czwartek, 20 czerwca 2019

Spisek odmieńców



Kiedyś straszono Żydem porywającym dzieci, aby upuszczać im krew na macę, a dziś straszy się edukacją seksualną pod flagą tęczową, pod wpływem której polskie dzieci staną się odmieńcami - mówi historyk Piotr Osęka

Rozmawiała Aleksandra Pawlicka

NEWSWEEK: Nowoczesne tyranie pole­gają na zarządzaniu strachem, twierdzi amerykański historyk Timothy Snyder. Władza PiS jest nowoczesną tyranią?
PIOTR OSĘKA: Granie na lęku nie jest jej obce, ale jej przeciwnicy także mobilizują wyborców, wykorzystując strach - przed PiS. Od paru lat mamy zimną wojnę do­mową, której towarzyszy rozhuśtanie emocji, zwłaszcza tych najsilniejszych i destrukcyjnych: strachu, nienawiści, pogardy. Celuje w tym PiS. I zmierza do ustroju, który nie ma dobrej nazwy, bo demokracja antyliberalna, w której zwy­cięzca bierze wszystko, to już nie demo­kracja, ale jeszcze nie autorytaryzm. Wszędzie, gdzie wybory odbywają się w sposób demokratycz­ny, ale władza polega na zawłaszczaniu instytucji państwa i umiejętnym antagonizo­waniu spo­łeczeństwa, a w konsekwencji dążeniu do podporządkowania jednych drugim, mamy do czynienia z tym modelem.
Gdy jeden z prawicowych tygodników umieścił w ubiegłym tygodniu na okładce tytuł „To Soros stoi za planem rozbicia Polski”, napisał pan, że już taką okładkę gdzieś widział.
- PiS bardziej zarządza szczuciem jed­nych wobec drugich niż strachem. Takie okładki mają pobudzić wyborców. Na­ziści utożsamiali Żydów z robactwem. Pokazywali, że Żydzi to straszna fala ro­baków płynąca na Europę z jej wschod­nich rubieży. PiS-owskie media sięgały po tę retorykę, żeby wzbudzić odrazę i nie­chęć do imigrantów - pasożytów, które w ich mniemaniu mogą nam zagrozić.
Teraz tym ohydztwem jest LGBT.
- I Żyd, który w potajemnym spisku chce nam rozmontować kraj. Wydaje się, że wszystkie twarze wrogów PiS to oblicza tej samej hydry. Różne głowy i odrażają­ce paszcze zbiegają się w jedno obrzydli­we cielsko. W tej koncepcji świata nie ma gry przypadków i wypadkowej różnych sił, lecz wszystko jest uknutym planem zakonspirowanego demiurga, siedzącego gdzieś w obcej stolicy. U komunistów był to imperialista, a potem syjonista, czyli imperialista z haczykowatym nosem. Po zabójstwie prezydenta Narutowicza „Ga­zeta Poranna” pisała, że w czeluściach tej ziemi rabino-bankier świata chichocze śmiechem szatana. Dziś prawicowy ty­godnik mówi, że George Soros stoi za pla­nem rozbicia Polski.
Czy między Żydem a LGBT istnieje jakiś tajemny związek?
- Prof. Michał Głowiński mówi, że rolę Żyda odgrywa dziś w Polsce gej. Ludzie podświadomie czują, że raczej nikt nie przyjdzie już po żydowskie majątki, ale może przyjść deprawować nasze dzie­ci. Obecny lęk przed edukacją seksualną spod znaku tęczowej flagi jest trawestacją mitu mordu rytualnego. Kiedyś stra­szono Żydem porywającym dzieci, aby upuszczać im krew na macę, a dziś stra­szy się porywaniem mentalnym, zahip­notyzowaniem złem, rzuceniem uroku, pod wpływem którego dzieci staną się od­mieńcami. Opowieść o Żydach i LGBT jest opowieścią o spisku odmieńców prze­ciwko Polsce.
W tej nagonce bardziej chodzi o stra­szenie czy o zobrzydzenie obywateli mających inną orientację niż heteroseksualna?
- To jest niechęć, która ma prowadzić do lęku. Emocje bazują na założeniu, że za­lew odmieńców widoczny na paradach może zagrażać życiu porządnych obywa­teli, ich tożsamości, religii, tradycji. Może zmusić ich do tańcowania z piórami w tył­ku i odebrać im prawo do nazywania de­wiacji dewiacją. W przypadku homofobii nie ma próby zmiękczenia przekazu, z jaką mamy do czynienia w antysemity­zmie. Dziś nie mówi się o żydowskim spi­sku, ale o międzynarodowym żydowskim lobby. W przypadku LGBT nie ma potrze­by takiego kamuflażu, bo mamy święte prawo się nimi brzydzić i ich nienawidzić.
I tego prawa nie damy sobie odebrać. To jest obrona prawa do nienawiści.

Kiedyś nie wypadało mówić pewnych rzeczy, bo automatycznie lądowało się na marginesie.
- PiS rozumiane jako suma wszystkich swoich twierdz - tych politycznych i me­dialnych - to jeden wielki krzyk: precz z poprawnością polityczną. Dajemy upust wszystkim rasistowskim niechęcią i nienawiściom. Hołubimy je w so­bie. Dajemy sobie prawo określenia gejów i Żydów plugawymi słowami i prawo by­cia z tego dumnym. Bo jesteśmy tacy nie­ugięci i tacy twardzi.
Od oplucia słowem do oplucia fizyczne­go krótka droga.
- Poprawność uczy pewnej powściągli­wości. Gdy człowiek zmusza się do niej w słowach, to zmusza się też w zachowa­niach, bo język kształtuje nasze postawy i wyobrażenia o tym, co wolno, a czego nie. Gdy uwalniamy język, uwalniamy w sobie złego.
Nie brakuje doniesień o aktach homofobicznych i dyskryminacyjnych. Statysty­ki pokazują gwałtowny ich wzrost.
- Ale w zakresie działań represyjnych władza jest zdecydowanie bardziej po­wściągliwa niż to, co robi jej propaganda. Przecież gdyby na serio wziąć to, co piszą prawicowe tygodniki czy mówi TVP, to policja powinna jednej nocy internować z 50 tysięcy luda jak w stanie wojennym. Bo to zdrajcy i bluźniercy, szkalujący dobre imię Polski, a na to są paragrafy. Tymczasem mamy tylko i na szczęście na­pinanie muskułów. Straszenie. Lecz oczy­wiście to wisi gdzieś w powietrzu.
Po latach rządów 2005-2007 PiS wie, że nie warto składać ofiar, bo współ­czucie społeczne zawsze będzie po ich stronie: po stronie Barbary Blidy, dokto­ra G. czy uwiedzionej przez agenta CBA posłanki Sawickiej.
- Dopóki władza działa racjonalnie, nie będzie ofiar, ale kiedy poczuje ogrom­ny sukces albo zagrożenie swojej pozy­cji, rewolucja może przyśpieszyć... Nie twierdzę, że tak się stanie. Mówię tylko, że propaganda jest tak rozpędzona, że władza nie będzie mieć problemu z uza­sadnieniem daleko posuniętych działań represyjnych. To jest jak ciągły łoskot bu­ciorów idącej bojówki - a to publicysta, a to naukowiec, bo oni mają słabość do różnych dziwnych naukowców, podno­szą larum, że dalej tak już być nie może, że trzeba zrobić z tym wreszcie porządek.
Na razie frustrację kanalizuje głównie internet.
- Tam nienawiść nie zna granic. Każdy tekst na prawicowych portalach mówiący o tym, jak opozycja zdradza Polskę, geje uwodzą dzieci, a Żydzi rozwalają nam kraj, wywołuje setki furiackich komen­tarzy, żądanie egzekucji, tortur, odwetu. Takie wpisy zdarzają się i w liberalnych mediach, ale sporadycznie. W prawico­wych innych właśnie nie ma. To jeden wielki, obłąkańczy ryk nienawiści.
Może dzięki temu te emocje nie trafiają na ulicę?
- Może, ale nie wolno ich lekceważyć, bo jad sączony w internecie jest socjalizowaniem do przemocy.
Mówi pan, że propaganda PiS jest zde­cydowanie bardziej rozpędzona niż sama władza.
- Jej wzorcem jest telewizja publiczna, która przekroczyła wszystkie nieprze­kraczalne granice. Oni już nawet nie udają, że są serwisem informacyjnym. Są obrońcami wartości i pogromcami zła czyhającego na Polskę i partię rządzą­cą. Przez miesiące słyszeliśmy w „Wia­domościach” opowieść o opozycji, która nie ma dla Polski i Polaków żadnego pro­gramu. Gdy go ogłosiła, to natychmiast podniósł się wrzask, że to program zdra­dziecki, realizowany za niemieckie i ży­dowskie pieniądze.
Ten refren ma zadziwiającą żywotność.
- To jest łańcuszek skojarzeń: przejęcie władzy przez opozycję oznacza rozbio­ry, a skoro rozbiory, to obce mocarstwa, a jeśli obce mocarstwa, to przede wszyst­kim Merkel, a Merkel to konszachty z Tu­skiem, czyli Tusk za niemieckie pieniądze urządzi rozbiór Polski, w czym pomo­że mu Fundacja Batorego, czyli żydow­skie pieniądze, a konkretnie pieniądze George’a Sorosa. Gdy mamy do czynienia z upiorną zmową, to najlepiej, żeby mia­ła twarz starego mężczyzny jak w spraw­dzonym wzorcu starego Żyda, który niesie światu zgubę i zniszczenie.
Sądząc po rosnącej liczbie zwolenników PiS, taka propaganda jest skuteczna.
- Nie do końca jestem przekonany. Lu­dzie głosują w sposób racjonalny, mo­tywowani tym, co nazywamy kiełbasą wyborczą, niesamowicie rozbudowa­nym programem socjalnym. Ekonomi­ści ostrzegają, że ten karnawał na dłuższą metę skończy się źle, ale dziś jest loko­motywą sukcesu PiS. I nie wątpię, że na najbliższe wybory już są szykowane ko­lejne wiadra tego paliwa. I to one będą decydujące. Bo propaganda przekroczy­ła już poziom strawności, stała się indok­trynacją, a tym samym straciła potencjał perswazyjny.
Poseł Piotrowicz powiedział kiedyś, że „przekaz TVP Info może razić ludzi in­teligentnych”, ale taki właśnie ma być.
- Oni nie doceniają swoich wyborców, traktują ich jak stado baranów. A to nie­prawda. Moc telewizji jest mocno przere­klamowana. To ułuda polityków.
Skoro propaganda TVP jest pana zda­niem nieskuteczna, to po co Jacek Kurski tak nachalnie ją uprawia?
- Bo jest to przede wszystkim spełnie­nie wyobrażeń samych propagandzistów o tym, jak powinien wyglądać świat, któ­ry opisują. Mówimy to, co uważamy, że chciałoby usłyszeć naczalstwo, a dokład­nie rzecz biorąc - pierwszy poseł RP. Je­stem przekonany, że „Wiadomości” nie są tworzone z myślą o wyborach, ale podo­bać mają się na Nowogrodzkiej, bo jak się nie spodobają, to na Woronicza ktoś stra­ci pracę. To jest pułapka, w którą swego czasu wpadli komuniści, budując makie­ty rzeczywistości niemające wiele wspól­nego z prawdziwym życiem: naród był z partią, a tylko jakieś wyrzutki na dola­rowym żołdzie, ekstrema KOR i Solidar­ności knuły coś, spiskowały, oczywiście bez żadnych szans. Władze PZPR mia­ły wszystkie środki propagandy, a i tak przegrały wybory, bo pojawiała się real­na alternatywa.
Doszliśmy do podobnej granicy rozmi­jania się propagandy z rzeczywistością, ale brak skutecznej alternatywy. Ostat­nie wybory jasno pokazały, że bycie anty-PiS nie zapewni zwycięstwa.
- Platforma przegrała w 2015 r., bo na zmęczenie elitami władzy nałożyły się taśmy nagrane przez kelnerów, podwyż­szenie wieku emerytalnego zbiegło się z przejęciem pieniędzy z OFE. PO w róż­ny sposób zdemobilizowała i zniechęciła różne grupy swoich wyborców. Pytanie, czy jest to proces odwracalny? Jak na ra­zie trudno powiedzieć, że wypruwa sobie żyły, aby przekonać do swoich racji, a po­jedynczymi Trzaskowskim czy Arłukowiczem wszystkiego się nie obskoczy.
Opozycja ma też przeciwko sobie Kościół.
- To gracz dążący do maksymalizacji swe­go kapitału wpływu. Popiera tych, którzy zapewniają mu zachowanie, a nawet po­mnożenie tego kapitału.
I bezpieczeństwo. Wygrana PiS w eurowyborach zakończyła właściwie sprawę pedofili w Kościele, która dzięki filmowi braci Sekielskich wydawała się rozpę­dzoną kulą śnieżną.
- W parafiach i w kuriach odetchnęli z ulgą. Czy jednak krytyka Kościoła zmo­bilizowała wyborców PiS, tego nie wiemy. Znamy tylko wynik wyborczy, a cała resz­ta to spekulacja. Partie mają tendencję do dorabiania najbardziej dla siebie wygod­nych interpretacji sukcesu wyborczego. To tak, jakby wokół strzały wbitej w drze­wo domalowywać tarczę.
Czego obawia się pan najbardziej?
- Pójścia drogą Orbana. Na Węgrzech partia władzy tak zrosła się ze struk­turami państwa, że nawet stanowiska w prywatnych firmach obsadzane są ze wskazań Fideszu. Jako historyk pracuję w newralgicznej sferze nadbudowy, mó­wię o sprawach dla PiS bardzo ważnych
czy wręcz najważniejszych. Na Węgrzech nie wsadzają naukowców i dziennikarzy do więzień jak w Turcji, ale pozbawiają ich pracy. Dają ją tylko tym, którzy gotowi są dąć w słuszne trąby i mówić to, czego oczekuje władza. To jest doświadczenie stalinizacji nauki. Z wypowiedzi polity­ków PiS wynika, że taka myśl nie jest tej partii obca.
Co jest bardziej atrakcyjne w ofercie PiS: socjał czy możliwość odwetu?
- Cała autobiografia Kaczyńskiego jest opowieścią o tym, gdzie, kto i kiedy nie podał mu ręki, odwrócił się, nie wydał stałej przepustki, zlekceważył. Władza potrzebna jest mu po to, aby każdego, kto znalazł się na tej liście, mógł rozliczyć.
To prezes. A wyborcy?
- PiS dobrze wychodzi granie na swojskości i antyelitarności. W katalogu lęków i pogardy pogarda dla elit jest niezwy­kle ważna. To wynalazek roku 68. Przed II wojną ONR mówił o „zażydzeniu” na wyższych uczelniach, ale dopiero propa­ganda Marca 68 pokazała, jak łatwo moż­na zmobilizować społeczeństwo hasłami piętnującymi elity - przeciwko tym mą­dralom, które zjadły wszystkie rozumy, które polskość kłuje w zęby i które nie chcą celebrować polskiej historii.
PiS to niejedyna w III RP partia antyelitarna.
- Lepper cały był ulepiony z antyelitarno­ści, gdy jednak sam stał się elitą politycz­ną, stracił wiarygodność. Teoria mówi, że rządy upadają, gdy aspiracje obywa­teli rozmijają się z możliwościami ofero­wanymi im przez władzę. Umiejętność grania na resentymencie, na antyelitar­ności, na podsycaniu podziałów mię­dzy Polakami została opanowana przez Jarosława Kaczyńskiego do perfekcji, ale może okazać się niewystarczająca, gdy wyborcy zorientują się, że zarabia­ją wprawdzie lepiej, ale nie tyle co na Za­chodzie. A przecież obiecał im to premier Morawiecki. Rozbudzone i niezaspoko­jone aspiracje skruszyły już niejednego godnościowego kolosa.
Sondaże dające PiS przewagę nad opo­zycją dowodzą, że strategia szczucia jest właściwym językiem kampanii wyborczej?
- Bez wątpienia sukces w eurowyborach rozjuszył PiS. Utwierdził, że dotychcza­sowa narracja jest jedyną słuszną, choć na dłuższą metę okaże się pewnie jedną z głównych słabości tej partii.
Pytanie, co oznacza dłuższa meta?
- Nie będę zaprzeczał, że każdy dzień rządzenia PiS przynosi Polsce szkodę. Można się tylko pocieszać, sięgając po analogie historyczne, że nawet gdyby nie wiadomo, jak bardzo się umocnił, to nie jest wieczny. Polska była wyjątkowym krajem w bloku komunistycznym, mniej więcej co 10 lat mieliśmy nowego pierw­szego sekretarza. Może to jest to, o czym PiS tak uwielbia rozprawiać, czyli polska tożsamość narodowa: tym narodem nie da się rządzić w sposób dyktatorski, bo zdolność oporu w sytuacjach, które wy­dają się beznadziejne, jest u nas bardzo duża.

Piotr Osęka jest badaczem naj­nowszej historii Polski, profesorem nadzwyczajnym pan. jego pierwszą książką była praca magisterska „sy­joniści, inspiratorzy, wichrzyciele. Obraz wroga w propagandzie Mar­ca 1968”. Za badanie i upamiętnianie tego okresu odznaczony krzyżem ka­walerskim Orderu Odrodzenia Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz