Na początek lipca
wyznaczono przetarg na sprzedaż SKOK Wołomin. Zbliża się finał największego
skoku na ponad 2 mld zł. Nie znaleziono pieniędzy, nie ma winnych. Niedługo nie
będzie sprawy.
Były
prezes SKOK Wołomin, 52-letni Mariusz G., z zawodu wiertnik, został niedawno
wezwany przez sąd jako świadek w procesie o wyłudzenie
ze SKOK 3 mln zł.
Stanął za barierką: siwy, drobny,
w kusej pikowanej kurtce i dżinsach. Bejsbolówkę ściskał w dłoniach. Sędzia
odczytała jego zeznania ze śledztwa. G. utrzymuje w nich, że choć był prezesem
SKOK, to „został uwikłany w proceder”. Nie rozpatrywał osobiście wniosków
kredytowych i nie wiedział o sposobach transferowania pieniędzy. Nie ma sobie
nic do zarzucenia. Jeszcze z aresztu domagał się dalszego wypłacania pensji 42
tys. zł miesięcznie.
A więc kto był odpowiedzialny?
„Pan P. po omówieniu ze mną spraw
przy kawie oświadczał mi, że idzie teraz do wiceprezes Joanny P. ze zleceniem
transferu środków” - tłumaczył prezes. Prokurator pytał go; „dlaczego tolerował
pan taką omnipotencję Piotra P. w SKOK? „Bo on schodził do wiceprezes P. ze swoimi
prywatnymi zleceniami a nie SKOK-u” - odpowiedział.
Te „prywatne zlecenia” wyglądały tak, że ma dziś zarzuty wyprowadzenia ze SKOK
Wołomin prawie 1,5 mld zł.
Piotr P. to postać ważna. 56-letni kapitan kontrwywiadu wojskowego na
rencie. Zwany był Czarnym Piotrusiem lub Bentleyem
- bo takim autem z kierowcą w liberii i białych rękawiczkach jeździł, gdy
działał w SKOK Wołomin.
Kapitan Piotr P.,
vel Czarny Piotruś, vel Bentley, sam o sobie mówi, że jest „doradcą różnych spółek
zagranicznych na całym świecie”. Żadnego majątku nie ma - nawet dom na
luksusowym osiedlu, gdzie mieszkają prominenci i celebryci, należy nie do
niego, tylko do cypryjskiej spółki.
Kapitan Piotr P. w biznesie zaczynał przed laty. Poprzez fundację Pro Civili sieć spółek wyprowadził pod koniec lat 90. z Wojskowej
Akademii Technicznej i Banku PKO BP ponad 3 mld zł. I został wymieniony w
2007 r. w raporcie z weryfikacji WSI jako przykład przestępczego przenikania
służb do biznesu. Mimo to został w 2010 r. wiceprzewodniczącym Rady
Nadzorczej SKOK Wołomin. Wprowadzili go tam, według zeznań, do których dotarła
POLITYKA, jego zwierzchnicy z Wojskowych Służb Informacyjnych - płk Marek W. i
Aleksander L.
Łąki warte miliony
Piotr P. uważany jest przez
prokuraturę za mózg całej operacji. Pierwsze 10 mln zł wziął na okazyjny zakup
akcji gdańskiej Hydrobudowy. Potem brał pożyczki na siebie, rodzinę,
współpracowników. Wreszcie przyszła pora na „słupy”, czyli pożyczki na
podstawione, najczęściej niemające żadnego majątku osoby.
Zeznania tych ostatnich pokazują, że fabryka pieniędzy była czynna całą
dobę. Wydawanie kasy odbywało się nawet nocą. Wystarczył umówiony dzwonek przy
drzwiach do piwnicy w siedzibie SKOK i można było dostać gotówkę. Jeśli nie
było pod ręką kasjerki, pieniądze liczyła i wydawała nawet sama wiceprezes. Za
dnia sam prezes potrafił też wybiec do czekającego w aucie „karku” ze złotym
łańcuchem, że jakiegoś dokumentu do wniosku o pożyczkę brakuje. Centrala SKOK
Wołomin to niewielki domek w centrum Wołomina, kilkunastu pracowników, wszyscy
jak rodzina. Luksusowe mercedesy z kierowcami w złotych łańcuchach na szyi
parkowały w błocie. W środku limuzyn siedziała „nowa dostawa słupów”.
To była masówka. Słupy były dowożone do SKOK dniami i nocami. Dostawały
do ręki produkowane w ilościach hurtowych lewe zaświadczenia o zarobkach z
firm zarejestrowanych na Cyprze. Do tego teczkę z danymi nieruchomości będącymi
gwarancją pod zastaw pożyczki. To była jak w zegarku działająca zorganizowana
grupa, z podziałem ról I zadań. Zresztą w
sprawie pojawiają się nazwiska znane z wcześniejszych afer.
„Nieruchomości pod zastaw” były
ważnym elementem procederu. Ich załatwianiem zajmował się osobny dział grupy.
Na przykład założona w tym celu spółka ze Szczecina kupowała niewiele warte
grunty, np. łąki. Stały się one zabezpieczeniem kredytów na łączną kwotę 233
mln.
Kredyty przez lata nie były spłacane. Mimo to miały status „nie do
windykacji”, a maszynka kredytowa mogła kręcić się dalej. Z zeznań wynika, że
było ich ponad tysiąc na bardzo duże kwoty.
Kto je brał? Słupy! Ale kto stał za nimi?
Opowieści o tajemniczym notesie prezesa G., w którym spisywał prawdziwych kredytobiorców,
krążą od lat. Oficjalnie prawie 300 tzw. dużych dłużników - od miliona
w górę - to w większości ludzie
biznesu. Pod koniec maja został aresztowany jeden z nich - Andrzej P., kiedyś w pierwszej dziesiątce najbogatszych Polaków. Miał
brać udział w zorganizowaniu 19 pożyczek na łączną kwotę 45 mln zł. Andrzej P
jest już bodaj tysiąc dwusetną osobą z zarzutami za SKOK Wołomin i setną aresztowaną
w tej sprawie. Tyle że te statystyki są mylące - większość podejrzanych opuściła
areszt. Co więcej, cały zarząd SKOK od dawna jest na wolności. Na przykład
prezes Mariusz G. wyszedł z aresztu już po roku, w listopadzie 2015 r., za
kaucją miliona złotych. Wysokość kaucji robi mniejsze wrażenie, jeśli
wspomnieć, że ma m.in. zarzut doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzania
mieniem na łączną kwotę ponad 660 mln zł.
Zresztą do dziś, mimo u pływu pięciu lat od wybuchu afery i
aresztowania, w sprawie prezesa G. nie ma aktu oskarżenia.
O tym, kiedy rozpocznie się jego
proces, nie ma nawet co myśleć. Inny bohater tej historii to Tomasz O., o
którym prezes SKOK w zeznaniach mówi, że odpowiadał za przerzucanie i chowanie
pieniędzy wyprowadzanych ze SKOK, nawet nie został aresztowany i ma dozór
policyjny.
Piotr S. oskarżony o przywłaszczenie ponad 72 mln zł z 59 pożyczek
niedawno został zwolniony z aresztu. Na wolności zachorował i zaplanowany
proces trzeba było odwołać.
Kogo zatem dopadła sprawiedliwość?
Prokuratura Krajowa podaje, że do tej pory w sprawie SKOK Wołomin prawomocnie
skazano 299 osób. I tu statystyki są mylące. Żadna z nich za kratami nie
siedzi.
I są to płotki, czyli słupy.
Zgadzają się na dobrowolne poddanie się karze. Dostają wyroki w zawieszeniu.
Rekiny pływają dalej.
Szatkowanie afery
Po cichu, z dala od kamer, największy
skok na bank w dziejach rozmywa się szatkowany
na dziesiątki spraw, wszczynanych niemal za każdą pożyczkę z osobna. Piotr P.
ma takich 911 zarzutów. Mariusz G. - 550. Akta główne ciągle toczącego się
śledztwa liczą już ponad półtora tysiąca tomów, do tego jeszcze 3 tys.
załączników. Tyle że to bardziej buchalteria niż wyjaśnianie afery.
Czy ktoś bowiem wyjaśni, jak to było możliwe, żeby największy z sieci
SKOK okazał się taką samą piramidą finansową jak Amber Gold, gdzie
nowymi pożyczkami spłacano stare? Ze przez pięć lat, od 2009 r. według
prokuratury, rządzili nim hochsztaplerzy, którym pomagał cały zarząd, a o
procederze wiedzieli członkowie rady nadzorczej?
Beata Boros-Burlingo z Giżycka, dziś aktywna działaczka PiS, widziała
działania tej grupy z bliska, znała osobiście wielu z jej ludzi. POLITYCE
udało się z nią porozmawiać.
Mówiła, że grupa działała na zasadzie odwróconej spółdzielczości. Bo
członkowie spółdzielczych SKOK okradani byli przez mafię, która sama siebie
nazywała spółdzielnią.
Dzielono się sumą każdego „kontraktu”, czyli zdobytej pożyczki. 80
proc. szło do „spółdzielni”, która pokrywała koszty związane z obsługą
kontraktów, m.in. udział własny, koszty wyceny, konsolidacji zobowiązań,
koszty notarialne, spłatę zobowiązań na rzecz SKOK itp. Resztę - 20 proc. -
otrzymywał „rozprowadzający” kontrakt: na pokrycie kosztów własnych, w tym
obsługi słupa, oraz dalsze działania w zakresie pozyskiwania kolejnych
kontraktów.
W grupie były też osoby, które wcześniej otrzymały wsparcie finansowe „
spółdzielni” na różne własne inwestycje biznesowe - oczywiście z pożyczek - i rozprowadzały kontrakty w ramach
spłaty długów.
Wtedy ich 20-proc. działka
dostawała się „spółdzielni”. Beata Boros w końcu stała się ofiarą. Jej
nieruchomość na Mazurach została przez grupę przejęta. Podobnych historii
jest więcej.
Łupienie emeryta
Kasa ze SKOK Wołomin została wyssana
do szpiku. Zanim afera wybuchła, zarząd zdążył jeszcze wziąć premię za
pierwszy kwartał 2014 r. - Mariusz G. otrzymał prawie 100 tys.
Z pierwszego sprawozdania na dzień ogłoszenia upadłości wynikało, że
ponad 90 proc. kredytów nie było spłacanych w terminie. Syndyk wstępnie
szacował wartość portfela kredytowego na 10 proc. wartości, czyli maksymalnie
200 mln. Zakładając z góry, że więcej się nie odzyska.
Zamiast szukać, gdzie podziały się miliardy, syndyk zajął się
ściąganiem pieniędzy od szeregowych członków SKOK Wołomin. Zgodnie ze
statutem SKOK z 2013 r. w razie strat kasy każdy jej członek musi wpłacić
„podwójne udziały” na ich pokrycie. Jeden udział to 30 zł. Za większą liczbę
udziałów np. 11 i więcej można było mieć wyżej oprocentowaną lokatę. Średnio wychodziło
300-600 za udziały. Kancelaria prawna wynajęta przez syndyka wysłała 85 424
przedsądowe wezwania do zapłaty. Łączną sumę należności syndyk wyliczył na 28,5
mln zł. W zestawieniu z ponad 2 mld zł, które
wyprowadzono ze SKOK, to ułamek.
Ale kosztowało to syndyka ogromny nakład sił i środków - przy braku
wpłaty od razu szedł wniosek do e-sądu o nakaz zapłaty. W razie jego
oprotestowania sprawa trafiała do sądu. Każde oddalone roszczenie było
zaskarżane. W sumie złożono 130 apelacji, z czego rozpoznano do dziś 18. W 11
przypadkach apelację uwzględniono, w 7 oddalono. Ruszyły też egzekucje
komornicze. Do dziś jest 578 wniosków o dokonanie egzekucji należności od
członków SKOK Wołomin.
Członkowie SKOK Wołomin oburzali się, pisali skargi do KNF, Ministerstwa
Sprawiedliwości, prokuratury, posłów. Argumentowali, że obowiązkiem syndyka
jest szukanie pieniędzy u faktycznych sprawców, prezesa i zarządu SKOK Wołomin:
„a nie ściąganie po 1 tys. zł od ubogich klientów”.
KNF rozkładało ręce; tak samo minister sprawiedliwości. Jednak zapadły
już pierwsze wyroki po myśli członków SKOK. Sąd w Kozienicach zwrócił uwagę, że
wiadomo już, iż niewypłacalność kasy jest wynikiem przestępstw popełnionych na
szkodę SKOK Wołomin na niespotykaną dotąd skalę.
„W tych okolicznościach wzywanie
członków Kasy (często osób w podeszłym wieku, utrzymujących się z rent bądź
emerytur, a taką osobą jest pozwany, który ma 74 lata) do zapłaty w celu
pokrycia straty wynoszącej ponad dwa miliardy
złotych jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego rozumianymi jako
zasady etycznego postępowania; jest sprzeczne z elementarnym poczuciem
sprawiedliwości, tym bardziej, że pozwany nie miał żadnej możliwości
przeciwdziałania przestępczym działaniom, nie uczestniczył w nich”. Inny sąd
stwierdza, że wraz z upadłością znika też członkostwo, więc znika obowiązek
wpłat na jego rzecz.
Syndyk jednak nie odpuszcza. W sprawozdaniu za pierwszy kwartał tego
roku pisze, że rozstrzygnięcia są różne. I wyjaśnia, że obecnie prowadzi ok.
8750 postępowań sądowych przeciwko członkom Kasy oraz 472 postępowania
egzekucyjne.
Jak podaje syndyk, ściągnięto w sumie
3,8 mln zł. Na dzisiaj, z odsetkami, pozostało jeszcze do ściągnięcia prawie 31
mln zł. Koszty tej operacji pochłonęły prawie 6 mln zł.
Kłopot syndyka
W sprawozdaniu syndyka w rubryce
„Pozostałe należności do ściągnięcia” widnieje kwota 3 mld 700 mln zł. To kasa
z wielkich niespłaconych pożyczek, z której odzyskiwaniem syndyk ma wyraźny
kłopot. Pisze do sędziego komisarza, że w SKOK Wołomin wiele dokumentów
zniknęło, że aresztowano notariusza, a kancelaria odmawia udostępnienia dokumentów.
Słowem - ciągle pod górkę.
Można zauważyć, że syndyk dąży od początku do ugodowego załatwienia
sprawy z dłużnikami. Już w 2015 r. prosił o zgodę
Radę Wierzycieli na zawieranie ugód, z możliwością umarzania długu w zamian za
choć niewielką spłatę. Czyli wpłać trochę, a wyjdziesz z tego czysty. To byłoby
piękne wyjście dla „rekinów”, którzy wyssali z kasy ciężkie miliony.
Ale plan nie wypalił, sędzia komisarz anulowała zgodę. Syndyk i tu nie
odpuszcza. Na najbliższe, planowane w lipcu, posiedzenie Rady Wierzycieli
przygotował do akceptacji kolejne wnioski o ugody z
dłużnikami.
Jakie to ugody? Wobec biznesmena z pożyczkami na 30 mln zł syndyk proponuje
ugodę: 14 mln zł do zapłaty w zamian za zwolnienie wszystkich hipotek. Ale skoro
są hipoteki, to dlaczego nie rozpocząć windykacji? Na przykład gospodarstwa
rolnego na Mazurach o pow. 770
ha? Syndyk argumentuje, że sprzedaż może być utrudniona
z uwagi na ograniczenia w handlu ziemią. No i jeśli zostanie zawarta ugoda, to
będzie szybciej.
W przypadku innego biznesmena z długiem 3,2 mln zł ugoda za zapłatę 2
mln pozwoli oszczędzić kosztów pozwów - jak pisze - wynoszących po 100 tys.
zł.
Sprzedaż
Rozwiązaniem mogłaby być sprzedaż
SKOK Wołomin. Gdyby kupił go jakiś bank i korzystając z własnego know-how, zabrał się do solidnej windykacji kredytów. Tyle że syndyk
od samego początku robił wszystko, by nie wystawiać SKOK Wołomin do sprzedaży
jako całości, choć prawo upadłościowe to nakazuje jako najbardziej korzystną
formę likwidacji.
Syndyk chciał sprzedawać majątek SKOK Wołomin wraz z jego wierzytelnościami
w częściach, z wolnej ręki, bez przetargów. Argumentował, że tak będzie
szybciej i taniej.
Po dwóch latach od upadłości
sędzia komisarz zdecydował jednak o rozpisaniu przetargu na sprzedaż SKOK Wołomin.
Zlecono wycenę SKOK. Prof.
Dariusz Zarzecki z Wydziału Nauk
Ekonomicznych I Zarządzania Uniwersytetu
Szczecińskiego jeździł po kraju i oszacował nieruchomości zabezpieczające
pożyczki. W sumie wartość SKOK Wołomin wyliczył na 180 mln zł. Potem „korektę”
tego zrobiła inna firma, która wykonała wycenę samych pożyczek pod kątem ich
realnej ściągalności, np. liczba wierzycieli na jednej nieruchomości. Z 3 mld
zł wziętych pożyczek do odzysku zostało 72 mln, czyli 2,5 proc. wartości. I tak, po uwzględnieniu 119 mln zł
roszczeń członków SKOK, których wkłady były wyższe niż zwracane przez Bankowy
Fundusz Gwarancyjny, wyszło zero złotych. Oprotestowali to wierzyciele,
zarzucając nieuwzględnienie windykacji z majątku osobistego dłużnika.
Do tej pory odbyły się dwa przetargi. Cena wywoławcza - 1 zł. Nikt się nie zgłosił. Teraz ma
się odbyć ostatni przetarg. Oferty kupna można składać do 11 lipca w Sądzie
Gospodarczym. Otwarcie ofert nastąpi 15 lipca 2019 r., w gmachu Sądu, w sali nr
14, o godz. 14.00 na posiedzeniu jawnym.
I na tym miałaby się skończyć cała afera SKOK Wołomin?
Violetta Krasnowska
NAJLEPSZA MIŁOŚĆ ONLINE SPELL CASTER, ABY UZYSKAĆ SWÓJ EX LOVER, MĘŻCZYZNA, ŻONA, DZIEWCZYNA LUB POWRÓT CHŁOPA. DODAJ GÓRĘ NA WHATSAPP: +2349083639501
OdpowiedzUsuńCześć wszystkim Jestem Darcy lyne i jestem tutaj, aby podzielić się wspaniałą pracą, którą dr Nosa dla mnie zrobił. Po 5 latach małżeństwa z moim mężem z dwójką dzieci, mój mąż zaczął zachowywać się dziwnie i wychodzić z innymi kobietami i okazywał mi zimną miłość, kilkakrotnie groził, że się ze mną rozwiedzie, jeśli ośmielę się go zapytać o jego romans z innymi kobietami, ja był całkowicie zdruzgotany i zdezorientowany, dopóki mój stary przyjaciel nie powiedział mi o rzucającym zaklęcie w Internecie o nazwie Dr..nosakhare, który pomaga ludziom w związku i problemie małżeństwa przez moc zaklęć miłosnych, początkowo wątpiłem, czy coś takiego istnieje, ale postanowiłem spróbować, kiedy się z nim skontaktuję, pomógł mi rzucić zaklęcie miłosne iw ciągu 48 godzin mój mąż wrócił do mnie i zaczął przepraszać, teraz przestał wychodzić z innymi kobietami i jego ze mną na dobre i prawdziwe . Skontaktuj się z tym świetnym zaklinaczem zaklęć miłosnych, aby rozwiązać swój związek lub problem małżeństwa
-Email-blackmagicsolutions95@gmail.com
lub Zadzwoń lub WhatsApp: +2349083639501
Skontaktuj się z nim, aby uzyskać następujące informacje:
(1) Jeśli chcesz odzyskać swojego byłego współmałżonka.
(2) Chcesz zostać awansowany w swoim biurze.
(3) Chcesz, żeby kobiety / mężczyźni biegali za tobą.
(4) Jeśli chcesz mieć dziecko.
(5) Chcesz być chroniony duchowo.
(6) Pomóż wyprowadzić ludzi z więzienia
(7) Wygraj program telewizyjny
Dr.Agbazara is a great man,this doctor help me to bring back my lover Jenny Williams who broke up with me 2year ago with his powerful spell casting and today she is back to me so if you need is help contact him on email: ( agbazara@gmail.com ) or call/WhatsApp +2348104102662. And get your problem solve like me.
OdpowiedzUsuńCześć Dr Obodo,
OdpowiedzUsuńZerwał z nią i wrócił do domu przed świętami Bożego Narodzenia! Dzięki za wszelką pomoc. Zaklęcie zemsty dla dorosłych, OH MOJ BÓG, TO W rzeczywistości zadziałało NAPRAWDĘ DOBRZE. ODWRÓĆ PROSZĘ !!! LOL . dla tych, którzy pomagają info (+234 8155 425481, templeofanswer@hotmail. co. uk) Thanks "- Shelly Poland,