wtorek, 5 stycznia 2016

Polowanie na dyplomatów



W „gmachu”, jak pracownicy MSZ zwą ministerstwo, atmosfera jak na stypie.
Za Smoleńsk, za współpracę z Sikorskim, za przynależność do „korporacji” Geremka - powód do dymisji zawsze się znajdzie.

TEKST ALEKSANDRA PAWLICKA


Idzie topór - mówią w MSZ. Je­den z wieloletnich pracowni­ków resortu: - Przeżyłem kilka zmian rządów, miotła zawsze ro­biła miejsce dla swoich, ale teraz nazywa się to głosem ludu, wolą suwerena. Nowa władza uważa się za pomazańca bożego i robi, co chce.

ZA SMOLEŃSK
Jako jeden z pierwszych zjechał do kraju ambasador Tomasz Arabski. Placówkę w Madrycie opuścił 18 grud­nia, dwa dni przed kluczowymi wyborami w tym ważnym kraju UE. Na spakowa­nie rzeczy i przeprowadzkę dostał mie­siąc. Wiadomość o zwolnieniu przekazali mu pracownicy resortu. Z ministrem Wi­toldem Waszczykowskim nie rozmawiał.
O swoim odwołaniu mówi: „Nieeleganckie, ale elementarnie przyzwoite”. Pra­cownicy MSZ próbowali mu pomóc w zorganizowaniu edukacji trójki dzieci, którym dymisja przerwała rok szkolny. Trudno było zostawić je z dnia na dzień same w Hiszpanii.
   Arabski spodziewał się odwołania.
- Jest powszechne oczekiwanie, by ktoś taki jak Tomasz Arabski nie był dłużej am­basadorem Rzeczypospolitej. Jego postę­powanie w sprawie wizyty w Smoleńsku i po katastrofie całkowicie go dyskwalifi­kuje - mówił Witold Waszczykowski, szy­kując się do objęcia sterów resortu.
   PiS uważa, że Arabski-jako szef kancelarii premiera Tuska - nie dopełnił obo­wiązków organizacji wizyty prezydenta Kaczyńskiego. Chociaż prokuratura nie znalazła podstaw do postawienia mu za­rzutów, to PiS powtarza, że jego wyjazd na placówkę w 2013 r. był ucieczką przed odpowiedzialnością za katastrofę. Dlate­go zapowiada, że postawi go wraz z Tu­skiem przed Trybunałem Stanu. Nie ma znaczenia, że w 2010 r. Arabski nie był ministrem konstytucyjnym, tylko urzęd­nikiem, a tym samym Trybunał Stanu go nie dotyczy. - Dotyczy, dotyczy - zapewnia poseł PiS. - Nie jesteśmy Platformą, « która przez osiem lat nie była w stanie postawić Zbyszka Ziobry przed Trybunałem. Potrafimy działać skutecznie.
   W odróżnieniu od większości ambasadorów Arabski nie jest pracownikiem
MSZ. Po powrocie nie ma dla niego pracy w resorcie. - Jak każdy, kto stracił robotę, robi dobrą minę do złej gry. Na razie spo­tyka się ze starymi znajomymi - mówi ko­lega byłego ambasadora.
   Przed świętami Arabski rozmawiał z Tuskiem. Czy to oznacza, że dostanie pracę w Brukseli? - Na razie nie ma takiej propozycji - zapewnia znajomy i żartuje: -„Arab” na razie odzyskuje Trójmiasto.
   Odstrzelony „za Smoleńsk” może też zostać Mirosław Gajewski, zaledwie od pół roku ambasador w Pekinie - twierdzi nasze źródło w MSZ. Gdy doszło do kata­strofy, był zastępcą szefa departamentu konsularnego. „W Smoleńsku nie dopeł­niono obowiązków konsularnych, pod okiem urzędników konsularnych doszło do skandalicznych zamian ciał ofiar, a od­powiedzialni za prace konsularne urzęd­nicy MSZ awansują” - pisała „Gazeta Polska” o Gajewskim i jego przełożonym Jarosławie Czubińskim. Ten drugi został w 2013 r. ambasadorem w Wilnie. Gajew­ski otrzymał awans na dyrektora gene­ralnego służby zagranicznej. - Obaj są na liście do dymisji - twierdzi mój rozmówca.

PRZYJACIELE OŚMIORNICZEK
Ze służby dyplomatycznej została odwołana także Ilona Węgłowska-Hajdus - od kilku miesięcy konsul ge­neralny w Londynie. Oficjalny powód dymisji to zbyt późne przysłanie proto­kołów po wyborach 2015 roku. Proto­koły rzeczywiście przyszły w ostatniej chwili, ale głównym powodem odwo­łania jest fakt, że to jedna z najbardziej zaufanych współpracownic Radosława Sikorskiego. Pracowała z nim w MON, a potem przeszła do MSZ. - Na Szu­cha obowiązuje dziś prosta zasada: dla „przyjaciół ośmiorniczek” nie ma miej­sca - mówi pracownik resortu. „Przyja­ciółmi ośmiorniczek” nazywa się ludzi związanych z Sikorskim. Waszczykowski jest z nim skonfliktowany od dawna.
    W pierwszym rządzie PO był jego za­stępcą, bo Sikorski wyprosił u Tuska po­zostawienie polityka PiS w resorcie jako specjalisty od tarczy antyrakietowej. Jed­nak Waszczykowski został zdymisjono­wany, bo zasugerował w mediach, że rząd Tuska sabotuje negocjacje w sprawie tar­czy, żeby nie zostały uznane za sukces prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wtedy Sikorski nazwał go swoim „błędem perso­nalnym, wyrzuconym z MSZ za skanda­liczną nielojalność”. I wtedy się zaczęło. Waszczykowski zaczął atakować Sikor­skiego, nazywając go „neofitą, bufonem, snobem”, „najsłabiej wykształconym mi­nistrem spraw zagranicznych w ostatnim 25-leciu”, który oksfordzki tytuł „kupił za 10 funtów”. Insynuował współpracę Si­korskiego ze służbami, a jego ministrowanie nazwał „twitterową dyplomacją”.
   Dziś Sikorskiego nie ma już w pol­skiej polityce, ale w MSZ pozostali jego współpracownicy. Na przykład Mar­cin Bosacki, który po trzech latach by­cia rzecznikiem Sikorskiego wyjechał w 2013 r. na placówkę do Kanady. Mini­ster Waszczykowski po wyborach 2015 roku oświadczył: „Po 25 latach wolnej Polski nie musimy sięgać po niedoświad­czonych dziennikarzy przy obsadza­niu stanowisk ambasadorów”. Bosacki wcześniej pracował w „Gazecie Wybor­czej”. Dziś jest na nieoficjalnej liście am­basadorów do odwołania. Podobnie jak jego następca na stanowisku rzecznika - Sikorskiego, a potem Schetyny - Mar­cin Wojciechowski (również przyszedł z „GW”). Pod koniec rządów PO Wojcie­chowski dostał nominację na ambasadora
na Ukrainie. Decyzję zatwierdził prezy­dent Duda, ale Waszczykowski zabloko­wał wyjazd, twierdząc, że Wojciechowski nie ma „dostatecznego doświadczenia, a Kijów to ważna dla nas placówka”. Wojciechowski dziś przychodzi do pra­cy w ministerstwie, przekłada papiery, jest od wszystkiego odsunięty i czeka na rozwój wypadków. Najprawdopodobniej wyjedzie na mniej istotną placówkę, o co zabiega Schetyna, który ma z Waszczykowskim nie najgorsze relacje.

OD MOSKWY DO WASZYNGTONU
Gdy proszę o informacje dotyczą­ce przyszłości Wojciechowskiego, Bosackiego, a także ambasadorów klu­czowych placówek w Moskwie, Wa­szyngtonie i Brukseli, otrzymuję od rzecznika lakoniczną odpowiedź: „MSZ nie komentuje polityki kadrowej resortu i doniesień mających charakter medial­nych spekulacji”.
   Minister Waszczykowski doda­je uszczypliwie: „Zapewne dowiem się o czystkach w MSZ z »Lisweeka« ”. Tym- czasem na Szucha atmosfera jak na stypie. Mówi się o czarnej liście Waszczykowskiego, na której jest ponoć am­basador RP w Moskwie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Wiceprezes PiS Ry­szard Czarnecki mówił o niej, że to „alter ego Sikorskiego w sprawach wschod­nich”. A jak mówi jeden z byłych dyplo­matów: „współpraca z Sikorskim jest w gmachu traktowana jak plama w CV”.
   Inny zastępca Sikorskiego, Bogusław Winid, został oddelegowany do ONZ z zadaniem „doprowadzenia do wyboru Polski na niestałego członka Rady Bez­pieczeństwa na lata 2018-2019”. Dziś - według jednego z pracowników MSZ - większe szanse na to ma Bułgaria, bo pod rządami PiS nasz kraj przestaje być liczącym się na świecie graczem.
   Zastępcami Sikorskiego byli także am­basadorowie Grażyna Bernatowicz i Ry­szard Schnepf. Ten ostatni był wcześniej ministrem w kancelarii premiera Mar­cinkiewicza i w 2006 r. podał się do dy­misji po zarzutach, że lansuje własną, nieuzgodnioną z szefem rządu koncep­cję dotyczącą Gazociągu Północnego. Krótko mówiąc, „zdradził” rząd PiS, a po
zwycięstwie PO został zastępcą Sikor­skiego i jest postrzegany jako jego dobry znajomy. Czyli do odstrzału.
   Współpraca z Sikorskim ciąży również na ambasadorze Polski w Lizbonie, prof. Bronisławie Misztalu, który do MSZ trafił jako szef gabinetu politycznego ministra Sikorskiego.
   Czy wymiana ambasadorów z partyj­nego klucza może być groźna dla pozycji Polski w świecie? - pytam Włodzimierza Cimoszewicza.
   - Ambasador reprezentuje kraj, a nie rząd - mówi były premier i szef dyploma­cji. - Został powołany z inicjatywy mini­stra przez prezydenta. Od tego ostatniego dostał upełnomocnienie. Był też zaakcep­towany przez kraj przyjmujący. Należy szanować te decyzje, bo świadczą o po­wadze własnego kraju. Przez ponad trzy lata kierowania MSZ odwołałem przed terminem tylko czterech ambasadorów w związku z zastrzeżeniami do ich pracy. Wszyscy pozostali, niezależnie od znanych sympatii politycznych, pełnili swoją misję.

KORPORACJA GEREMKA
Jednym z tych czterech odwołanych był Witold Waszczykowski, ówczesny ambasador Polski w Teheranie. Do Iranu trafił w 1999 r. po odwołaniu go z Brukse­li, gdzie był zastępcą ambasadora RP przy NATO, Andrzeja Towpika. Oskarżał swego szefa, że ten - w związku ze swą PRL-owską przeszłością - pragnie odwlec wejście Polski do NATO. Amerykanie poprosili ówczesnego szefa dyplomacji prof. Broni­sława Geremka o interwencję i ten odde­legował Waszczykowskiego do Teheranu. Cimoszewicz odwołał go stamtąd za spory z podwładnymi.
   Gdy PiS doszło do władzy w 2005 r, , Waszczykowski został wiceszefem MSZ. Jednym z celów resortu pod kierow­nictwem Anny Fotygi, stała się walka z „korporacją Geremka”. Prezydent Lech Kaczyński tak ją określał: „MSZ rządziła dotąd korporacja prof. Bronisława Gerem­ka złożona z dyplomatów, którzy chcieli tak głębokiej ingerencji z UE, że kwestio­nowałoby to suwerenność państwa”.
   Przedstawiciele tej „korporacji” wciąż pracują w MSZ. Zarówno jako dyrektorzy oraz wicedyrektorzy departamentów, na miejsce których - jak mówi mój rozmówca - już ostrzy sobie apetyt trzeci szereg, jak i ambasadorowie. Na przykład Aleksander Chećko w Belgradzie - były rzecznik MSZ za czasów Cimoszewicza, Rotfelda i Mel­lera - czy Cyryl Kozaczewski, ambasador RP w Tokio, dyplomata z długoletnim sta­żem, o którym Waszczykowski mówi, że to „urzędnik średniej rangi”.
   - MSZ od lat jest maltretowane czyst­kami politycznymi, co doprowadziło do ogromnego zubożenia potencjału intelek­tualnego resortu. Znam wielu wybitnych dyplomatów średniego pokolenia, którzy unikają ministerstwa jak ognia - mówi Ci­moszewicz. - Jeśli do tego dojdzie jeszcze przedterminowa wymiana ambasadorów z powodów polityczno-partyjnych, bez uwzględnienia kwalifikacji merytorycz­nych, to władze krajów przyjmujących odbiorą to albo jako sygnał lekceważenia, albo dowód amatorszczyzny. W obu przy­padkach będzie to dla Polski niekorzystne.
   - Krytyka Polski dopiero się zaczę­ła - dodaje jeden z dyplomatów. - W wie­lu stolicach frustracja z powodu wydarzeń w Polsce jest o wiele większa, niż miało to miejsce w przypadku Węgier Orbana. Dlatego przekonanie, że Kaczyńskiemu nie można odpuścić, jest na świecie zde­cydowanie silniejsze. Pytanie tylko, czy to powstrzyma, czy przyspieszy zmiany serwowane przez nową władzę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz