poniedziałek, 15 lipca 2019

Inflacja zdmuchnie podwyżki płac



Coraz wyższe ceny usług i towarów biją nas po kieszeni, ale dla rządu wzrost inflacji wcale nie jest zły. Pomoże dopiąć napięty budżet. Czy to dlatego w ostatnich tygodniach rekordowo wzrosła ilość gotówki w obiegu?

Radosław Omachel

La Bonnotte to najdroższa odmiana ziemniaków na świecie. Uprawiane na francuskiej wyspie Ile de Noirmoutier w ilości ledwie stu ton rocznie, podlewane wodą morską warzywa mają słona- wy smak z lekkim cytrusowym aromatem. Zna­ne restauracje skłonne są płacić plantatorom nawet po 600-700 euro za kilogram.
   Polskie ziemniaki odmian Vineta, Irga czy Owacja to zupełnie inna półka, ale niejeden Kowalski na widok cen w warzywniakach też ostatnio przecierał oczy. Kilogram jeszcze rok temu koszto­wał nieco ponad złotówkę. Ale ubiegłoroczne zbiory były aż o jed­ną piątą niższe. Już w listopadzie ceny zaczęły rosnąć. Teraz na co lepszych bazarach i w delikatesach kilogram ziemniaków kosztuj e blisko 3 zł. Statystyczny Polak zjada 60 kg rocznie. Łatwo policzyć, że z powodu zwyżki cen tego jednego warzywa wyda w ciągu roku o około 100 zł więcej.
   Ziemniaki to tylko przykład. W górę znacząco poszły ceny większości wrażliwych na pogodę warzyw i owoców. W ubiegłym roku w Holan­dii, która jest największym producentem cebuli w Europie, z powodu pogody załamała się pro­dukcja. W efekcie w Polsce w ciągu roku ceny ce­buli w detalu wzrosły przeszło dwukrotnie.
   Jeszcze niedawno można było zakładać, że ten cenowy szok jest krótkotrwały. Zwykle przecież w okolicach czerwca na rynek trafia największa fala zbiorów, a ceny zaczynają pikować. Bywa, że w okresie wakacyjnym spadek cen żywności jest tak głęboki, że zbija inflację (żywność to w Pol­sce 25 proc. koszyka inflacyjnego) do minimum, a czasem wręcz poniżej zera. W tym roku tak jednak nie będzie. Susza nadal przetrzebia plo­ny. Na obniżki średnich cen na bazarach i w wa­rzywniakach nie ma na razie co liczyć.
   W mięsnych też wyraźniej drożej niż przed rokiem. Wołowina wprawdzie nie drożeje, tu i ówdzie jej ceny nawet spadły, ale od kiedy rozmiłowani w wieprzowinie Chińczycy ogołocili świato­we giełdy z zapasów, ceny wzrosły. W Polsce nawet o 20-25 proc.
   Główny Urząd Statystyczny szacuje, że ceny żywności wzrosły w czerwcu o 5,7 proc. Na pierwszy rzut oka to wyraźnie mniej niż odczuwalna w portfelu drożyzna, ale wagi inflacyjne GUS uwzględ­niaj ą przecież tysiące artykułów spożywczych. Te, które kupujemy najczęściej, drożeją i to zauważalnie. I to właśnie za sprawą sko­kowego wzrostu cen żywności inflacja CPI, czyli podstawowy, naj­bardziej znany wskaźnik poziomu cen, poszedł mocno w górę.
Jeszcze jesienią wydawało się, że inflacja jest stabilna. Po okre­sie wyjątkowo niskiej dynamiki cen, a nawet deflacji, przez dłu­gie miesiące wskaźnik CPI utrzymywał się na neutralnym dla gospodarki poziomie 1-2 proc. Ba, nieoczekiwanie jesienią infla­cja zaczęła nawet spadać. - Ten spadek był efektem wpływu z ze­wnątrz. Na światowych rykach potaniała ropa, a i ceny żywności na międzynarodowych rynkach były umiarkowane, równoważąc sytuację na krajowym rynku - tłumaczy prof. Dariusz Filar, eko­nomista, były członek Rady Polityki Pieniężnej.
   Efekt zewnętrzny okazał się jednak przejściowy. Od wiosny in­flacja znów zaczęła rosnąć. W maju wyniosła 2,4 proc. W czerw­cu, jak wskazują szacunki GUS, doszła do 2,6 proc. Skutki już teraz odczuwamy w swoich portfelach, ale uwagę analityków bardziej przykuwa inny wskaźnik mierzący zmiany cen. Równo dekadę temu NBP wprowadził nową miarę, inflację bazową. Tym różni się od CPI, że nie uwzględnia ulegających silnym i niezależnym od de­cyzji RPP wahaniom cen paliw i żywności. Taka odarta z narzutów inflacja bazowa najlepiej obrazuje trendy w gospodarce i łatwiej pozwala przewidzieć, co z inflacją będzie się działo w nieodległej przyszłości. Inflacja bazowa przez długi okres pozostawała na ni­skim poziomie, 0,6-0,9 proc. Ale od lutego zaczęła rosnąć. W maju doszła do 1,7 proc., a w czerwcu, jak prognozuje między innymi Bank Millennium (bo danych oficjalnych jeszcze nie ma), zbliżyła się do 2 proc. To najszybszy kwartalny wzrost in­flacji bazowej od początku jej pomiarów. - Wy­gląda na to, że kotwica inflacji bazowej puściła. A to niebezpieczny sygnał - dodaje prof. Filar.
   Wzrost inflacji bazowej przeczy też oficjal­nej linii rządu, który winą za wzrost cen obarcza drożejącą żywność. Wzrost inflacji bazowej ma bowiem charakter fundamentalny.

NAJPIERW PŁACE, TERAZ CENY
Ekonomiści od dłuższego czasu zapowiada­li przyspieszenie tempa wzrostu cen. Przecież od dwóch lat przeciętne wynagrodzenie w sekto­rze przedsiębiorstw rośnie po 5-8 proc. rocznie. W dodatku rząd nasypał do tej pory do kieszeni konsumentów około 70 mld zł z programu 500+. Zaś produktywność pracowników rośnie sym­bolicznie. - Inwestycje po długim okresie zasto­ju drgnęły w I kwartale. Ale to przede wszystkim zasługa wydatków samorządów, spółek skarbu państwa i firm z kapitałem zagranicznym - mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
   A skoro wynagrodzenia rosną tu i ówdzie jak na drożdżach, a produktywność pracowników poprawia się nieznacznie albo wcale, to siłą rzeczy marże firm maleją. Przez kilka kwartałów przedsiębiorcy akceptowali tę sytuację, na polskim rynku wciąż rządzi cena i podnoszenie cen wymaga zwykle odwagi. Ale w koń­cu zaczęli bronić swoich marż i ceny podnosić. - Dwa lata temu płaciłem pracownikom 20 zł za godzinę, teraz nie znajdę niko­go do pracy za mniej niż 30 zł - mówi Hubert Teska, właściciel działającej na Mazowszu firmy budowlanej specjalizującej się w kładzeniu tynków. - W tej branży robocizna to większa część kosztów, a że producenci tynków też podnieśli ceny, to i usługi są droższe - dodaje pan Hubert. Dwa lata temu można było zamówić u niego roboty za 28 zł za mkw. Teraz cena wynosi 42 zł. Pierwsze wolne terminy są na wrzesień.

EFEKT DOMINA
Procesy ekonomiczne są nieubłagane i jeśli wierzyć ekono­mistom, gospodarkę czeka wkrótce rodzaj efektu domina. Jak wiadomo, po pierwszej fali podwyżek wynagrodzeń producenci i usługodawcy są zmuszeni podnieść ceny. Ten efekt właśnie trwa. Tyle że wzrost cen powoduje, że niedawne podwyżki pensji stają się realnie niewiele warte. Więc pracobiorcy ponownie wyciągną ręce po podwyżki. W polskich warunkach, gdzie w wielu branżach brakuje pracowników, może to oznaczać kolejną falę podwyżek. Łatwo przewidzieć, że konsekwencją będą kolejne podwyżki cen. - Tak się nakręca inflacyjna spirala - mówi Dariusz Filar.
   Za powstrzymanie tego zjawiska formalnie odpowiada Rada Polityki Pieniężnej. W ubiegłym tygodniu po raz kolejny pozosta­wiła koszt pieniądza bez zmian. Od marca2015 roku, czyli jeszcze za poprzedniej kadencji RPP, stopy procentowe pozostają na naj­niższym poziomie w historii. Główna stopa ma wartość 1,5 proc. Z wypowiedzi członków Rady wynika, że w dającej się przewidzieć perspektywie nie zanosi się na podwyżki stóp. Chyba że inflacja rzeczywiście urwie się z łańcucha i wskaźnik CPI przekroczy trwale 3,5 proc. Celem inflacyjnym NBP jest 2,5 proc. z możliwym zakresem odchyleń od celu o 1 pkt proc. Tego akurat wykluczyć nie można. Dynamika płac nie słabnie, a w przyszłym roku cze­kają nas przecież drastyczne podwyżki cen energii elektrycznej. Ekonomiści, między innymi z Banku Millennium, obstawiają, że bariera 3,5 proc. w przyszłym roku pęknie, choć będzie to zjawi­sko krótkotrwałe.
   Ale Rada Polityki Pieniężnej, która odpowiada za politykę mo­netarną, nie jest jedynym organem, który steruje poziomem cen. Mniejszy, co nie oznacza mały, wpływ na ceny ma przecież także rząd, a ściślej prowadzona przez niego polityka fiskalna. Jeśli rząd zaciska pasa i ogranicza wydatki albo przynajmniej hamuje ich nadmierny wzrost, do obiegu trafia mniej pieniędzy. Co w konse­kwencji moderuje wzrost gospodarczy, ale i inflację. Jeśli władze pieniędzmi szastają, ot choćby na programy socjalne, kieszenie konsumentów puchną. Wydają więcej, co zwykle prowadzi do pod­kręcenia wskaźników inflacji. Dopiero sensowne skoordynowanie polityki monetarnej i fiskalnej, czyli tak zwany policy mix, przyno­si efekty, czyli utrzymuje inflację na zdrowym dla gospodarki po­ziomie. Szkopuł w tym, że interesy rządu i RPP rzadko są tożsame.

RACJE FISKUSA
Konsumentów rosnące ceny irytują, ale dla ministra finan­sów kontrolowany wzrost cen nie jest problemem. Wprost prze­ciwnie. Im ceny są wyższe, tym więcej podatku VAT fiskus nalicza od zakupu towarów czy usług. - Wzrost inflacji zawsze sprzyja do­pinaniu budżetu, to tak zwana renta senioralna - tłumaczy Joan­na Tyrowicz, ekonomistka zarządzająca instytutem badawczym GRAPE, która przez dekadę do 2017 roku była doradcą ekono­micznym zarządu NBP.
   Tyle że ów kontrolowany wzrost inflacji to igranie z ogniem. Sprzyja bowiem wzrostowi oczekiwań inflacyjnych. Czyli subiek­tywnych opinii konsumentów na temat tego, jak będą się zmie­niać ceny w nieodległej przyszłości. - Oczekiwania inflacyjne są silnie adaptacyjne, konsumenci szybko przyzwyczajają się do wzrostu cen i łatwiej akceptują kolejne podwyżki - mówi Dariusz Filar. A to już dla gospodarki niebezpieczne. Czy ostatnie wzrosty cen wpłynęły na oczekiwania inflacyjne?

TISZE JEDIESZ...
Stare powiedzenie głosi, że w tym, że internat dla dziewcząt stoi przez płot z internatem dla chłopców, nie ma nic złego. Ale może być. Przez lata Narodowy Bank Polski gromadził i publi­kował dane o oczekiwaniach inflacyjnych. Nie odpowiadał za to zespół analityczny, tylko badawczy, odrębna jednostka w struk­turach NBP. Wiosną 2017 r. zarząd NBP pod wodzą Adama Glapińskiego oddzielił badania od analiz, a zespół badawczy dostał nieformalny zakaz publikowania wyników badań. Z czasem NBP wyraźnie zmniejszył liczbę publikacji. Dostęp do informacji - oczekiwaniach inflacyjnych z NBP mają teraz nieliczni, między innymi członkowie RPP. Jerzy Osiatyński, członek Rady: - Po po­siedzeniu RPP obowiązuje nas embargo na udzielanie informacji.
   Wiadomo, że jednym z tematów obrad na ostatnim posiedzeniu RPP były dane o podaży pieniądza. NBP w wynikach za maj podał, że podaż pieniądza Ml wyniosła 1,036 bln zł. To suma obrazująca ilość gotówki w obrocie i wartość środków, które zgromadziliśmy na ROR-ach. W maju ubiegłego roku było to 912 mld zł. W ciągu roku w obrocie pojawiło się aż 124 mld zł dodatkowych środków. To bodaj najwyższy nominalny wzrost w historii. Skąd tak potęż­na dynamika?
   NBP nie odpowiedział na pytanie „Newsweeka” w tej sprawie. Co bardziej sceptycznie nastawiona część rynku zaczęła podej­rzewać, że to celowe działanie NBP, który wykorzystuje mechani­zmy rynkowe do wpuszczania do obrotu większej ilości gotówki. Podaż pieniądza jest bowiem ściśle skorelowana z dynamiką PKB. Im więcej gotówki w obrocie, tym większe nadwyżki finansowe konsumentów i tym więcej wydają oni na zakupy. A wzrost gospo­darczy, po części także wzrost inflacji, jest na rękę rządowi. Prezes NBP Adam Glapiński jest od lat związany z PiS. Ale to nadmiernie uproszczona wersja rzeczywistości.
   Z jednej strony wiadomo, że część zagranicznych instytucji fi­nansowych rezygnuje z polskich papierów skarbowych, które odkupują od nich polskie, także państwowe banki. Gros uwolnio­nych w ten sposób środków pozostaje na polskim rynku. Poza tym w maju, tuż przed wyborami do europarlamentu, ruszyły nowe potężne transfery socjalne, czyli wypłaty wartych w sumie 10,7 mld zł trzynastych emerytur. Teraz rusza rozszerzony program 500+, który wpompuje w kieszenie beneficjentów dodatkowo po 700-800 min zł miesięcznie. Tym zastrzykom gotówki towarzy­szy dodatkowo wzrost wartości udzielanych kredytów detalicz­nych, co podkręca konsumpcję. A w konsekwencji także ceny. Rząd na tym skorzysta tak finansowo, jak i politycznie.
   No chyba że wzrost cen okaże się szybszy niż wzrost finanso­wanych przecież w dużej mierze długiem transferów socjalnych. W ubiegłym roku mimo potężnych środków pompowanych w socjal w Polsce po raz pierwszy od lat wzrosły wskaźniki ubóstwa. Najbiedniejsi Polacy może i skorzystali z 500+, waloryzacji rent
emerytur. Ale wzrost cen bieżących wydatków, ogrzewania, czynszów, usług i przede wszystkim żywności, na którą najubożsi wydają prawie połowę domowego budżetu, z nawiązką zniweczył efekt dodatkowych dochodów.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz