wtorek, 9 lutego 2016

Dobrodziej prawicy śpi spokojnie



Prokuratura chciała zbadać finanse SKOK ów i senatora Biereckiego. Śledztwo toczyło się z impetem, ale pięć dni przed wyborczym zwycięstwem PiS przejął je inny prokurator.
Dwa miesiące później sprawę umorzono.

Michał Krzymowski, Wojciech Cieśla

Postępowanie toczyło się w gdańskiej pro­kuraturze i dotyczyło przepływów finanso­wych między luksemburską spółką, której członkiem zarządu jest Grzegorz Bierecki, a krajowymi SKOK-ami, Senator Prawa i Spra­wiedliwości był dwukrotnie przesłuchiwany, żądano od niego wydania dokumentów, a do akt zaczęły trafiać tezy o konflikcie interesów oraz uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Gdy w trój miejskiej pro­kuraturze zaczęto mówić, że w sprawie padną wkrótce zarzuty, postępowanie przekazano innemu śledczemu i umorzono.
   I tak zakończyło się pierwsze śledztwo dotyczące centrali Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych.
 ZARZĄDCA DONOSI
Sierpień 2013 roku. Komisja Nadzoru Finansowego wysyła do upadającego SKOK Wspólnota zarządcę komisarycznego Małgo­rzatę Żymierską, na co dzień zatrudnioną w Banku Gospodarstwa Krajowego. Kasa ma 85 placówek w całej Polsce i 109 tys. klien­tów, którzy zdeponowali w niej prawie miliard złotych, ale praktyce stoi na skraju bankructwa. Żymierska nazwie ją na posiedzeniu sejmowej podko­misji wydmuszką i opowie, jak rozmaite podmioty powiązane z centralą SKOK-ów latami wysysały z niej pieniądze. Wspól­nota ostatecznie upadnie - Bankowy Fun­dusz Gwarancyjny będzie musiał wypłacić jej klientom 815 min zł - i wkroczy do niej syndyk. Ale zanim to się stanie, Żymierska złoży doniesienie na byłych szefów Kasy, którzy mieli podpisywać szkodliwe umowy z firmami zależnymi od systemu SKOK-ów, dokonywać machinacji księgowych i działać na niekorzyść Wspólnoty.
   Śledztwo rusza w Prokuraturze Okręgo­wej w Gdańsku w lutym 2014 roku. Pro wa­dzi je delegatura Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a nadzór nad nim spra­wuje Joanna Władyczyn-Hojda. - To młoda prokurator, ale z doświadczeniem w sprawach gospodarczych. Sprawna, cie­szy się w środowisku dobrą opinią - mówi nasz rozmówca z trójmiejskiego wymiaru sprawiedliwości.

PANI PROKURATOR SIĘ NIEPOKOI
Śledztwo formalnie dotyczy byłych władz Wspólnoty, ale szybko rozrasta się w nim wątek centrali SKOK-ów, czyli Kasy Krajowej, którą do 2012 roku kierował senator PiS Grzegorz Bie­recki. Prokurator odnotowuje: „Zarządca komisaryczny SKOK Wspólnota wnioskował o pomoc stabilizacyjną, która umożli­wiłaby proces sanacji tej kasy, a której ostatecznie nie otrzymał. Krajowa SKOK dysponowała adekwatnymi do oczekiwań zarząd­cy komisarycznego środkami (...). Jednym ze sposobów zasilenia Fundusz Stabilizacyjnego Krajowej SKOK jest przekazanie do Funduszu nadwyżki bilansowej, która może pochodzić m.in. z wy­płaty dywidendy [z luksemburskiej spółki SKOK Holding także kierowanej przez Biereckiego - przyp. red.]”.
   Innymi słowy; Wspólnota popadła w finansowe tarapaty i po­prosiła o pomoc. Kasa Krajowa jako główny udziałowiec Holdin­gu mogła pobrać dywidendę z Luksemburga i postawić Wspólnotę na nogi, ale tego nie zrobiła. Sprawa wydaje się tym dziwniejsza, że - jak twierdzi Komisja Nadzoru Finansowego - inne podmio­ty powiązane z systemem kas w przeszłości korzystały z zysków Holdingu. Jakie biznesy prowadzi luksemburska spółka? Najróż­niejsze. Holding daje początek długiemu łańcuchowi firm - od operatora bankomatów przez agencję PR po wydawnictwo pro­wadzące takie tytuły jak tygodnik „wSieci” czy portal wPolityce.pl. Nad całością czuwa senator Grzegorz Bierecki pieszczotliwie nazywany przez podległych dziennikarzy dobrodziejem.
   Prokurator zaczyna drążyć wątek. Przegląda powiązania ka­pitałowe i personalne w sektorze kas. We wszystkich analizach przewija się nazwisko senatora PiS, który jeszcze w grudniu 2014 roku zostaje wezwany na przesłuchanie. Dzień później na biur­ku Władyczyn-Hojdy lądują wyciągi z luk­semburskiego rejestru spółek oraz audyt SKOK Holdingu. Po lekturze nie ma wąt­pliwości, że rola spółki w całym systemie SKOK-ów jest wyjątkowa (według Komisji Nadzoru Finansowego kasy wciągu dwóch lat wytransferowały do Luksemburga ponad 150 min zł).
   Prokurator zauważa, że w rzeczywisto­ści „spółka nie prowadzi żadnej działal­ności, niczego nie wytwarza, a jej koszty (...) są znikome”. I dziwi się, że Kasa Kra­jowa świadomie rezygnuje na jej rzecz z należnej dywidendy oraz podejmuje decyzje w interesie SKOK Holdingu. Jej zdaniem podwójna rola, w której przez lata występował senator PiS, jest niepo­kojąca: „Należy mieć na uwadze powią­zania personalne zachodzące pomiędzy członkami władz Krajowej SKOK a SKOK Holding, które wskazują możliwość ist­nienia konfliktu interesów poprzez połą­czenie (w okresie od 2008 roku do połowy 2012 roku) w jednej osobie odpowiedzial­ności za działalność dwóch podmiotów, których interesy są rozbieżne”. Czyli Bie­recki do 2012 roku z jednej strony zasiadał we władzach hol­dingu działającego dla zysku, a z drugiej był prezesem Kasy Krajowej mającej za zadanie dbać o dobro spółdzielców.

MENEDŻER ZARABIA
W piśmie skierowanym do prokuratury apelacyjnej Władyczyn-Hojda wskazuje: „Ocenie należy również pod­dać niezrozumiałe z punktu widzenia »dobrego gospodarza« (...) wieloletnie kumulowanie zysków w spółce rezydującej poza Polską, funkcjonującej poza systemem SKOK i niewykonywanie przez Kasę Krajową nadzoru właścicielskiego nad SKOK Hol­ding (...). Kasa Krajowa SKOK potraktowała SKOK Holding jak bank, w którym gromadzi należne jej pieniądze”. I podkreśla: „Takie działanie jest niedopuszczalne z punktu widzenia celów ustawowych i statutowych Krajowej Kasy oraz obowiązku dba­nia o bezpieczeństwo finansowe obecne i przyszłe nie tylko tego podmiotu, ale również całego systemu SKOK”.
   W kwietniu 2015 roku gdańska prokurator ponownie wzywa Biereckiego i żąda od niego wydania kontrak­tu menedżerskiego zawartego z luksemburskim Holdingiem. „Celem pozyskania tego dokumen­tu było ustalenie, czy wysokość wypracowanych przez SKOK Holding zysków wpływa na wyna­grodzenie członków zarządu, a (...) wypłata dy­widendy skutkowałaby zmniejszeniem sumy bilansowej SKOK Holding” - wyjaśnia w aktach śledztwa Władyczyn-Hojda. Mówiąc wprost: prokurator podejrzewa, że im mniejszą dywi­dendę wypłacał SKOK Holding, tym więcej za­rabiał senator PiS. Mimo że postanowienie prokuratury jest prawomocne, Bierecki je igno­ruje. Zasłania się tajemnicą przedsiębiorstwa i nie pokazuje umowy.

KAMPANIA SIĘ TOCZY
Rozmówca znający kulisy sprawy: - Śledz­two było prowadzone bardzo dynamicznie.
Nadzorująca je prokurator szła po nitce do kłębka. Celnie występowała do KNF i innych instytucji o dokumenty. Zaczęto mówić, że będzie chciała stawiać zarzuty. Sprawa była jednak bardzo delikatna, bo w międzyczasie to­czyła się kampania wyborcza, w której Prawo i Sprawiedliwość szło na pewne zwycięstwo.
   20 października, pięć dni przed wyborami parlamentarnymi, Władyczyn-Hojda podpisuje postanowienie o wyłączeniu ze śledztwa wątku dywidendy i przekazaniu go Pro­kuraturze Apelacyjnej w Gdańsku. Powód? Szkoda wyrządzona majątkowi SKOK-ów miałaby być tak wielka, że śledztwo należy dokończyć w wyższej instancji. W uzasadnieniu decyzji proku­rator dwukrotnie zaznaczy: „Zgromadzono materiał dowodowy wskazujący na zaistnienie uzasadnionego podejrzenia popełnie­nia przestępstwa”.
   - Władyczyn-Hojda była wzywana na narady, podczas których sugerowano jej oddanie sprawy - twierdzi źródło „Newsweeka”.
   Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Graży­na Wawryniuk zapewnia, że w planie śledztwa nie było wersji zakładającej postawienie zarzutów Biereckiemu, a wyłącze­nie wątku było inicjatywą samej prokurator prowadzącej spra­wę. Ale zarazem przyznaje, że sprawa była nadzorowana przez apelację i Władyczyn-Hojda brała udział w dotyczących jej naradach.

SENATOR DOBRZE RADZI
W Prokuraturze Apelacyjnej wątek przejmuje Cezary Szostak, śledczy oddelegowany z okręgu. Nie przesłuchuje ani jednego świadka, nie zleca opinii biegłym ani nie występuje o ża­den nowy dokument. Jedynie zapoznaje się z aktami i wciągu dzie­sięciu tygodni umarza sprawę. Jego zdaniem powołanie SKOK Holdingu miało na celu uporządkowanie całego systemu i zapew­nienie sprawniejszego zarządzania całą grupą. Kwestię dywiden­dy wyjaśnia na korzyść Biereckiego i jego współpracowników. Jego zdaniem materiał nie kwalifikuje się na postawienie zarzu­tów: „Żądanie podziału zysku i przeznaczenia go na wypłatę dywidendy jest prawem akcjonariu­szy i udziałowców, w żadnym wypadku zaś nie obowiązkiem. (...) Skoro zatem udziałowcy czy akcjonariusze mogą z takiego prawa skorzystać, to nieskorzystanie z uprawnienia nie może być podstawą do formułowania wobec nich zarzutu (...). Dywidenda, której od SKOK Holdingu nie zażądałby zarząd Kasy Krajowej, nie przepada i, o ile zyski nie zostały decyzją udziałowców przeznaczone na inny cel, np. inwestycje, można po nią sięgnąć w następnych latach”.
   Rzecznik Kasy Krajowej SKOK Andrzej Dunajski, którego pytamy o tę sprawę, przesyła nam w odpowiedzi fragmenty uzasadnienia de­cyzji o zakończeniu śledztwa. A na pytanie, czy niewypłacona dywidenda miała wpływ na wy­nagrodzenie Biereckiego, nie odpowiada wcale. Podobnie jak sam senator, który zamiast wy­jaśnić kwestię swoich zarobków, odsyła nas do akt umorzonego postępowania i udziela dobrej rady: - Niech panowie doczytają akta do koń­ca, bo mogą panowie zbyt pochopnie pisać. Le­piej niech panowie dołożą należytej staranności. Redakcja pogania, ale to panowie się podpisują.
   Historię pierwszego umorzonego śledztwa w sprawie centrali SKOK-ów opowiedzieliśmy dwojgu prawników: doświadczonemu warszawskiemu adwoka­towi Włodzimierzowi Sarnie oraz specjalizującej się w prawie karnym prof. Monice Płatek. - Nie chcę niczego przesądzać, być może prokuratura apelacyjna dokonała trafnej oceny materiału dowodowego, ale okoliczności tej sprawy mogą budzić niepokój. Zważywszy, że ten nowy prokurator nie wykonał żadnych czyn­ności, rzecz działa się zaraz po wyborach, a śledztwo dotyczyło tak znaczącego senatora, całość wygląda zastanawiająco - mówi „Newsweekowi” mecenas Sarna. Prof. Płatek twierdzi z kolei, że skoro sprawa dotyczyła kwot idących w miliony złotych, to prze­kazanie śledztwa wyższej instancji mogło być uzasadnione. Ale po chwili zadaje retoryczne pytanie: - A czy pamiętają panowie, żeby w Polsce skazano polityka, który doszedł do władzy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz