środa, 3 lipca 2019

Expressowe przejęcie



Władza zapowiada, że po wygranych wyborach przeprowadzi repolonizację mediów. W praktyce może to oznaczać przejmowanie wskazanych tytułów przez wskazanych ludzi. Taką operację Jarosław Kaczyński raz już przeprowadził. POLITYKA dotarła do akt sprawy, która odsłania kulisy jego starań o gazetę „Express Wieczorny”.
Autentyczny neon reklamujący tytuły RSW Prasa. U góry logo najpopularniejszego dziennika PRL „Expressu Wieczornego”.

Akta przeleżały 25 lat w archi­wum Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście. Dziś ich lektura może Szokować: wy­soki rangą polityk chodził po urzędniczych gabinetach, by „załatwiać” nieruchomości dla założonej przez siebie fundacji.
    „Były naciski ze strony Kancelarii Prezy­denta. Przychodził pan Jarosław Kaczyński” - zeznał przed sądem ówczesny wicewoje­woda warszawski Krzysztof Łypacewicz.
    „Przychodził jako kto? Czy jako przed­stawiciel Kancelarii Prezydenta, czy jako prywatna osoba?” - dopytywał sędzia. „Nie wiem” - odpowiedział rozbrajająco wicewojewoda.
   To był początek lat 90. Sprawa „Expressu Wieczornego” ma związek z historią słynnej spółki Srebrna, nieruchomościa­mi przejętymi i sprywatyzowanymi przez polityków dzisiejszego PiS. A właściwie jest fundamentem całej tej konstrukcji biznesowej.
   Nieruchomość z wielkim biurowcem przy Al. Jerozolimskich 125/127 była ła­komym kąskiem deweloperskim: świet­na lokalizacja, duża działka - prawie 6 tys. m kw. Na niej postawiony w 1972 r. budynek: 6 pięter, prawie 7 tys. m kw. po­wierzchni użytkowej do wynajęcia.
   Najpierw Fundacja Prasowa Solidar­ność, którą Jarosław Kaczyński założył wraz z innymi działaczami swojej partii Porozumienie Centrum (PC), chciała go kupić, jednak okazało się, że jedynym sposobem na zdobycie nieruchomości jest przejęcie prawa do mieszczącej się w budynku popularnej popołudniówki „Express Wieczorny”.
   Okoliczności zabiegów PC o przejęcie tytułu pewnie poszłyby już dawno w za­pomnienie, gdyby nie oburzony obywatel ze Świnoujścia. W sierpniu 1991 r. napisał list do prokuratora wojewódzkiego poru­szony informacjami prasowymi o „nad­zwyczajnym bogaceniu się czołowych działaczy PC, w tym senatorów i mini­strów stanu w Kancelarii Prezydenta po­przez zakładanie i udział w różnego rodza­ju spółkach”.
    „Ciekawe jest - pisał - w jaki sposób do­szło do wydzierżawienia na 10 lat Fundacji Prasowej Solidarność budynku w Al. Jero­zolimskich 125/127. Zarząd miasta repre­zentujący Skarb Państwa zażądał od funda­cji jedynie 50 tys. starych zł [czyli 5 nowych zł - red.] za 1 metr kw. Kto i na jakiej pod­stawie? Fundacja ta podnajmuje lokale innym użytkownikom licząc 97 tys. [9,70 zł - red.] za metr. Zarabia więc nie ruszywszy nawet palcem na każdym metrze 47 tys. zł [4,70 zł - red.] ” - wyliczał. I pytał: „jakie podjęto działania celem ustalenia czy tak ogromny wzrost - w tak krótkim czasie - ka­pitału i zysku nie nastąpił kosztem skarbu państwa i majątku narodowego oraz jaki wpływ na rozwój poniższych spółek mia­ły układy z ludźmi związanymi z władzą? Oczekując odpowiedzi pozostaję z poważa­niem”. Niżej imię, nazwisko, adres.
   Prokuratura przyjrzała się i wszczę­ła śledztwo w sprawie niegospodarno­ści w Banku Przemysłowo-Handlowym w Krakowie w związku z umową z Fun­dacją Prasową Solidarność na wynajem części wspomnianego budynku. Bank był wtedy jeszcze państwowy, więc chodziło o mienie i grosz publiczny. Bo z umo­wy wynikało, że bank kupił, a fundacja sprzedała mu coś, czego nie miała. Bank zapłacił fundacji 37 mld st. zł (to wtedy ogromne pieniądze, prawie 4 mln dol.) gotówką za 13 lat wynajmu z góry, z pra­wem robienia przebudów, gdy tymczasem sama fundacja chwilę wcześniej dostała dzierżawę tego budynku jedynie na 10 lat, z prawem wypowiedzenia jej w każdej chwili i obowiązkiem uzyskania zgód na jakiekolwiek roboty.
   Obie te, tak różniące się umowy, doty­czące tej samej nieruchomości podpisy­wał jeden człowiek - Jarosław Kaczyński, prawnik z wykształcenia.

Minister naciska
W trakcie badania sprawy dzierżawy budynku dla Fundacji Prasowej Solidar­ność wyszły na jaw inne fakty. Okazało się, że pracownicy urzędu rejonowego sfałszowali dokumenty, żeby jak naj­szybciej przekazać budynek. Dlaczego? Bo naciskali Jarosław Kaczyński, świeżo mianowany szef Kancelarii Prezydenta, oraz podsekretarz stanu Sławomir Siwek.
   W marcu 1990 r., po przyjęciu ustawy o likwidacji RSW, to Kaczyński wymyślił Fundację Prasową Solidarność. Jej preze­sem został działacz PC Sławomir Siwek. Natychmiast zgłosił się do Komisji Likwi­dacyjnej RSW Prasa Książka Ruch z ofertą, że fundacja chciałaby wykupić „Express Wieczorny”, a także w pakiecie wziąć bu­dynek, w którym mieści się redakcja (czyli biurowiec u zbiegu Al. Jerozolimskich i Nowogrodzkiej), oraz drukarnię.
   Komisja odpowiedziała mu wprost, że ona do nieruchomości nic nie ma, i ode­słała Siwka w tej sprawie do wojewody, bo to majątek Skarbu Państwa. Tak Si­wek trafił do, wspomnianego wcześniej, wicewojewody warszawskiego Krzysztofa Łypacewicza i z nim rozmawiał na temat sprzedaży budynku.
    „Odmówiłem mu” - powie później Łypacewicz w sądzie.
   W aktach jest jego pismo do fundacji z 17 grudnia 1990 r. - w którym wykłada, że przy sprzedaży nieruchomości Skarbu Państwa musiałby być przetarg i że „uzna­niowość organu została dopuszczona tyl­ko w przypadku przekazania w dzierża­wę”. Ale złożył też na piśmie obietnicę: „pragnę zapewnić, że o ile fundacja nabę­dzie prawa do »Expressu Wieczornego«, zostanie wzięta pod uwagę w pierwszej kolejności jako kandydat na dzierżawę”. Na koniec wspomniał o bonusie - po 10 latach dzierżawca zgodnie z prawem będzie miał pierwszeństwo w nabyciu tej nieruchomości po cenie podanej w przetargu.

Wałęsa się wstawia
Należało więc zdobyć tytuł prasowy - co nie było łatwe. „Express Wieczorny” był popularną popołudniówką, ukazu­jącą się od 1946 r. i sprzedającą się do lat 90. niemal w milionie (!) egzemplarzy dziennie. Po gazetę stały kolejki pod kio­skami. Tu drukowano w odcinkach „Złe­go” Tyrmanda i „Sagę Rodu Forsythów”, tu pisali Gałczyński , Brzechwa, Waldorff i słynny „Wiech”. Chętnych na przejęcie tytułu było wielu, jak np. Mazowiecka So­lidarność, Zjednoczone Przedsiębiorstwo Rozrywkowe (ZPR) czy sami dziennikarze „Expressu”, którzy założyli spółdzielnię dziennikarską i wystąpili o przekazanie im tytułu. W styczniu 1991 r. do gry wkroczy­ła z impetem Fundacja Prasowa Solidar­ność Jarosława Kaczyńskiego, dołączając list polecający od Lecha Wałęsy. To miało przeważyć.
   - Założyliśmy spółdzielnię, wierząc w hasło Wałęsy „weźcie swoje sprawy w swoje ręce” - mówi w rozmowie z PO­LITYKA dziennikarka Krystyna Gucewicz, wtedy wiceszef owa dziennikarskiej spół­dzielni „Expressu”. - Byłam w gabinetach najwyższych dostojników, włącznie z Alek­sandrem Hallem, który z ramienia rządu Mazowieckiego zajmował się układaniem od nowa rynku medialnego, i wszyscy nas popierali. Nie wiedzieliśmy, że chodzi o coś więcej, czyli o ziemię, o budynki. Chcieli­śmy dalej robić naszą ukochaną gazetę.
   W styczniu 1991 r. zostali zaproszeni do siedziby Komisji Likwidacyjnej przy ul. Ba­gateli na ogłoszenie werdyktu. - Wyszedł do nas Donald Tusk i powiedział: „Super jest” - opowiada Gucewicz. Kongres Li­beralno-Demokratyczny (KLD), partia Tuska, był do marca 1991 r. częścią federa­cyjnego Porozumienia Centrum, w kam­panii wyborczej był w obozie Wałęsy. - To „super” oznaczało, że „Express Wieczorny” dano Fundacji Prasowej Solidarność. Tę informację przekazał nam chwilę potem prof. Jerzy Drygalski, szef komisji. Kilka lat później wydał jakąś książkę, jej promocja odbywała się w Klubie Księgarza. Poszłam, kupiłam i powiedziałam: „A teraz proszę mi napisać dedykację: Przepraszam za »Express Wieczorny«”. I napisał, mam tę książkę.
   Zbigniew Benbenek, prezes ZPR, któ­ry wspólnie ze spółdzielnią przystąpił do przetargu, wspomina: - Kilka lat później rozmawiałem, z Tuskiem, i zapytałem, go o ten przetarg na „Express Wieczorny”. Po­wiedział, że „decydował sam papież". Zro­zumiałem, że była to ważna politycznie decyzja, która zapadła gdzieś wysoko. Ma­zowieckiemu i jego środowisku dano „Życie Warszawy”, a „Express Wieczorny” Wałęsie, bo jeszcze wtedy nie mówiono o Kaczyń­skich, oni grali wspólnie z Wałęsą. To była decyzja polityczna, nie mieliśmy żadnych szans, choć łudziliśmy się, że mamy.

Operacja „Błyskawica"
11 stycznia 1991 r. fundacja nabyła pra­wa do tytułu, podpisano akt notarialny, a już następnego dnia na biurku Łypacewi­cza leżało pismo fundacji nawiązujące do jego grudniowych deklaracji: „W związku z wyrażoną przez wojewodę intencją do­konania dzierżawy na okres 10 lat budyn­ku mieszczącego m.in. redakcję »Expressu Wieczornego« przy Al. Jerozolimskich 125/127 uprzejmie informuję, że fundacja nasza w wyniku przetargu nabyła prawa do »Expressu Wieczornego«. W związku z po­wyższym będziemy wdzięczni za przygo­towanie i podpisanie w możliwie krótkim czasie umowy dzierżawy w/ w budynku na rzecz naszej fundacji”.
   To pismo z odręczną adnotacją wice­wojewody „Pilne! ” tego samego dnia tra­fiło do podległego mu kierownika urzędu rejonowego Stanisława G. Wraz z pismem wicewojewody: „proszę o podjęcie działań mających na celu uregulowanie na rzecz Fundacji Prasowej Solidarność stanu prawnego nieruchomości położonej przy Al. Jerozolimskich 125”.
   Krzysztof Łypacewicz przyznał potem w sądzie: „Mówiłem kierownikowi, że są naciski ze strony Kancelarii Prezydenta. Prosiłem o jak najszybsze wydzierżawie­nie fundacji. Zrobiłem to, bo chciałem spełnić wolę pana Kaczyńskiego i pana Siwka”.
   Operacja była błyskawiczna. Kierow­nik urzędu rejonowego już następnego dnia wystąpił do burmistrza dzielnicy Ochota, gospodarza terenu, o akta lo­kalizacyjne nieruchomości z dopiskiem „Proszę o szybkie przygotowanie umowy dzierżawnej ”.
   Rozmowy odbywały się równolegle na wielu polach. Sławomir Siwek jako pod­sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Wałęsy zaprosił do Siebie do gabinetu w kancelarii kierownika urzędu rejonowego i kierownika wy­działu geodezji. „W rozmowie pan Siwek mówił, aby wobec fundacji nie stosować drenażu cenowego. Że fundacja nie jest jednostką dochodową, dlatego nie trzeba jej traktować na rów­ni z firmami komercyjnymi. Pan Siwek prosił nas o jak najszybsze sfinalizowanie dzierżawy. O skró­cenie terminów” - mówił przed sądem geodeta. - „Jak się pan zwracał do pana Siwka?” - padło pytanie. „Podczas rozmowy pana Siwka tytułowałem ministrem”.
Po czym odniósł się do swoich działań przy załatwianiu dzierża­wy: „Niewątpliwie pewien wpływ miał fakt, iż fundację reprezen­towali członkowie będący w na­czelnych organach państwa”.
   Sam Siwek przedstawiał to w sądzie tak: „przedstawiciele urzędu, których przyjął, intere­sowali się planami zagospoda­rowania budynku przez fundację”, a on nie interesował się procedurami urzędu rejonowego.
   Wszystko szło ekspresowo. 30 stycz­nia kierownik urzędu rejonowego wydał decyzję o wygaszeniu zarządu RSW, bo „nieruchomość stała się dotychczasowe­mu zarządcy zbędna”. Na dole pisma jest pouczenie, że od decyzji można wnieść odwołanie, ale niżej Kazimierz Strzyczkowski, nowy szef Komisji Likwidacyjnej RSW, dopisuje: „od powyższego nie będę wnosił odwołania”. Żeby było szybciej. 7 marca 1991 r. Komisja Likwidacyjna przekazała nieruchomość urzędowi re­jonowemu, a ten już kilka dni później podpisywał z Kaczyńskim i Siwkiem umowę dzierżawy z Fundacją Prasową Solidarność.
   Samo podpisanie umowy też nie odbyło się jak trzeba - w urzędzie, z udziałem obu stron. W toku procesu okazało się, że Ze­non Sułecki woził ją Kaczyńskiemu i Siw­kowi do podpisu do Kancelarii Prezyden­ta. Tłumaczył potem: „Uważam, że nie jest odpowiednia relacja, gdy osoba w randze ministra Kancelarii Prezydenta jedzie do urzędu w celu podpisania umowy”.
Według umowy dzierżawca miał pła­cić 50 tys. zł (5 nowych zł) za 1 m kw. Wi­cewojewoda osobiście wskazał tak niską stawkę. W sądzie tłumaczył, że uznano, że wydawanie gazet jest niedochódowe.
   Prokurator spytała w sądzie wice­wojewodę, czy wie, że w budynku liczy się najemcom znacznie wyższy czynsz. „Wiem” - odparł krótko.
   Prokuratura miała zestawienia. Fundacja Prasowa Solidarność szybko podniosła czynsze. Radio Solidarność musiało płacić 250 tys. zł (25 zł) za metr - czyli 5 razy więcej niż fundacja płaciła do urzędu. Nawet sama redakcja „Expressu Wieczornego”, która zajmowała 2 tys. m, musiała płacić 250 tys. zł (25 zł) za metr.
   Proces urzędników o fałszowanie dokumentów, by przyśpieszyć oddanie biurowca fundacji, zakończył się ich uniewinnieniem - z powodu niskiej szkodliwości społecznej czynu.

Salony samochodowe w „Expressie"
- Od razu zaczęli ciągnąć z wynajmu niebywałą kasę, pojawiły się tam salony samochodowe, banki, a oni stali się me­nedżerami, kapitalistami - wspomina Krystyna Gucewicz.
   Do „Expressu Wieczornego” przy­szedł jako redaktor naczelny działacz PC Krzysztof Czabański z własnym zespo­łem. W kilka miesięcy gazeta z milio­na nakładu zeszła do 50 tys. - Na tym wjeździe na Nowogrodzką, gdzie dziś podjeżdża Jarosław Kaczyński do biura swojej partii, a gdzie była kiedyś dru­karnia i pomieszczenia dawnej redakcji, leżało wyrzucone nasze całe archiwum, wszystkie oprawione wydania, roczniki, wszystko na śmietniku - opowiada Gu­cewicz. Porozumienie Centrum wyko­rzystało gazetę w kampanii wyborczej 1993 r., po czym została ona sprzedana i w końcu upadła.
   Adam Buła, jeden z ostatnich redak­torów naczelnych „Expressu”, pod­sumowuje: - W jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński mówił, że dzięki „Expressowi Wieczornemu” uzyskali o 10 proc. lepszy wynik w Warszawie. Ja widziałem rapor­ty. Promowanie partii przyniosło 40-proc. spadek sprzedaży i było początkiem upadku tej gazety.
   Część zespołu dziennikarskie­go po upadku „Expressu Wieczor­nego ” założyła popularny dziś ta­bloid „Super Express”. Takie same zresztą były losy słynnego „Ty­godnika Solidarność”, w którym Jarosław Kaczyński od września 1989 r. pełnił funkcję redaktora naczelnego. Pismo zaprzęgnięte do kampanii wyborczej i budowy partii PC, wkrótce straciło czytelników i zeszło na margines rynku.
   Fundacja Prasowa Solidarność szybko przejęła na własność « nieruchomości przy Al. Jerozolimskich 125/127 i Nowogrodz­kiej 84/86, korzystając z ustawy uwłaszczeniowej powstałej w Mi­nisterstwie Budownictwa kiero­wanym przez członka PC Adama Glapińskiego. Po czym przekazała ją spółce Srebrna, której dalsze dzieje poznaliśmy przy okazji projektu budowy „dwóch wież” i ujawniania nagrań dokonanych przez austriackiego biznesmena.
   Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” kontrował zarzuty, że majątek „został przejęty w jakiś dziwny sposób, w oparciu o przywilej politycz­ny”. Mówił: „To, co najpierw dzierżawi­liśmy, kupiliśmy normalną drogą. (...) Po prostu ogłoszono ofertę sprzedaży i każdy mógł przyjść i zaproponować własną cenę”. Pora zatem, by pokazał na to dokumenty. Bo z „umowy użytkowa­nia wieczystego gruntu”, którą posiada POLITYKA, wynika, że w 1994 r. urząd rejonowy reprezentujący Skarb Państwa oddał w trybie bezprzetargowym i nie­odpłatnie Fundacji Prasowej Solidarność nieruchomości przy Al. Jerozolimskich - dziś siedziba spółki Srebrna, i przy Nowogrodzkiej - dziś siedziba prezesa Kaczyńskiego.
Violetta Krasnowska

3 komentarze:

  1. NAJLEPSZA MIŁOŚĆ ONLINE SPELL CASTER, ABY UZYSKAĆ ​​SWÓJ EX LOVER, MĘŻCZYZNA, ŻONA, DZIEWCZYNA LUB POWRÓT CHŁOPA. DODAJ GÓRĘ NA WHATSAPP: +2349083639501
    Cześć wszystkim Jestem Darcy lyne i jestem tutaj, aby podzielić się wspaniałą pracą, którą dr Nosa dla mnie zrobił. Po 5 latach małżeństwa z moim mężem z dwójką dzieci, mój mąż zaczął zachowywać się dziwnie i wychodzić z innymi kobietami i okazywał mi zimną miłość, kilkakrotnie groził, że się ze mną rozwiedzie, jeśli ośmielę się go zapytać o jego romans z innymi kobietami, ja był całkowicie zdruzgotany i zdezorientowany, dopóki mój stary przyjaciel nie powiedział mi o rzucającym zaklęcie w Internecie o nazwie Dr..nosakhare, który pomaga ludziom w związku i problemie małżeństwa przez moc zaklęć miłosnych, początkowo wątpiłem, czy coś takiego istnieje, ale postanowiłem spróbować, kiedy się z nim skontaktuję, pomógł mi rzucić zaklęcie miłosne iw ciągu 48 godzin mój mąż wrócił do mnie i zaczął przepraszać, teraz przestał wychodzić z innymi kobietami i jego ze mną na dobre i prawdziwe . Skontaktuj się z tym świetnym zaklinaczem zaklęć miłosnych, aby rozwiązać swój związek lub problem małżeństwa
    -Email-blackmagicsolutions95@gmail.com
     lub Zadzwoń lub WhatsApp: +2349083639501
    Skontaktuj się z nim, aby uzyskać następujące informacje:
    (1) Jeśli chcesz odzyskać swojego byłego współmałżonka.
    (2) Chcesz zostać awansowany w swoim biurze.
    (3) Chcesz, żeby kobiety / mężczyźni biegali za tobą.
    (4) Jeśli chcesz mieć dziecko.
    (5) Chcesz być chroniony duchowo.
    (6) Pomóż wyprowadzić ludzi z więzienia
    (7) Wygraj program telewizyjny

    OdpowiedzUsuń
  2. Dr.Agbazara is a great man,this doctor help me to bring back my lover Jenny Williams who broke up with me 2year ago with his powerful spell casting and today she is back to me so if you need is help contact him on email: ( agbazara@gmail.com ) or call/WhatsApp +2348104102662. And get your problem solve like me.

    OdpowiedzUsuń
  3. Będąc od dawna praktykującym astrologiem i tradycyjnym uzdrowicielem, pomagałem moim klientom na wiele sposobów, w tym w leczeniu chorób, wypędzaniu demonów, rzucaniu tradycyjnych zaklęć z miłości, promocji, zdobywania pracy i ogólnego zdrowia osobistego. Udzielę porad potrzebującym. Radzę, abyś nie usiadł już przy swoich problemach. To jest twój szczęśliwy dzień, kiedy znalazłeś moją wiadomość. Teraz skontaktuj się ze mną i rozpocznij nowy rozdział w swoim życiu. informacje

    połączenie tekstowe, WhatsApp / Viber: (234) 8155425481
    E-mail: templeofanswer@hotmail.co.uk

    OdpowiedzUsuń