piątek, 7 czerwca 2019

Matka Beatka



Beata Szydło, którą elektorat PiS widzi jako zwykłą Polkę, swoją opiekunkę, dostała rekordową liczbę głosów w eurowyborach. Co z nimi teraz zrobi?

Jarosław Kaczyński podczas wieczoru wyborczego nie mógł dokończyć zdania: „Zaproszę tutaj dwie osoby które wzięły na siebie ogromną część ciężaru tej kampanii - panią premier Beatę Szydło i pana premiera...”. Przerwały mu gromkie brawa i okrzyki: Beata!, Beata! - Widziałem to dokładnie, Mateusz wychodził na scenę z nietęgą miną, bo po raz kolejny przekonał się, że to Beata jest dla partii i elektoratu prawdziwą ikoną - mówi ważny polityk z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. Przed północą Beata Szydło podziękowała na Facebooku wszystkim, którzy „pracowali w mojej kampanii, ob­darzyli mnie zaufaniem, oddając na mnie głos” - za co zebrała prawie 10 tys. lajków. 524 951 - tyle osób w wyborach do europarlamentu postawiło przy jej nazwisku krzyżyk. Szydło zdobyła wię­cej głosów niż Kukiz’15 w skali całego kraju i prawie trzykrotnie przebiła Lewicę Razem, którą poparło 166 tys. Gdyby Szydło była partią polityczną, to przekładając jej wynik na procenty - 3,8 - w wyborach do Sejmu otarłaby się o próg wyborczy, zdobyłaby też subwencję. To robi wrażenie.
   - Przez ostatnie miesiące spotykały ją afronty, nosiła w sercu zadrę za odwołanie z funkcji premiera, więc tym większą, ma dziś satysfakcję. Ludzie z otoczenia Morawieckiego byli w Szoku, że zdobyła, aż tyle. A jemu samemu głaz spadł z serca, bo nawet nasza minimalna przegrana oznaczałaby, że Mateusz żegna się ze stanowiskiem, a Jarosław wchodzi za  niego na szefa rządu. Tak było postanowione - mówi nasz rozmówca z otoczenia prezesa PiS. Dodaje, że Szydło spełniła swoje największe marzenie - pobi­ła rekord Jerzego Buzka (254 tys. głosów w 2014r., a teraz 422 tys.).
Komuś miała się zwierzać, że to da Kaczyńskiemu do myślenia, czy zabranie jej teki premiera było dobrym posunięciem. Aby spełnić marzenie, jak lwica walczyła o jedynkę w okręgu małopolsko-świętokrzyskim, tu zawsze cieszyła się poparciem.
   Jej partyjni stronnicy też nie kryją satysfakcji. Witold Waszczykowski, który do dziś nie pogodził się z faktem, że musiał poże­gnać się z MSZ, w wieczór wyborczy rozsyłał esemesy, w których wyrażał przekonanie, że gdyby Szydło dalej była premierem, to PiS wygrałby te wybory z o wiele większą przewagą. „My mamy wielką kandydatkę, która była premierem Polski i może zawalczyć o stanowisko szefa PE. To moja kandydatka. Co zrobi rząd, nie wiem” - powiedział Waszczykowski „Super Expressowi”. 

Rozgrywki z Mateuszem
Między Szydło a Morawieckim od zawsze wieje chłodem.      Wiedziała, że bez rodowodu w Porozumieniu Centrum nigdy nie stanie się polityczną przyjaciółką prezesa. Kaczyński nie widział w niej też partnera do metapolitycznych rozmów na temat przyszłości Polski, o polityce międzynarodowej czy historii. - Nawet kiedy była premierem, to niezapraszano jej na debaty do Instytutu Lecha Kaczyńskiego, na spotkania w wąskim gronie, a Mateusza, owszem. Prezes byt zasłuchany w jego wizje i obietnice wielkiej modernizacji - opowiada bywalec spotkań.
   Dobrze zorientowani w PiS twierdzą, że premier podpisa­ła na siebie wyrok, kiedy poszła na wojnę z Morawieckim. Ten skarżył się Kaczyńskiemu, że Szydło blokuje jego ustawy mające rozkręcić inwestycje. Roztaczał przed prezesem wizje, że jeśli nie ułatwią życia przedsiębiorcom, to ich pieniądze zamiast pracować na rynku, będą leżeć na kontach bankowych. Straszył, że gospo­darka zacznie kuleć, zważą się nastroje, a od tego już prosta droga do przegrania wyborów. Szydło nie pomogło też to, że chcąc zneu­tralizować podległego jej, choć de facto znacznie bardziej od niej wpływowego, wicepremiera Morawieckiego, w walce o władzę nad spółkami sprzymierzyła się z Ziobrą. Do tego jeszcze UE wytykała nam kłopoty z praworządnością, przeciwko Polsce uruchomiono artykuł 7, a opozycja zaczęła mówić o polexicie.
   Szef PiS chce wygrywać, a wie, że to ostatnie lata, kiedy może przejść do historii. Jesienią 2017 r. Kaczyński zafascynowany jeszcze Morawieckim zarządził reset, a Szydło nie pasowała już do nowej koncepcji. Ważne stało się obycie Morawieckiego, eu­ropejskie znajomości i cztery języki. „Niezwykle cenię zdolno­ści Mateusza Morawieckiego. To najzdolniejszy człowiek, który pojawił się w polityce po 1989 r. To nie kwestia oczarowania, ale zmiany okoliczności” - tłumaczył wymianę premiera w TVP I dalej, że „Morawiecki przedstawia szeroką panoramę polskich spraw, gdzie potrzebny jest wysiłek i inwencja”. - Mateusz miał nas otworzyć na centrum, ale okazało się, że w Polsce nie ma. już żadnego centrum do wzięcia. Dziś ewentualnie można mu przypi­sać zamknięcie tema tu polexitu, z którego opozycja, chciała, zrobić swoje paliwo wyborcze - mówi nasz rozmówca z PiS. To, co wy­niosło Szydło na szczyt - jej rodzinność, swojskość, uosobienie zwykłych Polaków i Polek - już przestało wystarczać.

Poniżona, ale zahartowana
Przełknęła porażkę, trzymała nerwy na wodzy, choć psycho­logicznie był to dla niej bardzo trudny czas. Rano w Sejmie ją oklaskiwali i dali wotum zaufania, a wieczorem musiała uści­snąć dłoń swojemu następcy. W tygodniku „Sieci” pięć miesięcy po tamtych wydarzeniach wspominała dzień dymisji: „to jeden z trudniejszych dni w moim politycznym życiu”. Żaliła się, że ata­ki na nią przybierały na sile, ale powiedziała sobie: „nie złamią mnie”, choć brzmi to groteskowo w ustach osoby złamanej już wiele miesięcy wcześniej. Ta polityczna zamiana miejsc bolała tak mocno, że nawet nie chciała zająć miejsca Morawieckiego na posiedzeniach rządu. Dla Szydło trzeba było przenosić fotele premierów Glińskiego i Gowina.
   Poniżona hartowała w sobie psychiczną odporność. Kiedy jesz­cze była premierem, mówiła Robertowi Mazurkowi: „ja dopiero zaczynam karierę i wiem, że za nic nie chciałabym skończyć jak Ewa Kopacz. Obserwowałam ją niedawno w Sejmie, opuszczoną, samotną i bardzo smutną”. I dodała, że wyciągnie wnioski z tego, co ją spotkało. Widziała, że dzięki funkcji w rządzie - wicepremiera do spraw społecznych - łatwiej jej będzie utrzymać polityczną po­zycję, bywać w mediach i trwać w świadomości elektoratu. - Wielu mężczyzn, co pokazuje historia PiS, obraziłoby się i poszło poskar­żyć do mediów. Ona wiedziała, że jak wycofa, się z rządu, to straci swój kapitał zaufania w elektoracie - mówi poseł PiS. Zostawienie jej w pierwszym szeregu było też na rękę Kaczyńskiemu. Szydło pozostała matką ludu PiS, który poczuł się trochę zdezoriento­wany awansem technokratycznego bankiera, który miał się zająć gospodarką i na którego postawił prezes.
   Specjalnie dla premier powołano Komitet Społeczny Rady Mi­nistrów, ale Morawiecki nawet nie stworzył dla niej zakresu obo­wiązków Na jednym z posiedzeń komitetu mówiła, że „będzie on rozwiązywał problemy zwykłych Polaków”. A między wierszami
pobrzmiewało: takich jak ja, a nie elit finansowych, z których wywodzi się jej następca. Nie zasypiała gruszek w popiele i już kilka tygodni po rekonstrukcji zapowiedziała, że rząd rozszerzy program 500+. Zrobiło się gorąco, jej słowa natychmiast zdemen­tował szef gabinetu politycznego premiera Marek Suski, twier­dząc, że Morawiecki dowiedział się o tym z mediów. Z pomocą nie przyszła jej nawet bliska koleżanka, minister pracy Elżbieta Rafalska, która oddała pole w sprawie prezentów socjalnych pre­zesowi PiS i Morawieckiemu.
   Natomiast kiedy trzeba było brać odpowiedzialność za to, co nie przynosi popularności, znikała. Choć naturalne było, że powin­na przyjść do protestujących w Sejmie rodziców osób niepełno­sprawnych, ona spływała z flisakami Dunajcem. - Beata lepiej by wypadła, niż korporacyjny Morawiecki, ale nie chciała, przyjść, aby pokazać, jak bardzo on sobie w tej sytuacji nie poradzi - opo­wiada o jej intencjach otoczenie. Choć nie bardzo miała ochotę, to musiała zaistnieć w czasie niedawnego strajku nauczycieli. Mówiła o szkodzie dzieci, niepokojach rodziców, których jako matka absolutnie rozumie. Podpisała porozumienie z nauczy­cielską Solidarnością, partia była zadowolona, a ZNP pod presją matur musiał zawiesić strajk. Jesienią Szydło już się tym nie będzie musiała przejmować.

Nasza premier
Zaraz po degradacji na wicepremiera Szydło zaczęła objazd po kraju. Najczęściej bywała w swoim okręgu wyborczym, ale nie tylko. W zeszłym roku odbyła ponad 200 spotkań. Wygląda­ło to na kampanię wyborczą. W terenie utwierdzała się, że jest uwielbiana. Becia! Beatka! - witano ją familiarnie. „Sieci” w maju zeszłego roku pisały, że w Boguchwale ludzie skandowali „nasza premier”. Szydło nie kryła przed czytelnikami, że ma satysfakcję z tego, że „często nawet poza oficjalnymi spotkaniami, gdy idę ulicą, podchodzą do mnie z dobrym słowem, dziękują”. Dodała, że ludzie nie rozumieją i dopytują, dlaczego nie jest już premie­rem, ale ona nie komentuje. Przyznała też, że nie ma charyzmy, ale „chyba potrafię rozmawiać z ludźmi. Być może jest tak, że ludzie, których spotykam, widzą we mnie samych siebie. Często żartuję, że jestem po prostu dziewczyną z prowincji i nigdy nie będę celebrytką. (...) Najlepiej wypoczywam w domu”.
   Wiadomo, że w tej roli nigdy nie wyręczy jej ani inteligent z Żo­liborza, ani premier milioner. Morawiecki się stara, ale jego wy­uczone dialogi z publiką wychodzą drętwo. Jest zimny, sztuczny i korporacyjny. A Szydło to co innego. Córka górnika, po etnologii na UJ, była dyrektorka gminnego ośrodka kultury, a potem bur­mistrz Brzeszcza. Kiedy tylko może, wraca do Przecieszyna, gdzie czeka na nią wypielęgnowany przez męża Edwarda ogród i matka, której dom stoi po sąsiedzku. W soboty upiecze ciasto dla synów, z którymi ma dobry kontakt - Błażeja, lekarza, i Tymoteusza, księdza. Co niedzielę siada w tej samej ławce w kościele Matki Boskiej Częstochowskiej, a w soboty robi zakupy w pobliskim sklepie Społem. Szydło czuje, że ma nad Morawieckim przewagę normalsa. Tuż przed euro wyborami mówiła Wirtualnej Polsce: „Autentyczność. To jest podstawa. Nie może być, mówiąc kolo­kwialnie, ściemy. Tacy, jacy jesteśmy na co dzień, musimy być w polityce”.
   Z sondażu dla OKO.press z końca 2017 r. wynika, że Szydło naj­więcej zwolenników ma na wsi (61 proc. popierało ją, a prezesa PiS - tylko 16 proc.). Wśród ludzi z wykształceniem podstawo­wym poparcie dla Kaczyńskiego wyniosło 28 proc., wobec 56 proc. dla Szydło.
   Na YouTubie można obejrzeć filmy z ostatnich tygodni eurokampanii z udziałem Szydło. Wchodzi na spotkania w akompa­niamencie wielkich braw, ludzie robią sobie z nią zdjęcia, ona ich przytula. Na jednej konwencji pytała tłum „Czy mnie jeszcze pamiętacie?”. „Nie robi niczego pod publiczkę, jest normalna, naturalna” - mówiła o Szydło portalowi naTemat Elżbieta Wysowska, sołtys Lipnicy Wielkiej w Małopolsce. Szefowa Koła Gospodyń Wiejskich w małopolskiej wsi ma podobne odczucia: - Widać, że jest kobietą stanowczą. Że to, co myśli, jest w stanie obronić. Robi też wrażenie kobiety, której nie są obojętne losy ludzi.

Kimś tam będzie...
Beata Szydło - co już w najbliższym otoczeniu prezesa zostało odnotowane - przez ostatnie dni dyskontuje swoje rekordowe zwycięstwo. Chodzi do mediów, udziela wywiadów. Ktoś w PiS czyta między wierszami, że uderza w Morawieckiego. Pytana przez Onet, czy książka o karierze bankowej premiera i historia o działce kupionej od Kościoła to dowody na to, że Morawiecki był częścią układu władzy III RP, odpowiedziała: „Mateusz Mora­wiecki swoją pracą i zaangażowaniem udowadnia każdego dnia, że jest członkiem PiS”. Ona nic nie musi udowadniać. Kto jeszcze pamięta, że szkoła męża Szydło przez dekadę dostała 25 mln zł unijnego wsparcia. Szydłowie też mają rozdzielność majątkową. Pytana o ustawkę premiera z dziećmi w „SE”, ucina: „Nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo nie znam kulisów tej publikacji”. Doda tylko, że dla niej „prywatność rodziny to rzecz święta”. Wie, że prezes był poirytowany ustawką, bał się, że zaszkodzi na ostat­niej prostej kampanii. - Prezes uważa., że można ocieplać wizeru­nek zdjęciami z dziećmi, ale nie można wykorzystywać ich do ra­towania się w sytuacjach kryzysowych - słyszymy od polityka PiS.
   Dodaje, że Szydło też musi uważać, by nie przeholować. Prezes nie lubi takiej ostentacji, a tak można potraktować jej ostatnie wy­stępy medialne. - Wolałby nawet trochę mniej wygrać, by utrzymać mobilizację w elektoracie. Boi się, że partyjne doły spoczną na laurach - słyszymy z Nowogrodzkiej. A przecież najważniejsze wybo­ry dopiero przed nimi. Bardzo będzie musiał się postarać Mateusz Morawiecki. Z naszych informacji wynika, że dostanie miejsce na liście we Wrocławiu i to będzie jego pierwszy test w elektoracie. Wiadomo, że to inne wybory i mniejsze okręgi, więc wyniku Beaty Szydło nie dogoni, ale jak słychać w PiS, prezes oczekuje od pre­miera, że się wykaże i wreszcie uwiarygodni w elektoracie PiS.
Zaledwie dwa dni po eurowyborach pojawił się prezydenc­ki sondaż, ale w nim najwięcej osób - 30,5 proc. - wskazało na obecnego prezydenta Andrzeja Dudę, a na Szydło tylko 7 proc. Ona szybko zareagowała, że zaangażuje się mocno w kampa­nię prezydenta.
   Co dalej z Beatą Szydło? Będzie komisarzem unijnym? - pyta­my ważnego polityka PiS. - Wciąż jest w grze o to stanowisko, ale z naszych wewnętrznych badań wynika, że ma ogromne możliwości mobilizujące nasz elektorat, potrzebujemy jej w kampanii. Zarzucaliśmy Tuskowi, że nie potrafi oderwać się od polskiej po­lityki, że łamie zasady apolityczności, więc Szydło jako komisarz nie mogłaby wejść w jego buty. No i jeszcze sprawa języków i kon­taktów. Anna Fotyga ma tu nad Beatą przewagę. Szydło odno­towała, że portal POLITICO wymienia ją wśród 14 kobiet, które mają szansę na tę tekę, ale ona w swoim stylu odpowiedziała: „To miłe. Jednak dla nas najważniejszym jest to, aby dbać o polskie interesy. I do tego będziemy dobierać odpowiednie narzędzia”. Raczej nie my, tylko prezes. A Beata Szydło wyćwiczyła się w byciu narzędziem w rękach Kaczyńskiego.
   W rozmowie z Onetem Szydło mówiła, że jeśli chodzi o polską politykę, to na samym szczycie jest Kaczyński, a za nim długo, długo nikt. Nasz rozmówca przewiduje (zastrzegając, że dalsze planowanie w polityce to szaleństwo), że Duda będzie drugą ka­dencję prezydentem, Morawiecki przez najbliższą premierem, a potem ma ambicje zostać prezydentem. I że partię przejmie kiedyś Jarosław Brudziński. A Szydło? - Nasza. Beata będzie tam, gdzie czuje się najlepiej, będzie matką i opiekunką dla naszego elektoratu. Oczywiście jakieś stanowisko się jej dobierze.
Anna Dąbrowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz