Sponsorami kampanii
wyborczej PiS są miliony zdeklarowanych przeciwników tej partii: większość
przedsiębiorców, lekarzy, specjalistów i menedżerów, a także grupa wiekowa
pomiędzy 35. a
50. rokiem życia, która dostarcza najwięcej pieniędzy do budżetu państwa
Nadzieje na
zwycięstwo opozycji w wyborach do Parlamentu Europejskiego brały się stąd, że
pod sam koniec kampanii PiS otrzymało dwa poważne ciosy Pierwszym był film
braci Sekielskich. Kiedy liczba internetowych odtworzeń „Tylko nie mów nikomu”
przekroczyła 20 milionów, wielu komentatorów - w
tym niżej podpisany - uznało, że będzie to miało negatywny wpływ na wyborczy
wynik PiS. Sam Jarosław Kaczyński się tego obawiał, stąd próby „wycofania się
w szyku uporządkowanym”, czyli ogłoszenie przez rząd planów powoli łania
komisji walczącej z pedofilią, czemu oczywiście towarzyszyły wypowiedzi relatywizujące
odpowiedzialność Kościoła.
Drugim uderzeniem w PiS była ujawniona przez „Gazetę Wyborczą” afera
gruntowa Mateusza Morawieckiego.
Dzięki prywatnej znajomości z
kardynałem Henrykiem Gulbinowiczem (jednym z hierarchów najsilniej
obciążonych przez sprawę pedofilii, bo niezależnie od zarzutów pod jego adresem
to dzięki jego osobistemu poręczeniu zwolniony został z więzienia ksiądz
pedofil, który później grasował w innych diecezjach) obecny premier kupił
atrakcyjne grunty na obrzeżach Wrocławia. Grunt kupiony za 700 tys. złotych
jest dziś wart 70 milionów. W dodatku okazało się, że wersje Mateusza
Morawieckiego i jego żony w tej sprawie różnią się totalnie, a sam premier
dzięki rozdziałowi majątkowemu z żoną nie ujawnił tych gruntów w swojej deklaracji
majątkowej.
UTWARDZANIE TEFLONU
Jednak ciosy, które obaliłyby niejeden rząd i
niejednego polityka, nie tylko w Polsce, nawet nie zarysowały pisowskiego
teflonu. Telewizja Jacka Kurskiego nie pokazała filmu Sekielskich, choć przez
wiele dni atakowała go i krytykowała w swoich informacyjnych i
publicystycznych programach. W sobotę 19 maja, tydzień przed wyborami,
wyemitowała natomiast w czasie najwyższej oglądalności film Grzegorza
Latkowskiego z 2005 roku o świeckich pedofilach z Dworca Centralnego w Warszawie.
Opatrując go licznymi komentarzami powtarzanymi później przez wszystkie
prawicowe media - od „Gazety Polskiej” i „Sieci”, po Frondę - że to nie
pedofilia w Kościele, ale „pedofilska mafia świeckich celebrytów kryta przez
PO” jest prawdziwym problemem, którym zajmą się Ziobro i PiS.
Kiedy Konferencja Episkopatu Polski opublikowała jednoznaczny list, w
którym biskupi przepraszali za ewidentne błędy w sprawie pedofilii, wydawało
się, że w Kościele wygrał umiarkowany język prymasa Wojciecha Polaka, a nie
relatywizujący odpowiedzialność Kościoła lub wręcz zaprzeczający faktom język
Tadeusza Rydzyka. Jednak ani prymas Polak, ani wspierający go biskupi nie
mieli dość siły, żeby zdyscyplinować księży i biskupów związanych z PiS i
Radiem Maryja. Ponieważ - jak mówili nam zupełnie otwarcie nasi kościelni
rozmówcy - prymas i umiarkowani biskupi obawiają się schizmy.
W niedzielę wyborczą w bardzo wielu kościołach (a nawet w całej diecezji
kieleckiej) po prostu nie odczytano listu biskupów, odsyłając wiernych do
internetowej strony episkopatu. Zamiast tego radiomaryjni proboszczowie
prowadzili zupełnie otwartą agitację, powtarzając tezy o chęci zniszczenia polskiego Kościoła pod pretekstem
pedofilii i wzywając do pójścia na wybory i poparcia partii, która broni
polskiego katolicyzmu i polskiej tożsamości.
W ten sposób spór o pedofilię nie tylko nie zarysował pisowskiego
teflonu, lecz także okazał się jednym z najskuteczniejszych narzędzi
mobilizacji elektoratu partii Kaczyńskiego. Frekwencja w całej Polsce wzrosła,
ale w tradycyjnie eurosceptycznych powiatach, regionach i kategoriach
społecznych - silnie związanych z radiomaryjnym Kościołem i zwykle niegłosujących w eurowyborach - wzrost był znacznie wyższy niż w okręgach sprzyjających
Unii.
Z kolei informacje „Wyborczej” o wieżach Kaczyńskiego i aferze
gruntowej Morawieckiego były osłaniane nie tylko przez materiały emitowane w
państwowej telewizji lub publikowane w prawicowej prasie (ten mechanizm
bardzo dobrze opisali w Newsweeku.pl Wojciech Cieśla i Jakub
Korus). Polityczne biznesy Kaczyńskiego i Morawieckiego przykryto przede
wszystkim transferami socjalnymi przeprowadzonymi lub ogłoszonymi przez rząd w
kampanii wyborczej.
Prawicowe media promowały po cichu interpretację może niezbyt przyjemną
dla PiS, ale skutecznie osłaniającą partię rządzącą: może ta władza nawet i
kradnie jak wszystkie poprzednie, ale pisowscy oligarchowie przynajmniej
dzielą się z ludem. Taką diagnozę uwiarygodniała trzynasta emerytura wypłacona
po raz pierwszy w roku wyborczym, ale z obietnicą, że będzie wypłacana co
roku. Nie ma jej co prawda w planach Ministerstwa Finansów na kolejne lata,
jednak nie znaczy to, że Kaczyński nie posłuży się tą bronią ponownie w wypadku
pojawiania się jakiejś afery zagrażającej PiS albo spadku notowań partii.
Do tego doszło rozszerzenie programu 500+ na rodziny z jednym
dzieckiem. Co prawda przez cztery lata walczyła o to opozycja, jednak Kaczyński zdecydował się na takie
rozwiązanie dopiero w roku wyborczym, w opakowaniu kolejnego „jarkowego” daru
od PiS. W dodatku pierwsza wypłata wraz z wyrównaniem za trzy miesiące trafi do
ludzi jesienią, co oznacza, że miliony polskich rodziców „dostaną 2 tys. zł od
PiS” w apogeum kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu. To już jest standard
węgierski, gdzie nawet na rachunkach za prąd wysyłanych przez państwowe firmy
obsadzone przez ludzi Orbana można w czasie kampanii wyborczych przeczytać, że
„odbiorca zapłaci za energię elektryczną o kilkadziesiąt forintów mniej
dzięki działaniom rządzącego Fideszu”.
Takie były metody stosowane przez władców w starożytnym Rzymie czy carskiej
Rosji. Budowaniu nieliberalnej demokracji wszędzie towarzyszy jednak ten sam
regres politycznych obyczajów i norm.
LIMIT NIE ISTNIEJE
Państwowa Komisja Wyborcza ustaliła limit wydatków
na kampanię do PE - dla komitetów wyborczych,
które zarejestrowały listy we wszystkich okręgach - na sumę 19 milionów 223
tysięcy złotych. Do tego limitu musiała się zastosować Koalicja Europejska,
jednak w realnych kosztach kampanii rządzącej prawicy ta „drobna suma” nie
miała żadnego znaczenia, ponieważ PiS szczodrze sięgnęło do budżetu państwa.
W samym roku wyborczym wartość nowych transferów socjalnych uchwalonych
lub obiecanych przez PiS ma wynieść 19 miliardów złotych. Ale są jeszcze pieniądze
budżetu, które PiS wykorzystało na swoją kampanię bardziej bezpośrednio. Od
przejęcia władzy w 2015 roku miliony złotych z budżetu państwa, ze spółek skarbu
państwa, a także ze środków unijnych w tej ich części, którą dysponuje rząd -
zostały przetransferowane do mediów Tadeusza Rydzyka, a także do prywatnych
mediów propisowskiej prawicy.
Tuż przed rozpoczęciem kampanii wyborczej rząd zdecydował o przelaniu
kolejnego miliarda dwustu milionów złotych z budżetu
państwa na drugie już nadzwyczajne dofinansowanie samej tylko telewizji Jacka
Kurskiego, która podobnie jak państwowe radio żyje na bieżąco z reklamy i
abonamentu. Na tym tle za drobny wydatek na kampanię PiS z kieszeni wszystkich
Polaków należy uznać 5 milionów złotych z budżetu Kancelarii Prezesa Rady
Ministrów wykorzystane na promocję piątki Kaczyńskiego. Czyli transferów
socjalnych, które nawet słownikowo nie udają programu państwa, ale są
wyłącznie narzędziem promocji rządzącej partii oraz jej lidera.
Osobno - ocenia się, że blisko milion złotych - kosztowały finansowane z
budżetów poszczególnych resortów wyjazdy ministrów i niższych urzędników
państwowych promujących piątkę Kaczyńskiego w całej Polsce w rytmie lokalnych
konwencji wyborczych Prawa i Sprawiedliwości.
Transfery socjalne wymyślone przez PiS za każdym razem przenoszą pieniądze
z regionów i grup społecznych głosujących w większości na Koalicję Europejską
do regionów i grup społecznych głosujących w większości na PiS. W ten sposób
sponsorami kampanii wyborczej PiS stali się Polacy będący zdeklarowanymi
przeciwnikami tej partii: większość osób z wyższym wykształceniem, większość
przedsiębiorców, większość nauczycieli i lekarzy, większość specjalistów
i menedżerów, a także grupa wiekowa między 35. a 50. rokiem życia, która
dostarcza najwięcej pieniędzy z podatków do budżetu państwa, a w której
poparcie dla PiS jest najniższe.
Nawet w obrębie polskiej wsi pisowskie transfery socjalne mają
przerzucać pieniądze z zachodu Polski głosującej w większości na KE na wschód,
który w większości głosuje na PiS. W ten sposób został skonstruowany
zapowiedziany przez Kaczyńskiego projekt 500+ na krowę i na tucznika, mający
premiować małe gospodarstwa dominujące na Podkarpaciu czy Lubelszczyźnie, w
stosunku do dużych gospodarstw farmerskich, których więcej jest w
województwach zachodnich.
WITAJCIE W NIELIBERALNEJ
DEMOKRACJI
Propaganda PiS w wyborach do europarlamentu
została w lwiej części sfinansowana z pieniędzy przeciwników tej partii.
Odbyło się to ze złamaniem oficjalnego limitu wydatków na kampanię i prawem
wyborczym. Od czasu odbudowy wielopartyjnej demokracji po roku 1989 każda
rządząca formacja próbowała podłączyć się do budżetu państwa, przemycić jakąś
część kosztów własnej kampanii i propagandy
wyborczej w budżetach kierowanych przez siebie ministerstw czy innych
państwowych urzędów. W przypadku PiS i Jarosława Kaczyńskiego można jednak
powiedzieć, że ilość przeszła w jakość. Do tego stopnia, że mamy już do
czynienia z nowym modelem ustrojowym. Bliższym nieliberalnej demokracji Putina i Orbana, gdzie pozaprawne korzystanie z budżetu państwa i
ogłaszane w rytmie kampanii wyborczych transfery socjalne posłużyły likwidacji
lub zmarginalizowaniu opozycji.
W demokracjach zachodnich tego typu nadużycia zawsze kończyły się
upadkiem polityków. A nawet - jak w przypadku Włoch czy Francji - zniknięciem
całych partii, które próbowały używać takich metod.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz