wtorek, 16 lipca 2019

Władza odporna na ciosy



Wolne media patrzą politykom na ręce. Jednak w państwie PiS ich ofiarą częściej pada opozycja niż rządzący

W ciągu czterech lat rządów PiS w „Ga­zecie Wyborczej”, „Newsweeku”, „Po­lityce”, Onecie, TVN pełno było doniesień obciążających obóz władzy: afera SKOK, radomska, Chrzanowskiego i KNF, wież Kaczyń­skiego i spółki Srebrna, gruntowa Morawieckiego. Ale medialne informacje nie oszczędzały też postaci uznawa­nych przez PiS za wrogów: Mateusza Ki­jowskiego (faktury) i Marka Lisińskiego (wyłudzanie pieniędzy od ofiary kościel­nej pedofilii).
   Problem w tym, że każda kula wystrze­lona przez niepisowskie media w czło­wieka liberalnej Polski zabija, Kijowski i Lisiński polegli. Bohaterowie afer z dru­giej strony, choć ich sprawy nie są ka­piszonami (jak powtarzają PiS-owskie przekazy dnia), zostali tylko lekko draś­nięci lub wcale, bo ludzie tej władzy noszą kamizelki kuloodporne, których przeciw­nicy nie mają.

MEDIALNY PANCERZ
Trzon machiny propagandowej two­rzą media państwowe, zawłaszczo­ne już w pierwszych miesiącach rządów Kaczyńskiego. Złamano przy tym kon­stytucję, naruszając zasadę kadencyjności, przeprowadzono masową czystkę wśród dziennikarzy mediów publicznych i desant ludzi wywodzących się z PiS-owskich struktur partyjnych albo z pra­wicowych mediów niszowych, zwykle specjalizujących się w prowadzeniu kul­turowej wojny przeciwko świeckości i liberalizmowi.
   Ale zdyscyplinowaną częścią propa­gandowego aparatu władzy są także pry­watne „tożsamościowe media prawicy”, których powstanie ogłosili kiedyś Pa­weł Lisicki i bracia Karnowscy. Są spon­sorowane z pieniędzy publicznych, ale realizują nieco inne strategie popiera­nia władzy. W przypadku mediów bra­ci Karnowskich (tygodnik „Sieci”, portal wPolityce.pl) jest to nieskrępowany klientelizm. „Do Rzeczy” Lisickiego nie kryje wrogości wobec opozycji, bo zagra­ża ona wartościom wyznawanym przez prawicowych publicystów, ale także ich materialnym interesom. Jednocześnie rozlicza PiS z tego, czy skutecznie reali­zuje rewolucję kulturową prawicy.
   Najbardziej nieudolnym spośród wspierających PiS jest Tomasz Sakiewicz („Gazeta Polska”, TV Republika). Można powiedzieć, że to dinozaur z epoki ideo­wców w rodzaju Jana Olszewskiego, pod­czas gdy Lisicki i Karnowscy bardziej pasują do epoki Kaczyńskiego i Morawieckiego - żądnych władzy i pieniędzy cyników, którzy zmodernizowali polską prawicę.
   Cała ta machina zachowuje się z totalną przewidywalnością wobec afer ujawnia­nych przez liberalne media. Podejmuje i nagłaśnia wyłącznie te, które uderzają w obóz przeciwników PiS. Totalnie blo­kuje zaś lub stara się przykryć afery ude­rzające w PiS.
   W odpowiedzi na ujawnioną przez TVN aferę radomską (lokalni działa­cze PiS doprowadzili do zmiany prze­biegu planowanej trasy szybkiego ruchu tak, aby państwo wykupiło ich grunty po wyższej cenie) PiS-owskie media przypo­mniały natychmiast korupcyjne zarzuty wobec lokalnych polityków PSL i biznes­menów. Od tej pory jako afera radomska była w mediach PiS-owskich przedsta­wiana wyłącznie afera z czasów poprzed­niej władzy, bez wspominania w ogóle o PiS.
   Z aferą Chrzanowskiego i KNF było podobnie, tylko metody okazały się bar­dziej brutalne. Gdy 13 listopada 2018 roku „Wyborcza” ujawniła nagranie, na któ­rym nominowany przez PiS szef Komisji Nadzoru Finansowego Marek Chrzanow­ski proponował bankierowi Leszkowi Czarneckiemu ochronę przed konse­kwencjami nowelizowanej właśnie przez partię rządzącą ustawy bankowej, spra­wa była tak jednoznaczna, że Chrzanow­ski został aresztowany na dwa miesiące. Ale już tydzień po jego zatrzymaniu na polecenie prokuratury podlegającej Zbi­gniewowi Ziobrze zatrzymano wiceszefa KNF z czasów rządów PO-PSL Wojciecha Kwaśniaka. W 2014 roku został on cięż­ko pobity na zlecenie szefów SKOK Wo­łomin (instytucji finansowej powiązanej z politykami PiS, sponsorującej inicjaty­wy prawicy i PiS). Postawiono mu zarzut „błędów przy kontrolowaniu SKOK Wo­łomin”, choć to on doprowadził do nad­zoru KNF nad SKOK-ami. Od tej pory media państwowe i prywatne wspierają­ce PiS regularnie informowały o aferze KNF jako aferze Kwaśniaka z czasów rzą­dów PO.
   Liberalne media są przez media PiS-owskie oceniane zgodnie z moralnością Kalego. Gdy opisują wrogów PiS, są wia­rygodnym źródłem informacji, gdy de­zawuują ludzi władzy, „służą opozycji totalnej”. Kiedy „Wyborcza” przedstawi­ła nagrania Kaczyńskiego, który odmawia zięciowi swojego kuzyna zapłaty honora­rium za projekt wieżowców dla Srebrnej, PiS-owskie media zamiast relacjonować sprawę, powtarzały, że kapiszon „Wybor­czej” pokazuje Kaczyńskiego jako krysta­licznie uczciwego człowieka.
   Goebbelsowska powtarzalność tych metod wynika z poczucia siły. Za każdym razem otoczenie Jarosława Kaczyńskie­go zleca badania, które potwierdzają, że przekaz liberalnych mediów nie przedo­staje się do elektoratu PiS. Kiedy wybu­chła afera pedofilska w polskim Kościele, PiS wiedziało, że twarda obrona Kościoła nie tylko nie przeszkodzi mu w kampanii wyborczej do europarlamentu, ale nawet pomoże w mobilizacji klerykalnego elek­toratu na wsi i we wschodniej Polsce.

RÓŻNE STRATEGIE MEDIÓW
Naprzeciwko propagandowego kom­bajnu są media liberalne - prywatne, niezwiązane z władzą i przez nią niespon­sorowane. Albo zachowują dystans wo­bec polityki, albo sympatyzują z opozycją pod hasłem obrony demokratycznych instytucji.
   Wśród telewizji najbardziej zdetermi­nowana w ujawnianiu patologii władzy jest TVN, ale publikuje też materiały krytyczne wobec opozycji, gwarantuje obecność na antenie ludzi władzy i opo­zycji oraz komentatorów sympatyzu­jących z różnymi obozami. TVN obficie relacjonuje społeczne protesty prze­ciw władzy, ale z życzliwością informuje także o działaniach rządu PiS w kontak­tach z administracją Donalda Trumpa. Być może fakt, że właścicielem stacji są Amerykanie, sprawia, że TVN reprodu­kuje niektóre tezy propagandy PiS-owskiej, przedstawiając np. jako sukces „fort Trump” (w rzeczywistości amery­kańska obecność w Polsce pozostanie rotacyjna) czy kolejne zakupy amery­kańskiej broni (w tym zakup dwóch ba­terii patriotów, które nie wystarczą na obronę jakiegokolwiek istotnego celu, oraz zapowiedź kupna myśliwców F-35, których cena jest zaporowa, a przydat­ność do obrony polskiej przestrzeni po­wietrznej żadna).
   Niezależność dziennikarska Polsa­tu? Stacja Zygmunta Solorza nieprzesadnie krytykuje posunięcia rządzących. Jej właściciel nie będzie ryzykować, bo me­dia to tylko część jego biznesu w państwie rządzonym przez PiS (energetyka, tele­komunikacja, Cyfrowy Polsat). Ostatnio głośno było o odejściu z należącej do So­lorza Superstacji Elizy Michalik, dzien­nikarki krytycznej wobec władzy. Za to nowym dyrektorem programowym ma zostać Grzegorz Jankowski, sympatyzu­jący z PiS do granic dyspozycyjności.
   Najbardziej zdeterminowane pozo­stają „Gazeta Wyborcza”, „Polityka” i „Newsweek”. Przekaz „Wyborczej” sku­tecznie zakłóca jednak konflikt piszących tam dziennikarskich pokoleń - pomiędzy ludźmi, którzy budowali liberalną III RP i w chwili próby jej bronią, a najmłodszy­mi radykalnie lewicowymi dziennikarza­mi i dziennikarkami, którzy liberalizmu nie lubią bardziej niż populizmu. „Poli­tyka” z symetryzmem, szczególnie mło­dzieżowym, walczy, najciekawsze teksty polityczne piszą tam publicyści najstar­si: Wiesław Władyka i Mariusz Janicki, Adam Szostkiewicz i Jerzy Baczyński. Jest wreszcie „Newsweek”, namierzony przez rządzącą prawicę jako prioryteto­wy wróg.
   Wobec takiej nierównowagi medialnej każda prezentowana w liberalnych me­diach krytyka opozycji, afera uderzająca w ludzi lub instytucje przeciwstawiają­ce się rządzącej prawicy jest odbierana przez polityków opozycji jako niezrozu­miały cios w plecy. Grzegorz Schetyna czy Donald Tusk starają się to niezadowole­nie ukrywać, bardziej zgodnie z zasadą, że nie należy kopać się z koniem, niż rozu­miejąc, że liberalni dziennikarze, przy ca­łym swoim zaangażowaniu, po prostu nie mogą się zachowywać jak oportunistyczni pracownicy PiS-owskiej propagandy państwowej czy sfanatyzowani obrońcy narodu i wiary z tożsamościowych me­diów prawicy. Robertowi Biedroniowi gorzej wychodzi ukrywanie niezadowole­nia (np. po ujawnieniu afery pedofilskiej w słupskim urzędzie miejskim). Zwykle reaguje agresją nie w mediach państwo­wych, ale w TVN czy Radiu Zet, jeśli trud­ne pytanie zadadzą mu Monika Olejnik lub Beata Lubecka.
   Zachowanie opozycji wobec mediów państwowych wymuszone jest przez wymagania kolejnych kampanii wy­borczych. PSL od początku nie uczest­niczyło w bojkocie TVP, licząc na łaskę PiS-owskich dziennikarzy, której ni­gdy się od nich nie doczekało. Politycy PO nadal bojkotują wybrane programy TVP, ale musieli zmienić strategię w sto­sunku do lokalnych ośrodków TVP, bo są one jedynym medium, dzięki które­mu mogą dotrzeć do mieszkańców części polskiej prowincji. Nawet za cenę tego, że PiS-wscy dziennikarze prezentują ich wyłącznie tak jak telewizja Putina rosyj­ską opozycję: jako przestępców i zagra­nicznych agentów przeszkadzających w osiągnięciu narodowej zgody.

DROGA DO ZEPSUCIA
Czy ta medialna asymetria, która po­mału zaczyna upodabniać Polskę do Wę­gier, Turcji czy Rosji, skazuje liberalną Polskę na klęskę, a Kaczyńskiemu gwa­rantuje absolutną bezkarność? Nie do końca. Uodpornienie się na kontrolę me­diów jest dla każdego obozu władzy da­rem mocno zatrutym. Na dłuższą metę to przepis na korupcję władzy, która pro­wadzi do jej upadku. Jarosław Kaczyński od początku bał się takiego scenariusza, jednak uznał, że skuteczny mechanizm dyscyplinowania własnych ludzi da się zbudować wewnątrz własnego obozu. Stąd tak silna pozycja Mariusza Kamińskiego i Zbigniewa Ziobry. Jednak obaj bardzo szybko włączyli się w gry intere­sów wewnątrz obozu władzy. Ich ludzie obsadzają banki, firmy ubezpieczeniowe, spółki skarbu państwa i wysokie urzędy - zatem ich rola arbitra i zewnętrznego kontrolera zaczyna być pośmiewiskiem.
   Każda władza demoralizuje, władza PiS, która nauczyła się obezwładniać kontrolę medialną, demoralizuje szyb­ciej i głębiej. Kolejne afery pozostają nie­rozliczone, bo skoro badania pokazują, że elektorat wszystko wybacza, nie ma po­wodu, żeby rezygnować z najbardziej na­wet patologicznych mechanizmów czy oczyszczać się z najbardziej skorumpo­wanych ludzi.
   Przy pierwszym politycznym potknię­ciu PiS nierozliczone afery jednak powró­cą, a formacja, która uwierzyła we własną bezkarność, zostanie nie tylko odsunię­ta od władzy, ale może utraty władzy nie przeżyć.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz