niedziela, 16 czerwca 2019

Artykuł 196



Czy w Polsce wciąż potrzebujemy kar za obrazę uczuć religijnych? Czemu służy ten przepis?

Przypomnę dwa głośne ostatnio przypadki. Wkrocze­nie policji o szóstej rano do mieszkania Elżbiety Pod­leśnej odbiło się echem na całym świecie, jako trud­ne do uwierzenia kuriozum. Zauważono i to, że całą historię z satysfakcją relacjonował na Twitterze szef MSWiA. To pozwala sądzić, że akcję policji inspirowała władza polityczna. Rewizja, zatrzymanie komputera, telefonu i no­śników cyfrowych, transport na komendę do innego miasta, odbieranie bielizny, przetrzymanie przez wiele godzin i groże­nie zatrzymaniem - wszystko to z powodu ewentualnej obrazy uczuć religijnych przez rozwieszenie plakatów z Matką Boską Częstochowską w tęczowej aureoli.
   Na razie nic takiego nie spotkało jeszcze kilkorga uczestników niedawnego Marszu Równości w Gdańsku: przebranego na bia­ło mężczyznę niosącego serce w koronie, w które wpisana była wagina, i kobiet w tęczowych aureolach, które trzymały wstążki
przyczepione do serca. Ale jest już doniesienie o obrazie uczuć religijnych: dopatrzono się parodii procesji w Boże Ciało.

Prawne wyrostki robaczkowe
Polska nie jest w Europie odosobniona, jeśli chodzi o istnie­nie przepisu chroniącego religię za pomocą prawa karnego. 60 proc. krajów Rady Europy penalizuje albo obrazę religii, albo uczuć religijnych. Choć w różny sposób, np. jako rodzaj mowy nienawiści czy przestępstwa przeciwko porządkowi publiczne­mu. Z krajów unijnych takiego przepisu nie ma tylko we Francji, Szwecji, w Luksemburgu, na Malcie, w Belgii, a także w krajach byłego bloku socjalistycznego.
   Tam, gdzie są takie przepisy, są one reliktowe. Czyli czymś w rodzaju prawnego wyrostka robaczkowego, pozostałości po czasach ostrych napięć religijnych, które przy pomocy pra­wa karnego próbowano temperować. Jest też echem prawa kanonicznego, gdzie karze się bluźnierstwo, czyli zamach na religię i jej atrybuty.
   W polskim prawie ten przepis jest zapisany nieprzerwanie od czasów II Rzeczpospolitej. A i tam przejęty był z kodeksów państw zaborczych. Przed wojną karalna była nie tylko obraza uczuć religijnych, ale też religii jako takiej, czyli bluźnierstwo. Dekret z 1949 r. o ochronie wolności sumienia chronił już tylko uczucia religijne (kara do 5 lat więzienia). A po nim Kodeks karny z 1969 r. (kara do 2 lat, jak dziś). Z niego żywcem przepi­sano go do obecnego kodeksu z 1997 r. W wielowyznaniowej Rzeczpospolitej służył ochronie przed aktami nienawiści na tle religijnym. W powojennej monoreligijnej Polsce, z tego punktu widzenia, podobny przepis nie ma sensu.
   W krajach Europy Zachodniej te reliktowe przepisy są używa­ne rzadko. Z policyjnych statystyk wynika, że w Polsce rocznie jest od trzydziestu paru do sześćdziesięciu paru postępowań z art. 196 kk, czyli o obrazę uczuć religijnych. Wyroków skazu­jących zapada od kilku do kilkunastu - zazwyczaj na więzienie w zawieszeniu. Skazywani są najczęściej - wbrew temu, co można sądzić po medialnych doniesieniach - wcale nie artyści czy osoby, jak Elżbieta Podleśna, działające w ramach debaty publicznej, ale chuligani, którzy niszczą krzyże lub święte figury albo sikają w kościele. Robią to najczęściej po pijanemu lub w ramach żartu czy popisu. Czasem są to osoby niepoczytalne. Tak wynika z unikal­nych badań akt 88 spraw z lat 2010-13 przeprowadzonych przez Magdalenę Budyn-Kulik, profesor na Wydziale Prawa UMCS w Lublinie (42 z tych spraw zakończyły się odmową wszczęcia postępowania, 34 - umorzeniem, a 12 - wyrokiem).
   Z orzecznictwa polskich sądów wynika, że obrazę uczuć reli­gijnych stwierdzają wstrzemięźliwie. Przede wszystkim wtedy, gdy wiąże się ona z agresywnym atakiem słownym czy fizycz­nym. Sądy rozważają wagę wypowiedzi dla debaty publicznej.
badają, czy oskarżony miał zamiar - choćby tylko ewentualny - obrazić uczucia wiernych. To, czy doszło do obrazy uczuć re­ligijnych, bada się nie wrażliwością zawiadamiającego o prze­stępstwie, ale przeciętnego wiernego.

List do M
Kariera przepisu o obrazie uczuć zaczęła się na począt­ku III RP. Aktywiści katoliccy odkryli oręż, jakim jest donos do prokuratury. W latach 90. szczególnie widoczni w jego używaniu byli działacze nieistniejącej dziś partii Zjednocze­nie Chrześcijańsko-Narodowe (z niej wywodzi się np. Ma­rek Jurek), potem Ligi Polskich Rodzin. A najbardziej chyba kuriozalnym doniesieniem z tamtego okresu było to złożone na lidera zespołu Dżem Ryszarda Riedla, który - w tamtym czasie śmiertelnie chory - w piosence „List do M” śpiewał: „Samotność to taka straszna trwoga, ogarnia mnie, przeni­ka mnie, wiesz mamo, wyobraziłem sobie, że nie ma Boga, nie ma, nie”. I na to „nie ma Boga” złożono doniesienie. Jak większość takich doniesień skończyło się niczym, ale - jak każde nagłośnione medialnie - przyczyniło się do tworzenia atmosfery zastraszenia.
   Najbardziej znaną sprawą dotyczącą swobody ekspresji ar­tystycznej był trwający dziewięć lat proces Doroty Nieznalskiej za instalację „Pasja” - z męskimi genitaliami powieszonymi na krzyżu. Artystka tłumaczyła, że to symbol umartwiania się mężczyzn w siłowniach, by osiągnąć ideał męskiego ciała. Ostatecznie w 2010 r. została uniewinniona: sąd stwierdził, że nie miała na celu obrazy uczuć religijnych. Ale poniosła straty osobiste i zawodowe: galerie bały się wystawiać jej pra­ce, stała się artystką „podejrzaną”. Tak działa efekt mrożący.
   Ten efekt zadziałał też miesiąc temu w Warszawie, gdzie wła­dze Żoliborza próbowały zdjąć z wystawy obraz Aldony Jabłoń­skiej-Klimczak alegorycznie nawiązujący do problemu pedofilii wśród księży. Oficjalnym argumentem było zgorszenie dzieci (choć na obrazie nie przedstawiono nic dosłownego).
   Działalności artystycznej dotyczyły doniesienia - m.in. pra­wicowych polityków - na spektakl „Golgota Piknik” wystawiany na Festiwalu Malta w Poznaniu w 2014 r. czy na „Klątwę” wysta­wianą w 2017 r. w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Prokuratu­ra obie sprawy umorzyła. Podobnie jak sprawę prezentowanego w listopadzie 2013 r. w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej filmu „Adoracja” Jacka Markiewicza (z 1992 r.), na którym nagi mężczyzna tuli, głaszcze i całuje ciało leżącego na ziemi Chrystusa na krzyżu.
   Obrazy uczuć dopatrywano się też w działaniach w ramach de­baty publicznej. Tygodnik „Wprost” użył wizerunku częstochow­skiej Madonny w latach 90. na okładce dwukrotnie. Raz zamiast dzieciątka trzymała Marka Jurka - wówczas polityka ZChN. Dru­gim razem była w masce przeciwgazowej. Obie sprawy prokuratura umorzyła, uznając, że „Wprost” działało w ramach debaty publicz­nej nad ważnymi problemami: powiązaniem Kościoła z polityką i zanieczyszczenia powietrza w Częstochowie. Ta druga sprawa trafiła do Trybunału w Strasburgu. Dwoje katolików: psycholożka Teresa Dubowska i ogrodnik Tomasz Skup, poskarżyli się na brak ochrony przez państwo ich uczuć religijnych, bo nie doszło do pro­cesu. Trybunał uznał, że ich uczucia są chronione przez istnienie art. 196 kk. I nie można wymagać, by każde doniesienie do pro­kuratury kończyło się oskarżeniem.
   Procesu doczekał się Adam Darski „Nergal” za podarcie Biblii podczas koncertu jego deathmetalowego zespołu Behemoth. Sąd go uniewinnił. Uznał, powołując się na znany wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie Otto-Preminger-Institut, że skoro podar­cie odbyło się na zamkniętym koncercie, na którym byli wyłącz­nie fani zespołu, nie zagrażało to niczyim uczuciom religijnym.
A zwłaszcza skarżących, których na koncercie nie było. W tym wy­roku widać, czym różni się ochrona uczuć religijnych od ochrony religii i jej atrybutów z czasów II Rzeczpospolitej. Gdyby Kodeks karny chronił religię, nie miałoby znaczenia, czy ktokolwiek wi­dział podarcie Biblii. Ważny byłby sam akt profanacji przedmiotu uznanego za święty - czyli czyn określany w prawie kanonicznym jako bluźnierstwo.
   Skazana na grzywnę została natomiast piosenkarka Dorota Rabczewska (Doda): za powiedzenie w wywiadzie, że Biblię na­pisali „napruci winem faceci palący jakieś zioło”, i ona woli wie­rzyć w dinozaury niż w biblijne stworzenie świata. Za jej sprawą art. 196 trafił przed Trybunał Konstytucyjny. Skarżyła m.in. to, że przepis narusza wolność słowa i że tworzy nierówność wobec prawa, bo chroni uczucia wierzących, podczas kiedy uczucia nie­wierzących nie są chronione.
   Nie był to najszczęśliwszy casus do oceny konstytucyjności przestępstwa obrazy uczuć religijnych, bo - przez formę wypo­wiedzi - umożliwił Trybunałowi obejście tematu bokiem. W 2015 r. Trybunał uznał, że krytyka religii jest dopuszczalna, ale nie obej­muje wypowiedzi wyszydzających, poniżających, pogardliwych i obelżywych. Nie zanegował konstytucyjności sankcji karnej, wy­raził jedynie wątpliwość, czy nie jest przesadą możliwość karania więzieniem. Uznał też - nie do końca chyba logicznie - że nie ma nierówności w ochronie uczuć osób wierzących i niewierzących, bo oceniany art. 196 chroni uczucia religijne, a niewierzący nie mają takich uczuć.

Strasburg daje swobodę
Także Trybunał Praw Człowieka nie zanegował nigdy ochrony religii czy uczuć religijnych za pomocą prawa karnego. Prof. Irene­usz C. Kamiński, sędzia ad hoc Trybunału w Strasburgu: - W orzecz­nictwie Trybunatu przyznaje się dużą swobodę państwom regu­lowanie i tej sprawy. Uznano, że nie ma europejskiego standardu dotyczącego znaczenia religii i potrzeby jej ochrony. W każdym kraju może być inna wrażliwość, inna sytuacja, społeczna. Oce­niając, konkretną skargę, Trybunał bierze pod uwagę tę wrażliwość. A także publiczne znaczenie ocenianej wypowiedzi. Jeśli uzna, że padła w ramach ważnej debaty, to rośnie siła ochrony wolności słowa. Bierze się też pod. uwagę, w jaki sposób zostały zaatakowane uczucia, przedmioty czy symbole religijne. Czy np. zostały znisz­czone, oplute, znieważone. Jednak, co do zasady pierwszeństwo ma ochrona religii przed wolnością słowa.
   Prof. Krzemiński zwraca uwagę, że Trybunał w Strasburgu tak starannie unika stworzenia jednolitego europejskiego standardu w sprawie ochrony religii i uczuć religijnych, że nie zakwestionował nawet faktu, że w Anglii i Walii prawo chroni jedynie religię angli­kańską, która jest tam religią państwową. Z tego powodu np. mu­zułmanie nie mogli swego czasu złożyć doniesienia na Salmana Rushdiego, autora uznanych za bluźniercze wobec islamu „Sza­tańskich wersetów”.
   Wielka Brytania dostarczyła Trybunałowi kilku spraw dotyczą­cych naruszenia wolności słowa dla ochrony religii. W1979 r. Try­bunał osądził sprawcę wydawnictwa Gay News, które opublikowało poemat Jamesa Kirkupa „Miłość, która ośmiela się wypowiedzieć swe imię”. Traktuje o fizycznej miłości rzymskiego legionisty z ciałem martwego Jezusa zdjętego z krzyża. Jezus ożywa i odwza­jemnia pieszczoty. Wydawnictwo tłumaczyło, że poemat traktuje o nawróceniu przez miłość do Jezusa, która przekracza metafizykę.
Brytyjski sąd uznał poemat za bluźnierstwo. Wydawcę Gay News skazał na 9 miesięcy więzienia w zawieszeniu i grzywnę 500 fun­tów. Komisja Praw Człowieka Trybunału w Strasburgu odrzuciła skargę pisma, uznając, że ingerencja państwa była uzasadniona.
   Podobnie było w sprawie Wingrove, dotyczącej zakazu dystry­bucji osiemnastominutowego filmu zainspirowanego postacią św. Teresy z Avili, Młoda zakonnica najpierw rani się w dłoń, potem jest pieszczona przez swojego sobowtóra, wreszcie całuje rany fi­gury Chrystusa leżącego na ziemi, jego usta, siada na nim i imituje stosunek. Wingrove - reżyser filmu - przegrał przed Trybunałem w Strasburgu, mimo że po jego stronie do sprawy przystąpiły dwie słynne organizacje broniące wolności słowa: Interights i Article 19. Sędziowie potwierdzili, że w każdym kraju jest inna wrażliwość, więc nie można się odwołać do uniwersalnego standardu. Ocenili, że gdyby zakaz dystrybucji filmu nie był całkowity, to nie dałoby się uniknąć narażenia na jego obejrzenie kogoś, czyje uczucia mógłby zranić.
   Ale Wingrove wygrał symbolicznie: jego sprawa była ostatnią, w której w Wielkiej Brytanii użyto przepisu o bluźnierstwie. Na­dal pozostaje on w kodeksie karnym, ale od 1998 r. jest martwy. Izba Lordów w raporcie przyjętym w 2003 r. uznała, że jego użycie byłoby sprzeczne z wolnością słowa i zasadą określoności przepi­sów prawnych.
   Najsłynniejszą strasburską sprawą sporu wolności słowa i eks­presji artystycznej z wolnością religii była sprawa Otto-Preminger-Institut przeciwko Austrii, z 1994 r. Chodziło o pokazy saty­rycznego filmu o życiu Jezusa, w którym był przedstawiony jako zidiociały maminsynek, a jego matka - jako kurtyzana. Władze Insbrucka zakazały pokazów filmu i skonfiskowały jego kopie, uznając, że narusza moralność publiczną. Potwierdziły to sądy.
   Trybunał uznał, że ingerencja państwa była uprawniona, bo cho­ciaż wyznawcy religii nie mogą wymagać, żeby nie była ona kryty­kowana, to jednak forma tej krytyki nie może przekraczać granic przyzwoitości, nie może być agresją i szyderstwem.

Ścigać czy nie
A więc ściganie za obrazę uczuć religijnych i religii nie zawsze sprzeciwia się wolności słowa. Ale czy jest potrzebne w demokra­tycznym, świeckim społeczeństwie? Rada Europy uważa, że nie. Zgromadzenie Parlamentarne RE w rezolucji 1510 z 2006 r. w spra­wie swobody wypowiedzi i poszanowania wierzeń religijnych reko­menduje, by znieść przepisy ograniczające wolność słowa w imię ochrony grup religijnych. Uznaje, że ścigana powinna być tylko mowa nienawiści na tle religijnym. Zgromadzenie powtórzyło to w rezolucji 1805 z 2007 r. w sprawie bluźnierstwa, obrazy religijnej i mowy nienawiści powodowanej przekonanymi religijnymi.
   Czyli Polska może śmiało znieść art. 196 kk, bo mamy przepisy karne zakazujące mowy nienawiści na tle wyznaniowym: doty­czą nawoływania do nienawiści i znieważania jednostki lub grupy z powodu jej wyznania. Winnym kierunku poszła ONZ. Rezolucja przeciwko zniesławianiu religii z 2007 r. przyjęta przez Radę Praw Człowieka z inicjatywy państw islamskich uznaje, że swoboda wypowiedzi powinna podlegać ograniczeniom dla zapewnienia szacunku wobec religii.
   W Sejmie zeszłej kadencji projekt przewidujący wykreślenie z Kodeksu karnego art. 196 wniósł Ruch Palikota. Swoją inicja­tywę miał klub SLD: żeby obraza uczuć ścigana była wyłącznie z oskarżenia prywatnego. Projekt powstał we współpracy z Pol­skim Towarzystwem Humanistycznym. Zawężał też penalizację obrazy uczuć do czynów dokonanych w miejscu przeznaczonym do kultu religijnego, czyli głównie do świątyń. I zmniejszał karę z 2 lat do 6 miesięcy więzienia.
   Część prawników twierdzi, że art. 196 jest niezbędny dla wy­konania art. 53 konstytucji, gwarantującego wolność sumienia i wyznania. Ten artykuł wymienia, co składa się na pojęcie wol­ność religii: wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru, uzewnętrzniania jej publicznie lub prywatnie przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. A także posiadanie świątyń i innych miejsc kultu i korzystanie z pomocy religijnej. Czy z tego wynika konieczność ścigania prawem karnym za obrazę uczuć?
   - Nie wynika. - ocenia prof. Ewa Łętowska, sędzia TK w stanie spoczynku. - Realizacja konstytucyjnych wolności przez państwo ma charakter negatywny: powstrzymywania się od ingerencji w nie. A nie pozytywny, czyli polegający na obowiązku robienia czegoś. Państwo nie ma. obowiązku aktywnej ochrony uczuć religijnych, a już na pewno nie za pomocą prokuratury.
   Prof. Łętowskajest za dekryminalizacją obrazy uczuć religijnych. - Zupełnie wystarczy ochrona prawa, cywilnego: dóbr osobistych. Ale u nas panuje obyczaj wychowywania społeczeństwa za pomocą kar. To kwestia, mentalności.
   Dr hab. Paweł Borecki, specjalista prawa wyznaniowego z UW, też jest za dekryminalizacją: - Jeśli już zostawić ściganie karne, to prywatnym aktem oskarżenia. Chociaż ja. jestem za całkowitym zniesieniem karalności obrazy uczuć religijnych. Osoby niereligijne też mają swoje uczucia związane z wartościami, które wyznają, ale prokuratura tych uczuć nie chroni. Nie chroni symboli orga­nizacji laickich, np. masonerii, humanistów, ateistów. Dziś nie mamy równości.
   Dr Borecki przywołuje niedawny zjazd uniwersyteckich Ka­tedr Prawa Wyznaniowego w Olsztynie, na którym nawet ksiądz Piotr Steczkowski, prof. Uniwersytetu w Radomiu, opowiedział się za zniesieniem art. 196, uznając, że ten przepis stracił sens we współczesnym społeczeństwie.
Ewa Siedlecka

1 komentarz:

  1. niestety, jesteśmy państwem kościelnym upośledzonym przez katolicyzm - widać to już po tym nieszczęsnym zapisie w konstytucji. To że np. artystka może być aresztowana i podana do sądu za to, że tworzy dzieło, które burzy samopoczucie dewotek i zaślepionych nienawiścią do wszystkiego co niekatolickie prostaczków, to skandal. Żaden cywilizowany kraj nie ma takiego zapisu w konstytucji. Polska to nigdy nie będzie normalnym krajem dopóki nie odetnie się tej czarnej hołoty od władzy i mamony, i nie obłoży podatkami jak zwykłych obywateli. Czas skończyć ze świętymi krowami i zlustrować tę sektę hipokrytów, zwłaszcza że ma tak wiele brudu za koloratką - pedofilia idzie u nich w parze ze poparciem dla faszystowskich ugrupowań takich jak ONR.

    OdpowiedzUsuń