Mijający rok
polityczny wita się z następnym. Pojawiło się w 2018 r. kilka znaczących
zjawisk, które w pełni nabiorą znaczenia w najbliższych miesiącach. Zobaczmy
zatem, co już się stało i co z tego może wyniknąć.
1 Sprawdzian na żywo
Po wyborach samorządowych różne
polityczne siły ogłosiły swoje częściowe zwycięstwa. Po stronie opozycji
istniało psychologiczne zapotrzebowanie na powiew optymizmu i zostało ono
zaspokojone dzięki bardzo dobremu wynikowi w dużych miastach. Ale poza tym
rzeczywistość polityczna okazała się taka jak w partyjnych rankingach i to
lekcja na przyszłość - warto traktować sondaże poważnie i nie liczyć na cud.
Jak jest w rankingu, tak będzie w głosowaniu. Na razie największą formację
opozycyjną dzieli od partii rządzącej ok. 8-10 punktów proc., reszta snuje się
wokół kilku procent poparcia. Na dzisiaj wybory
parlamentarne wygrywa PiS i to się
nie zmienia od trzech lat.
Wybory samorządowe, oceniane na chłodno, nie przyniosły
politycznego przełomu, a jedynie sygnał, że jest potencjał do zmiany władzy,
tyle że chwiejny i niełatwy do mobilizacji. Ewolucja poglądów w skali masowej
odbywa się bardzo powoli. Ten proces nie poddaje się racjonalnemu oglądowi,
istota tkwi gdzieś głębiej, w specyficznej politycznej inercji, która powoduje,
że stan istniejący ma przewagę nad innym, potencjalnym; jak w walce
bokserskiej remis premiuje dotychczasowego mistrza. Rządy PiS, jakkolwiek dziwne,
śmieszne czy straszne, osiągnęły status codzienności, zostały oswojone, stały
się punktem odniesienia, a naruszenia konstytucji przez PiS, odejście od
liberalnej demokracji, najwyraźniej nie zmieniają tej reguły. Przełamanie tego
bezwładu nie jest łatwe, odbywa się w kilkuletnich cyklach, w który trzeba się
wstrzelić. Czy opozycji uda się to w 2019 r.?
2 Wejście Tuska
W mijającym roku Donald Tusk
zrobił kolejny krok w kierunku polskiej polityki. A dokładniej - pół kroku.
Były premier dba o to, aby nie przekroczyć ani
o milimetr harmonogramu swojego powrotu. Ma do tego alibi w postaci sprawowanej
funkcji, która teoretycznie nie pozwala na zbyt ostentacyjne angażowanie się w
krajowe sprawy. Tyle że ten stopień nieangażowania ustala sam Tusk. Wydaje się
już raczej pewne, że nie będzie w eurowyborach „listy Tuska”, ale raczej ewentualnie
jakiś ogólny patronat dla Koalicji Obywatelskiej. Perspektywa takiego wsparcia
może skłaniać inne partie opozycyjne do wejścia pod Tuskowy parasol, czyli do
dołączenia do KO. Tyle że nic nie zostało jasno powiedziane. Niesprawdzone, ale
znane od dawna przecieki z otoczenia Tuska mówią o „rozważaniu przez
przewodniczego Rady Europejskiej opcji kandydowania na prezydenta”, ale tylko
wtedy, jeśli byłyby maksymalne szanse na zwycięstwo. I tu pojawia się paradoks:
takie szanse będą wówczas, kiedy opozycja wygra
wybory parlamentarne i uruchomi nowy polityczny trend. Wtedy też PiS, bez
władzy, straci kontrolę nad aparatem państwa i już nie będzie mógł gnębić Tuska
podczas kampanii prokuraturą i komisjami śledczymi.
Ale też gdyby opozycja wygrała wybory parlamentarne w 2019
r., sytuacja się zmieni i Tusk nie będzie już tak bardzo potrzebny. Co prawda
prezydent Duda może wetować ustawy nowej władzy, ale nie wydaje się, aby był w
tym konsekwentny. Jest na to zbyt labilny, a poza tym zda sobie sprawę, że po przegranej
PiS, oznaczającej zmianę wiatrów, pozostawanie na pozycji zaciętego obrońcy
pisowskiego porządku przeszkodzi mu
w reelekcji. Jeśli opozycja
zwycięży w 2019 r., to ranga wyborów prezydenckich spadnie, triumfatorem będzie
Schetyna, a kandydatem na prezydenta może zostać choćby Rafał Trzaskowski.
Zatem, wbrew pozorom, z tej europejskiej emigracji może nie
być łatwo szefowi RE wrócić, mimo swoich talentów, charyzmy, kompetencji, które
przez lata nabył, i entuzjazmu, jaki wzbudza w antyPiSie. Może za to stanąć
przed sytuacją, jakiej na pewno nie chce - presji, aby kandydować na prezydenta
- jako ostatnia deska ratunku, jeśli PiS wygra wybory w 2019 r. Wycofanie się w
takiej sytuacji oznaczałoby koniec politycznej kariery, bo świadczyłoby o
kunktatorstwie w obliczu prawdziwej próby. A ewentualna kontynuacja
działalności w Unii straciłaby w Polsce powab. Tusk bowiem zyskał odroczenie
całościowej oceny. Warunkowo wybaczono mu odejście do Brukseli w 2014 r., ale
tylko jako temu, który wykonał ten ruch, aby potem w glorii światowego polityka
wrócić i przywrócić porządek po PiS. Co z tym wszystkim zrobi Tusk, jeszcze nie
wiadomo.
3 Ruch Biedronia
Robert Biedroń ujawnił w 2018 r.
swoje polityczne zamiary i walczy o wyjątkową, ekskluzywną pozycję. Już tworzy
ugrupowanie, ale oczekuje, że zostanie ono zaliczone do politycznego rynku
wtedy, kiedy on na to pozwoli. Jednak sondaże nie czekają i formacja Biedronia
ma w nich dość trwale ok. 7 proc. Pojawiają się przewidywania, że po odpaleniu
w lutym notowania skoczą do 12-13 proc., a potem spadną do 8-10, i tak mniej
więcej zostanie. Poszybowanie w kierunku 15-20 proc. byłoby dużą
niespodzianką, choć wykluczyć się tego nie da. Teraz wszystko jest w stadium
prób, studiów i projektów. Każde słowo krytyki napotyka odpór środowisk
lewicowych, lecz jakby coraz mniejszy, może dlatego, że sam Biedroń coraz
rzadziej wspomina o lewicy, i to jest już zauważane w tym środowisku.
Wydaje się, że były prezydent Słupska ma ambicje całościowe,
zmierza do głównego nurtu, próbując podczas swoich widowiskowych mityngów
ustalić, gdzie się ten nurt znajduje. Wiele wskazuje na to, że Biedroń chce
pójść drogą Tuska i jego Platformy, bo to dawało kiedyś pod 50 proc. poparcia,
ale sądzi, że dzisiaj mainstream znajduje się gdzie indziej
niż dekadę temu. Chce znaleźć odświeżoną definicję liberalizmu, ale w polskich
warunkach tego nowego, wychylonego w kierunku swobód obyczajowych, uwolnionego
od związków z Kościołem. Jest przy tym bardzo ostrożny, w wielu kluczowych
kwestiach unika jednoznacznych deklaracji. Dawno chyba nie było tak precyzyjnie
marketingowo tworzonego programu jakiejś formacji.
Ale zarazem Biedroń niesamowicie podnosi poprzeczkę
oczekiwań, także sprzecznych. Być może ten nowy główny nurt w ogóle jest
iluzoryczny. Są tam niepołączalne grupy dość konserwatywnych zwolenników neoliberalnego
rynku, których irytuje Platforma, a Petru zdążył rozśmieszyć; progresywnych
wyznawców daleko idących swobód obyczajowych ujętych w ustawach; zagorzałych,
integralnych przeciwników PiS oraz łagodnych, „niepartyjnych” symetrystów,
zniesmaczonych „wojną dwóch plemion”. Jak je połączy były prezydent Słupska?
Biedroń na razie nie wygląda na rasowego polityka. Ale z
drugiej strony Andrzej Duda też nie, a się podoba. Dlatego być może Robert
Biedroń, nawet jeśli nie osiągnie wielkich wyników w ramach swojego
ugrupowania, indywidualnie okaże się dobrym przeciwnikiem dla Dudy w wyborach
prezydenckich, będzie z tej samej kategorii emocjonalnej. Duda ma ze swoimi
wyborcami kontakt pozawerbalny, wymykający się wszelkim racjonalnym kryteriom.
Być może Biedroń będzie miał podobny.
4 Występy Morawieckiego
Premier Morawiecki był planem
lidera PiS na ostateczną rozgrywkę z opozycją. Morawiecki chyba spodobał się
wyborcom PiS, zaimponował im. Mimo niezręczności, kłamstw, radykalnych,
ideologicznych wypowiedzi jakoś uwiódł także wielu przedstawicieli politycznego
środka. Nie widzą w nim figury w marketingowej układance obozu władzy, ale
samodzielną postać, która działa niejako obok partii, łagodzi szaleństwa i kanty, ratuje kraj przed Zbigniewem
Ziobrą „odbiera tlen opozycji” i parę razy miał już „pozamiatać”. Ta grupa
sympatyków może i dystansuje się od samego PiS, ale Morawiecki - mimo że
ostatnio chwalił Ziobrę za to, co ten zrobił dla „niezawisłości sędziów” - to
dla nich co innego. Przedziwne to, ale tak jest.
Jednak mimo całego kamuflażu i klaki ze strony zafascynowanych
nim komentatorów Morawiecki jest w polityce wciąż sztuczny, nieprawdziwy, jakby
wynajęty z innego biznesu. Wierząc w swój ogólny geniusz, stracił zarazem
wizerunek racjonalnego eksperta, profesjonalisty, stał się specyficznym,
czasami mocno narcystycznym bajarzem. Szarżuje, żartuje, wyzłośliwia się i
zdaje mu się, że to wchodzi w publiczność jak w masło. Po części tak jest, ale tym, którzy się na to nie nabrali, wydaje się postacią
coraz bardziej odpychającą, taką jak najbardziej radykalni politycy PiS, i ta
tendencja może się pogłębiać. Choć trzeba przyznać, że jako polityczny amator
jest trudniejszy do trafienia. Walka z plastikową wersją PiS może być dla
opozycji uciążliwsza niż ze starą gwardią tej partii.
W parze z Kaczyńskim jawi się Morawiecki jako mocarny szef
rządu, ale bez lidera PiS wciąż nic nie znaczy. Bo to Kaczyński dostarcza mu
substancji politycznej i ideologicznej. Nie brak w obozie rządzącym opinii, że
wszystkie nieszczęścia tej partii rozpoczęły się wraz z dymisją Beaty Szydło.
Wcześniej szło dobrze, była werwa, o coś
chodziło. A Morawiecki jakby powrócił do czasów „bezideowej Platformy”, z tą
różnicą, że irytuje Unię i, tak jak za Szydło, Polska nadal jest w głębokim
międzynarodowym dołku. A jeszcze dodatkowo wyhamowały wszystkie bliskie
elektoratowi PiS projekty, wielkie plany modernizacji państwa zatrzymały się,
pozostaje po prostu dobra światowa koniunktura, o której Tusk mógł tylko pomarzyć. Morawiecki nie poszerzył też grona
centrowych wyborców PiS tak, jak się spodziewano. Słabo zatem nadaje się na
lidera, który miałby dokończyć kulturową rewolucję po ewentualnie wygranych
przez PiS wyborach w 2019 r. Morawiecki, mimo wszystkich nad nim zachwytów,
może więc okazać się postacią okresu przejściowego: między jednym wzmożeniem
PiS, w latach 2015-17, a
ewentualnym drugim, po 2019 r. Kaczyński na razie wydaje się Morawieckim
zafascynowany, ale nie takich afektów lider PiS pozbywał się w przeszłości bez
większego trudu.
5 Stan jednoczenia
opozycji
Wybory samorządowe miały wiele
wyjaśnić co do dalszej strategii opozycji. W istocie wyklarowały niewiele. Schetyna
się uratował, PSL też się nie zapadł, SLD ogłosił umiarkowany sukces.
Paradoksalnie te bardziej lub mniej wiarygodne „zwycięstwa” skomplikowały
sytuację opozycji. Sprawdzian został teraz przeniesiony na wybory europejskie i
możliwe, że znowu partie opozycyjne wystąpią oddzielnie, aby zmierzyć swoją
siłę i zdobyć lepsze karty przy ustalaniu ewentualnych wspólnych list przed
decydującym starciem w wyborach parlamentarnych. Może z wyjątkiem PSL, który
nie może liczyć na zyski z politycznego wzmożenia miast i raczej przytuli się
do Koalicji Obywatelskiej.
Pojawiła się specyficzna magia małych liczb. Stąd 6 proc.
poparcia jawi się przy okazji jako przyzwoity wynik, kilku radnych
wojewódzkich ma być dowodem witalności formacji. Podobnym argumentem może stać
się w maju przyszłego roku zdobycie jednego-dwóch mandatów w Parlamencie
Europejskim. I choć w ostatnich wyborach na KO, PSL i SLD łącznie głosowało o
około 1,7 mln osób więcej niż na PiS, niewiele z tego na razie wynika. Partie
opozycyjne może i chcą wojować z dzisiejszym obozem władzy, ale mają też ludzi,
interesy, układy, ambicje. Oznacza to, że będą z PiS walczyć w miarę ogólnych
możliwości, z uwzględnieniem wszystkich skomplikowanych okoliczności. PiS może
jest wyjątkowym zagrożeniem, ale każda partia opozycyjna też się czuje
wyjątkowa. Jednak ułożenie jednej opozycyjnej listy wyborczej z ustalonym
programowym minimum jest wciąż możliwe i zależy od tego, jakie priorytety
przyjmą antyPiSowe formacje.
6 Władza na zakupach
Przypadek podkupienia radnego
Wojciecha Kałuży przez PiS i zdobycie w ten sposób władzy w województwie śląskim
było zwieńczeniem pewnego trendu. Polega on na wykorzystywaniu przez partię
rządzącą całej machiny państwa do zdobywania partyjnej przewagi. PiS, zgodnie
ze swoją centralistyczną koncepcją, uważa się za wyłącznego właściciela sfery
publicznej i państwowych finansów.
Sugerowanie przez prezesa Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego
w kampanii samorządowej, że lepiej wybrać ludzi mających dobre relacje z
rządem, bo wtedy władza będzie dla danego regionu łaskawsza, to nowe zjawisko,
jakie pojawiło się polskiej polityce w 2018 r. Ta metoda, jako przynosząca
polityczne profity, może być stosowana także w przyszłorocznych wyborach
europejskich i parlamentarnych - np. co do rozdziału funduszy unijnych czy
wsparcia państwa dla konkretnych miast i województw. Pękła kolejna bariera
przyzwoitości, zatem politycy PiS będą zapewne jeździć do konkretnych okręgów
wyborczych, zbadawszy wcześniej, na jakie inwestycje liczą tam mieszkańcy. A
po wyborach, kiedy PiS do bezpiecznej większości w Sejmie zabrakłoby kilka
mandatów, emisariusze tej partii ruszą do kolejnych Kałużów, oferując im stanowiska
i pieniądze. Opozycji pozostaje obiecywać nie gorsze prezenty, a przede
wszystkim zadbać o selekcję kandydatów na europosłów, posłów i senatorów,
takich nie do kupienia. To może być duży problem.
7 Walka pod dywanem
PiS w 2018 r. wszedł w fazę
konsumowania władzy. Niewielka polityczna moc premiera Morawieckiego, a także
kilkutygodniowa choroba Jarosława Kaczyńskiego (w przyszłym roku prezes PiS ma
podobno przejść operację wszczepienia endoprotezy i też na długo wyłączyć się
z bieżącej polityki) stały się sygnałem do poszerzania wpływów przez różne
pisowskie frakcje i koterie. Po objęciu rządów nadchodzi w końcu taki moment, w
którym politycy i działacze różnych partyjnych szczebli szacują, ile udało im
się skorzystać na władzy, jaką mają pozycję, gdzie są ulokowani ich ludzie,
rodzina, znajomi. Porównują to z osiągnięciami konkurentów do konfitur i, jeśli
to porównanie nie wychodzi korzystnie, próbują szukać lepszych pozycji. Wtedy
zaczynają dochodzić zapachy z politycznej kuchni.
W przypadku rządów PiS zjawisko to nasiliło się wraz z odejściem
„ideologicznej” Beaty Szydło i nastaniem „pragmatycznego” Morawieckiego. To
było hasło do nowego etapu. Do rywalizacji o ludzi i państwowe spółki jeszcze
ostrzej ruszyło środowisko Zbigniewa Ziobry, także „zakonnicy” z dawnego
Porozumienia Centrum, pretendenci do schedy po prezesie Kaczyńskim, jak
Joachim Brudziński, różne pomniejsze ośrodki. Szydło wręcz zaapelowała, aby
wycofać „zlecenie na nią”, jasno dając do zrozumienia, że nie chodzi o
opozycję. Kontrolowane przecieki, niekonsultowane działania, wciąż
funkcjonujące „studio nagrań”, afery o niejasnym charakterze to zdarzenia, w
których antyPiS nie pełni praktycznie żadnej roli, bo to czysto wewnętrzna
rozgrywka w obozie władzy. Im bliżej końca kadencji, tym ta walka będzie się
zaostrzać, bo dojdzie czynnik wyborczy:
miejsca na listach, pieniądze na kampanię, przegrupowania w spółkach,
finansowanie mediów sprzyjających poszczególnym frakcjom Zjednoczonej Prawicy.
PiS będzie w tym czasie szczególnie podatny na ciosy, obnaży się, a tzw. kompromaty
będą same pojawiać się w obiegu. Jeśli opozycja ma swoje partykularne interesy,
to władza znacznie większe, bo dochodzą duże pieniądze. Prawicowe media już
się skłóciły, co pokazuje skalę napięć. Pytanie, czy antyPiS to wykorzysta.
Wymienione zjawiska wchodzą w interakcje, tworzą kolejne
znaki czasu. A jest on bardzo gorący, bo wszyscy już wiedzą, że zbliża się
najważniejsza próba wyborcza we współczesnej Polsce, na podobieństwo tej w 1989
r. Afera goni aferę, rozłamy i zdrady należą do politycznego menu, słowa
szybują już od dawna w oparach agresji i absurdu. A to wszystko jest skromnym
preludium do tego, co będzie się jeszcze działo. Mówiąc po telewizyjnemu -
zostańcie Państwo z nami.
Mariusz Janicki, Wiesław Władyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz