sobota, 2 stycznia 2016

Uchwała, nie chwała



Andrzejowi Dudzie dużo się ostatnio udało zrobić. Chociaż ostrzegał go nawet jego własny szacowny uniwersytet.

Juliusz Ćwieluch

Andrzej Duda nie ma ostatnio głowy do przyjeżdżania do Kra­kowa. Nawet źle zaparkowa­nego samochodu nie miał mu kto przestawić. Aż zajęła się nim Straż Miejska. To zrozumiałe. Dużo ostatnio pracuje. Zwłaszcza nocą.
   Ale jeszcze w październiku miał tro­chę luźniej. Przyjechał na inaugurację roku akademickiego swojej macierzystej uczelni Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tym razem nie jako student ani nawet pracownik naukowy, ale głowa państwa.
   Atmosfera była momentami familiar­na. Prezydent ciepło mówił nie tylko o swojej Alma Mater, ale także o pro­fesorach. Zwłaszcza o jednym - Janie Zimmermannie, o którym powiedział, że dzięki niemu udało mu się zdobyć ty­tuł doktora.
   Kilka tygodni później prof. Zimmermann zabrał głos na temat swojego wychowanka: „Pisał u mnie doktorat, znam go 20 lat i jest on dobrym prawnikiem, ale dobry praw­nik powinien wiedzieć, co to jest demokra­tyczne państwo prawne, co to jest Trybunał Konstytucyjny i co to jest Konstytucja RP. Nie chcę go usprawiedliwiać, bo złamanie przez niego konstytucji jest poza dyskusją, ale wydaje mi się, że nie zrobił tego swoją samodzielną decyzją” - powiedział Infor­macyjnej Agencji Radiowej.

  Adresat
   Gdyby Andrzej Duda nie był urlopo­wanym pracownikiem UJ, to jako doktor nauk prawnych miałby zagwarantowany udział w pracach Rady Wydziału Prawa i Administracji Publicznej. Zresztą przyjść mógłby nawet na urlopie. Choć fizycznie nie uczestniczy w pracach uczelni, ciągle obecny jest tam wirtual­nie. Na jego adres mailowy powinna być przesyłana elektroniczna koresponden­cja. I jeśli nic nie szwankuje, to w piątek 27 listopada, podobnie jak wszyscy inni pracownicy naukowi wydziału, dostał maila z propozycją uchwały. Uchwa­ły skierowanej do Andrzeja Dudy. Tym razem Prezydenta RP i strażnika konstytucji.
   Mógł w niej przeczytać, że „Podpisa­na przez Pana Prezydenta ustawa z dnia 19 listopada 2015 r. o zmianie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym nie daje się pogodzić z zasadą demokratycznego państwa prawnego, naruszając wymo­gi nieusuwalności sędziów, legalizmu, i niedziałania prawa wstecz. Podważa zaufanie do Trybunału Konstytucyjnego pozbawiając Państwo Polskie podstawo­wej instytucji ochrony praw fundamen­talnych”. Jak również, że przedstawiciele rady zwracają się „do Pana Prezydenta, absolwenta naszego Wydziału i członka wspólnoty akademickiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, o uszanowanie warto­ści, których Krakowska Wszechnica jest strażnikiem: prawa i wolności obywatel­skich. Apelujemy o niezwłoczne podjęcie działań, które nie dopuszczą do trwałego zachwiania równowagi między władzą sądowniczą a władzami ustawodawczą i wykonawczą”.
   Z perspektywy osoby z tytułem doktora prawa wypisywanie takich oczywistości, jak niedziałanie prawa wstecz, można by nawet uznać za nie- grzeczność. Taką wiedzę zdobywa się na pierwszym roku prawa. Podobnie zresztą jak tę o trójpodziale władzy, którą trzeba nabyć jeszcze przed stu­diami. Inaczej nie bardzo jest tam czego szukać. A jednak wszystkie te oczywi­stości zostały zawarte w uchwale wy­działu, który uchodzi - i ma to na pi­śmie - za najlepszy w Polsce. Zdaje się, że autorzy uchwały bardziej odwoływa­li się do sumienia niż wiedzy prawniczej adresata.
   Każdy z autorów projektu uchwały miał zresztą inną motywację. Prof. Fry­deryk Zoll uznał, że nie można milczeć po tym, jak obejrzał jedno z nocnych posiedzeń Sejmu. Konkretnie to, pod­czas którego Kornel Morawiecki mówił, że prawo nie może być ponad wolą na­rodu. A w ławach poselskich PiS eufo­rycznie skandowało kilku jego byłych studentów. - Nie tego ich uczyłem. Nie takie wartości im wpajałem. Prawo jest fundamentem demokracji. Kiedy jest nie­wydolne, trzeba je zmieniać, ale nie moż­na go niszczyć-tłumaczy prof. Fryderyk Zoll. Prof. Ryszard Markiewicz twier­dzi, że uchwała była kwestią zwykłej przyzwoitości. A prof. Jerzy Stelmach, jak na filozofa przystało, odwołuje się do swojego ulubionego pisarza. - Gom­browicz dawno temu zauważył, dupa rośnie, rośnie, kiedyś wszyscy ją pocału­jemy. I oczywiście nie mam na myśli ni­kogo konkretnego, a pewien mechanizm niszczenia prawa, który w swoim czasie dotknie nas wszystkich, nawet tych, któ­rzy nie wiedzą, co to Trybunał Konsty­tucyjny i jakie ma zadania - tłumaczy prof. Stelmach.
   Dodatkową zachętą były różnego rodzaju kłopotliwe sytuacje. Jak cho­ciażby ta, że polscy prawnicy zorga­nizowali dla swoich ukraińskich ko­legów seminarium o funkcjonowaniu państwa prawa. Ale w międzyczasie standardy się wyrównały i obie strony słuchały wykładów z lekkim zażeno­waniem. Ciężko było również udawać, że nic się nie dzieje, kiedy głos zaczęły zabierać inne ośrodki naukowe. Pierw­szy był Komitet Nauk Prawnych PAN, później Wydział Prawa Uniwersytetu Śląskiego. O potrzebie zabrania głosu mówili również wykładowcy z Uniwer­sytetu Warszawskiego.
   Ostatecznie redagowanie pisma na UJ trwało kilka dni, bo nawet ojcowie po­mysłodawcy nie byli zgodni, czy treść powinna być mocniejsza, czy raczej bardziej zachowawcza. Z pomocą przy­szedł jednak sam adresat, który brnął w konflikt konstytucyjny z dużym upo­rem. Ostateczny tekst jest wyważony,
ale stanowczy. Nie pozostawia miejsca na interpretację. I nie jest to dokument miły dla adresata.

   Uchwała
   Rady wydziałów to spotkania bardzo ważne dla tych żyjących życiem uczel­ni. I mało istotne dla tych, którzy uniwer­sytet traktują bardziej jako źródło prestiżu niż dochodu. Niektórzy nie pojawiają się na nich wcale, ewentualnie od święta. Inni starają się nie opuścić ani jednej. Na tej konkretnej Radzie Wydziału Prawa i Administracji UJ frekwencja była zaska­kująco wysoka. Ale nie 100 proc. Co miało tę zaletę, że przy pełnej frekwencji ludzie po prostu nie pomieściliby się w sali.
   Mapa podziałów politycznych na wy­dziale pokrywa się z zajmowanym miej­scem. Zwolennicy PiS siadają z reguły po lewej stronie od okna. Na wydziale stanowią sporą, ale nie dominującą gru­pę. W czasie rady wydziału 30 listopada najczęściej głos zabierali uczeni siedzą­cy właśnie po tamtej stronie sali. - Moim zdaniem uchwała miała charakter poli­tyczny i stanowiła formę nacisku na Try­bunał Konstytucyjny, który był dopiero w przededniu wydania wyroku co do kon­stytucyjności przepisów - mówi Krzysztof Kopacz, kierownik Administracyjny Wy­działu Prawa i Administracji UJ. Prof. An­drzej Dziadzio uważa, że głosowanie nad tego typu uchwałą naruszało wolność tych pracowników, którzy nie zgadzali się z jej treścią. - Wydział nie może i nie powinien być areną politycznych działań. Ani tym bardziej być superrecenzentem poczynań parlamentu i prezydenta. Zwłaszcza kiedy kwestia łamania prawa jest co najmniej dyskusyjna. Studenci na nas patrzą, trze­ba się zachowywać godnie - tłumaczy prof. Dziadzio.
   Na studentów powoływali się również zwolennicy przyjęcia uchwały. - Nie moż­na na zajęciach uczyć szacunku do pra­wa, a poza salą wykładową nie reagować na jego łamanie. Wykładowca powinien mieć poczucie etyki, nie może milczeć - mówi prof. Fryderyk Zoll. - Uniwersytet to nie jest oderwana od życia instytucja. Zwłaszcza UJ, który jest najdłużej nieprze­rwanie funkcjonującą instytucją państwa polskiego.
   Dyskusja nad uchwałą trwała około 90 minut. W wyniku interwencji jednego z pracowników z tekstu usunięto słowo „ostatnimi” (wydarzeniami). - Zgłaszając ten wniosek, chciałem podkreślić, że pro­blemy prawne wokół Trybunału mają swo­je źródło w decyzjach poprzedniej ekipy rządzącej - dodaje mgr Kopacz. Również na jego wniosek głosowanie nad uchwałą miało tajny charakter. Za przyjęciem opo­wiedziało się 55 osób. 21 było przeciwko. 6 wstrzymało się od głosu. 1 grudnia pi­smo przesłane zostało do Kancelarii Pre­zydenta. Dwa dni później, we wczesnych godzinach porannych, prezydent Andrzej Duda odebrał ślubowanie od czterech sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych przez nowy Sejm. Zdaniem konstytucjonalisty i byłego sędziego TK prof. Mirosława Wyrzykowskiego odby­ło się to niezgodnie z prawem i wbrew konstytucji. - Liczyliśmy, że prezydento­wi zadrży ręka i sumienie. Nie wiem, czy zadrżała ręka, ale sumienie widocznie nie. Jednak nie wyobrażam sobie, żeby moje mogło być spokojne, gdybyśmy nie spróbo­wali chociaż napisać tej uchwały - mówi prof. Stelmach.

  Listy
   Od trzech tygodni prof. Krystyna Choj­nicka, dziekan Wydziału Prawa i Admini­stracji UJ, dostaje bardzo dużo listów. Te­maty zmieniały się falami. Pierwsza z nich skupiała się na tym, jak UJ śmie pouczać prezydenta. I to w sytuacji, kiedy uchwa­ła została podjęta niejednomyślnie. Pani dziekan zauważa, że jednomyślnie uchwa­ły podejmowane są na Białorusi. Druga fala była mniej merytoryczna, za to bar­dziej wyrazista. Epitety typu „komuni­styczne ścierwo” czy „reżymowa szmata” odważnie łączono z podpisami typu „Po­lak”, „Obywatel”. Było również kilka maili z wyrazami poparcia. Te łatwo było poznać, bo były podpisane z imienia i nazwiska.
- Uniwersytet to forum wymiany wolnej myśli. I nie można nie reagować, kiedy niszczone są pryncypia - mówi prof. Choj­nicka. - Nie ma znaczenia, czy uchwała była kierowana do naszego pracownika czy nie. Nasze poglądy polityczne i sympa­tie nie mają znaczenia. Tu chodzi nie tyl­ko o psucie prawa, tak psuje się państwo. Pani dziekan wysłała do pana prezydenta zaproszenie na wydziałową wigilię. Ale nie dostała jeszcze odpowiedzi z kancelarii.
Za to w kwestii psucia państwa komu­nikatów nie brakuje. 17 grudnia zostały rozwiązane dwie wielkie komisje kodyfi­kacyjne, powołane do pracy nad zmianami w prawie cywilnymi i karnym. Powołane na cztery lata pracy zespoły zdążyły odbyć zaledwie kilka spotkań. Minister sprawie­dliwości nie znalazł czasu na osobistą roz­mowę z profesorami. Wysłał swoich zastęp­ców. Teraz ma być jedna wielka komisja jak za czasów II Rzeczpospolitej. Do prac mają być zaproszeni najwybitniejsi prawnicy. Tym, którzy pracowali dotychczas, mini­ster już dziękuje.
   Jednym z profesorów, którzy stracili pracę w komisji, był Fryderyk Zoll. Na po­żegnanie dostał dyplom od premier Beaty Szydło. „Podejmuję ten krok, aby stworzyć przestrzeń dla wielkiej narodowej debaty nad przyszłością porządku prawnego Polski” - powiedział Zbigniew Ziobro dla portalu wPolityce.pl. A profesor Chojnic­ka przypomina sobie, że była recenzentem jego pracy magisterskiej. Dostał od niej trzy plus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz