piątek, 8 stycznia 2016

Kraków (nie) przeprasza za Dudę



Jedni oskarżają go o łamanie konstytucji i najchętniej postawiliby przed Trybunałem Stanu. Inni są z niego wręcz dumni. Bo taki mądry, stanowczy, konsekwentny. A przede wszystkim stąd, z Krakowa.

RENATA KIM, ANNA SZULC

W ostatnim czasie prof. Jan Zimmermann, kierownik Katedry Prawa Ad­ministracyjnego na Wydziale Prawa i Administracji UJ, do­staje mnóstwo listów. Pełnych wyzwisk, oszczerstw, czasem nawet pogróżek. „Takim jak pan na ulicy nie podaje się ręki’’' - piszą różni ludzie, także koledzy naukowcy. Wszystko dlatego, że publicz­nie krytykował swojego wychowanka, prezydenta Andrzeja Dudę. Najpierw za to, że od lat blokuje etat na uczelni. Po­tem za to, w jaki sposób traktuje prawo.
   - Jako dobry prawnik musi wiedzieć, że je łamie - zauważa profesor. Zastana­wia się, dlaczego więc to robi. - Widocz­nie względy polityczne przeważyły nad wiedzą prawniczą. Myślę, że już trudno mu się zatrzymać. Dlatego jest mi go po ludzku trochę żal. Ale jako prawnik nie mogę prezydenta usprawiedliwiać.
Kilka tygodni temu macierzysty wy­dział Andrzeja Dudy zaapelował do niego, by przestał łamać prawo. Uchwałę przy­jęto 55 głosami, przy 21 głosach przeciw­nych i sześciu wstrzymujących się.
   - 55 głosów to bardzo dużo - pod­kreśla prof. Zimmermann. – Świadczy o tym, że wydział prawa na UJ odcina się od działań prezydenta, który lubi prze­cież podkreślać, że uniwersytet to jego matecznik.

WKURZENIE SIĘGNĘŁO ZENITU
12 grudnia Lucyna Kojm, krako­wianka, właścicielka niewielkiej firmy poligraficznej wybrała się na demonstrację KOD do Warszawy. Stanęła w tłumie ma­nifestantów i razem z kolegą rozłoży­ła duży biało-czerwony transparent z napisem „Kraków przeprasza za: Dudę, Ziobro i Gowina. Kraków popie­ra TK”. Płachta była widoczna, war­szawiacy podchodzili do nich, ściskali i całowali. Wielu klaskało i krzyczało: „Brawo, Kraków!’’. Niektórzy gratulowali odwagi.
   - Czy to wymagało odwagi? - zastanawia się dziś Lucyna Kojm.
Trochę chyba tak, część znajo­mych przestrzegała, że można so­bie tym wyjazdem narobić w mieście kłopotów.
   - Aj a nie mogłam inaczej. Na początku prezydentury Andrzeja Dudy, jak wielu innych, chodziłam po pokoju i rzucałam bluzgami. Ale po tym, co zrobił z Trybu­nałem, moje wkurzenie sięgnęło zeni­tu. Zwłaszcza że to przecież prezydent z Krakowa - tłumaczy.
   Tydzień później poszła na kolejną de­monstrację KOD, tym razem już na kra­kowski Rynek. I cieszyła się jak dziecko, że pod wieżą ratuszową zjawił się wielki tłum mieszkańców, którzy skandowali: „Andrzej Duda, to się nie uda”, „Wstyd za Dudę”, „Duda, oddaj dyplom” oraz „Aga­to, rozwiedź się”.
   Zna Agatę i Andrzeja Dudów, w Kra­kowie wszyscy się przecież znają, przy­najmniej trochę. Jej córka chodziła z ich córką do tego samego gimna­zjum. Pamięta, że Dudowie zawsze czekali na Kingę na szkolnym parkin­gu, gdy wracała z obozów. I zawsze byli razem.
   Rok temu, w czasie kampanii pre­zydenckiej, znów ich zobaczyła. I zdziwiła się: - Te jego okrągłe zda­nia o rodzinie, ojczyźnie, Bogu. Tyle mówił o Bogu, więc dlaczego w jego głosie i wypowiedziach słychać było pogardę?

PRZEPRASZAM, ŻE ZWĄTPIŁAM
Elżbieta Pytlarz, historyczka sztu­ki, przewodniczka miejska, a od nie­dawna także koordynatorka KOD w Krakowie, w najśmielszych snach nie przypuszczała, że przyjdzie 10, a może nawet 12 tys. osób. Przypomniał jej się wiersz opublikowany w 1980 r. w jednej z krakowskich gazet. Nie pamięta nazwi­ska poetki, ważne, co napisała: „Przepra­szam, że w was zwątpiłam”.
   - Zdarzyły mi się momenty piękne. Jak jechałam na demonstrację z flagą, to tak­sówkarz do mnie mówi: „A pani też? Już drugą taką wiozę. Jak do tego KOD moż­na wstąpić?”. Z kolei jak po demonstracji z kolegą sprzątaliśmy Rynek, podeszła pani i zaczęła syczeć, ile nam płacą za te wygłupy. A kolega, że nic, my tak za dar­mo lubimy się wygłupiać - wspomina.
Zadziwiają ją ludzie wykształce­ni i obojętni. Spotyka w Krakowie na­uczycielkę, a ona wzrusza ramionami: „Co mnie ten Trybunał i ten Duda ob­chodzą?”. A z drugiej strony – przyznaje - krakowski KOD dostaje ogromną po­moc od miejscowych prawników.

TE SZLAKI SIĘ NIE ZEJDĄ
- To arogancja Dudy wobec zwierzchników na UJ wprawiła mia­sto w ruch. Prezydent nie docenił tego, jak wielką wagę przywiązuje się w Krakowie do opinii szanowanych głów. Ignoru­jąc hierarchię na uczelni, ten drobny fakt, że ma też innych szefów poza prezesem Kaczyńskim, dużo stracił - ocenia Mi­chał Olszewski, redaktor naczelny lokal­nej „Gazety Wyborczej”.
   Czy to może oznaczać bojkot prezy­denta? - To zależy, w jakich kręgach - uśmiecha się Olszewski. Przypomi­na, że Duda chodził w Krakowie innymi ścieżkami niż typowy inteligencki „krakówek”, popijający kawkę w Prowincji czy wódeczkę w Dymie. Wybierał raczej opłatki w „Gazecie Polskiej”, obiad­ki w knajpkach sąsiadujących z kra­kowskim IPN, miesięcznice smoleńskie i msze ku czci Lecha Kaczyńskiego.
   - To są szlaki, które się nie schodziły i nie zejdą - tłumaczy. Jest przekonany, że Duda uwiódł mieszkańców Krakowa sznytem ułożonego chłopca z dobrego domu. - Kraków lubi naukowców, praw­ników, mężczyzn z dobrą prezencją - za­uważa Olszewski.

TO BYŁA EKSTAZA
Znany krakowski fotoreporter ni­gdy nie zapomni ostatniego wiecu wyborczego Andrzeja Dudy na rynku. To był maj 2015 r. Wcześniej nikt w Krakowie kandydata PiS na prezyden­ta specjalnie nie zauważał, a tu szok! - To nie był entuzjazm tłumu, to była eksta­za! Skrzyżowanie pielgrzymki papieskiej z defiladą ku czci Kim Ir Sena. Dziadki, babcie, młodzież - wszyscy wyciągali do niego ręce. Traktowali go jak świętego - opowiada.
   Zaledwie kilka dni wcześniej kardy­nał Stanisław Dziwisz, dotąd kojarzony raczej z PO niż z PiS, dał do zrozumienia podczas uroczystej mszy, że bliżej mu do Dudy niż do Komorowskiego. - Tak jak­by przeczuł, że teraz czas na prezydenta z prawicy, a publiczne pieniądze na koś­cielne inwestycje w Krakowie warte są zmiany kursu - domyśla się fotoreporter.
   Z tym PiS w Krakowie - dodaje - to jest w ogóle śmiesznie, bo jednak w przeciwieństwie do reszty Małopolski wmie­ście zawsze było więcej zwolenników PO. PiS nikt tu nie traktował zbyt poważnie.
- PiS razem z Dudą często mieszkańców wkurzało, a najbardziej z powodu desan­tu na Wawel z sarkofagiem Lecha i Ma­rii Kaczyńskich. Prawda jest jednak taka, że krakowian ujęła uroda pary prezyden­ckiej. I nie zapominajmy o krakowskich kibolach, oni w Dudzie też pokładają na­dzieję. Wykluczeni, zapomniani, na jego wiece przychodzili grzecznie, jako kra­kowska młodzież, bez szaliczków i kap­turków, incognito.

JA TEŻ ZNAM HERBERTA
- Wybrałam kandydata z Krakowa. Mocno zarysowana szczęka dobrze świadczy o jego charakterze. On nie ugnie się przed tymi nihilistami z Eu­ropy, brzuchatymi, opitymi, z wianusz­kiem nałożnic. Takimi jak Tusk, jak ten wioskowy głupek Komorowski. Jak cała ta banda od ośmiorniczek - tłumaczy Zofia, 22-letnia studentka prawa na UJ, z dobrej krakowskiej rodziny.
   Andrzej Duda to - przekonuje - kla­sa, wartości, background. Ma dla niego szacun. Ale już dla jego kolegów i prze­łożonych z UJ - nie. - Na wykładach cią­gle słyszę docinki, byśmy sobie dobrze przyswoili konstytucję, bo za chwilę jej nie będzie. Równie żałośni są ci, co nam na zajęciach zamiast paragrafów cytu­ją Herberta: „Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana” - ironizuje.
   Ona też zna Herberta, ze szkoły. I jest pewna, że gdyby żył, głosowałby na Dudę. Uważa, że to wykładowcy z uczel­ni są parciani, jakby z innej epoki.
   - Ci, którzy wystąpili na UJ przeciw Dudzie? Zdziwiliby się, co myślą o nich studenci. A myślimy: śmieszni starcy, lewitują w swoim kosmosie. A my w dusz­nych salach. Kasę zarabiać trzeba, bo nas tu poprzyjmowali, jak jakieś bydło, byle więcej. Nie mamy szans na dobrą pra­cę po studiach, zwłaszcza w „krakówku”. Tu liczą się plecy, układy, nazwiska - mówi studentka. Jej własne nazwisko? Znane, nawet bardzo. Ale ona widzi sytu­ację szerzej, nie chodzi jej o czubek własnego nosa. Dlatego zagłosowała na Dudę.

43-letnia Joanna, kierowniczka re­cepcji w dużym krakowskim hotelu, namawiała swoich młodych pracow­ników, w większości urodzonych w la­tach 80., żeby poszli na marsz KOD. Kazali jej się puknąć w głowę. Co to da? - pytali.
   - Oni tacy są, niechętni wobec jakiego­kolwiek działania. Mało zarabiają, jakieś 1700 złotych na rękę, a większość jest przyjezdna, musi wynająć mieszkanie. I całe to swoje rozżalenie przenoszą na politykę. Uważają, że to przez poprzed­nie władze żyje im się tak źle. Za czasów PO ciągle mówili: nam rząd nie da, ale dla uchodźców ma - opowiada.
   Jej samej prezydent od początku nie leżał. - Człowiek bez osiągnięć, bez cha­rakteru, kręgosłupa, długa ręka preze­sa - wylicza. Ostatnio sprawdziła nawet w konstytucji, czy da się prezydenta RP odwołać: wyszło, że nie, można go tylko postawić przed Trybunałem Stanu. I wte­dy poczuła straszną bezradność. To dlate­go razem z mężem dwa razy pojechała do Warszawy na manifestacje KOD.
   - Wiem, że to niewiele zmieni, ale nie chcę się czuć bezsilna - dodaje.

Kiedy Klaudia, 28-letnia politolożka z podkrakowskich Zielonek, wi­dzi prezydenta Dudę w telewizji, przełącza na inny kanał. Nie może na niego patrzeć. Ale ostatnio specjal­nie wyszukała w sieci jego wystąpienie, w którym tłumaczył, dlaczego wbrew opiniom większości konstytucjonali­stów podpisał PiS-owską ustawę o TK
   - Szlag mnie trafił, gdy prosił posłów o merytoryczną dyskusję i rzetelną kry­tykę, kiedy to jego partia sieje najwięk­szy zamęt w Sejmie - mówi. A potem jeszcze mąż zadziwił ją swoją naiwnoś­cią, przekonując, że ta ustawa jest po­trzebna, żeby opozycja nie blokowała zmian, jakie chce wprowadzić PiS.
   Nerwy trzymają Klaudię od Bożego Narodzenia, bo przy świątecznym sto­le rozmawiano głównie o polityce. Gdy zeszło na Trybunał Konstytucyjny, roz­pętała się jatka. „Nasłuchałaś się, głupia, reżimowych mediów, które informują tylko wybiórczo! Włącz sobie telewizję Trwam, dowiesz się, jak naprawdę jest” - krzyczeli wujkowie.
   - Tak mnie zaatakowali, że aż się sku­liłam ze strachu. Czułam, że wykluczają mnie z rodziny.

LUDZIE TAK MUSZĄ
26-letni Szymon Huptyś ma głębokie przekonanie, że wizerunek prezyden­ta Dudy jest demolowany przez nieprzy­chylne mu media. - Już pół roku przed wyborami wiedziałem, że będą go ostro krytykować. Tym nie należy się przej­mować. Nie interesuje mnie wizerunek, tylko działanie - tłumaczy doktorant ję­zykoznawstwa, słuchacz na podyplomo­wych studiach z administracji unijnej.
   A przecież prezydent - uważa Huptyś - odgrywa ważną rolę, zwłaszcza w kon­taktach międzynarodowych. - Jego wi­zyta w Chinach w chińskich mediach odbiła się głośnym echem. Wiem, bo mam znajomych, którzy studiowali sino- logię i podrzucali mi co ciekawsze teksty. A w polskich mediach? Przeszła prawie bez echa - wylicza. Andrzeja Dudę obser­wował już jako posła, a poza tym poznał jego córkę Kingę, ukończyła to samo li­ceum nr 1, jedno z najlepszych w mieście.
   Błędy prezydenta? - Jeśli chodzi o uła­skawienie Mariusza Kamińskiego, opi­nie prawników nie są jednoznaczne. Nie wszyscy mówią, że tylko skazanego pra­womocnym wyrokiem można ułaskawić. Jestem pewny, że Mariusz Kamiński zo­stałby uniewinniony w drugiej instancji - tłumaczy. Czemu więc prezydent po­spieszył się z aktem łaski? - Lepiej, jeżeli minister nie jest obarczony nieprawo­mocnym wyrokiem - wyjaśnia.

NIE MA WSTYDU
- Z ułaskawieniem pana Kamińskiego można było poczekać. A z Trybunałem Konstytucyjnym nie widzę problemu, bo to PO wszczęła konflikt, wybierając dwóch nadprogramowych sędziów. Ale odmawiając zaprzysiężenia pozostałych trzech wybranych zgodnie z prawem, pan prezydent Duda zachowuje się nieco to­pornie - przyznaje krakowski adwokat Wiesław Ostrowski.
   A jeśli niektórzy konstytucjonaliści oceniają to znacznie ostrzej, to dlatego - uważa - że stoją po przeciwnej stronie politycznej barykady. - Ich krytyka pre­zydenta jest przesadna, nadmiernie eks­ponowana przez media - mówi. Nie jest zagorzałym zwolennikiem PiS, ale pre­zydenta popiera. - Cieszyłem się, że do
wyborów startuje ktoś stąd, bo wcześ­niej Kraków był w takich sytuacjach po­mijany. On był po prostu najlepszym kandydatem. Energia, stanowczość, ak­tywność. Pan Komorowski chyba na­wet nie zauważył, że był prezydentem. A tutaj nie tylko nowa twarz, ale też nowa energia, zdecydowane poglądy, zupeł­nie nie jak pan Komorowski - tłumaczy. Chodził do Andrzeja Dudy na ćwieczenia na uniwersytecie, a później przy oka­zji wyborów prezydenta miasta. No i byli sąsiadami.
   Oglądał w telewizji relację z manife­stacji KOD i słyszał, że było hasło „Ab­solwenci Dwójki wstydzą się za Dudę”. Nie identyfikuje się z nim, choć skończył to samo prestiżowe liceum nr 2. - Prezydent Duda nie zrobił niczego, za co mu­siałby się wstydzić. A ja tym bardziej.

KTOŚ NAMI MANIPULUJE
Dlaczego głosowałam na pana Dudę? - Krystyna, pracownik UJ z tytułem doktora, wylicza bez namysłu: - Bo to człowiek z uniwersytetu i z Krakowa. Ma fantastyczną, reprezen­tacyjną żonę, sam jest bardzo reprezen­tacyjny. To zupełnie inna klasa intelektu niż Komorowski. Kiedy wyjeżdża za gra­nicę, nie wstydzę się za niego - przeko­nuje 48-latka.
   Trybunał Konstytucyjny? Bardzo źle przeprowadzona akcja. - Jeśli politykom PiS zależało na Trybunale, to powinni od razu zmienić ustawę, wymienić sędziów i nie byłoby takiej strasznej wojny.
   Jestem przekonana, że ktoś za naszy­mi plecami manipuluje tą wojną, na­stawia nas, Polaków, przeciwko sobie - mówi.
   - Kto?
   - Ktoś, komu zależy, żeby naród był skłócony. Na pytanie czy to J. Kaczyński, odpowiada z przekonaniem - Nie, nie Ja­rosław Kaczyński, to dziej e się dużo wyżej.

NIE MOŻEMY MILCZEĆ
Konstytucjonalista prof. Andrzej Zoll, emerytowany profesor UJ, z wielkim zdumieniem, ale i radością przyglądał się grudniowej demonstracji w obronie Trybunału Konstytucyjnego na Rynku. Sam, jako sędzia TK w stanie spoczynku, nie mógł w niej wziąć udzia­łu, ale poszła jego rodzina.
   - Tu chodzi o dobro wspólne. Nie mo­żemy milczeć, gdy prezydentowi wy­daje się, że to on jest sądem. Nie jest. To prosta droga do traktowania wła­dzy w sposób totalitarny. Przecież mó­wimy o kimś, kto na Uniwersytecie Jagiellońskim zrobił doktorat, ślubo­wał, że będzie dążyć do prawdy, podsta­wy wszelkiej nauki. A jako prezydent ślubował wierność konstytucji. Teraz, w imię partyjnych interesów, jawnie ją łamie - twierdzi.
   Jest przekonany, że kiedyś z tego po­wodu Andrzej Duda zostanie postawio­ny przed Trybunałem Stanu. I bardzo się dziwi prezydentowi. - To młody człowiek, z przyszłością. Dostał nieprawdopodob­ną szansę i ją marnuje w sposób niegod­ny. Nikt nie kwestionuje, że PiS wygrało wybory, nikt nie kwestionuje jego man­datu do realizacji własnego programu, ale w ramach konstytucji. Tymczasem mamy do czynienia z bezprawiem - mówi.
   On też, podobnie jak prof. Zimmermann, dostaje ostatnio wiele listów. Ta­kich, jak mówi, haniebnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz