Politycy PiS, a w
ślad za nimi zachwyceni dziennikarze TVP, nazywali katowicką konwencję partii
burzą mózgów i mrowiskiem pomysłów. Z bliska wyglądało to jak uroczysty zjazd
sytej partii władzy.
Jesteśmy
przygotowani nie tylko do wyborów, lecz także do rządzenia w kolejnej kadencji:
mamy ekspertów, mamy pomysły, jesteśmy wiarygodni” - taki miał popłynąć przekaz z trzydniowej konwencji
programowej PiS w Katowicach. W praktyce było z tym nieco słabiej, bo
konwencja była programowa głównie z nazwy. Zdecydowanie więcej mówiło się tam
o przeszłości („udało się zrealizować”, „spełniliśmy obietnice”, „rząd odniósł
sukces”) niż o przyszłości. Żadne
wielkie obietnice nie padły, zgodnie zresztą z zapowiedzią głównego
organizatora imprezy wicepremiera Piotra Glińskiego, który na wstępie uprzedził,
że na program wyborczy PiS przyjdzie poczekać jeszcze kilka tygodni. Jak
słyszymy, pisaniem tego dokumentu mają się w najbliższych dniach zająć Jarosław
Kaczyński z gronem pisowskich intelektualistów - Glińskim, doradcą prezydenta
socjologiem Andrzejem Zybertowiczem oraz szefem rządowego Centrum Analiz
Strategicznych Waldemarem Paruchem.
Konwencja w Katowicach to w dużym stopniu kopia, łącznie z
nazwą („Myśląc Polska”), podobnej imprezy z lipca 2015 r.: co najmniej kilka
tysięcy osób słuchało kilkuset mówców na kilkunastu sesjach plenarnych i
kilkudziesięciu panelach dyskusyjnych. Ale też dokonała się zasadnicza zmiana:
to był zjazd partii władzy limuzyny, garnitury, asystenci, scenograficzny
przepych. Rząd stawił się niemal w komplecie, licznie reprezentowani byli także
wiceministrowie, prominenci ze spółek Skarbu Państwa.
Po co ta konwencja? - pytamy
polityka PiS. - Mamy się chwalić, chwalić i jeszcze raz chwalić tym, co zrobiliśmy.
To jeszcze nie czas na. mówienie o programie.
TVP na straży kraju
O „znaczeniu etosu policji w
służbie państwa i obywateli” opowiadał wiceminister Jarosław Zieliński,
odpowiedzialny w MSWiA za policję właśnie. Nikt ministrowi Zielińskiemu nie
przypomniał jego dokonań w budowie etosu policjanta, jak cięcia konfetti w celu
obsypania ministra Zielińskiego. PiS puszył się pozycją Polski w Europie.
Kaczyński ze sceny gratulował premierowi zablokowania nominacji dla Fransa
Timmermansa. „To jakby skoczył 9
metrów w dal z plecakiem kamieni na plecach” - mówił
prezes. Choć narzekano, że może w Europie Zachodniej nie mamy najlepszej
opinii, to w wielu dyskusjach przekonywano, że za to w naszym regionie wielkie
znaczenie Polski jest bezdyskusyjne. Ryszard Terlecki na panelu „Europa
Karpat” tak mówił o tym projekcie: „to kraina
przywiązania do tradycji, przywiązana do wiary, która jest fundamentem naszej
cywilizacji. Jeżeli będzie taka potrzeba, to nasz region stanie się zaporą
przed rozmaitymi ideologiami, które zagrażają naszej tradycji, suwerenności,
wolności”.
W PiS od dawna słychać, że w następnej kadencji przyjdzie
czas na repolonizację mediów. Ale w Katowicach na panelu „Ład medialny” nie
przedstawiono żadnego zarysu tego projektu. Wiceminister kultury Paweł Lewandowski wyłożył: „ostatnie lata pokazały, że chociaż trochę
przywróciliśmy pewien pluralizm i ład na tym rynku. Daliśmy mikrofon i kamerę
ludziom, którzy do tej pory zupełnie nie byli obecni”. Z osiągnięć wymienił
jeszcze to, że „postawiliśmy na profesjonalną kadrę menedżerską, która z
sukcesami wyprowadza firmy z trudnej sytuacji”. I zapowiedział, że od następnej
kadencji PiS ustawowo zacznie rozprawiać się z fake newsami.
Dodał, że najszybszą formą waIki z fake newsami są
zwłaszcza media publiczne, bo „one najszybciej docierają, tam są rzetelni
profesjonaliści, którzy będą rozbrajali każdą nieprawdę, każde kłamstwo, które
się pojawia”.
Piotr Bernatowicz, od jesieni minionego roku szef Polskiego
Radia Poznań, zwierzył się też, że „w Poznaniu jest obfitość ekscesów
związanych z ruchem mniejszości seksualnych, które są mocno promowane w mieście”.
I że dziennikarze jego radia „omijali ten temat, uważali, że nie jest stosownym
poznaniaków o tym informować”. Klaudia Kałużna (rocznik 1990), radna z Kartuz,
sympatyczka PiS, która zamierza zapisać się do partii, twierdzi, że nie widzi
nic złego w tym, że TVP
stała się telewizją pro rządową: „TVN jest
amerykańska, Polsat niemiecki, a TVP to polska telewizja i będzie
zawrze chroniła nasz kraj. Jak będzie konflikt między Niemcami i Polską, to TVP będzie patriotycznie stała za naszym krajem”.
Twórcy od śmiałych projektów
Według wiceminister kultury Wandy
Zwinogrodzkiej „w interesie Zjednoczonej Prawicy jest, aby przynajmniej część
twórców pozyskać dla tych projektów [„dobrej zmiany” - red.], bo bez takiego
wsparcia trudno jest przeprowadzić śmiałe projekty, wzmocnić nasze państwo czy
zmodernizować gospodarkę”. Jej zdaniem w zdobyciu przychylności twórców przeszkadza
„garstka celebrytów” (dokładnie 1 proc.). Według wiceminister „artystów nie
stać na ujawnianie samodzielnych poglądów”, bo mogą stracić angaże. Ale jak PiS
będzie im lepiej płacić, to artyści staną po ich stronie. Poza tym zdaniem Bernatowicza
sztuka wysoka i sztuki wizualne „stały się miejscem katastrofy i szerzenia
postaw, które są absolutnie bardziej destrukcyjne niż kultura popularna (...).
Teatr i sztuki wizualne są miejscem, gdzie dokonywane są najgorsze eksperymenty
przykładem festiwal Malta”.
Marek Wróbel, prezes Fundacji Republikańskiej, na panelu
„Co nas wzmacnia, co nas zabija? Tożsamość, spójność, zasoby Polski” wymienił
cztery zagrożenia dla obozu „dobrej zmiany”. Pierwsze to podziały („już mamy
frakcyjne podziały, paru ministrów i prezesów zostało zdekapitowanych”); drugie
to konflikt pokoleniowy między starym i nowym PiS; trzecie - emocjonalny spór
o sukcesję. I wreszcie czwarte: „niebezpieczeństwo podziału między ładnym PiS
z warszawskich biurowców a brzydkim PiS z prowincji, który wygrywa wybory, a
nie dostaje tych wszystkich godności i apanaży”.
Andrzej Zybertowicz przyznał, że „czołowe postaci naszego
obozu mówią, że mamy problem krótkiej ławki, kiedy chodzi o obsadzanie pewnych
stanowisk”. Ale z drugiej strony-jak mówił - „jest lęk przed otwartością, że
przyjdą karierowicze, osoby związane z drugą, wrogą stroną, niesprawdzoNe”.
Przestrzegał, że jak PiS nie nauczy się zarządzać otwartością kadrową, to
zmarnuje potencjał tysięcy inżynierów, bez których nowoczesnej Polski nie
będzie.
Konwencja na miarę możliwości
Politycy PiS, a w ślad za nimi
zachwyceni dziennikarze TVP, nazywali katowicką konwencję
partii „burzą mózgów” i „mrowiskiem pomysłów”. Gliński obiecywał, że PiS nie
obawia się krytyki i zapowiadał ciekawe rozmowy, a nawet spory. Z bliska
wyglądało to chaotycznie. Eksperci nieraz w ostatniej chwili dowiadywali się,
w jakim panelu wystąpią, a jeśli pojawiał się element sporu, to raczej o to,
kto bardziej chwali rząd. Prowadzący zadawał uczestnikom pytania, a oni
odpowiadali kilkunastominutowym referatem. Interakcja występowała w ilościach
śladowych, przeważnie nie było też już czasu na pytania z sali.
Był na przykład panel o decentralizacji - odpowiedź na postulaty
zgłaszane przez samorządowców związanych z Platformą. Prowadził go
wiceminister spraw wewnętrznych Paweł Szefernaker - nadzorujący wojewodów, a
uczestnikami byli wojewoda, wicewojewoda, główny inspektor sanitarny oraz
reprezentujący administrację centralną Waldemar Paruch. Organizatorzy bardzo
się pilnowali, by nie wybrzmiał głos samorządowców, nawet z PiS. Kolejni mówcy
zachwalali więc urzędy wojewodów i postulowali zwiększenie ich władzy, budząc
entuzjazm zgromadzonych w sali innych wojewodów.
PiS nie próbował się nawet zmierzyć z niewygodnymi tematami.
Jak to się stało, że według danych GUS za rządów PiS w skrajne ubóstwo wpadło
ok. 400 tys, Polaków? Dlaczego PiS, skoro osiąga takie sukcesy w Unii, nie ma
nawet wiceprzewodniczącego europarlamentu, a zasiada w szóstej co do wielkości
frakcji?
- No jest tu trochę jak z Barei. Miało być profesjonalnie,
nowocześnie i ciekawie, a wyszła konwencja na miarę naszych możliwości - kpił jeden z panelistów.
Rzucała się też w oczy nadreprezentacja mężczyzn. W co
najmniej kilkunastu dyskusjach skład był wyłącznie męski, w meczu płci panowie
wygrali 326:62, czyli było ich 81 proc. Co
z tego jednak, jeśli mało komu w
PiS to przeszkadzało. Beata Adamowicz i Żaneta Śrubkowska, działaczki PiS z
Bydgoszczy, są zgodne, że PiS liczy się ze zdaniem kobiet: - Nie mam
wrażenia, żeby w panelach było mało kobiet, my staramy się zachowywać parytety,
a kobiety, które chcą działać politycznie, mają wsparcie władz PiS.
Partia tłustych kotów
Nie samymi panelami działacz
jednak żyje. Trzydniowa impreza była dla partyjnych dołów okazją do otarcia
się o możnych, zrobienia sobie zdjęcia, zdobycia autografu. Furorę - w pewnym
sensie - robiła małopolska kurator oświaty Barbara Nowak, która paradowała z
osobistą panią fotograf, pracowicie dokumentującą każde spotkanie. Kolejki
chętnych do choćby krótkiej rozmowy ustawiały się do europosła Patryka Jakiego
(jak się dowiedzieliśmy, po epizodzie bezpartyjności wraca do Solidarnej
Polski), popularny wśród działaczy jest inny europoseł Dominik Tarczyński (mandat
obejmie, gdy dojdzie do
brexitu). Za dziennikarzami niestrudzenie
biegał Ryszard Czarnecki.
Ważnym tematem rozmów były listy wyborcze. „Skąd
startujesz? Co ci dali?” - słychać było w
kuluarach. Ktoś niezadowolony zapowiadał, że będzie interweniował u prezesa,
inny cieszył się, że wreszcie został doceniony. Propozycje list przygotowane
przez okręgi w zeszłym tygodniu są na biurku Kaczyńskiego. - Niektórzy
posłowie sami siebie wystawili na jedynki, a dalej mało znanych działaczy.
Prezes będzie robił korekty, na. listach ma być konkurencja, wszyscy mają czuć
na plecach oddech kolegów, mają walczyć o wynik partii - mówi polityk PiS.
Przy okazji zrobiło się pewne zamieszanie w sprawie terminu
wyborów. Premier zasugerował ze sceny, że odbędą się one 13 października, choć
ogłoszenie daty głosowania leży w gestii prezydenta. - Słabo wyszło, bo choć
wiadomo, że jesteśmy z prezydentem dogadani na najwcześniejszy z możliwych termin,
to jednak on zarządza wybory. Mam nadzieję, że nie będzie za. to focha -
słyszymy w PiS. Pałac wydał jednak gniewny pomruk -według RMF FM Andrzej Duda
skłania się dziś do daty późniejszej, 20 października.
Katowicka konwencja poza wszystkim innym miała pokazać
także, że prawica pozostaje „biało-czerwoną drużyną", w której nie ma
miejsca na konflikty - w kontraście do pokłóconej opozycji.
W Międzynarodowym Centrum Konferencyjnym wszechobecny był
przedwyborczy optymizm. Politycy PiS popadli w stan błogości, nikt - mimo
przestróg prezesa - nie martwił się perspektywą jesiennych wyborów.
Kaczyński obiecał kontynuację programów socjalnych,
Morawiecki ma nadal być premierem, Ziobro - ministrem sprawiedliwości, a Gowin
- nauki. W Katowicach wystrzegano się raczej ostrej retoryki (Gowin mówił
nawet, że celem jest zdobycie wyborców wielkomiejskich), ale minister
sprawiedliwości pogroził sędziom: „Sędziowie to nie jest jakaś zamknięta kasta,
która może funkcjonować gdzieś obok, sędziowie muszą liczyć się z wolą
społeczeństwa. Nasze przekonanie i wola jest jeszcze silniejsza, aby zmienić
sądownictwo na takie, aby sędziowie służyli państwu”. Krótko mówiąc, w kolejnej
kadencji ma być jeszcze więcej tego, co teraz - i coraz mniej wskazuje, że może
być inaczej. PiS, co było widać, słychać i czuć, stał się partią tłustych
kotów, ale wyborcy jeszcze tego nie odnotowali.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz