W pierwszym tygodniu
obowiązywania ustawy członkinie kół gospodyń wiejskich mówią: przetrwałyśmy
zabory, dwie wojny światowe i komunę, teraz też się nie damy zarejestrować.
Zejdziemy do podziemia!
Poniedziałek,
dzień podpisania przez prezydenta ustawy o kołach gospodyń wiejskich.
Członkini Koła Gospodyń Wiejskich z X na Lubelszczyźnie dostaje SMS-a od
koleżanki.
- Czytam: „Rząd się za nas bierze!” - opowiada.
- W tym samym czasie do mojego chłopa przychodzi taki tekst: „Uwaga! Mężczyźni
w wieku 18-65 lat zobowiązani są do stawienia się na terenie urzędu gminy w
dniu 27.11.2018 o godzinie 10.00 w związku z sytuacją kryzysową na Ukrainie.
Proszę oczekiwać dalszych komunikatów”.
Członkini koła gospodyń przyznaje, że SMS do
chłopa - w odróżnieniu od wiadomości od koleżanki - był czytelny. Wzywają do
gminy, znaczy mobilizacja. Ale o co chodzi z
tym rządem?
Dzwoni do koleżanki. Ta wyjaśnia:
- Przeczytałam w internecie, że prezydent
właśnie podpisał ustawę o kołach gospodyń. Teraz mamy do wyboru: jak do tej
pory działać bez papierów, czyli bez wpisu do KRS, albo do końca roku
zarejestrować się w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. I
dostać na dobry początek od 3 tys. do 5 tys. dotacji od państwa.
Członkini koła prosi wnuczkę (z sąsiedniej
wsi, z internetem) o ściągnięcie i wydruk ustawy. Wnuczka drukuje, wsiada na
rower, dowozi. - Czytam i łapię się za głowę - mówi gospodyni. - Na papierze
będziemy może i samorządne i niezależne, ale
w rzeczywistości scentralizowane. Wiadomo: rząd daje, ale też rząd wymaga. Najpierw wyśle pieniądze, a potem kontrolę.
Na końcu każe się zapisać do partii.
W trybie pilnym zwołuje koleżanki: osiem
emerytek, dwie młode na macierzyńskim, jedna rencistka. Spotykają się jak
zwykle w świetlicy u strażaków, pod sztandarem koła, poświęconym na Jasnej
Górze. Dyskutują: wchodzimy w struktury czy nie? Dają 3-5 tys., zabierają wolność.
Dają osobowość prawną, przywalają odpowiedzialność - np. za złamaną przez kogoś
nogę na organizowanym przez koło festynie. Ustalają: ich KGW bez wpisów do
jakichkolwiek rejestrów przetrwało zabory, dwie wojny światowe i komunę.
Rządy PiS też przetrzyma, tak jak PRL przetrwały ich matki, także członkinie
KGW. Matki zarabiały na utrzyma nie świetlicy, wypożyczając szatkownicę do
kapusty, magiel i pralkę Franię. One też zarobią, np. wypożyczając talerze na
wesela, bez oglądania się na pieniądze od państwa.
- Zgarnie je ktoś inny - mówi członkini
koła. - Niekoniecznie aktywista i niekoniecznie z KGW.
SZAFA PANCERNA W ŚWIETLICY
Pierwszy dzień obowiązywania ustawy. Stoczek Łukowski, pół godziny drogi od X.
- Owszem, odbieramy telefony w sprawie
rejestracji kół gospodyń - mówi wójt gminy Marek Czub. Urodzony w gminie, w
samorządzie od ponad dwudziestu lat, w kołach gospodyń działały kobiety z jego
rodziny. Mimo to dzwoniących jakoś nie kojarzy z dożynkami, lokalnym chórem
ludowym czy zespołem teatralnym. - Gdzie jest te 90 mln do podziału na KGW? -
pytają zainteresowane. - Skąd konkretnie można je wziąć?
Wójt Czub tłumaczy, że po wejściu ustawy o
kołach gospodyń samorząd ma niewiele do gadania. Przyznanie osobowości prawnej
kołom to wyrwanie ich z dotychczasowego gruntu - wspierających je sołtysów,
OSP, w których działały jako żeńskie drużyny strażackie, czy kół rolniczych, do
których podpięto je jeszcze w czasach komuny, a potem nikt nie pomyślał, żeby
je rozdzielić.
- Odsyłam zainteresowane tam, gdzie będą
wpisywane do ogólnopolskiego Rejestru Kół Gospodyń Wiejskich, czyli do ARiMR w
Łukowie. Z doświadczenia jednak wiem, że wrócą do nas - mówi wójt Czub.
Podobnie jest przecież z akcją „Czyste
powietrze”. Media trąbią, że wnioski o dofinansowanie
na wymianę starych pieców węglowych trzeba składać w wojewódzkich funduszach
ochrony środowiska. Mimo to rolnicy z okolicznych wiosek przyjeżdżają z
pytaniami do gminy. W końcu trzeba będzie przeszkolić pracownika. Podobnie
będzie z gospodyniami. Dlatego wójt już dziś studiuje treść ustawy. I się
zastanawia: skoro dla
niego to niejasne, czy będzie
czytelne dla emerytek i rencistek?
- Weźmy pierwszy z brzegu artykuł, dotyczący
zasad przechowywania dokumentów. Gospodynie będą musiały sporządzać protokoły
z zebrań, które potem zarząd KGW ma przechowywać przez 10 lat - mówi wójt,
rozkładając wydruk ustawy na stole. - Ale gdzie i jak kobiety mają je trzymać?
- zastanawia się.
- U siebie w domu? A może w
świetlicy wiejskiej? Idealnie, gdyby zaopatrzyły się w szafę pancerną, ale
czy je będzie stać? Albo weźmy kwestie finansowe. W myśl nowej ustawy KGW
zyskają osobowość prawną i będą mogły na siebie zarabiać. Ale nie wiadomo, jak
mają rozliczać się z fiskusem. Jeśli na przykład sprzedadzą pierogi na
festynie, czy będą musiały się rozliczyć z urzędem skarbowym? No i co z RODO,
bo przecież lista danych i adresów członkiń, założycielek i zarządu KGW
zawiśnie w internecie?
Pytań jest więcej, ale wójt Czub musi
przerwać rozmowę. Właśnie dzwoni kolejny telefon w sprawie milionów za założenie
i rejestrację KGW.
SCENTRALIZOWANE KONTRA
NIEFORMALNE
Drugi dzień obowiązywania ustawy.
- Nie tylko my schodzimy do podziemia -
mówi gospodyni z X. - Rozmawiałam z koleżankami z KGW przypiętego do koła
rolniczego. Mówią: zostajemy przy swoich. Jeszcze tak nie było, żeby tym z
Warszawy zależało na ludziach we wsi. No, i skoro do tej pory było dobrze, po
co psuć?
Gospodyniom z X, tak jak tym z koła
rolniczego, bez rejestracji było dobrze. Bez pisania statutów, uchwał, kontrolowali
z ARiMR. Chciały pieniądze na nowe spódnice, zapaski
i korale - szły do gminnej biblioteki. Dyrektorka pisała w ich imieniu - jako
grupy nieformalnej - wniosek o grant na stroje ludowe. I prędzej czy później
wychodziły na scenę przebrane po nowemu. Chciały odmalować ściany w świetlicy
- prosiły chłopaków ze straży. Chłopaki, mężowie albo synowie robili bez
faktury. Albo za darmo. Potrzebowały nowych sprzętów i naczyń - jechały do wójta. Swój chłop. Zawsze mówił:
zamówcie, co chcecie, a ja zapłacę z funduszu sołeckiego.
- W ten sposób kupiłyśmy nową kuchnię
gazową, czajniki elektryczne cztery, zastawę stołową na sto osób - wymienia
gospodyni. - Dziś, kiedy ktoś ze wsi chce wynająć salę na chrzciny albo wesele,
wynajmujemy - bez umowy i podatków, i salę, i talerze. Potem za to, co uzbieramy,
jedziemy na wycieczkę. Byłyśmy już w Licheniu i Częstochowie. Też bez kwitów,
bo kierowca busa to syn jednej z naszych członkiń.
Teraz szykują się do wiejskich jasełek.
Szyją stroje dla wnuków, które jak co roku wystąpią w rolach aniołków. Właścicielka
szwalni, córka szefowej koła, dała im na lewo dwie bele białego materiału.
Będzie na szatki. Karton, watę i żyłkę na
skrzydła dostaną, bez kwitu, od właściciela hurtowni chemicznej, zięcia jednej
z gospodyń. Jasełka pokażą, jak co roku, w gminnym przedszkolu.
- Na razie wszystko idzie po
staremu, ale w przyszłym roku o tej porze może nie być jasełek - mówi
gospodyni. - My się nie ujawnimy, ale - jeśli w myśl ustawy z naszej wsi
zarejestrują się inne - stracimy prawo do oficjalnego używania hasła koło
gospodyń wiejskich.
A wtedy władza gminna lub powiatowa - żeby
nie podpaść Warszawie - może się od nich odsunąć. Na imprezy zacznie dopuszczać
scentralizowane. A nowe zaczną donosić, że stare robią coś pod stołem, na
zapleczu i z ręki do ręki. Stąd tylko krok do wojny.
JEDNA KOBIETA - JEDNO KOŁO
Trzeci dzień obowiązywania ustawy. Biblioteka gminy Stoczek Łukowski, siedziba zespołu
ludowego i lokalnego teatru amatorskiego.
- Wojny między gospodyniami jeszcze nie ma,
ale już mamy pierwsze ofiary ustawy. Panie z jedynego w gminie nieformalnego,
działającego od lat KGW chcą zawiesić działalność - mówi dyrektor biblioteki
Iwona Brodzik. - Pewnie czegoś się przestraszyły.
Nie wiadomo, kto zamiast nich będzie robił
wieńce dożynkowe i występował na uroczystościach gminnych. Kobiety z koła nie
chcą rozmawiać bez szefowej, szefowa zasłania się chorobą, a szef wiejskiej
straży, która użyczała im świetlicy, brakiem czasu. Nadzieja w aktywistkach
wiejskich z terenu, które być może zechcą się zrzeszyć i zarejestrować.
Joanna Mączka, sprzedawczyni w sklepie,
śpiewająca w zespole ludowym Kobierzec i występująca w amatorskim teatrze,
dziękuje, ale woli, żeby zostało po staremu. Na próby i wyjazdy z innymi
gospodyniami zabiera starsze dzieci i niespełna roczną córkę Marysię. Gdyby
chciała je zabierać na imprezy organizowane przez sformalizowane KGW, musiałyby - jak podaje ustawa - mieć skończone 13 lat. I „tworzyć młodzieżowe i
dziecięce struktury wspierające KGW”.
Halina Osiak, sklepowa i sołtyska Wólki
Różańskiej, też dziękuje, ale woli, żeby zostało jak dawniej. - Zrobiłam w
okolicy rozeznanie, czy udałoby się zebrać dziesięć kobiet, czyli minimalną
liczbę do założenia i rejestracji KGW - mówi,
pochylając się nad ladą sklepu.
- Ledwie udało się znaleźć dwie,
ale i te się szybko wykruszyły, kiedy usłyszały, że jedna kobieta może należeć
tylko do jednego koła.
Halina Osiak przestała namawiać. Wybiera
partyzantkę. Jak będzie trzeba, skrzykną się i bez rejestracji. I
zrobią to, co należy. Czyli upieką ciasta na spotkanie kobiet w świetlicy,
posprzątają po zebraniu kółka różańcowego, zrobią zrzutkę na kurs komputerowy
dla seniorów. A kiedy w Siedlcach czy Łukowie ruszą potańcówki dla emerytów,
same zrzucą się na paliwo i pojadą bez oglądania się na państwo.
DEMOBILIZACJA
Czwarty dzień obowiązywania ustawy. Gospodyni z KGW w X pokazuje SMS-a, jakiego dostał jej
chłop. W nim, w nawiązaniu do pierwszej informacji o mobilizacji, wiadomość o
demobilizacji. Czyli: „Uwaga! Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie wysyłało
alertu RCB ws. zgłaszania się mężczyzn do urzędów gmin. Sprawą fałszywych
SMS-ów zajmuje się ABW i policja”.
- Chłop ma sprawę z głowy. My wręcz
przeciwnie - mówi gospodyni.
W TVP powtarzają,
że w całym kraju rośnie zainteresowanie centralizacją kół gospodyń. Powiatowe
biura ARiMR już szykują się na konsultacje, a potem rejestrację. W radiu - tuż
po dyskusji o przypadającej tego dnia setnej rocznicy przyznania kobietom praw
wyborczych - posłanka PiS przekonuje, że szykuje się nowy rozdział w liczącej
ponad 150 lat historii kół. I że kobiety ze wsi mogą być wdzięczne, że
wreszcie ktoś o nich pomyślał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz