środa, 6 stycznia 2016

Kontrowersyjne decyzje nowego ministra środowiska



Pierwszym poważnym testem dla nowego ministra środowiska Jana Szyszki będzie decyzja, czy zezwolić na zwiększenie limitów wycinki w Puszczy Białowieskiej. Przed laty jego decyzje bulwersowały, a sprawa Rospudy do dziś jest symbolem zwycięstwa natury nad urzędniczym uporem. Przy czym Rospuda przy Białowieży to małe piwo.

Czy PiS odrobiło lekcję Rospudy?” - pytał Piotr Skwieciński w tygo­dniku „wSieci” wkrótce po ogło­szeniu wyników wyborów. Prze­strzegał zwycięzców, by tym razem nie popełniali błędu z lat 2005-07 i nie otwie­rali wszystkich frontów naraz, wikłając się w niepotrzebne, często absurdalne, kon­flikty. Jako kliniczny przykład podał zupeł­nie niepotrzebny spór o dolinę Rospudy, który do czerwoności rozbudził społecz­ne emocje. I który w dodatku rządzący przegrali. Twarzą tego sporu był ówczesny minister środowiska Jan Szyszko, który parł z budową na bezcennych przyrodni­czo terenach, mimo protestów ekologów, środowisk naukowych, Komisji Europej­skiej, Państwowej Rady Ochrony Przyro­dy, a nawet ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ten absurd zablokowały dopiero polskie sądy, które na wniosek rzecznika praw obywatelskich wstrzymały budowę. Dolina ocalała, obwodnicę Augu­stowa poprowadzono inną drogą, a sprawa Rospudy stała się symbolem absurdalnego uporu ministra Szyszki.
   Kilka dni po publikacji Skwiecińskiego ogłoszono, że prof. Szyszko znów staje na czele resortu środowiska. Jedną z pierw­szych jego decyzji było odwołanie ze sta­nowiska dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego Mirosława Stepaniuka bez podania przyczyn. Jak mówi się nieofi­cjalnie, za nie nazbyt gorliwą współpracę z Lasami Państwowymi. Odwołanie dyrek­tora zbiegło się w czasie z postulatem dy­rekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, by w nadleśnictwie Białowieża wielokrot­nie zwiększyć pozyskanie limitów drewna. Ekolodzy protestują, bo oznacza to według nich, że Puszcza Białowieska, poza obsza­rem parku narodowego, zmieni się w zwy­kłą plantację drzew. Puszcza Białowieska to ostatni pierwotny las Niżu Europejskie­go, wpisany na listę Światowego Dziedzic­twa UNESCO. Jeśli limity wyrębu zostaną zwiększone, będzie to oznaczało złamanie zobowiązań wobec UNESCO i warunków ugody z Komisją Europejską. Plany wycinki już negatywnie oceniła Państwowa Rada Ochrony Przyrody. Ostateczna decyzja będzie należała do ministra Szyszki. Nie powinien się jednak łudzić, że wycinka w Białowieży skończy się jedynie lokalną awanturą z ekologami.

   Nim Jan Szyszko został ministrem, wy­kładał w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Przez lata uchodził wśród studentów za świetnego, nowoczesnego specjalistę. Wiele publikował. Jego pa­sją, nie tylko naukową, ale też prywatną, są chrząszcze biegaczowate. W swojej prywatnej kolekcji posiada kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy tych owadów, aj eden z gatunków nazwano na jego cześć Bacanius szyszlcoi. W działalność polityczną za­angażował się jeszcze w czasach PRL; nie po stronie opozycji, ale jako działacz samo­
rządowy. W 1991 r. wstąpił do Porozumie­nia Centrum i pozostał w partii do końca. W PiS należy więc do tzw. zakonu, czyli ludzi, którym Jarosław Kaczyński ufa naj­bardziej, bo nawet w najtrudniejszych cza­sach pozostali wobec niego lojalni. - To on ma posłuch u prezesa i kształtuje jego po­glądy na ochronę przyrody. Inni pisowscy ekolodzy chowają się po kątach - ocenia Adam Wajrak.

Po raz pierwszy funkcję ministra środowiska pełnił Szyszko w gabi­necie Jerzego Buzka, w 2005 r., gdy PiS wygrało wybory, był więc naturalnym kandydatem na to stanowisko. Jego rządy były jednak pasmem wątpliwych decy­zji i konfliktów. Pierwszy dotyczył bodaj EkoFunduszu. Jego pomysłodawcą i pre­zesem był prof. Maciej Nowicki, wybitny ekolog o światowym autorytecie. To on w 1992 r. podsunął premierowi Bieleckie­mu pomysł, by 10 proc. polskiego długu wobec państw Klubu Paryskiego przezna­czyć na inwestycje ekologiczne w Polsce. Fundusz przeznaczał setki milionów euro na oczyszczalnie ścieków, energię odna­wialną czy ochronę zagrożonych gatun­ków. W 2006 r. minister Szyszko odwołał przewodniczącego rady EkoFuduszu i wprowadził na to stanowisko swojego znajomego z SGGW prof. Tadeusza Żar­skiego, co spowodowało, że zachodni donatorzy utracili wpływ na podejmowa­ne przez radę decyzje. Opozycja uznała to za czystkę polityczną i skok na kasę jed­nej z najlepiej funkcjonujących instytucji ekologicznych w Polsce, by finansować projekty przydatne w kampanii wyborczej do samorządów.
   Następnie minister Szyszko naraził się genetykom, przygotowując przepisy, które miałyby całkowicie wyeliminować w Polsce uprawy roślin GMO, a także wy­korzystywanie ich do celów spożywczych i przemysłowych. Zrobił to niemal bez konsultacji ze środowiskami uniwersy­teckimi. Naukowcy z Wydziału Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Ja­giellońskiego wystosowali do ministra list, w którym piszą, że planowane przepisy nie mają żadnego uzasadnienia w świetle ba­dań, ograniczą wolność nauki i skompro­mitują Polskę na arenie międzynarodowej jako wolny od GMO skansen. Ale demo­niczne GMO jako kontra dla zdrowej polskiej żywności dobrze brzmi na an­tenie Radia Maryja, którego minister był częstym gościem. Miał zresztą innych ekspertów. W jego konferencji prasowej na temat GMO wziął udział Jeffrey Smith, autor książki „Nasiona kłamstwa” i guru przeciwników GMO. Marcin Rotkiewicz na łamach POLITYKI przyjrzał się bliżej tej postaci. Okazuje się, że jest to nauczy­ciel tańca, absolwent rocznego kursu medytacji, przekonany, że jeśli w każ­dym amerykańskim mieście połączy swoje umysły 7 tys. lewitujących joginów, to znacznie spadnie przestępczość.
   2007 r. to kolejne konflikty. Mimo wyroku sądu stwierdzającego, że Mi­nisterstwo Środowiska naruszyło pra­wo, podejmując decyzję o budowie no­wej, powiększonej kolejki na Kasprowy Wierch, resort nie wstrzymał prac. De­cyzja zapadła bez konsultacji z organi­zacjami ekologicznymi, choć od dawna prosiły, by włączyć je jako stronę. Nawet nie otrzymały od ministra odpowiedzi. Wreszcie sprawa fragmentu obwodnicy Warszawy, którą od dawna planowa­no poprowadzić przez gminę Wesoła. Minister Szyszko zaczął jednak forso­wać wariant dwa razy dłuższy, przez Halinów i Wiązownę. Argumentował, że to ze względów przyrodniczych, choć według tego wariantu trzeba by wyciąć 50 ha lasu. Na antenie Radia Maryja przekonywał, że pozwoli to jednak ochro­nić siedliska chrząszczy w Starej Miłośnie, jego rodzinnej miejscowości. Protestujący przeciwko decyzji Szyszki mieszkańcy nie mieli wątpliwości, że ministrowi chodzi przede wszystkim o to, by odsunąć ru­chliwą trasę jak najdalej od swojego domu. Konflikt osiągnął taką temperaturę, że pre­mier Kaczyński wyłączył Szyszkę ze spra­wy obwodnicy i powierzył jego obowiązki Grażynie Gęsickiej, ówczesnej minister ds. rozwoju regionalnego. Ten konflikt może wrócić. Obwodnica do tej pory nie powstała, a Jan Szyszko nadal jest miesz­kańcem Starej Miłosny.

Krytykowano niektóre decyzje ka­drowe ministra Szyszki, bo zatrudnił swoją córkę, a potem jej narzeczonego w Narodowym Funduszu Ochrony Śro­dowiska i Gospodarki Wodnej. Z tego funduszu w ekspresowym tempie, bo już było jasne, że PiS traci władzę, przyzna­no dotację fundacji ojca Rydzyka na od­wierty geotermalne. Opozycja odebrała to jako trybut ministra za możliwość po­jawiania się w trakcie kampanii na an­tenie Radia Maryja i w Telewizji Trwam. Nie jedyny zresztą. Jeszcze przed złoże­niem wniosku Fundusz obiecał także dofinansowanie założonej przez ojca Rydzyka Wyższej Szkoły Kultury Spo­łecznej i Medialnej. Dostała 1,2 min zł na utworzenie studiów podyplomowych z polityki ochrony środowiska. Na inau­guracji roku akademickiego minister Szyszko krytykował „polskojęzyczne media” zarzucające Polsce, że truje Bał­tyk i atmosferę, a nowy kierunek zachwa­lał jako miejsce, które będzie kształcić specjalistów, „którzy nie posiadają żad­nego obciążenia w stosunku do państw wysoko rozwiniętych”. Było to krótko po awanturze o Rospudę, gdy Komisja Europejska pozwała Polskę do Europej­skiego Trybunału Sprawiedliwości, a potem wystąpiła o nakaz wstrzymania prac budowlanych. Po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych Jan Szyszko został wykładowcą na nowo powstałym wydziale.
   W końcówce urzędowania, tuż przed ci­szą wyborczą, zorganizował obowiązkowe szkolenie dla 2 tys. leśników. Miało doty­czyć projektu ustawy o emisji i absorpcji dwutlenku węgla, a zmieniło się w finan­sowany za publiczne pieniądze wiec wy­borczy PiS. Dzień przed opuszczeniem gabinetu zdążył jeszcze podrzucić swoje­mu następcy zgniły kartofel w postaci roz­porządzenia zezwalającego na wiosenne polowania na słonki, choć w Unii Europej­skiej są one zabronione. Na plus można ministrowi Szyszce zaliczyć, że wcześniej nie zgodził się na odstrzał wilków, którego domagali się myśliwi, mimo że - jak sam mówi - tradycje łowieckie wyssał z mle­kiem matki.

Polscy ekolodzy wspominają wystąpienie ministra Szyszki na Europejskim Kongresie Ochro­ny Przyrody. Otwierał go wykład wy­bitnego przyrodnika Johna Lawtona, który mówił, że Polska powinna się wsty­dzić za niedostateczną ochronę Puszczy Białowieskiej. Wydawało się, że siedzący w pierwszym rzędzie minister Szyszko rzeczywiście trochę się zawstydził i żeby zatrzeć to wrażenie, spytał Lawtona, czy można być jednocześnie dobrym naukow­cem i dobrym politykiem. - Następnego dnia wykład miał prof. Szyszko. Mówił rzeczy zdumiewające, np. że ochrona bioróżnorodności polega na tym, żeby liczba rodzimych gatunków się zgadzała - wspomina Adam Wajrak. - Wszyscy wytrzeszcza­ - oczy i w końcu ktoś go spytał, czy można być jednocześnie dobrym naukowcem i po­litykiem. „Look at me” - odpowiedział mi­nister, a odpowiedzią był gromki śmiech. To „Look at me” stało się przebojem kon­gresowych kuluarów.
   Sporą wesołość wzbudziła także in­terpelacja poselska Jana Szyszki z 2013 r. dotycząca tzw. chemitrails, czyli teorii spi­skowej, według której smugi kondensacyj­ne zostawiane przez samoloty to w istocie smugi chemiczne, stanowiące potężne zagrożenie, bo rządy w konspiracji roz­pylają w ten sposób groźne substancje, by kontrolować ludzkie umysły i podstęp - nie truć ludzi. „Szanowny Panie Premierze! W ostatnich miesiącach byłem wielokrot­nie pytany przez zaniepokojonych ludzi o przyczyny i skutki częstego stosowania oprysków z samolotów metodą chemi­trails. Niektórzy kojarzą to z wojskowymi projektami badawczymi w atmosferze, wyrażając zaniepokojenie o swoje zdro­wie” - informował poseł Szyszko i pytał: „Co to jest chemitrails? Od kiedy chemi­trails jest obserwowane w Polsce? Czy che­mitrails jest celowo wywoływane na tere­nie Polski, a o ile tak, to w jakim celu i jaki to może mieć wpływ na zdrowie człowieka i stan środowiska przyrodniczego?”. Pod­sekretarz stanu w Ministerstwie Środowi­ska tłumaczył potem, jak komu dobremu, że produktami spalania lotniczych paliw do napędu silników umożliwiających loty na dużych wysokościach są para wodna i dwutlenek węgla, a do rozpylania środ­ków ochrony roślin nie stosuje się samo­lotów o napędzie odrzutowym.
   Mniej zabawne były wypowiedzi prof. Jana Szyszki na temat globalnego ocieplenia, którego w środowisku nauko­wym nikt już poważnie nie kwestionuje. Według ministra globalne ocieplenie to wola polityczna 200 państw. Przyznaje co prawda, że obserwujemy wzrost ocie­plenia i wzrost koncentracji dwutlenku węgla w powietrzu, ale nie wiadomo, czy są to zjawiska powiązane. - Kiedyś to był świetny ekspert i specjalista. Dziś może doskonale zna się na biegaczowatych, ale jeśli chodzi o wiedzę ekologiczną i ochro­nę przyrody, to jest ona - mówiąc życzliwie - archaiczna. Według niego najdoskonal­szą istotą, jaką Pan Bóg stworzył, jest leśnik polski - ocenia jeden z działaczy ekologicz­nych, który ze względów pragmatycznych woli pozostać anonimowy. - Jakoś przez te cztery lata trzeba będzie współpracować, a to i tak nie będzie proste.
   Paweł Średziński z WWF Polska także jest sceptyczny. - Strzelać i rąbać to jego filozofia wobec lasu. Ważne są Polski Zwią­zek Łowiecki i Lasy Państwowe. Ekolodzy mają milczeć. Poprzedni ministrowie jakoś liczyli się z naszą opinią. W tym przypadku wszystkie argumenty trafiają jak grochem o ścianę- mówi. - Nie chcemy go przekre­ślać, ale będziemy uważnie obserwować jego decyzje.
   Jednak działalność Jana Szyszki w Sejmie poprzedniej kadencji świadczy, że lekcja Rospudy niczego go nie nauczyła. Wciąż stosuje zasadę, że dialog i dyskusja to rze­czy zbędne. Najlepszy przykład to próba nowelizacji prawa łowieckiego, gdy Trybu­nał Konstytucyjny zakwestionował część jego przepisów. Zajęła się tym podkomi­sja niemal w całości złożona z myśliwych. Zlekceważono wszelkie poprawki organi­zacji ekologicznych i społecznych, które próbowały to prawo ucywilizować (cho­dziło m.in. o zakaz udziału dzieci w po­lowaniach). Gdy próbowano te poprawki zgłosić raz jeszcze na komisji sejmowej, Jan Szyszko złożył wniosek, by projekt przyjąć w całości bez żadnej dyskusji. Komisja się zgodziła. - Mogliśmy jedynie w osłupieniu wstać i wyjść. Ja się jeszcze nie spotkałem z taką arogancją - wspomina Zenon Kruczyński z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
   Potem Biuro Analiz Sejmowych wydało opinię, że komisja złamała prawo i regula­min Sejmu.-Niestety, Szyszko to człowiek niezwykle uparty, niezdolny do porozu­mienia, a doraźne korzyści liczą się dla niego bardziej niż idea ochrony przyrody - ocenia poseł PO Paweł Suski, jedyny niemyśliwy w podkomisji nowelizującej prawo łowieckie.
   Pierwszym poważnym testem dla nowe­go ministra będzie decyzja, czy zezwolić na zwiększenie limitów wycinki w Puszczy Białowieskiej. Sądząc z jego dotychczaso­wych wypowiedzi, można się obawiać, że to zrobi. Wielokrotnie ubolewał, ile drewna w Puszczy gnije i się marnuje, i jak dużo można by na tym zarobić. I że zagro­żeniem dla Puszczy nie jest zwiększenie, ale zmniejszenie wycinki.
- Niewiele jest w Polsce symboli, które łączą ludzi w sposób pozytywny. Jednym z nich jest przyroda. A Puszcza Białowieska to ikona, dobro narodowe. Każdy pieniek po wyciętym drzewie będzie tu oskarże­niem - zapowiada Adam Wajrak. - Jeśli minister zgodzi się na wycinkę, wywoła lawinę. Nie rozumie, że w Polsce z sym­bolami się przegrywa. Koalicja organi­zacji ekologicznych w obronie Puszczy na wszelki wypadek już powstaje.
   PS Na przesłane drogą mailową pytania minister Jan Szyszko nie odpowiedział.
Joanna Podgórska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz