środa, 10 lipca 2019

Jedność, błogość, kontynuacja



Politycy PiS, a w ślad za nimi zachwyceni dziennikarze TVP, nazywali katowicką konwencję partii burzą mózgów i mrowiskiem pomysłów. Z bliska wyglądało to jak uroczysty zjazd sytej partii władzy.

Jesteśmy przygotowani nie tylko do wyborów, lecz także do rządzenia w kolejnej kadencji: mamy ekspertów, mamy pomysły, jesteśmy wiarygodni” - taki miał popłynąć przekaz z trzydniowej kon­wencji programowej PiS w Katowicach. W prak­tyce było z tym nieco słabiej, bo konwencja była programowa głównie z nazwy. Zdecydowanie wię­cej mówiło się tam o przeszłości („udało się zre­alizować”, „spełniliśmy obietnice”, „rząd odniósł
sukces”) niż o przyszłości. Żadne wielkie obietnice nie padły, zgodnie zresztą z zapowiedzią głównego organizatora impre­zy wicepremiera Piotra Glińskiego, który na wstępie uprze­dził, że na program wyborczy PiS przyjdzie poczekać jeszcze kilka tygodni. Jak słyszymy, pisaniem tego dokumentu mają się w najbliższych dniach zająć Jarosław Kaczyński z gronem pisowskich intelektualistów - Glińskim, doradcą prezydenta socjologiem Andrzejem Zybertowiczem oraz szefem rządowego Centrum Analiz Strategicznych Waldemarem Paruchem.
   Konwencja w Katowicach to w dużym stopniu kopia, łącznie z nazwą („Myśląc Polska”), podobnej imprezy z lipca 2015 r.: co najmniej kilka tysięcy osób słuchało kilkuset mówców na kilkunastu sesjach plenarnych i kilkudziesięciu panelach dyskusyj­nych. Ale też dokonała się zasadnicza zmiana: to był zjazd partii władzy limuzyny, garnitury, asystenci, scenograficzny przepych. Rząd stawił się niemal w komplecie, licznie reprezentowani byli także wiceministrowie, prominenci ze spółek Skarbu Państwa.
Po co ta konwencja? - pytamy polityka PiS. - Mamy się chwalić, chwalić i jeszcze raz chwalić tym, co zrobiliśmy. To jeszcze nie czas na. mówienie o programie.

TVP na straży kraju
O „znaczeniu etosu policji w służbie państwa i obywateli” opowiadał wiceminister Jarosław Zieliński, odpowiedzialny w MSWiA za policję właśnie. Nikt ministrowi Zielińskiemu nie przypomniał jego dokonań w budowie etosu policjanta, jak cięcia konfetti w celu obsypania ministra Zielińskiego. PiS puszył się po­zycją Polski w Europie. Kaczyński ze sceny gratulował premierowi zablokowania nominacji dla Fransa Timmermansa. „To jakby skoczył 9 metrów w dal z plecakiem kamieni na plecach” - mówił prezes. Choć narzekano, że może w Europie Zachodniej nie mamy najlepszej opinii, to w wielu dyskusjach przekonywano, że za to w naszym regionie wielkie znaczenie Polski jest bezdy­skusyjne. Ryszard Terlecki na panelu „Europa Karpat” tak mówił o tym projekcie: „to kraina przywiązania do tradycji, przywiązana do wiary, która jest fundamentem naszej cywilizacji. Jeżeli będzie taka potrzeba, to nasz region stanie się zaporą przed rozmaity­mi ideologiami, które zagrażają naszej tradycji, suwerenności, wolności”.
   W PiS od dawna słychać, że w następnej kadencji przyjdzie czas na repolonizację mediów. Ale w Katowicach na panelu „Ład medialny” nie przedstawiono żadnego zarysu tego projektu. Wiceminister kultury Paweł Lewandowski wyłożył: „ostatnie lata pokazały, że chociaż trochę przywróciliśmy pewien pluralizm i ład na tym rynku. Daliśmy mikrofon i kamerę ludziom, którzy do tej pory zupełnie nie byli obecni”. Z osiągnięć wymienił jeszcze to, że „postawiliśmy na profesjonalną kadrę menedżerską, która z sukcesami wyprowadza firmy z trudnej sytuacji”. I zapowiedział, że od następnej kadencji PiS ustawowo zacznie rozprawiać się z fake newsami. Dodał, że najszybszą formą waIki z fake newsami są zwłaszcza media publiczne, bo „one najszybciej docierają, tam są rzetelni profesjonaliści, którzy będą rozbrajali każdą nieprawdę, każde kłamstwo, które się pojawia”.
   Piotr Bernatowicz, od jesieni minionego roku szef Polskie­go Radia Poznań, zwierzył się też, że „w Poznaniu jest obfitość ekscesów związanych z ruchem mniejszości seksualnych, które są mocno promowane w mieście”. I że dziennikarze jego radia „omijali ten temat, uważali, że nie jest stosownym poznania­ków o tym informować”. Klaudia Kałużna (rocznik 1990), radna z Kartuz, sympatyczka PiS, która zamierza zapisać się do partii, twierdzi, że nie widzi nic złego w tym, że TVP stała się telewizją pro rządową: „TVN jest amerykańska, Polsat niemiecki, a TVP to polska telewizja i będzie zawrze chroniła nasz kraj. Jak będzie konflikt między Niemcami i Polską, to TVP będzie patriotycznie stała za naszym krajem”.

Twórcy od śmiałych projektów
Według wiceminister kultury Wandy Zwinogrodzkiej „w in­teresie Zjednoczonej Prawicy jest, aby przynajmniej część twórców pozyskać dla tych projektów [„dobrej zmiany” - red.], bo bez takiego wsparcia trudno jest przeprowadzić śmiałe pro­jekty, wzmocnić nasze państwo czy zmodernizować gospo­darkę”. Jej zdaniem w zdobyciu przychylności twórców prze­szkadza „garstka celebrytów” (dokładnie 1 proc.). Według wiceminister „artystów nie stać na ujawnianie samodzielnych poglądów”, bo mogą stracić angaże. Ale jak PiS będzie im lepiej płacić, to artyści staną po ich stronie. Poza tym zdaniem Ber­natowicza sztuka wysoka i sztuki wizualne „stały się miejscem katastrofy i szerzenia postaw, które są absolutnie bardziej de­strukcyjne niż kultura popularna (...). Teatr i sztuki wizualne są miejscem, gdzie dokonywane są najgorsze eksperymenty przy­kładem festiwal Malta”.
   Marek Wróbel, prezes Fundacji Republikańskiej, na panelu „Co nas wzmacnia, co nas zabija? Tożsamość, spójność, zasoby Polski” wymienił cztery zagrożenia dla obozu „dobrej zmia­ny”. Pierwsze to podziały („już mamy frakcyjne podziały, paru ministrów i prezesów zostało zdekapitowanych”); drugie to konflikt pokoleniowy między starym i nowym PiS; trzecie - emo­cjonalny spór o sukcesję. I wreszcie czwar­te: „niebezpieczeństwo podziału między ładnym PiS z warszawskich biurowców a brzydkim PiS z prowincji, który wygry­wa wybory, a nie dostaje tych wszystkich godności i apanaży”.
   Andrzej Zybertowicz przyznał, że „czoło­we postaci naszego obozu mówią, że mamy problem krótkiej ławki, kiedy chodzi o ob­sadzanie pewnych stanowisk”. Ale z drugiej strony-jak mówił - „jest lęk przed otwarto­ścią, że przyjdą karierowicze, osoby zwią­zane z drugą, wrogą stroną, niesprawdzo­Ne”. Przestrzegał, że jak PiS nie nauczy się zarządzać otwartością kadrową, to zmarnuje potencjał tysięcy inżynierów, bez których nowoczesnej Polski nie będzie.

Konwencja na miarę możliwości
Politycy PiS, a w ślad za nimi zachwyceni dziennikarze TVP, nazywali katowicką konwencję partii „burzą mózgów” i „mro­wiskiem pomysłów”. Gliński obiecywał, że PiS nie obawia się krytyki i zapowiadał ciekawe rozmowy, a nawet spory. Z bliska wyglądało to chaotycznie. Eksperci nieraz w ostatniej chwili do­wiadywali się, w jakim panelu wystąpią, a jeśli pojawiał się ele­ment sporu, to raczej o to, kto bardziej chwali rząd. Prowadzący zadawał uczestnikom pytania, a oni odpowiadali kilkunastominutowym referatem. Interakcja występowała w ilościach śladowych, przeważnie nie było też już czasu na pytania z sali.
   Był na przykład panel o decentralizacji - odpowiedź na po­stulaty zgłaszane przez samorządowców związanych z Plat­formą. Prowadził go wiceminister spraw wewnętrznych Paweł Szefernaker - nadzorujący wojewodów, a uczestnikami byli wojewoda, wicewojewoda, główny inspektor sanitarny oraz reprezentujący administrację centralną Waldemar Paruch. Organizatorzy bardzo się pilnowali, by nie wybrzmiał głos samorządowców, nawet z PiS. Kolejni mówcy zachwalali więc urzędy wojewodów i postulowali zwiększenie ich władzy, bu­dząc entuzjazm zgromadzonych w sali innych wojewodów.
   PiS nie próbował się nawet zmierzyć z niewygodnymi tema­tami. Jak to się stało, że według danych GUS za rządów PiS w skrajne ubóstwo wpadło ok. 400 tys, Polaków? Dlaczego PiS, skoro osiąga takie sukcesy w Unii, nie ma nawet wiceprzewod­niczącego europarlamentu, a zasiada w szóstej co do wielkości frakcji?
   - No jest tu trochę jak z Barei. Miało być profesjonalnie, nowo­cześnie i ciekawie, a wyszła konwencja na miarę naszych możli­wości - kpił jeden z panelistów.
   Rzucała się też w oczy nadreprezentacja mężczyzn. W co najmniej kilkunastu dyskusjach skład był wyłącznie męski, w meczu płci panowie wygrali 326:62, czyli było ich 81 proc. Co
z tego jednak, jeśli mało komu w PiS to przeszkadzało. Beata Adamowicz i Żaneta Śrubkowska, działaczki PiS z Bydgosz­czy, są zgodne, że PiS liczy się ze zdaniem kobiet: - Nie mam wrażenia, żeby w panelach było mało kobiet, my staramy się zachowywać parytety, a kobiety, które chcą działać politycznie, mają wsparcie władz PiS.

Partia tłustych kotów
Nie samymi panelami działacz jednak żyje. Trzydniowa impre­za była dla partyjnych dołów okazją do otarcia się o możnych, zrobienia sobie zdjęcia, zdobycia autografu. Furorę - w pewnym sensie - robiła małopolska kurator oświaty Barbara Nowak, która paradowała z osobistą panią fotograf, praco­wicie dokumentującą każde spotkanie. Ko­lejki chętnych do choćby krótkiej rozmowy ustawiały się do europosła Patryka Jakiego (jak się dowiedzieliśmy, po epizodzie bezpartyjności wraca do Solidarnej Polski), po­pularny wśród działaczy jest inny europoseł Dominik Tarczyński (mandat obejmie, gdy dojdzie do brexitu). Za dziennikarzami nie­strudzenie biegał Ryszard Czarnecki.
   Ważnym tematem rozmów były listy wyborcze. „Skąd startujesz? Co ci dali?” - słychać było w kuluarach. Ktoś niezado­wolony zapowiadał, że będzie interwenio­wał u prezesa, inny cieszył się, że wreszcie został doceniony. Propozycje list przygo­towane przez okręgi w zeszłym tygodniu są na biurku Kaczyńskiego. - Niektórzy posłowie sami siebie wystawili na jedynki, a dalej mało znanych działaczy. Prezes będzie robił korekty, na. listach ma być konkurencja, wszyscy mają czuć na plecach oddech kolegów, mają walczyć o wynik partii - mówi polityk PiS.
   Przy okazji zrobiło się pewne zamieszanie w sprawie termi­nu wyborów. Premier zasugerował ze sceny, że odbędą się one 13 października, choć ogłoszenie daty głosowania leży w gestii prezydenta. - Słabo wyszło, bo choć wiadomo, że jesteśmy z pre­zydentem dogadani na najwcześniejszy z możliwych termin, to jednak on zarządza wybory. Mam nadzieję, że nie będzie za. to focha - słyszymy w PiS. Pałac wydał jednak gniewny pomruk -według RMF FM Andrzej Duda skłania się dziś do daty później­szej, 20 października.
   Katowicka konwencja poza wszystkim innym miała pokazać także, że prawica pozostaje „biało-czerwoną drużyną", w której nie ma miejsca na konflikty - w kontraście do pokłóconej opozycji.
   W Międzynarodowym Centrum Konferencyjnym wszech­obecny był przedwyborczy optymizm. Politycy PiS popadli w stan błogości, nikt - mimo przestróg prezesa - nie martwił się perspektywą jesiennych wyborów.
   Kaczyński obiecał kontynuację programów socjalnych, Morawiecki ma nadal być premierem, Ziobro - ministrem sprawiedliwości, a Gowin - nauki. W Katowicach wystrze­gano się raczej ostrej retoryki (Gowin mówił nawet, że ce­lem jest zdobycie wyborców wielkomiejskich), ale minister sprawiedliwości pogroził sędziom: „Sędziowie to nie jest jakaś zamknięta kasta, która może funkcjonować gdzieś obok, sędziowie muszą liczyć się z wolą społeczeństwa. Nasze przekonanie i wola jest jeszcze silniejsza, aby zmie­nić sądownictwo na takie, aby sędziowie służyli państwu”. Krótko mówiąc, w kolejnej kadencji ma być jeszcze więcej tego, co teraz - i coraz mniej wskazuje, że może być inaczej. PiS, co było widać, słychać i czuć, stał się partią tłustych kotów, ale wyborcy jeszcze tego nie odnotowali.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz