Prokuratura twierdzi, że było
to 12 grudnia 2005 r. Jacek Nowak nie pamięta, jaki to był dzień tygodnia.
Wracał z pracy. Padał gęsty śnieg.
W pewnej chwili przed jedną z wiosek na Lubelszczyźnie
poczuł, że musi się wysikać. Zatrzymał samochód w pobliżu przystanku
autobusowego, gdyż tylko tam mógł zjechać z zasypanej śniegiem drogi. Nie
zauważył nikogo na przystanku. Wysikał się w krzakach i gdy wracał do samochodu,
zobaczył mężczyznę, który mu się przyglądał.
Siedząc już w aucie, zapytał, czy droga do wsi jest przejezdna.
- Jest. Ja tam mieszkam - odpowiedział zagadnięty mężczyzna. - Podrzuci
mnie pan?
Nowak się zgodził. Ruszyli. Jadąc, Nowak zauważył, że mężczyzna ma
rozchylony płaszcz, a na wierzchu penisa i masturbuje się. Wystraszył się, gdyż
wydawało mu się, że w rękawie kurtki mężczyzna ukrywa jakiś podłużny
przedmiot. Zawrócił i gdy zobaczył na innym przystanku ludzi, zatrzymał się.
Kazał pasażerowi wysiąść.
Brandzlującym się mężczyzną był Arkadiusz S., uczeń szkoły
specjalnej. W tamtym czasie miał 26 lat. Biegli raz stwierdzili umiarkowany
stopień upośledzenia umysłowego, innym razem znaczny. Arek „pochwalił” się w
domu, że miał przygodę. Jakiś pan wsadził mu od tyłu.
Rodzina zawiozła
Arka na komisariat. Policjantowi, który go przesłuchiwał, Arek powiedział, że
wciągnął go do samochodu potężny pan w okularach, w masce i w pelerynie. Na
rękach miał długie rękawiczki. Skuł mu dłonie różowymi kajdankami, po czym
przejechał kilka kilometrów, zatrzymał się na poboczu i tam zgwałcił. Podczas
gwałtu przykładał mu do gardła biały nieduży nożyk.
Arek zapamiętał również, że pan miał wąsy i brodę, które
wystawały spod maski.
Policjant wysłuchał tej zajmującej historii, a ponieważ Arek nie wyglądał
jak osoba po gwałcie, wysłał go na obdukcję do miejscowego szpitala. Badanie wykluczyło
stosunek seksualny, również analny. Ponieważ Arek mówił, że został przemocą
wciągnięty do samochodu i pojazdu, sprawdzono również, czy ma jakieś otarcia
lub siniaki. Nie miał. Na szczęście dla tej historii i na nieszczęście dla
pana Jacka Arek zapamiętał numer rejestracyjny samochodu, z którego został
wyrzucony na śnieg.
Arek był na tyle mocno upośledzony intelektualnie, że samodzielnie nie
mógł złożyć doniesienia o tym, iż stał się ofiarą przestępstwa. W jego imieniu
doniesienie takie złożyła jego nauczycielka. Potem nauczycielka była
przesłuchiwana najpierw w charakterze świadka, a następnie powołana na biegłą
psycholog.
Śledztwo podjęła
Prokuratura Rejonowa w Janowie Lubelskim.
3 miesiące później pan Jacek został zatrzymany. Dowiedział
się, że jest podejrzewany o gwałt homoseksualny. Wyjaśnił, że przecież ma żonę
i dzieci. Pani prokurator zleciła badanie pod tym kątem.
Badanie potem śniło się Jackowi po nocach. Biegła, nazywana przez
pro
kuratorów i adwokatów z Zamościa „ciocią”, pozwoliła
pozostać w pokoju badań policjantce i policjantowi, którzy pilnowali groźnego
zboczeńca. Mógłby przecież zechcieć zgwałcić też „ciocię”.
- Wali pan konia? -
zapytała.
Następnie pytała, kiedy ostatnio to czynił. Rozmawiała też z
nim o prawdziwych koniach, wypytywała o ich umaszczenie. Przed sądem
wyjaśniła, że chodziło jej o to, aby badany się odprężył.
Przy policjantach kazała mu spuścić spodnie i majtki. Długopisem
odsunęła napletek.
- Śmierdzi panu - orzekła.
Przed sądem zaprzeczyła temu. Stwierdziła, że osoba na tym
poziomie dobrze dba o higienę.
Przed zatrzymaniem Jacek Nowak pełnił kierownicze funkcje w
Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą oraz w Agencji Modernizacji
Restrukturyzacji Rolnictwa. Jak podejrzewa, jego kłopoty
mogły się wiązać z pracą w tych instytucjach. Kontrolował m.in. firmę J.B.,
znanego polityka PSL, i wykrył tam nieprawidłowości, które następnie zgłosił.
Nowak wykrył pewną sieć powiązań mających łączyć bliskiego
współpracownika J.B. z prokuraturą w Janowie Lubelskim w czasach, gdy mu przedstawiano
zarzuty. Być może myli się po prostu wpadł w tryby kafkowskiej machiny.
Biegła kazała Jackowi naszkicować żonę. Następnie wraz z
prokuratorką stwierdziły, że żonę też trzeba przebadać. Poprosiły Jacka o
telefon do niej. Zadzwoniły i raz jedna, raz druga namawiały ją do przyjazdu do
prokuratury. Żona się wystraszyła. Mówiła, że nie chce. Nie jest świadkiem ani
nie otrzymała oficjalnego wezwania. Prokuratorka powiedziała, że wyśle po nią
policję. Żona Jacka przeraziła się jeszcze bardziej. Spakowała najbardziej
potrzebne rzeczy, wzięła dzieci, uciekła z domu i przez jakiś czas się
ukrywała.
W sądzie biegła „ciocia” zeznała, że podczas badania Nowak wykazywał
„postawę obronną”. Poproszona o uzasadnienie tego stwierdzenia wyjaśniła, że
Nowak przedstawił własną wersję zdarzenia, a jego żona nie pozwoliła się
przebadać. Nie wiadomo więc, czy jej wagina również śmierdziała.
Wynik szpitalnej obdukcji dla śledztwa nie miał najmniejszego znaczenia.
Arka traktowano jako ofiarę gwałtu. Jacek powędrował za kratki.
Po kilku miesiącach sąd rozpatrywał zażalenie na postanowienie
prokuratury o przedłużeniu aresztu. Sędzia przeglądał akta, a jego brwi
podnosiły się coraz wyżej i wyżej. Zainteresował się m.in. miejscem popełnienia
czynu. Z akt śledztwa wynikało, że mogło to stać się jednocześnie w kilku
różnych miejscach: na jednym końcu wsi Lipsko, na drugim jej końcu lub na jej
środku. A ponieważ człowiek nie może naraz znajdować się w trzech różnych
miejscach, ostatecznie więc przyjęto, że gwałt został popełniony przy głównej
szosie, na tzw. Grabniaku. Przeprowadzono tam wizję lokalną. Znaleziono
wyłącznie ślady kół furmanek. Przyjęto, że Jacek mógł gdzieś indziej przerzucić
ofiarę na wóz drabiniasty i zawieźć ją na miejsce gwałtu.
Sędzia nie dał wiary zeznaniom jedynego świadka (czyli Arka) i
zwolnił Jacka do domu. Powiedział, że Arek nie jest wiarygodny.
- To ja w takim razie
coś dołożę - stwierdziła prokuratorka. I dołożyła.
W śledztwie prowadzonym w sprawie homoseksualnego gwałtu
popełnionego na Arkadiuszu S. nagle pojawił się 16-letni Grzegorz P Jacek
miał go podwozić jakieś 4-5 km
do Tomaszowa Lubelskiego.
Z ustaleń prokuratury wynikało, że Grzegorz miał znajdować się w
samochodzie Jacka nie dłużej niż ok. 3 minut. Auto jechało z prędkością 80 km/h. Jacek prowadził,
mając spodnie i majtki spuszczone do kostek. Prawą ręką trzymał kierownicę i
zmieniał biegi. Lewą zaś - choć musiało mu być niewygodnie - sięgał w stronę
pasażera siedzącego po jego prawej stronie i dotykał jego miejsc intymnych.
Podczas pierwszego przesłuchania 16-latek powiedział, że to nie
Jacek obmacywał go w aucie. Po roku już sobie go przypominał. Wcześniej jednak
pytano go o szczegóły wyglądu gwałciciela. I Grzegorz je podał. Opisywał kogoś
zupełnie innego niż Jacek Nowak. Nie zgadzały się nie tylko wzrost i budowa
ciała, ale nawet kolor włosów i brzmienie głosu. Uznano, że są to na tyle
istotne szczegóły, iż rozbieżność między nimi a wyglądem Jacka trzeba jakoś
wyjaśnić. Powołano biegłego psychologa do oceny wiarygodności zeznań chłopaka.
Biegły wytłumaczył je warkotem samochodu, oślepiającym słońcem oraz stresem.
W sądzie 16-letni Grzegorz powiedział, że jego mamę wzywano do
prokuratury. Tam uzgadniano z nią, jak chłopak ma w sądzie zeznawać. Ani
sędzia, ani adwokat Jacka nie zwrócili na ten fakt uwagi. Udali, że tego wyznania
nie słyszą.
Jacek wynajął detektywów. Ci nagrali 26-letniego Arka, gdy
ten publicznie się obnażał. Sąd orzekł, że seksualne upodobania rzekomej ofiary
gwałtu dla samej sprawy nie mają najmniejszego znaczenia. Znaczenie miała
natomiast opinia sądowo-psy- chiatryczna. Dwoje biegłych psychiatrów
stwierdzało w niej, że Jacek Nowak może mieć skłonności homoseksualne.
Teoretycznie więc mógł też być homoseksualnym gwałcicielem.
Dokument wyglądał podejrzanie. Częściowo sporządzono go na maszynie
do pisania, częściowo na komputerze. Biegły (który wkrótce po przystąpieniu
do sporządzania opinii zmarł) posługiwał się wyłącznie maszyną do pisania. Zaś
biegła ze względu na kłopoty ze wzrokiem pisała jedynie odręcznie. Zachodziło
więc podejrzenie fałszerstwa.
Powstały 3 ekspertyzy. Jedną sporządził profesor - ekspert od
dokumentów z Krakowa. Stwierdził, że rzekomy dokument najprawdopodobniej jest
kompilacją. Z kolei według Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego
przynajmniej jeden z podpisów jest falsyfikatem. Co do drugiego - nie wiadomo.
Brakowało materiału porównawczego. Kolejna ekspertyza potwierdzała to samo.
Mimo to przez długi czas sfałszowana opinia - która czyniła z
Nowaka homoseksualnego gwałciciela - brana była pod uwagę zarówno przez prokuraturę,
jak i przez sąd.
Jacek i jego adwokat złożyli doniesienie o możliwości
popełnienia przestępstwa. Śledztwa w sprawie sfałszowanej opinii nigdy nie
wszczęto. Odpowiedzią na skargi dotyczące odmowy wszczęcia śledztwa był bełkot
prawniczy. Wreszcie Nowakowi odpisano, że przestępstwo poświadczenia nieprawdy
się przedawniło. Zaś sąd postanowił nie brać pod uwagę tej sfałszowanej opinii
przy wydawaniu wyroku.
Proces toczył się w Zamościu. Wyrok zapadł w kwietniu 2008 r. W
styczniu sąd ponownie kazał przebadać Nowaka i sprawdzić, czy podobają mu się
chłopcy, czy jednak dziewczynki. Badanie to przeprowadzono w Zakładzie
Psychiatrii w Jarosławiu. Wykluczyło ono jakiekolwiek skłonności homoseksualne
Nowaka: „Preferuje dojrzałe kobiety, nie stwierdzono dewiacji, zdecydowanie
jest on heteroseksualny, homoseksualizm wykluczony, ewentualnie na wolności
nie będzie wymagał leczenia seksuologicznego”.
Nowak nie miał tego jedynego powodu, żeby 16-letniego Grzesia
obmacywać, a 26-letniego Arka zgwałcić. Mimo to został skazany. Otrzymał
łączny wyrok 5 lat więzienia.
Wiadomo, co w puszcze robią z osadzonymi za gwałty. Toteż w
trosce o swoje życie Jacek uciekł za granicę. Zatrzymano go w Anglii. W
kajdankach, które różowe nie były, sprowadzono go do kraju i wsadzono do
więzienia.
I stał się cud. Mimo że skazani wiedzą, za co Jacek siedzi,
bynajmniej nie dybią na jego życie. Z dokumentów, które trzyma pod siennikiem,
wynikają takie absurdy, że więźniowie kręcą nad nimi głowami. Zachwycają się
np. odpowiedzią, którą Jacek Nowak w tym roku otrzymał z Prokuratury Krajowej:
„W oparciu o tak ukształtowany materiał dowodowy nie może pan twierdzić, że
został skazany na podstawie sfałszowanej opinii sądowo-psychiatrycznej i brak
jest podstaw do wznowienia postępowania przez sąd czy też podjęcia umorzonego
śledztwa Ds 1055/11 przez prokuraturę. W sprawie II K 215/06 Sąd Rejonowy w
Zamościu z własnej inicjatywy powołał biegłego seksuologa i 2 innych lekarzy
psychiatrów, którzy wydali stosowne opinie i chociażby z tego powodu nie może
pan twierdzić, że został skazany na podstawie sfałszowanej opinii. Sąd wykazał
się dużą dozą obiektywizmu, ocenił zebrany materiał dowodowy bardzo
szczegółowo, co znalazło swój wyraz w uzasadnieniu wyroku”.
Jacek nie walczy już o zwolnienie z więzienia. Za kilka miesięcy
kończy mu się wyrok. Walczy o swoje dobre imię. Na razie prosi, aby pisać o
nim, używając innego imienia i nazwiska. Nie ze względu na strach przed innymi
więźniami. Ze względu na córki, które nie chcą żyć z piętnem ojca-gwałciciela.
Oczywiście żadnej maski, peleryny, małego białego noża czy
różowych kajdanków nigdy nie znaleziono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz