poniedziałek, 17 grudnia 2018

Powrót Tuska



Donald Tusk jest gotowy do walki o prezydenturę Polski, jeśli opozycja wygra wybory parlamentarne. Jeśli opozycja przegra, raczej zostanie w Brukseli

Renata Grochal

Powrót Donalda Tuska do polskiej polityki to czarny sen PiS i marzenie części obozu libe­ralno-demokratycznego. Nikt tak jak Tusk nie potrafi zmobilizować wyborców PO i roz­sierdzić Jarosława Kaczyńskiego oraz sprzy­jających mu mediów. Teksty o ewentualnym powrocie szefa Rady Europejskiej propisowskie tygodniki opatrzyły tytułami „Wraca koszmar” i „Boże, chroń nas przed Tuskiem”.
   Według rozmówców „Newsweeka” Tusk na poważnie rozwa­ża start w wyborach prezydenckich w 2020 r. Ale do tego będzie potrzebował PO i wcześniejszej wygranej opozycji w wyborach parlamentarnych. Dlatego - jak mówi ważny polityk PO - Tusk zawarł sojusz taktyczny z liderem Platformy Grzegorzem Schetyną, który ma pomóc opozycji wygrać wybory europejskie i parla­mentarne, a Tuskowi - walkę o prezydenturę.
   Ten sojusz został przypieczętowany na zjeździe Europejskiej Partii Ludowej w Helsinkach pod koniec października. Tusk prze­chadzał się między liderami europejskiej chadecji, do której nale­żą w europarlamencie PO oraz PSL, i odbierał gratulacje za wynik wyborów samorządowych w Polsce. Koalicja Obywatelska wygra­ła wybory w miastach, wypychając z nich zupełnie PiS. Tusk pub­licznie chwalił w Helsinkach Schetynę, podkreślając, że dobry wynik Koalicji Obywatelskiej to jego zasługa.
   Kilku moich rozmówców w PO przyznaje, że wzajemne „ob­wąchiwanie się” trwało dość długo, bo Schetyna wciąż podejrze­wał, że Tusk chce mu odebrać Platformę. Ale w końcu się dogadali, bo są sobie potrzebni. - Jedynym alternatywnym liderem wobec Schetyny w PO i szerzej - po stronie opozycji - jest Tusk. Jeże­li on daje sygnał, że nie jest zainteresowany przejęciem PO, tyl­ko współpracą, to umacnia Schetynę. Nic tak dobrze nie integruje jak wspólny wróg, a wrogiem jest PiS - mówi mi ważny polityk PO.
   Przypomina, że przed przesłuchaniem przez komisję śledczą ds. Amber Gold Tusk siedział ze Schetyną w jego „pieczarze”. Tak w Sejmie jest nazywany gabinet przewodniczącego komisji spraw zagranicznych, do którego prowadzi podziemny korytarz. To miał być sygnał dla działaczy Platformy, że Tusk ze Schety­ną znowu współpracują, a topór wojenny został zakopany. Po raz pierwszy od lat wystąpili też razem publicznie, składając kwiaty pod pomnikiem Piłsudskie­go w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
   - Po wyborach samorządowych stało się jas­ne, że do parlamentarnych w Polsce nie po­wstanie żadna siła polityczna, która byłaby w stanie samodzielnie odsunąć PiS od władzy.
Może powstać nowa partia Roberta Biedronia, ale to będzie raczej projekt na kilka lub kilka­naście procent. Dlatego trzeba wspierać PO, bo ona może być dla Tuska wehikułem poli­tycznym, który pomoże mu zdobyć prezyden­turę - mówi bliski współpracownik szefa Rady Europejskiej, przecinając krążące wcześniej spekulacje o liście Tuska na eurowybory, któ­ra miałaby być konkurencyjna wobec PO. - To były mrzonki kilku polityków odsuniętych na boczny tor, którym wydawało się, że dzięki Tu­skowi wrócą do pierwszego szeregu - dodaje mój rozmówca.
   Tusk będzie wspierał PO w wyborach do europarlamentu i patronował szerokiej liście opozycji - taka lista ma powstać, bo to zwiększa szanse na wygraną z PiS. Chociaż formal­nie szef Rady Europejskiej nie powinien się angażować w krajową kampanię wyborczą, to unijni przywódcy przymkną na to oko, bo wygrana opozycji w polskich eurowyborach byłaby mocnym syg­nałem dla Europy, że pochód populistów da się zatrzymać.
   Dlatego Tusk wygłosił tak mocne przemówienie na Igrzyskach Wolności w Łodzi, w którym zarysował linię politycznego podzia­łu na eurowybory. Mówił, że poważnym zagrożeniem są rosnące nacjonalizmy w Europie i rywalizacja USA z Chinami. A jedyną receptą dla Polski jest silna pozycja w zjednoczonej Europie.

LISTA PREMIERÓW NA EUROWYBORY
Bliski współpracownik szefa Rady Europejskiej mówi, że chce on, aby przed eurowyborami do Koalicji Obywatelskiej dołączy­li nie tylko ludowcy, ale także lewica. W otoczeniu Schetyny krąży pomysł wystawienia w eurowyborach tzw. listy premierów. Mieliby z niej startować: Jerzy Buzek, Ewa Kopacz, Waldemar Pawlak, Wło­dzimierz Cimoszewicz i Leszek Miller, a także byli szefowie MSZ - Radosław Sikorski oraz Dariusz Rosati. Podczas wizyty z oka­zji 11 listopada w Warszawie Tusk odwiedził w domu Millera. Były premier mówi, że Tusk przyszedł złożyć mu kondolencje z powo­du śmierci syna i o jego starcie do europarlamentu nie rozmawiali.
- Ale gdyby ze strony PO była życzliwość dla szerokiej listy opozycji i gdyby Tusk zgodził się zostać patronem takiej inicjatywy, to taka li­sta miałaby największe szanse wygrać wybory - mówi Miller.
   Schetyna od dłuższego czasu prowadzi rozmowy z PSL i sojusz z ludowcami jest już prawie dogadany. Z kolei SLD daje sobie czas do końca stycznia na rozmowy o wspólnej liście ugrupowań lewico­wych, a jeśli nie uda się dogadać z Robertem Biedroniem i Partią Ra­zem, to nie wyklucza budowy wspólnej listy z Koalicją Obywatelską i ludowcami.
   W PO liczą, że opozycja wygra wybory do Par­lamentu Europejskiego, bo jest proeuropejska, w przeciwieństwie do PiS. Poza tym wynik roz­strzyga się głównie w dużych miastach, bo fre­kwencja na wsi w tych wyborach jest niska, co sprzyja Koalicji. Po wyborach europejskich ko­lejnym krokiem będzie budowa szerokiej listy opozycji na wybory parlamentarne. A pół roku później odbędą się wybory prezydenckie, w któ­rych cała opozycja miałaby poprzeć Tuska.
   - Donald kończy w listopadzie 2019 r. swo­ją kadencję na stanowisku szefa Rady Euro­pejskiej i wraca do Polski, a my robimy mu wspólnie kampanię i wygrywa wybory pre­zydenckie - kreśli scenariusz szef klubu PO Sławomir Neumann. Dodaje, że tylko ma­jąc własnego prezydenta, opozycja będzie mo­gła wprowadzić zmiany, które odwrócą skutki działań PiS i odtworzą instytucje państwa zde­wastowane przez PiS.
   - Tusk jako prezydent będzie zainteresowa­ny odbudową państwa i jego pozycji w Europie.
A prestiż, jakim cieszy się na świecie, pomoże Polsce wrócić do grona najważniejszych państw w Unii. On będzie dla nas wielkim wsparciem - ocenia Neumann.

ODEGRAĆ SIĘ NA PIS
Jednak w otoczeniu Tuska nie panuje aż taki hurraoptymizm jak w PO. Jego współpracownicy mówią, że gdy tylko Tusk wró­ci do Polski, jego atrakcyjność spadnie, bo włączy się w codzienną walkę polityczną. Zaczną się ataki na rodzinę, które Tusk kiepsko znosi. Dlatego na razie trwa sondowanie, na jakie poparcie w kra­ju mógłby liczyć.
   - Pytanie brzmi, czy to nie tak, że w naszej bańce Tusk jest bar­dzo popularny, ale gdyby zdecydował się kandydować w wybo­rach prezydenckich, to okazałoby się, że to za mało, żeby wygrać - zastanawia się jeden z moich rozmówców. Dodaje, że 11 listo­pada na wspólne z Tuskiem składanie kwiatów pod pomnikiem Piłsudskiego przyszło niespełna pół tysiąca osób. I to mimo że ak­cja z hasztagiem „100 lat z Tuskiem” była mocno rozpropagowa­na w internecie. - Miałem takie wrażenie, jakbym był w kawiarni Niespodzianka w 1989 r., w której mieścił się sztab wyborczy Ko­mitetu Obywatelskiego Solidarności. Ci sami ludzie, ale 30 lat później. Stara Unia Demokratyczna, Unia Wolności, KOD. Czter­dziestolatkom, którzy protestowali ze świecami przed sądami, nie chciało się przyjść - ocenia dobry znajomy Tuska.
   Jednak w sondażu zaufania do polityków opublikowanym kil­ka dni później Tusk zajął pierwsze miejsce, wyprzedzając pre­zydenta Andrzeja Dudę. A ostatni sondaż dla „Rzeczpospolitej” pokazuje, że Tusk jest najgroźniejszym rywalem Dudy. Obecny prezydent wygrywa z Tuskiem o włos, a Tusk jeszcze nawet nie potwierdził, że bierze pod uwagę kandydowanie.
   Bliski znajomy szefa Rady Europejskiej mówi, że jeśli opozy­cja wygra wybory parlamentarne, to Tusk wystartuje w wybo­rach prezydenckich, bo wtedy na fali społecznego entuzjazmu ma wielkie szanse na wygraną. - To jest jak samospełniająca się prze­powiednia. Wiele osób namawia Donalda, żeby kandydował, a on sam ma poczucie, że wyjeżdżając do Brukseli, oddał Polskę PiS, i będzie chciał się odegrać - twierdzi mój rozmówca.
   Jeśli jednak opozycja przegra, to Tusk będzie raczej wolał zo­stać w Brukseli. Bo wtedy szanse na prezydenturę będą znacz­nie mniejsze. A Tusk nie będzie chciał ryzykować drugiej porażki w wyborach prezydenckich, która byłaby przykrą puentą jego ka­riery politycznej. Poza tym nie będzie chciał wracać do kraju, bo gdy straci europejski immunitet, to PiS może nękać go postępo­waniami prokuratorskimi i ciągać po sądach.
   Dlatego szykuje sobie scenariusze w Brukseli. W nowym unij­nym rozdaniu nie będzie miał szans na żadne z głównych stano­wisk w Unii. Kandydatem chadecji na stanowisko szefa Komisji Europejskiej jest polityk niemieckiej CSU Manfred Weber. Mówi­ło się, że Tusk ma chrapkę na to stanowisko, ale Niemcy z niego nie zrezygnują. Poza tym stanowisko szefa Komisji będzie obsadzane jeszcze przed wyborami do polskiego parlamentu, a rząd PiS na Tuska się nie zgodzi. Część rozmówców uważa, że gdyby nowym szefem Rady Europejskiej został socjalista Frans Timmermans, Tusk mógłby wejść do gry jako kandydat chadecji na stanowisko wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej. Ale i tutaj rząd PiS by go blokował. Poza tym - jak przyznaje bliski znajomy Tuska - w Europie jest zapotrzebowanie na zmianę.
   W zasięgu Tuska jest stanowisko szefa Europejskiej Partii Lu­dowej, które zwalnia się w przyszłym roku. - Szef EPL to jest bar­dzo wygodna pozycja. Możesz wyrosnąć na kogoś, kto rozwiązuje problemy, nawiązuje sojusze. I jesteś w grze - przekonuje znajo­my Tuska. Ale w PO mówią, że to byłby boczny tor, bo najważniej­sze polityczne decyzje podejmuje szef frakcji w europarlamencie, a nie lider chadecji. Dlatego bardziej realne jest to, że jeśli Tusk zostanie w Brukseli, to - tak jak jego poprzednik na stanowisku szefa Rady Europejskiej, Herman Van Rompuy - założy think tank i będzie jeździł po świecie z wykładami.
   Sam Tusk na razie o swojej przyszłości politycznej milczy. Bo - jak powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” - zgłasza­jąc jakąkolwiek deklarację zaangażowania politycznego w kraju, jutro powinien zrezygnować ze stanowiska szefa Rady Europej­skiej, które wymaga od niego bezstronności.
   Jednak ci, którzy znają Tuska, są przekonani, że gdyby zo­stał prezydentem, a Schetyna - premierem, to dzisiejszy so­jusz taktyczny dzień po wyborach przekształciłby się w szorstką przyjaźń, jak niegdyś między prezydentem Kwaśniewskim a pre­mierem Millerem. Może nie będzie wojny o krzesło, jak to było między Tuskiem a Lechem Kaczyńskim, ani zabierania samolo­tu, ale Tusk na pewno nie będzie siedział pod żyrandolem.
   Kolejnymi wizytami w Polsce i coraz ostrzejszymi polityczny­mi wystąpieniami Tusk coraz bardziej rozbudza społeczne ocze­kiwania, że wróci do kraju. Ale to ryzykowna taktyka, bo za chwilę może stać się zakładnikiem tych oczekiwań. I jeśli uzna, że jednak nie warto wracać, to społeczne emocje mogą się obrócić przeciw­ko niemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz