środa, 19 grudnia 2018

7 znaków polskiej polityki



Mijający rok polityczny wita się z następnym. Pojawiło się w 2018 r. kilka znaczących zjawisk, które w pełni nabiorą znaczenia w najbliższych miesiącach. Zobaczmy zatem, co już się stało i co z tego może wyniknąć.

1 Sprawdzian na żywo
Po wyborach samorządowych różne polityczne siły ogłosiły swoje częściowe zwycięstwa. Po stronie opozycji istniało psy­chologiczne zapotrzebowanie na powiew optymizmu i zostało ono zaspokojone dzięki bardzo dobremu wynikowi w dużych miastach. Ale poza tym rzeczywistość polityczna okazała się taka jak w partyjnych rankingach i to lekcja na przyszłość - warto traktować sondaże poważnie i nie liczyć na cud. Jak jest w ran­kingu, tak będzie w głosowaniu. Na razie największą formację opozycyjną dzieli od partii rządzącej ok. 8-10 punktów proc., reszta snuje się wokół kilku procent poparcia. Na dzisiaj wybory
parlamentarne wygrywa PiS i to się nie zmienia od trzech lat.
   Wybory samorządowe, oceniane na chłodno, nie przyniosły politycz­nego przełomu, a jedynie sygnał, że jest potencjał do zmiany władzy, tyle że chwiejny i niełatwy do mo­bilizacji. Ewolucja poglądów w skali masowej odbywa się bardzo powoli. Ten proces nie poddaje się racjonal­nemu oglądowi, istota tkwi gdzieś głębiej, w specyficznej politycznej inercji, która powoduje, że stan ist­niejący ma przewagę nad innym, po­tencjalnym; jak w walce bokserskiej remis premiuje dotychczasowego mistrza. Rządy PiS, jakkolwiek dziw­ne, śmieszne czy straszne, osiągnęły status codzienności, zostały oswojone, stały się punktem odniesienia, a naruszenia konstytu­cji przez PiS, odejście od liberalnej demokracji, najwyraźniej nie zmieniają tej reguły. Przełamanie tego bezwładu nie jest łatwe, odbywa się w kilkuletnich cyklach, w który trzeba się wstrzelić. Czy opozycji uda się to w 2019 r.?
2 Wejście Tuska
W mijającym roku Donald Tusk zrobił kolejny krok w kierunku polskiej polityki. A dokładniej - pół kroku. Były premier dba o to, aby nie przekroczyć ani o milimetr harmonogramu swojego powrotu. Ma do tego alibi w postaci sprawowanej funkcji, która teoretycznie nie pozwala na zbyt ostentacyjne angażowanie się w krajowe sprawy. Tyle że ten stopień nieangażowania ustala sam Tusk. Wydaje się już raczej pewne, że nie będzie w eurowyborach „listy Tuska”, ale raczej ewentualnie jakiś ogólny patronat dla Koalicji Obywatelskiej. Perspektywa takiego wsparcia może skła­niać inne partie opozycyjne do wejścia pod Tuskowy parasol, czyli do dołączenia do KO. Tyle że nic nie zostało jasno powiedziane. Niesprawdzone, ale znane od dawna przecieki z otoczenia Tuska mówią o „rozważaniu przez przewodniczego Rady Europejskiej opcji kandydowania na prezydenta”, ale tylko wtedy, jeśli byłyby maksymalne szanse na zwycięstwo. I tu pojawia się paradoks: takie szanse będą wówczas, kiedy opozycja wygra wybory parlamentar­ne i uruchomi nowy polityczny trend. Wtedy też PiS, bez władzy, straci kontrolę nad aparatem państwa i już nie będzie mógł gnębić Tuska podczas kampanii prokuraturą i komisjami śledczymi.
   Ale też gdyby opozycja wygrała wybory parlamentarne w 2019 r., sytuacja się zmieni i Tusk nie będzie już tak bardzo potrzebny. Co prawda prezydent Duda może wetować ustawy nowej władzy, ale nie wydaje się, aby był w tym konsekwentny. Jest na to zbyt labilny, a poza tym zda sobie sprawę, że po prze­granej PiS, oznaczającej zmianę wiatrów, pozostawanie na po­zycji zaciętego obrońcy pisowskiego porządku przeszkodzi mu
w reelekcji. Jeśli opozycja zwycięży w 2019 r., to ranga wyborów prezydenckich spadnie, triumfatorem będzie Schetyna, a kan­dydatem na prezydenta może zostać choćby Rafał Trzaskowski.
   Zatem, wbrew pozorom, z tej europejskiej emigracji może nie być łatwo szefowi RE wrócić, mimo swoich talentów, charyzmy, kompetencji, które przez lata nabył, i entuzjazmu, jaki wzbudza w antyPiSie. Może za to stanąć przed sytuacją, jakiej na pewno nie chce - presji, aby kandydować na prezydenta - jako ostatnia deska ratunku, jeśli PiS wygra wybory w 2019 r. Wycofanie się w takiej sytuacji oznaczałoby koniec politycznej kariery, bo świadczyło­by o kunktatorstwie w obliczu prawdziwej próby. A ewentualna kontynuacja działalności w Unii straciłaby w Polsce powab. Tusk bowiem zyskał odroczenie całościowej oceny. Warunkowo wy­baczono mu odejście do Brukseli w 2014 r., ale tylko jako temu, który wykonał ten ruch, aby potem w glorii światowego polityka wrócić i przywrócić porządek po PiS. Co z tym wszystkim zrobi Tusk, jeszcze nie wiadomo.

3 Ruch Biedronia
Robert Biedroń ujawnił w 2018 r. swoje polityczne za­miary i walczy o wyjątkową, ekskluzywną pozycję. Już tworzy ugrupowanie, ale oczekuje, że zostanie ono zaliczone do politycznego rynku wtedy, kiedy on na to pozwoli. Jednak sondaże nie czekają i formacja Biedronia ma w nich dość trwa­le ok. 7 proc. Pojawiają się przewidywania, że po odpaleniu w lutym notowania skoczą do 12-13 proc., a potem spadną do 8-10, i tak mniej więcej zostanie. Poszybowanie w kierun­ku 15-20 proc. byłoby dużą niespodzianką, choć wykluczyć się tego nie da. Teraz wszystko jest w stadium prób, studiów i projektów. Każde słowo krytyki napotyka odpór środowisk lewicowych, lecz jakby coraz mniejszy, może dlatego, że sam Biedroń coraz rzadziej wspomina o lewicy, i to jest już zauwa­żane w tym środowisku.
   Wydaje się, że były prezydent Słupska ma ambicje całościo­we, zmierza do głównego nurtu, próbując podczas swoich widowiskowych mityngów ustalić, gdzie się ten nurt znajdu­je. Wiele wskazuje na to, że Biedroń chce pójść drogą Tuska i jego Platformy, bo to dawało kiedyś pod 50 proc. poparcia, ale sądzi, że dzisiaj mainstream znajduje się gdzie indziej niż dekadę temu. Chce znaleźć odświeżoną definicję liberalizmu, ale w polskich warunkach tego nowego, wychylonego w kie­runku swobód obyczajowych, uwolnionego od związków z Ko­ściołem. Jest przy tym bardzo ostrożny, w wielu kluczowych kwestiach unika jednoznacznych deklaracji. Dawno chyba nie było tak precyzyjnie marketingowo tworzonego programu ja­kiejś formacji.
   Ale zarazem Biedroń niesamowicie podnosi poprzeczkę oczekiwań, także sprzecznych. Być może ten nowy główny nurt w ogóle jest iluzoryczny. Są tam niepołączalne grupy dość konserwatywnych zwolenników neoliberalnego rynku, których irytuje Platforma, a Petru zdążył rozśmieszyć; progre­sywnych wyznawców daleko idących swobód obyczajowych ujętych w ustawach; zagorzałych, integralnych przeciwników PiS oraz łagodnych, „niepartyjnych” symetrystów, zniesmaczonych „wojną dwóch plemion”. Jak je połączy były prezydent Słupska?
   Biedroń na razie nie wygląda na rasowego polityka. Ale z drugiej strony Andrzej Duda też nie, a się podoba. Dlatego być może Robert Biedroń, nawet jeśli nie osiągnie wielkich wyników w ramach swojego ugrupowania, indywidualnie okaże się dobrym przeciwnikiem dla Dudy w wyborach pre­zydenckich, będzie z tej samej kategorii emocjonalnej. Duda ma ze swoimi wyborcami kontakt pozawerbalny, wymykający się wszelkim racjonalnym kryteriom. Być może Biedroń będzie miał podobny.

4 Występy Morawieckiego
Premier Morawiecki był planem lidera PiS na ostatecz­ną rozgrywkę z opozycją. Morawiecki chyba spodobał się wyborcom PiS, zaimponował im. Mimo niezręczności, kłamstw, radykalnych, ideologicznych wypowiedzi jakoś uwiódł także wielu przedstawicieli politycznego środka. Nie widzą w nim figury w marketingowej układance obozu wła­dzy, ale samodzielną postać, która działa niejako obok partii, łagodzi szaleństwa i kanty, ratuje kraj przed Zbigniewem Ziobrą „odbiera tlen opozycji” i parę razy miał już „pozamiatać”. Ta grupa sympatyków może i dystansuje się od samego PiS, ale Morawiecki - mimo że ostatnio chwalił Ziobrę za to, co ten zrobił dla „niezawisłości sędziów” - to dla nich co innego. Przedziwne to, ale tak jest.
   Jednak mimo całego kamuflażu i klaki ze strony zafascy­nowanych nim komentatorów Morawiecki jest w polityce wciąż sztuczny, nieprawdziwy, jakby wynajęty z innego biznesu. Wierząc w swój ogólny geniusz, stracił zarazem wizerunek racjonalnego eksperta, profesjonalisty, stał się specyficznym, czasami mocno narcystycznym bajarzem. Szarżuje, żartuje, wyzłośliwia się i zdaje mu się, że to wcho­dzi w publiczność jak w masło. Po części tak jest, ale tym, którzy się na to nie nabrali, wydaje się postacią coraz bar­dziej odpychającą, taką jak najbardziej radykalni politycy PiS, i ta tendencja może się pogłębiać. Choć trzeba przyznać, że jako polityczny amator jest trudniejszy do trafienia. Walka z plastikową wersją PiS może być dla opozycji uciążliwsza niż ze starą gwardią tej partii.
   W parze z Kaczyńskim jawi się Morawiecki jako mocarny szef rządu, ale bez lidera PiS wciąż nic nie znaczy. Bo to Kaczyński dostarcza mu substancji politycznej i ideologicznej. Nie brak w obozie rządzącym opinii, że wszystkie nieszczęścia tej par­tii rozpoczęły się wraz z dymisją Beaty Szydło. Wcześniej szło dobrze, była werwa, o coś chodziło. A Morawiecki jak­by powrócił do czasów „bezideowej Platformy”, z tą róż­nicą, że irytuje Unię i, tak jak za Szydło, Polska nadal jest w głębokim międzyna­rodowym dołku. A jeszcze dodatkowo wyhamowały wszystkie bliskie elektora­towi PiS projekty, wielkie plany modernizacji państwa zatrzymały się, pozostaje po prostu dobra światowa koniunktura, o której Tusk mógł tylko pomarzyć. Mora­wiecki nie poszerzył też grona centrowych wyborców PiS tak, jak się spodziewano. Słabo zatem nadaje się na lidera, który miałby dokończyć kulturo­wą rewolucję po ewentualnie wygranych przez PiS wyborach w 2019 r. Morawiecki, mimo wszystkich nad nim zachwytów, może więc okazać się postacią okresu przejściowego: między jednym wzmożeniem PiS, w latach 2015-17, a ewentualnym drugim, po 2019 r. Kaczyński na razie wydaje się Morawieckim zafascynowany, ale nie takich afektów lider PiS pozbywał się w przeszłości bez większego trudu.

5 Stan jednoczenia opozycji
Wybory samorządowe miały wiele wyjaśnić co do dalszej strategii opozycji. W istocie wyklarowały niewiele. Schetyna się uratował, PSL też się nie zapadł, SLD ogłosił umiarko­wany sukces. Paradoksalnie te bardziej lub mniej wiarygodne „zwycięstwa” skomplikowały sytuację opozycji. Sprawdzian został teraz przeniesiony na wybory europejskie i możliwe, że znowu partie opozycyjne wystąpią oddzielnie, aby zmierzyć swoją siłę i zdobyć lepsze karty przy ustalaniu ewentualnych wspólnych list przed decydującym starciem w wyborach par­lamentarnych. Może z wyjątkiem PSL, który nie może liczyć na zyski z politycznego wzmożenia miast i raczej przytuli się do Koalicji Obywatelskiej.  
   Pojawiła się specyficzna magia małych liczb. Stąd 6 proc. po­parcia jawi się przy okazji jako przyzwoity wynik, kilku radnych wojewódzkich ma być dowodem witalności formacji. Podobnym argumentem może stać się w maju przyszłego roku zdobycie jednego-dwóch mandatów w Parlamencie Europejskim. I choć w ostatnich wyborach na KO, PSL i SLD łącznie głosowało o około 1,7 mln osób więcej niż na PiS, niewiele z tego na razie wynika. Partie opozycyjne może i chcą wojować z dzisiejszym obozem władzy, ale mają też ludzi, interesy, układy, ambicje. Oznacza to, że będą z PiS walczyć w miarę ogólnych możliwości, z uwzględ­nieniem wszystkich skomplikowanych okoliczności. PiS może jest wyjątkowym zagrożeniem, ale każda partia opozycyjna też się czuje wyjątkowa. Jednak ułożenie jednej opozycyjnej listy wy­borczej z ustalonym programowym minimum jest wciąż możliwe i zależy od tego, jakie priorytety przyjmą antyPiSowe formacje.

6 Władza na zakupach
Przypadek podkupienia radnego Wojciecha Kałuży przez PiS i zdobycie w ten sposób władzy w województwie ślą­skim było zwieńczeniem pewnego trendu. Polega on na wy­korzystywaniu przez partię rządzącą całej machiny państwa do zdobywania partyjnej przewagi. PiS, zgodnie ze swoją cen­tralistyczną koncepcją, uważa się za wyłącznego właściciela sfery publicznej i państwowych finansów.
   Sugerowanie przez prezesa Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego w kampanii samorządowej, że lepiej wybrać ludzi mających dobre relacje z rządem, bo wtedy władza będzie dla danego regio­nu łaskawsza, to nowe zjawisko, jakie pojawiło się polskiej polity­ce w 2018 r. Ta metoda, jako przynosząca polityczne profity, może być stosowana także w przyszłorocznych wyborach europejskich i parlamentarnych - np. co do rozdziału funduszy unijnych czy wsparcia państwa dla konkretnych miast i województw. Pękła kolejna bariera przyzwoitości, zatem politycy PiS będą zapew­ne jeździć do konkretnych okręgów wyborczych, zba­dawszy wcześniej, na jakie inwestycje liczą tam miesz­kańcy. A po wyborach, kiedy PiS do bezpiecznej większo­ści w Sejmie zabrakłoby kil­ka mandatów, emisariusze tej partii ruszą do kolejnych Kałużów, oferując im stano­wiska i pieniądze. Opozycji pozostaje obiecywać nie gorsze prezenty, a przede wszystkim zadbać o selekcję kandydatów na europosłów, posłów i senatorów, takich nie do kupienia. To może być duży problem.

7 Walka pod dywanem
PiS w 2018 r. wszedł w fazę konsumowania władzy. Niewiel­ka polityczna moc premiera Morawieckiego, a także kilku­tygodniowa choroba Jarosława Kaczyńskiego (w przyszłym roku prezes PiS ma podobno przejść operację wszczepienia endopro­tezy i też na długo wyłączyć się z bieżącej polityki) stały się sy­gnałem do poszerzania wpływów przez różne pisowskie frakcje i koterie. Po objęciu rządów nadchodzi w końcu taki moment, w którym politycy i działacze różnych partyjnych szczebli sza­cują, ile udało im się skorzystać na władzy, jaką mają pozycję, gdzie są ulokowani ich ludzie, rodzina, znajomi. Porównują to z osiągnięciami konkurentów do konfitur i, jeśli to porównanie nie wychodzi korzystnie, próbują szukać lepszych pozycji. Wtedy zaczynają dochodzić zapachy z politycznej kuchni.
   W przypadku rządów PiS zjawisko to nasiliło się wraz z odej­ściem „ideologicznej” Beaty Szydło i nastaniem „pragmatycz­nego” Morawieckiego. To było hasło do nowego etapu. Do ry­walizacji o ludzi i państwowe spółki jeszcze ostrzej ruszyło środowisko Zbigniewa Ziobry, także „zakonnicy” z dawnego Porozumienia Centrum, pretendenci do schedy po prezesie Ka­czyńskim, jak Joachim Brudziński, różne pomniejsze ośrodki. Szydło wręcz zaapelowała, aby wycofać „zlecenie na nią”, jasno dając do zrozumienia, że nie chodzi o opozycję. Kontrolowane przecieki, niekonsultowane działania, wciąż funkcjonujące „studio nagrań”, afery o niejasnym charakterze to zdarzenia, w których antyPiS nie pełni praktycznie żadnej roli, bo to czy­sto wewnętrzna rozgrywka w obozie władzy. Im bliżej końca kadencji, tym ta walka będzie się zaostrzać, bo dojdzie czynnik wyborczy: miejsca na listach, pieniądze na kampanię, przegru­powania w spółkach, finansowanie mediów sprzyjających po­szczególnym frakcjom Zjednoczonej Prawicy. PiS będzie w tym czasie szczególnie podatny na ciosy, obnaży się, a tzw. kompromaty będą same pojawiać się w obiegu. Jeśli opozycja ma swoje partykularne interesy, to władza znacznie większe, bo docho­dzą duże pieniądze. Prawicowe media już się skłóciły, co poka­zuje skalę napięć. Pytanie, czy antyPiS to wykorzysta.
   Wymienione zjawiska wchodzą w interakcje, tworzą kolejne znaki czasu. A jest on bardzo gorący, bo wszyscy już wiedzą, że zbliża się najważniejsza próba wyborcza we współczesnej Polsce, na podobieństwo tej w 1989 r. Afera goni aferę, rozłamy i zdrady należą do politycznego menu, słowa szybują już od daw­na w oparach agresji i absurdu. A to wszystko jest skromnym preludium do tego, co będzie się jeszcze działo. Mówiąc po tele­wizyjnemu - zostańcie Państwo z nami.
Mariusz Janicki, Wiesław Władyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz