wtorek, 18 czerwca 2019

Królowa Wiadomości



TVP to Danuty Holeckiej element tożsamości i dowód na jej wysoki status społeczny. Bez „Wiadomości” czuje się nikim, dlatego zrobi wszystko, żeby się w nich utrzymać

 Elżbieta Turlej

Odkąd została szefową „Wiadomości”, jest non stop podenerwowana - mówią w TVP.
- Po pierwsze, posada nie przekłada się na wpływy, po drugie, boi się, że Kurski odsu­nie j ą od występów na wizji.
   A wtedy kilkanaście lat walki o prowa­dzenie głównego wydania „Wiadomości” pójdzie na marne. Pewnie dlatego nie ma czasu na zajmowanie się ogródkiem i domem na warszawskim Mokotowie. Nie kosi tra­wy, nie kisi małosolnych, nie robi kompotów z truskawek. Cały­mi dniami siedzi w TVP, pilnuje dyżurów, dzwoni do polityków, bo komu jak komu, ale jej nikt nie odmawia wywiadu. I narzeka na przyjętą w miejsce Krzysztofa Ziemca Edytę Lewandowską.
   - Ech, ta Edyta. Ależ ona sepleni - wzdycha i przewraca oczami. Wiadomo, królowa „Wiadomości” jest tylko jedna.

KOPCIUSZEK
W połowie lat 90. jest telewizyjnym kopciuszkiem. Z tylne­go szeregu, czyli czytania porannych i wieczornych „Wiadomo­ści”, wyciągają ówczesny szef, Jarosław Grzelak.
   - Życzę ci, żebyś robiła to, co umiesz najlepiej, a twoje marzenia się spełnią - mówi tajemniczo podczas telewizyjnej wigilii. Kilka dni później wyznaczają do prowadzenia głównego wydania „Wia­domości”. Rodzina z Mazur, mama nauczycielka, ojciec geode­ta, przyjeżdża do Warszawy, żeby świętować jej debiut. A ona - co lubi podkreślać - odbiera telefony z gratulacjami nie tylko od znajo­mych, ale też zachwyconych widzowi dziennikarzy, którzy ustawia­ją się w kolejce po wywiad. Chętnie dzieli się „sposobami Holeckiej na piękne i błyszczące włosy”, zdradza, jak dba o figurę, podaje prze­pisy na spaghetti carbonara i domowy serek mascarpone.
   - Uzależnia się od sławy „pani z okienka” - mówi znajoma dzien­nikarka. - A kiedy po kilku miesiącach, razem ze zmianą kierowni­ctwa, wraca do czytania porannych i wieczornych „Wiadomości”, traktuje to jako życiową porażkę. Podkreśla, że została skrzywdzo­na, nie doceniono jej potencjału, i obiecuje zrobić wszystko, żeby wrócić do głównego wydania.
   Udaje się po sześciu latach, przy kolejnej zmianie kierowni­ctwa. Ale znów tylko na kilka miesięcy. Kolejny szef „Wiado­mości” stawia na osobowości z kilkoma Wiktorami, ona nie ma ani jednego.
   - Wie, że aby wrócić, musi zadbać, żeby widzowie o niej nie zapomnieli - mówi znajoma dziennikarka.
   Szuka więc sojuszników. Najpierw dzwoni do tabloidów.
   - Dostaję setki listów od zawiedzionych widzów. Piszą, żebym się nie poddawała, bo w telewizji przecież ciągle coś się zmie­nia. Uważam, że to mądra rada - mówi.
   - Ktoś z mojej redakcji odbił na kse­ro artykuł „Widzowie tęsknią za Holecką i wytapetował nim korytarz i windy przy Woronicza – zdradza.
   - Obiecałam widzom, że ich nie zostawię, i obietnicę wypełnię. Po prostu nie będę udawać kogoś, kim nie jestem.
   Mimo to ląduje w trzecim szeregu, czyli w TVP3, a potem TVP Info.
   - Wrócić z takiej banicji do głównego wydania „Wiadomo­ści” to mission impossible. Pojawiają się nowi prowadzący, a wi­dzowie szybko zapominają - mówi znajoma dziennikarka. - Ale Danusia znajduje sposób na zatrzymanie uwagi czytelników tabloidów czy gazet dla kobiet: błyskawicznie wchodzi w rolę ofiary, której rodzina poświęciła wszystko dla jej pracy w TVP.
   Zawsze odbiera telefony od dziennikarzy. Czasem dzwoni pierwsza, żeby sprzedać jakiegoś newsa z życia.
   Najchętniej mówi o synach bliźniakach, Stefku i Julku. Znają TVP od poczęcia: była w ciąży już podczas kursu przygotowaw­czego do pracy w telewizji. Kiedy prowadziła program „Kawa czy herbata”, nastawiała budzik na 3 rano, żeby ich nakarmić.
O czwartej wyjeżdżała do studia. Z rozdartym sercem, bo dzie­ci zostawały z nianią.
   Drugi z jej ulubionych tematów to mąż Krzysztof. Siedem lat starszy biznesmen, właściciel kilku parkingów w stolicy. Kiedy się spotkali (organizował wyjazd na saksy do Norwegii, ona była studentką ekonomii na SGH), był jeszcze żonaty. Danuta długo zastanawia się, czy zalegalizować ich związek (na zaproszeniu trzy razy zmieniała datę ślubu), wreszcie „weszła w to i nie żału­je”. Mąż początkowo nie pochwalał jej pomysłu pracy w mediach (nieźle zarabiała jako krupierka w hotelu Marriott), dlatego na eliminacje do TVP poszła w tajemnicy. Wszystko się wydało, kie­dy Krzysztof wyjął ze skrzynki list z zaproszeniem na Woroni­cza. Ale potem był z niej bardzo dumny.
   - Trzeci ulubiony temat Danusi to Bóg. Zawsze podkreślała, że do TVP weszła bez protekcji, ale ze wsparciem z góry - mówi dziennikarka.

CIOCIA DANUSIA
- Traktowaliśmy ciocię Danusię” jak relikt z poprzedniej epoki - mówi wydawca z TVP Info, w którym wylądowała na kil­kanaście lat. - A on a niechętnie się uczyła. Kiedyś na przykład robiła wywiad z zakażonym HIV. Pytała nas: podać mu rękę przed wejściem na wizję? A jak zakazi?
   - Nie umiała wysyłać maili, prosiła o po­moc, kiedy trzeba było coś sprawdzić w internecie - dodaje była koleżanka. - Nie lubiła nawet korzystać z komórki i cały czas dzwoniła ze stacjonarnego.
   Dlatego wszyscy w newsroomie słyszą, jak rozmawia z mężem (ma po nią przyje­chać, bo boi się sama jeździć samochodem), daje wskazówki gosposi synów (studiowali medycynę w Zabrzu, wynajęła im dom i po­moc domową), sprzedaje mieszkanie w blo­ku i kupuje dom, doradza synom w kwestii zakupu wina z dyskontu (ma być tanie, ale ładnie opakowane, idealne na prezent dla wykładowcy). Reklamówki z dyskontów szybko stają się, oprócz termoloków, które grzeje w redakcji, znakiem rozpoznawczym „cioci Danusi”. Trzyma w nich kilka par bu­tów na zmianę: jedne do chodzenia po newsroomie, inne na wizję. Z reklamówkami pojawia się też na balach dziennikarza - z samo­chodu wychodzi w trampkach, w korytarzu zmienia buty na szpilki.
   - Jednocześnie zaczyna budować image przyjaciółki polityków - mówi wydawca z TVP Info. - Chwaliła się: „Niedawno zadzwonił do mnie profesor Marian Zembala. Premier Ewa Kopacz zapro­ponowała mu stanowisko ministra zdrowia. Zapytał: pani Danu­siu, brać czy nie brać? Odpowiedziałam: brać. No i wziął”.
Lubi też podkreślać - szczególnie w kolejne rocznice katastrofy smoleńskiej, które spędza na modlitwie - że doskonale zna rodzi­nę Lecha Kaczyńskiego. Mówi, że przy okazji wywiadów w pałacu prezydenckim Maria Kaczyńska podejmowała ją obiadem. A Ja­rosław Kaczyński ma takie samo hobby jak ona: uwielbia koty.
   - Walczyła o wyłączność na rozmowy z prezesem PiS. Z suk­cesem, bo kiedy umawialiśmy wywiady, ówczesny rzecznik Ka­czyńskiego Adam Hofman zastrzegał: prezes przyjedzie, ale tylko pod warunkiem, że do pani Danusi - mówi wydawca.
   Mimo to kolejni szefowie są z niej niezadowoleni: jest mdła, a oni chcą robić telewizję na miarę TVN. Ma zniknąć z wizji.
Po raz kolejny szuka protekcji w mediach, tłumaczy, że musi zarabiać, bo mąż ma nieregularne dochody, a utrzymanie stu­diujących synów kosztuje. Niestety, newsy z Holecką już nie grzeją. Dzwoni więc do znajomych polityków. W kierownictwie TVP wstawia się za nią tylko Leszek Miller G(Szkoda takiej miłej, porządnej dziennikarki”). Na wołanie o pomoc reaguje też Ja­nusz Piechociński z PSL, wtedy minister gospodarki.
   - Zadzwoniła z prośbą o spotkanie na neutralnym grun­cie - wspomina. - Wiedziałem, że nigdy nie była pieszczo­chem władz telewizji. Narzekała, że jest przerzucana z anteny na antenę i chce odejść. Akurat miałem wakat w Ministerstwie Gospodarki, w departamencie komunikacji. Chciałem, żeby pro­wadziła dla nas debaty i konferencje o przedsiębiorczości. Wy­dawała się do tego idealna: podczas wywiadów nigdy nie była drapieżna, zawsze miła i ciepła. Kojarzyła mi się bardziej z Ada­mem Słodowym niż Jolantą Pieńkowską.
   Holecka zapala się do pomysłu, ale po kilku tygodniach dzwo­ni, że jednak dziękuje. Udaje jej się - dzięki wsparciu polityka z PSL – zostać na wizji. Wprawdzie prowadzi „Dziennik Regio­nów” i „Echo Dnia” w TVP3, ale przynajmniej jest na wizji.

PROTEGOWANA
- Kiedy PiS dochodzi do władzy, Danusia łapie wiatr w żagle - mówi były pracownik TVP. - Kolega dziennikarz opowiadał, że w telewizyjnej charakteryzatorni rzuciła do niego: no, teraz przyszła dobra zmiana, więc chyba szukasz sobie nowej pracy? Kiedy dostałem wymówienie, szepnęła mi na ucho: „bardzo mi przykro”, ale nic nie zrobiła, żeby pomóc. Miałem wrażenie, że postanawia, że teraz wreszcie zrobi coś dla siebie: dzięki wspar­ciu nowej władzy wstanie z kolan.
   Już nie jest ofiarą, ale bliską znajomą Kury, czyli nowego preze­sa telewizji Jacka Kurskiego. Wita go razem z Anną Popek i Prze­mysławem Babiarzem na konferencji prasowej przy Woronicza. Pojawia się tuż obok podczas premiery filmu „Smoleńsk”. Pozuje do wspólnych zdjęć nie tylko z Kurą, ale też z większością polity­ków PiS. Zna ich już nie tylko z telewizji. Po wygranych wyborach prezydenckich przez kilka dni w swoim domu na Mokotowie przygotowuje do wystąpień publicznych Andrzeja Dudę. Chwali, że jest pojętnym uczniem. Przy okazji napomyka, że Jarosław Ka­czyński przepada za jej babką w czekoladzie.
   Wreszcie w 2016 roku na dobre wraca z banicji: dostaje pro­gramy w TVP Info, TVP Polonia, prowadzi główne wydania „Wiadomości”. Do programów „Minęła Dwudziesta” czy „Gość Wiadomości” zaprasza głównie polityków PiS, z którymi za­chwala dobrą zmianę.
   - Nie mogłem na to patrzeć. Zadzwoniłem do niej i mówię: Danka, co ty robisz? Komu dajesz swoją twarz? - mówi znajomy z dawnych lat. - A ona: A co? Zazdrościsz, że wreszcie mam swój czas i wreszcie mnie doceniono?
   Dziennikarki z prasy kobiecej, które w czasach banicji robiły z nią wywiady, przyznają: tuż po powrocie do głównego wydania „Wiadomości” sodówka uderza jej do głowy. W Opolu, gdzie co roku jest na Festiwalu Polskiej Piosenki, kiedyś znajdowała czas na kawę. W ubiegłym roku była niedostępna, przechodziła obok, udawała, że nie poznaje.
   - Wcześniej odbierała telefony i przynajmniej grała otwartą - mówi dziennikarka. - Teraz na najlżejszą sugestię „nie przesa­dzacie z tymi paskami?” odkłada słuchawkę.
   - Ale „babcia Danusia” nie ma w „Wiadomościach” nic do ga­dania - mówi jeden z młodych dziennikarzy TVP (wcześniej w jednej ze stacji komercyjnych). - Kiedy w maju dostała awans na naczelną „Wiadomości”, chodziła dumna jak paw, ale szyb­ko zorientowała się, jakie jest jej miejsce w szeregu. Usiłowała zdjąć jeden z materiałów, szczególnie zjadliwy dla PO, ale jej się nie udało. Od tej pory nie dyskutuje i wykonuje polecenia. A kie­dy miesięcznik „Press” zapytał ją o materiał, w którym „Wiado­mości” powiązały wykład Tuska na UW z Hitlerem i Stalinem, odesłała dziennikarza do dyrektora Telewizyjnej Agencji Infor­macyjnej Jarosława Olechowskiego.

BABCIA DANKA
Dziennikarze i wydawcy „Wiadomości” są w wieku jej sy­nów. Chodzą razem na papierosa albo do telewizyjnej kantyny. Ona nie chodzi. Kiedyś się zatruła, woli przywozić w reklamów­ce z dyskontu jedzenie z domu. Nie chodzi też na domówki, nie nawiązuje nowych znajomości. Coraz bardziej osamotniona krąży na linii: dom - telewizja. W niedzielę do grafiku dodaje wyjście z mężem do kościoła.
   - Do niedawna towarzyszyli im synowie. Przez kilka lat miesz­kali razem. Ale skończyli studia medyczne, jeden ożenił się, nie­długo zostanie ojcem. Niedawno obaj wyjechali ponad 150 km za Warszawę na praktyki lekarskie - mówi jeden z dziennikarzy w „Wiadomościach”. - „Babcia Danusia” skarży się, że zesłanie ich pod Kielce to zemsta za jej działalność w mediach. W kate­goriach zemsty rozpatruje też fakt, że któryś z sąsiadów regular­nie donosi straży miejskiej, że Holecka pali plastik w kominku.
   Powtarza: najlepszym sposobem na wszystkie kłopoty jest modlitwa. Również w pracy, co rekomenduje młodym.
   - Ale potrafi też pomóc - mówi jeden z kolegów. - Niedaw­no któryś z wydawców przez kilka dni nie przychodził do pracy. Sprawdziła, gdzie mieszka, pojechała. Okazało się, że alkoho­lik. Wpadł w ciąg. Załatwiła odwyk, przekonała, że warto dać mu drugą szansę. Chłop wrócił do żywych i do TVP.
   Ale „babcia Danusia” - jak mówią przy placu Powstańców, gdzie powstają „Wiadomości” - potrafi również zaszkodzić. Wie, komu szepnąć, z kim nie lubi pracować, a ostatnio nie lubi pra­cować z Edytą Lewandowską. Młodszą, z podobną przeszłością w TVP Info, podobną do niej nawet fizycznie. Tyle że Lewan­dowska lepiej radzi sobie w rozmowach z politykami opozycji. A z tym Holecka radzi sobie kiepsko, jak ostatnio z przewodni­czącą Nowoczesnej, Katarzyną Lubnauer.
   - Czułam, że chce mnie - używając języka prawej strony - za­orać, żeby potwierdzić swoją przydatność w TVP - mówi Lub­nauer. - Najpierw, jeszcze przed wejściem na wizję, żartowała: o proszę, obie ubrałyśmy się tak samo. Mamy takie same białe marynarki, musimy jakoś się odróżnić. Potem usiłowała mnie sprowokować, ale widziałam, że im bardziej byłam spokojna, tym bardziej się denerwowała. Mimo to starała się mnie dopaść.
I tak się zagalopowała, że przedłużyła program o 7 minut. Kiedy odprowadzała mnie do windy, rzuciłam: następnym razem mu­szę chyba założyć inną marynarkę. A ona na to: ale ja i tak mia­łam inną bluzkę!
   I taka to z nią rozmowa.
PS. Danuta Holecka nie chciała rozmawiać z „Newsweekiem”

PROPAGANDA W „WIADOMOŚCIACH”

Krajowa Rada Radiofonii i Telewi­zji opublikowała właśnie raport Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wynika z niego, że w głównym wydaniu „Wiadomości” łamana jest zasada oddzielania informacji od komen­tarza. Dobór i ranga informacji, sposób ich przedstawiania oraz zróżnicowanie pod względem opcji politycznej naruszają zasady pluralizmu i wyważenia. Domi­nuje strona rządowa, a opozycja
przedstawiana jest w negatywnym świetle. Widać wyraźną przewagę wypowiedzi dziennikarzy oraz publicystów kojarzonych z opcją rządzącą czy prawicą, a widzowi sugeruje się, jak powinien patrzeć na daną sytuację.
Badano również tzw. współczyn­nik obiektywizmu prowadzących „Wiadomości”. Z raportu Uniwer­sytetu Papieskiego Jana Pawła II wynika, że najmniej obiektywna jest Danuta Holecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz