Czy Wiosna dotrwa do
jesieni? Projekt Roberta Biedronia miał wnieść do polskiej polityki nowe
standardy, zamiast tego importował wszystkie stare partyjne patologie. Odchodzą
działacze, strategia zmienia się z dnia na dzień.
Ledwie
rok temu Robert Biedroń był najgorętszą kartą na politycznym
rynku. Przymierzano go do wielkich ról. Przyszłego prezydenta, przywódcy
zmieniającego reguły gry, mitycznego polskiego Macrona. Uchodził za wielką
nadzieję polskiej polityki. Widziano w nim progresywnego mesjasza.
I o ile same początki Wiosny były obiecujące, o tyle nowy
ruch dosyć szybko zaczął reprodukować wszystkie główne grzechy polskiej
polityki. Był równie autorytarny w wewnętrznych relacjach jak większość
polskich partii. Komunikację z wyborcami tak samo powierzył specjalistom od
marketingu (wyjątkowo zresztą topornego). Koniec końców wynik Wiosny w wyborach
europejskich okazał się grubo poniżej oczekiwań. Tamtego wieczoru napompowana
bańka pękła z hukiem.
Upadł też mit samego Biedronia jako zbawiciela
„zabetonowanej” polskiej polityki. Okazał się marnym kapitanem. Obiecywał
oceaniczne rejsy, ale ledwo wyszedł z portu, wprowadził okręt na mieliznę. Po
czym pierwszy ewakuował się pluszową szalupą do Par lamentu Europejskiego. Bez
cienia zażenowania śląc zdumionej załodze na pożegnanie promienne uśmiechy.
Tak to dziś wygląda.
Przedsiębiorstwo rodzinne
Kwestia mandatu Biedronia stawia
pod znakiem zapytania intencje twórcy Wiosny. Ruch powstawał raptem kilka
miesięcy temu w atmosferze egalitarnego karnawału. Wówczas jeszcze każda głowa
i para rąk była mile widziana. Podkreślano, że nie będzie zastanych układów,
koterii, niejasnych barier wejścia. Nawet przygodny gość na stronie
internetowej ruchu zaraz był rejestrowany jako sympatyk. A wystarczyło zgłosić
chęć uczestnictwa w cyklu prowadzonych przez Biedronia „burz mózgów” bądź kupić
gadżet w jego internetowym sklepiku, a można się było poczuć pełnoprawnym
uczestnikiem ruchu.
Ale gdy ruszyła kampania, po demokracji nie było już
śladu. Najpierw spontanicznie uformowany aktyw w terenie dostał z Warszawy
koperty z listami kandydatów. Niektórych za pięć dwunasta poprzesuwano do
nowych okręgów, choć wykonali już sporą pracę w dotychczasowych. Jednych
windowano w górę, innych w dół - oczywiście bez podania przyczyny.
A potem okazało się, że nawet w kręgu wyróżnionej
„trzynastki” liderów list są równi i równiejsi. W mediach przeważnie pojawiało
się jedynie dwoje z nich: Krzysztof Śmiszeki Sylwia Spurek. Prywatnie życiowi
partnerzy twórcy ruchu oraz jego prawej ręki Marcina Anaszewicza. Tak jakby
najważniejszą stawką były wysokopłatne mandaty dla samych tylko liderów.
Co znalazło swój wyraz tuż po wyborach. Bo o ile Spurek
zgodnie z planem zdobyła mandat, o tyle Śmiszkowi powinęła się noga. On też
jako pierwszy publicznie oświadczył, że Biedroń - wbrew wcześniejszym
deklaracjom - swój mandat obejmie.
I tak się faktycznie stało, choć
szef Wiosny zarzeka się, że jego brukselska przygoda raczej nie potrwa długo.
Jeśli bowiem zostanie wybrany do Sejmu, jego mandat europarlamentarzysty
wygaśnie. Osobiste plany Biedronia na jesienne wybory są jednak niejasne. A do
tego po kuluarach rozeszła się plotka, że w jego brukselskim biurze ma zostać
zatrudniony Anaszewicz. Który dziwnym trafem w ubiegłą sobotę bez podania
przyczyn zrezygnował ze stanowiska wiceszefa Wiosny.
Ruch polityczny nie może być rodzinnym przedsiębiorstwem.
Angażuje tysiące uczestników i sympatyków, rozwija się głównie dzięki ich
pracy oraz finansowemu wsparciu. Trudno więc oczekiwać, że teraz zadowolą się
pocztówkami z Brukseli. Jeśli Biedroń docelowo obejmie europejski mandat,
oznaczać to będzie odejście z krajowej polityki i porzucenie ambitnych ról, do
których aspirował.
Sprawa bynajmniej nie jest błaha. Wiosna w znacznej mierze
była przecież ruchem pokoleniowym. Biedroń świadomie odwołał się do wyobrażeń
młodych ludzi o polityczności. Nie do końca jeszcze ukształtowanych,
plastycznych, podatnych na zniekształcenia. Dla znacznej części aktywistów
Wiosny to była polityczna inicjacja. Nic dziwnego, że nie mieli dystansu do
swojego idola; najczęściej fanatycznie go bronili w mediach społecznościowych,
idealizowali jego obraz, napadali na krytyków. Na koniec dostali lekcję
realnej polityki
w karykaturalnym wręcz wydaniu. I
nie ma wątpliwości, iż pozostanie ona w nich na długo. Skutkiem rozczarowania w
tym wieku często bywa odwrócenie się plecami do życia publicznego bądź
radykalna zmiana politycznego frontu.
Nabici w butelkę
Jest ich zresztą znacznie więcej.
Pytają, co takiego się stało z Biedroniem. Analizują na nowo swoją historię
relacji z nim. Pełno teraz takich rozmów w gronie lewicowych polityków,
aktywistów społecznych, dziennikarzy. Jedni dochodzą do wniosku, że zepsuła go
polityka. Inni wskazują wpływ mediów. Zwłaszcza w czasach słupskiej
prezydentury, kiedy to zagłaskały Biedronia aż do nieprzyzwoitości. Jeszcze
inni do - wodzą, że liderem Wiosny w gruncie rzeczy zawsze kierowały osobiste ambicje, celebrycka sława, może
nawet wygodne życie.
Ale w gruncie rzeczy uczestnicy tych rozmów przede
wszystkim pragną zrozumieć samych siebie. Dlaczego aż tyle nadziei ulokowali
właśnie w Biedroniu? Zapewne większość doceniała jego komunikacyjne talenty,
osobisty wdzięk, umiejętność grania z mediami. Niemniej kluczowe było
wyobrażenie o idealistycznych motywacjach Biedronia, odróżniających go od
cynicznej elity starych partii.
Oto ujawniło się w nowej odsłonie stare złudzenie, że
należy raz na jakiś czas zmienić reguły politycznej gry i otworzyć wrota dla
jednostek cnotliwych, szczerze zaangażowanych, altruistycznych. Najlepiej zabieganych
liderów organizacji pozarządowych, pasjonatów z ruchów obywatelskich, oddanych
swym społecznościom samorządowców. W nadziei, że zmienią niemoralną politykę.
Ale zwykle sprawy mają się inaczej i to polityka wpływa na ludzi, którzy się
do niej zbliżają. Złudzenie nigdy jednak nie wygasa, każdorazowo pozostawiając
osad nadziei, iż następnym razem skończy się wreszcie inaczej. Tak było i
teraz.
Z perspektywy czasu widać jednak więcej. Już przecież
zachowania Biedronia z okresu bezpośrednio poprzedzającego powołanie Wiosny
wyraźnie pokazywały, co będzie dalej. Instrumentalny stosunek do wyborców wręcz
bił po oczach. Niemal do końca swej prezydentury w Słupsku Biedroń publicznie
zarzekał się, że jego jedyną ambicją jest służba ukochanemu miastu. A nawet gdy
wreszcie odkrył karty i zrezygnował z
ubiegania się o drugą kadencję, nie wiadomo, po co ubiegał się o mandat radnego. Z którego w tydzień po ślubowaniu bez tłumaczeń
zrezygnował.
Zniechęceni ostatnimi erupcjami narcyzmu lidera Wiosny
powinni zajrzeć do jego wcześniejszych wypowiedzi. Sprzed roku, dwóch. „Jak wejdziesz
na mój facebookowy profil, to zobaczysz, że ludzie chcą, żebym był prezydentem
Bydgoszczy, Łodzi, Warszawy i parunastu innych miast. I ja oczywiście wiem,
że to z sympatii, ale tak się nie da. Wybrałem rządzenie Słupskiem na serio i
tym chcę się zająć” - mówił wiosną ub.r. „Gazecie Wyborczej”. Sam wywiad, z
blisko zaprzyjaźnionym dziennikarzem, zapowiadał zresztą preferowany przez
Biedronia styl komunikacji ze społeczeństwem. Już w trakcie kampanii osobiście
składał mediom oferty, gdzie, kiedy i na jakich
warunkach wystąpi. 1 jakimś cudem dostawał, czego chciał, wraz z nieformalnym
glejtem na unikanie trudnych pytań. A gdy już któryś z dziennikarzy ośmielał
się zepsuć mu humor krytycznym komentarzem na Twitterze, zaraz był blokowany.
Podobnie działo się wewnątrz ruchu. Wódz zamknął się w
wieży z kości słoniowej i jedynie wybrani mieli do niego dostęp. W
organizacji wprowadzono twardy dryl, wymuszano odgórnie narzucone normy,
zwłaszcza jeśli chodzi o aktywność w internecie. Wypływały z terenu przypadki
mobbingowania młodych aktywistów, na co góra zwykle reagowała opieszale. Nikt
nie dbał o przejrzystość reguł. Pod karnawałową oprawą zagnieździł się typowy
korporacyjny Mordor.
„Siła przywódcy nie
polega ani na ślepym posłuszeństwie, ani na gwiazdorstwie. Przywództwo to
tworzenie relacji” - pisał Biedroń w książce
„Nowy rozdział” z jesieni ubiegłego roku. A potem niemal wszystkiemu
zaprzeczył. Wraz z niepowodzeniem Wiosny podważonych zostało przy okazji kilka
obiegowych mitów polskiej polityki z ostatnich lat.
Fałszywe wiosenne mity
● Pierwszy
mit zakłada, że istnieje kamień filozoficzny polityki, która może „łączyć
ludzi, zamiast ich dzielić”. Jest to mit nad wyraz żywotny, który w różnych
epokach przybierał rozmaite formy. W przypadku Biedronia znalazł on wyraz w
formule „fajnej polityki”. Czyli takiej, która eksponuje wyłącznie pozytywne
strony poruszanych tematów i udaje, że nie mają swojego rewersu, nie wywołują
napięć, nie mobilizują przeciwników. Nawet najbardziej kontrowersyjne sprawy
światopoglądowe bywają traktowane jako naturalne i powszechnie podzielane.
Natomiast konflikt, który jest immanentną cechą polityki, zostaje wedle tej
logiki uznany za aberrację. Jest to wizja naiwna i politycznie
nieodpowiedzialna.
● Według
drugiego mitu „zwykli ludzie” są mądrzejsi od polityków. To argument powszechnie
używany przez współczesnych populistów. Tych reakcyjnych, jak Trump bądź Kaczyński, którzy odwołują się do tradycyjnych
odruchów społeczeństw, utożsamianych ze zdrowym rozsądkiem, na przekór „lewackim”
ideologom odgórnie narzuconej politycznej poprawności. Ale po swojemu
konstruują ten mit również populiści postępowi. „Francuzi są bardziej świadomi
wymagań współczesności świata niż ich rządzący. Są mniej konformistyczni i
mniej przywiązani do gotowych idei, które gwarantują komfort intelektualny
życia politycznego ” - pisał zmierzający po władzę Emmanuel Macron. Zainspirowany francuskim prezydentem Biedroń również
dowodził, że polskie społeczeństwo ma poglądy bardziej progresywne niż zachowawcza
klasa polityczna. Wynik wyborczy brutalnie jednak obnażył fałsz tej hipotezy.
● Trzeci
mit jest o tym, że tylko wyraziści liderzy polityczni zdolni są mobilizować
poparcie. Najpełniej rozwinął tę doktrynę socjolog i polityk Wiosny Maciej
Gdula. W książce „Nowy autorytaryzm” zapowiadał kres tradycyjnych politycznych
narracji, próbujących całościowo opisywać rzeczywistość. Ich narrację miały
zaś wypełnić rozliczne dyskursy niszowe, które najczęściej dają o sobie znać
pod postacią „zdarzeń” płynących w wartkim, acz nieuregulowanym nurcie.
Zdaniem Gduli niezbędny jest zatem wyrazisty polityczny lider, który z
niszowych wątków skomponuje autorskie wiązki , nadając chaotycznej
rzeczywistości polityczny sens.
Jak wyglądało to w praktyce? Najlepszym momentem w kampanii Wiosny bez
wątpienia była prezentacja programu nowego ruchu. Owszem, wytykano mu pięknoduchostwo,
ale i chwalono za wskazanie nowej perspektywy politycznego działania,
obiecującą wizję. Tyle że sztab wkrótce przestał panować nad kampanią, która
rozsypała się na ciąg zdarzeń z Biedroniem w roli głównej, jego kiepskich
happeningów aranżowanych na użytek telewizyjnych kamer, coraz bardziej irytujących
harców. Efektów wyborczych z tego nie było.
● Mit
numer cztery: dopiero młode pokolenie zdoła odnowić polską politykę. Czyżby?
Kampania Wiosny pod wieloma względami przypominała słynną kampanię reklamową
napojów Frugo z lat 90., w której kontrastowo zestawiono żenującą i marudzącą
„starość” oraz dynamiczną i kolorową „młodość”. Zresztą wówczas to jeszcze
szokowało, prowokowało do dyskusji. Tegoroczne prezentacje ruchu Biedronia
utrzymane były w podobnej estetyce. Z jednej strony zbanalizowanej, ale i
trudnej do przyswojenia dla wyborców niepodzielających oferowanej wizji polityki
jako niezobowiązującej zabawy. Wielkiej wyborczej mobilizacji młodego pokolenia
nie udało się wywołać.
● Piąty
z mitów głosi, że wyborcy tylko czekają, aż ktoś wyzwoli ich spod wpływu
dominującego konfliktu politycznego. „Wybór między PiS a PO to żart z inteligencji
Polaków” - podkreślał Biedroń niemal na każdym kroku. Tożsamość swojego
ruchu budował na perswazji o
pozorności tego sporu, jego treściowej i emocjonalnej pustce. Tyle że nie umiał
dowieść prawdziwości tej tezy. Może i silnie eksponowanej w publicystyce, czasem
deklaratywnie zaznaczanej w sondażach, nigdy niepotwierdzanej wynikami
kolejnych wyborów.
Koniec politycznych start-upów?
Zresztą Wiosna nawet nie podjęła
poważniejszej próby sformułowania podziału alternatywnego. Z premedytacją
rozmazała nawet czytelnie lewicowy wymiar swej oferty, ukryła go za
retorycznymi zamiennikami i antypolitycznym makijażem. Pod koniec kampanii nie
bardzo już było wiadomo, do jakich wyborców przede wszystkim się zwraca.
Uformowała co najwyżej wąski zasób ślepo zapatrzonych w lidera fanów, nieco na
wzór Kukiza sprzed czterech lat (albo Korwin-Mikkego od zawsze).
Ciąg dalszy tego romansu nietrudno przewidzieć. Tego typu wyborcy są
może i stali w uczuciach. Lecz ich namiętność do lidera staje się z czasem
niezrozumiała dla otoczenia, bywa wręcz uważana za dziwactwo; podobnie jak sam
ruch, który z czasem jest już zdolny obsługiwać wyłącznie swych zagorzałych
fanów.
Być może jeszcze nie wszystko dla Wiosny stracone, sondaże na razie
dają jej pewną nadzieję dalszego życia. Choć raczej już nie na prawach
samodzielnego podmiotu, zdolnego nadać życiu politycznemu nowej dynamiki. W
ostatnią sobotę Wiosna oficjalnie
zadeklarowała chęć dołączenia do Koalicji Europejskiej. Pomysł był taki, aby
oddelegować na wspólne listy opozycji nazwiska niebudzące większych
kontrowersj i, niekojarzące się z wojnami kulturowymi, antyklerykalizmem, LGBT
Wówczas sam Biedroń miałby pretekst, aby uchylić się od kandydowania jesienią i
tym samym pozostać w Brukseli. Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz twardo
jednak odpowiedział, że nie mowy, aby ludowcy znaleźli się z Wiosną na
wspólnych listach.
Inna sprawa, że nie bardzo dziś wiadomo, co pozostało z KE i w jakiej
formule opozycja podejdzie do jesiennej elekcji. Równolegle prowadzone są więc
rozmowy w trójkącie SLD-Wiosna-Partia Razem na temat alternatywnego bloku
lewicowego. Niezależnie od pokrętnej i kapitulanckiej drogi lidera z ostatnich tygodni, w ruchu pozostało jeszcze
nieco ambitnych i odpowiedzialnych działaczy, zdeterminowanych, by dociągnąć
projekt chociażby do zakończenia sezonu politycznego.
Osobnym problemem są jednak finanse ugrupowania. Jak słychać, kasa jest
pusta, po kampanii europejskiej pozostało trochę nieopłaconych faktur, a skala
księgowej niefrasobliwości była na tyle duża, że raczej nie ma szans, aby
Państwowa Komisja Wy- borcza przyjęła na koniec roku sprawozdanie finansowe.
Co oznacza, że nawet w razie uzyskania prawa do subwencji budżetowej Wiosna nie
otrzyma tych pieniędzy.
Ogólna skala rozczarowania jest ogromna. I trudno się spodziewać, aby
niepowodzenie Wiosny nie pozostawiło trwałych śladów w polskiej polityce.
Raczej już wyczerpał się model politycznego start-upu opartego na autorytecie
lidera. Oczywiście Biedroń sam go nie wymyślił. W znacznej mierze skorzystał z
wcześniejszych doświadczeń Palikota, Petru i Kukiza. Lecz wykreowana przez
niego dorodna bańka oczekiwań okazała się jeszcze mniej trwała niż w przypadku
poprzedników.
Innego sensownego modelu przebicia się na umeblowaną od lat scenę za
bardzo jednak nie widać. Podobnie jak obiecujących kandydatów na kolejnych
startupowców. Polityczną wyobraźnię Polaków niemal na pewno w kolejnych latach
określać więc będzie rywalizacja PiS z PO. Bez względu na to, co naprawdę o tym
sporze myślimy i w jakim stopniu się w nim odnajdujemy.
Rafał Kalukin
NAJLEPSZA MIŁOŚĆ ONLINE SPELL CASTER, ABY UZYSKAĆ SWÓJ EX LOVER, MĘŻCZYZNA, ŻONA, DZIEWCZYNA LUB POWRÓT CHŁOPA. DODAJ GÓRĘ NA WHATSAPP: +2349083639501
OdpowiedzUsuńCześć wszystkim Jestem Darcy lyne i jestem tutaj, aby podzielić się wspaniałą pracą, którą dr Nosa dla mnie zrobił. Po 5 latach małżeństwa z moim mężem z dwójką dzieci, mój mąż zaczął zachowywać się dziwnie i wychodzić z innymi kobietami i okazywał mi zimną miłość, kilkakrotnie groził, że się ze mną rozwiedzie, jeśli ośmielę się go zapytać o jego romans z innymi kobietami, ja był całkowicie zdruzgotany i zdezorientowany, dopóki mój stary przyjaciel nie powiedział mi o rzucającym zaklęcie w Internecie o nazwie Dr..nosakhare, który pomaga ludziom w związku i problemie małżeństwa przez moc zaklęć miłosnych, początkowo wątpiłem, czy coś takiego istnieje, ale postanowiłem spróbować, kiedy się z nim skontaktuję, pomógł mi rzucić zaklęcie miłosne iw ciągu 48 godzin mój mąż wrócił do mnie i zaczął przepraszać, teraz przestał wychodzić z innymi kobietami i jego ze mną na dobre i prawdziwe . Skontaktuj się z tym świetnym zaklinaczem zaklęć miłosnych, aby rozwiązać swój związek lub problem małżeństwa
-Email-blackmagicsolutions95@gmail.com
lub Zadzwoń lub WhatsApp: +2349083639501
Skontaktuj się z nim, aby uzyskać następujące informacje:
(1) Jeśli chcesz odzyskać swojego byłego współmałżonka.
(2) Chcesz zostać awansowany w swoim biurze.
(3) Chcesz, żeby kobiety / mężczyźni biegali za tobą.
(4) Jeśli chcesz mieć dziecko.
(5) Chcesz być chroniony duchowo.
(6) Pomóż wyprowadzić ludzi z więzienia
(7) Wygraj program telewizyjny
Cześć Dr Obodo,
UsuńZerwał z nią i wrócił do domu przed świętami Bożego Narodzenia! Dzięki za wszelką pomoc. Zaklęcie zemsty dla dorosłych, OH MOJ BÓG, TO W rzeczywistości zadziałało NAPRAWDĘ DOBRZE. ODWRÓĆ PROSZĘ !!! LOL . dla tych, którzy pomagają info (+234 8155 425481, templeofanswer@hotmail. co. uk) Thanks "
Dr.Agbazara is a great man,this doctor help me to bring back my lover Jenny Williams who broke up with me 2year ago with his powerful spell casting and today she is back to me so if you need is help contact him on email: ( agbazara@gmail.com ) or call/WhatsApp +2348104102662. And get your problem solve like me.
OdpowiedzUsuń