Zaszliśmy znacznie
dalej niż Polska. Do punktu, z którego trudno wręcz wyobrazić sobie powrót. Dla
Polski wciąż istnieje plan B - mówi Balint Magyar, autor znakomitej książki
poświęconej systemowi Viktora Orbana
Rozmawia Maciej Nowicki
NEWSWEEK: Dlaczego Orban postanowił przejąć kontrolę nad Węgierska
Akademia Nauk? Autonomia badań naukowych wydaje się czymś świętym.
BALINT MAGYAR: To jest absolutna nowość na skalę Unii Europejskiej. Jako
pierwsze autonomię instytucji naukowych zlikwidowały dawne sowieckie republiki
środkowoazjatyckie, potem to samo zrobiła Rosja.
Orban chce pokazać, że wszystko
mu wolno?
- Przede wszystkim jest to
charakterystyczne postępowanie dla tego typu autokracji, który nazywam
państwem mafijnym. Takie państwa nie tolerują żadnych form autonomii społecznej,
chcą ją zniszczyć, gdzie tylko się da. Wszelkie samoograniczenia byłyby dla
Orbana jedynie oznaką słabości.
Druga przyczyna jest natury
finansowej. W kolejnym budżecie Unia zamierza przeznaczyć znacznie więcej
środków na wspieranie badań naukowych. Przejęcie instytucji, która zatrudnia 5
tysięcy badaczy, ma sprawić, że fundusze unijne będą sponsorowały premiera i
jego przybocznych.
W przeciwieństwie do innych państw
mafijnych - Rosji czy dawnych republik środkowoazjatyckich - Węgry nie mają
żadnych bogactw naturalnych, które mogłyby zaspokoić potrzeby ludzi na szczycie
i ich klientów. Tę funkcję spełniają właśnie pieniądze europejskie. To one są
głównym źródłem rabunku. Mniej więcej 90 proc. swoich pieniędzy oligarchowie
związani z Orbanem zawdzięczają finansowanym przez UE zamówieniom publicznym.
To się odbywa w dziecinnie prosty sposób - wartość tych zamówień jest z reguły
zawyżana. Od 1,7 do 10 razy – jak pokazuje raport Corruption Research Center w
Budapeszcie.
Jest jeszcze jakiś powód?
- Orban chce stworzyć zupełnie
nowy kanon kulturowy. Znacjonalizowano i scentralizowano szkoły - zostały
wyjęte spod kontroli samorządów. To ministerstwo edukacji mianuje dyrektorów, a
nauczyciel stał się urzędnikiem państwowym. W ten sposób udało się
spacyfikować grupę, która wcześniej często była krytyczna wobec władzy.
Zlikwidowano również rynek podręczników. Przedtem zyskiwały akceptację
ministerstwa, a potem jeden z nich był wybierany przez nauczycieli. Dziś mamy
jeden podręcznik, który powstaje w ministerstwie i służy w oczywisty sposób
celom propagandowym. Orban jest tam niejednokrotnie cytowany i przedstawiany
jako wielki polityk. Przejęcie Węgierskiej Akademii Nauk jest kolejnym
elementem pisania kanonu kulturowego od nowa - ponieważ to w ramach tej
instytucji tworzy się punkty odniesienia. To akademia w ogromnym stopniu
decyduje, co ma istotną wartość w węgierskiej historii czy literaturze.
Na Węgrzech nie ma już
niezależnych mediów, wypowiedziano wojnę organizacjom pozarządowym, niszczona
jest niezależność sadów, teraz przyszła kolej na naukę. Kto jeszcze funkcjonuje
poza objęciami systemu?
- Sądownictwo jeszcze walczy, ale
tak naprawdę są tylko dwie grupy, które funkcjonują w miarę niezależnie od
systemu. To emeryci, bo wysokość emerytur nie była do tej pory zmieniana za
pomocą ustanawianych ad hoc nowych praw.
I studenci - oni również nie są
częścią sieci patron - klient, która charakteryzuje dziś większość grup
społecznych.
Trzeba rozumieć, czym jest w
praktyce „państwo mafijne”. Elita panująca to klan polityczno-gospodarczy. Władzy
nie sprawuje partia Fidesz, ale nieformalna grupa polityków i oligarchów, nad
którą absolutne zwierzchnictwo ma Orban. Aby wiedzieć, kto naprawdę rządzi
krajem, wystarczy zobaczyć, kto przebywa w loży VIP w czasie
meczów na stadionie w Felcsucie, rodzinnym miasteczku premiera: będzie tam sam
Orban, jacyś ministrowie, kilku oligarchów i paru nieformalnych doradców.
Fidesz, rząd czy parlament mają jedynie wcielać w życie decyzje tej grupy. Służą
jako pas transmisyjny - to ich jedyna kompetencja.
Klan władzy lub - jak kto woli -
„adopcyjna rodzina polityczna” traktują państwo jako prywatną własność.
Absolutna większość społeczeństwa jest szantażowana za pomocą różnego rodzaju
środków przymusu. Ma poczucie zależności i nieraz utraciła własną moralność.
Ci ludzie są przekonani, że znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, bo opozycja
niemal nie istnieje, i nie widzą żadnej realnej alternatywy. Część z nich
dochodzi do wniosku, że musi być tak, jak jest, bo jeśli panująca klika
straciłaby władzę, na Węgrzech zapanowałby chaos...
Jak w praktyce wygląda
zależność od władzy?
- W szeroko rozumianej biurokracji
nikt nie ma poczucia, że ma być sługą państwa. Jedynym zadaniem jest
forsowanie rozkazów Orbana i jego najważniejszych klientów. Jeśli chodzi o
gospodarkę, już nikt się nie bawi w zakładanie nowych firm, jak za pierwszych
rządów Fideszu. Przejmuje się te, które są, szantażując właścicieli, by
sprzedali lub przekazali całość albo część. Odwiedzają ich prawnicy i
powołując się na klan władzy, składają odpowiednią propozycję. Jeśli nie
zostanie przyjęta, pojawi się urząd skarbowy, którego jedynym zadaniem będzie
zniszczenie tego przedsiębiorstwa. Albo prokuratura. W ten sposób przejęto już
kilkaset firm. W kulturze też to nie wygląda najlepiej - wszelkie niezależne
instytucje systematycznie pozbawia się finansowania. Teraz teatry. Dotacje są
przyznawane na zasadzie czysto uznaniowej tym, nad którymi pieczę sprawują
klienci Orbana.
Reżimowi w najbliższym czasie
coś zagraża?
- Wszyscy kiedyś umrzemy. I ten
reżim też pewnie upadnie, ale na razie zupełnie nie wiadomo kiedy. Władza
Orbana ma pieniądze, które zapewniają jej stabilność, i sprzyja jej
koniunktura międzynarodowa. Dodatkowych funduszy dostarczają reżimy
autokratyczne, np. 10 miliardów rosyjskiej pożyczki na rozbudowę elektrowni
atomowej w Paks, miliardy od Chin na wybudowanie szybkiej kolei czy współpraca
w zakresie przemysłu zbrojeniowego z Turcją. Przy okazji Węgry stają się
koniem trojańskim Rosji czy Chin w Unii.
UE nic nie osiągnie, dopóki nie
zrozumie, że po drugiej stronie jest reżim natury kryminalnej. Co prawda
Komisja Europejska formułowała już zalecenia anty- korupcyjne dla rządu w
Budapeszcie. Ale to tak jakby przekonywać lwa, żeby został wegetarianinem.
Korupcja ma tu skalę państwową, stanowi istotę systemu. Poza tym sankcje nie
mają sensu, jeśli miałyby zostać spłacone z pieniędzy podatnika. A konta
bankowe ludzi, którzy ukradli te fundusze - Orbana i jego kliki - pozostaną
nienaruszone.
Orban ma w tym sporze broń
- nieustannie mówi o próbach naruszenia
węgierskiej suwerenności przez Unię.
- Nie jest to reżim ideologiczny.
Ideologia jest jedynie narzędziem. Wytwarza się ją wyłącznie po to, żeby
uzasadnić działania. Cynizmu węgierskich elit nie sposób sobie wręcz wyobrazić.
One są zupełnie bezideowe.
Ujmę to tak: państwo mafijne
zapewniło sobie bezkarność, przejmując policję, prokuraturę czy Trybunał
Konstytucyjny. Nikt nie będzie przyglądał się z bliska przedziwnym karierom,
jak ta Lórinca Meszarosa, który montował instalacje gazowe, a dziś jest
najbogatszym człowiekiem w kraju. Został nim dzięki zamówieniom publicznym, bo
jest człowiekiem Orbana.
Ale reżimowi potrzebna jest
również bezkarność na skalę UE. Dlatego Orban rozpoczął tzw. narodową walkę o
wolność, która ma uzasadnić odmowę przyłączenia
się Węgier do prokuratury europejskiej. I gdy tylko pojawia się sprawa
korupcji w jego kraju, mówi o „naruszeniu suwerenności”. Ta nacjonalistyczna
poza to jedynie zasłona dymna - chodzi o to, żeby UE nie mogła się skutecznie
przeciwstawić państwu mafijnemu.
Jesienią odbędą się wybory w
Budapeszcie. Sondaże wskazują na to, że może je wygrać kandydat opozycji -
Gergely Karać sony.
Co by to zmieniło?
- Po raz pierwszy udało się
wystawić jednego kandydata przeciwko człowiekowi Fideszu. Jeśli Budapeszt
zostanie odbity z rąk Fideszu, nie twierdzę, że będzie to początek końca
Orbana. Ale na Węgrzech nie ma nawet pozorów pluralizmu. Absolutna większość
społeczeństwa jest zależna od klanu władzy. Dlatego władza lokalna jest tak
niebywale ważna. Jej zdobycie to przynajmniej jakaś pozycja startowa.
Polskie wydanie pana książki o węgierskim państwie mafijnym nosi podtytuł „Czy taka przyszłość czeka
Polskę?”.
- Deklarowanym celem obu reżimów
jest wymiana całego systemu. Zmiany po 1989 r. przedstawiają jako zmowę elit.
Mocno akcentowany jest nacjonalizm i w obu przypadkach jest on wymierzony nie
tylko przeciw innym państwom, ale przede wszystkim przeciw Węgrom czy Polakom
z innego obozu politycznego.
Ale są też poważne różnice. Przede
wszystkim Kaczyński dąży do konserwatywnej autokracji, a nie państwa mafijnego
jak Orban. Mimo wszystko w Polsce decyzje podejmowane są w ramach
sformalizowanych instytucji.
Kaczyński jest tylko zwykłym
posłem.
- Ale na Węgrzech kilka osób z
loży VIP prowincjonalnego stadionu piłkarskiego decyduje o
wszystkim. U nas ludzie władzy nie tylko zdobyli gigantyczne majątki, ale się
z nimi obnoszą. Kaczyński w przeciwieństwie do Orbana, który naśladuje tu Putina, nie buduje klasy własnych oligarchów. W Polsce ludzie PiS
są nagradzani stanowiskami w państwowych firmach, a nie czyjąś firmą. Na Węgrzech
korupcja stanowi istotę systemu. W Polsce istnieje, ale mimo wszystko PiS z nią
walczy, choć oczywiście z większym zapałem, gdy dotyczy to ludzi opozycji.
Dużymi miastami w Polsce rządzi opozycja, na Węgrzech władza ma absolutny
monopol terytorialny. No i na Węgrzech nie ma nawet śladu pluralizmu mediów.
Zaszliśmy znacznie, znacznie dalej niż Polska. Do punktu, z którego trudno
wręcz wyobrazić sobie powrót.
Krótko mówiąc, Polska nadal ma
szansę?
- Tak sądzę. Wciąż istnieje plan
B. Ale partie opozycyjne muszą być nie tylko zjednoczone, aby przeciwstawić się
Kaczyńskiemu. Muszą mieć także wyraźnego przywódcę. To jest dziś sprawa dla
Polski kluczowa. Tusk musi wrócić do Polski.
Wiele wskazuje na to, że się
waha...
- Tym bardziej proszę zapisać moje
słowa... Dlaczego reżimy autokratyczne starają się zdyskredytować
potencjalnych liderów opozycji, dlaczego to dla nich taka kluczowa sprawa? Bo
nie jest wcale łatwo znaleźć osobę, która może odgrywać taką rolę.
Mówię to wprost: jeśli Tusk nie
wróci, żeby przewodzić opozycji, będzie to wielki grzech na jego sumieniu. Tu
nie chodzi jedynie o jego decyzję osobistą. Tylko on ma odpowiednią przeszłość
i wiarygodność, żeby stanąć na czele opozycji. I
dlatego nie może swobodnie dysponować swoją osobą. To jest jego powinność wobec
Polski i Polaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz