W „gmachu”, jak
pracownicy MSZ zwą ministerstwo, atmosfera jak na stypie.
Za Smoleńsk, za
współpracę z Sikorskim, za przynależność do „korporacji” Geremka - powód do
dymisji zawsze się znajdzie.
TEKST ALEKSANDRA PAWLICKA
Idzie
topór - mówią w MSZ. Jeden z wieloletnich pracowników resortu: - Przeżyłem
kilka zmian rządów, miotła zawsze robiła miejsce dla swoich, ale teraz nazywa
się to głosem ludu, wolą suwerena. Nowa władza uważa się za pomazańca bożego i
robi, co chce.
ZA SMOLEŃSK
Jako jeden z pierwszych zjechał do kraju ambasador Tomasz
Arabski. Placówkę w Madrycie
opuścił 18 grudnia, dwa dni przed kluczowymi wyborami w tym ważnym kraju UE.
Na spakowanie rzeczy i przeprowadzkę dostał miesiąc. Wiadomość o zwolnieniu
przekazali mu pracownicy resortu. Z ministrem Witoldem Waszczykowskim nie
rozmawiał.
O swoim odwołaniu mówi: „Nieeleganckie,
ale elementarnie przyzwoite”. Pracownicy MSZ próbowali mu pomóc w
zorganizowaniu edukacji trójki dzieci, którym dymisja przerwała rok szkolny.
Trudno było zostawić je z dnia na dzień same w Hiszpanii.
Arabski spodziewał się odwołania.
- Jest powszechne oczekiwanie, by
ktoś taki jak Tomasz Arabski nie był dłużej ambasadorem Rzeczypospolitej. Jego
postępowanie w sprawie wizyty w Smoleńsku i po katastrofie całkowicie go
dyskwalifikuje - mówił Witold Waszczykowski, szykując się do objęcia sterów
resortu.
PiS uważa, że Arabski-jako szef kancelarii premiera Tuska - nie dopełnił
obowiązków organizacji wizyty prezydenta Kaczyńskiego. Chociaż prokuratura nie
znalazła podstaw do postawienia mu zarzutów, to PiS powtarza, że jego wyjazd
na placówkę w 2013 r. był ucieczką przed odpowiedzialnością za katastrofę.
Dlatego zapowiada, że postawi go wraz z Tuskiem przed Trybunałem Stanu. Nie
ma znaczenia, że w 2010 r. Arabski nie był ministrem konstytucyjnym, tylko
urzędnikiem, a tym samym Trybunał Stanu go nie dotyczy. - Dotyczy, dotyczy -
zapewnia poseł PiS. - Nie jesteśmy Platformą, « która przez osiem lat nie była
w stanie postawić Zbyszka Ziobry przed Trybunałem. Potrafimy działać
skutecznie.
W odróżnieniu od większości ambasadorów Arabski nie jest pracownikiem
MSZ. Po powrocie nie ma dla niego
pracy w resorcie. - Jak każdy, kto stracił robotę, robi dobrą minę do złej gry.
Na razie spotyka się ze starymi znajomymi - mówi kolega byłego ambasadora.
Przed świętami Arabski rozmawiał z Tuskiem. Czy to oznacza, że dostanie
pracę w Brukseli? - Na razie nie ma takiej propozycji - zapewnia znajomy i
żartuje: -„Arab” na razie odzyskuje Trójmiasto.
Odstrzelony „za Smoleńsk” może też zostać Mirosław Gajewski, zaledwie od
pół roku ambasador w Pekinie - twierdzi nasze źródło w MSZ. Gdy doszło do katastrofy,
był zastępcą szefa departamentu konsularnego. „W Smoleńsku nie dopełniono
obowiązków konsularnych, pod okiem urzędników konsularnych doszło do skandalicznych zamian ciał ofiar, a odpowiedzialni za
prace konsularne urzędnicy MSZ awansują” - pisała „Gazeta Polska” o Gajewskim
i jego przełożonym Jarosławie Czubińskim. Ten drugi został w 2013 r.
ambasadorem w Wilnie. Gajewski otrzymał awans na dyrektora generalnego służby
zagranicznej. - Obaj są na liście do dymisji - twierdzi mój rozmówca.
PRZYJACIELE
OŚMIORNICZEK
Ze służby dyplomatycznej została odwołana także Ilona
Węgłowska-Hajdus - od kilku
miesięcy konsul generalny w Londynie. Oficjalny
powód dymisji to zbyt późne przysłanie protokołów po wyborach 2015 roku. Protokoły
rzeczywiście przyszły w ostatniej chwili, ale głównym powodem odwołania jest
fakt, że to jedna z najbardziej zaufanych współpracownic Radosława Sikorskiego.
Pracowała z nim w MON, a potem przeszła do MSZ. - Na Szucha obowiązuje dziś
prosta zasada: dla „przyjaciół ośmiorniczek” nie ma miejsca - mówi pracownik
resortu. „Przyjaciółmi ośmiorniczek” nazywa się ludzi związanych z Sikorskim.
Waszczykowski jest z nim skonfliktowany od dawna.
W pierwszym rządzie PO był jego zastępcą, bo Sikorski wyprosił u Tuska
pozostawienie polityka PiS w resorcie jako specjalisty od tarczy
antyrakietowej. Jednak Waszczykowski został zdymisjonowany, bo zasugerował w
mediach, że rząd Tuska sabotuje negocjacje w sprawie tarczy, żeby nie zostały
uznane za sukces prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wtedy Sikorski nazwał go swoim
„błędem personalnym, wyrzuconym z MSZ za skandaliczną nielojalność”. I wtedy
się zaczęło. Waszczykowski zaczął atakować Sikorskiego, nazywając go „neofitą,
bufonem, snobem”, „najsłabiej wykształconym ministrem spraw zagranicznych w
ostatnim 25-leciu”, który oksfordzki tytuł „kupił za 10 funtów”. Insynuował współpracę Sikorskiego ze służbami, a jego
ministrowanie nazwał „twitterową dyplomacją”.
Dziś Sikorskiego nie ma już w polskiej polityce, ale w MSZ pozostali
jego współpracownicy. Na przykład Marcin Bosacki, który po trzech latach bycia
rzecznikiem Sikorskiego wyjechał w 2013 r. na placówkę do Kanady. Minister
Waszczykowski po wyborach 2015 roku oświadczył: „Po 25 latach wolnej Polski nie
musimy sięgać po niedoświadczonych dziennikarzy przy obsadzaniu stanowisk
ambasadorów”. Bosacki wcześniej pracował w „Gazecie Wyborczej”. Dziś jest na
nieoficjalnej liście ambasadorów do odwołania. Podobnie jak jego następca na
stanowisku rzecznika - Sikorskiego, a potem
Schetyny - Marcin Wojciechowski (również przyszedł z „GW”). Pod koniec rządów
PO Wojciechowski dostał nominację na ambasadora
na Ukrainie. Decyzję zatwierdził
prezydent Duda, ale Waszczykowski zablokował wyjazd, twierdząc, że Wojciechowski
nie ma „dostatecznego doświadczenia, a Kijów to ważna dla nas placówka”.
Wojciechowski dziś przychodzi do pracy w ministerstwie, przekłada papiery,
jest od wszystkiego odsunięty i czeka na rozwój wypadków. Najprawdopodobniej
wyjedzie na mniej istotną placówkę, o co zabiega Schetyna, który ma z Waszczykowskim
nie najgorsze relacje.
OD MOSKWY DO WASZYNGTONU
Gdy proszę o informacje dotyczące przyszłości Wojciechowskiego, Bosackiego, a także ambasadorów kluczowych placówek w
Moskwie, Waszyngtonie i Brukseli, otrzymuję od rzecznika lakoniczną odpowiedź:
„MSZ nie komentuje polityki kadrowej resortu i doniesień mających charakter
medialnych spekulacji”.
Minister Waszczykowski dodaje uszczypliwie: „Zapewne dowiem się
o czystkach w MSZ z »Lisweeka« ”. Tym- czasem na
Szucha atmosfera jak na stypie. Mówi się o czarnej liście Waszczykowskiego, na
której jest ponoć ambasador RP w Moskwie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Wiceprezes PiS Ryszard Czarnecki mówił o niej, że to „alter ego Sikorskiego w sprawach wschodnich”. A jak mówi jeden z
byłych dyplomatów: „współpraca z Sikorskim jest w gmachu traktowana jak plama
w CV”.
Inny zastępca Sikorskiego, Bogusław Winid, został oddelegowany do ONZ z
zadaniem „doprowadzenia do wyboru Polski na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa
na lata 2018-2019”.
Dziś - według jednego z pracowników MSZ
- większe szanse na to ma Bułgaria, bo pod rządami
PiS nasz kraj przestaje być liczącym się na świecie graczem.
Zastępcami Sikorskiego byli także ambasadorowie Grażyna Bernatowicz i
Ryszard Schnepf. Ten ostatni był wcześniej ministrem w kancelarii premiera Marcinkiewicza
i w 2006 r. podał się do dymisji po zarzutach, że lansuje własną,
nieuzgodnioną z szefem rządu koncepcję dotyczącą Gazociągu Północnego. Krótko
mówiąc, „zdradził” rząd PiS, a po
zwycięstwie PO został zastępcą
Sikorskiego i jest postrzegany jako jego dobry znajomy. Czyli do odstrzału.
Współpraca z Sikorskim ciąży również na ambasadorze Polski w Lizbonie, prof. Bronisławie Misztalu, który do MSZ trafił jako szef
gabinetu politycznego ministra Sikorskiego.
Czy wymiana ambasadorów z partyjnego klucza może być groźna dla pozycji
Polski w świecie? - pytam Włodzimierza Cimoszewicza.
- Ambasador reprezentuje kraj, a nie rząd - mówi były premier i szef
dyplomacji. - Został powołany z inicjatywy ministra przez prezydenta. Od tego
ostatniego dostał upełnomocnienie. Był też zaakceptowany przez kraj
przyjmujący. Należy szanować te decyzje, bo świadczą o powadze własnego kraju.
Przez ponad trzy lata kierowania MSZ odwołałem przed terminem tylko czterech
ambasadorów w związku z zastrzeżeniami do ich pracy. Wszyscy pozostali,
niezależnie od znanych sympatii politycznych, pełnili swoją misję.
KORPORACJA
GEREMKA
Jednym z tych czterech odwołanych był Witold Waszczykowski, ówczesny
ambasador Polski w Teheranie. Do Iranu trafił w 1999 r. po odwołaniu go z
Brukseli, gdzie był zastępcą ambasadora RP przy NATO, Andrzeja Towpika.
Oskarżał swego szefa, że ten - w związku ze swą PRL-owską przeszłością -
pragnie odwlec wejście Polski do NATO. Amerykanie
poprosili ówczesnego szefa dyplomacji prof. Bronisława
Geremka o interwencję i ten oddelegował Waszczykowskiego do Teheranu.
Cimoszewicz odwołał go stamtąd za spory z podwładnymi.
Gdy PiS doszło do władzy w 2005 r, , Waszczykowski został wiceszefem
MSZ. Jednym z celów resortu pod kierownictwem Anny Fotygi, stała się walka z
„korporacją Geremka”. Prezydent Lech Kaczyński tak ją określał: „MSZ rządziła
dotąd korporacja
prof. Bronisława Geremka złożona z dyplomatów,
którzy chcieli tak głębokiej ingerencji z UE, że kwestionowałoby to
suwerenność państwa”.
Przedstawiciele tej „korporacji” wciąż pracują w MSZ. Zarówno jako
dyrektorzy oraz wicedyrektorzy departamentów, na miejsce których - jak mówi mój rozmówca - już ostrzy sobie apetyt trzeci szereg, jak i ambasadorowie.
Na przykład Aleksander Chećko w Belgradzie - były rzecznik MSZ za czasów
Cimoszewicza, Rotfelda i Mellera - czy Cyryl Kozaczewski, ambasador RP w
Tokio, dyplomata z długoletnim stażem, o którym Waszczykowski mówi, że to
„urzędnik średniej rangi”.
- MSZ od lat jest maltretowane czystkami politycznymi, co doprowadziło
do ogromnego zubożenia potencjału intelektualnego resortu. Znam wielu
wybitnych dyplomatów średniego pokolenia, którzy unikają ministerstwa jak ognia
- mówi Cimoszewicz. - Jeśli do tego dojdzie jeszcze przedterminowa wymiana
ambasadorów z powodów polityczno-partyjnych, bez uwzględnienia kwalifikacji
merytorycznych, to władze krajów przyjmujących odbiorą to albo jako sygnał
lekceważenia, albo dowód amatorszczyzny. W obu przypadkach będzie to dla
Polski niekorzystne.
- Krytyka Polski dopiero się zaczęła - dodaje jeden z dyplomatów. - W
wielu stolicach frustracja z powodu wydarzeń w Polsce jest o wiele większa,
niż miało to miejsce w przypadku Węgier Orbana. Dlatego przekonanie, że
Kaczyńskiemu nie można odpuścić, jest na świecie zdecydowanie silniejsze.
Pytanie tylko, czy to powstrzyma, czy przyspieszy zmiany serwowane przez nową
władzę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz