czwartek, 27 czerwca 2019

Zdecyduj się, chłopie



Dokąd zmierza PSL? Ludowcy jeszcze nie zdecydowali, czy wrócą do koalicji ze Schetyną, czy pójdą sami tam, gdzie na końcu czeka PiS.

W PSL ścierają się dwie opcje. Jedna gło­si, że wejście do Koalicji Europejskiej osłabiło ludowców, bo skręt w lewo Platformy odstraszył część wybor­ców na wsi, a druga mówi, że dzięki uczestnictwu w Koalicji Europejskiej PSL w ogóle się uchował, zdobył trzy mandaty i otarł się o czwar­ty Dobrać statystykę do tezy nie jest trudno, więc obie strony przerzucają się liczbami. Co ciekawe, przekonująco brzmią jed­ne i drugie. Co jeszcze bardziej ciekawe, są to liczby... te same.
   Jak tu się nie przestraszyć, skoro w porównaniu z wynikami wyborczymi do parlamentu z 2015 r. i ostatnimi eurowyborami poparcie dla PiS wśród rolników skoczyło z 52,3 do 72,3 proc.! PiS zanotował także duży wzrost wśród emerytów (o 8,7 proc.) i osób starszych (powyżej 60 lat o 8 proc.). Na dodatek odbyło się to przy wielkiej mobilizacji wsi. PiS zdobył rekordowy wynik w historii, wygrywając z KE jedynie na wsiach i w mniejszych miastach. W tym roku wśród ogółu głosujących mieszkańcy wsi i najwięk­szych miast stanowili już 60 proc., a mieszkańcy miast powyżej 50 tys. jedynie 40 proc. Kto ma daleką prowincję, ma całą Pol­skę. I w tej sytuacji partia chłopska nie jest w stanie przekroczyć 5 proc.? Waldemar Pawlak, Eugeniusz Kłopotek i Marek Sawicki mówią: to przez obecność w Koalicji Europejskiej, która zdryfowała w lewo. Podpisuje karty LGBT, zaprasza Wiosnę Biedronia, a jeszcze antyklerykał Tusk zorganizował wykład Leszkowi Jaż­dżewskiemu. Przez to wołają, że jesteśmy tęczowi, a zaraz nas z tej wsi przegonią całkowicie. Księża nie życzą sobie naszych sztan­darów na świętach ludowych, które zawsze zaczynały się mszą.
   Jak w tej sytuacji bronić Koalicji Europejskiej? Właściwie wystar­czyłoby sięgnąć po te same liczby, bo skoro jest tak źle, to przecież PSL grozi nieprzejście progu wyborczego. Teraz dostał trzy man­daty, a uczestnictwo w Koalicji gwarantuje partii kolejne mandaty w Sejmie. W tych eurowyborach na 15 kandydatów PSL na listach Koalicji Europejskiej zagłosowało w sumie 4,53 proc. wyborców, to jeszcze gorzej niż w wyborach 2015, kiedy PSL zanotował zbli­żony wynik - 5,13 proc. Są tacy w PSL, którzy wierzą, że gdyby PSL wystawił oddzielną listę wypełnioną własnymi kandydatami, to wynik byłby lepszy. Tym bardziej że nikt nie obciążałby partii zwrotem w lewo całej KE, która rzeczywiście zmuszona była kon­kurować z Wiosną, co przesuwało ją na lewo.
   To kto ma rację? Odpowiedź dają obliczenia dziennikarzy OKO.press: utrata wyborców PSL na rzecz PiS dokonała się grubo przed założeniem Koalicji Europejskiej. Jeszcze w 2011 r. ludo­wcy mieli na wsi 29 proc. Od tamtego czasu do 2015 r. PSL stracił 11,4 pkt proc. wiejskich głosów. Dlatego poparcie PSL i PO na wsi w2015 r. wyniosło razem 26,6 proc., a to jest tyle samo, ile poparcie KE w 2019 r. (26,2 proc.). Innymi słowy, ludowcy stracili głosy sami. Koalicja pozwoliła im utrzymać niezmieniony stan posiadania.
   W PSL najbardziej krytyczni wobec PO są ci, którzy z nią lata­mi tworzyli rząd: Pawlak, Kłopotek, Sawicki. Waldemar Pawlak o Platformie na Radzie Naczelnej mówił per „oszuści", czego się nie wstydził, bo sam nagrał i opublikował swoje przemówienie na Facebooku, czym zaszkodził sobie w partii. Na Radzie zabrakło Kłopotka i Sawickiego. Nie było też potężnego Adama Struzika, który dyplomatycznie milczy, choć wcześniej bardzo optował za współ­pracą z PO, z którą sam tworzy koalicję w sejmiku mazowieckim. Nienawiść Pawlaka do PO za bardzo przypomina pisowską, żeby powstrzymać się przed podejrzeniami. Tzw. afera gazowa to wyma­rzony straszak na byłego lidera ludowców, który prowadzi dziś własne interesy, a te lubią spokój. Nie tylko on zresztą prowadzi interesy.

Stare złośliwe określenie PSL mówi, że jest to jedyna partia w Polsce, której naprawdę nigdy nie zdarza się kierować intere­sem kraju, i „zdejmowanie butów powstańcom” to wciąż pierwszy odruch wśród ludowców. Rozwalić Koalicję Europejską to żaden moralny problem, choćby stanowiła ona jedyną różnicę wobec Węgier. Stawką jest przecież nie tyle to, czy KE, czy PiS wygra wy­bory, ale to, czy będziemy mieli w Polsce system dwupartyjny, czy jednopartyjny. Druga opcja równoznaczna jest ze śmiercią polskiej demokracji. Ale czy chłopi będą umierać za wolność?
   Partia podzielona jest mniej więcej po równo. Wydaje się, że trochę większa jest tzw. frakcja tożsamościowa, a mniejsza frakcja europejska, ale to po stronie tej drugiej jest przywódca. Tyle że Kosiniak-Kamysz niespodziewanie ogłosił wyjście z KE i budowę Koalicji Polskiej wokół PSL. To był ruch nieuzgodniony z partnerami z KE i osłabił zaufanie między nimi. Przypominał zachowania Davida Camerona w Wielkiej Brytanii, który tak grał, aż skończył brexitem. Exit ludowców z Koalicji Europejskiej też nie jest obliczony na rozstanie z PO (wspólny blok bez lewicy to byłby ideał), ale może się tak mimowolnie skończyć.

Dopytywany przez dziennikarzy, lider PSL wypowiadał się dia­lektycznie. W skrócie: podjęliśmy decyzję, lecz się nad nią jeszcze zastanawiamy więc dopiero się okaże, jaka ona będzie. Mało kto pamięta, że już raz ogłoszono powstanie Koalicji Pol­skiej pod przewodnictwem PSL. Było to 4 lutego we Wrocławiu pod patronatem Rafała Dutkiewicza, tuż po konferencji z byłym i prezydentami i premierami, na której Grzegorz Schetyna ogło­sił Koalicję Europejską. Nie można powiedzieć, żeby pierwsza Koalicja Polska różniła się specjalnie od Koalicji Europejskiej pod względem światopoglądowym, skoro obok Kosiniaka stała wtedy Katarzyna Lubnauer w imieniu Nowoczesnej. Jest więc precedens, który pozwala założyć, że w Koalicji Polskiej chodzi jedynie o oznaczenie odrębności PSL, potrzebne wizerunkowo na wsi, żeby następnie wrócić do sojuszu z PO i SLD. Jednak dla Kosiniaka to wcale nie Pawlak z Kłopotkiem i Sawickim są naj­ważniejszym problemem, ale sygnały z gmin i powiatów. Istnieje obawa, że lokalni działacze drugiej takiej fali zarzutów o „tęczo- wość” nie przetrwają.
   Krzysztof Klęczar, zootechnik uprawiający, raczej hobbystycznie, trzy hektary, jest burmistrzem miasteczka Kęty. Rodzina od po­koleń związana z PSL. Kęty to województwo małopolskie, powiat oświęcimski, a więc ten sam, z którego pochodzi i który często odwiedza Beata Szydło, nie bez problemów na drodze. To jest dru­gie Podkarpacie. PiS dostał tu 56 proc. i trzy (a po brexicie czte­ry mandaty): Szydło (z rekordowym w historii Polski wynikiem ponad pół miliona głosów), Ryszard Legutko, Patryk Jaki i rezer­wowy Dominik Tarczyński. Klęczar pytany czy rzeczywiście tak ich atakują za tęczowość, nie robi wrażenia przejętego: -Ataku­ją, że jesteśmy tęczowi ci, którzy i tak by zaatakowali. To kto ma rację: tożsamościowi czy europejscy? Burmistrz: - Dla mnie to, że mamy trzech europosłów, to jest uratowanych trzech europosłów. W takim regionie nasz Adam Jarubas prawie 140 tys. gło­sów wziął, z czego 14 tys. w Krakowie. To nie jest sukces? Kiedy my takie wyniki osiągaliśmy? No to skąd te narzekania na KE?
- Ja się zgadzam, że trzeba mieć honor, dumę i podmiotowość. Małe jest piękne - ale duże może więcej. Trzeba skończyć z tym skrętem w lewo; szeroka koalicja z Platformą musi być z zachowaniem na­szej podmiotowości. A to akurat zostało nam już wcześniej zagwa­rantowane. Zostaliśmy uczciwie potraktowani. Przykład Jarubasa mówi sam za siebie. Startowaliśmy z koniczynką na plakatach.
   Podczas Rady Naczelnej Pawlak przekonywał, że wyniki Jaruba­sa i innych świeżo upieczonych eurodeputowanych nie są żadnym ewenementem, bo przecież frekwencja dwukrotnie wzrosła.
   Tylko czy PSL załapałoby się na ten skok frekwencji? Jedynie KE i PiS urosły w stosunku do sondaży Wiosna i pozostałe ugru­powania dostały gorsze wyniki. Klęczar się raczej nie myli: - Przy takim, poziomie polaryzacji wyborczej trzeba łączyć siły. To gdzie, jeśli nie w liczbach, jest powód atakowania KE i Kosiniaka? - Są tacy działacze w Stronnictwie, z dużym dorobkiem, i którzy patrzą na niego z zazdrością. Nie przypominam sobie lidera PSL, który byłby na szczytach zaufania społecznego i miał świetne notowa­nia w mieście - mów burmistrz. Skąd taka atencja do młodego przywódcy? - To, że mamy w ogóle europosłów, jest jego zasługą. Zapieprzał po Polsce. O bierności Pawlaka w kampanii usłyszeć można prawie od każdego.
   Zarazem nikt w partii nie kryje, że PSL naprawdę aktywny był tylko w pięciu regionach, gdzie miał szanse na mandat. W pozo­stałych ciężko było zmobilizować się ludziom, gdy ich kandydaci byli wypełniaczami list. W innych PSL nie mógł wystawić niko­go zbyt popularnego, żeby nie zagrozić partnerom z pozostałych partii. Te same problemy miały także PO (która straciła najwięcej mandatów, choć najbardziej chciała i chce KE) oraz SLD. Tak fak­tycznie ciężko robić aktywną kampanię. Tyle że tego problemu nie powinno być w wyborach parlamentarnych, gdzie okręgów jest41, mandatów 460, więc każda partia dostanie swoje szanse w każdym okręgu.
   Dlaczego takie manto dostajecie od PiS? - męczę Klęczara. A on tłumaczy: - Ludzie poszli głosować na PiS, bo dali trzynastą emeryturę i 500 plus. Niestety, nie wszystkich interesuje praworządność w państwie. Ludzie są biedni i tym się kierują. Mówi się, że prze­graliśmy wieś przez Koalicję Europejską. My tę wieś straciliśmy już dawno. To nie za. kadencji Kosiniaka się stało. Odbić elekto­rat, któremu się rzeczywiście poprawiło, to niemożliwość. Niema co wmawiać ludziom, że żyją w gorszej Polsce, jak im jest lepiej. No cóż, zaprawdę prawdziwe to i obezwładniające.

Nawet armia cierpliwych idealistów nie będzie wiedziała, jak zmobilizować ludzi do walki z przeciwnikiem, którego bu­dżet kampanijny to budżet państwa. I rozdaje pieniądze po latach społecznych wyrzeczeń. Sam Kosiniak jest akurat bez grzechu, bo przepchnął jako minister pracy i polityki społecznej cały szereg ważnych ustaw. Rząd wprowadził wtedy 1000 zł na każde dziecko przez pierwsze 12 miesięcy, rozpoczął program budowy żłobków i przedszkoli. Uchwalił najdłuższy w Europie urlop rodzicielski . Gdy PiS oddawał rządy w 2007 r., urlop rodzicielski i urlop ma­cierzyński płatny w Polsce wynosiły 18 tygodni. Gdy Kosiniak odchodził z ministerstwa, były to 52 tygodnie. Dla wszystkich, niezależnie, czy ktoś pracuje, czy nie. Każdy więc dostał gwaran­cję, że przynajmniej 1000 zł co miesiąc dostaje na wychowanie dziecka. To było pierwsze tak powszechne świadczenie, bo obej­mowało także nieubezpieczonych. Na wsi 12 tys. rocznie to była spora zmiana.
   Gdy pytam, kto to dziś pamięta, Kosiniak odpowiada: - Nigdy nie potrafiliśmy się tym chwalić. Ani innymi programami: Kartą Dużej Rodziny, czyli wsparciem dla rodzin wielodzietnych; pro­gramem budowy domów seniora. Dzisiaj to się nazywa Maluch plus, Senior plus, ale to wszystko powstawało w czasie, kiedy byłem ministrem. Gigantyczny projekt zatrudnienia młodych, z którego dzisiaj rządzący korzystają, opiewał na blisko 3 mld zł rocznie. Pra­ca dla młodych to było 29 tys. zł dla przedsiębiorcy za. za trudnienie osoby młodej do 30. roku życia, żeby mogła rozpocząć aktywność zawodową zaraz po szkole. To była refundacja całych kosztów pracy związanych z minimalnym wynagrodzeniem i składkami, jakie się odprowadza, również po stronie pracodawcy. To było mi­nimalne wynagrodzenie plus składki po stronie pracodawcy. Robi wrażenie. Ale podwójne: faktycznie, aktywność rządu PO-PSL w obszarze pomocy socjalnej była całkiem spora. Ale jedną klu­czową rzeczą różniła się od polityki PiS: nie była gotówką dawaną
do ręki. Taka polityka, jaką prowadził Kosiniak, przemyślana i pre­cyzyjnie adresowana, jest zdaniem ekspertów znacznie bardziej wartościowa społecznie. Ale niesprzedawalna politycznie.

Jaka więc przyszłość czeka PSL? Ludowcy są bardzo ciekawą partią. Ma wizerunek formacji, która powinna mieć swoją sie­dzibę w muzeum historii Polski. To jakiś cud medycyny, iż jeszcze dycha. Co wybory, to zaskoczenie, że stulatek wciąż jest w sta­nie przestąpić próg i chodzić po Sejmie. Tymczasem to właśnie w Polskim Stronnictwie Ludowym wykiełkowało najciekawsze pokolenie polityczne wśród wszystkich partii. W Platformie nie brakuje trzydziesto- i czterdziestolatków, ale to nie oni jeszcze kierują formacją, choć są aktywni w mediach i Sejmie. Politycy PSL, którym przewodzi Władysław Kosiniak-Kamysz, są bardzo dobrze wykształceni, medialni i już doświadczeni. Do tego wy­znają podobne, chciał nie chciał liberalne, poglądy.
   Poza samym liderem, lekarzem z doktoratem, to także praw­niczka Urszula Pasławska (ur. 1977, wicemarszałkini sejmiku war­mińsko-mazurskiego, podsekretarz stanu, posłanka od 2015), Adam Jarubas, ekonomista i politolog z doktoratem (ur. 1974, marszałek świętokrzyski, później eurodeputowany), politolog Krzysztof Hetman (ur. 1974, marszałek lubelski, podsekretarz stanu, eurodeputowany) , politolog po studiach doktoranckich Dariusz Klimczak (ur. 1980, wicemarszałek łódzki, poseł), praw­nik Krzysztof Paszyk (ur. 1979, marszałek wielkopolski, poseł). Bardzo sprawnym rzecznikiem partii jest były dziennikarz Jakub Stefaniak (ur. 1981). PSL nie wygląda na partię umierającą. Jest jedynym ugrupowaniem w Sejmie, gdzie dokonała się udana i całościowa zmiana pokoleniowa.
   Kosiniakowi-Kamyszowi musi zależeć na tym, żeby przetrwać kryzys, bo ma ekipę na kilka dekad. Czy naprawdę jest w sta­nie zaryzykować teraz samodzielny start? A czasu potrzebuje, bo ta ryba ma na razie głowę i ości, nie ma ciała. Wieś przechodzi zmianę i PSL chłopski już nie będzie (tylko 10 proc. na wsi to rol­nicy, a właściwie przedsiębiorcy rolni), ale żeby stać się ludowym w zachodnim stylu, potrzeba długich lat i przemiany świadomo­ści. Sam Kosiniak zarzeka się, że choć wolałby Koalicję, to cał­kiem możliwy jest samodzielny start. Do końca czerwca mają się zdecydować zarządy wojewódzkie, które konsultują się teraz z gminnymi i powiatowymi. I pod koniec czerwca Rada Naczel­na postanowi, co dalej. Słysząc jednak, jak dużą estymą w partii cieszy się lider, to najpewniej on dostanie prawo podjęcia decyzji.
   W Platformie nie kryją nieprzyjemnego zaskoczenia woltą PSL, ale nadal są otwarci. Jeśli mimo to PSL zdecyduje się na samo­dzielny start, nikt rozpaczał nie będzie. Przekonanie jest takie, że to będzie dla nich samobójstwo: dziś ludowcom zabójcze son­daże (2-5 proc.) zaczynają zaglądać w oczy.
   Jako jedyny oficjalny warunek Kosiniak stawia innym koali­cjantom podpisanie się pod głównymi tezami programu PSL, skądinąd bardzo nowoczesnego i sensownego; postawienie na odnawialne źródła energii, zwolnienie emerytur z opodat­kowania, doprowadzenie PKS do każdej gminy, gospodarka sta­wiająca na zrównoważony rozwój. PSL chciałby nie tylko ucięcia jakichkolwiek prób przyciągnięcia Wiosny, ale także pożegnania się z Barbarą Nowacką, choć ta w kampanię się nie angażowała, żeby nie drażnić Włodzimierza Czarzastego. Argument z Nowac­ką jest więc zupełnie nietrafiony. Do ulubionych polityków partii nie należy także Rafał Trzaskowski, ale nadziei na zdystansowanie się PO wobec prezydenta Warszawy nie ma nikt. Wielu wierzyło za to, że SLD będzie chciał z Wiosną stworzyć wspólny blok obok chadeckiego PO-PSL, choć nikt nie potrafił powiedzieć, dlaczego miałoby tak zrobić, bo Sojusz nie rzuci się na główkę do basenu, w którym brak wody. Ale działacze PSL wciąż przepychają się nad krawędzią.
Sławomir Sierakowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz