Jacek Sasin, dziś wicepremier, zaliczył najbardziej spektakularny awans ostatnich Wraz z nim w górę idą koledzy, którzy pomogli mu, kiedy był na politycznym marginesie. Szefem swojego gabinetu zrobił przyjaciela z wyrokiem ustalił „Newsweek”
Renata Grochal, Maciej Śmigaj
Tuż
po wręczeniu nominacji nowym członkom rządu Jacek Sasin pozuje do zdjęcia z
prezydentem Andrzejem Dudą. Na twarzy Sasina maluje się satysfakcja. Wokół
nowego wicepremiera stoi kilkunastu trzydziesto-, czterdziestoparolatków. To
drużyna Sasina. Część z nich to współpracownicy z Wołomina, w którym Sasin był
doradcą burmistrza.
Jest wśród nich Ryszard Madziar, były burmistrz tego
miasta. To żywy dowód na to, że Sasin potrafi się odwdzięczyć za oddane
przysługi. Gdy po katastrofie smoleńskiej Sasin stracił pracę w Kancelarii
Prezydenta, Madziar zatrudnił go jako doradcę w urzędzie. Kiedy z kolei Madziar
przegrał wybory samorządowe w 2014 roku, to gdy tylko PiS doszło do władzy,
został szefem mazowieckiego oddziału ARiMR. Teraz Sasin zrobił go szefem
swojego gabinetu. I to pomimo ciążącego na nim wyroku.
Jak ustalił „Newsweek”, w 2018
roku Madziar został skazany w procesie karnym na 12 tys. złotych grzywny przez
sąd w Wołominie za pomówienie tamtejszej pani burmistrz. Ma ją przeprosić. Wydrukował
10 tys. ulotek, w których zarzucił kobiecie, że chce zlikwidować miejski zakład
oczyszczania i zwolnić 100 osób. Ulotki zostały rozdane wśród mieszkańców.
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi też śledztwo w
sprawie powoływania się na wpływy w kancelarii premiera oraz u wojewody
mazowieckiego. Tam też pojawia się nazwisko nowego szefa gabinetu wicepremiera
Sasina. Chodzi o propozycję przejścia do klubu PiS radnej z Wołomina.
Jej córka miała w rewanżu otrzymać
stanowisko w ministerstwie. Dowodem w sprawie jest nagranie, na którym polityk
PiS mówi, że Madziar - dzięki znajomości z Sasinem - załatwi córce kobiety pracę w ministerstwie. Chcieliśmy
zapytać Sasina o awans Madziara, ale nie znalazł czasu na spotkanie z
„Newsweekiem”. W przesłanej e-mailem odpowiedzi zapewnia, że wyrok skazujący
jego przyjaciela „nie jest w żadnym wypadku przesłanką formalnoprawną
uniemożliwiającą objęcie mu stanowiska”. „Wyrok ten jest nieprawomocny i
został zaskarżony przez pana Madziara, który stawał w obronie pracowników zakładu
oczyszczania” - przekonuje wicepremier.
- Jacek jest bardzo lojalny wobec swoich ludzi - mówi były
polityk PiS.
KACZYŃSKI GO NIE LUBI
Dzień po odebraniu
nominacji na wicepremiera Sasin spędził trzy godziny w centrali PiS przy
Nowogrodzkiej. - Od razu z rana pojechał do prezesa po zadania, które
skrupulatnie wypełnia. To już nie jest gość, który ma alternatywę. Robi to, co
mu każą - opowiada nasz rozmówca z Nowogrodzkiej.
W PiS panuje przekonanie, że Sasin zawdzięcza awans Mateuszowi
Morawieckiemu. Gdy Morawiecki został premierem, zrobił Sasina szefem Komitetu
Stałego Rady Ministrów. - Od roku Sasin jest jednym z najbliższych ludzi
Morawieckiego. Mateusz wziął go do siebie, bo buduje własne zaplecze w PiS, a
Jacek grał wobec niego bardzo lojalnie. Sprawnie rozstrzyga konflikty między
resortami - chwali nowego wicepremiera jeden z najbliższych ludzi
Morawieckiego.
Sasin długo starał się o awans. Gdy PiS doszło do władzy w
2015 roku, chciał zostać ministrem finansów albo szefem MSWiA. Jednak nie
wszedł do rządu. Ważny doradca Jarosława Kaczyńskiego mówi, że prezes za nim
nie przepada. Nie darzy specjalnymi względami byłych współpracowników Lecha
Kaczyńskiego. Być może ma do nich żal o to, że pozwolili prezydentowi lecieć do
Smoleńska, co zakończyło się jego tragiczną śmiercią. A Sasin jako
wiceszef Kancelarii Prezydenta odpowiadał za przygotowanie tamtej wizyty. Za
niedopełnienie obowiązków w związku z katastrofą został ostatnio skazany szef
kancelarii premiera Tomasz Arabski. Sędzia w uzasadnieniu wyroku mówił, że za
katastrofę odpowiadają - oprócz kancelarii premiera - także Kancelaria
Prezydenta i 36. specpułk przewożący VIP-ów. Ale Sasin nie został nawet oskarżony
w tej sprawie. Arabski stanął przed sądem tylko dlatego, że rodziny smoleńskie
- głównie te związane z PiS - skierowały przeciwko niemu do sądu prywatny akt
oskarżenia. Prokuratura wcześniej sprawę umorzyła, nie dopatrując się
przestępstwa.
Małgorzata Wassermann, córka Zbigniewa Wassermanna, jedna z
oskarżycielek posiłkowych w procesie Arabskiego, nie widzi powodów do
oskarżenia Sasina. - Sąd, wskazując winę Kancelarii Prezydenta, wykroczył poza
akt oskarżenia. A w aktach sprawy nie ma żadnych dowodów wskazujących na winę
Jacka Sasina - argumentuje Wassermann.
Sasin także nie ma sobie w sprawie katastrofy nic do
zarzucenia. Zapewnia w e-mailu, że Kancelaria Prezydenta nie miała pojęcia
o tym, iż lotnisko w Smoleńsku było nieczynne.
„Gdybyśmy otrzymali taką informację z kancelarii premiera, to
najprawdopodobniej rozważylibyśmy alternatywne możliwości podróży pana
prezydenta” - pisze.
Jednak dobry znajomy
Sasina powątpiewa, czy byłby on w stanie przeciwstawić się Lechowi
Kaczyńskiemu. Wspomina, że Sasin kiedyś mu opowiadał, jak wracał samolotem z
podróży z prezydentem i ten zawołał go do siebie, bo chciał porozmawiać. W
pewnym momencie podeszła stewardesa i poprosiła Sasina, by wrócił na swoje
miejsce, bo samolot podchodzi do lądowania.
- Jacek się zerwał, a Lech mówi:
„Siedź!”. To obrazuje podejście braci Kaczyńskich do procedur. Gdyby ktoś
chciał im się przeciwstawić, to ich drogi szybko by się rozeszły - śmieje się
nasz rozmówca.
CUDEM OCALONY
Sasin też miał lecieć
do Smoleńska. Uniknął śmierci tylko dlatego, że
ustąpił miejsca współpracownicy z kancelarii Katarzynie Doraczyńskiej, która
miała małą córeczkę i nie chciała jechać w długą podróż pociągiem.
- Po tragedii Jacek był jedyną osobą w kancelarii prezydenta,
która działała. Nie siedział po kątach i nie pił wina, popłakując, jak reszta,
tylko zabrał się do przygotowywania pogrzebu prezydenta - wspomina jeden z
naszych rozmówców.
Jednak Sasin nigdy nie należał do
najbardziej zaufanych współpracowników tragicznie zmarłego prezydenta. Polecił
mu go były polityk Unii Wolności Jacek Taylor. W latach 90. ściągnął Sasina do
Urzędu ds. Kombatantów, któremu szefował. Taylor mówi, że wtedy nic nie
zapowiadało, że Sasin będzie politykiem. Był bardzo sprawnym urzędnikiem, ale
bez politycznych ambicji. - Wtedy gwałtownie szukałem kogoś ze zdolnościami organizacyjnymi,
a Sasin miał szalone zdolności w tej dziedzinie - wspomina Taylor.
W 2004 roku - za
prezydentury Lecha Kaczyńskiego w Warszawie - Sasin został szefem Urzędu Stanu
Cywilnego. Potem wszedł do zarządu dzielnicy Śródmieście, której burmistrzem
był jego kolega ze studiów na historii Mariusz Błaszczak. Gdy w 2005 roku
Błaszczak został szefem kancelarii premiera, Sasin liczył, że będzie wojewodą
mazowieckim, ale Błaszczak go zablokował. Jak twierdzą w PiS, nigdy się nie
lubili.
W 2006 roku Sasin został wicewojewodą, a dopiero rok później
wojewodą. Chcąc się przypodobać Jarosławowi Kaczyńskiemu, próbował wygasić
mandat prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, której Kaczyńscy szczerze
nie cierpieli. Chcieli, by stolicę przejął komisarz z PiS, były premier Kazimierz
Marcinkiewicz. Jako pretekst Sasin chciał wykorzystać fakt, że prezydent
Warszawy zapomniała dołączyć do oświadczenia majątkowego deklarację majątkową
męża. Ostatecznie plan nie wypalił, ale Sasin zapunktował u Kaczyńskich.
KSIĘSTWO WOŁOMIŃSKIE
Gdy w wyborach
samorządowych w 2010 roku Sasin zdobył mandat radnego wojewódzkiego, usunął się z
Warszawy.
Rękę wyciągnął do niego Robert
Perkowski, burmistrz podwarszawskich Ząbek, rodzinnej miejscowości Sasina.
Zatrudnił go w miejskich wodociągach. Dziś Perkowski jest wiceprezesem PGNiG.
- Dla polityka z pierwszego szeregu, który przed chwilą był
ministrem u prezydenta, robota w wodociągach to trochę lipa - ocenia były
polityk PiS. Sasin został więc doradcą młodego burmistrza Wołomina z PiS
Ryszarda Madziara. Chociaż formalnie był tylko doradcą, faktycznie rządził
miastem. Za jego czasów zatrudnienie w urzędzie w Wołominie i miejskich spółkach
znalazło ok. 20 jego znajomych, m.in. były wojewoda mazowiecki Wojciech
Dąbrowski, zwolniony za jazdę po pijanemu na rowerze. Dziś Dąbrowski jest
prezesem kontrolowanej przez państwo spółki PGNiG Termika. W Wołominie dostali
pracę także byli weryfikatorzy WSI - dawni współpracownicy Antoniego
Macierewicza - oraz krewni Sasina. Dziś znajomi Sasina z Wołomina awansują do
państwowych spółek. Marek Pietrzak, były radny w Wołominie, wszedł do rady
nadzorczej KGHM i został prezesem firmy Orlen Asfalt, spółki córki Orlenu; inny
współpracownik Sasina Kamil Kowaleczko dostał pracę w kancelarii premiera.
- Za tą jego misiowatością i wizerunkiem jowialnego gościa
kryje się bardzo mocny sposób działania. Jacek jest nazywany kadrowym, bo w
upychaniu swoich ludzi jest bardzo sprawny. Teraz, po awansie Sasina, oni
jeszcze bardziej pójdą w górę - przewiduje znajomy wicepremiera.
Gdy w 2011 roku Sasin został posłem, w Sejmie robił niewiele.
Zapisał się do sejmowej komisji Antoniego Macierewicza i firmował swoją twarzą
najbardziej absurdalne teorie na temat katastrofy, także te dotyczące zamachu.
Został wiceprezesem Ruchu Społecznego im. Lecha Kaczyńskiego, który miał
upowszechniać polityczny testament zmarłego prezydenta. Ale do dziś efektów
działalności tego ruchu nie widać. Sasin zabrał się do tego, co wychodzi mu
najlepiej, czyli organizacji smoleńskich miesięcznic, na które ściągał do Warszawy
tłumy. Prowadził też zbiórkę pieniędzy na budowę pomników Lecha Kaczyńskiego i
ofiar katastrofy smoleńskiej w stolicy.
SASIN I SKOK WOŁOMIN
W 2014 roku
kandydował na prezydenta Warszawy, ale
nie miał wsparcia lokalnych struktur. I to nie tylko dlatego, że PiS z góry
założyło, iż w starciu z urzędującą prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz Sasin nie
ma szans. Znalazł się w kleszczach między zwalczającymi się w stolicy Mariuszem
Błaszczakiem a byłym szefem CBA Mariuszem Kamińskim, kontrolującymi partyjne
struktury w mieście. Kamiński i jego ludzie od zawsze patrzyli na Sasina
podejrzliwie.
- Oni go nie cierpią, bo jest z innej bandy. Kamiński i jego
ludzie siebie uważają za państwowców. Jak pijemy, to ku chwale ojczyzny, jak
zdobywamy pieniądze, to żeby mieć na prowadzenie wojny. Jacek jest typem
załatwiacza, wokół którego unosi się delikatny smrodek. To dla nich ciało obce
- mówi obrazowo były polityk z centrali PiS.
Ten smrodek dotyczy m.in. powiązań Sasina ze SKOK Wołomin,
niegdyś jedną z największych kas w systemie SKOK. Gdy SKOK Wołomin
zbankrutował, Sasin biegał po mediach ze zdjęciami polityków PO, w tym prezydenta
Bronisława Komorowskiego, który został sfotografowany z zatrzymanymi przez
służby twórcami SKOK Piotrem P. i Mariuszem G., zamieszanymi w wielomilionowe
wyłudzenia. Szybko okazało się, że zdjęcie Komorowskiego pochodzi z premiery
filmu „Bitwa warszawska 1920”
Jerzego Hoffmana, którego SKOK był sponsorem. Tymczasem wyszło na jaw, że to
politycy PiS, m.in. właśnie Sasin, mieli bliższe związki ze SKOK Wołomin.
Jest listopad 2018
roku. W Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga trwa rozprawa szefa Kółek Rolniczych
Władysława Serafina. Został on oskarżony o wypranie 21 milionów złotych i
wyłudzanie pożyczek ze SKOK Wołomin. Serafin nie przyznaje się do winy. Piotr P., który zeznaje na rozprawie, nieoczekiwanie zarzuca
politykom PiS, w tym Sasinowi, że dostawali pieniądze ze SKOK Wołomin.
„Nie byłem jedyną
osobą, która przekazywała tym panom koperty z banknotami” - opowiada P., co można przeczytać w aktach sprawy. Dodaje, że wszystkie
kwoty, a także nazwiska osób, które odbierały pieniądze, miał zapisane w
notatniku, ale notes w dziwnych okolicznościach zaginął, zarekwirowany przez
prokuraturę.
Władysław Serafin, którego odwiedzamy w siedzibie Kółek
Rolniczych, wspomina, że co najmniej dwa razy widział Sasina w biurach SKOK
Wołomin i zawsze wchodził on bez kolejki do prezesa Mariusza G. Dodaje, że był
świadkiem rozmów między Piotrem P. i Mariuszem G., którzy mówili, że finansują
kampanię PiS.
- Narzekali, że nadchodzi kampania i znowu trzeba będzie
wyłożyć na nich niezłą kasę - opowiada Serafin.
- Pytał pan, jak przekazywali pieniądze PiS? - dopytujemy.
- Nie, ja w ogóle byłem zdziwiony, że oni takie rzeczy przy
mnie mówią - odpowiada Serafin. Były polityk PiS mówi, że związki Sasina ze
SKOK Wołomin były bliższe niż te, do których się przyznaje.
- Jeszcze po zatrzymaniu twórców SKOK jeden z ludzi Sasina
ciągnął mnie na imprezę organizowaną przez SKOK Wołomin - utrzymuje nasz
rozmówca.
Sasin potwierdza, że zna prezesa Mariusza G., gdyż „był swego
czasu mecenasem wydarzeń patriotycznych i kulturalnych na terenie powiatu”.
Pytany, po co odwiedzał go w siedzibie SKOK, odpisuje, że był tam „dwa-trzy
razy z przyczyn kurtuazyjnych”. „Co najmniej jedno z tych spotkań dotyczyło materiałów
filmu »Bitwa warszawska 1920«” - pisze w
e-mailu. Zapewnia, że nigdy nie brał pieniędzy od twórców SKOK Wołomin.
„Nie posiadałem również konta w
tej instytucji ani nie byłem w żaden sposób powiązany z nią finansowo. Oskarżenia
traktuję jako desperacką próbę pana P. odwrócenia uwagi od swojej osoby i
uzyskania zainteresowania mediów poprzez opowiadanie zmyślonych historii,
niepopartych żadnymi dowodami” - przekonuje
Sasin. Dodaje, że złożył doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez Piotra P., a także prywatny akt oskarżenia. Jednak sprawę z oskarżenia
prywatnego umorzono, bo prokuratura z urzędu wszczęła śledztwo po zeznaniach
Piotra P. Jak ustalił „Newsweek”, kontrolowana przez rząd prokuratura
przesłuchała zarówno Sasina, jak i Piotr P. Temu ostatniemu postawiono zarzut
składania fałszywych zeznań.
Ale sprawa SKOK Wołomin to nie jedyny kłopot Sasina.
Prokuratura badała też jego związki z biznesmenem Radosławem Piesiewiczem,
który pożyczył mu 8 tys. złotych. Sasin twierdził, że to była pożyczka na
drewniane schody, które robił u siebie w domu. Jednocześnie próbował ulokować
Piesiewicza jako doradcę w lokalnym samorządzie. Po wygranych przez PiS wyborach
CBA długo prześwietlało oświadczenia majątkowe Sasina. Śledztwo zostało
umorzone na początku 2018 roku.
To otworzyło mu drogę do politycznych awansów. W PiS mówią,
że Kaczyński zgodził się, by Sasin wszedł do pierwszego szeregu, bo ławka
kadrowa PiS jest krótka. Jednak Sasin wie, że jego kariera wisi na Morawieckim.
Jeśli ponownie nie zostanie on premierem po wyborach, pozycja Sasina może być
zagrożona. Chociaż w ostatnich latach udowodnił, że jest jednym z
najwierniejszych żołnierzy Kaczyńskiego, i to bardzo sprawnym. Problem polega
na tym, że czasem nawet za bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz