poniedziałek, 8 lutego 2016

TO BYŁ TAKI FAJNY KRAJ



Wyrwij murom zęby krat... Jedni zwolennicy KOD odnajdują się w emocji sprzed lat, inni śpiewają w ramach biernego oporu. Ale są i tacy, którzy chcieliby wreszcie przejść od pieśni do czynów.

WOJCIECH STASZEWSKI

Małgorzata Kalicińska, pisarka znana z bestsellerowej serii „Nad rozlewi­skiem” (60 lat, głosowała na Nowo­czesną), przejechała 80 km, żeby pójść na zeszłotygodniową manifestację KOD. Ubrała się w wełniany płaszcz z second-handu z wesołymi guzikami, a nie w żadne futro z norek, które za mundur obrońców demokra­cji uznał prezydencki minister Krzysztof Szczerski.
   Kiedy weszła w tłum, niemal fizycznie poczuła ciepło: - Jak się już wchodzi w ten tłum, to jest inaczej niż np. w markecie. Tam jesteśmy sobie obcy, a tu - razem, w ważnej, polskiej spra­wie, zjednoczeni. Widziałam, jak się ludzie spontanicznie brali pod ręce, zaczynali rozmawiać. Tyle ciepła... Fajni jesteśmy! To takie od dawna niepraktykowane przez nas zachowanie społecz­ne. Nareszcie.
   Małgorzacie podoba się idea biernego oporu: - Dziwię się, że PiS nas dyskredytuje, nie szanuje jako ważnego głosu naro­du. Drażnimy ich, bo nie jesteśmy ślepo poddani. Dlatego chcą z nas zrobić frajerów w szynszylach albo szukają nam dziadków w Wehrmachcie.

CZEKAJĄC NA WOLNOŚĆ I POKÓJ
Kiedy Tomasz Gleb (48 lat, fotoedytor, głosował na PO, cho­dzi w 20-letniej kurtce puchowej uszytej dla himalaistów, nie w norkach) słyszy „Mury”, to odczuwa zażenowanie. - To się robi zbyt sieriozne. Wartością tych demonstracji są ci ludzie po­godni, uśmiechnięci, żadnych mord, żadnej agresji. Dlatego ze­staw patriotycznych pieśni jest ni priczom. Lepsze są śmieszne hasła, na razie wygrywa dla mnie: „Saska przeprasza za Kempę”.
   Na ostatnią demonstrację przyjechał na rowerze. Chciał za­brać biało-czerwoną flagę, którą wywiesza na balkonie w świę­ta narodowe, ale pomyślał, że mu ta flaga nie do końca pasuje. Za bardzo mu się kojarzy z kibolami.
   Na manifestacje KOD ciągną z żoną syna licealistę. Chłopak, który na demonstrację w obronie uchodźców poszedł sam, tu­taj ma opory. Na ostatniej dotrwał do końca jako obstawa matki, ale na pierwszej po kilkudziesięciu minutach udało mu się za­wieruszyć w tłumie i wrócił do domu. - Polityka im się źle ko­jarzy. Jakby to było nieczyste - opowiada Tomasz. - Z rozmów z młodym wychodzi też, że szkoła od początku wtłacza im do głów tradycyjny model patriotyzmu: flaga, godło, hymn, Powsta­nie Warszawskie i żołnierze wyklęci. Na wolność słowa, płacenie podatków albo członkostwo w UE nie ma tam miejsca.
   Przypomina sobie, kiedy sam był nastolatkiem: - W naszym pojęciu Solidarność dłubała sobie jakieś gazetki, ale nie wiado­mo po co. Aż nagle pojawił się WiP, czyli ruch Wolność i Pokój. Tu chodziło o konkret, wyciągnięcie z więzienia chłopaków, któ­rzy siedzieli za odmowę służby wojskowej.

TRAFISZ PRZEZ AFISZ
Marta Gaik (39-letnia specjalistka od marketingu inter­netowego i szefowa portalu teatralnego, popiera Nowo­czesną, chodzi w zielonej parce ze sztucznym futerkiem
wokół kaptura) jechała metrem na demonstrację razem ze swoim partnerem i 70-letnim teściem. Mieli znaczki KOD i na jednej stacji starszy wiekiem zwolennik rządu podszedł do nich z komentarzem: „Zdrajcy narodu, hańba” i splunął.
   - My w śmiech, ale bardzo budująca była reakcja innych star­szych ludzi: „Panie, trochę kultury” itp. Społeczność nas urato­wała. I wtedy zaczęłam myśleć, że powinniśmy wyjść do realu. Bo internet to zamknięta społeczność, a grupy na Facebooku to już czyste grupy wzajemnej adoracji. Łatwo wpaść w pułap­kę memów, które można udostępnić albo polubić - mówi Marta.
- Gdyby wywiesić plakaty informujące o demonstracji w metrze albo na przystankach, dołączyłoby pewnie wielu nowych ludzi. Atak w grupie KOD-Ursynów jest tylko 150 osób.

PROGNOZA POGODY
Fizyka uczy nas, że złożone układy są bardzo chaotycz­ne. Dlatego nie zawsze sprawdzają się prognozy pogody, bo w takim chaosie, jak mieszanina pary i cieczy, drobne zaburze­nie prowadzi do nieprzewidzianych konsekwencji. KOD to takie drobne zaburzenie, które może w sposób nieliniowy wybuchnąć - tłumaczy fizyk Jan Chwedeńczuk (37 lat, głosował na SLD, dziś wybrałby Razem, chodzi w czarnej kurtce z outletu), - Jak nas tam nie będzie, to nic się nie stanie. A jak będziemy, coś się może otworzyć. Musimy niezawodnie tam być, nigdy nie odpuszczać. Siłą takiego ruchu jest ilość.
Kiedy pytam Jana, co go ciągnie na manifestacje KOD, też od­powiada jak fizyk: - To nie jest bezładny tłum. Mam poczucie, że tu się przestrzega reguł.

MODLITWA O FAJNĄ POLSKĘ
Od 13 lat chodzi na pielgrzymki z potrzeby serca. Jest „wierząca, ale nie nawiedzona”. - Widzę, jak się zmienia kraj. Widziałam dawniej wioski słomą kryte, gdzie ludzie żyli jak w XVIII wieku. I widzę, jak to się zmieniło - entuzjazmuje się Jolanta Jaśkowska, sprzedawczyni z piekarni (63 lata, głosowała na PO, chodzi w 20-letnim kożuchu haftowanym w parzenice).
- Wiem, że teraz Kościół błądzi, jest ułomny. Jak dobrą robotę robił w czasach Solidarności i ilu ludzi teraz przestaje chodzić do kościoła. Ale w Kościele są też mądrzy ludzie, wybieram msze, gdzie na kazaniach dominuje rozsądek, nie polityka. Ten ułom­ny Kościół to moja opoka.
   Jolanta nie może się pogodzić z tym, że koleżanka zarzuca jej, że „nie jest Polką” i „czyta niemieckie gazety”. Ze klientka sły­sząc rozmowę o KOD, twierdzi, że KOD-owcy dostają pieniądze za uczestnictwo w demonstracjach. Że jej syn, którego póki mąż Jolanty żył, wychowywali według swoich zasad, teraz jest prze­ciw uchodźcom i popiera rząd.
   - A dopiero na manifestacji czuję się na swoim miejscu. Wzru­szyłam się, kiedy usłyszałam piosenkę „Jeszcze będzie przepięk­nie”, a marsz ruszył pod pałac - opowiada.
Co niedzielę modli się w kościele o dwie rzeczy: - O zbawienie dla mojego męża. I o to, żebym dożyła tej fajnej Polski, w której znów będziemy wszyscy dla siebie przyjaźni. To był niedawno taki fajny, przyjazny kraj.

WYDAWAĆ BIBUŁĘ
Co będzie dalej z KOD? Małgorzata Kalicińska boi się, żeby KOD nie pozostał klubem wzajemnej adoracji: - Jeżeli poprzestaniemy na maszerowaniu i 90 proc. ener­gii stracimy na wypisywanie kilome­trowych komentarzy na fejsie, np. do aferki futerkowej, wstawianie milionów memówi rozsyłanie ich sobie na­wzajem - to kiepsko to widzę. To nie trafi pod strzechy. Gros społeczeń­stwa, w tym młodzi, nie rozumie pod­stawowych mechanizmowi pojęć!
   Myśl o jakimś referendum, odwo­ływaniu rządu, nowych wyborach ją przeraża. Bo pewnie ludzie zagłosują tak samo: - Na wsi, gdzie mieszkam, ludzie chcą asfaltu do spożywcza- ka i do kościoła. I tyle. Rząd sobie załatwił luksus lekceważenia mniej­szości. Ma pluralizm w głębokim po­ważaniu i na razie ostre parcie na dyktaturę.
  A sam KOD - jej zdaniem - musi się pochylić nad pracą u podstaw.
Bibuła, ulotki, a może własny tab­loid z kolorowymi plotkami i ele­mentami edukacji: - Trzeba tchnąć ducha w tę część społeczeństwa, któ­ra ma wszystko w... tyle i śpi. To bar­dzo trudne wobec faktu, że naszym ulubionym zajęciem od dawna jest szczanie na pomniki, lekceważenie autorytetów i zgłaszanie wątpliwości wobec wszystkiego.

SKAKACZ UŚMIECHEM
Tomasz Gleb dziwi się, jak mało trzeba było czasu na obu­dzenie emocji z czasów PRL: - Ludzie znów boją się utraty pra­cy nie z powodów ekonomicznych, tylko dlatego, że są nie z tej bajki. Ja się nie boję, ale gdybym pracował w radiu albo telewizji publicznej, na pewno bym się bał. A gdybym zaczął odczuwać ten strach, to byłbym wkurwiony jak nigdy.
   Myślał, co mógłby zrobić. Wyrzucić telewizor przez okno albo odwieźć na Woronicza? Bez sensu. Mógłby stanąć pod pa­łacem prezydenckim z transparentem: „Hańba”. Ale jeszcze nie zrobił transparentu. A może napisać w końcu do gminy, żeby coś zrobiła ze zdezelowanym chodnikiem, którym codziennie g idzie do kolejki?
   - To ważne - przekonuje - bo gdyby każdy z nas zaopiekował się tym krajem w takiej mikroskali, to te demony by nie wypełzły. Ale jeszcze nie napisałem. Łatwiej jest pójść na demonstrację KOD i pokrzyczeć ze znajomymi. Na razie KOD to alibi, zagłu­szanie wyrzutów sumienia. Ale jak na wiosnę będzie hasło, żeby pójść pod pałac prezydencki i rozłożyć się tam z namiotem, to wychodzę.
   Zauważa, że wzrasta samoświa­domość demonstrantów. Po pierw­szej manifestacji już wiedział, że nie ma szans, żeby się z kimś na miej­scu zdzwonić. Na drugiej umówi­li się z koleżanką z dawnych czasów pod pomnikiem - tyle że tam było z tysiąc osób i się nie znaleźli. Moż­na za to - zwłaszcza podczas marszu - spotkać znajomych spontanicznie.
- Aspekt towarzyski też jest ważny - podsumowuje Tomek.

ZROBIĆ MEM W REALU
„Mury” zdaniem Marty Gaik paso­wały jeszcze jakoś do demonstra­cji pod telewizją: - było ponuro, z okien wystawały głowy pracowników telewizji. Ale generalnie de­monstracje powinny mieć bardziej współczesny scenariusz. Memy za­bijają śmiechem, to zróbmy mem w realu. Jest np. koncepcja, żeby na następne spotkanie przyjść w futrach. Albo pojechać na Węgry i spotkać się z tamtejszą opozycją na jakimś kem­pingu. Potrzeba czegoś takiego jak Po­marańczowa Alternatywa z połowy lat 80., która happeningami załatwiła ko­munę. Patentem na tę władzę również jest śmiech.
   W Polsce brakuje jej zdaniem muzy­ki zaangażowanej po wolnościowej stro­nie. - Ona powstanie. Na przykład mój partner jest muzykiem i kolega właśnie przyniósł mu tekst piosenki o wolności - przewiduje Marta. - KOD postrzegam jako sumę moż­liwości. Jeśli każdy da to, co umie, to coś nam z tego wyjdzie.

PRZEŁOŻYĆ SIĘ NA ROBOTNIKÓW
Jan Chwedeńczuk wierzy w proletariat: - Mówi się o na­rastającym nieposłuszeństwem. Ale takie impulsy wychodzą nie od władz, tylko od robotników. Przecież komunizm upadł nie przez KOR, ale przez ruchy robotnicze. Może KOD też będzie się musiał na coś przełożyć. Pewnie dopiero znaczne po­gorszenie sytuacji gospodarczej popchnie ludzi do działania. A na razie moim obowiązkiem jest nie odpuszczać - z nadzieją, że to się stanie masowe.
   Jan wzruszył się, kiedy podczas manifestacji na dźwięk „Mu­rów” stojący przed nim starszy pan z aparatem słuchowym wy­ciągnął rękę z palcami w literę V. - Ale ważniejsza od wspólnoty martyrologicznej jest wspólnota po­trzeb. Ludzie mają ten sam cel: utrzy­mać Polskę w zachodniej Europie. Bo wygląda na to, że wracamy na Wschód.
Przyznaje, że zmarzł, ale się nie urwał, bo chce być zawsze od po­czątku do końca. Był z siostrą, która jest zawsze doskonale zaopatrzona w cukierki, batony i wodę.

WYGRAĆ SIŁĄ SPOKOJU
Jolancie Jaśkowskiej odpowiada bierny opór w stylu Ghandiego: - Fantastyczna jest ta przyjazna at­mosfera i pan Mateusz Kijowski, który to prowadzi. To dobrze, że on jest spoza polityki i że tu nie ma polity­ków, bo on potrafi wszystko tak przej­rzyście wytłumaczyć. Nie sztuka wziąć kamień i rzucić. To by była przegrana, bo nie bez powodu służby mundurowe dostały takie podwyżki. Pokonamy ich spokojem i ilością. Musi nas być dużo, 200-300 tys. Wtedy oni się wystraszą.
Bo oni chcą widzieć wszystkich na ko­lanach, a 300 tys. podniesionych głów zrobi wrażenie nawet na takiej schizo­frenicznej osobowości.
   Jolanta boi się tylko, żeby nie zrobiło się z tego 2-3 tysiące. - Wtedy na 20-30 lat z tym zostaniemy - przewiduje.

ZERWIJ KAJDANY, POŁAM BAT
Tylko Maciej Sienielewicz (50 lat, emerytowany wojskowy z podwarszawskiego Legionowa, głosował na Nowoczesną, też nie chodzi w norkach, tylko w stalowoszarej kurtce na napy kupionej na bazarku pod domem) nie poszedł na KOD-owską demonstrację. Bo to jakieś żarty z obrony demokracji!
   Oburzenie zaczęło u Macieja narastać, kiedy PiS rozwalało Trybunał Konstytucyjny, a KOD lepił pierogi. - Siedzieli w kuch­ni i szykowali się do Wigilii. A trzeba było iść pod Sejm, nawet w środku nocy. Ja bym przyszedł na pewno, krzyczałbym, a cza­sem nawet fantazjuję, że wdzieramy się do Sejmu siłą i ścieramy się ze strażą marszałkowską - ironizuje Maciej. - Parę lat temu, jak była próba wprowadzenia ACTA, to tylu nas wyszło na ulice, sam byłem i udało się to zatrzymać. A teraz wprowadzają ustawę inwigilacyjną gorszą niż ACTA i nic.
   Dlaczego? Maciej ma mocną odpowiedź: - KOD jest V kolum­ną! Zablokował powstanie innych ruchów, bo nikt nie osiągnie takiego poparcia. To pożyteczny idiota. Wiecznie spóźnieni. Jak mają protestować dwa tygodnie po fakcie, to lepiej niech sobie przez okno pokrzyczą; zaoszczędzą na bilecie. Nie dziwię się, że nawet Parlament Europejski nie chce o nas debatować, bo co to kogo obchodzi, że parę tysięcy ludzi wyszło sobie na niedziel­ny spacer. Nie jestem zwolennikiem Majdanu, ale gdyby te parę tysięcy lu­dzi przyszło pod Sejm w nocy w trak­cie uchwalania tych ich ustaw, a może rozbiło tam namioty na kilka dni, to miałoby to inną moc.
   Na manifestacjach drażni go po­wściągliwość: - Jak ktoś krzyknął ostrzejsze słowa o Kaczyńskim, to za­raz jakaś pani zaczęła uspokajać: „My tacy nie jesteśmy”. A tu nie ma cza­su na zabawę w wersal, z chamstwem tylko po chamsku się da.
   Ale Maciej wcale nie chce obalać rządu: - Po co nowe wybory? Naród im dał mandat, to niech realizują to, co obiecali w kampanii. A nie na od­wrót: obalanie Trybunału albo robie­nie z telewizji ściery.
   Jeszcze przed ostatnią demonstra­cją KOD Maciej nie wytrzymał. Na facebookowej grupie KOD napisał, że występuje z ruchu: „Debatujemy, dyskutujemy, wyrażamy oburzenie, co jakiś czas poświęcimy godzinę czy trzy na udział w manifestacji i... to tyle. Nie wystarcza mi machanie pol­ską flagą na Facebooku - to mam na co dzień w gronie moich znajomych”.
   - Dostałem potem kilka e-maili od ludzi z zarządu KOD, że też są za radykalizacją. Ale reszta boi się wychy­lić - mówi Maciej.

A ZA ROK...
Co będzie za rok? Zapytałem internautów na facebooko­wej grupie KOD -Mazowsze.
   Grzegorz Sten (ubranie z ostatniej manifestacji: kurtka zimo­wa, praktyczna): - KOD będzie masowym ruchem wkurzonych, demokracja zacznie lizać rany, klub parlamentarny PiS rozwa­li się z powodu protestów ekonomicznych i ogólnie będzie po­woli dobrze.
   Paweł Wrabec (oliwkowa kurtka z Tesco): - Za rok będzie po­zamiatane. Ruszy aparat opresji. Działacze opozycji trafią do więzień, deklarowanie antyrządowych poglądów będzie się wią­zało z ryzykiem utraty pracy. Przeciwko KOD stanie nie ZOMO, lecz kibole z ONR.
   Dorota Trzpil: - Byłam otulona puchówką z galerii, ale i tak zmarzłam. Przyznaję, moja nastoletnia córka była w norkach, może to przez nią to całe zamieszanie. Norki za 50 euro z pchle­go targu w Amsterdamie - czyli unijne, pewno to jeszcze pogar­sza sytuację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz