A
potem ochota, by się z tego wszystkiego pośmiać. Ci, którzy nie cierpią PiS,
próbują żartami oswoić swoją traumę.
RENATA KIM
Kiedy Barbara Borzymowska, psycholog z
Wrocławia, usłyszała, że członkowie nowej komisji smoleńskiej będą zarabiać 25
tysięcy złotych miesięcznie, strasznie się wkurzyła. I zaraz napisała na facebooku, że też chce tyle zarabiać. Sporo latała samolotem, zawsze wyglądała
przez okno na skrzydło, kwalifikacje ma. Okazało się, że wielu jej znajomych z
fejsa czuje podobnie, więc utworzyła grupę o nazwie Kontr komisja ds.
największej katastrofy.
- Błyskawicznie
posypały się zgłoszenia. Ktoś napisał, że ma gotową ekspertyzę, która może być
końcowym oświadczeniem komisji. Wie też, kogo trzeba oskarżyć o zamach. Inny zgłosił
akces, bo - jak wyjaśnił - potrzebuje pieniędzy, a następny wyznał, że nadaje
się do tej pracy, ponieważ spędził bardzo dużo czasu w szpitalu psychiatrycznym
i sporo się nauczył od pacjentów - wspomina Barbara Borzymowska.
Wszystkich przebił
mieszkający we Wrocławiu amerykański pastor, który oświadczył, że dzięki niemu
komisja smoleńska wreszcie będzie miała międzynarodowy charakter. Kiedy został
przyjęty, szybko zaczął się rozpychać: usiłował przejąć komisję strzelecką
(argumentował, że kiedyś był skautem), a potem zaproponował, by zweryfikować
dziadków członków komisji.
Prezesem
samozwańczo ogłosił się informatyk Szymon Solecki, który przyznał, że co
prawda na niczym się nie zna, ale przy odpowiedniej gaży jest gotów poświęcić
cenny czas dla ojczyzny. Natychmiast też zażądał, by zwykli członkowie składali
mu wiernopoddańcze hołdy i nie wahali się podlizywać.
- Przy niektórych
wpisach ubawiłam się do łez, były komiczne - mówi Barbara. Zaskoczyło ją to, z
jaką radością ludzie wchodzili w tę zabawę. Pisali, że dawno nie czuli się tak
dobrze. Część z nich poznała dopiero niedawno przy okazji demonstracji
organizowanych przez Komitet Obrony Demokracji.
Były też zaskoczenia: daleki znajomy, z zawodu lotnik wojskowy po kilku
godzinach wycofał się z prac w komisji. - Napisał, że przeprasza, ale nie jest
wstanie z tego żartować, zbyt wiele widział wypadków lotniczych, w których
ginęli jego znajomi. Wytłumaczyliśmy, że nie robimy sobie żartów z katastrofy
lotniczej, tylko z nowej komisji Macierewicza. Bo inaczej nie mamy jak z nią
walczyć. Obśmiewamy kaczystowski reżim, żeby jakoś sobie z nim poradzić.
DLA UKOJENIA
- Przez pierwsze dwa
miesiące po wyborach temat
katastrofy smoleńskiej był lekko wyciszony, ale właśnie eksplodował z nową siłą
- mówi autor błoga i fan page’a na
Facebooku „Dlaczego Nie Napalm”. Chce pozostać anonimowy, powie tylko, że jest
dyrektorem kreatywnym w agencji reklamowej i pilotem szybowca.
Blog powstał pod koniec maja 2010 r., tuż po katastrofie smoleńskiej. -
Wtedy jeszcze przyczyny tej tragedii wydawały się oczywiste, zwłaszcza dla
ludzi, którzy choć trochę byli związani z lotnictwem. A jednak w ciągu dwóch
miesięcy wypłynęła cała masa teorii spiskowych, które były tak absurdalne i
fantastyczne, że zaczęło mi to ciążyć - tłumaczy.
Najbardziej niezwykła teoria? Że tupolew wylądował nieuszkodzony na
ziemi. I wtedy podjechał rosyjski żołnierz na elektrycznej motorynce, wrzucił
do środka samolotu bombę termobaryczną i znikł. - Jest piękna przez to, jak
wiele nowych pytań generuje. Chociażby takie: dlaczego żołnierz jechał akurat
na elektrycznej motorynce, a nie na spalinowej? - wspomina.
Przyznaje, że przez ostatnie sześć lat zainteresowanie blogiem powoli
spadało. Ale teraz rośnie, a nowych materiałów będzie bardzo dużo. Tekstów nie
wymyśla, wszystko - mówi - jest wygrzebane z odmętów internetu. Tak jak
kuriozalne opracowanie dr. Jerzego Jaśkowskiego „Katastrofy lotnicze formą
aktywizacji społeczeństwa”.
I jeszcze przykład z ostatnich
dni: Bartosz Kownacki, sekretarz stanu w MON, pisze tryumfalnie na Twitterze,
że doszło do przełomu w sprawie ustalania przyczyn katastrofy. „Wcześniejsze
komisje nie miały takich uprawnień jak teraz” - wyjaśnia. „Dlaczego Nie
Napalm” podaje tego tweeta z nagłówkiem „Pilne!” i opisem: „doszło do przełomu
w sprawie ustalenia!”.
Ktoś błyskawicznie to doniesienie skomentował: nowe uprawnienia w
dziedzinie proktologii faktoidalnej. Inny internauta na-pisał, że czuje się,
jakby oglądał film o bolszewickiej propagandzie na kanale National Geographic. „A to nie film, tylko prawda - lekcja historii na żywo. Aż
zazdroszczę nauczycielom historii, bo tego się nie da przekazać na lekcjach, to
trzeba poczuć. Oby potrwało tyle, co lekcja” - podsumował.
- Ten blog - mówi autor - pełni funkcję terapeutyczną, jest odtrutką na
te wszystkie absurdalne informacje o katastrofie smoleńskiej, które są gwałtem
na logice, rozsądku, wiedzy i nauce. Ludzie czytają go, żeby znaleźć ukojenie.
Wiedzą, że w swoim oburzeniu nie są sami i schodzi z nich frustracja.
GŁĘBOKIE GARDŁO
Dzikie emocje budzi
prezes PiS, bohater masowej
wyobraźni Polaków. Autor fan page’a „Wiersze
Jarosława Kaczyńskiego pisane nocą” próbuje na przykład dowodzić, że jest on
nie tylko wytrawnym politykiem i przenikliwym strategiem, ale także poetą.
Jego samego - twierdzi - olśniło w listopadzie ubiegłego roku.
- Słuchałem w TV Republika porywającej wypowiedzi Kaczyńskiego i dotarło do
mnie, że ma bardzo poetycką melodię. Postanowiłem więc ją odpowiednio
wymodelować i opublikować jako wiersz - mówi. Tak powstał utwór „Śledztwo”.
„Będzie śledztwo w sprawie Smoleńska prowadzone w sposób
rzetelny.
To najlepsza metoda do ustalenia prawdy.
Sądzę, że są przyzwoici prokuratorzy.
Sądzę, że są, i oni poprowadzą przyzwoite śledztwo, a nawet
dwa śledztwa.
Śledztwo w sprawie katastrofy i śledztwo
w sprawie śledztwa”.
Od tamtej pory powstało już około stu wierszy, wkrótce będą kolejne.
Produkcja nie jest trudna,bo Kaczyński powiedział wiele ciekawych rzeczy i
materiału nie trzeba długo szukać. Jak się już znajdzie odpowiedni tekst, to
trzeba z nim tylko trochę popracować, nadać mu poetycką dynamikę, uwypuklić to
i owo.
- Ważne, że to nie może być wypowiedź zanurzona w codziennej
politycznej młócce, musi dotyczyć PiS-owskich pryncypiów. Tego wszystkiego, co
buduje tożsamość tej partii i jej elektoratu, co należy do sedna PiS-owskiej
ideologii. Albo sedna osobowości Kaczyńskiego. Chociaż to w sumie jedno i to
samo, PiS żyje myślami swojego prezesa - tłumaczy autor. Nazwiska nie poda,
prosi, by nazywać go panem Głębokie Rymy, od Głębokiego Gardła, słynnego
informatora z afery Watergate.
Odzew na twórczość jest spory: strona ma blisko 5 tysięcy polubień,
każdy nowy wiersz jest szeroko komentowany, najczęściej przez kąśliwą, wyszkoloną
w ironii młodzież akademicką. - Niektórych irytuje starokawalerstwo prezesa,
innych niechlujstwo, a jeszcze innych poglądy. Mnie najbardziej bawi to, że on
próbuje być takim średniowiecznym myślicielem. Próbuje zbudować cały system
intelektualny, nie uznaje specjalizacji, zna się na wszystkim. Dlatego mówi i
o powstaniach zbrojnych, i o budowie statków, i o Kościele, i o Niemczech, i o
kulinariach - wylicza pan Głębokie Rymy.
Przyznaje, że ma z „poezją” prezesa spory ubaw. Bo ona wiele mówi o tym,
za kogo on się uważa. - To człowiek z poczuciem misji. Uważa się za zbawiciela
Polski. Odszedłby, ale nie ma następcy, więc prezes Kaczyński musi dzielnie
trwać. O, przepraszam, premier, on sam zawsze się tak nazywa - śmieje się.
RUCH OPORU
- Nazwałabym to
ruchem oporu przy pomocy śmiechu - mówi
Magdalena, autorka strony „Piękni chłopcy prawicy”. Ma 26 lat, w politykę się
nie angażuje, nie chodzi na manifestacje KOD. - Wybrałam inny sposób sprzeciwu,
satyrę. Tropię przejawy absurdu. Bo kiedy stajemy wobec niego bezradni i
pozostaje tylko rozedrzeć szaty, możemy zawsze skorzystać ze sprawdzonych
zabiegów: ironii i sarkazmu. Kiedy rząd ogranicza budżet Rzecznika Praw
Obywatelskich, gdy paraliżuje pracę Trybunału Konstytucyjnego, pozostaje
wybuchnąć śmiechem. I w ten sposób zbudować dystans wobec rzeczywistości. Choć
zwykle bywa to śmiech przez łzy.
Uważa, że każda władza robi absurdalne i warte wyśmiania rzeczy, ale
obecna jest znacznie bardziej - jak to określa - memogenna. - Ta sytuacja
sprawia, że pomysły przychodzą praktycznie same, im bardziej nieprawdopodobne
rzeczy mówi lub robi rząd, tym większą popularność zdobywają memy- śmieje się.
Przykład? Wypowiedź rzeczniczki klubu parlamentarnego PiS Beaty Mazurek
o samotnych matkach i programie 500 plus.
- Sama w sobie była absurdalna,
więc nie wymagała wiele modyfikacji. Może delikatnej parafrazy, która pokaże
jej nieprzystawalność do realiów osób, do których była kierowana. I tak powstał
mem „Samotnym matkom radzimy się wreszcie ustatkować" - znowu się uśmiecha.
Największą popularnością w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy cieszył
się mem podejmujący grę słowną z transparentem, jakim gdzieś w Polsce
przywitano prezydenta Andrzeja Dudę. Oryginał brzmiał tak: „Szanowny Panie
Prezydencie, błogosławione łono, które Cię nosiło, błogosławione piersi, które
ssałeś”. Mem powstał poprzez dopisanie: „Ssanto subito”. - Obnażał nabożny,
patetyczny stosunek do prezydenta, z pogranicza bałwochwalstwa - tłumaczy
autorka.
Chwyciła także Beata Szydło, która po debacie w Parlamencie Europejskim
głosiła w memie z poważną miną, że „Pierwszy milion uchodźców trzeba ukraść”.
- Ten obrazek odnosił się do jej słów o milionie imigrantów z Ukrainy. Premier
Szydło jest postacią tragikomiczną. Jej kukiełkowość, fakt, że jest wyraźnie
sterowana zza pleców, wywołuje zażenowanie. Bo humor z memów jest jednak
zwykle humorem czarnym i nie ma za zadanie wywołać pustego, bezrefleksyjnego
śmiechu.
JAK W STANIE WOJENNYM
Norbert Nowacki wszystko
zaplanował już w sierpniu:
jeśli PiS wygra jesienne wybory, uruchomi
Wolne Radio Opornik. - Tak, żeby jakoś przeżyć te cztery lata - mówi. Ma 46
lat, od 17 mieszka w Wielkiej Brytanii, ale nigdy nie stracił kontaktu z
krajem. I bardzo przeżywa to, co się w nim dzieje.
Do pierwszej audycji przygotował się starannie: załatwił szybki
internet, dobry komputer, słuchawki, mikrofon, oprogramowanie do nadawania w
sieci i licencje. Wystartował dzień po wyborach, 26 października 2015 r. Dziś
Radio Opornik nadaje 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Zazwyczaj z
kuchni, bo tam jest cicho. - Wieczorami muzyka, a od poniedziałku do soboty,
od 12 do 22 informacje: o handlowcach, którzy protestują i piszą list do
premier Beaty Szydło, o kolejnej komisji smoleńskiej.
Od jakiegoś czasu pomaga mu mieszkający w Niemczech Andrzej Niemczuk. -
Nie mogę siedzieć bezczynnie, tak mnie wkurza chamstwo ekipy rządzącej. No bo
jak inaczej nazwać zachowanie posłanki Krystyny obrażającej każdego jak leci,
wmawiającej ludziom, że „wziąść” to poprawna forma czasownika? Oni dostali
mandat do rządzenia, a demolują Polskę. Zwykli Niemcy nie pytali mnie dotąd, co się dzieje w Polsce. A teraz
podchodzą i pytają: co wy tam u siebie robicie? - opowiada. Ustawia w radiu
muzykę, nagrywa prasówki, a ostatnio zaczął czytać wiadomości.
Norbert Nowacki nazwę radia wymyślił nieprzypadkowo: jako nastolatek
nosił opornik, który wtedy był symbolem oporu wobec władz PRL. - Dziś to symbol
niezgody na państwo policyjne, na szukanie haków, zastraszanie ludzi. W PiS
wszystko mnie wkurza. Buta, arogancja i stawianie się ponad prawem. Zamach na
Trybunał Konstytucyjny, na prokuraturę, ustawa inwigilacyjna, no i teraz
Smoleńsk - kosmiczne teorie spiskowe o zamachu. W radiu obśmiewamy te absurdy -
mówi.
Ostatnio do radia zadzwoniła lekarka z Polski. - Powiedziała, że w
stanie wojennym działała w Solidarności, lubi nas słuchać, bo odwalamy dobrą
robotę.
PROPAGANDA RODEM Z KOREI
Sporo roboty mają też
kabarety. „Dziś wyjątkowo nie pracujemy w nocy, dziś w nocy się
bawimy! (...) Nasze Imperium sięga najdalszych zakątków galaktyki, choć
gdzieniegdzie siły Republiki stawiają opór. Różne »krzywo- nosy« i »petruidy«”
- ogłasza władca Galaktycznego Imperium Jarosław Kaczyński w skeczu „Gwiezdne
wojny według PiS” w wykonaniu m.in. kabaretu Ani Mru-Mru.
Marcin Wójcik z kabaretu przyznaje, że z dużą satysfakcją bierze udział
w skeczach, które wyśmiewają PiS. Jak widzi, co robią politycy tej partii, to
go czasem krew zalewa. - To się w pewnym momencie robi propaganda rodem z Korei
Północnej. Jeżeli wychodzi premier polskiego rządu, a cała hala gwiżdże, a
potem próbuje się wmówić ludziom, że to Niemcy gwizdali, to przypominaj ą mi
się czasy, kiedy Breżniewa podtrzymywano na trybunie i mówiono, że jest
zdrowy, a on tak naprawdę ledwo żył. Ludziom wmawiali, że przed chwilą jeździł
konno i jest zmęczony.
Absurd. Żyjemy w XXI wieku. Przy
tym przepływie informacji i próbie robienia z Polaków głupszych, niż są, no
to musi być jakaś reakcja. Często jest to śmiech, a potem jest to śmiech przez
łzy, że to się dzieje naprawdę - tłumaczy.
Kiedy tamten skecz wyemitowała telewizja publiczna, stało się coś
dziwnego - w oryginale Wójcik wchodził na scenę i mówił: „Witam na dorocznym
balu Prawa i Sprawiedliwości pod hasłem: przebudzenie mocy”. - A potem słowa
Prawo i Sprawiedliwość zostały wycięte - opowiada satyryk
W telewizji publicznej występuje też Kabaret pod Wyrwigroszem, którego
solista Maurycy Polaski wyznał niedawno miłość posłance Krystynie Pawłowicz.
„Kryśka, Kryśka... na twój widok mi się śmieje, Kryśka, Kryśka... ja dla ciebie
oszaleję... Oszalejmy sobie razem, ja i Ty. Kryśka, Kryśka, Odkąd tylko cię
ujrzałem, coś się dzieje z moim małym... ciałem (...)” - zaśpiewał, namiętnie
przewracając oczami.
Piosenka szybko stała się hitem - w ciągu kilku tygodni obejrżało ją
ponad 150 tysięcy ludzi. Pod teledyskiem na YouTube prawie
setka komentarzy i wszystkie pozytywne: „celne i po prostu świetne”, „Super.
Proszę pracować nad następnym utworem”.
- Wygląda na to, że hejterzy
ordynarnie zaspali! Rzecz jasna, pojawiły się tu i ówdzie nieśmiałe sugestie,
że „Kryśka” jest prowokacją PO. A jakiś pan zasugerował, że nie można się
niczego dobrego po mnie spodziewać, skoro mój ojciec w PRL recytował wiersze
dla niesłyszących. Nieprzyjemne, ale za to przynajmniej dowcipne - mówi
Polaski.
Twierdzi, że nie boi się, że przez takie żarty zniknie z TVP. - Robienie kabaretu w przykucu i z wyłupiastymi oczami
mija się z celem. A mówiąc serio, przypuszczam, że TVP jest za bardzo zajęta wyrzucaniem dziennikarzy z pracy i
douczaniem nowych, żeby nakładała na nas embargo z powodu prostej piosenki o
miłości.
DALEJ SIĘ BAWIĆ
Kontrkomisja ds.
Największej Katastrofy chwilowo
popadła w marazm, być może dlatego, że dotychczasowy prezes po zaledwie kilku
dniach urzędowania podał się do dymisji. Bo choć najpierw - mówi - to była
zwykła zabawa, to jednak szybko przerodziła się w coś więcej.
- Postanowiłem odszukać w sobie coś z Kaczyńskiego, coś z Macierewicza,
zobaczyć, jak to jest, kiedy pozwalam mojemu totalitarnemu ego rządzić moim
zachowaniem. I na początku czułem się z tym świetnie, ale po pewnym czasie
poczułem ciężar roli prezesa. Więc postanowiłem z niej wyskoczyć. I odzyskałem
lekkość, mogę dalej działać w sposób zwyczajny - tłumaczy Szymon Solecki.
Uważa, że to jest sposób, by nie dać się wciągnąć w prawdziwą paranoję.
- Dotykając tych paranoicznych postaw i sposobów myślenia w sposób
prześmiewczy, badając je w bezpiecznej sytuacji zabawy - wyrabiamy w sobie
odporność na popadanie w takie stany w realnych sytuacjach życiowych.
Barbara Borzymowska ma na ten temat własną teorię: - Jeśli człowiek
uważa, że coś jest naprawdę wstrętne, ohydne, niegodne i tak dalej, to ma dwie
ścieżki. Może się wściec, rzucać kurwami, garnkami i szkodzić w ten sposób
wyłącznie sobie. Ale może znaleźć sposób, żeby to ośmieszyć, I wtedy nie tylko
sobie pomoże, ale ma też duże szanse zaszkodzić temu czemuś wstrętnemu. A w
dodatku w dobrym towarzystwie - mówi.
Na razie w grupie trwa festiwal podlizywania się nowemu prezesowi:
członkowie deklarują, że chętnie wręczą mu łapówkę, posprzątają gabinet. I
wciąż zgłaszają się nowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz