wtorek, 11 czerwca 2019

Być albo nie być



Obiecywał koniec partyjnego duopolu, a potwierdził, że liczą się tylko PiS i PO.
Wiosna Roberta Biedronia może nie przetrwać kolejnych wyborów

Aleksandra Pawlicka


Jest syf. Bardzo źle. Dla większości z nas pytanie brzmi dziś nie „co dalej?”, ale „z kim?” - opowiada działacz Wiosny i dodaje: - Syndrom szczurów uciekają­cych z tonącego okrętu zaczął się następ­nego dnia po wyborach. Ludzie dzwonili do znajomych, pytali o robotę. Nastrój jest odwrotnie proporcjonalny do entuzjazmu wodza.

TRZY TO NIE PIĘĆ
Gdy Robert Biedroń ogłaszał na początku roku po­wstanie swojej partii, sondaże dawały mu 14-16 procent. Po niespełna czterech miesiącach potencjał ten wybory zweryfikowały do zaledwie 6 procent. W Wiośnie do koń­ca wierzono w dwucyfrowy wynik. Mówiono „dycha Palikota”, a może i ciut więcej, odwołując się do wyborów w 2011 roku, gdy Janusz Palikot po odejściu z PO stwo­rzył nową partię - antyklerykalny i liberalny Ruch Palikota przekształcony potem w Twój Ruch. Wprowadził wtedy do Sejmu 40 posłów, w tym Roberta Biedronia.
   Palikota nie ma już w polityce, Biedroń pozostał, z bliźniaczo podobną ofertą: rozbicie duopolu PO-PiS, budowa nowej wspól­noty, lewicowy socjal i progresywne światopoglądowo państwo. Tyle że podobne obietnice składał w międzyczasie Ryszard Petru, który w wyborach parlamentarnych w 2015 roku zdobył 7,6 procent i 28 mandatów. Oczywiście nie można porównywać wyników do parlamentu krajowego i europejskiego, ale pierwsze wybory dla nowej partii to zawsze premia za świeżość. W przy­padku Wiosny ta premia jest mała - prześlizgnięcie się nad pro­giem kosztem Koalicji Europejskiej, bo to jej Robert Biedroń odebrał głosy, a nie PiS.
   - Badania pokazują, że w Polsce rośnie elektorat, dla które­go ważne są postulaty światopoglądowe: poparcie dla związków partnerskich, rozdział państwa i Kościoła, prawa kobiet. Dla tych wyborców oferta „bliżej centrum” nie jest atrakcyjna, nie pójdą głosować na politycz­ny mainstream, ale z jakiegoś powodu dwie trzecie z tych osób nie zagłosowało na Bie­dronia - mówi jeden z publicystów.
   - To prawda, liczyliśmy na więcej - przyznaje Wanda Nowicka startują­ca w eurowyborach z list Wiosny. - Trzy zdobyte mandaty do europarlamentu to nie pięć, które wydawały się pewne, jed­nak nie zmienia to faktu, że przekroczenie progu wyborczego dla nowej formacji jest sukcesem. Przypominam, że nie udało się to w poprzednich eurowyborach Palikotowi, który miał już na koncie wyborczy sukces i startował z koalicją Europa Plus, i nie udało się Lewicy Razem w ostatnich parlamentarnych - dodaje.
   - W mojej działalności zawsze zakła­dam trzy warianty: minimum, optimum i maksimum. W przypadku eurowyborów wariant minimum to było przekroczenie progu, optimum zdobycie 8 proc. i pięciu mandatów, maksimum - zrobienie wy­niku dwucyfrowego. Udało się minimum z małą górką, bez tego nie byłoby pewnie już Wiosny - mówi Marta Lempart, szefowa Strajku Kobiet, startująca z szóstego miejsca na listach Wiosny na Dolnym Śląsku.

ARKA I ROZPIERDUCHA
Nowicka startowała w województwie kujawsko-pomorskim jako jedynka, ale od początku miała świadomość, że jej szanse na mandat są bliskie zera, bo tak działa arytmetyka ordynacji wy­borczej. Niemniej z zapałem prowadziła kampanię, bo jak mówi, „chciałam, aby ludzie pragnący państwa nowoczesnego i progre­sywnego, ludzie, dla których wybór między prawicą umiarkowaną a fanatyczną nie jest żadną ofertą, mieli na kogo głosować. W moim regionie zrobiłam taki wynik jak ogólnopolski wynik Wiosny”.
   Na kampanię nie dostała funduszy. Podobnie jak większość kandydatów z list tej partii.
   - Ludzie są wściekli, bo cały wysiłek kampanijny, zarówno ludzki, jak i finansowy, poszedł w dwie pary: Biedroń - Smiszek i Anaszewicz - Spurek. To jakiś meganepotyzm - opowiada dzia­łacz Wiosny. Nie kryje frustracji, ale prosi o anonimowość, bo następna kampania za pasem.
   Biedroń był jedynką w Warszawie. Smiszek, jego życiowy part­ner, na Dolnym Śląsku. Anaszewicz, prawa ręka Biedronia od cza­sów słupskich, dziś wiceszef Wiosny, startował z drugiego miejsca w województwie kujawsko-pomorskim, Spurek, życiowa partner­ka Anaszewicza, z pierwszego w Wielkopolsce. Biedroń i Spurek zdobyli mandaty. Trzeci wywalczył Łukasz Kohut na Śląsku.
   W partii zaczęto mówić, że Wiosna to arka Biedronia: - We­szli na nią parami, żeby przetrwać. Biedroń opowiadał, że startu­je, aby zdobyć mandat, którego natychmiast się zrzeknie, ale jak się okazało, że Śmiszek nie dostał manda­tu, choć zrobił czwarty wynik i napraw­dę o włos rozminął się z podium, to Robert zmienił zdanie i teraz zostaje już w Brukse­li na pięć lat - mówi polityk Wiosny.
   W partii mają Biedroniowi za złe, że po wyborach zamiast pojechać w teren, spot­kać się z działaczami, wesprzeć, pogadać o strategii na przyszłość, pojechał pry­watnie do Neapolu, a potem do europar­lamentu układać się z socjaldemokratami.
- Odwiedził tylko Wrocław, bo to ewentu­alny rewir Śmiszka w kolejnych wyborach. Ewentualny, bo nie wiadomo, czy partia w ogóle przetrwa - mówi mój rozmówca i dodaje: - Dopóki jest sukces, ludzie mogą wypruwać sobie żyły i przymykać na wiele spraw oko, ale gdy sukces okazuje się ilu­zoryczny, to oddolnie zaczyna się totalna rozpierducha.
   - To, że Wiosna okazała się projektem towarzysko-rodzinnym, zadecydowa­ło ojej niewiarygodności. Biedroń miał ocenia lewkowy publicysta w roku wszystkie karty, aby przekonać socjalliberalnych wyborców: postulaty socjalne, ekologiczne, światopoglądowe, a skończył na poszerzo­nej partii Razem. Może się okazać, że to najkrótszy żywot poli­tyczny ostatniej dekady - ocenia lewicowy publicysta.

POMPOWANY OPTYMIZM
Na nastroje w partii źle wpłynęło także zachowanie Bie­dronia na wieczorze wyborczym. Jego entuzjastyczne, by nie rzec, euforyczne komentowanie wyniku. Działacze mówią: „pom­powany optymizm”, „pajacowanie”, „dobra mina do złej gry”.
   - W sytuacji, w jakiej znalazła się po ogłoszeniu wyni­ków wyborów Wiosna, były dwa wyjścia: wstać, otrzepać się i zapewnić, że mimo okaleczeń idziemy dalej, albo udawać huraoptymizm, dając tym samym dowód odklejenia się od rze­czywistości. Niestety, mieliśmy do czynienia z tym drugim – mówi mój rozmówca.
   - Wiosna to partia skrojona na model wodzowski, oparta na osobie lidera. Podważenie jego wiarygodności oznacza podwa­żenie wiarygodności całej formacji. Dlatego poważnym ciosem była informacja, która pojawiła się miesiąc przed wyborami, o przemocy jakiej Robert Biedroń miał dopuścić się wobec mat­ki i brata. Sprawa dotyczyła oskarżeń prokuratorskich sprzed 19 lat, ale jej wyciągnięcie w kampanii mogło zaprzepaścić szan­se nowej formacji. Biedroń i jego matka wydali natychmiast oświadczenie o wzajemnym szacunku i wspieraniu, jednak rysa wizerunkowa pozostała. Tym bardziej że akta sprawy zniknęły z archiwum sądu.
   Ostatni miesiąc kampanii przyniósł także oskarżenia o mob­bing młodych działaczy w Lublinie, na co kierownictwo Wios­ny nie zareagowało szybko i zdecydowanie.
Równocześnie okazało się, że jeden z kandyda­tów na listach tej partii ma zarzut wyłudzenia 17 mln zł z Agencji Restrukturyzacji i Moder­nizacji Rolnictwa. I jakby tego było mało, na ostatniej prostej wybuchła afera z Joanną Scheuring-Wielgus startującą z list Biedronia, która oddała swoje psy do schroniska. Sposób, w jaki tłumaczyła tę decyzję, pogrążył zarów­no jej kandydaturę, jaki popierającą ją partię.
   - Kampania wyborcza pokazała, że w Wioś­nie nie tylko entuzjazm jest na wyrost, ale i deklaracje nowych standardów w polityce: wiarygodności i transparentności - mówi mój rozmówca.
   - Nie zamierzamy pudrować błędów - zapewnia Krzysztof Smiszek - wyciągniemy z nich wnioski, aby nie popełnić ich w nadcho­dzącej kampanii.
   - Wydaje się, że ostatecznie decydująca okazała się fejkowa kampania naszych prze­ciwników, którzy przekonywali w internecie i w realu, że głos oddany na Wiosnę to głos stracony - mówi Marta Lempart i dodaje: - Część wyborców dała się w ten sposób zaszantażować i w ogóle nie poszła na wy­bory.

DWA SŁONIE I KANGUR
Obciążająca dla partii okazała się także kwestia finansowania Wiosny.Chodzi o powiązania partii z Instytutem Myśli Demokratycznej - fundacją założoną przez Biedronia w 2014 roku. W jego zarządzie zasiadają Marcin Anaszewicz i Krzysztof Smi­szek, czyli wiceprezes Wiosny i członek rady krajowej partii. To ta fundacja, o zmienionej w 2018 roku nazwie Kocham Polskę, płaciła za wyborcze spotkania Biedronia, tzw. burze mózgów i za wynajęcie Torwaru na konwencję założycielską partii. Prawo pozwala nie ujawnić listy darczyńców fundacji, ale każe infor­mować, kto i ile daje na partie.
   Gdy dziennikarze dopytywali Roberta Biedronia, skąd wziął pieniądze na konwencję, tłumaczył (w programie „Rozmowa Piaseckiego” w TVN24), że „kilkaset tysięcy złotych zebrał dzię­ki sklepowi internetowemu Robertbiedroń, gdzie można kupo­wać koszulki i bluzy”, a dzień później zapewniał, że konwencja będzie opłacana także z datków ludzi, którzy wpłacają na konto fundacji nawet po 50 tys. zł.
   Teraz, po zakończonej kampanii wyborczej, trzeba będzie rozliczyć każdą złotówkę. I zdecydować, jak prowadzić kolej­ną kampanię. Na razie - jak słyszę od działaczy Wiosny - nikt z nikim o tym nie rozmawia. Smiszek stawia na gwarantowaną emeryturę obywatelską, bo jak twierdzi, „wielu ludzi popiera rozdział państwa i Kościoła, ale priorytetem są dla nich spra­wy bytowe”. Z kolei twórcy inicjatywy świeckie państwo chcą, aby to ona stała się głównym postulatem kampanii. Lempart chce prawyborów w Wiośnie, aby listy wyborcze kompletować oddolnie, a nie jak układankę gabinetu kie­rownictwa partii. Jest też pytanie o współpra­cę z koalicją opozycyjną. Przed eurowyborami Biedroń ze Schetyną doszli do wstępnego po­rozumienia, że będą wspólnie walczyć o Senat, ale dwa dni po wyborach Biedroń oświadczył, że „Wiosna podjęła decyzję o samodzielnym starcie. Startujemy niezależnie. Wygraliśmy pierwsze wybory, zweryfikowaliśmy się, idzie­my po kolejne. Nie ma innych scenariuszy na stole i taki jest nasz plan działania”.
   - I słusznie. Biedroń to jedyny lider partii liczącej się w wyborczym rozdaniu, który nie boi się wymówić głośno słów „aborcja” czy „świeckie państwo”. Koalicja z PO oznacza­łaby zamiecenie tych postulatów pod dywan, a ja już nie chcę przez kolejne dekady czekać na cud, udowadniać, że kobieta to człowiek i ma prawo do decydowania o własnym ciele, że Polska powinna być krajem świeckim, pod­czas gdy jest uzależnionym od relacji z Koś­ciołem - mówi Marta Lempart. Problem tylko w tym, że jeśli rozbita opozycja nie zdoła od­sunąć PiS od władzy, to okres oczekiwania zdecydowanie się wydłuży.
   Adam Leszczyński, publicysta lewicowej „Krytyki Politycz­nej”, w tekście „Wczesna jesień Wiosny? Co nie wyszło partii Roberta Biedronia” prognozuje, że jeśli Wiosna nie zaproponuje wyborcom czegoś nowego, to jesienią może znaleźć się pod pro­giem: „To jest wasza jedyna szansa, panie i panowie z Wiosny. Teraz albo nigdy”. W podobnym tonie wypowiada się inny lewi­cowy publicysta: - Eurowybory to było „sprawdzam”, pozwoliło Biedroniowi pozostać w grze, ale prawdziwym być albo nie być będą wybory do parlamentu krajowego.
   Były prezydent Aleksander Kwaśniewski w komentarzu wy­borczym ocenia szanse Wiosny jednoznacznie: „Między dwoma słoniami nawet kangurowi trudno podskoczyć”.
Robert Biedroń nie znalazł czasu na rozmowę z „Newsweekiem” - mówi mój rozmówca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz