Pospieszne
działania PiS i przepychanie ustaw po nocach mogą robić czasami wrażenie
chaosu, ale jeśli się dobrze przyjrzeć tym posunięciom, widać, że zmierzają do
jednego celu. Jest nim odtworzenie znanego z lat 2005-07 tzw. ciągu technologicznego
obróbki wrogów, tyle że w wersji odświeżonej i wzmocnionej. System właśnie się
domyka.
Radykalne
podporządkowanie mediów publicznych rządowi, ponowne zwierzchnictwo ministra
sprawiedliwości nad prokuratorami, porządki w służbach specjalnych,
wzmocnienie Instytutu Pamięci Narodowej i zablokowanie Trybunału
Konstytucyjnego, aby się w te zmiany nie wtrącał, świadczą o tym, że wraca
znany z przeszłości mechanizm, którym partia Kaczyńskiego lubi urabiać polską
politykę.
Ciągiem technologicznym PiS nazwano dziesięć lat temu system ściśle
połączonych działań na linii władza polityczna-służby
specjalne-prokuratura-media, który służył zwalczaniu politycznych wrogów tego
ugrupowania, indywidualnie i zbiorowo. Instrukcję obsługi ciągu technologicznego
znanego z czasów IV RP można prześledzić na przykładzie rozprawy z lekarzami,
którzy zastrajkowali w 2006 r., w czasie
kiedy do władzy po premierostwie Kazimierza Marcinkiewicza szykował się już
Jarosław Kaczyński.
Najpierw pojawiały się pierwsze sygnały w pisowskich mediach o
nieprawidłowościach, łapówkach, tuszowanych błędach medycznych, szpitalnych
klikach i zawodowej zmowie. Te sygnały były podchwytywane przez polityków PiS
jako oddolny głos, którego przecież nie wolno zlekceważyć, stąd stwierdzenia
„pokaż lekarzu, co masz w garażu” i „lekarze w kamasze”. W ramach
polityczno-medialnej symbiozy prawicowe gazety kontynuowały temat i pisały
o związkach lekarzy z firmami farmaceutycznymi i
nieliczeniu się z prawami pacjenta. Nieuchronnie pojawiło się „społeczne
oburzenie”. Do pracy wzięło się więc świeżo utworzone Centralne Biuro
Antykorupcyjne we współpracy
z rządową wówczas (i wkrótce
znowu) prokuraturą. Stawało się jasne, że muszą nastąpić zatrzymania. I
następowały, z tym najgłośniejszym, doktora G. w lutym 2007 r., ale zarzuty
prokuratorskie postawiono także kilku innym sławom medycyny. (Po latach nic się
z tego nie ostało).
Ujawnił się zatem pełny ciąg technologiczny: 1. dyspozycja polityczna z
ośrodka rządzenia, czyli uderzenie w zbyt pewną siebie, uchodzącą za zamożną i
niezależną część elity, która nie chciała się poddać władzy, 2. przekaz do pisowskich
mediów, że teraz kolej na lekarzy, 3. wkroczenie służb i prokuratury (na ogół
filmowane), zakończone spektakularnym aresztowaniem, 4. pokazanie tego
wszystkiego w mediach i podsumowanie akcji przez rządowych polityków, także w
formie groźby i przestrogi (ze słynną wypowiedzią ministra Ziobry).
Przykład lekarzy jest klasyczny, ale podobne metody zastosowano m.in. w przypadku Beaty Sawickiej (tzw. wyjście na Platformę),
Barbary Blidy (wyjście na lewicę), Andrzeja Leppera (poskromienie koalicjanta i
próba przejęcia jego posłów) czy Ryszarda Krauze (wyjście na tzw. oligarchów).
Do tego mechanizmu wbudowano również wielką lustrację z tamtych lat - wówczas
ważną jego częścią był IPN dostarczający w trybie ekspresowym dowolnie
dobierane fragmenty esbeckich akt. Służyło to nie tylko piętnowaniu
politycznych czy środowiskowych wrogów PiS, ale także wykańczaniu wybranych
biznesmenów. Towarzyszyła temu zmasowana propaganda i niesłychane jak na demokratyczny
system zdarzenia, jak wymienienie z nazwisk przez ówczesnego szefa CBA
prywatnych przedsiębiorców, którzy powinni mieć się na baczności.
Nowa machina
Ten ciąg się teraz odtwarza, choć jeszcze nie osiągnął pełnej mocy
przerobowej, bo kilka elementów, zwłaszcza prokuratura, jest w stadium
niezbędnych dla pełnej efektywności zmian. Kiedy Zbigniew Ziobro ponownie
zostanie prokuratorem generalnym i zdobędzie pełnię niekontrolowanej władzy
nad wszystkimi śledztwami, w życie wejdzie ustawa potocznie zwana
inwigilacyjną, a media zostaną do końca przejęte i odpowiednio obsadzone, ciąg
się domknie.
Będzie doskonalszy niż dekadę temu. Wtedy inspiracje musiały iść od
premiera, bo taką funkcję w rozwiniętej już IV RP pełnił Jarosław Kaczyński,
więcej było więc śladów, bo szef rządu działa jednak według pewnej pragmatyki,
która często wymaga formalnego protokołowania. Dlatego na przykład opinia
publiczna dowiedziała się o słynnej naradzie, na której de facto zdecydowano o
zatrzymaniu Barbary Blidy. Teraz prezes PiS nie pełni żadnej państwowej
funkcji, a tworzy jedynie niekontrolowany przez nikogo centralny ośrodek
dyspozycji politycznej - to termin wymyślony przez samo PiS. Zatem wszelkie decyzje,
dyspozycje, inspiracje nie będą już formalnie odnotowywane. Szef partii
rządzącej może kontaktować się bezpośrednio z każdym członkiem swojego
ugrupowania po linii partyjnej, z premierem, ministrami, szefami urzędów.
Ponadto Zbigniew Ziobro dostaje większe kompetencje niż w poprzedniej
wersji IVRP i może materiały ze śledztw ujawniać praktycznie komu
chce, co można i należy rozumieć jako legalną możliwość udostępniania ich
prezesowi PiS, a media publiczne stają się jeszcze bardziej zależne od politycznego
dysponenta (nie ma już żadnego koalicjanta ani instytucjonalnego pośrednika).
Służby specjalne podlegają ideowej konsolidacji (zanegowano nawet zasadę, że
sejmowej komisji ds. służb przewodniczy poseł z opozycji), ponadto w programie
PiS jest fragment: „Duże znaczenie przywiązujemy do zapewnienia
funkcjonariuszom służb specjalnych bezpieczeństwa prawnego, tak aby mogli
wykonywać swoje obowiązki bez oglądania się na
tło polityczne spraw, którymi się zajmują. Wymaga to, między innymi, szybkiego uchwalenia
ustawy o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych”. Do tego minister Macierewicz
zapowiada stopniowe odtaj- nianie tzw. zbioru zastrzeżonego IPN.
Zostają więc wzmocnione wszystkie części technologicznego ciągu i już
niedługo może on ruszyć pełną parą. Do tego dojdą zapewne komisje śledcze
(zapowiadane są cztery), nowe programy publicystyczne w „odzyskanej” telewizji
i kolejne regulacje prawne. I najważniejsze: przy sparaliżowanym Trybunale
Konstytucyjnym nie ma żadnej instancji, która by w tym przeszkodziła, co jest
jeszcze jedną, może najistotniejszą, różnicą pomiędzy dawną IV RP a „dobrą
zmianą”.
Zresztą już ostatnio, jeszcze przed uruchomieniem pełnej wersji ciągu
technologicznego, pojawiały się jego elementy. Ustawę medialną PiS poprzedziła
głośna okładka w tygodniku „wSieci” - z Piotrem Kraśką w mundurze - jako postacią
ze stanu wojennego. Dołączyła do licznych okładek z Tomaszem Lisem,
przedstawianym również w mundurze esesmana. Było jasne, że PiS zaraz coś zrobi
z nim i z mediami. O Trybunale Konstytucyjnym i jego prezesie prawicowa prasa
pisała z odpowiednim wyprzedzeniem i oburzeniem, a wkrótce potem PiS zaczęło tę
instytucję rozmontowywać. Ciąg zaczyna też od razu działać, kiedy ktoś się
wychyli, stanie się choćby potencjalnie niewygodny. Działanie maszyny tnąco-równającej,
tym razem zasilanej z IPN, poznali niedawno Jadwiga Staniszkis, Henryka Krzywonos,
Adam Rotfeld, Ryszard Petru i inni. Mateusz Kijowski z KOD jest obrabiany jako
„alimenciarz”.
Usunąć złych ludzi
Ciąg technologiczny jest najważniejszym składnikiem systemu władzy PiS.
Służy osłabianiu wrogów tej formacji w kilku fazach, w zależności od tego, jak
bardzo można im zaszkodzić: od ośmieszenia, odebrania wiarygodności,
ujawnienia kompromitującej przeszłości (tu może być wykorzystane dosłownie
wszystko, zwłaszcza rodzina, szkoła, koledzy, zwierzchnicy), przez stadium
znalezienia się w „kręgu podejrzeń” (wciąż nie wymaga to specjalnie
konkretów), po postawienie zarzutów i zatrzymanie - tu już teoretycznie coś trzeba
mieć, ale jak pokazały sądowe rozstrzygnięcia głośnych spraw z czasów IV RP,
niekoniecznie.
Perfidia ciągu technologicznego polega na tym, że niszczenie
przeciwnika odbywa się w istocie nieformalnie, choć z pozoru według procedury.
Tak naprawdę chodzi o samo zniesławienie,
rzucenie podejrzenia, przyklejenie etykiety. Powrót do życia publicznego jest
często w takiej sytuacji niemożliwy albo bardzo trudny, niezależnie od
rozstrzygnięć sądowych, bo nie o treść prawną tu chodzi. Uprawnienia, jakie
dostaną teraz służby, czyli np. śledzenie aktywności obywateli w internecie czy
w urządzeniach mobilnych i praktycznie niekontrolowane podsłuchy, świetnie się
nadają do takiej akcji dyfamacyjnej.
W ciągu technologicznym, pod pretekstem szukania przestępstw (być może
wkrótce walki z terroryzmem), a więc z wykorzystaniem całej machiny śledczej i
operacyjnej, są produkowane fakty, a właściwie insynuacje, które choć nie
doprowadzą do skazania, to dadzą się wykorzystać propagandowo. Akoncepcja wroga
jest w doktrynie PiS kluczowa, wokół niej kręci się cała myśl polityczna tego
ugrupowania i jej lidera. Widać to było z wielką wyrazistością w głośnym
wykładzie Jarosława Kaczyńskiego w Toruniu, w szkole o. Tadeusza Rydzyka.
Historia ostatnich kilku dekad jawiła się w wersji szefa PiS jako konglomerat
szykan, krzywd i manipulacji przeciwników (komunistów i dysydentów) wobec
tradycyjnej, „propolskiej” prawicy. Teraz martyrologia, szlak walki i
męczeństwa PiS i pokrewnych środowisk, ma być usprawiedliwieniem dla odwetu.
Neutralizacja wrogów PiS, usunięcie „złych ludzi” z życia publicznego,
jest więc dla tej partii zadaniem nie tylko politycznym, ale wręcz moralnym.
Wiele wskazuje na to, że dla Kaczyńskiego to cel o wiele ważniejszy niż
konkretne rozwiązania ekonomiczne czy społeczne.
Te cele same się automatycznie spełnią i kraj będzie lepszy już tylko dzięki
temu, że wszystkie funkcje w państwie obejmą właściwi ludzie, a ci
nieodpowiedni zostaną w rozmaity sposób usunięci i napiętnowani. Nastąpi „redystrybucja
prestiżu” i „rewindykacja szacunku”.
Maszyna ciągu technologicznego została zaprojektowana właśnie po to,
aby każdego, kto się wychyli, ujawni jako przeciwnik, zgłosi wątpliwości, można
było do niej wrzucić i przerobić na kwalifikowanego wroga. Sprawdzi go urząd
skarbowy, CBA, IPN, ABW, prokuratura wdroży postępowanie wyjaśniające, bo ktoś
zgłosi „możliwość popełnienia przestępstwa”, a tzw. prawicowe media
opublikują odpowiednie artykuły wyprzedzające i podsumowujące.
Dobić audytem
Wzmocnienie państwa, o którym bez przerwy mówi PiS, oznacza przede
wszystkim odbudowanie tej „maszyny sprawdzającej”. Najpierw weryfikowane będą
elity, ludzie podejrzewani o wpływowość, potencjalni liderzy niezależnych od
władzy środowisk, dziennikarze, naukowcy, sędziowie, adwokaci, znaczące postaci
w swoich branżach. Oczywiście także politycy opozycji, dzisiejszej i
spodziewanej.
Ciąg technologiczny oznacza, że
będą wszczęte liczne śledztwa, w sprawie Smoleńska (Tusk), Amber Gold (syn Tuska), taśmowej (cała Platforma), podsłuchowej
(również Platforma), choć oczywiście nie SKOK. Wrócą być może tzw. areszty
wydobywcze. Będą wzywani, na początku w charakterze świadków, najważniejsi
politycy Platformy. W dalszej kolejności są działacze Nowoczesnej, potem może
Kukiz’15, jeśli członkowie tej formacji nie będą odpowiednio posłuszni. PSL
będzie podduszane, by wieś polska mogła być już całkowicie opanowana przez PiS
(o pierwszych próbach takiego podduszania piszemy na s. 42).
Do tego dojdą tzw. audyty, przeprowadzane w ministerstwach, agencjach
rządowych i wszelkich instytucjach zależnych od władzy. Ich celem jest nie tyle
ustalenie stanu rzeczy - co zrobiono, a co należy zrobić - ale przede
wszystkim znalezienie haków, „nieprawidłowości”, dowodów (lub pseudodowodów)
na przekręty. Już się pokazują „porażające” audyty z Kancelarii Prezydenta
(zaginione sztućce), Premiera, z MON, z Ministerstwa Środowiska, policji
(„bizantyjski” gabinet komendanta głównego). Pojawiają się alarmujące sygnały o
marnotrawieniu europejskich funduszy, o groźbie zaprzepaszczenia dotacji,
któremu PiS cudem zapobiega. I znowu nie będą się liczyć konkretne dowody
przestępstw, które znajdą finał w procesie sądowym (przynajmniej dopóki nie
„przekona się” sędziów), ale efektowne insynuacje i wrzutki do zaprzyjaźnionych
mediów. Bo każda instytucja, każdy urząd ma zostać (może zostać) wedle potrzeb
i zleceń wciągnięty w mechanizm ciągu technologicznego, co będzie ułatwiać już
dokonane rozbicie służby cywilnej.
Ciąg technologiczny, choć teraz groźny przez swoje formalne możliwości
prawne, jest oparty głównie na medialnych „szczujniach”, gazetach,
telewizyjnych wiadomościach, portalach, usłużnych trollach. Nie chodzi przede
wszystkim o to, aby kogoś naprawdę skazać, bo
to przy istniejącej wciąż powadze sądów jest dość trudne, ale aby sponiewierać,
przeczołgać, złachmanić, ubrudzić, kazać się tłumaczyć.
Dlatego nadchodzi czas sprawdzianu dla wymiaru sprawiedliwości.
Prokuratorzy pod nową ustawą i nowym ministrem będą mieli niewielki margines
swobody, ale wciąż mogą zachowywać się albo jak profesjonaliści (płacąc za to
być może swoją cenę), albo posłuszni rządowi wykonawcy. Zresztą wielu z nich
wyprzedzająco już usuwa się z zawodu, wybierając stan spoczynku czy emeryturę.
Wielki ciężar spocznie też na sędziach. W poprzedniej odsłonie IV RP nie udało
się PiS ich spacyfikować, teraz nowa władza wydaje się lepiej do tego
przygotowana. Jeżeli sędziowie zaczną masowo przyklepywać prokuratorskie
wnioski i akty oskarżenia, ciąg technologiczny
nabierze brutalności. Wiele też zależy od środowiska adwokatów, od tego, czy
nie będą się bali trudnych, politycznych spraw, czy duże prawnicze kancelarie
nie będą od nich uciekać w obawie, że
zaszkodzi im to w prowadzeniu bardziej intratnych interesów.
Omamić opinię
Ale najwięcej zależy od opinii publicznej, bo to do niej głównie adresowany
jest ten spektakl. Na ile będzie ona krytyczna wobec politycznych przekazów
władzy piętnującej niewygodne dla niej osoby. Wskazywanie „wrogów ludu”
będzie zapewne spektakularne, z wykorzystaniem całego aparatu państwa, z
odpowiednią oprawą medialną, ze stopniowaniem napięcia. Będą padały wielkie słowa
z leksykonu pojęć PiS. Niełatwo obronić się przed tak sugestywnym teatrem,
wspieranym patriotyczną retoryką, ideologią „podmiotowości”, czystości,
wstawania z kolan. Nadchodzi zatem czas próby, konieczności samodzielnej oceny
ludzi, wydarzeń i informacji. W propagandzie nowej władzy, w jej mediach, w
oficjalnych komunikatach pojawi się mnóstwo brzydkich, odpychających postaci,
które nie chcą budować dobrej zmiany, odmawiają przystąpienia do wspólnoty, są
niemoralne, w dodatku na usługach obcych. Zepsute, kierujące się najgorszymi
instynktami, kwiczące jak świnie odrywane od koryta.
To będzie oczywiście nadal ta sama propaganda tej samej partii jak przez
ostatnie osiem lat, tyle że teraz, jeszcze bardziej niż w poprzedniej odsłonie
IV RP, uzbrojonej już w instytucje, służby, kodeksy, prawne możliwości
wydawania dowolnych ustaw. Władze państwowe będą umacniały, wdrażały, narzucały
swoje wzorce i wartości, swoje podręczniki, filmy i książki, swoje nakazy i
zakazy. Ale to wciąż jest to samo stare, znajome PiS i te same od lat obsesje i
insynuacje.
Niepoddanie się tej opowieści może być wyzwaniem, zwłaszcza dla ludzi
mniej interesujących się polityką. Ale właśnie opinia publiczna, zdrowy
rozsądek obserwatorów tego całego przedstawienia, będą decydujące. Bo to jest
końcowy i najważniejszy element ciągu technologicznego. Jeśli ten tryb zacznie
się obracać w przeciwną stronę - odpowiadając solidarnością i szyderstwem -
cała przeciążona pisowska maszynka do mielenia wrogów zatrze się, napręży i -
tak jak przed 8 laty - z hukiem rozleci.
Mariusz Janicki, Wiesław Władyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz