TVP to Danuty
Holeckiej element tożsamości i dowód na jej wysoki status społeczny. Bez
„Wiadomości” czuje się nikim, dlatego zrobi wszystko, żeby się w nich utrzymać
Elżbieta Turlej
Odkąd
została szefową „Wiadomości”, jest non stop podenerwowana - mówią w TVP.
- Po pierwsze, posada nie
przekłada się na wpływy, po drugie, boi się, że Kurski odsunie j ą od występów
na wizji.
A wtedy kilkanaście lat walki o prowadzenie głównego wydania
„Wiadomości” pójdzie na marne. Pewnie dlatego nie ma czasu na zajmowanie się
ogródkiem i domem na warszawskim Mokotowie. Nie kosi trawy, nie kisi
małosolnych, nie robi kompotów z truskawek. Całymi dniami siedzi w TVP, pilnuje dyżurów, dzwoni do polityków, bo komu jak komu, ale
jej nikt nie odmawia wywiadu. I narzeka na przyjętą w miejsce Krzysztofa Ziemca
Edytę Lewandowską.
- Ech, ta Edyta. Ależ ona sepleni - wzdycha i przewraca oczami. Wiadomo,
królowa „Wiadomości” jest tylko jedna.
KOPCIUSZEK
W połowie lat 90.
jest telewizyjnym kopciuszkiem. Z tylnego
szeregu, czyli czytania porannych i wieczornych „Wiadomości”, wyciągają
ówczesny szef, Jarosław Grzelak.
- Życzę ci, żebyś robiła to, co umiesz najlepiej, a twoje marzenia się
spełnią - mówi tajemniczo podczas telewizyjnej wigilii. Kilka dni później
wyznaczają do prowadzenia głównego wydania „Wiadomości”. Rodzina z Mazur, mama
nauczycielka, ojciec geodeta, przyjeżdża do Warszawy, żeby świętować jej
debiut. A ona - co lubi podkreślać - odbiera telefony z gratulacjami nie tylko
od znajomych, ale też zachwyconych widzowi dziennikarzy, którzy ustawiają się
w kolejce po wywiad. Chętnie dzieli się „sposobami Holeckiej na piękne i
błyszczące włosy”, zdradza, jak dba o figurę, podaje przepisy na spaghetti
carbonara i domowy serek mascarpone.
- Uzależnia się od sławy „pani z okienka” - mówi znajoma dziennikarka.
- A kiedy po kilku miesiącach, razem ze zmianą kierownictwa, wraca do czytania
porannych i wieczornych „Wiadomości”, traktuje to jako życiową porażkę.
Podkreśla, że została skrzywdzona, nie doceniono jej potencjału, i obiecuje
zrobić wszystko, żeby wrócić do głównego wydania.
Udaje się po sześciu latach, przy kolejnej zmianie kierownictwa. Ale
znów tylko na kilka miesięcy. Kolejny szef „Wiadomości” stawia na osobowości z
kilkoma Wiktorami, ona nie ma ani jednego.
- Wie, że aby wrócić, musi zadbać, żeby widzowie o niej nie zapomnieli -
mówi znajoma dziennikarka.
Szuka więc sojuszników. Najpierw dzwoni do tabloidów.
- Dostaję setki listów od zawiedzionych widzów. Piszą, żebym się nie
poddawała, bo w telewizji przecież ciągle coś się zmienia. Uważam, że to mądra
rada - mówi.
- Ktoś z mojej redakcji odbił na ksero artykuł „Widzowie tęsknią za
Holecką” i wytapetował nim
korytarz i windy przy Woronicza – zdradza.
- Obiecałam widzom, że ich nie zostawię, i obietnicę wypełnię. Po prostu
nie będę udawać kogoś, kim nie jestem.
Mimo to ląduje w trzecim szeregu, czyli w TVP3, a
potem TVP Info.
- Wrócić z takiej banicji do głównego wydania „Wiadomości” to mission impossible. Pojawiają się nowi prowadzący, a widzowie szybko
zapominają - mówi znajoma dziennikarka. - Ale Danusia znajduje sposób na
zatrzymanie uwagi czytelników tabloidów czy gazet dla kobiet: błyskawicznie
wchodzi w rolę ofiary, której rodzina poświęciła wszystko dla jej pracy w TVP.
Zawsze odbiera telefony od dziennikarzy. Czasem dzwoni pierwsza, żeby
sprzedać jakiegoś newsa z życia.
Najchętniej mówi o synach bliźniakach, Stefku i Julku. Znają TVP od poczęcia: była w ciąży już podczas kursu przygotowawczego
do pracy w telewizji. Kiedy prowadziła program „Kawa czy herbata”, nastawiała
budzik na 3 rano, żeby ich nakarmić.
O czwartej wyjeżdżała do studia. Z
rozdartym sercem, bo dzieci zostawały z nianią.
Drugi z jej ulubionych tematów to mąż Krzysztof. Siedem lat starszy
biznesmen, właściciel kilku parkingów w stolicy. Kiedy się spotkali (organizował wyjazd
na saksy do Norwegii, ona była studentką ekonomii na SGH), był jeszcze żonaty.
Danuta długo zastanawia się, czy zalegalizować ich związek (na zaproszeniu trzy
razy zmieniała datę ślubu), wreszcie „weszła w to i nie żałuje”. Mąż
początkowo nie pochwalał jej pomysłu pracy w mediach (nieźle zarabiała jako
krupierka w hotelu Marriott), dlatego na eliminacje do TVP poszła w tajemnicy. Wszystko się wydało, kiedy Krzysztof
wyjął ze skrzynki list z zaproszeniem na Woronicza. Ale potem był z niej
bardzo dumny.
- Trzeci ulubiony temat Danusi to Bóg. Zawsze podkreślała, że do TVP weszła bez protekcji, ale ze wsparciem z góry - mówi
dziennikarka.
CIOCIA DANUSIA
- Traktowaliśmy ciocię
Danusię” jak relikt z poprzedniej epoki -
mówi wydawca z TVP Info, w
którym wylądowała na kilkanaście lat. - A on a niechętnie się uczyła. Kiedyś
na przykład robiła wywiad z zakażonym HIV.
Pytała nas: podać mu rękę przed wejściem na wizję? A jak zakazi?
- Nie umiała wysyłać maili, prosiła o pomoc, kiedy trzeba było coś
sprawdzić w internecie - dodaje była koleżanka. - Nie lubiła nawet korzystać z
komórki i cały czas dzwoniła ze stacjonarnego.
Dlatego wszyscy w newsroomie słyszą, jak rozmawia z mężem (ma po nią
przyjechać, bo boi się sama jeździć samochodem), daje wskazówki gosposi synów
(studiowali medycynę w Zabrzu, wynajęła im dom i pomoc domową), sprzedaje
mieszkanie w bloku i kupuje dom, doradza synom w kwestii zakupu wina z
dyskontu (ma być tanie, ale ładnie opakowane, idealne na prezent dla
wykładowcy). Reklamówki z dyskontów szybko stają się, oprócz termoloków, które
grzeje w redakcji, znakiem rozpoznawczym „cioci Danusi”. Trzyma w nich kilka
par butów na zmianę: jedne do chodzenia po newsroomie, inne na wizję. Z
reklamówkami pojawia się też na balach dziennikarza - z samochodu wychodzi w
trampkach, w korytarzu zmienia buty na szpilki.
- Jednocześnie zaczyna budować image przyjaciółki polityków - mówi
wydawca z TVP Info.
- Chwaliła się: „Niedawno zadzwonił do mnie
profesor Marian Zembala. Premier Ewa Kopacz zaproponowała mu stanowisko
ministra zdrowia. Zapytał: pani Danusiu, brać czy nie brać? Odpowiedziałam:
brać. No i wziął”.
Lubi też podkreślać - szczególnie
w kolejne rocznice katastrofy smoleńskiej, które spędza na modlitwie - że
doskonale zna rodzinę Lecha Kaczyńskiego. Mówi, że przy okazji wywiadów w
pałacu prezydenckim Maria Kaczyńska podejmowała ją obiadem. A Jarosław
Kaczyński ma takie samo hobby jak ona: uwielbia koty.
- Walczyła o wyłączność na rozmowy z prezesem PiS. Z sukcesem, bo kiedy
umawialiśmy wywiady, ówczesny rzecznik Kaczyńskiego Adam Hofman zastrzegał:
prezes przyjedzie, ale tylko pod warunkiem, że do pani Danusi - mówi wydawca.
Mimo to kolejni szefowie są z niej niezadowoleni: jest mdła, a oni chcą
robić telewizję na miarę TVN. Ma zniknąć z wizji.
Po raz kolejny szuka protekcji w
mediach, tłumaczy, że musi zarabiać, bo mąż ma nieregularne dochody, a
utrzymanie studiujących synów kosztuje. Niestety, newsy z Holecką już nie
grzeją. Dzwoni więc do znajomych polityków. W kierownictwie TVP wstawia się za nią tylko Leszek Miller G(Szkoda takiej
miłej, porządnej dziennikarki”). Na wołanie o pomoc reaguje też Janusz
Piechociński z PSL, wtedy minister gospodarki.
- Zadzwoniła z prośbą o spotkanie na neutralnym gruncie - wspomina. -
Wiedziałem, że nigdy nie była pieszczochem władz telewizji. Narzekała, że jest
przerzucana z anteny na antenę i chce odejść. Akurat miałem wakat w
Ministerstwie Gospodarki, w departamencie komunikacji. Chciałem, żeby prowadziła
dla nas debaty i konferencje o przedsiębiorczości. Wydawała się do tego
idealna: podczas wywiadów nigdy nie była drapieżna, zawsze miła i ciepła.
Kojarzyła mi się bardziej z Adamem Słodowym niż Jolantą Pieńkowską.
Holecka zapala się do pomysłu, ale po kilku tygodniach dzwoni, że
jednak dziękuje. Udaje jej się - dzięki wsparciu polityka z PSL – zostać na
wizji. Wprawdzie prowadzi „Dziennik Regionów” i „Echo Dnia” w TVP3, ale przynajmniej jest na wizji.
PROTEGOWANA
- Kiedy PiS dochodzi
do władzy, Danusia łapie wiatr w żagle
- mówi były pracownik TVP. - Kolega dziennikarz opowiadał, że
w telewizyjnej charakteryzatorni rzuciła do niego: no, teraz przyszła dobra
zmiana, więc chyba szukasz sobie nowej pracy? Kiedy dostałem wymówienie,
szepnęła mi na ucho: „bardzo mi przykro”, ale nic nie zrobiła, żeby pomóc.
Miałem wrażenie, że postanawia, że teraz wreszcie zrobi coś dla siebie: dzięki
wsparciu nowej władzy wstanie z kolan.
Już nie jest ofiarą, ale bliską znajomą Kury, czyli nowego prezesa
telewizji Jacka Kurskiego. Wita go razem z Anną Popek i Przemysławem Babiarzem
na konferencji prasowej przy Woronicza. Pojawia się tuż obok podczas premiery
filmu „Smoleńsk”. Pozuje do wspólnych zdjęć nie tylko z Kurą, ale też z
większością polityków PiS. Zna ich już nie tylko z telewizji. Po wygranych
wyborach prezydenckich przez kilka dni w swoim domu na Mokotowie przygotowuje
do wystąpień publicznych Andrzeja Dudę. Chwali, że jest pojętnym uczniem. Przy
okazji napomyka, że Jarosław Kaczyński przepada za jej babką w czekoladzie.
Wreszcie w 2016 roku na dobre wraca z banicji: dostaje programy w TVP Info, TVP Polonia, prowadzi główne wydania „Wiadomości”. Do programów
„Minęła Dwudziesta” czy „Gość Wiadomości” zaprasza głównie polityków PiS, z
którymi zachwala dobrą zmianę.
- Nie mogłem na to patrzeć. Zadzwoniłem do niej i mówię: Danka, co ty
robisz? Komu dajesz swoją twarz? - mówi znajomy z dawnych lat. - A ona: A co?
Zazdrościsz, że wreszcie mam swój czas i wreszcie mnie doceniono?
Dziennikarki z prasy kobiecej, które w czasach banicji robiły z nią
wywiady, przyznają: tuż po powrocie do głównego wydania „Wiadomości” sodówka
uderza jej do głowy. W Opolu, gdzie co roku jest na Festiwalu Polskiej
Piosenki, kiedyś znajdowała czas na kawę. W ubiegłym roku była niedostępna,
przechodziła obok, udawała, że nie poznaje.
- Wcześniej odbierała telefony i przynajmniej grała otwartą - mówi
dziennikarka. - Teraz na najlżejszą sugestię „nie przesadzacie z tymi
paskami?” odkłada słuchawkę.
- Ale „babcia Danusia” nie ma w „Wiadomościach” nic do gadania - mówi
jeden z młodych dziennikarzy TVP (wcześniej w jednej ze stacji
komercyjnych). - Kiedy w maju dostała awans na naczelną „Wiadomości”, chodziła
dumna jak paw, ale szybko zorientowała się, jakie jest jej miejsce w szeregu.
Usiłowała zdjąć jeden z materiałów, szczególnie zjadliwy dla PO, ale
jej się nie udało. Od tej pory nie dyskutuje i wykonuje polecenia. A kiedy
miesięcznik „Press” zapytał ją o materiał, w którym „Wiadomości” powiązały
wykład Tuska na UW z Hitlerem i Stalinem, odesłała dziennikarza do dyrektora
Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosława Olechowskiego.
BABCIA DANKA
Dziennikarze i wydawcy „Wiadomości” są w wieku jej synów. Chodzą razem na papierosa albo do telewizyjnej kantyny. Ona
nie chodzi. Kiedyś się zatruła, woli przywozić w reklamówce z dyskontu
jedzenie z domu. Nie chodzi też na domówki, nie nawiązuje nowych znajomości.
Coraz bardziej osamotniona krąży na linii: dom - telewizja. W niedzielę do grafiku dodaje
wyjście z mężem do kościoła.
- Do niedawna towarzyszyli im synowie. Przez kilka lat mieszkali razem.
Ale skończyli studia medyczne, jeden ożenił się, niedługo zostanie ojcem.
Niedawno obaj wyjechali ponad 150
km za Warszawę na praktyki lekarskie - mówi jeden z
dziennikarzy w „Wiadomościach”. - „Babcia Danusia” skarży się, że zesłanie ich
pod Kielce to zemsta za jej działalność w mediach. W kategoriach zemsty
rozpatruje też fakt, że któryś z sąsiadów regularnie donosi straży miejskiej,
że Holecka pali plastik w kominku.
Powtarza: najlepszym sposobem na wszystkie kłopoty jest modlitwa.
Również w pracy, co rekomenduje młodym.
- Ale potrafi też pomóc - mówi jeden z kolegów. - Niedawno któryś z
wydawców przez kilka dni nie przychodził do pracy. Sprawdziła, gdzie mieszka,
pojechała. Okazało się, że alkoholik. Wpadł w ciąg. Załatwiła odwyk,
przekonała, że warto dać mu drugą szansę. Chłop wrócił do żywych i do TVP.
Ale „babcia Danusia” - jak mówią przy placu Powstańców, gdzie powstają
„Wiadomości” - potrafi również zaszkodzić. Wie, komu szepnąć, z kim nie lubi
pracować, a ostatnio nie lubi pracować z Edytą Lewandowską. Młodszą, z podobną
przeszłością w TVP
Info, podobną do niej nawet fizycznie. Tyle że
Lewandowska lepiej radzi sobie w rozmowach z politykami opozycji. A z tym
Holecka radzi sobie kiepsko, jak ostatnio z przewodniczącą Nowoczesnej,
Katarzyną Lubnauer.
- Czułam, że chce mnie - używając języka prawej strony - zaorać, żeby
potwierdzić swoją przydatność w TVP - mówi Lubnauer. - Najpierw,
jeszcze przed wejściem na wizję, żartowała: o proszę, obie ubrałyśmy się tak
samo. Mamy takie same białe marynarki, musimy jakoś się odróżnić. Potem
usiłowała mnie sprowokować, ale widziałam, że im bardziej byłam spokojna, tym
bardziej się denerwowała. Mimo to starała się mnie dopaść.
I tak się zagalopowała, że
przedłużyła program o 7 minut. Kiedy odprowadzała mnie do windy, rzuciłam:
następnym razem muszę chyba założyć inną marynarkę. A ona na to: ale ja i tak
miałam inną bluzkę!
I taka to z nią rozmowa.
PS. Danuta Holecka nie chciała
rozmawiać z „Newsweekiem”
PROPAGANDA W „WIADOMOŚCIACH”
Krajowa Rada
Radiofonii i Telewizji opublikowała właśnie raport Uniwersytetu Papieskiego
Jana Pawła II w Krakowie. Wynika z niego, że w głównym wydaniu „Wiadomości” łamana
jest zasada oddzielania informacji od komentarza. Dobór i ranga informacji,
sposób ich przedstawiania oraz zróżnicowanie pod względem opcji politycznej
naruszają zasady pluralizmu i wyważenia. Dominuje strona rządowa, a opozycja
przedstawiana jest w
negatywnym świetle. Widać wyraźną przewagę wypowiedzi dziennikarzy oraz
publicystów kojarzonych z opcją rządzącą czy prawicą, a widzowi sugeruje się,
jak powinien patrzeć na daną sytuację.
Badano również tzw.
współczynnik obiektywizmu prowadzących „Wiadomości”. Z raportu Uniwersytetu
Papieskiego Jana Pawła II wynika, że najmniej obiektywna jest Danuta Holecka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz