czwartek, 6 grudnia 2018

Nietykalny



Co powoduje, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, od którego rozpoczęło się wiele niepowodzeń rządu PiS, nadal ma tak mocną pozycję w obozie władzy?

Jeden z ministrów, pytany o przyszłość szefa re­sortu sprawiedliwości, napisał nam: - Zbigniew Ziobro prowadzi nas prosto do utraty władzy, ale tradycyjnie uważam go za nieusuwalnego. W wielu demokratycznych państwach, w których o posa­dach w rządzie decyduje premier, Ziobro od mie­sięcy byłby już eksministrem.
   Już na samym początku rządów Morawieckiego resort Ziobry - wbrew przestrogom MSZ - upich­cił sławną na cały świat nowelizację ustawy o IPN, która wprowadzała kary za przypisywanie Polakom odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy. Trzeba było kilkumiesięcz­nych zakulisowych negocjacji oraz kolejnej nowelizacji ustawy, by załagodzić konflikt dyplomatyczny z Izraelem i USA. Otoczenie premiera wskazywało na Ziobrę jako sprawcę tego zamieszania.
   W PiS dość powszechne było też przekonanie, że to Ziobro stał za ujawnieniem w kampanii samorządowej akt z afery podsłu­chowej z rozmową Morawieckiego z czasów, gdy był prezesem banku. Dowodów na to brak, ale mówili o tych podejrzeniach zarówno szeregowi posłowie PiS, jak i otoczenie premiera.
   Na finiszu kampanii samorządowej Ziobro złożył w Trybunale Konstytucyjnym wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją jednego z artykułów traktatu o funkcjonowaniu Unii Europej­skiej. Opozycja postraszyła polexitem, a w PiS znów zabrzmiały dzwonki alarmowe: dlaczego Ziobro zrobił to w trakcie kampanii?
   7 listopada Roman Giertych złożył w prokuraturze zawiado­mienie w sprawie rozmowy jego klienta Leszka Czarneckiego z szefem KNF Markiem Ch. Ale premier dowiedział się o aferze dopiero 13 listopada z lektury „Gazety Wyborczej”.
   I znów te dzwonki. Czy jest możliwe, że podwładni Ziobry nie donieśli mu, że przyszedł do nich jeden z najbar­dziej znanych adwokatów, reprezentujący jednego z najbogatszych Polaków, z dowodem obciążającym superważnego urzędni­ka? A jeśli Ziobro wie­dział, to dlaczego nie dał znać premierowi?
   Kolejny, jeszcze świeższy przykład. Prokuratura zapragnęła postawić zarzut propagowania nazizmu operatorowi TVN, który brał udział w reportażu wcieleniowym ze środowiska polskich neonazistów. Absurd? Oczywiście, ale śledczy nie chcieli po­rzucać tego tropu i wysłali do domu operatora ABW. Informacja poszła w świat, naciski medialne i dyplomatyczne przyniosły efekt; prokuratura uznała w końcu, że akcja przeciw operatorowi była „przedwczesna”, ale to raczej nie koniec sprawy.
   W każdej z tych sytuacji w roli ofiary wystąpił Morawiecki, a w tle występował Ziobro. Dlaczego zatem pozostaje na stanowisku?

Siła
Minister sprawiedliwości bywa porównywany do Antoniego Macierewicza, potężnego niegdyś polityka PiS, który stracił funkcję, gdy nastał Morawiecki. Ale Macierewicz był singlem, czego o Ziobrze powiedzieć się nie da.
   Na małe imperium Ziobry składają się wpływy polityczne (kilku posłów, kilku radnych sejmikowych, bez których PiS nie miałby większości w co najmniej trzech województwach), siła kilku spółek (w tym zwłaszcza PZU), prokuratura i część pra­wicowych mediów (od TVP, przez „Sieci”, aż po Radio Maryja).
   Opublikowany w zeszłym tygodniu przez Stowarzyszenie Para­graf Państwo raport o prokuraturze robi wrażenie. - Zmiana syste­mu w prokuraturze pozwala ręcznie zarządzać postępowaniami. Selektywny wymiar sprawiedliwości jest bardzo niebezpieczny, a wraz z ogromnym wzmacnianiem prokuratury obserwujemy też osłabianie sądów - mówi adwokat Marcin Matczak, współautor raportu. Szacuje się, że w ciągu kilku miesięcy w prokuraturze, liczącej ponad 6 tys. prokuratorów i asesorów, wymieniono po­nad tysiąc osób. Z raportu wynika, że połowa członków ze sto­warzyszenia Ad Vocem, założonego przez współpracowników Ziobry, awansowała za rządów PiS. Do stowarzyszenia należy pięciu zastępców Ziobry i sześcioro prokuratorów z kadry kierow­niczej Prokuratury Krajowej. Dwoje członków Ad Vocem weszło do nowej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
   Na najwyższym szczeblu, w Prokuraturze Krajowej, wy­mieniono prawie wszystkich. Kadrowe tsunami dotknęło też wszystkie 11 prokuratur regionalnych oraz szefów i ich zastęp­ców z 44 na 45 prokuratur okręgowych, a także niemal każdą z 342 regionalnych. Zniesiono kadencyjność szefów i ich za­stępców w prokuraturach na każdym szczeblu, która zapew­niała tym śledczym niezależność. - Prawda jest taka, że Ziobro dysponuje armią prokuratorów, którzy mają działać na jego roz­kaz. Tylko niewielu jest w stanie zdobyć się na opór, ryzykując zesłanie w delegację czy kary dyscyplinarne - mówi śledczy.
   Minister przyznał sobie uprawnienia wcześniej należą­ce do służb specjalnych, jak przeprowadzenie czynności operacyjnych. Może czytać materiały zebrane podczas tych czynności, np. podsłuchy. Może ujawniać te fragmenty śledztw, które są mu wygodne. I wreszcie, dzięki zmianom w sądownic­twie Ziobro ma duży wpływ i na ten obszar, jak choćby przez wymianę prezesów sądów, a także może zarządzić postępowa­nie dyscyplinarne wobec niepokornych sędziów. - Ten wachlarz uprawnień jest groźny, bo Ziobro już wiele razy pokazał, że potrafi wykorzystać swoją władzę, nie tylko w prywatnych sprawach - jak proces w sprawie o śmierć jego ojca - ale też do zwalczania kon­kurencji, w tym tej we własnym obozie - mówi jeden z sędziów.

Śledztwa
Wielokrotnie opisywaliśmy w POLITYCE, jak Ziobro przy po­mocy prokuratury i zmieniając prawo, wpływa na bieg toczącego się od ponad 11 lat procesu lekarzy, w którym on z matką i bratem oskarżają o spowodowanie śmierci Jerzego Ziobry. Jak choćby ta zmiana, że po przystąpieniu do procesu prokuratury stała się ona głównym oskarżycielem.
   - Jeśli chodzi o możliwości Ziobry, to premier musi się mieć na baczności i każdy w PiS też, bo prokurator generalny ma pewnie wiedzę o wszystkich śledztwach, w których ktoś z nas się przewija. I nie chodzi nawet o wyroki, ale pokazanie, że jest się w coś śmierdzącego zamieszanym. Ma nad nami ogromną władzę - mówi polityk PiS. Wykorzystując śledztwo w sprawie GetBack, ma rzeczywiście sporą władzę nad samym premie­rem. Ziobro kolportuje przy Nowogrodzkiej wieść o powiąza­niach premiera z oszustwami spółki. Prezes firmy skupującej wierzytelności Konrad K. szukał pieniędzy na ratowanie firmy u prezesów PKO BP Zbigniewa Jagiełły i Polskiego Funduszu Rozwoju Pawła Borysa. To zaufani ludzie Morawieckiego. Ten drugi spotkał się z K., na co podobno zgodę wyraził sam pre­mier. Dotarł też do samego Kornela Morawieckiego, by prosić go o protekcję u premiera. Prawdopodobnie nagrał tę rozmowę.
- Ziobro, który sam nadzoruje to śledztwo, będzie drążył, dla­czego ludzie Morawieckiego podjęli te rozmowy. Pewnie zaciera ręce, bo to poważny argument w walce wewnątrz naszego obo­zu - słyszymy od naszego rozmówcy. W zeszłym tygodniu sąd nie zgodził się na przedłużenie aresztu dla Piotra Osieckiego, choć prokuratura robiła wszystko, aby nie przyjąć rekordowego (108 mln zł) poręczenia, na które zrzucili się m.in. przedsiębior­cy związani z Polską Radą Biznesu.
   Prokuratorzy zarzucają Osieckiemu „wyrządzenie spółce GetBack szkody w wysokości co najmniej 160 mln zł”. - Pani prokurator podległa Ziobrze robiła wszystko, aby zatrzymać Osieckiego na kolejne trzy miesiące w areszcie, a kiedy poległa, to wyszła z rozprawy ze łzami w oczach. To wygląda na klasyczny areszt wydobywczy. Ziobro chce pokazać Kaczyńskiemu, że pro­kuratura działa sprawniej niż za Tuska i do tego chce jeszcze wyciągnąć z ludzi zamieszanych w sprawę GetBack jak naj­więcej informacji o ich powiązaniach z Morawieckim - mówi osoba zorientowana w śledztwie. W PiS można usłyszeć, że jeśli Morawiecki nie obniży determinacji w wojnie z Ziobrą, to ten pójdzie do prezesa i pokaże mu śledztwa, w których przewijają się wątki premiera. Będzie przekonywał Kaczyńskiego, że pre­mier ma osobiste powody, aby się go pozbyć.
   Spraw o politycznym potencjale dla Ziobry jest więcej. Kato­wicka prokuratura bada sprawę prywatyzacji Ciechu. To w Ka­towicach Ziobro robił aplikację prokuratorską i stąd wywodzi się jego śledcza wierchuszka. Doniesienie złożyli posłowie So­lidarnej Polski, a były minister skarbu wyliczył, że na sprze­daży spółki Janowi Kulczykowi Skarb Państwa miał stracić aż miliard złotych. Połowę z 830 mln potrzebnych na zakup Ciechu Kulczyk pożyczył od BZ WBK, a podpis pod umową kredytową złożył ówczesny prezes banku Mateusz Morawiecki. Sprawa nabrała przyspieszenia na przełomie roku, kiedy Morawiecki został premierem. - Przypadek? Nie sądzę - mówi jeden ze stronników premiera w PiS. - Tak samo jak śledztwo w sprawie nieprawidłowości przy udzielaniu kredytów franko­wych, które nabrało rumieńców w lutym tego roku, kiedy Kaczyń­ski wyraźnie postawił na Morawieckiego. Jak informował „Puls Biznesu”, wtedy właśnie ciężarówki zwoziły do prokuratury w Szczecinie papiery z banków.
   Trzeba dodać, że śledztwo frankowe wszczęto w czerwcu 2016 r. po doniesieniu Jacka Czabańskiego (syn posła PiS), prawnika i ekonomisty, byłego członka zarządu Solidarnej Pol­ski i doradcy Ziobry. Śledztwo miało zakończyć się do końca tego roku, ale - jak informuj e POLITYKĘ rzecznik prokuratury Michał Lorenz - wydłuży się, bo „na obecnym jego etapie nie można jeszcze planować terminu jego zakończenia”. Dodaje, że „nie wydano postanowienia o przedstawieniu komukolwiek zarzutów”. Morawiecki może mieć problem, bo kiedy był sze­fem BZ WBK, bank miał w portfelu około 15 mld zł frankowych kredytów. Teraz Ziobro ma wyjaśnić, czy podczas ich udziela­nia nie dochodziło do naruszenia prawa. „Jestem bardzo cie­kawy, czy prokuraturze w ramach tego śledztwa uda się ustalić, kto w bankach podejmował decyzje o wprowadzaniu w błąd klientów i czy zostaną tym osobom postawione zarzuty” - pisał na swojej stronie Jacek Czabański.

Zasoby medialne
W PiS słychać, że koordynator służb specjalnych Kamiński i minister Ziobro mają „taśmy Morawieckiego”. Chodzi o jakieś dwie dodatkowe, poza tą jedną, która wypłynęła w szczycie kampanii samorządowej. Premier miał podobno tłumaczyć prezesowi, że za publikacją taśmy w onet.pl stoi właśnie Ziobro. Skarżył się też na Nowogrodzkiej, że w tekście „Newsweeka” w sprawie przepisania pokaźnego majątku na żonę też maczał palce prokurator generalny. Nawet zakładając, że Morawiecki sam w to nie wierzy, to chce wykorzystać te sprawy do rozpra­wienia się z przeciwnikiem.
   Ta szczególna gorliwość ministra w śledztwach, w których znajduje się choć ślad premiera, jest wyraźnym sygnałem, żeby ten zostawił w spokoju ludzi Ziobry, ulokowanych na in­tratnych posadach w spółkach Skarbu Państwa. Tym bardziej że rząd właśnie przyjął projekt nowelizacji ustawy dotyczący zarządzania mieniem państwowym. Daje on premierowi jesz-cze większy wpływ na spółki Skarbu Państwa. Frakcj e Ziobry i Morawieckiego od początku walczą o wpływy w tych spół­kach. Kiedy wiosną zeszłego roku Kaczyński wyjechał do Lon­dynu, ekipa Morawieckiego odebrała Ziobrze PZU. Ale szybko, dzięki poparciu Szydło, minister sprawiedliwości odzyskał swoje pozycje w największej spółce ubezpieczeniowej. Sze­fem PZU został kojarzony z Ziobrą Paweł Surówka, a prezesem Pekao SA Michał Krupiński, dopiero co usunięty prezes PZU. Obaj to przyjaciele Ziobry. Ta wojna ma dla Ziobry wymiar osobisty, bo w spółce zależnej od PZU dyrektorem marketin­gu jest jego żona, ale też polityczny. Ziobro ma teraz w swoich zasobach PZU, Pekao SA oraz Tauron, gdzie wiceprezesem jest Kamil Kamiński, przyjaciel jego i brata Witolda Ziobry.
   W połowie listopada na biurku premiera wylądowały raporty wszystkich państwowych spółek na temat ich wydatków na cele „marketingowe, komunikacyjne, wizerunkowe i sponsorin­gowe” za 2017 i 2018 r. Jak dowiadujemy się w KPRM, chodzi­ło o rozpoznanie strefy wpływów, przede wszystkim Ziobry.
- Mówiąc wprost, komu płaci za przychylność pieniędzmi spółek, w których ma swoich prezesów - mówi polityk PiS. POLITYKA dotarła do dokumentu przygotowanego przez PZU. Najwięk­szymi beneficjentami na tej liście jest Fratria (Michała Karnow­skiego i senatora Grzegorza Biereckiego) - wydawca tygodnika „Sieci” i serwisu wPolityce.pl, największych sprzymierzeń­ców Ziobry. W raportowanym okresie dostała z PZU przelewy na łączną kwotę 2 mln 495 tys. zł. Ta kwota robi wrażenie przy tym, co dostało Niezależne Wydawnictwo Polskie Sakiewicza, wydawca „Gazety Polskiej” - raptem 327 tys. zł.
   Ziobro pieniędzmi PZU zadbał też o relacje z Tadeuszem Ry­dzykiem - na jego szkołę przeznaczył 97 tys. zł, a na fundację Lux Veritatis 364 tys. zł. Swój człowiek w fotelu prezesa PZU pozwala też Ziobrze finansować syna prezes TK Julii Przyłębskiej i jej męża ambasadora RP w Berlinie. Marcin Przyłębski „zajmuje stanowisko Dyrektora ds. Promocji. Odpowiada za promocję PZU w szeroko rozumianym otoczeniu gospo­darczym, m.in. podczas konferencji, targów i innych spotkań biznesowych” - odpowiedział na nasze pytania rzecznik PZU. Czyli odpowiada m.in. za dzielenie pieniędzy. Wcześniej pra­cował w Pekao, a do PZU przeniósł się „w ramach wewnętrz­nej rekrutacji”.

Przyszłość
Los ministra sprawiedliwości zdecyduje się w siedzibie PiS przy ul. Nowogrodzkiej, nie w Kancelarii Premiera w Al. Ujaz­dowskich. W gabinecie prezesa rządzi zaś kalkulacja, nie uczucia. Czy dymisja Ziobry byłaby w interesie partii rządzą­cej? - Wciąż dominuje przekonanie, że lepiej jest mieć Zbysz­ka wewnątrz niż na zewnątrz - przekonuje polityk ze ścisłego kierownictwa PiS. I dodaje: - Nie uważamy, że za tym, co robi Zbyszek, stoi jakiś plan polityczny, że np. chce nas celowo osła­bić, by w kolejnej kadencji zmusić PiS do zawarcia koalicji z Kukiz'15 lub jakąś podobną siłą. Jego działania widzimy raczej w kategoriach słabości charakteru, niezręczności, ewentualnie niechęci do premiera.
   Dymisja Ziobry - zwłaszcza jeśli nastąpiłaby w warunkach otwartego konfliktu - byłaby dla PiS ryzykowna. Byłby to ko­niec historii o „zjednoczonej prawicy” (jej powstanie w 2014 r. zapoczątkowało zwycięską passę Kaczyńskiego), początek cichszej lub głośniejszej wojny domowej o opróżnione przez ziobrystów stanowiska. Równowaga sił w obozie władzy, rzecz dla Kaczyńskiego niezwykle istotna, zostałaby zakłócona.
   Na etapie tworzenia list wyborczych i innych przygotowań do kampanii media, karmione opowieściami ludzi Ziobry, sku­piłyby się na walkach koterii w PiS. Przez takie problemy partia mogłaby stracić parę punktów w wyborach, być może kluczowe dla obrony samodzielnej większości. W ostatnich wyborach sprzed przygarnięcia Ziobry - kampanii europejskiej 2014 r. - minimalnie wygrała Platforma. Wariant, w którym wyrzucony z orbity PiS Ziobro staje na czele prawicy niepisowskiej jako potencjalny koalicjant, nie jest przez Kaczyńskiego pożądany; prezes nadal gra o całą pulę.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz