: „PSL nie dostanie żadnej
komisji”. „Ale, drogi Marku, zawsze były komisje parytetowo dzielone”. „Tak
było kiedyś, teraz będzie inaczej”. „Ale...”. „Jak masz pytania, to możesz
zadzwonić do prezesa Jarosława. On potrafi być szczodrobliwy i może cię
wysłucha”. Można się obrażać i mówić, że to jest straszne. Bo jest. Ale jest!
Jak będziemy się obrażać, rozgniotą nas, nie będzie nas. Trzeba się nauczyć
opozycyjności i tego, że się gra z takimi gośćmi.
JAKI TEN PETRU ŚWIEŻY I
DOWCIPNY
Najwięcej było jednak o samej Platformie, która
zdaniem Schetyny sama utorowała Jarosławowi Kaczyńskiemu drogę do samodzielnej większości w
Sejmie, nie wystawiając wspólnych list wyborczych z Nowoczesną. - Była szansa,
żeby w trakcie kampanii zawiązać koalicję i pójść razem - przyznał.
- Byłem gorącym zwolennikiem takiego wariantu. Pamiętacie lata 2005-2007?
Przecież ich przewróciło to, że musieli robić politykę z Lepperem i Giertychem.
Dziś życzyłbym prezesowi Kaczyńskiemu, żeby zajął się robieniem polityki z
Kukizem. To by trwało krócej niż z Lepperem i Giertychem. Niestety, nie udało
się. A gdybyśmy byli razem, mielibyśmy 30-31 procent i PiS byłoby poniżej 230
mandatów.
Przyczyn sukcesu Nowoczesnej także upatrywał w błędach Platformy. - To,
że Nowoczesna dostała taki wynik, to jest nasza wina. Myśmy to zbudowali na
własne życzenie. To jest gorzkie...
- Gorzkie, ale prawdziwe - dokończył ktoś z sali.
- Ja nie miałem z tym nic wspólnego.
Większość zebranych zareagowała
na te słowa śmiechem, ale jedna z
osób zwróciła Schetynie uwagę, by nie odsuwał od siebie odpowiedzialności.
- Po trosze mieliśmy wszyscy.
Wątek Nowoczesnej pojawił się także w
kontekście wydarzeń ostatnich tygodni. Według Schetyny głównym atutem lidera
Nowoczesnej Ryszarda Petru jest niezasłużona sympatia dziennikarzy.
- On jest niesiony mediami
centralnymi. Wszyscy są zachwyceni. Świeżość, wspaniały polityk - ironizował.
- Gdyby ktoś z nas, Halicki, ja, pan poseł Kierwiński, powiedział do
jakiegokolwiek posła, żeby się przestał walić w łeb, toby nas rozgnietli. Nie
byłoby nas. A tutaj słyszymy, że to takie świetne, dowcipne, nowa jakość,
prawdziwy lider się urodził.
NÓŻKA NA NÓŻKĘ
Część pytań z sali dotyczyła przyczyń porażki
wyborczej PO. Schetyna podjął ten wątek chętnie,
przedstawiając krytyczną analizę dwóch ostatnich kampanii. Na początek
oberwało się jego byłemu zastępcy w MSZ Rafałowi Trzaskowskiemu, któremu
zarzucił niewystarczające zaangażowanie: - W katastrofalny sposób
przegraliśmy wybory prezydenckie w mediach społecznościowych. Katastrofalny.
Wyciągnęliśmy wnioski, znaleźliśmy budżet, Rafał Trzaskowski zajął się mediami
społecznościowymi przed wyborami parlamentarnymi i podobna katastrofa. Tego
nie da się zrobić bez serca, bez emocji, bez prawdziwego zaangażowania. Nie da
się zamówić najlepszej formy zewnętrznej i potraktować tego jako czegoś
prawdziwego. To muszą zrobić młodzi ludzie, którzy oddadzą serce. Tak jak to
zrobiło PiS. Porównuję porażkę w mediach społecznościowych do tego, że PiS
zrobiło z nas partię obciachu, co mi osobiście urąga i mnie obraża.
Sprawę aktywności internetowej podchwycił jeden z działaczy, stwierdzając,
że „Bronisława Komorowskiego
zjedzono przy pomocy zawodowych
czy półzawodowych hejterów”. I apelując:
- Jest ta czterdziestka byłych
esbeków w gronie czołowych postaci PiS. Trzeba się poświęcić i zacząć ten hejt
już robić, żeby się na nich wyćwiczyć.
Schetyna na te wezwania nie zareagował. Odniósł się za to do kampanijnych
transferów Platformy. - Uważam, że to był błąd. Akurat te dwa transfery,
o których pan powiedział - zwrócił się do działacza,
który w swoim wystąpieniu wymienił tylko nazwisko Ludwika Dorna. - Dziś nowych
twarzy musimy szukać wśród nas.
Podczas spotkania pojawił się też wątek Michała Kamińskiego. Schetyna
poruszył go niepytany, przywołując historię sprzed kilku miesięcy: - Jak przegraliśmy wybory prezydenckie, przyszła delegacja z
PiS. Pani poseł Szydło, Mastalerek, Błaszczak i chyba Waszczykowski. Chodziło
o tymczasową siedzibę prezydenta, pałacyk na Foksal. Była prośba, żeby to udostępnić
prezydentowi elektowi. Od słowa do słowa, bardzo zadowoleni, nóżka na nóżkę.
„Jak samopoczucie?”. „Dajemy radę, to są wybory”. „Ale przegrane”, mówią do
mnie. „My przegraliśmy te wybory, a wy ostatnie osiem”. A na to Mastalerek mówi:
„Tak, ale przez te ostatnie osiem wyborów nam kampanie prowadził Michał
Kamiński. Teraz się zajął waszą kampanią”.
ZOSTAŁEM
REZERWĄ STRATEGICZNA
Krytyka Platformy dotyczyła nie tylko okresu kampanii,
ale także pierwszych tygodni po wyborach.
Schetyna odniósł się m.in. do słynnego opuszczenia sali sejmowej przez posłów
PO: - Śmiertelny błąd, ale wynikał z tego, że Piotrowicz, kiedyś prokurator,
dziś poseł, obrażał sędziów Trybunału - Rzeplińskiego i Biernata. Oni wyszli
i ktoś od nas w geście solidarności zaczął wychodzić z nimi. Popełniliśmy błąd,
zgoda. Ja zacząłem rozmawiać z Petru i Kosiniakiem. Gdy odwróciłem się w drugą
stronę, to część [posłów PO
przyp. red.] już wyszła, część
stała i już było po wszystkim. Więcej tego błędu nie popełnimy. A jak już
wychodzimy, to wszyscy. A nie kogoś zostawiamy, bo to jest już kompletnie absurdalne.
Jeszcze robimy konferencję na schodach. I nie byliśmy w stanie wytłumaczyć,
dlaczego wychodzimy.
Schetyna mówił, a działacze co chwilę wybuchali śmiechem, co tylko
zachęcało go do dalszych kpin: - Piszczeliśmy, żeby nas dopuścić do głosu. Nie
dostaliśmy głosu, więc poszliśmy wszyscy i stanęliśmy na schodach.
Duże poruszenie w sali wywołała też analiza błędów politycznych, które
w ostatnich latach mieli popełnić Donald Tusk i Ewa Kopacz. Schetyna wymieniał
je po kolei: - Ja nie byłem autorem słów, że nie mamy z kim przegrać, ale to
też był znak czasu. I ciepła woda także. A potem to, co nas dobiło, to
nierozliczona afera podsłuchowa...
Działacze odpowiedzieli na to głośnymi brawami.
- Potem - ciągnął Schetyna - nie powołaliśmy komisji śledczej do sprawy
SKOK. Śmiertelny błąd, wszystko było na stole...
- I Ziobro na wolności, to jest skandal - podpowiadał ktoś z sali.
- Później nie potraktowaliśmy wyborów prezydenckich jak walki na śmierć
i życie. Także trochę na własne życzenie, bo wszyscy uważali, że już jest po
wyborach. I to, co nas dobiło, to, że nie postawiliśmy Ziobry przed Trybunałem
Stanu. To było na końcu... To był gwóźdź do trumny! Ziobro do trumny!
Znamienne, że Schetyna za żaden z tych błędów nie wziął odpowiedzialności.
Podkreślał, że w ostatnich latach nie miał wpływu na decyzje podejmowane przez
kierownictwo partii.
- Zostałem wielką rezerwą
strategiczną - przypomniał, po raz kolejny rozbawiając salę. Przy okazji wbił
szpilkę w swojego rywala: - W zarządzie zastąpił mnie Tomek Siemoniak i to nie
były dobre lata dla Platformy. Ale ja się na nic nie obraziłem.
Najwięcej emocji podczas spotkania wzbudził jednak nie Schetyna, lecz
działacz Platformy, który podczas rundy pytań wygłosił płomienny apel. -
Podjąłem decyzję przed chwilą, że będę głosował na pana marszałka, a państwu
chciałem zwrócić uwagę: czy państwo widzieli to spojrzenie na naszego
przewodniczącego [Kierwińskiego - przyp. red.], którego ja się boję i wszyscy
się boimy? Raz pan marszałek spojrzał i pan przewodniczący zamilkł, przestał
mówić z panem Halickim...
Sala zareagowała śmiechem.
- Pan marszałek - ciągnął działacz - to świetny organizator, jedyny człowiek
w tej chwili, który może stanąć naprzeciwko buldoga z bejsbolem, jakim jest
Kaczor.... Panie przewodniczący, my chcemy zdecydowania, niech strzeli pana w
tej duszy to, co w panu siedzi. Ten uśmiech ujmujący niech państwa nie
zwiedzie. To jest buldog!
Brawa.
- [Schetyna - przyp. red.] to jedyny przeciwnik, który może wyjść na
ring z Kaczorem. Chyba nie wyobrażacie sobie, że cztery wrażliwe kobiety: Hania,
Ewa, pani Pitera i Małgosia wygrają z takim buldogiem, z takimi facetami. Tylko
pan marszałek i pan Halicki, który towarzyszy dzielnie naszemu panu
marszałkowi, który stał z karabinem u nogi.
Znów śmiech.
- Panie marszałku, oczekujemy zdecydowania! Pokazania tego charakteru
spójnego, który znamy z mediów.
ODCHODZIĆ JAKO ZWYCIĘZCA
Kto chce w Sejmie trafić do Schetyny, musi zejść na
poziom minus jeden i skierować się do tzw. pieczary, czyli gabinetu szefa
komisji spraw zagranicznych. Gdy drzwi pieczary się uchylą, buchnie dymem
cygar. W środku trwa narada z partyjnymi współpracownikami, więc siądziemy w
gabinecie obok. Przewodniczący nie jest tak rozmowny jak podczas zebrania z
aktywem PO. Na pytanie o gotowość wzięcia partii za twarz, którego tak domagał
się działacz, szeroko się uśmiecha i odpowiada półsłówkami: dobre spotkanie,
były takie apele. W pozostałych kwestiach jest równie oszczędny.
- Po co chcę być szefem Platformy? Żeby uratować ją przed pójściem w niebyt,
odebrać władzę PiS, zbudować Polskę marzeń - recytuje.
Ożywi się dopiero, gdy padną pytania o lata
spędzone w partyjnej rezerwie.
I o tego, który go w niej
umieścił.
- Nie miał pan w tamtym czasie myśli, żeby dać sobie spokój z polityką i
wrócić do biznesu?
- Zabiłbym pana, gdyby pan napisał, że je miałem - cedzi. - Odchodzić
należy jako zwycięzca. Jak Michael Jordan, który zakończył karierę
po zdobyciu sześciu tytułów.
- A co będzie z Tuskiem po skończonej kadencji w Radzie Europejskiej?
Znajdzie się dla niego miejsce w Platformie?
- Wróci akurat na wybory prezydenckie, więc myślę, że byłby naturalnym
kandydatem. Jest twórcą Platformy, honorowym przewodniczącym...
- Nie odbierze mu pan tego?
- Bez przesady.
- Przegląda pan memy na swój temat?
- Pokazują mi czasem.
- Ma pan ulubiony?
- Dużo jest śmiesznych, ale najlepszy? - Schetyna duma w ciszy, by po
chwili wyszczerzyć klawiaturę równych, białych zębów. - Chyba ten, żeby jechał
do Brukseli, a ja tu wszystko ogarnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz