Byli rzecznicy PiS
dobrze radzą sobie w biznesie, a ostatnio słychać nawet o ociepleniu relacji z
prezesem PiS, który chce szukać u nich wsparcia w kampanii. Pokazują, jakie
kariery robi się w partii i przy partii.
Adam Hofman ma biuro
na 26. piętrze w prestiżowym biurowcu w samym środku warszawskiego city.
Krzysztof Łapiński ze swoją agencją Timing ulokował się w kamienicy przy
Nowogrodzkiej, jakieś 50 numerów od siedziby PiS. A Marcin Mastalerek dla
swojej MM Consulting nie wynajął nawet żadnego biura. Każdy ma inny pomysł na
biuro. Wszystkich trzech byłych rzeczników PiS łączy to, że świetnie radzą
sobie na rynku doradztwa dla biznesu. Każdy z nich twierdzi, że na odejściu z
polityki sporo zyskał: czasu, pieniędzy i luzu. Jednak to polityka jest
kapitałem założycielskim ich biznesów.
Poległ, bo balował w Madrycie
Adam Hofman kilka lat temu wyrósł
najwyżej ze swojego partyjnego pokolenia, jako 33-latek był nawet we władzach
ugrupowania. Pomogły mu rozłamy, które zakończyły karierę w PiS jego starszych
kolegów, duetu spin doktorów Kamińskiego i Bielana. Wspierał go wiceszef partii
Adam Lipiński. WPiS stworzył swoją frakcję: z Adamem Rogackim, Mariuszem
Antonim Kamińskim i Dawidem Jackiewiczem. I choć z całej czwórki Hofman
(rocznik 1980) był najmłodszy, to on uchodził za lidera - ma predyspozycje
przywódcze, mówi bez zahamowań. Zarządzanie kryzysowe dobrze przećwiczył sam
na sobie. Kiedy wybuchł obyczajowy skandal, po tym jak na wyjazdowym
posiedzeniu klubu PiS chwalił się partyjnym koleżankom wielkością przyrodzenia,
przeprosił pokornie.
Nie zaszkodziła mu też ujawniona przez CBA seria pożyczek
od bogatego przyjaciela Roberta Pietryszyna, którego Jackiewicz jako minister
skarbu lokował później w państwowych spółkach. Ale afera madrycka to już było
dla prezesa za dużo. Ferajna Hofmana z żonami poleciała tanimi liniami do Madrytu,
na posiedzenie Rady Europy. - Nie dość, że rozliczyli pieniądze na
kilometrówki, balowali na ulicach, a wszystko działo się przed wyborami
samorządowymi, to jeszcze Adam okłamał prezesa, że jedzie na groby bliskich, bo
to był pierwszy listopada. A od katastrofy smoleńskiej Wszystkich Świętych jest
dla prezesa nawet ważniejsze niż Boże Narodzenie - wspomina polityk PiS.
Kilka miesięcy po madryckich ekscesach Hofman złożył samokrytykę, przebiegł
kilka ultramaratonów po górach, wyszczuplał i poszedł w biznes.
Poległ, bo za wysoko nosił
głowę
Kariera Mastalerka przyspieszyła
po partyjnym upadku Hofmana. Wyrósł na rzecznika trochę z przypadku i dzięki
wsparciu swojego patrona, dziś numer dwa w PiS, Joachima Brudzińskiego. Chciał
zostać piłkarzem, od ósmego roku życia do matury biegał po boisku. Ale nie
starczyło mu talentu, by zostać zawodowym futbolistą. Polityką zainteresował
się po aferze Rywina i zakręcił się wokół młodzieżówki PiS w Szczecinie. Wpadł
w oko Brudzińskiemu, który ściągnął go do pracy przy Nowogrodzkiej. Trochę
lawirował między frakcjami Brudzińskiego i Hofmana, z tym drugim przez chwilę
zacieśnił relację. Nie skończył jeszcze trzydziestki, kiedy w 2013 r. awansował
do zarządu partii, do komitetu politycznego. Formalnie był wicerzecznikiem, ale
nie miał wiele do powiedzenia, a ambicje miał znacznie większe.
Choć nie dał się poznać jako sprawny mówca sejmowy, nabierał
doświadczenia w partyjnych grach. Kiedy Hofman poległ w Madrycie, Mastalerek
objął po nim funkcję rzecznika. Wyrósł na jednego z najważniejszych strategów
kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, a potem parlamentarnej. Ale w partii
Kaczyńskiego nic nie jest raz na zawsze. Posłowie PiS skarżyli się, że wysoko
nosi głowę, i pozwolił sobie nawet nie odbierać telefonów od samego prezesa. I
prezes wykreślił go z list wyborczych. Najpierw poszedł do Orlenu, na szefa
marketingu spółki za prezesury
Jasińskiego, ale nie porzucił swoich bardzo dobrych relacji z Dudą. Został
uznany za głównego winowajcę lipcowego wetowania ustaw sądowych i atmosfera
wokół niego zgęstniała - musiał pożegnać się z naftową spółką.
Poległ, bo podważał linię
partii
Kiedy Mastalerek był w PiS na szczycie,
to na swojego wicerzecznika wyznaczył Krzysztofa Łapińskiego, wtedy jeszcze nie
posła, ale ważnego już człowieka przy Nowogrodzkiej. - Prezes doceniał w
Łapińskim to, że umiał mu opowiedzieć, co, kto, w których mediach powiedział,
jak wypadł, ma świetną pamięć i pokaźne prywatne archiwum - mówi ważny
polityk obozu rządzącego. Łapiński był w PiS od początku, zaczynał od pracy w
biurze prasowym w klubie sejmowym, potem był rzecznikiem Zbigniewa Wassermanna,
wówczas koordynatora służb specjalnych. Kiedy PiS po dwóch latach stracił
władzę, Łapiński wrócił na Nowogrodzką. Po katastrofie smoleńskiej nie chciał
startować do Sejmu. Mówił, że polityka dzieje się w partyjnej centrali, że woli
być bliżej prezesa.
W 2015 r. został posłem, ale kiedy wszyscy ze sztabu nowej
premier awansowali, to on nie. Za blisko był z Mastalerkiem. Czara goryczy
przelała się - po obu stronach - kiedy rzeczniczka partii Beata Mazurek
blokowała mu dostęp do mediów. On i tak chodził, a dziennikarze lubili go
zapraszać, bo podnosił cytowalność. W Zetce działania partii po kryzysie
grudniowym w skali od jeden do dziesięciu ocenił na jeden. Wiedział, że już nie
dostanie miejsca na liście wyborczej, więc został rzecznikiem prezydenta Dudy.
Po krótkotrwałym sukcesie po wetach - kiedy mówiło się, że Adrian staje się
Andrzejem - energia prezydenta do niepodległości względem Nowogrodzkiej w
pałacu opadła. Jeszcze we wrześniu rok temu mówił POLITYCE: - Wielu moich
kolegów poszło w biznes i oczywiście osiągnęli większy sukces materialny niż ja.
Ale ja robię rzeczy, których nie da się wycenić, i nie zamieniłbym się z nimi.
Niecały rok później ogłosił, że odchodzi z kancelarii. Łapiński z Mastalerkiem
bywają w kontakcie z Dudą, ale już mu nie doradzają. Ktoś mówi, że aby
zapanować nad tym, co dzieje się w otoczeniu prezydenta, nie mieliby czasu na
swój biznes.
Rzecznicy odradzają się w
biznesie
Choć Łapiński na ostatni kongres
gospodarczy do Krynicy był zaproszony jako minister prezydenta, to wziął urlop
i wystąpił tu już jako były rzecznik głowy państwa. Na Forum Ekonomicznym w
Krynicy Hofman i jego spółka R4S mieli ogłosić, że do ich zespołu dołącza Igor
Janke, ale Łapiński był pierwszy i to news o jego
odejściu z polityki stał się głównym tematem. Obaj - i Hofman, i Łapiński -
wybrali idealny moment, bo Krynica przyciąga ludzi biznesu, którzy dbają o
relacje z władzą. Ci, którzy dobrze rozeznają się w politycznej konstelacji, a
Hofman i Łapiński bez dwóch zdań do nich należą, są dla biznesu kontaktem nie
do przecenienia. Łapiński pokazał, że ma wyczucie czasu. Timing - tak nazwał swoją agencję. - Timing is everything - to moje hasło, bo wiem, że brak wyczucia czasu może
położyć projekty polityczne i biznesowe - mówi Łapiński. Mógł jeszcze przez trzy miesiące pobierać
8,3 tys. zł z kancelarii, mógł wyjechać na wakacje, odpocząć, ale timing is everything. Zdyskontował
rozgłos wokół siebie.
Dwa dni po jego odejściu Duda mówi o UE jako „wyimaginowanej
wspólnocie”. A Łapiński w ciepły wrześniowy poranek nie musi już odbierać
telefonów i ratować wizerunku prezydenta. - Praca dla prezydenta dawała mi
dużo satysfakcji, poczucia sprawczości, ale też ogrom
obowiązków, a co za tym idzie, także stresu. I tak kilkanaście godzin na dobę - opowiada. Dodaje, że wiele zawdzięcza tej pracy, zdobył
unikalne doświadczenie. Zbudował też rozpoznawalność. Dziś wykłada piar na UW.
Mediom nie daje o sobie zapomnieć, chętnie udziela wywiadów, ale stara się już
teraz pozycjonować w roli komentatora. Nigdy nie występuje z czynnymi
politykami, bo nie chce być już traktowany jako
strona politycznego sporu. Jest ostrożny, bo prezes nie lubi ostentacji. Nie
opowiada o szczegółach biznesu, jakich ma klientów i jakie ma dochody, poza
zdawkowym, że w biznesie zarabia się lepiej niż w polityce. Jak mówi, woli
najeść się łyżką, niż zadławić chochlą.
Nieżyczliwi w PiS i zazdrośnie spoglądający na jego sukces
biznesowy już donieśli Kaczyńskiemu, że podobno coś miał robić dla PO. Polityk
z Nowogrodzkiej: - Mamy możliwości sprawdzenia, kto z kim pracuje, i wiemy,
że na razie Krzysiek jest czysty. Pod czujnym okiem ludzi Kaczyńskiego jest
też Adam Hofman. Obaj w mediach podkreślają znajomość mechanizmów, które rządzą
PiS. Hofman świetnie wykorzystuje do tego program, który dała mu wp.pl, w którym przepytuje na wizji polityków. Do Beaty Szydło
mówi na „ty”, a w zeszłym tygodniu, komentując spotkanie klubu PiS w Jachrance,
mówił do Łapińskiego: „my wiemy, co zawsze dzieje się za tymi zamkniętymi
drzwiami”. Mrugają do biznesu.
Różne cwaniaczki
Ale Hofman gra ostrzej, bo o ile
Łapiński jest biznesowym solistą, to on buduje firmę opartą na znanych
twarzach. Kiedy „dobra zmiana” wisiała w powietrzu, to Michał Wiórkiewicz, były
asystent premierów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego, wspólnie z byłym
rzecznikiem policji Mariuszem Sokołowskim, założyli spółkę R4S. Hofman był
współpracownikiem, później wspólnikiem. W zeszłym roku spółka zanotowała 4,1
mln przychodów i 1,07 mln zł zysku netto. Przez poprzednie 16 miesięcy mieli
3,64 mln zysku. Do współpracy doprosili byłego posła PiS Zbigniewa
Girzyńskiego, który też wyleciał z partii po zarzutach o kręcenie przy rozliczaniu
zagranicznych podróży. Kiedy za spółki Skarbu Państwa odpowiadał Jackiewicz,
firma współpracowała z kilkoma z nich. Wśród nich Grupa Azoty, Polska Wytwórnia
Papierów Wartościowych. W kwietniu naczelny „Super Expressu” Sławomir Jastrzębowski złożył wypowiedzenie i dołączył do R4S. Został prezesem i udziałowcem. Sokołowski: „Adam jest
doświadczony w polityce. Ja wiele lat przepracowałem w policji. Sławomir
Jastrzebowski pasuje do nas jako osoba świetnie zorientowana w pracy dziennikarza”.
Po tym jak jesienią 2016 r. Kaczyński mówił, że „przy
państwowych spółkach kręcą się różne cwaniaczki”, Hofman znalazł się na
celowniku. Dymisja Jackiewicza była dla niego wyraźnym ostrzeżeniem, aby nie
rozpychał się zbytnio w interesach z państwowymi spółkami. Zarzekał się, że te
nie wystawiają żadnych faktur za doradztwo. - R4S tworzy wokół biznesu,
któremu zależy na zamówieniach ze spółek, dobry klimat u decydentów. I za to
płacą Hofmanowi - opowiada osoba zorientowana na tym rynku. Jak udało nam
się ustalić kilka miesięcy temu, na rynku pojawił się anonimowy raport o
ludziach Gryffin
Real Estate, potentata branży nieruchomości
na polskim rynku. Raport dowodził, że to dobrzy znajomi Rywina, którzy robili
z nim interesy. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że prezes Gryffina
Przemysław K. został zatrzymany pod zarzutem wręczenia 500 tys. zł łapówki
senatorowi Kogutowi. „Gazeta Wyborcza” ujawniła niedawno, że KNF właśnie od
ludzi powiązanych z Gryffinem wynajęła na swoją siedzibę, okazały budynek przy
Pięknej, po usilnych staraniach byłego prezesa KNF Marka Ch. - Mechanizm
polega na tym, że na przykład Gryffin potrzebuje kogoś, kto zapewni dostęp do
ośrodka politycznego, by zneutralizować zagrożenie polegające na tym, że
właściciele Gryffina to kumple Rywina, co przy obecnym układzie władzy jest dla
nich zabójcze - opowiada nasz informator.
Jak się dowiadujemy, to Adam Hofman robił intensywny wywiad
na rynku i rozpytywał, kto stoi za raportem niekorzystnym dla Gryffina. - Wyglądało
to tak, jakby pracował na zlecenie Gryffina - opowiada nasz informator.
Dwa lata temu Ziobro hucznie zapowiadał, że szykuje nowelizację, która skończy
z lichwiarskim rynkiem. Ustawa miała drastycznie zmniejszyć finansowe zyski firm
oferujących szybką pożyczkę. Jak udało nam się ustalić, spółka Hofmana ma w
swoim portfolio największą firmę oferującą takie pożyczki. Na razie Ziobro
nie przekonał do swych 2 pomysłów ani ministrów, ani KNF.
Biznes najbardziej liczyna to, że w wyniku dostępu do
politycznych decydentów będzie mógł szybko przedstawić swoje racje, które mogą
mieć wpływ na proces legislacyjny, który dziś dzieje się poza parlamentem. W
normalnych warunkach odbywa się to w ramach transparentnego lobbingu
parlamentarnego. Ale w układzie PiS taki lobbing przestaje mieć znaczenie, bo
ustawodawstwo odbywa się przy Nowogrodzkiej lub w KPRM. Niedawno dziennikarze Gazety Wroclawskiej.pl i „Superwizjera TVN” ujawnili cennik
Mariusza Antoniego Kamińskiego. Za każde spotkanie z ważnym politykiem jego
klient musiałby wyłożyć od 5 do 30 tys. zł „w zależności od pozycji i znaczenia
danej osoby”.
Marcin Mastalerek też zapewnia, że nie pracuje dla państwowych
spółek, a na brak klientów nie narzeka, wielu musi odmawiać: on woli ciszę,
rzadko chodzi do mediów Nie był w Krynicy i na
Kongresie 590. - Nie szukam popularności ani nie muszę się reklamować. Mam
inny model pracy. Jeśli ktoś myśli, że przyjdzie do mnie i coś sobie dzięki
mnie u polityków załatwi, jest w błędzie - mówi
POLITYCE. W zeszłym tygodniu został powołany do zarządu piłkarskiej
Ekstraklasy. W kontrakcie zapewnił sobie możliwość dalszego prowadzenia
biznesu. Niedługo przeniesie się do gabinetu wiceprezesa. Nie wiadomo, za
jakie pieniądze, ale to pensja z czterema zerami. Po odejściu z Orlenu doradzał
władzom Legii.
- Piłka zawsze była moją pasją.
Będę pracował nad wizerunkiem i komunikacją Ekstraklasy. Na stadionach jest
bezpiecznie i to jest dobre miejsce dla spędzenia czasu z rodziną - mówi Mastalerek. Niedawno jego patron, szef MSWiA Joachim Brudziński,
zapowiedział ustawę poprawiającą bezpieczeństwo na stadionach. Nominacja
Mastalerka zbiegła się też z ogłoszeniem, że przez dwa najbliższe sezony na
antenach TVP będzie można obejrzeć hitowe spotkania. Kurski kupił prawa
od Ekstraklasy za ok. 50 mln zł. A już w lipcu Mateusz Morawiecki zezwolił, by
Totalizator Sportowy i PKO
Bank Polski rozpoczęły trzyletnią współpracę sponsorską z Ekstraklasą za ok. 42
mln zł. Jak dowiedzieliśmy się, prezes PiS dał zielone światło dla prezesury
Mastalerka w Ekstraklasie i znak, że wyciąga rękę do byłego rzecznika.
Win odpuszczenie?
Z Nowogrodzkiej słychać, że
Kaczyński bacznie obserwuje poczynania swoich byłych fighterów i czas zimnej
wojny dobiega końca. Jaki ma w tym interes? Łapiński, Hofman i Mastalerek, będąc
rzecznikami partii, w czasie kiedy ta pozostawała w opozycji, albo walcząc w
kampanii, w której nie było nic oczywistego, mają nawyk rozmawiania z mediami,
które nie głaszczą władzy po głowie. PiS nie przemodelował rynku mediów i dalej
nie ma dobrego kanału dotarcia do centrowego elektoratu, wśród którego chce się
teraz wypromować jako partia umiarkowana. Już trwają zabiegi chowania
kłopotliwych posłów Stary wyborczy trik prezesa.
Kaczyński potrzebuje zaprawionych w bojach rzeczników,
którzy dobrze się czują w mediach, teraz bardziej w roli komentatorów, ale
wciąż są z partią kojarzeni. Wielkim kłopotem Kaczyńskiego jest też brak ludzi
do wymyślania strategii, a oni trzej sprawdzili się w tym całkiem dobrze. Z
rzeczniczką Mazurek prezes nie wygra wyborów Piotr Agatowski umie czytać
sondaże i badać nastroje, ale tylko tyle. Już przy Nowogrodzkiej zakwitła myśl,
że Łapiński, Mastalerek i Hofman mogą pomóc w kampanii bardziej na zapleczu,
mniej formalnie. Im też zależy, aby wygrał dotychczasowy obóz rządzący. Trudno
będzie im tworzyć dobrą atmosferę dla biznesu, który po przegranych przez PiS
wyborach przeformatuje się na relacje z nowymi graczami.
Bo kapitałem założycielskim ich
biznesów są właśnie doświadczenia zebrane w PiS i na nich chcą rosnąć.
Anna
Dąbrowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz