czwartek, 4 lipca 2019

Ostatni taki mesjasz



Czy Wiosna dotrwa do jesieni? Projekt Roberta Biedronia miał wnieść do polskiej polityki nowe standardy, zamiast tego importował wszystkie stare partyjne patologie. Odchodzą działacze, strategia zmienia się z dnia na dzień.

Ledwie rok temu Robert Biedroń był najgorętszą kartą na politycznym rynku. Przymierzano go do wielkich ról. Przyszłego prezy­denta, przywódcy zmieniającego reguły gry, mitycznego polskiego Macrona. Uchodził za wielką nadzieję polskiej polityki. Widziano w nim progresywnego mesjasza.
   I o ile same początki Wiosny były obie­cujące, o tyle nowy ruch dosyć szybko zaczął reprodukować wszystkie główne grzechy polskiej polityki. Był równie au­torytarny w wewnętrznych relacjach jak większość polskich partii. Komunikację z wyborcami tak samo powierzył specja­listom od marketingu (wyjątkowo zresztą topornego). Koniec końców wynik Wiosny w wyborach europejskich okazał się grubo poniżej oczekiwań. Tamtego wieczoru na­pompowana bańka pękła z hukiem.
   Upadł też mit samego Biedronia jako zbawiciela „zabetonowanej” polskiej poli­tyki. Okazał się marnym kapitanem. Obie­cywał oceaniczne rejsy, ale ledwo wyszedł z portu, wprowadził okręt na mieliznę. Po czym pierwszy ewakuował się pluszową szalupą do Par lamentu Europejskiego. Bez cienia zażenowania śląc zdumionej zało­dze na pożegnanie promienne uśmiechy. Tak to dziś wygląda.

Przedsiębiorstwo rodzinne
Kwestia mandatu Biedronia stawia pod znakiem zapytania intencje twórcy Wiosny. Ruch powstawał raptem kilka miesięcy temu w atmosferze egalitarnego karnawa­łu. Wówczas jeszcze każda głowa i para rąk była mile widziana. Podkreślano, że nie bę­dzie zastanych układów, koterii, niejasnych barier wejścia. Nawet przygodny gość na stronie internetowej ruchu zaraz był rejestrowany jako sympatyk. A wystar­czyło zgłosić chęć uczestnictwa w cyklu prowadzonych przez Biedronia „burz mózgów” bądź kupić gadżet w jego interne­towym sklepiku, a można się było poczuć pełnoprawnym uczestnikiem ruchu.
   Ale gdy ruszyła kampania, po demokra­cji nie było już śladu. Najpierw spontanicz­nie uformowany aktyw w terenie dostał z Warszawy koperty z listami kandydatów. Niektórych za pięć dwunasta poprzesuwano do nowych okręgów, choć wykonali już sporą pracę w dotychczasowych. Jednych windowano w górę, innych w dół - oczy­wiście bez podania przyczyny.
   A potem okazało się, że nawet w kręgu wyróżnionej „trzynastki” liderów list są równi i równiejsi. W mediach przeważnie pojawiało się jedynie dwoje z nich: Krzysz­tof Śmiszeki Sylwia Spurek. Prywatnie ży­ciowi partnerzy twórcy ruchu oraz jego prawej ręki Marcina Anaszewicza. Tak jakby najważniejszą stawką były wysokopłatne mandaty dla samych tylko liderów.
   Co znalazło swój wyraz tuż po wyborach. Bo o ile Spurek zgodnie z planem zdoby­ła mandat, o tyle Śmiszkowi powinęła się noga. On też jako pierwszy publicznie oświadczył, że Biedroń - wbrew wcześniej­szym deklaracjom - swój mandat obejmie.
I tak się faktycznie stało, choć szef Wiosny zarzeka się, że jego brukselska przygoda raczej nie potrwa długo. Jeśli bowiem zo­stanie wybrany do Sejmu, jego mandat europarlamentarzysty wygaśnie. Osobi­ste plany Biedronia na jesienne wybory są jednak niejasne. A do tego po kuluarach rozeszła się plotka, że w jego brukselskim biurze ma zostać zatrudniony Anaszewicz. Który dziwnym trafem w ubiegłą sobotę bez podania przyczyn zrezygnował ze sta­nowiska wiceszefa Wiosny.
   Ruch polityczny nie może być rodzin­nym przedsiębiorstwem. Angażuje tysią­ce uczestników i sympatyków, rozwija się głównie dzięki ich pracy oraz finansowemu wsparciu. Trudno więc oczekiwać, że teraz zadowolą się pocztówkami z Brukseli. Je­śli Biedroń docelowo obejmie europejski mandat, oznaczać to będzie odejście z kra­jowej polityki i porzucenie ambitnych ról, do których aspirował.
   Sprawa bynajmniej nie jest błaha. Wio­sna w znacznej mierze była przecież ru­chem pokoleniowym. Biedroń świadomie odwołał się do wyobrażeń młodych lu­dzi o polityczności. Nie do końca jeszcze ukształtowanych, plastycznych, podatnych na zniekształcenia. Dla znacznej części ak­tywistów Wiosny to była polityczna inicja­cja. Nic dziwnego, że nie mieli dystansu do swojego idola; najczęściej fanatycznie go bronili w mediach społecznościowych, ide­alizowali jego obraz, napadali na krytyków. Na koniec dostali lekcję realnej polityki
w karykaturalnym wręcz wydaniu. I nie ma wątpliwości, iż pozostanie ona w nich na długo. Skutkiem rozczarowania w tym wieku często bywa odwrócenie się plecami do życia publicznego bądź radykalna zmia­na politycznego frontu.

Nabici w butelkę
Jest ich zresztą znacznie więcej. Pytają, co takiego się stało z Biedroniem. Analizują na nowo swoją historię relacji z nim. Pełno teraz takich rozmów w gronie lewicowych polityków, aktywistów społecznych, dzien­nikarzy. Jedni dochodzą do wniosku, że zepsuła go polityka. Inni wskazują wpływ mediów. Zwłaszcza w czasach słupskiej prezydentury, kiedy to zagłaskały Biedro­nia aż do nieprzyzwoitości. Jeszcze inni do - wodzą, że liderem Wiosny w gruncie rzeczy zawsze kierowały osobiste ambicje, celebrycka sława, może nawet wygodne życie.
   Ale w gruncie rzeczy uczestnicy tych rozmów przede wszystkim pragną zro­zumieć samych siebie. Dlaczego aż tyle nadziei ulokowali właśnie w Biedroniu? Zapewne większość doceniała jego komu­nikacyjne talenty, osobisty wdzięk, umie­jętność grania z mediami. Niemniej klu­czowe było wyobrażenie o idealistycznych motywacjach Biedronia, odróżniających go od cynicznej elity starych partii.
   Oto ujawniło się w nowej odsłonie stare złudzenie, że należy raz na jakiś czas zmie­nić reguły politycznej gry i otworzyć wrota dla jednostek cnotliwych, szczerze zaan­gażowanych, altruistycznych. Najlepiej za­bieganych liderów organizacji pozarządo­wych, pasjonatów z ruchów obywatelskich, oddanych swym społecznościom samorzą­dowców. W nadziei, że zmienią niemoralną politykę. Ale zwykle sprawy mają się ina­czej i to polityka wpływa na ludzi, którzy się do niej zbliżają. Złudzenie nigdy jednak nie wygasa, każdorazowo pozostawiając osad nadziei, iż następnym razem skończy się wreszcie inaczej. Tak było i teraz.
   Z perspektywy czasu widać jednak wię­cej. Już przecież zachowania Biedronia z okresu bezpośrednio poprzedzającego powołanie Wiosny wyraźnie pokazywały, co będzie dalej. Instrumentalny stosunek do wyborców wręcz bił po oczach. Niemal do końca swej prezydentury w Słupsku Biedroń publicznie zarzekał się, że jego jedyną ambicją jest służba ukochanemu miastu. A nawet gdy wreszcie odkrył karty i zrezygnował z ubiegania się o drugą ka­dencję, nie wiadomo, po co ubiegał się o mandat radnego. Z którego w tydzień po ślubowaniu bez tłumaczeń zrezygnował.
   Zniechęceni ostatnimi erupcjami narcy­zmu lidera Wiosny powinni zajrzeć do jego wcześniejszych wypowiedzi. Sprzed roku, dwóch. „Jak wejdziesz na mój facebookowy profil, to zobaczysz, że ludzie chcą, żebym był prezydentem Bydgoszczy, Łodzi, War­szawy i parunastu innych miast. I ja oczy­wiście wiem, że to z sympatii, ale tak się nie da. Wybrałem rządzenie Słupskiem na serio i tym chcę się zająć” - mówił wiosną ub.r. „Gazecie Wyborczej”. Sam wywiad, z blisko zaprzyjaźnionym dziennikarzem, zapowiadał zresztą preferowany przez Biedronia styl komunikacji ze społeczeń­stwem. Już w trakcie kampanii osobiście składał mediom oferty, gdzie, kiedy i na jakich warunkach wystąpi. 1 jakimś cudem dostawał, czego chciał, wraz z nieformal­nym glejtem na unikanie trudnych pytań. A gdy już któryś z dziennikarzy ośmielał się zepsuć mu humor krytycznym komenta­rzem na Twitterze, zaraz był blokowany.
   Podobnie działo się wewnątrz ruchu. Wódz zamknął się w wieży z kości słonio­wej i jedynie wybrani mieli do niego do­stęp. W organizacji wprowadzono twardy dryl, wymuszano odgórnie narzucone normy, zwłaszcza jeśli chodzi o aktywność w internecie. Wypływały z terenu przypad­ki mobbingowania młodych aktywistów, na co góra zwykle reagowała opieszale. Nikt nie dbał o przejrzystość reguł. Pod karnawałową oprawą zagnieździł się ty­powy korporacyjny Mordor.
    „Siła przywódcy nie polega ani na śle­pym posłuszeństwie, ani na gwiazdor­stwie. Przywództwo to tworzenie relacji” - pisał Biedroń w książce „Nowy rozdział” z jesieni ubiegłego roku. A potem niemal wszystkiemu zaprzeczył. Wraz z niepowo­dzeniem Wiosny podważonych zostało przy okazji kilka obiegowych mitów pol­skiej polityki z ostatnich lat.

Fałszywe wiosenne mity
Pierwszy mit zakłada, że istnieje kamień filozoficzny polityki, która może „łączyć ludzi, zamiast ich dzielić”. Jest to mit nad wyraz żywotny, który w różnych epokach przybierał rozmaite formy. W przypadku Biedronia znalazł on wyraz w formule „fajnej polityki”. Czyli takiej, która eksponuje wyłącznie pozytywne strony poruszanych tematów i udaje, że nie mają swojego re­wersu, nie wywołują napięć, nie mobilizują przeciwników. Nawet najbardziej kontro­wersyjne sprawy światopoglądowe bywają traktowane jako naturalne i powszechnie podzielane. Natomiast konflikt, który jest immanentną cechą polityki, zostaje wedle tej logiki uznany za aberrację. Jest to wizja naiwna i politycznie nieodpowiedzialna.
Według drugiego mitu „zwykli ludzie” są mądrzejsi od polityków. To argument po­wszechnie używany przez współczesnych populistów. Tych reakcyjnych, jak Trump bądź Kaczyński, którzy odwołują się do tra­dycyjnych odruchów społeczeństw, utoż­samianych ze zdrowym rozsądkiem, na przekór „lewackim” ideologom odgórnie narzuconej politycznej poprawności. Ale po swojemu konstruują ten mit również populiści postępowi. „Francuzi są bardziej świadomi wymagań współczesności świata niż ich rządzący. Są mniej konformistyczni i mniej przywiązani do gotowych idei, które gwarantują komfort intelektualny życia politycznego ” - pisał zmierzający po władzę Emmanuel Macron. Zainspirowany francuskim prezydentem Biedroń również dowodził, że polskie społeczeństwo ma poglądy bardziej progresywne niż zacho­wawcza klasa polityczna. Wynik wyborczy brutalnie jednak obnażył fałsz tej hipotezy.
Trzeci mit jest o tym, że tylko wyraziści liderzy polityczni zdolni są mobilizować poparcie. Najpełniej rozwinął tę doktrynę socjolog i polityk Wiosny Maciej Gdula. W książce „Nowy autorytaryzm” zapo­wiadał kres tradycyjnych politycznych narracji, próbujących całościowo opi­sywać rzeczywistość. Ich narrację miały zaś wypełnić rozliczne dyskursy niszowe, które najczęściej dają o sobie znać pod po­stacią „zdarzeń” płynących w wartkim, acz nieuregulowanym nurcie. Zdaniem Gduli niezbędny jest zatem wyrazisty polityczny lider, który z niszowych wątków skompo­nuje autorskie wiązki , nadając chaotycznej rzeczywistości polityczny sens.
   Jak wyglądało to w praktyce? Najlepszym momentem w kampanii Wiosny bez wąt­pienia była prezentacja programu nowego ruchu. Owszem, wytykano mu pięknoduchostwo, ale i chwalono za wskazanie no­wej perspektywy politycznego działania, obiecującą wizję. Tyle że sztab wkrótce przestał panować nad kampanią, która rozsypała się na ciąg zdarzeń z Biedroniem w roli głównej, jego kiepskich happenin­gów aranżowanych na użytek telewizyjnych kamer, coraz bardziej irytujących har­ców. Efektów wyborczych z tego nie było.
Mit numer cztery: dopiero młode poko­lenie zdoła odnowić polską politykę. Czyż­by? Kampania Wiosny pod wieloma wzglę­dami przypominała słynną kampanię reklamową napojów Frugo z lat 90., w której kontrastowo zestawiono żenują­cą i marudzącą „starość” oraz dynamiczną i kolorową „młodość”. Zresztą wówczas to jeszcze szokowało, prowokowało do dys­kusji. Tegoroczne prezentacje ruchu Bie­dronia utrzymane były w podobnej este­tyce. Z jednej strony zbanalizowanej, ale i trudnej do przyswojenia dla wyborców niepodzielających oferowanej wizji polity­ki jako niezobowiązującej zabawy. Wielkiej wyborczej mobilizacji młodego pokolenia nie udało się wywołać.
Piąty z mitów głosi, że wyborcy tylko czekają, aż ktoś wyzwoli ich spod wpływu dominującego konfliktu politycznego. „Wybór między PiS a PO to żart z inteli­gencji Polaków” - podkreślał Biedroń nie­mal na każdym kroku. Tożsamość swojego
ruchu budował na perswazji o pozorności tego sporu, jego treściowej i emocjonalnej pustce. Tyle że nie umiał dowieść prawdziwości tej tezy. Może i silnie eksponowanej w publicystyce, czasem deklaratywnie zaznaczanej w sondażach, nigdy niepotwierdzanej wynikami kolejnych wyborów.

Koniec politycznych start-upów?
Zresztą Wiosna nawet nie podjęła po­ważniejszej próby sformułowania podzia­łu alternatywnego. Z premedytacją rozma­zała nawet czytelnie lewicowy wymiar swej oferty, ukryła go za retorycznymi zamien­nikami i antypolitycznym makijażem. Pod koniec kampanii nie bardzo już było wia­domo, do jakich wyborców przede wszyst­kim się zwraca. Uformowała co najwyżej wąski zasób ślepo zapatrzonych w lidera fanów, nieco na wzór Kukiza sprzed czte­rech lat (albo Korwin-Mikkego od zawsze).
   Ciąg dalszy tego romansu nietrudno przewidzieć. Tego typu wyborcy są może i stali w uczuciach. Lecz ich namiętność do lidera staje się z czasem niezrozumiała dla otoczenia, bywa wręcz uważana za dziwac­two; podobnie jak sam ruch, który z cza­sem jest już zdolny obsługiwać wyłącznie swych zagorzałych fanów.
   Być może jeszcze nie wszystko dla Wio­sny stracone, sondaże na razie dają jej pew­ną nadzieję dalszego życia. Choć raczej już nie na prawach samodzielnego podmiotu, zdolnego nadać życiu politycznemu no­wej dynamiki. W ostatnią sobotę Wiosna oficjalnie zadeklarowała chęć dołączenia do Koalicji Europejskiej. Pomysł był taki, aby oddelegować na wspólne listy opozy­cji nazwiska niebudzące większych kontrowersj i, niekojarzące się z wojnami kulturowymi, antyklerykalizmem, LGBT Wówczas sam Biedroń miałby pretekst, aby uchylić się od kandydowania jesienią i tym samym pozostać w Brukseli. Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz twardo jednak odpowie­dział, że nie mowy, aby ludowcy znaleźli się z Wiosną na wspólnych listach.
   Inna sprawa, że nie bardzo dziś wiado­mo, co pozostało z KE i w jakiej formule opozycja podejdzie do jesiennej elekcji. Równolegle prowadzone są więc rozmowy w trójkącie SLD-Wiosna-Partia Razem na temat alternatywnego bloku lewicowego. Niezależnie od pokrętnej i kapitulanckiej drogi lidera z ostatnich tygodni, w ruchu pozostało jeszcze nieco ambitnych i od­powiedzialnych działaczy, zdeterminowa­nych, by dociągnąć projekt chociażby do zakończenia sezonu politycznego.
   Osobnym problemem są jednak finanse ugrupowania. Jak słychać, kasa jest pusta, po kampanii europejskiej pozostało trochę nieopłaconych faktur, a skala księgowej niefrasobliwości była na tyle duża, że raczej nie ma szans, aby Państwowa Komisja Wy- borcza przyjęła na koniec roku sprawozda­nie finansowe. Co oznacza, że nawet w razie uzyskania prawa do subwencji budżetowej Wiosna nie otrzyma tych pieniędzy.
   Ogólna skala rozczarowania jest ogrom­na. I trudno się spodziewać, aby niepowo­dzenie Wiosny nie pozostawiło trwałych śladów w polskiej polityce. Raczej już wy­czerpał się model politycznego start-upu opartego na autorytecie lidera. Oczywiście Biedroń sam go nie wymyślił. W znacznej mierze skorzystał z wcześniejszych do­świadczeń Palikota, Petru i Kukiza. Lecz wykreowana przez niego dorodna bańka oczekiwań okazała się jeszcze mniej trwała niż w przypadku poprzedników.
   Innego sensownego modelu przebicia się na umeblowaną od lat scenę za bardzo jed­nak nie widać. Podobnie jak obiecujących kandydatów na kolejnych startupowców. Polityczną wyobraźnię Polaków niemal na pewno w kolejnych latach określać więc będzie rywalizacja PiS z PO. Bez względu na to, co naprawdę o tym sporze myślimy i w jakim stopniu się w nim odnajdujemy.
Rafał Kalukin

3 komentarze:

  1. NAJLEPSZA MIŁOŚĆ ONLINE SPELL CASTER, ABY UZYSKAĆ ​​SWÓJ EX LOVER, MĘŻCZYZNA, ŻONA, DZIEWCZYNA LUB POWRÓT CHŁOPA. DODAJ GÓRĘ NA WHATSAPP: +2349083639501
    Cześć wszystkim Jestem Darcy lyne i jestem tutaj, aby podzielić się wspaniałą pracą, którą dr Nosa dla mnie zrobił. Po 5 latach małżeństwa z moim mężem z dwójką dzieci, mój mąż zaczął zachowywać się dziwnie i wychodzić z innymi kobietami i okazywał mi zimną miłość, kilkakrotnie groził, że się ze mną rozwiedzie, jeśli ośmielę się go zapytać o jego romans z innymi kobietami, ja był całkowicie zdruzgotany i zdezorientowany, dopóki mój stary przyjaciel nie powiedział mi o rzucającym zaklęcie w Internecie o nazwie Dr..nosakhare, który pomaga ludziom w związku i problemie małżeństwa przez moc zaklęć miłosnych, początkowo wątpiłem, czy coś takiego istnieje, ale postanowiłem spróbować, kiedy się z nim skontaktuję, pomógł mi rzucić zaklęcie miłosne iw ciągu 48 godzin mój mąż wrócił do mnie i zaczął przepraszać, teraz przestał wychodzić z innymi kobietami i jego ze mną na dobre i prawdziwe . Skontaktuj się z tym świetnym zaklinaczem zaklęć miłosnych, aby rozwiązać swój związek lub problem małżeństwa
    -Email-blackmagicsolutions95@gmail.com
     lub Zadzwoń lub WhatsApp: +2349083639501
    Skontaktuj się z nim, aby uzyskać następujące informacje:
    (1) Jeśli chcesz odzyskać swojego byłego współmałżonka.
    (2) Chcesz zostać awansowany w swoim biurze.
    (3) Chcesz, żeby kobiety / mężczyźni biegali za tobą.
    (4) Jeśli chcesz mieć dziecko.
    (5) Chcesz być chroniony duchowo.
    (6) Pomóż wyprowadzić ludzi z więzienia
    (7) Wygraj program telewizyjny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Dr Obodo,
      Zerwał z nią i wrócił do domu przed świętami Bożego Narodzenia! Dzięki za wszelką pomoc. Zaklęcie zemsty dla dorosłych, OH MOJ BÓG, TO W rzeczywistości zadziałało NAPRAWDĘ DOBRZE. ODWRÓĆ PROSZĘ !!! LOL . dla tych, którzy pomagają info (+234 8155 425481, templeofanswer@hotmail. co. uk) Thanks "

      Usuń
  2. Dr.Agbazara is a great man,this doctor help me to bring back my lover Jenny Williams who broke up with me 2year ago with his powerful spell casting and today she is back to me so if you need is help contact him on email: ( agbazara@gmail.com ) or call/WhatsApp +2348104102662. And get your problem solve like me.

    OdpowiedzUsuń