Wolne media patrzą
politykom na ręce. Jednak w państwie PiS ich ofiarą częściej pada opozycja niż
rządzący
W ciągu czterech
lat rządów PiS w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”, „Polityce”, Onecie, TVN pełno było doniesień obciążających obóz władzy: afera SKOK,
radomska, Chrzanowskiego i KNF, wież Kaczyńskiego i spółki Srebrna, gruntowa
Morawieckiego. Ale medialne informacje nie oszczędzały też postaci uznawanych
przez PiS za wrogów: Mateusza Kijowskiego (faktury) i Marka Lisińskiego
(wyłudzanie pieniędzy od ofiary kościelnej pedofilii).
Problem w tym, że każda kula wystrzelona przez
niepisowskie media w człowieka liberalnej Polski zabija, Kijowski i Lisiński
polegli. Bohaterowie afer z drugiej strony, choć ich sprawy nie są kapiszonami
(jak powtarzają PiS-owskie przekazy dnia), zostali tylko lekko draśnięci lub
wcale, bo ludzie tej władzy noszą kamizelki kuloodporne, których przeciwnicy
nie mają.
MEDIALNY PANCERZ
Trzon machiny propagandowej tworzą media państwowe, zawłaszczone już w pierwszych miesiącach rządów
Kaczyńskiego. Złamano przy tym konstytucję, naruszając zasadę kadencyjności,
przeprowadzono masową czystkę wśród dziennikarzy mediów publicznych i desant
ludzi wywodzących się z PiS-owskich struktur partyjnych albo z prawicowych
mediów niszowych, zwykle specjalizujących się w prowadzeniu kulturowej wojny
przeciwko świeckości i liberalizmowi.
Ale zdyscyplinowaną częścią propagandowego aparatu władzy
są także prywatne „tożsamościowe media prawicy”, których powstanie ogłosili
kiedyś Paweł Lisicki i bracia Karnowscy. Są sponsorowane z pieniędzy
publicznych, ale realizują nieco inne strategie popierania władzy. W przypadku
mediów braci Karnowskich (tygodnik „Sieci”, portal wPolityce.pl) jest to nieskrępowany klientelizm. „Do Rzeczy” Lisickiego
nie kryje wrogości wobec opozycji, bo zagraża ona wartościom wyznawanym przez
prawicowych publicystów, ale także ich materialnym
interesom. Jednocześnie rozlicza PiS z tego, czy skutecznie realizuje
rewolucję kulturową prawicy.
Najbardziej nieudolnym spośród wspierających PiS jest
Tomasz Sakiewicz („Gazeta Polska”, TV Republika). Można powiedzieć, że to
dinozaur z epoki ideowców w rodzaju Jana Olszewskiego, podczas gdy Lisicki i
Karnowscy bardziej pasują do epoki Kaczyńskiego i Morawieckiego - żądnych
władzy i pieniędzy cyników, którzy zmodernizowali polską prawicę.
Cała ta machina zachowuje się z totalną przewidywalnością
wobec afer ujawnianych przez liberalne media. Podejmuje i nagłaśnia wyłącznie
te, które uderzają w obóz przeciwników PiS.
Totalnie blokuje zaś lub stara się przykryć afery uderzające w PiS.
W odpowiedzi na ujawnioną przez TVN aferę radomską (lokalni działacze PiS doprowadzili do
zmiany przebiegu planowanej trasy szybkiego ruchu tak, aby państwo wykupiło
ich grunty po wyższej cenie) PiS-owskie media przypomniały natychmiast
korupcyjne zarzuty wobec lokalnych polityków PSL i biznesmenów. Od tej pory
jako afera radomska była w mediach PiS-owskich przedstawiana wyłącznie afera z
czasów poprzedniej władzy, bez wspominania w ogóle o PiS.
Z aferą Chrzanowskiego i KNF było podobnie, tylko metody
okazały się bardziej brutalne. Gdy 13 listopada 2018 roku „Wyborcza” ujawniła
nagranie, na którym nominowany przez PiS szef Komisji Nadzoru Finansowego
Marek Chrzanowski proponował bankierowi Leszkowi Czarneckiemu ochronę przed
konsekwencjami nowelizowanej właśnie przez partię rządzącą ustawy bankowej,
sprawa była tak jednoznaczna, że Chrzanowski został aresztowany na dwa
miesiące. Ale już tydzień po jego zatrzymaniu na polecenie prokuratury
podlegającej Zbigniewowi Ziobrze zatrzymano wiceszefa KNF z czasów rządów
PO-PSL Wojciecha Kwaśniaka. W 2014 roku został on ciężko pobity na zlecenie
szefów SKOK Wołomin (instytucji finansowej powiązanej z politykami PiS,
sponsorującej inicjatywy prawicy i PiS). Postawiono mu zarzut „błędów przy
kontrolowaniu SKOK Wołomin”, choć to on doprowadził do nadzoru KNF nad
SKOK-ami. Od tej pory media państwowe i prywatne wspierające PiS regularnie
informowały o aferze KNF jako aferze Kwaśniaka z czasów rządów PO.
Liberalne media są przez media PiS-owskie oceniane zgodnie
z moralnością Kalego. Gdy opisują wrogów PiS, są wiarygodnym źródłem
informacji, gdy dezawuują ludzi władzy, „służą opozycji totalnej”. Kiedy
„Wyborcza” przedstawiła nagrania Kaczyńskiego, który odmawia zięciowi swojego
kuzyna zapłaty honorarium za projekt wieżowców dla Srebrnej, PiS-owskie media
zamiast relacjonować sprawę, powtarzały, że kapiszon „Wyborczej” pokazuje
Kaczyńskiego jako krystalicznie uczciwego człowieka.
Goebbelsowska powtarzalność tych metod wynika z poczucia
siły. Za każdym razem otoczenie Jarosława Kaczyńskiego zleca badania, które
potwierdzają, że przekaz liberalnych mediów nie przedostaje się do elektoratu
PiS. Kiedy wybuchła afera pedofilska w polskim Kościele, PiS wiedziało, że
twarda obrona Kościoła nie tylko nie przeszkodzi mu w kampanii wyborczej do
europarlamentu, ale nawet pomoże w mobilizacji klerykalnego elektoratu na wsi
i we wschodniej Polsce.
RÓŻNE STRATEGIE MEDIÓW
Naprzeciwko propagandowego kombajnu są media liberalne - prywatne, niezwiązane z władzą i przez
nią niesponsorowane. Albo zachowują dystans wobec polityki, albo sympatyzują
z opozycją pod hasłem obrony demokratycznych instytucji.
Wśród telewizji
najbardziej zdeterminowana w ujawnianiu patologii władzy jest TVN, ale publikuje też materiały krytyczne wobec opozycji,
gwarantuje obecność na antenie ludzi władzy i opozycji oraz komentatorów
sympatyzujących z różnymi obozami. TVN obficie relacjonuje społeczne
protesty przeciw władzy, ale z życzliwością informuje także o działaniach
rządu PiS w kontaktach z administracją Donalda Trumpa. Być może fakt, że
właścicielem stacji są Amerykanie, sprawia, że TVN reprodukuje niektóre
tezy propagandy PiS-owskiej, przedstawiając np. jako sukces „fort Trump” (w rzeczywistości amerykańska obecność w Polsce pozostanie
rotacyjna) czy kolejne zakupy amerykańskiej broni (w tym zakup dwóch baterii
patriotów, które nie wystarczą na obronę jakiegokolwiek istotnego celu, oraz
zapowiedź kupna myśliwców F-35, których cena jest zaporowa, a przydatność do
obrony polskiej przestrzeni powietrznej żadna).
Niezależność dziennikarska Polsatu? Stacja Zygmunta
Solorza nieprzesadnie krytykuje posunięcia rządzących. Jej właściciel nie
będzie ryzykować, bo media to tylko część jego biznesu w państwie rządzonym
przez PiS (energetyka, telekomunikacja, Cyfrowy Polsat). Ostatnio głośno było
o odejściu z należącej do Solorza Superstacji Elizy Michalik, dziennikarki
krytycznej wobec władzy. Za to nowym dyrektorem programowym ma zostać Grzegorz
Jankowski, sympatyzujący z PiS do granic dyspozycyjności.
Najbardziej zdeterminowane pozostają „Gazeta Wyborcza”,
„Polityka” i „Newsweek”. Przekaz „Wyborczej”
skutecznie zakłóca jednak konflikt piszących tam dziennikarskich pokoleń -
pomiędzy ludźmi, którzy budowali liberalną III RP i w chwili próby jej bronią, a najmłodszymi radykalnie
lewicowymi dziennikarzami i dziennikarkami, którzy liberalizmu nie lubią
bardziej niż populizmu. „Polityka” z symetryzmem, szczególnie młodzieżowym,
walczy, najciekawsze teksty polityczne piszą tam publicyści najstarsi: Wiesław
Władyka i Mariusz Janicki, Adam Szostkiewicz i
Jerzy Baczyński. Jest wreszcie „Newsweek”, namierzony przez rządzącą prawicę
jako priorytetowy wróg.
Wobec takiej nierównowagi medialnej każda prezentowana w
liberalnych mediach krytyka opozycji, afera uderzająca w ludzi lub instytucje
przeciwstawiające się rządzącej prawicy jest odbierana przez polityków opozycji
jako niezrozumiały cios w plecy. Grzegorz Schetyna czy Donald Tusk starają się
to niezadowolenie ukrywać, bardziej zgodnie z zasadą, że nie należy kopać się
z koniem, niż rozumiejąc, że liberalni dziennikarze, przy całym swoim
zaangażowaniu, po prostu nie mogą się zachowywać jak oportunistyczni pracownicy
PiS-owskiej propagandy państwowej czy sfanatyzowani obrońcy narodu i wiary z
tożsamościowych mediów prawicy. Robertowi Biedroniowi gorzej wychodzi
ukrywanie niezadowolenia (np. po ujawnieniu afery pedofilskiej w słupskim
urzędzie miejskim). Zwykle reaguje agresją nie w mediach państwowych, ale w TVN czy Radiu Zet, jeśli trudne pytanie zadadzą mu Monika
Olejnik lub Beata Lubecka.
Zachowanie opozycji wobec mediów państwowych wymuszone jest
przez wymagania kolejnych kampanii wyborczych. PSL od początku nie uczestniczyło
w bojkocie TVP, licząc na łaskę PiS-owskich dziennikarzy, której nigdy się
od nich nie doczekało. Politycy PO nadal bojkotują wybrane programy TVP, ale musieli zmienić strategię w stosunku do lokalnych
ośrodków TVP, bo są one jedynym medium, dzięki któremu mogą dotrzeć do
mieszkańców części polskiej prowincji. Nawet za cenę tego, że PiS-wscy
dziennikarze prezentują ich wyłącznie tak jak telewizja Putina rosyjską opozycję: jako przestępców i zagranicznych
agentów przeszkadzających w osiągnięciu narodowej zgody.
DROGA DO ZEPSUCIA
Czy ta medialna asymetria, która pomału zaczyna upodabniać Polskę do Węgier, Turcji
czy Rosji, skazuje liberalną Polskę na klęskę, a Kaczyńskiemu gwarantuje
absolutną bezkarność? Nie do końca. Uodpornienie się na kontrolę mediów jest
dla każdego obozu władzy darem mocno zatrutym. Na dłuższą metę to przepis na
korupcję władzy, która prowadzi do jej upadku. Jarosław Kaczyński od początku
bał się takiego scenariusza, jednak uznał, że skuteczny mechanizm
dyscyplinowania własnych ludzi da się zbudować wewnątrz własnego obozu. Stąd tak
silna pozycja Mariusza Kamińskiego i Zbigniewa Ziobry. Jednak obaj bardzo
szybko włączyli się w gry interesów wewnątrz obozu władzy. Ich ludzie
obsadzają banki, firmy ubezpieczeniowe, spółki skarbu państwa i wysokie urzędy
- zatem ich rola arbitra i zewnętrznego kontrolera
zaczyna być pośmiewiskiem.
Każda władza demoralizuje, władza PiS, która nauczyła się
obezwładniać kontrolę medialną, demoralizuje szybciej i głębiej. Kolejne afery
pozostają nierozliczone, bo skoro badania pokazują, że elektorat wszystko
wybacza, nie ma powodu, żeby rezygnować z najbardziej nawet patologicznych
mechanizmów czy oczyszczać się z najbardziej skorumpowanych ludzi.
Przy pierwszym politycznym potknięciu PiS nierozliczone
afery jednak powrócą, a formacja, która uwierzyła we własną bezkarność,
zostanie nie tylko odsunięta od władzy, ale może utraty władzy nie przeżyć.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz