środa, 17 lutego 2016

Kaczym obśmiany + [Video]



A potem ochota, by się z tego wszystkiego pośmiać. Ci, którzy nie cierpią PiS, próbują żartami oswoić swoją traumę.

RENATA KIM

Kiedy Barbara Borzymowska, psycholog z Wrocławia, usłyszała, że członkowie nowej komisji smoleńskiej będą zara­biać 25 tysięcy złotych miesięcznie, strasznie się wkurzyła. I zaraz napisa­ła na facebooku, że też chce tyle zara­biać. Sporo latała samolotem, zawsze wyglądała przez okno na skrzydło, kwalifikacje ma. Okaza­ło się, że wielu jej znajomych z fejsa czuje podobnie, więc utworzyła grupę o nazwie Kontr komisja ds. największej katastrofy.
   - Błyskawicznie posypały się zgłoszenia. Ktoś napisał, że ma gotową ekspertyzę, która może być końcowym oświadcze­niem komisji. Wie też, kogo trzeba oskarżyć o zamach. Inny zgłosił akces, bo - jak wyjaśnił - potrzebuje pieniędzy, a na­stępny wyznał, że nadaje się do tej pracy, ponieważ spędził bardzo dużo czasu w szpitalu psychiatrycznym i sporo się na­uczył od pacjentów - wspomina Barbara Borzymowska.
   Wszystkich przebił mieszkający we Wrocławiu amerykań­ski pastor, który oświadczył, że dzięki niemu komisja smoleń­ska wreszcie będzie miała międzynarodowy charakter. Kiedy został przyjęty, szybko zaczął się rozpychać: usiłował przejąć komisję strzelecką (argumentował, że kiedyś był skautem), a potem zaproponował, by zweryfikować dziadków członków komisji.
   Prezesem samozwańczo ogłosił się informatyk Szymon So­lecki, który przyznał, że co prawda na niczym się nie zna, ale przy odpowiedniej gaży jest gotów poświęcić cenny czas dla oj­czyzny. Natychmiast też zażądał, by zwykli członkowie składa­li mu wiernopoddańcze hołdy i nie wahali się podlizywać.
   - Przy niektórych wpisach ubawiłam się do łez, były ko­miczne - mówi Barbara. Zaskoczyło ją to, z jaką radością lu­dzie wchodzili w tę zabawę. Pisali, że dawno nie czuli się tak dobrze. Część z nich poznała dopiero niedawno przy oka­zji demonstracji organizowanych przez Komitet Obrony Demokracji.
   Były też zaskoczenia: daleki znajomy, z zawodu lotnik wojsko­wy po kilku godzinach wycofał się z prac w komisji. - Napisał, że przeprasza, ale nie jest wstanie z tego żartować, zbyt wiele widział wypadków lotniczych, w których ginęli jego znajomi. Wytłuma­czyliśmy, że nie robimy sobie żartów z katastrofy lotniczej, tylko z nowej komisji Macierewicza. Bo inaczej nie mamy jak z nią wal­czyć. Obśmiewamy kaczystowski reżim, żeby jakoś sobie z nim poradzić.

DLA UKOJENIA
- Przez pierwsze dwa miesiące po wyborach temat katastrofy smoleńskiej był lekko wyciszony, ale właśnie eksplodował z nową siłą - mówi autor błoga i fan page’a na Facebooku „Dlaczego Nie Napalm”. Chce pozostać anonimowy, powie tylko, że jest dyrekto­rem kreatywnym w agencji reklamowej i pilotem szybowca.
   Blog powstał pod koniec maja 2010 r., tuż po katastrofie smo­leńskiej. - Wtedy jeszcze przyczyny tej tragedii wydawały się oczywiste, zwłaszcza dla ludzi, którzy choć trochę byli związani z lotnictwem. A jednak w ciągu dwóch miesięcy wypłynęła cała masa teorii spiskowych, które były tak absurdalne i fantastyczne, że zaczęło mi to ciążyć - tłumaczy.
   Najbardziej niezwykła teoria? Że tupolew wylądował nie­uszkodzony na ziemi. I wtedy podjechał rosyjski żołnierz na elektrycznej motorynce, wrzucił do środka samolotu bombę termobaryczną i znikł. - Jest piękna przez to, jak wiele nowych py­tań generuje. Chociażby takie: dlaczego żołnierz jechał akurat na elektrycznej motorynce, a nie na spalinowej? - wspomina.
   Przyznaje, że przez ostatnie sześć lat zainteresowanie blogiem powoli spadało. Ale teraz rośnie, a nowych materiałów będzie bardzo dużo. Tekstów nie wymyśla, wszystko - mówi - jest wy­grzebane z odmętów internetu. Tak jak kuriozalne opracowanie dr. Jerzego Jaśkowskiego „Katastrofy lotnicze formą aktywizacji społeczeństwa”.
I jeszcze przykład z ostatnich dni: Bartosz Kownacki, sekretarz stanu w MON, pisze tryumfalnie na Twitterze, że doszło do prze­łomu w sprawie ustalania przyczyn katastrofy. „Wcześniejsze ko­misje nie miały takich uprawnień jak teraz” - wyjaśnia. „Dlaczego Nie Napalm” podaje tego tweeta z nagłówkiem „Pilne!” i opisem: „doszło do przełomu w sprawie ustalenia!”.
   Ktoś błyskawicznie to doniesienie skomentował: nowe upraw­nienia w dziedzinie proktologii faktoidalnej. Inny internauta na-pisał, że czuje się, jakby oglądał film o bolszewickiej propagandzie na kanale National Geographic. „A to nie film, tylko prawda - lek­cja historii na żywo. Aż zazdroszczę nauczycielom historii, bo tego się nie da przekazać na lekcjach, to trzeba poczuć. Oby potrwało tyle, co lekcja” - podsumował.
   - Ten blog - mówi autor - pełni funkcję terapeutyczną, jest od­trutką na te wszystkie absurdalne informacje o katastrofie smo­leńskiej, które są gwałtem na logice, rozsądku, wiedzy i nauce. Ludzie czytają go, żeby znaleźć ukojenie. Wiedzą, że w swoim oburzeniu nie są sami i schodzi z nich frustracja.



GŁĘBOKIE GARDŁO
Dzikie emocje budzi prezes PiS, bohater masowej wyobraźni Polaków. Autor fan page’a „Wiersze Jarosława Kaczyńskiego pi­sane nocą” próbuje na przykład dowodzić, że jest on nie tylko wy­trawnym politykiem i przenikliwym strategiem, ale także poetą.
   Jego samego - twierdzi - olśniło w listopadzie ubiegłego roku.
- Słuchałem w TV Republika porywającej wypowiedzi Kaczyń­skiego i dotarło do mnie, że ma bardzo poetycką melodię. Posta­nowiłem więc ją odpowiednio wymodelować i opublikować jako wiersz - mówi. Tak powstał utwór „Śledztwo”.

„Będzie śledztwo w sprawie Smoleńska prowadzone w sposób rzetelny.
To najlepsza metoda do ustalenia prawdy.
Sądzę, że są przyzwoici prokuratorzy.
Sądzę, że są, i oni poprowadzą przyzwoite śledztwo, a nawet dwa śledztwa.
Śledztwo w sprawie katastrofy i śledztwo
w sprawie śledztwa”.

   Od tamtej pory powstało już około stu wierszy, wkrótce będą kolejne. Produkcja nie jest trudna,bo Kaczyński powiedział wiele ciekawych rzeczy i materiału nie trzeba długo szukać. Jak się już znajdzie odpowiedni tekst, to trzeba z nim tylko trochę popraco­wać, nadać mu poetycką dynamikę, uwypuklić to i owo.
   - Ważne, że to nie może być wypowiedź zanurzona w codzien­nej politycznej młócce, musi dotyczyć PiS-owskich pryncypiów. Tego wszystkiego, co buduje tożsamość tej partii i jej elektoratu, co należy do sedna PiS-owskiej ideologii. Albo sedna osobowości Kaczyńskiego. Chociaż to w sumie jedno i to samo, PiS żyje myśla­mi swojego prezesa - tłumaczy autor. Nazwiska nie poda, prosi, by nazywać go panem Głębokie Rymy, od Głębokiego Gardła, słyn­nego informatora z afery Watergate.
   Odzew na twórczość jest spory: strona ma blisko 5 tysięcy polubień, każdy nowy wiersz jest szeroko komentowany, najczęściej przez kąśliwą, wyszkoloną w ironii młodzież akademicką. - Nie­których irytuje starokawalerstwo prezesa, innych niechlujstwo, a jeszcze innych poglądy. Mnie najbardziej bawi to, że on próbuje być takim średniowiecznym myślicielem. Próbuje zbudować cały system intelektualny, nie uznaje specjalizacji, zna się na wszyst­kim. Dlatego mówi i o powstaniach zbrojnych, i o budowie stat­ków, i o Kościele, i o Niemczech, i o kulinariach - wylicza pan Głębokie Rymy.
   Przyznaje, że ma z „poezją” prezesa spory ubaw. Bo ona wiele mówi o tym, za kogo on się uważa. - To człowiek z poczuciem mi­sji. Uważa się za zbawiciela Polski. Odszedłby, ale nie ma następcy, więc prezes Kaczyński musi dzielnie trwać. O, przepraszam, pre­mier, on sam zawsze się tak nazywa - śmieje się.

RUCH OPORU
- Nazwałabym to ruchem oporu przy pomocy śmiechu - mówi Magdalena, autorka strony „Piękni chłopcy prawicy”. Ma 26 lat, w politykę się nie angażuje, nie chodzi na manifestacje KOD. - Wybrałam inny sposób sprzeciwu, satyrę. Tropię przeja­wy absurdu. Bo kiedy stajemy wobec niego bezradni i pozostaje tylko rozedrzeć szaty, możemy zawsze skorzystać ze sprawdzo­nych zabiegów: ironii i sarkazmu. Kiedy rząd ogranicza budżet Rzecznika Praw Obywatelskich, gdy paraliżuje pracę Trybunału Konstytucyjnego, pozostaje wybuchnąć śmiechem. I w ten spo­sób zbudować dystans wobec rzeczywistości. Choć zwykle bywa to śmiech przez łzy.
   Uważa, że każda władza robi absurdalne i warte wyśmiania rze­czy, ale obecna jest znacznie bardziej - jak to określa - memogenna. - Ta sytuacja sprawia, że pomysły przychodzą praktycznie same, im bardziej nieprawdopodobne rzeczy mówi lub robi rząd, tym większą popularność zdobywają memy- śmieje się.
   Przykład? Wypowiedź rzeczniczki klubu parlamentarnego PiS Beaty Mazurek o samotnych matkach i programie 500 plus.
- Sama w sobie była absurdalna, więc nie wymagała wiele modyfikacji. Może delikatnej parafrazy, która pokaże jej nieprzystawalność do realiów osób, do których była kierowana. I tak powstał mem „Samotnym matkom radzimy się wreszcie ustatkować" - znowu się uśmiecha.
   Największą popularnością w ciągu ostatnich dziesięciu mie­sięcy cieszył się mem podejmujący grę słowną z transparentem, jakim gdzieś w Polsce przywitano prezydenta Andrzeja Dudę. Oryginał brzmiał tak: „Szanowny Panie Prezydencie, błogosła­wione łono, które Cię nosiło, błogosławione piersi, które ssałeś”. Mem powstał poprzez dopisanie: „Ssanto subito”. - Obnażał na­bożny, patetyczny stosunek do prezydenta, z pogranicza bałwo­chwalstwa - tłumaczy autorka.
   Chwyciła także Beata Szydło, która po debacie w Parlamencie Europejskim głosiła w memie z poważną miną, że „Pierwszy mi­lion uchodźców trzeba ukraść”. - Ten obrazek odnosił się do jej słów o milionie imigrantów z Ukrainy. Premier Szydło jest posta­cią tragikomiczną. Jej kukiełkowość, fakt, że jest wyraźnie stero­wana zza pleców, wywołuje zażenowanie. Bo humor z memów jest jednak zwykle humorem czarnym i nie ma za zadanie wywo­łać pustego, bezrefleksyjnego śmiechu.

JAK W STANIE WOJENNYM
Norbert Nowacki wszystko zaplanował już w sierpniu: je­śli PiS wygra jesienne wybory, uruchomi Wolne Radio Opor­nik. - Tak, żeby jakoś przeżyć te cztery lata - mówi. Ma 46 lat, od 17 mieszka w Wielkiej Brytanii, ale nigdy nie stracił kontaktu z krajem. I bardzo przeżywa to, co się w nim dzieje.
   Do pierwszej audycji przygotował się starannie: załatwił szybki internet, dobry komputer, słuchawki, mikrofon, oprogramowanie do nadawania w sieci i licencje. Wystartował dzień po wyborach, 26 października 2015 r. Dziś Radio Opornik nadaje 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Zazwyczaj z kuchni, bo tam jest ci­cho. - Wieczorami muzyka, a od poniedziałku do soboty, od 12 do 22 informacje: o handlowcach, którzy protestują i piszą list do premier Beaty Szydło, o kolejnej komisji smoleńskiej.
   Od jakiegoś czasu pomaga mu mieszkający w Niemczech An­drzej Niemczuk. - Nie mogę siedzieć bezczynnie, tak mnie wkurza chamstwo ekipy rządzącej. No bo jak inaczej nazwać zachowanie posłanki Krystyny obrażającej każdego jak leci, wmawiającej lu­dziom, że „wziąść” to poprawna forma czasownika? Oni dosta­li mandat do rządzenia, a demolują Polskę. Zwykli Niemcy nie pytali mnie dotąd, co się dzieje w Polsce. A teraz podchodzą i pytają: co wy tam u siebie robicie? - opowiada. Ustawia w radiu muzykę, nagrywa prasówki, a ostatnio zaczął czytać wiadomości.
   Norbert Nowacki nazwę radia wymyślił nieprzypadkowo: jako nastolatek nosił opornik, który wtedy był symbolem oporu wobec władz PRL. - Dziś to symbol niezgody na państwo policyjne, na szukanie haków, zastraszanie ludzi. W PiS wszystko mnie wkurza. Buta, arogancja i stawianie się ponad prawem. Zamach na Trybu­nał Konstytucyjny, na prokuraturę, ustawa inwigilacyjna, no i te­raz Smoleńsk - kosmiczne teorie spiskowe o zamachu. W radiu obśmiewamy te absurdy - mówi.
   Ostatnio do radia zadzwoniła lekarka z Polski. - Powiedziała, że w stanie wojennym działała w Solidarności, lubi nas słuchać, bo odwalamy dobrą robotę.

PROPAGANDA RODEM Z KOREI
Sporo roboty mają też kabarety. „Dziś wy­jątkowo nie pracujemy w nocy, dziś w nocy się bawimy! (...) Nasze Imperium sięga najdal­szych zakątków galaktyki, choć gdzieniegdzie siły Republiki stawiają opór. Różne »krzywo- nosy« i »petruidy«” - ogłasza władca Galaktycz­nego Imperium Jarosław Kaczyński w skeczu „Gwiezdne wojny według PiS” w wykonaniu m.in. kabaretu Ani Mru-Mru.
   Marcin Wójcik z kabaretu przyznaje, że z dużą satysfakcją bierze udział w skeczach, które wy­śmiewają PiS. Jak widzi, co robią politycy tej partii, to go czasem krew zalewa. - To się w pewnym momencie robi propaganda rodem z Korei Północnej. Jeżeli wychodzi premier polskiego rządu, a cała hala gwiżdże, a potem próbuje się wmówić ludziom, że to Niemcy gwizdali, to przy­pominaj ą mi się czasy, kiedy Breżniewa podtrzy­mywano na trybunie i mówiono, że jest zdrowy, a on tak naprawdę ledwo żył. Ludziom wmawia­li, że przed chwilą jeździł konno i jest zmęczony.
Absurd. Żyjemy w XXI wieku. Przy tym przepły­wie informacji i próbie robienia z Polaków głup­szych, niż są, no to musi być jakaś reakcja. Często jest to śmiech, a potem jest to śmiech przez łzy, że to się dzieje naprawdę - tłumaczy.
   Kiedy tamten skecz wyemitowała telewizja publiczna, stało się coś dziwnego - w oryginale Wójcik wchodził na scenę i mówił: „Witam na dorocznym balu Pra­wa i Sprawiedliwości pod hasłem: przebudzenie mocy”. - A potem słowa Prawo i Sprawiedliwość zostały wycięte - opowiada satyryk
   W telewizji publicznej występuje też Kabaret pod Wyrwigroszem, którego solista Maurycy Polaski wyznał niedawno miłość posłance Krystynie Pawłowicz. „Kryśka, Kryśka... na twój widok mi się śmieje, Kryśka, Kryśka... ja dla ciebie oszaleję... Oszalej­my sobie razem, ja i Ty. Kryśka, Kryśka, Odkąd tylko cię ujrzałem, coś się dzieje z moim małym... ciałem (...)” - zaśpiewał, namiętnie przewracając oczami.
   Piosenka szybko stała się hitem - w ciągu kilku tygodni obejrża­ło ją ponad 150 tysięcy ludzi. Pod teledyskiem na YouTube pra­wie setka komentarzy i wszystkie pozytywne: „celne i po prostu świetne”, „Super. Proszę pracować nad następnym utworem”.
- Wygląda na to, że hejterzy ordynarnie zaspali! Rzecz jasna, poja­wiły się tu i ówdzie nieśmiałe sugestie, że „Kryśka” jest prowoka­cją PO. A jakiś pan zasugerował, że nie można się niczego dobrego po mnie spodziewać, skoro mój ojciec w PRL recytował wiersze dla niesłyszących. Nieprzyjemne, ale za to przynajmniej dowcip­ne - mówi Polaski.
   Twierdzi, że nie boi się, że przez takie żarty zniknie z TVP. - Ro­bienie kabaretu w przykucu i z wyłupiastymi oczami mija się z ce­lem. A mówiąc serio, przypuszczam, że TVP jest za bardzo zajęta wyrzucaniem dziennikarzy z pracy i douczaniem nowych, żeby nakładała na nas embargo z powodu prostej piosenki o miłości.



DALEJ SIĘ BAWIĆ
Kontrkomisja ds. Największej Katastrofy chwilowo popadła w marazm, być może dlatego, że dotychczasowy prezes po zaledwie kilku dniach urzędowania podał się do dymisji. Bo choć naj­pierw - mówi - to była zwykła zabawa, to jednak szybko przerodziła się w coś więcej.
   - Postanowiłem odszukać w sobie coś z Kaczyń­skiego, coś z Macierewicza, zobaczyć, jak to jest, kiedy pozwalam mojemu totalitarnemu ego rzą­dzić moim zachowaniem. I na początku czułem się z tym świetnie, ale po pewnym czasie poczułem ciężar roli prezesa. Więc postanowiłem z niej wy­skoczyć. I odzyskałem lekkość, mogę dalej działać w sposób zwyczajny - tłumaczy Szymon Solecki.
   Uważa, że to jest sposób, by nie dać się wciąg­nąć w prawdziwą paranoję. - Dotykając tych para­noicznych postaw i sposobów myślenia w sposób prześmiewczy, badając je w bezpiecznej sytua­cji zabawy - wyrabiamy w sobie odporność na popadanie w takie stany w realnych sytuacjach życiowych.
   Barbara Borzymowska ma na ten temat włas­ną teorię: - Jeśli człowiek uważa, że coś jest na­prawdę wstrętne, ohydne, niegodne i tak dalej, to ma dwie ścieżki. Może się wściec, rzucać kurwami, garnkami i szkodzić w ten sposób wyłącznie so­bie. Ale może znaleźć sposób, żeby to ośmieszyć, I wtedy nie tyl­ko sobie pomoże, ale ma też duże szanse zaszkodzić temu czemuś wstrętnemu. A w dodatku w dobrym towarzystwie - mówi.
   Na razie w grupie trwa festiwal podlizywania się nowemu pre­zesowi: członkowie deklarują, że chętnie wręczą mu łapówkę, posprzątają gabinet. I wciąż zgłaszają się nowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz