niedziela, 9 grudnia 2018

Partyzantki



W pierwszym tygodniu obowiązywania ustawy członkinie kół gospodyń wiejskich mówią: przetrwałyśmy zabory, dwie wojny światowe i komunę, teraz też się nie damy zarejestrować. Zejdziemy do podziemia!

           
Poniedziałek, dzień pod­pisania przez prezydenta ustawy o kołach gospo­dyń wiejskich. Członkini Koła Gospodyń Wiejskich z X na Lubelszczyźnie dostaje SMS-a od koleżanki.
   - Czytam: „Rząd się za nas bierze!” - opowiada. - W tym samym czasie do mojego chłopa przychodzi taki tekst: „Uwaga! Mężczyźni w wieku 18-65 lat zo­bowiązani są do stawienia się na terenie urzędu gminy w dniu 27.11.2018 o godzi­nie 10.00 w związku z sytuacją kryzysową na Ukrainie. Proszę oczekiwać dalszych komunikatów”.
   Członkini koła gospodyń przyznaje, że SMS do chłopa - w odróżnieniu od wiado­mości od koleżanki - był czytelny. Wzy­wają do gminy, znaczy mobilizacja. Ale o co chodzi z tym rządem?
   Dzwoni do koleżanki. Ta wyjaśnia:
   - Przeczytałam w internecie, że prezy­dent właśnie podpisał ustawę o kołach go­spodyń. Teraz mamy do wyboru: jak do tej pory działać bez papierów, czyli bez wpisu do KRS, albo do końca roku zarejestrować się w Agencji Restrukturyzacji i Moderni­zacji Rolnictwa. I dostać na dobry począ­tek od 3 tys. do 5 tys. dotacji od państwa.
   Członkini koła prosi wnuczkę (z są­siedniej wsi, z internetem) o ściągnię­cie i wydruk ustawy. Wnuczka drukuje, wsiada na rower, dowozi. - Czytam i ła­pię się za głowę - mówi gospodyni. - Na papierze będziemy może i samorządne i niezależne, ale w rzeczywistości scen­tralizowane. Wiadomo: rząd daje, ale też rząd wymaga. Najpierw wyśle pieniądze, a potem kontrolę. Na końcu każe się za­pisać do partii.
   W trybie pilnym zwołuje koleżanki: osiem emerytek, dwie młode na macie­rzyńskim, jedna rencistka. Spotykają się jak zwykle w świetlicy u strażaków, pod sztandarem koła, poświęconym na Jasnej Górze. Dyskutują: wchodzimy w struk­tury czy nie? Dają 3-5 tys., zabierają wol­ność. Dają osobowość prawną, przywalają odpowiedzialność - np. za złamaną przez kogoś nogę na organizowanym przez koło festynie. Ustalają: ich KGW bez wpisów do jakichkolwiek rejestrów przetrwa­ło zabory, dwie wojny światowe i komu­nę. Rządy PiS też przetrzyma, tak jak PRL przetrwały ich matki, także człon­kinie KGW. Matki zarabiały na utrzyma­ nie świetlicy, wypożyczając szatkownicę do kapusty, magiel i pralkę Franię. One też zarobią, np. wypożyczając talerze na wesela, bez oglądania się na pieniądze od państwa.
    - Zgarnie je ktoś inny - mówi członki­ni koła. - Niekoniecznie aktywista i nie­koniecznie z KGW.

SZAFA PANCERNA W ŚWIETLICY
Pierwszy dzień obowiązywania ustawy. Stoczek Łukowski, pół godziny drogi od X.
   - Owszem, odbieramy telefony w spra­wie rejestracji kół gospodyń - mówi wójt gminy Marek Czub. Urodzony w gmi­nie, w samorządzie od ponad dwudziestu lat, w kołach gospodyń działały kobiety z jego rodziny. Mimo to dzwoniących ja­koś nie kojarzy z dożynkami, lokalnym chórem ludowym czy zespołem teatral­nym. - Gdzie jest te 90 mln do podziału na KGW? - pytają zainteresowane. - Skąd konkretnie można je wziąć?
   Wójt Czub tłumaczy, że po wejściu ustawy o kołach gospodyń samorząd ma niewiele do gadania. Przyznanie osobo­wości prawnej kołom to wyrwanie ich z dotychczasowego gruntu - wspierają­cych je sołtysów, OSP, w których działały jako żeńskie drużyny strażackie, czy kół rolniczych, do których podpięto je jesz­cze w czasach komuny, a potem nikt nie pomyślał, żeby je rozdzielić.
   - Odsyłam zainteresowane tam, gdzie będą wpisywane do ogólnopolskiego Re­jestru Kół Gospodyń Wiejskich, czyli do ARiMR w Łukowie. Z doświadczenia jed­nak wiem, że wrócą do nas - mówi wójt Czub.
   Podobnie jest przecież z akcją „Czy­ste powietrze”. Media trąbią, że wnioski o dofinansowanie na wymianę starych pieców węglowych trzeba składać w wo­jewódzkich funduszach ochrony środo­wiska. Mimo to rolnicy z okolicznych wiosek przyjeżdżają z pytaniami do gmi­ny. W końcu trzeba będzie przeszkolić pracownika. Podobnie będzie z gospo­dyniami. Dlatego wójt już dziś studiuje treść ustawy. I się zastanawia: skoro dla
niego to niejasne, czy będzie czytelne dla emerytek i rencistek?
   - Weźmy pierwszy z brzegu artykuł, dotyczący zasad przechowywania doku­mentów. Gospodynie będą musiały spo­rządzać protokoły z zebrań, które potem zarząd KGW ma przechowywać przez 10 lat - mówi wójt, rozkładając wydruk ustawy na stole. - Ale gdzie i jak kobie­ty mają je trzymać? - zastanawia się.
- U siebie w domu? A może w świetli­cy wiejskiej? Idealnie, gdyby zaopatrzy­ły się w szafę pancerną, ale czy je będzie stać? Albo weźmy kwestie finansowe. W myśl nowej ustawy KGW zyskają oso­bowość prawną i będą mogły na siebie zarabiać. Ale nie wiadomo, jak mają roz­liczać się z fiskusem. Jeśli na przykład sprzedadzą pierogi na festynie, czy będą musiały się rozliczyć z urzędem skarbo­wym? No i co z RODO, bo przecież lista danych i adresów członkiń, założycielek i zarządu KGW zawiśnie w internecie?
   Pytań jest więcej, ale wójt Czub musi przerwać rozmowę. Właśnie dzwoni ko­lejny telefon w sprawie milionów za za­łożenie i rejestrację KGW.

SCENTRALIZOWANE KONTRA NIEFORMALNE
Drugi dzień obowiązywania ustawy.
   - Nie tylko my schodzimy do podzie­mia - mówi gospodyni z X. - Rozmawia­łam z koleżankami z KGW przypiętego do koła rolniczego. Mówią: zostajemy przy swoich. Jeszcze tak nie było, żeby tym z Warszawy zależało na ludziach we wsi. No, i skoro do tej pory było dobrze, po co psuć?
   Gospodyniom z X, tak jak tym z koła rolniczego, bez rejestracji było dobrze. Bez pisania statutów, uchwał, kontro­lowali z ARiMR. Chciały pieniądze na nowe spódnice, zapaski i korale - szły do gminnej biblioteki. Dyrektorka pisała w ich imieniu - jako grupy nieformal­nej - wniosek o grant na stroje ludowe. I prędzej czy później wychodziły na sce­nę przebrane po nowemu. Chciały od­malować ściany w świetlicy - prosiły chłopaków ze straży. Chłopaki, mężowie albo synowie robili bez faktury. Albo za darmo. Potrzebowały nowych sprzętów i naczyń - jechały do wójta. Swój chłop. Zawsze mówił: zamówcie, co chcecie, a ja zapłacę z funduszu sołeckiego.
   - W ten sposób kupiłyśmy nową kuch­nię gazową, czajniki elektryczne cztery, zastawę stołową na sto osób - wymienia gospodyni. - Dziś, kiedy ktoś ze wsi chce wynająć salę na chrzciny albo wesele, wynajmujemy - bez umowy i podatków, i salę, i talerze. Potem za to, co uzbiera­my, jedziemy na wycieczkę. Byłyśmy już w Licheniu i Częstochowie. Też bez kwi­tów, bo kierowca busa to syn jednej z na­szych członkiń.
   Teraz szykują się do wiejskich jase­łek. Szyją stroje dla wnuków, które jak co roku wystąpią w rolach aniołków. Właś­cicielka szwalni, córka szefowej koła, dała im na lewo dwie bele białego ma­teriału. Będzie na szatki. Karton, watę i żyłkę na skrzydła dostaną, bez kwi­tu, od właściciela hurtowni chemicznej, zięcia jednej z gospodyń. Jasełka poka­żą, jak co roku, w gminnym przedszkolu.
- Na razie wszystko idzie po staremu, ale w przyszłym roku o tej porze może nie być jasełek - mówi gospodyni. - My się nie ujawnimy, ale - jeśli w myśl ustawy z naszej wsi zarejestrują się inne - stra­cimy prawo do oficjalnego używania ha­sła koło gospodyń wiejskich.
   A wtedy władza gminna lub powiato­wa - żeby nie podpaść Warszawie - może się od nich odsunąć. Na imprezy zacznie dopuszczać scentralizowane. A nowe za­czną donosić, że stare robią coś pod sto­łem, na zapleczu i z ręki do ręki. Stąd tylko krok do wojny.

JEDNA KOBIETA - JEDNO KOŁO
Trzeci dzień obowiązywania usta­wy. Biblioteka gminy Stoczek Łukowski, siedziba zespołu ludowego i lokalnego teatru amatorskiego.
   - Wojny między gospodyniami jesz­cze nie ma, ale już mamy pierwsze ofiary ustawy. Panie z jedynego w gminie nie­formalnego, działającego od lat KGW chcą zawiesić działalność - mówi dyrek­tor biblioteki Iwona Brodzik. - Pewnie czegoś się przestraszyły.
   Nie wiadomo, kto zamiast nich będzie robił wieńce dożynkowe i występował na uroczystościach gminnych. Kobiety z koła nie chcą rozmawiać bez szefowej, szefowa zasłania się chorobą, a szef wiej­skiej straży, która użyczała im świetlicy, brakiem czasu. Nadzieja w aktywistkach wiejskich z terenu, które być może ze­chcą się zrzeszyć i zarejestrować.
   Joanna Mączka, sprzedawczyni w sklepie, śpiewająca w zespole ludo­wym Kobierzec i występująca w ama­torskim teatrze, dziękuje, ale woli, żeby zostało po staremu. Na próby i wyjazdy z innymi gospodyniami zabiera starsze dzieci i niespełna roczną córkę Mary­się. Gdyby chciała je zabierać na impre­zy organizowane przez sformalizowane KGW, musiałyby - jak podaje ustawa - mieć skończone 13 lat. I „tworzyć mło­dzieżowe i dziecięce struktury wspiera­jące KGW”.
   Halina Osiak, sklepowa i sołtyska Wólki Różańskiej, też dziękuje, ale woli, żeby zostało jak dawniej. - Zrobiłam w okolicy rozeznanie, czy udałoby się zebrać dziesięć kobiet, czyli minimal­ną liczbę do założenia i rejestracji KGW - mówi, pochylając się nad ladą sklepu.
- Ledwie udało się znaleźć dwie, ale i te się szybko wykruszyły, kiedy usłyszały, że jedna kobieta może należeć tylko do jednego koła.
   Halina Osiak przestała namawiać. Wybiera partyzantkę. Jak będzie trze­ba, skrzykną się i bez rejestracji. I zrobią to, co należy. Czyli upieką ciasta na spot­kanie kobiet w świetlicy, posprzątają po zebraniu kółka różańcowego, zrobią zrzutkę na kurs komputerowy dla senio­rów. A kiedy w Siedlcach czy Łukowie ruszą potańcówki dla emerytów, same zrzucą się na paliwo i pojadą bez ogląda­nia się na państwo.

DEMOBILIZACJA
Czwarty dzień obowiązywania usta­wy. Gospodyni z KGW w X pokazuje SMS-a, jakiego dostał jej chłop. W nim, w nawiązaniu do pierwszej informacji o mobilizacji, wiadomość o demobili­zacji. Czyli: „Uwaga! Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie wysyłało alertu RCB ws. zgłaszania się mężczyzn do urzędów gmin. Sprawą fałszywych SMS-ów zaj­muje się ABW i policja”.
   - Chłop ma sprawę z głowy. My wręcz przeciwnie - mówi gospodyni.
   W TVP powtarzają, że w całym kra­ju rośnie zainteresowanie centralizacją kół gospodyń. Powiatowe biura ARiMR już szykują się na konsultacje, a potem rejestrację. W radiu - tuż po dyskusji o przypadającej tego dnia setnej rocz­nicy przyznania kobietom praw wybor­czych - posłanka PiS przekonuje, że szykuje się nowy rozdział w liczącej po­nad 150 lat historii kół. I że kobiety ze wsi mogą być wdzięczne, że wreszcie ktoś o nich pomyślał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz