czwartek, 27 grudnia 2018

Ruchy na skraju



W wyborach samorządowych prawie dwa miliony wyborców oddało głosy na niepisowską prawicę - od Kukiz'15, przez Bezpartyjnych i korwinistów, aż po Ruch Narodowy. Z tego gąszczu może wyrosnąć koalicjant PiS po wyborach w 2019 r.

Jesień 2019 r. PiS zdobywa najwięcej mandatów w Sejmie, ale osłabiony kiepskim wynikiem w wyborach europarlamentarnych ma ich zbyt mało, by samodzielnie rządzić. Ja­rosławowi Kaczyńskiemu w sukurs przy­chodzą Paweł Kukiz i Robert Raczyński, liderzy koalicji wyborczej Bezpartyjni-Kukiz’15, która wraz z Prawicą RP zdobyła pra­wie 10 proc. głosów. Są jedyną siłą gotową do współpracy z PiS, dostają więc dobre warunki i wchodzą do rządu.
   Science fiction? Niekoniecznie, jeśli Kukiz i jego dawni sojusznicy z Bezpartyjnych Samorządowców zdecydują się na koalicję. Do takiego porozumienia dołączyłaby za­pewne dawna partia Marka Jurka, która startowała wspólnie z Kukiz’15 w wybo­rach samorządowych.

 
Kukiz'15 znów się ukruszył, Bezpartyjni urośli
Entuzjastów takiego kroku łatwo znaleźć szczególnie wśród kukizowców. Nic dziw­nego, ostatnie tygodnie raczej zniechęciły ich do samodzielnego startu w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zero mandatów w sejmikach, przejście posła Jakuba Kuleszy do Wolności, kompro­mitująca seria „piąteczkowych” tweetów lidera i wreszcie odejście Marka Jakubiaka.
   Marnym pocieszeniem było niespo­dziewane zwycięstwo posła Wojciecha Bakuna w wyborach na prezydenta Prze­myśla. Nawet ten sukces ma gorzki smak, bo przyczynia się do kolejnego zmniejszenia liczebności klubu Kukiz’15. Mandat po Bakunie objął bowiem Robert Majka, który najpewniej wejdzie do koła Wolnych i So­lidarnych - kukizowcy go do siebie nie za­prosili. Trudno się im zresztą dziwić. Majka z pewnością ściągnąłby na nich uwagę me­diów, jednak nie w sposób, na jaki by liczyli - jest znany głównie z tezy, że konstytucja z 1935 r. obowiązuje, a Rzeczpospolitą mamy Drugą, a nie Trzecią.
   Kukiz ma ze swym klubem więcej pro­blemów. Posłowie Paweł Skutecki i Andrzej Kobylarz 1 listopada spotkali się z syryj­skim dyktatorem Baszarem Asadem. - Pa­weł był na nich za to bardzo zły - słyszymy od parlamentarzysty Kukiz’15. - To nie jest sprawa dla klubu, tym się powinno zająć ABW - twierdzi inny. I pewnie się zajmu­je, Skutecki to w końcu recydywista. Plot­ki o tym, że Agencja się nim interesuje, obiegły media już w marcu. Spotkał się wtedy z przewodniczącym klubu par­lamentarnego libańskiego Hezbollahu, powszechnie uważanego za organiza­cję terrorystyczną.
   Znacznie bardziej zadowoleni z powy­borczego obrotu spraw mogą być Bez­partyjni Samorządowcy. W skali kraju otrzymali mniej głosów niż Kukiz’15, ale zdobyli 15 mandatów w pięciu sejmikach i utworzyli na korzystnych dla siebie wa­runkach koalicję z PiS na Dolnym Śląsku. Na Pomorzu Zachodnim będą z kolei współpracować z opozycją. Choć formalne­go porozumienia nie ma, to współdziałanie jest w zasadzie pewne - dzięki pomocy KO kandydat Bezpartyjnych został przewodni­czącym szczecińskiej rady miasta, a ich rad­na przewodniczącą sejmiku. W lubuskim to stanowisko objęła z kolei inna radna wy­brana z list Bezpartyjnych Wioletta Haręźlak, która przeszła do klubu PSL. Jak jednak zapewnia nas działacz Bezpartyjnych, był to tylko „gambit”, dzięki któremu mogła ona dostać stanowisko, a w rzeczywistości pozostaje wierna ruchowi. Lubuscy Bezpar­tyjni będą chcieli doprowadzić do przewro­tu w sejmiku i koalicji z PiS; mają nadzieję, że pomoże im część działaczy PSL niezado­wolonych z sojuszu z KO i SLD.
   - Fenomenalny wynik i zaufanie, jakim nas obdarzyli mieszkańcy, zobowiązuje nas do kolejnych kroków - mówi pytany o przy­szłość ruchu Łukasz Mejza, radny sejmiku lubuskiego. Nie wyklucza, że kroki te - czyli start w wyborach europejskich i do parla­mentu - możliwe byłyby w porozumieniu z Kukiz’15. Zaznacza jednak, że nic nie jest przesądzone. Dodaje, że Bezpartyj­ni pragną pozostać przy swojej marce, bo jest zbyt mocna, by „dać ją skonsumo­wać partnerom”.
   Sojusz sił antypartyjnych nie jest jedy­nym, jaki może powstać przed wyborami europejskimi. Swoje ambicje ogłosił już Ja­kubiak. 2 listopada zapewniał, że „nie ma interesu w rozdrabnianiu centrum polskiej polityki”, więc nie będzie tworzył własnego ugrupowania, lecz dążył do budowy federa­cji partii. Okazało się to półprawdą. Jakubiak co prawda tworzy Federację dla Rzeczpo­spolitej, ale 14 listopada zaczął zbierać pod­pisy potrzebne do zarejestrowania jej jako partii. W rozmowie z POLITYKĄ wyjaśnił, że będzie to „partia, która będzie federacją”. W portalu wnp.pl swoją rolę określił jako „budowniczego prawdziwego centrum dla normalnych ludzi, pomiędzy lewą a prawą stroną sceny. Bez skrajności”. Zapewnia też, że współpracą są zainteresowani posłowie Adam Andruszkiewicz i Robert Winnicki, szef Ruchu Narodowego. Trzeba więc przy­znać, że definicja centrum według Jakubiaka jest niezwykle oryginalna, całkiem bowiem bliska skrajnej prawicy. Oryginalny jest też pomysł na współpracę jednocześnie z na­rodowcami i Andruszkiewiczem, którego uznają oni za „zdrajcę sprawy narodowej”.

Narodowcy popatrują na Korwin-Mikkego
Pytani o potencjał partii Jakubiaka pra­wicowi politycy są sceptyczni. Na wyścigi przypominają los współtworzonego przez niego stowarzyszenia Endecja, które miało tworzyć nowe, konserwatywne elity, ale roz­padło się, zanim na dobre rozpoczęło dzia­łalność. Działacz RN dodaje, że Jakubiak jest „politycznym wolnym strzelcem, za którym nie stoi żadne środowisko”. Narodowcy nie zgodzą się więc na sojusz czy też wejście do tworzonej przez Jakubiaka federacji (jak­kolwiek miałaby wyglądać), jeśli to on miałby decydujący głos. Zaznaczają natomiast, że porozumienie na partnerskich zasadach jest możliwe, ale jak dotąd żadnych konkret­nych rozmów z byłym kukizowcem nie było.
   Samopoczucie narodowców po klęsce w wyborach sejmikowych poprawił ostatnio ponad 200-tysięczny marsz na stulecie od­zyskania przez Polskę niepodległości. Choć pochód prezydencki i Marsz Niepodległości były rozdzielone, to szły one równocześnie, a Andrzej Duda patronatu udzielił de facto obu wydarzeniom. Jak mówi polityk RN, „było wrażenie, że rząd wspólnie z nami organizuje marsz, choć w TVP aktywnie to ukrywają”. Narodowcy i ich sposób cele­bracji - „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, race i mieczyki Chrobrego - trafili więc do mainstreamu. Są jednak przekona­ni, że sytuacja z dwoma demonstracjami się nie powtórzy, a PiS postara się przejąć Marsz Niepodległości w przyszłym roku. Ich zdaniem to część szerszej strategii. Jak twier­dzą, partia Kaczyńskiego dryfuje w stronę centrum i nie może konkurować już z nimi ideowo, dlatego stosuje inne metody. Skar­żą się choćby na szykanowanie działaczy Obozu Narodowo-Radykalnego przez ABW. Paradoksalnie jednak Agencja pomogła na­rodowcom, zatrzymując przed Marszem Niepodległości około stu ekstremistów ze środowiska Szturmowców. To właśnie oni w zeszłym roku nieśli transparenty „Europa będzie biała albo bezludna” i „Biała Europa braterskich narodów”. Ich zatrzymanie mia­ło więc uchronić rządzących przed skojarze­niem z takimi hasłami, jednak to samo dało też narodowcom.
   Mimo sukcesów kolejnych Marszów Nie­podległości i popularności w internecie RN wciąż jest marginalną siłą, a jego działacze zdają sobie z tego sprawę. Dlatego, choć twierdzą, że „nie da się być liberalnym narodowcem”, rozważają sojusz na eurowybory ze skrajnie wolnorynkową partią Janusza Korwin-Mikkego Wolność. Inten­sywne rozmowy z jej działaczami podobno prowadzi też Jakubiak. Wolność jest bardzo pożądanym partnerem, bo jako jedyna z sił na dalekiej prawicy otrzymuje subwencję. Sam Korwin-Mikke dowiódł też swojego potencjału w wyborach do europarlamentu cztery lata temu, gdy jego ówczesna par­tia zdobyła ponad 7 proc. głosów i cztery mandaty. RN miał wtedy niecałe półtora procent poparcia.
   Poważnym kandydatem do wejścia w sojusz z Wolnością są Skuteczni Piotra Liroya-Marca. Korwin-Mikke współpraco­wał z nim już przy wyborach samorządo­wych, a 22 listopada zrealizowała się krą­żąca od kilku miesięcy plotka o utworzeniu wspólnego koła poselskiego. To sukces posła Jacka Wilka, do niedawna jedynego korwinisty w Sejmie, który namawiał Liroya do ta­kiego kroku. Nazwa koła - Wolność i Sku­teczni - została słusznie skrytykowana jako plama na honorze polskiego marketingu politycznego. Sporo pomyłek spowoduje za­pewne zaś fakt, że będzie to drugie koło WiS w Sejmie, obok Wolnych i Solidarnych Kor­nela Morawieckiego. Rozmowy o wspólnym starcie w eurowyborach jednak już trwają.
- Nie chcę zapeszać, ale wygląda to dobrze - komentuje polityk Wolności. W opinii jednego ze współpracowników Liroya koło może być zaczątkiem szerszego sojuszu, w którym potencjalnie mogliby się znaleźć też narodowcy. Co jakiś czas pojawiają się również spekulacje o możliwym sojuszu Liroya z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Trudniejsze byłoby natomiast porozumienie z Jakubiakiem, z którym były raper jest skłó­cony, odkąd został wyrzucony z Kukiz’15.
   15 listopada europoselskie ambicje ujaw­nił ojciec premiera Kornel Morawiecki. Ale jego Wolni i Solidarni nie są postrzegani jako samodzielny byt polityczny. Dlate­go Morawiecki chciałby wejść na listę PiS, co jest jednak mało prawdopodobne - Kor­nel Morawiecki ze względu na swe proputinowskie deklaracje byłby dla PiS bala­stem wizerunkowym.
   W mediach spekuluje się też na temat two­rzenia własnych list na wybory do europarlamentu przez o. Tadeusza Rydzyka. Świad­czyć miałby o tym fakt, że jego Radio Maryja nie poparło kandydatów PiS do samorzą­dów, co czyniło do tej pory. - Mogę się zało­żyć, że Toruń tylko straszy, żeby dostać dobre miejsca na listach PiS - mówi polityk prawi­cy. Trudno się z nim nie zgodzić, bo to znana i jak dotąd skuteczna strategia o. Rydzyka.

Dlaczego oni są tak słabi
Gdy się spojrzy na wyniki wyborcze ugrupowań skrajnych (skrajnych z różnych względów - od radykalnie negatywnego stosunku do Unii Europejskiej i polityki migracyjnej nawet rządu PiS, przez zauro­czenie Rosją Putina czy antyestablishmentową retorykę, aż po hołdowanie tradycjom przedwojennych faszyzujących ruchów), to uderza ich słabość. Zwłaszcza jeśli po­równać ich popularność z ich odpowied­nikami na Zachodzie. AfD w Niemczech, Szwedzcy Demokraci, Liga we Włoszech czy Zjednoczenie Narodowe we Francji są nieporównanie silniejsze. W Polsce wciąż niewyobrażalna jest druga tura wyborów prezydenckich Andrzej Duda-Robert Win­nicki, i to bynajmniej nie dlatego, że Win­nicki nie ma jeszcze wymaganych 35 lat.
   Polska prawica niepisowska pod wzglę­dem zdolności politycznych czy choćby organizacyjnych wciąż jest na poziomie piaskownicy. Ten jest obrażony na owego, ów nie rozmawia z tamtym, tamten na­daje na tego. Gdy Andruszkiewicz napisał na Twitterze: „Jako wieloletni współorgani­zator Marszu Niepodległości apeluję do dzi­siejszych organizatorów, by porozumieli się z państwem polskim w sprawie organizacji jednego, wspólnego Marszu. Brak porozu­mienia będzie zwycięstwem wszystkich, którym zależy na słabej i skłóconej Polsce!”, Winnicki odpisał: „Rozmowy trwają. A jedy­ne, co Ty Adam organizowałeś, to autobusy z Białegostoku. Nie pajacuj”. Kłótniom to­warzyszą różnice poglądów - na politykę finansową i gospodarczą, socjalną, relacje z Unią Europejską itd. Część skrajnej pra­wicy od lat ma też zabagniony wizerunek, na co skądinąd solidnie sobie zapracowa­ła tzw. salutami rzymskimi czy paradami w specyficznym umundurowaniu.
   Tak naprawdę jednak największą tamą blokującą rozwój tego typu prawicy jest Kaczyński. Lider PiS wiele lat temu uznał, że „na prawo od PiS może być tylko ścia­na”. Rozumował w ten sposób już przed wyborami 2005 r., gdy toczył (bez sukcesu zresztą) rozmowy z ówczesną partią Anto­niego Macierewicza.
   Dziś Kaczyński za cenę brzydkiej prze­miany własnej partii stara się zabrać tlen bardziej skrajnym od siebie politykom. PiS przez ostatnie lata sam stał się reprezentan­tem części radykalnych wyborców (z badań CBOS wynika, że ok. 15 proc. wyborców PiS - czyli prawie milion osób - to przeciwnicy członkostwa Polski w Unii). Prezes oferuje im retorykę Krystyny Pawłowicz i Domi­nika Tarczyńskiego, oferuje antyuchodźczy spot wyborczy czy wcześniej głowę wiceministra rozwoju Pawła Chorążego, gdy ten zbyt przychylnie wypowiedział się o migrantach. Tak długo, jak Kaczyński będzie w polityce, nadal będzie osłabiał te pozapisowskie byty. A co potem? Część naszych rozmówców spekuluje, że poten­cjalnym liderem takiej prawicy mógłby w przyszłości zostać Zbigniew Ziobro, który z coraz większym trudem mieści się na jed­nym statku z Mateuszem Morawieckim.

Casting na wicepremiera?
Krajobraz na niepisowskiej prawicy byłby ciekawy tylko dla najwytrwalszych koneserów sceny politycznej i ekspertów od planktonu, gdyby nie jeden, za to istot­ny detal. Z tej plątaniny dziwnych by­tów może przecież wyrosnąć koalicjant PiS na lata 2019-23; można by rzec, że po prawej stronie trwa przedłużony ca­sting na wicepremiera.
   Kaczyński ma wciąż duże szanse na zwy­cięstwo w przyszłorocznych wyborach, być może nawet na poprawienie wyniku procentowego z 2015 r. (wówczas PiS miał 37,6 proc.), ale wcale nie musi mu to dać większości w Sejmie. Platforma dwukrot­nie - w latach 2007 i 2011 - miała lepszy rezultat (41,5 oraz 39,2 proc.), ale nigdy nie mogła rządzić samodzielnie. Prezes PiS miał w 2015 r. potrójne szczęście: do Sejmu nie weszła lewica mimo uzyskania 7,5 proc. głosów, głosy centrowe rozproszyły się między PO a Nowoczesną, a ówczesnej partii Janusza Korwin-Mikkego do poko­nania progu zabrakło 0,24 proc. głosów. Drugi raz tak korzystnej dla PiS konstelacji raczej nie będzie, bo nawet jeśli z Sejmu zniknie PSL, to wróci doń zapewne licz­niejsza od ludowców reprezentacja lewicy.
   W tej sytuacji nie dziwi zainteresowanie, z jakim sytuację na niepisowskiej prawicy obserwują ludzie wokół Kaczyńskiego.
   - Jestem wściekły na Kukiza, że nie dogadał się z Bezpartyjnymi na wybory do sejmików. Rządzilibyśmy wówczas w dwóch-trzech województwach więcej, w tym na Mazowszu - mówi nam jeden z ministrów.
   Dużo, i słusznie, pisało się po wyborach samorządowych o polaryzacji i dominacji największych partii. Warto wszakże pa­miętać, że Kukiz’15, Bezpartyjnych, Wol­ność i Ruch Narodowy poparło w sumie niemal 14 proc. głosujących. Z tego może wykiełkować całkiem silna lista na wybory europejskie, a stąd już niedaleko do Sejmu.
Ryszard Łuczyn, Wojciech Szacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz