poniedziałek, 1 lipca 2019

Końcówka za złotówkę



Na początek lipca wyznaczono przetarg na sprzedaż SKOK Wołomin. Zbliża się finał największego skoku na ponad 2 mld zł. Nie znaleziono pieniędzy, nie ma winnych. Niedługo nie będzie sprawy.

Były prezes SKOK Wołomin, 52-letni Mariusz G., z zawodu wiertnik, został niedawno wezwany przez sąd jako świadek w procesie o wyłudzenie ze SKOK 3 mln zł.
Stanął za barierką: siwy, drobny, w kusej pikowanej kurtce i dżinsach. Bejsbolówkę ściskał w dłoniach. Sędzia odczytała jego zeznania ze śledztwa. G. utrzymuje w nich, że choć był prezesem SKOK, to „zo­stał uwikłany w proceder”. Nie rozpatry­wał osobiście wniosków kredytowych i nie wiedział o sposobach transferowania pie­niędzy. Nie ma sobie nic do zarzucenia. Jeszcze z aresztu domagał się dalszego wypłacania pensji 42 tys. zł miesięcznie.
   A więc kto był odpowiedzialny?
    „Pan P. po omówieniu ze mną spraw przy kawie oświadczał mi, że idzie teraz do wiceprezes Joanny P. ze zleceniem transferu środków” - tłumaczył prezes. Prokurator pytał go; „dlaczego tolerował pan taką omnipotencję Piotra P. w SKOK? „Bo on schodził do wiceprezes P. ze swo­imi prywatnymi zleceniami a nie SKOK-u” - odpowiedział. Te „prywatne zlecenia” wyglądały tak, że ma dziś zarzuty wy­prowadzenia ze SKOK Wołomin prawie 1,5 mld zł.
   Piotr P. to postać ważna. 56-letni kapi­tan kontrwywiadu wojskowego na ren­cie. Zwany był Czarnym Piotrusiem lub Bentleyem - bo takim autem z kierowcą w liberii i białych rękawiczkach jeździł, gdy działał w SKOK Wołomin.
   Kapitan Piotr P., vel Czarny Piotruś, vel Bentley, sam o sobie mówi, że jest „dorad­cą różnych spółek zagranicznych na całym świecie”. Żadnego majątku nie ma - nawet dom na luksusowym osiedlu, gdzie miesz­kają prominenci i celebryci, należy nie do niego, tylko do cypryjskiej spółki.
   Kapitan Piotr P. w biznesie zaczynał przed laty. Poprzez fundację Pro Civili sieć spółek wyprowadził pod koniec lat 90. z Wojskowej Akademii Technicz­nej i Banku PKO BP ponad 3 mld zł. I zo­stał wymieniony w 2007 r. w raporcie z weryfikacji WSI jako przykład prze­stępczego przenikania służb do bizne­su. Mimo to został w 2010 r. wiceprze­wodniczącym Rady Nadzorczej SKOK Wołomin. Wprowadzili go tam, według zeznań, do których dotarła POLITYKA, jego zwierzchnicy z Wojskowych Służb Informacyjnych - płk Marek W. i Alek­sander L.

Łąki warte miliony
Piotr P. uważany jest przez prokuraturę za mózg całej operacji. Pierwsze 10 mln zł wziął na okazyjny zakup akcji gdańskiej Hydrobudowy. Potem brał pożyczki na siebie, rodzinę, współpracowników. Wreszcie przyszła pora na „słupy”, czyli pożyczki na podstawione, najczęściej niemające żadnego majątku osoby.
   Zeznania tych ostatnich pokazują, że fabryka pieniędzy była czynna całą dobę. Wydawanie kasy odbywało się na­wet nocą. Wystarczył umówiony dzwonek przy drzwiach do piwnicy w siedzibie SKOK i można było dostać gotówkę. Jeśli nie było pod ręką kasjerki, pieniądze li­czyła i wydawała nawet sama wiceprezes. Za dnia sam prezes potrafił też wybiec do czekającego w aucie „karku” ze zło­tym łańcuchem, że jakiegoś dokumentu do wniosku o pożyczkę brakuje. Centrala SKOK Wołomin to niewielki domek w cen­trum Wołomina, kilkunastu pracowników, wszyscy jak rodzina. Luksusowe merce­desy z kierowcami w złotych łańcuchach na szyi parkowały w błocie. W środku li­muzyn siedziała „nowa dostawa słupów”.
   To była masówka. Słupy były dowo­żone do SKOK dniami i nocami. Dosta­wały do ręki produkowane w ilościach hurtowych lewe zaświadczenia o zarob­kach z firm zarejestrowanych na Cyprze. Do tego teczkę z danymi nieruchomości będącymi gwarancją pod zastaw po­życzki. To była jak w zegarku działająca zorganizowana grupa, z podziałem ról I zadań. Zresztą w sprawie pojawiają się nazwiska znane z wcześniejszych afer.
„Nieruchomości pod zastaw” były waż­nym elementem procederu. Ich załatwia­niem zajmował się osobny dział grupy. Na przykład założona w tym celu spółka ze Szczecina kupowała niewiele warte grunty, np. łąki. Stały się one zabezpiecze­niem kredytów na łączną kwotę 233 mln.
   Kredyty przez lata nie były spłacane. Mimo to miały status „nie do windyka­cji”, a maszynka kredytowa mogła kręcić się dalej. Z zeznań wynika, że było ich ponad tysiąc na bardzo duże kwoty.
   Kto je brał? Słupy! Ale kto stał za nimi?
   Opowieści o tajemniczym notesie preze­sa G., w którym spisywał prawdziwych kre­dytobiorców, krążą od lat. Oficjalnie prawie 300 tzw. dużych dłużników - od miliona
w górę - to w większości ludzie biznesu. Pod koniec maja został aresztowany je­den z nich - Andrzej P., kiedyś w pierw­szej dziesiątce najbogatszych Polaków. Miał brać udział w zorganizowaniu 19 po­życzek na łączną kwotę 45 mln zł. Andrzej P jest już bodaj tysiąc dwusetną osobą z za­rzutami za SKOK Wołomin i setną aresz­towaną w tej sprawie. Tyle że te statystyki są mylące - większość podejrzanych opu­ściła areszt. Co więcej, cały zarząd SKOK od dawna jest na wolności. Na przykład prezes Mariusz G. wyszedł z aresztu już po roku, w listopadzie 2015 r., za kaucją miliona złotych. Wysokość kaucji robi mniejsze wrażenie, jeśli wspomnieć, że ma m.in. zarzut doprowadzenia do niekorzyst­nego rozporządzania mieniem na łączną kwotę ponad 660 mln zł.
   Zresztą do dziś, mimo u pływu pięciu lat od wybuchu afery i aresztowania, w spra­wie prezesa G. nie ma aktu oskarżenia.
O tym, kiedy rozpocznie się jego proces, nie ma nawet co myśleć. Inny bohater tej historii to Tomasz O., o którym prezes SKOK w zeznaniach mówi, że odpowiadał za przerzucanie i chowanie pieniędzy wy­prowadzanych ze SKOK, nawet nie został aresztowany i ma dozór policyjny.
   Piotr S. oskarżony o przywłaszczenie ponad 72 mln zł z 59 pożyczek niedawno został zwolniony z aresztu. Na wolności zachorował i zaplanowany proces trzeba było odwołać.
Kogo zatem dopadła sprawiedliwość? Prokuratura Krajowa podaje, że do tej pory w sprawie SKOK Wołomin prawomocnie skazano 299 osób. I tu statystyki są my­lące. Żadna z nich za kratami nie siedzi.
I są to płotki, czyli słupy. Zgadzają się na do­browolne poddanie się karze. Dostają wy­roki w zawieszeniu. Rekiny pływają dalej.

Szatkowanie afery
Po cichu, z dala od kamer, najwięk­szy skok na bank w dziejach rozmywa się szatkowany na dziesiątki spraw, wszczynanych niemal za każdą pożycz­kę z osobna. Piotr P. ma takich 911 zarzu­tów. Mariusz G. - 550. Akta główne ciągle toczącego się śledztwa liczą już ponad półtora tysiąca tomów, do tego jeszcze 3 tys. załączników. Tyle że to bardziej buchalteria niż wyjaśnianie afery.
   Czy ktoś bowiem wyjaśni, jak to było możliwe, żeby największy z sieci SKOK okazał się taką samą piramidą finansową jak Amber Gold, gdzie nowymi pożycz­kami spłacano stare? Ze przez pięć lat, od 2009 r. według prokuratury, rządzili nim hochsztaplerzy, którym pomagał cały zarząd, a o procederze wiedzieli członkowie rady nadzorczej?
   Beata Boros-Burlingo z Giżycka, dziś aktywna działaczka PiS, widziała dzia­łania tej grupy z bliska, znała osobiście wielu z jej ludzi. POLITYCE udało się z nią porozmawiać.
   Mówiła, że grupa działała na zasadzie odwróconej spółdzielczości. Bo członko­wie spółdzielczych SKOK okradani byli przez mafię, która sama siebie nazywa­ła spółdzielnią.
   Dzielono się sumą każdego „kontrak­tu”, czyli zdobytej pożyczki. 80 proc. szło do „spółdzielni”, która pokrywała koszty związane z obsługą kontraktów, m.in. udział własny, koszty wyceny, kon­solidacji zobowiązań, koszty notarialne, spłatę zobowiązań na rzecz SKOK itp. Resztę - 20 proc. - otrzymywał „rozpro­wadzający” kontrakt: na pokrycie kosz­tów własnych, w tym obsługi słupa, oraz dalsze działania w zakresie pozyskiwa­nia kolejnych kontraktów.
   W grupie były też osoby, które wcześniej otrzymały wsparcie finansowe „ spółdzielni” na różne własne inwestycje biznesowe - oczywiście z pożyczek - i rozprowadzały kontrakty w ramach spłaty długów.
Wtedy ich 20-proc. działka dostawała się „spółdzielni”. Beata Boros w końcu stała się ofiarą. Jej nieruchomość na Ma­zurach została przez grupę przejęta. Po­dobnych historii jest więcej.

Łupienie emeryta
Kasa ze SKOK Wołomin została wy­ssana do szpiku. Zanim afera wybu­chła, zarząd zdążył jeszcze wziąć premię za pierwszy kwartał 2014 r. - Mariusz G. otrzymał prawie 100 tys.
   Z pierwszego sprawozdania na dzień ogłoszenia upadłości wynikało, że ponad 90 proc. kredytów nie było spłacanych w terminie. Syndyk wstępnie szacował wartość portfela kredytowego na 10 proc. wartości, czyli maksymalnie 200 mln. Za­kładając z góry, że więcej się nie odzyska.
   Zamiast szukać, gdzie podziały się mi­liardy, syndyk zajął się ściąganiem pienię­dzy od szeregowych członków SKOK Wo­łomin. Zgodnie ze statutem SKOK z 2013 r. w razie strat kasy każdy jej członek musi wpłacić „podwójne udziały” na ich pokry­cie. Jeden udział to 30 zł. Za większą liczbę udziałów np. 11 i więcej można było mieć wyżej oprocentowaną lokatę. Średnio wy­chodziło 300-600 za udziały. Kancelaria prawna wynajęta przez syndyka wysłała 85 424 przedsądowe wezwania do zapłaty. Łączną sumę należności syndyk wyliczył na 28,5 mln zł. W zestawieniu z ponad 2 mld zł, które wyprowadzono ze SKOK, to ułamek.
   Ale kosztowało to syndyka ogromny nakład sił i środków - przy braku wpłaty od razu szedł wniosek do e-sądu o nakaz zapłaty. W razie jego oprotestowania spra­wa trafiała do sądu. Każde oddalone rosz­czenie było zaskarżane. W sumie złożono 130 apelacji, z czego rozpoznano do dziś 18. W 11 przypadkach apelację uwzględ­niono, w 7 oddalono. Ruszyły też egzeku­cje komornicze. Do dziś jest 578 wnio­sków o dokonanie egzekucji należności od członków SKOK Wołomin.
   Członkowie SKOK Wołomin oburzali się, pisali skargi do KNF, Ministerstwa Sprawie­dliwości, prokuratury, posłów. Argumen­towali, że obowiązkiem syndyka jest szu­kanie pieniędzy u faktycznych sprawców, prezesa i zarządu SKOK Wołomin: „a nie ściąganie po 1 tys. zł od ubogich klientów”.
   KNF rozkładało ręce; tak samo mini­ster sprawiedliwości. Jednak zapadły już pierwsze wyroki po myśli członków SKOK. Sąd w Kozienicach zwrócił uwagę, że wiadomo już, iż niewypłacalność kasy jest wynikiem przestępstw popełnio­nych na szkodę SKOK Wołomin na nie­spotykaną dotąd skalę.
    „W tych okolicznościach wzywanie członków Kasy (często osób w pode­szłym wieku, utrzymujących się z rent bądź emerytur, a taką osobą jest pozwany, któ­ry ma 74 lata) do zapłaty w celu pokrycia straty wynoszącej ponad dwa miliardy zło­tych jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego rozumianymi jako zasady etycznego postępowania; jest sprzeczne z elementarnym poczuciem sprawiedli­wości, tym bardziej, że pozwany nie miał żadnej możliwości przeciwdziałania prze­stępczym działaniom, nie uczestniczył w nich”. Inny sąd stwierdza, że wraz z upa­dłością znika też członkostwo, więc znika obowiązek wpłat na jego rzecz.
   Syndyk jednak nie odpuszcza. W spra­wozdaniu za pierwszy kwartał tego roku pisze, że rozstrzygnięcia są różne. I wyja­śnia, że obecnie prowadzi ok. 8750 postę­powań sądowych przeciwko członkom Kasy oraz 472 postępowania egzekucyjne.
Jak podaje syndyk, ściągnięto w su­mie 3,8 mln zł. Na dzisiaj, z odsetkami, pozostało jeszcze do ściągnięcia prawie 31 mln zł. Koszty tej operacji pochłonęły prawie 6 mln zł.

Kłopot syndyka
W sprawozdaniu syndyka w rubryce „Pozostałe należności do ściągnięcia” widnieje kwota 3 mld 700 mln zł. To kasa z wielkich niespłaconych pożyczek, z któ­rej odzyskiwaniem syndyk ma wyraźny kłopot. Pisze do sędziego komisarza, że w SKOK Wołomin wiele dokumentów zniknęło, że aresztowano notariusza, a kancelaria odmawia udostępnienia do­kumentów. Słowem - ciągle pod górkę.
   Można zauważyć, że syndyk dąży od początku do ugodowego załatwienia sprawy z dłużnikami. Już w 2015 r. prosił o zgodę Radę Wierzycieli na zawieranie ugód, z możliwością umarzania długu w zamian za choć niewielką spłatę. Czyli wpłać trochę, a wyjdziesz z tego czysty. To byłoby piękne wyjście dla „rekinów”, którzy wyssali z kasy ciężkie miliony.
   Ale plan nie wypalił, sędzia komi­sarz anulowała zgodę. Syndyk i tu nie odpuszcza. Na najbliższe, planowane w lipcu, posiedzenie Rady Wierzycieli przygotował do akceptacji kolejne wnio­ski o ugody z dłużnikami.
   Jakie to ugody? Wobec biznesmena z pożyczkami na 30 mln zł syndyk propo­nuje ugodę: 14 mln zł do zapłaty w zamian za zwolnienie wszystkich hipotek. Ale sko­ro są hipoteki, to dlaczego nie rozpocząć windykacji? Na przykład gospodarstwa rolnego na Mazurach o pow. 770 ha? Syndyk argumentuje, że sprzedaż może być utrudniona z uwagi na ograniczenia w handlu ziemią. No i jeśli zostanie zawar­ta ugoda, to będzie szybciej.
   W przypadku innego biznesmena z dłu­giem 3,2 mln zł ugoda za zapłatę 2 mln po­zwoli oszczędzić kosztów pozwów - jak pisze - wynoszących po 100 tys. zł.

Sprzedaż
Rozwiązaniem mogłaby być sprzedaż SKOK Wołomin. Gdyby kupił go jakiś bank i korzystając z własnego know-how, zabrał się do solidnej windykacji kredy­tów. Tyle że syndyk od samego początku robił wszystko, by nie wystawiać SKOK Wołomin do sprzedaży jako całości, choć prawo upadłościowe to nakazuje jako najbardziej korzystną formę likwidacji.
   Syndyk chciał sprzedawać majątek SKOK Wołomin wraz z jego wierzytel­nościami w częściach, z wolnej ręki, bez przetargów. Argumentował, że tak bę­dzie szybciej i taniej.
Po dwóch latach od upadłości sędzia komisarz zdecydował jednak o rozpisa­niu przetargu na sprzedaż SKOK Wołomin. Zlecono wycenę SKOK. Prof. Dariusz Za­rzecki z Wydziału Nauk Ekonomicznych I Zarządzania Uniwersytetu Szczeciń­skiego jeździł po kraju i oszacował nie­ruchomości zabezpieczające pożyczki. W sumie wartość SKOK Wołomin wyliczył na 180 mln zł. Potem „korektę” tego zro­biła inna firma, która wykonała wycenę samych pożyczek pod kątem ich realnej ściągalności, np. liczba wierzycieli na jed­nej nieruchomości. Z 3 mld zł wziętych pożyczek do odzysku zostało 72 mln, czyli 2,5 proc. wartości. I tak, po uwzględnie­niu 119 mln zł roszczeń członków SKOK, których wkłady były wyższe niż zwracane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny, wy­szło zero złotych. Oprotestowali to wierzy­ciele, zarzucając nieuwzględnienie windy­kacji z majątku osobistego dłużnika.
   Do tej pory odbyły się dwa przetargi. Cena wywoławcza - 1 zł. Nikt się nie zgłosił. Teraz ma się odbyć ostatni przetarg. Oferty kupna można składać do 11 lipca w Sądzie Gospodarczym. Otwarcie ofert nastąpi 15 lipca 2019 r., w gmachu Sądu, w sali nr 14, o godz. 14.00 na posiedzeniu jawnym.
   I na tym miałaby się skończyć cała afe­ra SKOK Wołomin?
Violetta Krasnowska

3 komentarze:

  1. NAJLEPSZA MIŁOŚĆ ONLINE SPELL CASTER, ABY UZYSKAĆ ​​SWÓJ EX LOVER, MĘŻCZYZNA, ŻONA, DZIEWCZYNA LUB POWRÓT CHŁOPA. DODAJ GÓRĘ NA WHATSAPP: +2349083639501
    Cześć wszystkim Jestem Darcy lyne i jestem tutaj, aby podzielić się wspaniałą pracą, którą dr Nosa dla mnie zrobił. Po 5 latach małżeństwa z moim mężem z dwójką dzieci, mój mąż zaczął zachowywać się dziwnie i wychodzić z innymi kobietami i okazywał mi zimną miłość, kilkakrotnie groził, że się ze mną rozwiedzie, jeśli ośmielę się go zapytać o jego romans z innymi kobietami, ja był całkowicie zdruzgotany i zdezorientowany, dopóki mój stary przyjaciel nie powiedział mi o rzucającym zaklęcie w Internecie o nazwie Dr..nosakhare, który pomaga ludziom w związku i problemie małżeństwa przez moc zaklęć miłosnych, początkowo wątpiłem, czy coś takiego istnieje, ale postanowiłem spróbować, kiedy się z nim skontaktuję, pomógł mi rzucić zaklęcie miłosne iw ciągu 48 godzin mój mąż wrócił do mnie i zaczął przepraszać, teraz przestał wychodzić z innymi kobietami i jego ze mną na dobre i prawdziwe . Skontaktuj się z tym świetnym zaklinaczem zaklęć miłosnych, aby rozwiązać swój związek lub problem małżeństwa
    -Email-blackmagicsolutions95@gmail.com
     lub Zadzwoń lub WhatsApp: +2349083639501
    Skontaktuj się z nim, aby uzyskać następujące informacje:
    (1) Jeśli chcesz odzyskać swojego byłego współmałżonka.
    (2) Chcesz zostać awansowany w swoim biurze.
    (3) Chcesz, żeby kobiety / mężczyźni biegali za tobą.
    (4) Jeśli chcesz mieć dziecko.
    (5) Chcesz być chroniony duchowo.
    (6) Pomóż wyprowadzić ludzi z więzienia
    (7) Wygraj program telewizyjny

    OdpowiedzUsuń
  2. Dr.Agbazara is a great man,this doctor help me to bring back my lover Jenny Williams who broke up with me 2year ago with his powerful spell casting and today she is back to me so if you need is help contact him on email: ( agbazara@gmail.com ) or call/WhatsApp +2348104102662. And get your problem solve like me.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Dr Obodo,
    Zerwał z nią i wrócił do domu przed świętami Bożego Narodzenia! Dzięki za wszelką pomoc. Zaklęcie zemsty dla dorosłych, OH MOJ BÓG, TO W rzeczywistości zadziałało NAPRAWDĘ DOBRZE. ODWRÓĆ PROSZĘ !!! LOL . dla tych, którzy pomagają info (+234 8155 425481, templeofanswer@hotmail. co. uk) Thanks "- Shelly Poland,

    OdpowiedzUsuń