Kiedyś straszono
Żydem porywającym dzieci, aby upuszczać im krew na macę, a dziś straszy się
edukacją seksualną pod flagą tęczową, pod wpływem której polskie dzieci staną
się odmieńcami - mówi historyk Piotr Osęka
Rozmawiała Aleksandra Pawlicka
NEWSWEEK: Nowoczesne tyranie polegają
na zarządzaniu strachem, twierdzi amerykański historyk Timothy Snyder. Władza PiS jest nowoczesną tyranią?
PIOTR OSĘKA: Granie na lęku nie
jest jej obce, ale jej przeciwnicy także mobilizują wyborców, wykorzystując
strach - przed PiS. Od paru lat mamy zimną wojnę domową, której towarzyszy
rozhuśtanie emocji, zwłaszcza tych najsilniejszych i destrukcyjnych: strachu, nienawiści, pogardy. Celuje w tym
PiS. I zmierza do ustroju, który nie ma dobrej nazwy, bo demokracja
antyliberalna, w której zwycięzca bierze wszystko, to już nie demokracja, ale
jeszcze nie autorytaryzm. Wszędzie, gdzie wybory odbywają się w sposób
demokratyczny, ale władza polega na zawłaszczaniu instytucji państwa i umiejętnym antagonizowaniu
społeczeństwa, a w konsekwencji dążeniu do podporządkowania jednych drugim,
mamy do czynienia z tym modelem.
Gdy jeden z prawicowych
tygodników umieścił w ubiegłym tygodniu na okładce tytuł „To Soros stoi za
planem rozbicia Polski”, napisał pan, że już taką okładkę gdzieś widział.
- PiS bardziej zarządza szczuciem
jednych wobec drugich niż strachem. Takie okładki mają pobudzić wyborców. Naziści
utożsamiali Żydów z robactwem. Pokazywali, że Żydzi to straszna fala robaków
płynąca na Europę z jej wschodnich rubieży. PiS-owskie media sięgały po tę
retorykę, żeby wzbudzić odrazę i niechęć do imigrantów - pasożytów, które w
ich mniemaniu mogą nam zagrozić.
Teraz tym ohydztwem jest LGBT.
- I Żyd, który w potajemnym spisku
chce nam rozmontować kraj. Wydaje się, że wszystkie twarze wrogów PiS to
oblicza tej samej hydry. Różne głowy i odrażające paszcze zbiegają się w jedno
obrzydliwe cielsko. W tej koncepcji świata nie ma gry przypadków i wypadkowej
różnych sił, lecz wszystko jest uknutym planem zakonspirowanego demiurga,
siedzącego gdzieś w obcej stolicy. U komunistów był to imperialista, a potem
syjonista, czyli imperialista z haczykowatym nosem. Po zabójstwie prezydenta
Narutowicza „Gazeta Poranna” pisała, że w czeluściach tej ziemi rabino-bankier
świata chichocze śmiechem szatana. Dziś prawicowy tygodnik mówi, że George Soros stoi za planem rozbicia Polski.
Czy między Żydem a LGBT
istnieje jakiś tajemny związek?
- Prof.
Michał Głowiński mówi, że rolę Żyda odgrywa
dziś w Polsce gej. Ludzie podświadomie czują, że raczej nikt nie przyjdzie już
po żydowskie majątki, ale może przyjść deprawować nasze dzieci. Obecny lęk
przed edukacją seksualną spod znaku tęczowej flagi jest trawestacją mitu mordu
rytualnego. Kiedyś straszono Żydem porywającym dzieci, aby upuszczać im krew
na macę, a dziś straszy się porywaniem mentalnym, zahipnotyzowaniem złem,
rzuceniem uroku, pod wpływem którego dzieci staną się odmieńcami. Opowieść o
Żydach i LGBT jest opowieścią o spisku odmieńców przeciwko Polsce.
W tej nagonce bardziej chodzi o
straszenie czy o zobrzydzenie obywateli mających inną orientację niż
heteroseksualna?
- To jest niechęć, która ma
prowadzić do lęku. Emocje bazują na założeniu, że zalew odmieńców widoczny na
paradach może zagrażać życiu porządnych obywateli, ich tożsamości, religii,
tradycji. Może zmusić ich do tańcowania z piórami w tyłku i odebrać im prawo
do nazywania dewiacji dewiacją. W przypadku homofobii nie ma próby zmiękczenia
przekazu, z jaką mamy do czynienia w antysemityzmie. Dziś nie mówi się o
żydowskim spisku, ale o międzynarodowym żydowskim lobby. W przypadku LGBT nie
ma potrzeby takiego kamuflażu, bo mamy święte prawo się nimi brzydzić i ich
nienawidzić.
I tego prawa nie damy sobie
odebrać. To jest obrona prawa do nienawiści.
Kiedyś nie wypadało mówić
pewnych rzeczy, bo automatycznie lądowało się na marginesie.
- PiS rozumiane jako suma
wszystkich swoich twierdz - tych politycznych i medialnych - to jeden wielki
krzyk: precz z poprawnością polityczną. Dajemy upust wszystkim rasistowskim
niechęcią i nienawiściom. Hołubimy je w sobie. Dajemy sobie prawo określenia
gejów i Żydów plugawymi słowami i prawo bycia z tego dumnym. Bo jesteśmy tacy
nieugięci i tacy twardzi.
Od oplucia słowem do oplucia
fizycznego krótka droga.
- Poprawność uczy pewnej
powściągliwości. Gdy człowiek zmusza się do niej w słowach, to zmusza się też
w zachowaniach, bo język kształtuje nasze postawy i wyobrażenia o tym, co
wolno, a czego nie. Gdy uwalniamy język, uwalniamy w sobie złego.
Nie brakuje doniesień o aktach
homofobicznych i dyskryminacyjnych. Statystyki pokazują gwałtowny ich wzrost.
- Ale w zakresie działań
represyjnych władza jest zdecydowanie bardziej powściągliwa niż to, co robi
jej propaganda. Przecież gdyby na serio wziąć to, co piszą prawicowe tygodniki
czy mówi TVP, to policja powinna jednej nocy internować z 50 tysięcy luda
jak w stanie wojennym. Bo to zdrajcy i bluźniercy, szkalujący dobre imię
Polski, a na to są paragrafy. Tymczasem mamy tylko i na szczęście napinanie
muskułów. Straszenie. Lecz oczywiście to wisi gdzieś w powietrzu.
Po latach rządów 2005-2007 PiS
wie, że nie warto składać ofiar, bo współczucie społeczne zawsze będzie po ich
stronie: po stronie Barbary Blidy, doktora G. czy
uwiedzionej przez agenta CBA posłanki Sawickiej.
- Dopóki władza działa
racjonalnie, nie będzie ofiar, ale kiedy poczuje ogromny sukces albo
zagrożenie swojej pozycji, rewolucja może przyśpieszyć... Nie twierdzę, że tak
się stanie. Mówię tylko, że propaganda jest tak rozpędzona, że władza nie
będzie mieć problemu z uzasadnieniem daleko posuniętych działań represyjnych.
To jest jak ciągły łoskot buciorów idącej bojówki - a to publicysta, a to
naukowiec, bo oni mają słabość do różnych dziwnych naukowców, podnoszą larum,
że dalej tak już być nie może, że trzeba zrobić z tym wreszcie porządek.
Na razie frustrację kanalizuje
głównie internet.
- Tam nienawiść nie zna granic.
Każdy tekst na prawicowych portalach mówiący o tym, jak opozycja zdradza
Polskę, geje uwodzą dzieci, a Żydzi rozwalają nam kraj, wywołuje setki
furiackich komentarzy, żądanie egzekucji, tortur, odwetu. Takie wpisy zdarzają
się i w liberalnych mediach, ale sporadycznie. W prawicowych innych właśnie
nie ma. To jeden wielki, obłąkańczy ryk nienawiści.
Może dzięki temu te emocje nie
trafiają na ulicę?
- Może, ale nie wolno ich
lekceważyć, bo jad sączony w internecie jest socjalizowaniem do przemocy.
Mówi pan, że propaganda PiS
jest zdecydowanie bardziej rozpędzona niż sama władza.
- Jej wzorcem jest telewizja publiczna,
która przekroczyła wszystkie nieprzekraczalne granice. Oni już nawet nie
udają, że są serwisem informacyjnym. Są obrońcami wartości i pogromcami zła
czyhającego na Polskę i partię rządzącą. Przez miesiące słyszeliśmy w „Wiadomościach”
opowieść o opozycji, która nie ma dla Polski i Polaków żadnego programu. Gdy
go ogłosiła, to natychmiast podniósł się wrzask, że to program zdradziecki,
realizowany za niemieckie i żydowskie pieniądze.
Ten refren ma zadziwiającą
żywotność.
- To jest łańcuszek skojarzeń:
przejęcie władzy przez opozycję oznacza rozbiory, a skoro rozbiory, to obce
mocarstwa, a jeśli obce mocarstwa, to przede wszystkim Merkel, a Merkel to konszachty z Tuskiem, czyli Tusk za niemieckie
pieniądze urządzi rozbiór Polski, w czym pomoże mu Fundacja Batorego, czyli
żydowskie pieniądze, a konkretnie pieniądze George’a Sorosa.
Gdy mamy do czynienia z upiorną zmową, to najlepiej, żeby miała twarz starego
mężczyzny jak w sprawdzonym wzorcu starego Żyda, który niesie światu zgubę i
zniszczenie.
Sądząc po rosnącej liczbie
zwolenników PiS, taka propaganda jest skuteczna.
- Nie do końca jestem przekonany.
Ludzie głosują w sposób racjonalny, motywowani tym, co nazywamy kiełbasą
wyborczą, niesamowicie rozbudowanym programem socjalnym. Ekonomiści
ostrzegają, że ten karnawał na dłuższą metę skończy się źle, ale dziś jest lokomotywą
sukcesu PiS. I nie wątpię, że na najbliższe wybory już są szykowane kolejne
wiadra tego paliwa. I to one będą decydujące. Bo propaganda przekroczyła już
poziom strawności, stała się indoktrynacją, a tym samym straciła potencjał
perswazyjny.
Poseł Piotrowicz powiedział
kiedyś, że „przekaz TVP Info może razić ludzi inteligentnych”,
ale taki właśnie ma być.
- Oni nie doceniają swoich
wyborców, traktują ich jak stado baranów. A to nieprawda. Moc telewizji jest
mocno przereklamowana. To ułuda polityków.
Skoro propaganda TVP jest pana zdaniem nieskuteczna, to po co Jacek Kurski tak
nachalnie ją uprawia?
- Bo jest to przede wszystkim
spełnienie wyobrażeń samych propagandzistów o tym, jak powinien wyglądać
świat, który opisują. Mówimy to, co uważamy, że chciałoby usłyszeć naczalstwo,
a dokładnie rzecz biorąc - pierwszy poseł RP. Jestem przekonany, że
„Wiadomości” nie są tworzone z myślą o wyborach, ale podobać mają się na
Nowogrodzkiej, bo jak się nie spodobają, to na Woronicza ktoś straci pracę. To
jest pułapka, w którą swego czasu wpadli komuniści, budując makiety
rzeczywistości niemające wiele wspólnego z prawdziwym życiem: naród był z partią,
a tylko jakieś wyrzutki na dolarowym żołdzie, ekstrema KOR i Solidarności
knuły coś, spiskowały, oczywiście bez żadnych szans. Władze PZPR miały
wszystkie środki propagandy, a i tak przegrały wybory, bo pojawiała się realna
alternatywa.
Doszliśmy do podobnej granicy
rozmijania się propagandy z rzeczywistością, ale brak skutecznej alternatywy.
Ostatnie wybory jasno pokazały, że bycie anty-PiS nie zapewni zwycięstwa.
- Platforma przegrała w 2015 r.,
bo na zmęczenie elitami władzy nałożyły się taśmy nagrane przez kelnerów,
podwyższenie wieku emerytalnego zbiegło się z przejęciem pieniędzy z OFE. PO w
różny sposób zdemobilizowała i zniechęciła różne grupy swoich wyborców.
Pytanie, czy jest to proces odwracalny? Jak na razie trudno powiedzieć, że wypruwa
sobie żyły, aby przekonać do swoich racji, a pojedynczymi Trzaskowskim czy
Arłukowiczem wszystkiego się nie obskoczy.
Opozycja ma też przeciwko sobie
Kościół.
- To gracz dążący do
maksymalizacji swego kapitału wpływu. Popiera tych, którzy zapewniają mu
zachowanie, a nawet pomnożenie tego kapitału.
I bezpieczeństwo. Wygrana PiS w
eurowyborach zakończyła właściwie sprawę pedofili w Kościele, która dzięki
filmowi braci Sekielskich wydawała się rozpędzoną kulą śnieżną.
- W parafiach i w kuriach odetchnęli
z ulgą. Czy jednak krytyka Kościoła zmobilizowała wyborców PiS, tego nie
wiemy. Znamy tylko wynik wyborczy, a cała reszta to spekulacja. Partie mają
tendencję do dorabiania najbardziej dla siebie wygodnych interpretacji sukcesu
wyborczego. To tak, jakby wokół strzały wbitej w drzewo domalowywać tarczę.
Czego obawia się pan
najbardziej?
- Pójścia drogą Orbana. Na
Węgrzech partia władzy tak zrosła się ze strukturami państwa, że nawet
stanowiska w prywatnych firmach obsadzane są ze wskazań Fideszu. Jako historyk
pracuję w newralgicznej sferze nadbudowy, mówię o sprawach dla PiS bardzo
ważnych
czy wręcz najważniejszych. Na
Węgrzech nie wsadzają naukowców i dziennikarzy do więzień jak w Turcji, ale
pozbawiają ich pracy. Dają ją tylko tym, którzy gotowi są dąć w słuszne trąby i
mówić to, czego oczekuje władza. To jest
doświadczenie stalinizacji nauki. Z wypowiedzi polityków PiS wynika, że taka
myśl nie jest tej partii obca.
Co jest bardziej atrakcyjne w
ofercie PiS: socjał czy możliwość odwetu?
- Cała autobiografia Kaczyńskiego
jest opowieścią o tym, gdzie, kto i kiedy nie podał mu ręki, odwrócił się, nie
wydał stałej przepustki, zlekceważył. Władza potrzebna jest mu po to, aby
każdego, kto znalazł się na tej liście, mógł rozliczyć.
To prezes. A wyborcy?
- PiS dobrze wychodzi granie na
swojskości i antyelitarności. W katalogu lęków i pogardy pogarda dla elit jest
niezwykle ważna. To wynalazek roku 68. Przed II wojną ONR mówił o „zażydzeniu”
na wyższych uczelniach, ale dopiero propaganda Marca 68 pokazała, jak łatwo
można zmobilizować społeczeństwo hasłami piętnującymi elity - przeciwko tym mądralom,
które zjadły wszystkie rozumy, które polskość kłuje w zęby i które nie chcą
celebrować polskiej historii.
PiS to niejedyna w III RP
partia antyelitarna.
- Lepper cały był ulepiony z
antyelitarności, gdy jednak sam stał się elitą polityczną, stracił
wiarygodność. Teoria mówi, że rządy upadają, gdy aspiracje obywateli rozmijają
się z możliwościami oferowanymi im przez władzę. Umiejętność grania na resentymencie,
na antyelitarności, na podsycaniu podziałów między Polakami została opanowana
przez Jarosława Kaczyńskiego do perfekcji, ale może okazać się
niewystarczająca, gdy wyborcy zorientują się, że zarabiają wprawdzie lepiej,
ale nie tyle co na Zachodzie. A przecież obiecał im to premier Morawiecki.
Rozbudzone i niezaspokojone aspiracje skruszyły już niejednego godnościowego
kolosa.
Sondaże dające PiS przewagę nad
opozycją dowodzą, że strategia szczucia jest właściwym językiem kampanii
wyborczej?
- Bez wątpienia sukces w
eurowyborach rozjuszył PiS. Utwierdził, że dotychczasowa narracja jest jedyną
słuszną, choć na dłuższą metę okaże się pewnie jedną z głównych słabości tej
partii.
Pytanie, co oznacza dłuższa
meta?
- Nie będę zaprzeczał, że każdy
dzień rządzenia PiS przynosi Polsce szkodę. Można się tylko pocieszać, sięgając
po analogie historyczne, że nawet gdyby nie wiadomo, jak bardzo się umocnił, to
nie jest wieczny. Polska była wyjątkowym krajem w bloku komunistycznym, mniej
więcej co 10 lat mieliśmy nowego pierwszego sekretarza. Może to jest to, o
czym PiS tak uwielbia rozprawiać, czyli polska tożsamość narodowa: tym narodem
nie da się rządzić w sposób dyktatorski, bo zdolność oporu w sytuacjach, które
wydają się beznadziejne, jest u nas bardzo duża.
Piotr Osęka jest badaczem najnowszej historii Polski,
profesorem nadzwyczajnym pan. jego pierwszą książką była praca magisterska „syjoniści,
inspiratorzy, wichrzyciele. Obraz wroga w propagandzie Marca 1968”. Za badanie i
upamiętnianie tego okresu odznaczony krzyżem kawalerskim Orderu Odrodzenia
Polski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz