Grzegorz Rzeczkowski
O tym, że nadchodzi Marzena
Paczuska, zwana Paczką, na korytarzach gmachu przy pl. Powstańców mówiło się na
długo przed jej przybyciem. - Legenda krwiożerczej wydawczyni od lat
krążyła po studiach telewizyjnych. Nasłuchałam się o wrzaskach,
przekleństwach, wywracaniu do góry nogami gotowych materiałów - opowiada
dziennikarka TVP. Inni mówią: samica alfa, wściekła bruneta. Ale też: pewna
siebie, kompetentna.
Lęk przed Paczuską podsycały obawy przed zwolnieniami, które zapowiadali
politycy PiS i wspierający ich tzw. niepokorni dziennikarze. Jak mówią byli
pracownicy „Wiadomości”, każdy się spodziewał, że będzie źle, ale nie że aż
tak. Z ponad 20 osób, które jeszcze na początku stycznia wydawały flagowy program
informacyjny TVP dziś została szóstka. Z bardziej znanych tylko prezenter
Krzysztof Ziemiec. Nie ma Piotra Kraśki czy Beaty Tadli, których los był przesądzony
już po jesiennych wyborach, ale także Piotra Jaźwińskiego, wydawcy z 24-letnim
stażem, który pracował przy pierwszych wydaniach „Wiadomości”, czy Jacka
Tacika, obiecującego reportera. Zwolniony z TVP znalazł już pracę wTVN24. - W
normalnej firmie byłoby to potraktowane jako działanie na szkodę spółki -
złości się jeden z byłych reporterów „Wiadomości”. Nie ma złudzeń - gdyby nie
to, że kimś ten program trzeba robić, ofiarami „dobrej zmiany” zostaliby
wszyscy ze starej ekipy.
Lans skrajności
Zwalniani dziennikarze i wydawcy wzywani byli przed oblicze szefa
Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Mariusza Pilisa - jemu podlegają
„Wiadomości” - by dowiedzieć się, że nie pasują do nowej koncepcji programu.
Wszystko trwało kilka minut, może z wyjątkiem tych, którzy pytali o motywy
albo o to, kto podjął decyzję. Od ludzi z pl. Powstańców można usłyszeć, że
Paczuska wskazywała na szefa TAI, a ten na szefową „Wiadomości”. -Nie
chciała sobie brudzić rąk - ironizuje jeden z dziennikarzy. Nikt jednak nie
ma wątpliwości, kto decydował. - Paczka usuwała ludzi, o których wiedziała,
że nie zyska nad nimi pełnej kontroli - zauważa nasz informator. Na ich
miejsce przyszli reporterzy z TV Trwam i TV Republika oraz dziennikarz z „Naszego Dziennika”, który został
wydawcą „Wiadomości”, choć nie ma w tym doświadczenia.
Niektórzy nie wytrzymują gęstej atmosfery. Po usunięciu większości
starej ekipy na pl. Powstańców wyrósł mur milczenia. Nastrój pogłębiają
informacje o spadającej oglądalności (o ponad 400 tys. widzów w porównaniu ze
styczniem 2015 r.), a przede wszystkim silna krytyka programu, który mocno
obniżył loty. - Nie da się tego oglądać. Nie trzeba być znawcą telewizji,
żeby zauważyć, że materiały są fatalnie zmontowane. Nikt, łącznie z Paczuską,
nie przykłada dostatecznej uwagi do warstwy zdjęciowej. Ale najgorsze, że do
„Wiadomości" przyjęto ludzi, którzy nie dość, że źle prezentują się przed kamerą, to jeszcze nie potrafią
poprawnie czytać - mówi dziennikarka z pl.
Powstańców.
Kulminacją tej zniżki był słynny materiał o manifestacjach Komitetu
Obrony Demokracji, których... nie było. „Wiadomości” na udowadnianie rzekomej
słabości KOD i pokazanie pustych ulic Warszawy poświęciły trzyminutowy
materiał. To był drugi temat niedzielnego wydania. Autorem był Klaudiusz
Pobudzin, jeden z reporterów, który przyszedł prosto z TVTrwam.
Wiele innych manipulacji głównego programu informacyjnego TVP wypunktowała zresztą Rada Programowa Telewizji Publicznej,
której jeszcze nie dosięgła „dobra zmiana” (o
samych dobrych wiadomościach pisaliśmy w POLITYCE 7).
Ale ci, którzy znają Paczuską, nie są zdziwieni tym, jak wygląda
informacyjny flagowiec TVP pod jej rządami. - Ona myśli tak
jak PiS i daje gwarancje, że w „Wiadomościach” będzie tak, jak chce PiS -
twierdzi dziennikarz, który zna Paczuską od lat. - Absolutna zdeklarowana
antykomunistka i antypostkomunistka o prawicowych poglądach. Jako dziennikarka
- żołnierz PiS - dopowiada jedna z byłych twarzy „Wiadomości”. Tak jak
wielu innych, z którymi rozmawialiśmy, prosi o anonimowość, bo - jak mówi
- Paczka ma dobrą pamięć.
O jej
pozycji zarówno przy pl. Powstańców, jak i w głównej siedzibie TVP przy ul. Woronicza krążą legendy. Od lat zna się dobrze z
prezesem Jackiem Kurskim. W czasach prezydentury Lecha Kaczyńskiego wspólnie
pracowali nad jego orędziami, w tym nad najsłynniejszym z 2008 r., w którym
straszył niemiecką rewindykacją. Dobre kontakty Paczuskiej mają sięgać samych
szczytów pisowskiej góry. Podobno ma dobre relacje z Adamem Lipińskim,
wiceprezesem partii i prawą ręką Kaczyńskiego. Jedna z ważnych kiedyś na Woronicza
osób twierdzi, że w trudnych sytuacjach zawsze rozkładał nad nią parasol
ochronny.
Żywiołem Paczuskiej są tematy polityczne. Szefowa dziennika mocno
przykłada się do ich szlifowania - o ile wcześniej pisane przez reporterów
teksty, które wygłaszają z offu, przechodziły przez wydawców w ciągu kilku
minut, teraz trwa to nawet pół godziny. - Chce mieć nad materiałem pełny
nadzór. Jeszcze w czasach, gdy była tylko wydawcą, stała reporterowi nad głową
i palcem wskazywała akapity do poprawki albo mówiła,
jaką osobę powinien nagrać, a jakiej nie. Później to się tylko nasiliło
- opowiada osoba znająca realia redakcyjne przy pl.
Powstańców. Nasiliło się na tyle, że jak zgodnie twierdzą nasi rozmówcy,
Paczuska od nowa pisze teksty dziennikarzy, a ci mają je tylko odczytać. - Miałem
wielu szefów, ale nie znam żadnego, który by tak otwarcie stosował ręczne
sterowanie, i to z jawnie politycznych pobudek - dodaje nasz rozmówca.
Z Kaczyńskim akurat nie
Niektórym wydaje się, że Paczuska w TVP jest od zawsze.
Do „Wiadomości” trafiła na początku lat 90., wraz z zaciągiem tzw. pampersów,
czyli młodych mocno konserwatywnych dziennikarzy, których na Woronicza
ściągnął ich guru z Ruchu Młodej Polski Wiesław Walendziak. W TVP nie czuła się samotnie - szefem biura zarządu był jej
zmarły niedawno brat, również działacz RMP, Zbigniew Niezgoda.
Wbrew popularnej na prawicy tezie
o czyszczeń i u TVP
ze związanych z nią ludzi Paczuska przetrwała
wszystkich prezesów, łącznie z ostatnimi, kojarzonymi z PO. Schowała pazury i
ich rządy przeczekała na bocznym torze.
Oboje przyjechali do Warszawy z Lublina, już ukształtowani - antykomunistycznie i prokościelnie. W PRL działali w opozycji.
-Marzena studiowała polonistykę na KUL, w podziemnej Solidarności była jedną
z organizatorek ośrodka pomocy dla internowanych, więźniów i ich rodzin.
Kolportowała bibułę - wspomina Danuta
Kuroń, żona Jacka, w latach 80. opozycjonistka mocno związana z lubelską
Solidarnością. Ta działalność Paczuskiej - nazwisko nosi po pierwszym mężu,
zmarłym 12 lat temu poecie Januszu Paczuskim - ściągnęła na nią uwagę SB.
- Pol 989 r. Marzena wyjechała do Stanów i
wtedy nasz kontakt się urwał - mówi Danuta
Kuroń. W USA mieszkał ojciec Paczuskiej, Adam - lekarz i filozof po KUL, który
udał się tam niedługo po wypuszczeniu z internowania. Gdy 30-letnia Marzena
poznawała świat za oceanem, w Polsce upadał komunizm. Na wielką zmianę w kraju
się nie załapała, ale już na małą rewolucję w TVP kilka lat
później - tak.
W „Wiadomościach”, kierowanych wówczas przez Adama Pieczyńskiego (dziś
szef TVN24 i naczelny „Faktów”) i Piotra Skwiecińskiego (dziś w
ultraprawicowym tygodniku „wSieci” braci Karnowskich), została reporterką
polityczną. Robiła materiały o aferach
gospodarczych, służbach specjalnych. Zajmowała się m.in. aferą Oleksego. Jak
wspomina jedna z koleżanek z tamtych czasów-głównie „ krwiste rzeczy” . -Współpraca
z nią to był koszmar. Nie miała umiejętności syntezy, wyłuskiwania najważniejszych
problemów i do materiału upychała wszystko. Z tego powodu dochodziło do starć.
Jak oglądam dziś,, Wiadomości", to widzę właśnie tamten styl Marzeny.
Nigdy nie miała wątpliwości co do tego, w co wierzy. A jak w coś wierzy, to do
końca - opowiada.
Tak naprawdę głośno zrobiło się o niej dopiero w 2006 r., gdy telewizję
zaczęło odzyskiwać PiS. Jeszcze za prezesury Jana Dworaka w „Wiadomościach”
wybuchła potężna afera. Do mediów wyciekły informacje o awanturze w redakcji
po tym, jak Paczuska nie dopuściła do emisji materiału jednego z reporterów,
który pytał ówczesnego ministra skarbu Wojciecha Jasińskiego o jego
wieloletnią znajomość z prezesem PiS. W materiale znalazło się m.in. pytanie,
czy w towarzystwie Kaczyńskiego spotykał się z dziewczynami. Padła odpowiedź:
„To akurat z Jarosławem Kaczyńskim nie”. Paczuska, która była wtedy wydawcą
programu, poleciła reporterowi usunąć ten fragment, na co on się nie zgodził.
Nie pomogła nawet interwencja ówczesnego szefa „Wiadomości” Roberta Kozaka.
„Odmówiła dyskusji, z góry mówiąc: Nie wydam dziennika z tą setką” - mówił
miesięcznikowi „Press” Kozak. Gdy ją zawiesił, jak relacjonował magazyn,
„zapłakana” Paczuska poinformowała o tym przełożonych, a ci przywrócili ją do
obowiązków. Materiał nie poszedł. - Ona sprawia wrażenie zapatrzonej w
Kaczyńskiego - tłumaczy osoba, która
pracowała z nią w „Wiadomościach”.
Ponownie wróciła na pl. Powstańców w 2009 r., tym razem w roli zastępcy
szefa „Wiadomości” Jacka Karnowskiego. Nie przeszkodził jej nawet dwuznaczny
sukces biznesowy jej drugiego męża Romana Tętnika. Sprawę opisał „Press” - w
2006 r., czyli na początku rządów PiS na Woronicza, firma Tętnika dostała bez
przetargu dwa programy, za które telewizja płaciła po 30-34 tys. zł za odcinek.
Na umowach widniał podpis Ewy Świecińskiej, przyjaciółki Paczuskiej. Świecińska
kierowała wówczas publicystyką w TVP3 (dziś odpowiada za wizualną
i dźwiękową oprawę „Wiadomości” - stanowisko dostała
zaraz po nominacji Paczuskiej, stąd na pl. Powstańców zaczęło krążyć
powiedzenie: „Przyszła Paczka, a w niej Świeczka”).
Im bliżej było wyborów
prezydenckich 2010 r., tym program stawał się coraz bardziej antyplatformowy i
coraz bardziej propisowski. „Marzena ma więcej pomysłów, jak wykorzystać
każdy pretekst, by przyłożyć rządowi. Niekrytyczny materiał o rządzie nie ma szans wejść do głównego wydania” - relacjonował
„Gazecie Wyborczej” jeden z wydawców programu.
Typ choleryka
Gdy po kolejnej zmianie władzy na Woronicza jesienią 2010 r. odsuniętego
Karnowskiego zastąpiła Małgorzata Wyszyńska, dla Paczuskiej nie było już
miejsca w „Wiadomościach”. „Nie mam zaufania do osób, które przez rok, mając na
to bezpośredni wpływ, tolerowały zamianę programu informacyjnego w program
otwarcie sprzyjający jednej partii” -tak o motywach swej decyzji mówiła
Wyszyńska. Dziś nie chce na ten temat rozmawiać.
Wbrew jednak popularnej na prawicy tezie o czyszczeniu TVP ze związanych z nią ludzi Paczuska przetrwała wszystkich
prezesów, łącznie z ostatnimi, kojarzonymi z PO. Ich rządy przeczekała na
bocznym torze w redakcji reportażu i dokumentu Jedynki, skąd przeszła do
redakcji edukacyjnej i kanału TVP ABC. Politycznym pasjom dawała
upust na Twitterze (większość wpisów usunęła po objęciu „Wiadomości”).
Choć był to czas, gdy wielu dziennikarzom w ramach outsourcingu
wypowiedziano umowy i przesunięto do firmy LeasingTeam, Paczuska zachowała
etat. Schowała pazury, została redaktorem prowadzącym programów
interwencyjnych, a potem dziecięcych. Znajomi z tego czasu mówią o obsesjach,
że ktoś zmienia treść wysyłanych przez nią maili, że coś z nich usuwa. - To
typ chołeryka, który wybucha, potem jest jej głupio i przeprasza, albo i nie, udając, żenić się nie stało.
Wyrzuca z siebie zdania, nadużywając słowa „skandal" i „afera” - opowiada jedna z dziennikarek.
Dziś - po pierwszych, niezbyt korzystnych dla „Wiadomości”, wynikach
oglądalności - wśród dziennikarzy TVP pojawiły się głosy, że jeśli przez
najbliższe miesiące oglądalność będzie nadal nurkować, Paczuska może mieć
kłopot z utrzymaniem stanowiska. Jedna ze znanych twarzy TVP przedstawia to tak: - Nawet program w propagandowym
wydaniu musi mieć widzów, żeby jego wydawanie miało sens. Co PiS po
„Wiadomościach”, których nikt nie ogląda?
PS Marzena Paczuska
odmówiła rozmowy z POLITYKĄ. „Nie udzielam
żadnych wywiadów" - napisała w mailu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz