czwartek, 4 lutego 2016

Ciąg technologiczny 2.0



Pospieszne działania PiS i przepychanie ustaw po nocach mogą robić czasami wrażenie chaosu, ale jeśli się dobrze przyjrzeć tym posunięciom, widać, że zmierzają do jednego celu. Jest nim odtworzenie znanego z lat 2005-07 tzw. ciągu technologicznego obróbki wrogów, tyle że w wersji odświeżonej i wzmocnionej. System właśnie się domyka.

Radykalne podporządkowanie mediów publicznych rządowi, ponowne zwierzchnictwo ministra spra­wiedliwości nad prokuratorami, porządki w służ­bach specjalnych, wzmocnienie Instytutu Pamięci Narodowej i zablokowanie Trybunału Konstytucyjnego, aby się w te zmiany nie wtrącał, świadczą o tym, że wraca znany z przeszłości mechanizm, którym partia Kaczyń­skiego lubi urabiać polską politykę.
   Ciągiem technologicznym PiS nazwano dziesięć lat temu system ściśle połączonych działań na linii władza polityczna-służby specjalne-prokuratura-media, któ­ry służył zwalczaniu politycznych wrogów tego ugru­powania, indywidualnie i zbiorowo. Instrukcję obsługi ciągu technologicznego znanego z czasów IV RP można prześledzić na przykładzie rozprawy z lekarzami, którzy zastrajkowali w 2006 r., w czasie kiedy do władzy po pre­mierostwie Kazimierza Marcinkiewicza szykował się już Jarosław Kaczyński.
   Najpierw pojawiały się pierwsze sygnały w pisowskich mediach o nieprawidłowościach, łapówkach, tuszowanych błędach medycznych, szpitalnych klikach i zawodowej zmowie. Te sygnały były podchwytywane przez polityków PiS jako oddolny głos, którego przecież nie wolno zlekcewa­żyć, stąd stwierdzenia „pokaż lekarzu, co masz w garażu” i „lekarze w kamasze”. W ramach polityczno-medialnej symbiozy prawicowe gazety kontynuowały temat i pisały o związkach lekarzy z firmami farmaceutycznymi i nieli­czeniu się z prawami pacjenta. Nieuchronnie pojawiło się „społeczne oburzenie”. Do pracy wzięło się więc świeżo utworzone Centralne Biuro Antykorupcyjne we współpracy
z rządową wówczas (i wkrótce znowu) prokuraturą. Stawało się jasne, że muszą nastąpić zatrzymania. I następowały, z tym najgłośniejszym, doktora G. w lutym 2007 r., ale za­rzuty prokuratorskie postawiono także kilku innym sławom medycyny. (Po latach nic się z tego nie ostało).
   Ujawnił się zatem pełny ciąg technologiczny: 1. dyspozy­cja polityczna z ośrodka rządzenia, czyli uderzenie w zbyt pewną siebie, uchodzącą za zamożną i niezależną część elity, która nie chciała się poddać władzy, 2. przekaz do pisowskich mediów, że teraz kolej na lekarzy, 3. wkroczenie służb i prokuratury (na ogół filmowane), zakończone spek­takularnym aresztowaniem, 4. pokazanie tego wszystkiego w mediach i podsumowanie akcji przez rządowych polity­ków, także w formie groźby i przestrogi (ze słynną wypo­wiedzią ministra Ziobry).
   Przykład lekarzy jest klasyczny, ale podobne metody za­stosowano m.in. w przypadku Beaty Sawickiej (tzw. wyjście na Platformę), Barbary Blidy (wyjście na lewicę), Andrzeja Leppera (poskromienie koalicjanta i próba przejęcia jego posłów) czy Ryszarda Krauze (wyjście na tzw. oligarchów). Do tego mechanizmu wbudowano również wielką lustra­cję z tamtych lat - wówczas ważną jego częścią był IPN dostarczający w trybie ekspresowym dowolnie dobierane fragmenty esbeckich akt. Służyło to nie tylko piętnowaniu politycznych czy środowiskowych wrogów PiS, ale także wykańczaniu wybranych biznesmenów. Towarzyszyła temu zmasowana propaganda i niesłychane jak na demo­kratyczny system zdarzenia, jak wymienienie z nazwisk przez ówczesnego szefa CBA prywatnych przedsiębiorców, którzy powinni mieć się na baczności.
   Nowa machina
   Ten ciąg się teraz odtwarza, choć jeszcze nie osiągnął pełnej mocy przerobowej, bo kilka elementów, zwłaszcza prokuratura, jest w stadium niezbędnych dla pełnej efek­tywności zmian. Kiedy Zbigniew Ziobro ponownie zosta­nie prokuratorem generalnym i zdobędzie pełnię niekon­trolowanej władzy nad wszystkimi śledztwami, w życie wejdzie ustawa potocznie zwana inwigilacyjną, a media zostaną do końca przejęte i odpowiednio obsadzone, ciąg się domknie.
   Będzie doskonalszy niż dekadę temu. Wtedy inspiracje mu­siały iść od premiera, bo taką funkcję w rozwiniętej już IV RP pełnił Jarosław Kaczyński, więcej było więc śladów, bo szef rządu działa jednak według pewnej pragmatyki, która często wymaga formalnego protokołowania. Dlatego na przykład opinia publiczna dowiedziała się o słynnej naradzie, na której de facto zdecydowano o zatrzymaniu Barbary Blidy. Teraz prezes PiS nie pełni żadnej państwowej funkcji, a tworzy jedynie niekontrolowany przez nikogo centralny ośrodek dyspozycji politycznej - to termin wymyślony przez samo PiS. Zatem wszelkie decyzje, dyspozycje, inspiracje nie będą już formalnie odnotowywane. Szef partii rządzącej może kontaktować się bezpośrednio z każdym członkiem swoje­go ugrupowania po linii partyjnej, z premierem, ministrami, szefami urzędów.
   Ponadto Zbigniew Ziobro dostaje większe kompetencje niż w poprzedniej wersji IVRP i może materiały ze śledztw ujaw­niać praktycznie komu chce, co można i należy rozumieć jako legalną możliwość udostępniania ich prezesowi PiS, a media publiczne stają się jeszcze bardziej zależne od po­litycznego dysponenta (nie ma już żadnego koalicjanta ani instytucjonalnego pośrednika). Służby specjalne podlegają ideowej konsolidacji (zanegowano nawet zasadę, że sejmowej komisji ds. służb przewodniczy poseł z opozycji), ponadto w programie PiS jest fragment: „Duże znaczenie przywiązu­jemy do zapewnienia funkcjonariuszom służb specjalnych bezpieczeństwa prawnego, tak aby mogli wykonywać swoje obowiązki bez oglądania się na tło polityczne spraw, którymi się zajmują. Wymaga to, między innymi, szybkiego uchwa­lenia ustawy o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych”. Do tego minister Macierewicz zapowiada stopniowe odtaj- nianie tzw. zbioru zastrzeżonego IPN.
   Zostają więc wzmocnione wszystkie części technolo­gicznego ciągu i już niedługo może on ruszyć pełną parą. Do tego dojdą zapewne komisje śledcze (zapowiadane są cztery), nowe programy publicystyczne w „odzyskanej” telewizji i kolejne regulacje prawne. I najważniejsze: przy sparaliżowanym Trybunale Konstytucyjnym nie ma żad­nej instancji, która by w tym przeszkodziła, co jest jesz­cze jedną, może najistotniejszą, różnicą pomiędzy dawną IV RP a „dobrą zmianą”.
   Zresztą już ostatnio, jeszcze przed uruchomieniem pełnej wersji ciągu technologicznego, pojawiały się jego elementy. Ustawę medialną PiS poprzedziła głośna okładka w tygo­dniku „wSieci” - z Piotrem Kraśką w mundurze - jako po­stacią ze stanu wojennego. Dołączyła do licznych okładek z Tomaszem Lisem, przedstawianym również w mundurze esesmana. Było jasne, że PiS zaraz coś zrobi z nim i z media­mi. O Trybunale Konstytucyjnym i jego prezesie prawicowa prasa pisała z odpowiednim wyprzedzeniem i oburzeniem, a wkrótce potem PiS zaczęło tę instytucję rozmontowywać. Ciąg zaczyna też od razu działać, kiedy ktoś się wychyli, stanie się choćby potencjalnie niewygodny. Działanie maszyny tnąco-równającej, tym razem zasilanej z IPN, poznali niedawno Jadwiga Staniszkis, Henryka Krzywonos, Adam Rotfeld, Ryszard Petru i inni. Mateusz Kijowski z KOD jest obrabiany jako „alimenciarz”.

   Usunąć złych ludzi
   Ciąg technologiczny jest najważniejszym składnikiem systemu władzy PiS. Służy osłabianiu wrogów tej formacji w kilku fazach, w zależności od tego, jak bardzo można im zaszkodzić: od ośmieszenia, odebrania wiarygodno­ści, ujawnienia kompromitującej przeszłości (tu może być wykorzystane dosłownie wszystko, zwłaszcza rodzina, szkoła, koledzy, zwierzchnicy), przez stadium znalezie­nia się w „kręgu podejrzeń” (wciąż nie wymaga to spe­cjalnie konkretów), po postawienie zarzutów i zatrzyma­nie - tu już teoretycznie coś trzeba mieć, ale jak pokazały sądowe rozstrzygnięcia głośnych spraw z czasów IV RP, niekoniecznie.
   Perfidia ciągu technologicznego polega na tym, że nisz­czenie przeciwnika odbywa się w istocie nieformalnie, choć z pozoru według procedury. Tak naprawdę chodzi o samo zniesławienie, rzucenie podejrzenia, przykle­jenie etykiety. Powrót do życia publicznego jest często w takiej sytuacji niemożliwy albo bardzo trudny, nieza­leżnie od rozstrzygnięć sądowych, bo nie o treść praw­ną tu chodzi. Uprawnienia, jakie dostaną teraz służby, czyli np. śledzenie aktywności obywateli w internecie czy w urządzeniach mobilnych i praktycznie niekon­trolowane podsłuchy, świetnie się nadają do takiej ak­cji dyfamacyjnej.
   W ciągu technologicznym, pod pretekstem szukania przestępstw (być może wkrótce walki z terroryzmem), a więc z wykorzystaniem całej machiny śledczej i opera­cyjnej, są produkowane fakty, a właściwie insynuacje, które choć nie doprowadzą do skazania, to dadzą się wykorzystać propagandowo. Akoncepcja wroga jest w doktrynie PiS klu­czowa, wokół niej kręci się cała myśl polityczna tego ugru­powania i jej lidera. Widać to było z wielką wyrazistością w głośnym wykładzie Jarosława Kaczyńskiego w Toruniu, w szkole o. Tadeusza Rydzyka. Historia ostatnich kilku de­kad jawiła się w wersji szefa PiS jako konglomerat szykan, krzywd i manipulacji przeciwników (komunistów i dysydentów) wobec tradycyjnej, „propolskiej” prawicy. Teraz martyrologia, szlak walki i męczeństwa PiS i pokrewnych środowisk, ma być usprawiedliwieniem dla odwetu.
   Neutralizacja wrogów PiS, usunięcie „złych ludzi” z ży­cia publicznego, jest więc dla tej partii zadaniem nie tylko politycznym, ale wręcz moralnym. Wiele wskazuje na to, że dla Kaczyńskiego to cel o wiele ważniejszy niż konkretne rozwiązania ekonomiczne czy społeczne.
   Te cele same się automatycznie spełnią i kraj będzie lepszy już tylko dzięki temu, że wszystkie funkcje w pań­stwie obejmą właściwi ludzie, a ci nieodpowiedni zostaną w rozmaity sposób usunięci i napiętnowani. Nastąpi „re­dystrybucja prestiżu” i „rewindykacja szacunku”.
   Maszyna ciągu technologicznego została zaprojekto­wana właśnie po to, aby każdego, kto się wychyli, ujawni jako przeciwnik, zgłosi wątpliwości, można było do niej wrzucić i przerobić na kwalifikowanego wroga. Sprawdzi go urząd skarbowy, CBA, IPN, ABW, prokuratura wdro­ży postępowanie wyjaśniające, bo ktoś zgłosi „możli­wość popełnienia przestępstwa”, a tzw. prawicowe me­dia opublikują odpowiednie artykuły wyprzedzające i podsumowujące.

   Dobić audytem
   Wzmocnienie państwa, o którym bez przerwy mówi PiS, oznacza przede wszystkim odbudowanie tej „maszyny sprawdzającej”. Naj­pierw weryfikowane będą elity, lu­dzie podejrzewani o wpływowość, potencjalni liderzy niezależnych od władzy środowisk, dziennikarze, naukowcy, sędziowie, adwokaci, znaczące postaci w swoich bran­żach. Oczywiście także politycy opozycji, dzisiejszej i spodziewanej.
Ciąg technologiczny oznacza, że będą wszczęte liczne śledztwa, w sprawie Smoleńska (Tusk), Amber Gold (syn Tuska), taśmowej (cała Platforma), podsłuchowej (również Platforma), choć oczywiście nie SKOK. Wrócą być może tzw. areszty wydobywcze. Będą wzywani, na początku w charakterze świadków, najważniejsi politycy Platformy. W dalszej ko­lejności są działacze Nowoczesnej, potem może Kukiz’15, jeśli członkowie tej formacji nie będą odpowiednio posłusz­ni. PSL będzie podduszane, by wieś polska mogła być już całkowicie opanowana przez PiS (o pierwszych próbach takiego podduszania piszemy na s. 42).
   Do tego dojdą tzw. audyty, przeprowadzane w minister­stwach, agencjach rządowych i wszelkich instytucjach zależnych od władzy. Ich celem jest nie tyle ustalenie sta­nu rzeczy - co zrobiono, a co należy zrobić - ale przede wszystkim znalezienie haków, „nieprawidłowości”, dowo­dów (lub pseudodowodów) na przekręty. Już się pokazują „porażające” audyty z Kancelarii Prezydenta (zaginione sztućce), Premiera, z MON, z Ministerstwa Środowiska, policji („bizantyjski” gabinet komendanta głównego). Pojawiają się alarmujące sygnały o marnotrawieniu eu­ropejskich funduszy, o groźbie zaprzepaszczenia dotacji, któremu PiS cudem zapobiega. I znowu nie będą się liczyć konkretne dowody przestępstw, które znajdą finał w pro­cesie sądowym (przynajmniej dopóki nie „przekona się” sędziów), ale efektowne insynuacje i wrzutki do zaprzy­jaźnionych mediów. Bo każda instytucja, każdy urząd ma zostać (może zostać) wedle potrzeb i zleceń wciągnięty w mechanizm ciągu technologicznego, co będzie ułatwiać już dokonane rozbicie służby cywilnej.
   Ciąg technologiczny, choć teraz groźny przez swoje for­malne możliwości prawne, jest oparty głównie na medial­nych „szczujniach”, gazetach, telewizyjnych wiadomościach, portalach, usłużnych trollach. Nie chodzi przede wszystkim o to, aby kogoś naprawdę skazać, bo to przy istniejącej wciąż powadze sądów jest dość trudne, ale aby sponiewierać, prze­czołgać, złachmanić, ubrudzić, kazać się tłumaczyć.
   Dlatego nadchodzi czas sprawdzianu dla wymiaru spra­wiedliwości. Prokuratorzy pod nową ustawą i nowym mi­nistrem będą mieli niewielki margines swobody, ale wciąż mogą zachowywać się albo jak profesjonaliści (płacąc za to być może swoją cenę), albo posłuszni rządowi wy­konawcy. Zresztą wielu z nich wyprzedzająco już usuwa się z zawodu, wybierając stan spoczynku czy emeryturę. Wielki ciężar spocznie też na sędziach. W poprzedniej odsłonie IV RP nie udało się PiS ich spacyfikować, teraz nowa władza wydaje się lepiej do tego przygotowana. Jeżeli sędziowie zaczną masowo przyklepywać prokuratorskie wnioski i akty oskarżenia, ciąg technologiczny nabierze brutalno­ści. Wiele też zależy od środowiska adwokatów, od tego, czy nie będą się bali trudnych, politycznych spraw, czy duże prawnicze kancelarie nie będą od nich uciekać w obawie, że zaszkodzi im to w prowadzeniu bardziej intratnych interesów.

   Omamić opinię
   Ale najwięcej zależy od opinii pu­blicznej, bo to do niej głównie adreso­wany jest ten spektakl. Na ile będzie ona krytyczna wobec politycznych przekazów władzy piętnującej nie­wygodne dla niej osoby. Wskazywa­nie „wrogów ludu” będzie zapewne spektakularne, z wykorzystaniem ca­łego aparatu państwa, z odpowiednią oprawą medialną, ze stopniowaniem napięcia. Będą padały wielkie sło­wa z leksykonu pojęć PiS. Niełatwo obronić się przed tak sugestywnym teatrem, wspieranym patriotyczną retoryką, ideologią „podmiotowości”, czystości, wstawania z kolan. Nadchodzi zatem czas próby, konieczności samo­dzielnej oceny ludzi, wydarzeń i informacji. W propagandzie nowej władzy, w jej mediach, w oficjalnych komunikatach pojawi się mnóstwo brzydkich, odpychających postaci, które nie chcą budować dobrej zmiany, odmawiają przystąpienia do wspólnoty, są niemoralne, w dodatku na usługach obcych. Zepsute, kierujące się najgorszymi instynktami, kwiczące jak świnie odrywane od koryta.
   To będzie oczywiście nadal ta sama propaganda tej samej partii jak przez ostatnie osiem lat, tyle że teraz, jeszcze bardziej niż w poprzedniej odsłonie IV RP, uzbrojonej już w instytucje, służby, kodeksy, prawne możliwości wydawania dowolnych ustaw. Władze państwowe będą umacniały, wdrażały, narzu­cały swoje wzorce i wartości, swoje podręczniki, filmy i książki, swoje nakazy i zakazy. Ale to wciąż jest to samo stare, znajome PiS i te same od lat obsesje i insynuacje.
   Niepoddanie się tej opowieści może być wyzwaniem, zwłaszcza dla ludzi mniej interesujących się polityką. Ale właśnie opinia publiczna, zdrowy rozsądek obserwatorów tego całego przedstawienia, będą decydujące. Bo to jest końcowy i najważniejszy element ciągu technologicznego. Jeśli ten tryb zacznie się obracać w przeciwną stronę - od­powiadając solidarnością i szyderstwem - cała przeciążona pisowska maszynka do mielenia wrogów zatrze się, napręży i - tak jak przed 8 laty - z hukiem rozleci.
Mariusz Janicki, Wiesław Władyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz