piątek, 21 grudnia 2018

Złoci chłopcy prezesa



Byli rzecznicy PiS dobrze radzą sobie w biznesie, a ostatnio słychać nawet o ociepleniu relacji z prezesem PiS, który chce szukać u nich wsparcia w kampanii. Pokazują, jakie kariery robi się w partii i przy partii.

Adam Hofman ma biuro na 26. piętrze w prestiżo­wym biurowcu w samym środku warszawskiego city. Krzysztof Łapiński ze swoją agencją Timing ulokował się w kamienicy przy Nowogrodzkiej, jakieś 50 numerów od siedziby PiS. A Marcin Mastalerek dla swojej MM Consulting nie wynajął nawet żadnego biura. Każdy ma inny pomysł na biuro. Wszystkich trzech by­łych rzeczników PiS łączy to, że świetnie radzą sobie na rynku doradztwa dla biznesu. Każdy z nich twierdzi, że na odejściu z polityki sporo zyskał: czasu, pieniędzy i luzu. Jednak to poli­tyka jest kapitałem założycielskim ich biznesów.

Poległ, bo balował w Madrycie
Adam Hofman kilka lat temu wyrósł najwyżej ze swojego partyjnego pokolenia, jako 33-latek był nawet we władzach ugrupowania. Pomogły mu rozłamy, które zakończyły karierę w PiS jego starszych kolegów, duetu spin doktorów Kamińskiego i Bielana. Wspierał go wiceszef partii Adam Lipiński. WPiS stworzył swoją frakcję: z Adamem Rogackim, Mariuszem Antonim Kamińskim i Dawidem Jackiewiczem. I choć z całej czwórki Hofman (rocznik 1980) był najmłodszy, to on uchodził za lidera - ma predyspozycje przywódcze, mówi bez zahamo­wań. Zarządzanie kryzysowe dobrze przećwiczył sam na sobie. Kiedy wybuchł obyczajowy skandal, po tym jak na wyjazdo­wym posiedzeniu klubu PiS chwalił się partyjnym koleżankom wielkością przyrodzenia, przeprosił pokornie.
   Nie zaszkodziła mu też ujawniona przez CBA seria pożyczek od bogatego przyjaciela Roberta Pietryszyna, którego Jackie­wicz jako minister skarbu lokował później w państwowych spółkach. Ale afera madrycka to już było dla prezesa za dużo. Ferajna Hofmana z żonami poleciała tanimi liniami do Ma­drytu, na posiedzenie Rady Europy. - Nie dość, że rozliczyli pie­niądze na kilometrówki, balowali na ulicach, a wszystko działo się przed wyborami samorządowymi, to jeszcze Adam okłamał prezesa, że jedzie na groby bliskich, bo to był pierwszy listopada. A od katastrofy smoleńskiej Wszystkich Świętych jest dla preze­sa nawet ważniejsze niż Boże Narodzenie - wspomina polityk PiS. Kilka miesięcy po madryckich ekscesach Hofman złożył samokrytykę, przebiegł kilka ultramaratonów po górach, wy­szczuplał i poszedł w biznes.

Poległ, bo za wysoko nosił głowę
Kariera Mastalerka przyspieszyła po partyjnym upadku Hofmana. Wyrósł na rzecznika trochę z przypadku i dzięki wsparciu swojego patrona, dziś numer dwa w PiS, Joachima Brudzińskiego. Chciał zostać piłkarzem, od ósmego roku życia do matury biegał po boisku. Ale nie starczyło mu talentu, by zo­stać zawodowym futbolistą. Polityką zainteresował się po afe­rze Rywina i zakręcił się wokół młodzieżówki PiS w Szczecinie. Wpadł w oko Brudzińskiemu, który ściągnął go do pracy przy Nowogrodzkiej. Trochę lawirował między frakcjami Brudziń­skiego i Hofmana, z tym drugim przez chwilę zacieśnił relację. Nie skończył jeszcze trzydziestki, kiedy w 2013 r. awansował do zarządu partii, do komitetu politycznego. Formalnie był wicerzecznikiem, ale nie miał wiele do powiedzenia, a ambicje miał znacznie większe.
   Choć nie dał się poznać jako sprawny mówca sejmowy, na­bierał doświadczenia w partyjnych grach. Kiedy Hofman po­legł w Madrycie, Mastalerek objął po nim funkcję rzecznika. Wyrósł na jednego z najważniejszych strategów kampanii wy­borczej Andrzeja Dudy, a potem parlamentarnej. Ale w partii Kaczyńskiego nic nie jest raz na zawsze. Posłowie PiS skarżyli się, że wysoko nosi głowę, i pozwolił sobie nawet nie odbierać telefonów od samego prezesa. I prezes wykreślił go z list wy­borczych. Najpierw poszedł do Orlenu, na szefa marketingu    spółki za prezesury Jasińskiego, ale nie porzucił swoich bar­dzo dobrych relacji z Dudą. Został uznany za głównego wino­wajcę lipcowego wetowania ustaw sądowych i atmosfera wokół niego zgęstniała - musiał pożegnać się z naftową spółką.

Poległ, bo podważał linię partii
Kiedy Mastalerek był w PiS na szczycie, to na swojego wicerzecznika wyznaczył Krzysztofa Łapińskiego, wtedy jeszcze nie posła, ale ważnego już człowieka przy Nowogrodzkiej. - Prezes doce­niał w Łapińskim to, że umiał mu opowiedzieć, co, kto, w których mediach powiedział, jak wypadł, ma świetną pamięć i pokaźne prywatne archiwum - mówi ważny polityk obozu rządzącego. Ła­piński był w PiS od początku, zaczynał od pracy w biurze praso­wym w klubie sejmowym, potem był rzecznikiem Zbigniewa Was­sermanna, wówczas koordynatora służb specjalnych. Kiedy PiS po dwóch latach stracił władzę, Łapiński wrócił na Nowogrodzką. Po katastrofie smoleńskiej nie chciał startować do Sejmu. Mówił, że polityka dzieje się w partyjnej centrali, że woli być bliżej prezesa.
   W 2015 r. został posłem, ale kiedy wszyscy ze sztabu nowej pre­mier awansowali, to on nie. Za blisko był z Mastalerkiem. Czara goryczy przelała się - po obu stronach - kiedy rzeczniczka partii Beata Mazurek blokowała mu dostęp do mediów. On i tak cho­dził, a dziennikarze lubili go zapraszać, bo podnosił cytowalność. W Zetce działania partii po kryzysie grudniowym w skali od jeden do dziesięciu ocenił na jeden. Wiedział, że już nie dostanie miejsca na liście wyborczej, więc został rzecznikiem prezydenta Dudy. Po krótkotrwałym sukcesie po wetach - kiedy mówiło się, że Ad­rian staje się Andrzejem - energia prezydenta do niepodległości względem Nowogrodzkiej w pałacu opadła. Jeszcze we wrze­śniu rok temu mówił POLITYCE: - Wielu moich kolegów poszło w biznes i oczywiście osiągnęli większy sukces materialny niż ja. Ale ja robię rzeczy, których nie da się wycenić, i nie zamieniłbym się z nimi. Niecały rok później ogłosił, że odchodzi z kancelarii. Łapiński z Mastalerkiem bywają w kontakcie z Dudą, ale już mu nie doradzają. Ktoś mówi, że aby zapanować nad tym, co dzieje się w otoczeniu prezydenta, nie mieliby czasu na swój biznes.

Rzecznicy odradzają się w biznesie
Choć Łapiński na ostatni kongres gospodarczy do Krynicy był zaproszony jako minister prezydenta, to wziął urlop i wystąpił tu już jako były rzecznik głowy państwa. Na Forum Ekonomicz­nym w Krynicy Hofman i jego spółka R4S mieli ogłosić, że do ich zespołu dołącza Igor Janke, ale Łapiński był pierwszy i to news o jego odejściu z polityki stał się głównym tematem. Obaj - i Hof­man, i Łapiński - wybrali idealny moment, bo Krynica przyciąga ludzi biznesu, którzy dbają o relacje z władzą. Ci, którzy dobrze rozeznają się w politycznej konstelacji, a Hofman i Łapiński bez dwóch zdań do nich należą, są dla biznesu kontaktem nie do przecenienia. Łapiński pokazał, że ma wyczucie czasu. Timing - tak nazwał swoją agencję. - Timing is everything - to moje hasło, bo wiem, że brak wyczucia czasu może położyć projekty polityczne i biznesowe - mówi Łapiński. Mógł jeszcze przez trzy miesiące pobierać 8,3 tys. zł z kancelarii, mógł wyjechać na wakacje, odpo­cząć, ale timing is everything. Zdyskontował rozgłos wokół siebie.
   Dwa dni po jego odejściu Duda mówi o UE jako „wyimagi­nowanej wspólnocie”. A Łapiński w ciepły wrześniowy poranek nie musi już odbierać telefonów i ratować wizerunku prezyden­ta. - Praca dla prezydenta dawała mi dużo satysfakcji, poczucia sprawczości, ale też ogrom obowiązków, a co za tym idzie, tak­że stresu. I tak kilkanaście godzin na dobę - opowiada. Dodaje, że wiele zawdzięcza tej pracy, zdobył unikalne doświadczenie. Zbudował też rozpoznawalność. Dziś wykłada piar na UW. Me­diom nie daje o sobie zapomnieć, chętnie udziela wywiadów, ale stara się już teraz pozycjonować w roli komentatora. Nigdy nie występuje z czynnymi politykami, bo nie chce być już traktowany jako strona politycznego sporu. Jest ostrożny, bo prezes nie lubi ostentacji. Nie opowiada o szczegółach biznesu, jakich ma klien­tów i jakie ma dochody, poza zdawkowym, że w biznesie zarabia się lepiej niż w polityce. Jak mówi, woli najeść się łyżką, niż za­dławić chochlą.
   Nieżyczliwi w PiS i zazdrośnie spoglądający na jego sukces biz­nesowy już donieśli Kaczyńskiemu, że podobno coś miał robić dla PO. Polityk z Nowogrodzkiej: - Mamy możliwości sprawdzenia, kto z kim pracuje, i wiemy, że na razie Krzysiek jest czysty. Pod czujnym okiem ludzi Kaczyńskiego jest też Adam Hofman. Obaj w mediach podkreślają znajomość mechanizmów, które rządzą PiS. Hofman świetnie wykorzystuje do tego program, który dała mu wp.pl, w którym przepytuje na wizji polityków. Do Beaty Szydło mówi na „ty”, a w zeszłym tygodniu, komentując spotkanie klubu PiS w Jachrance, mówił do Łapińskiego: „my wiemy, co zawsze dzieje się za tymi zamkniętymi drzwiami”. Mrugają do biznesu.

Różne cwaniaczki
Ale Hofman gra ostrzej, bo o ile Łapiński jest biznesowym soli­stą, to on buduje firmę opartą na znanych twarzach. Kiedy „dobra zmiana” wisiała w powietrzu, to Michał Wiórkiewicz, były asy­stent premierów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego, wspólnie z by­łym rzecznikiem policji Mariuszem Sokołowskim, założyli spółkę R4S. Hofman był współpracownikiem, później wspólnikiem. W ze­szłym roku spółka zanotowała 4,1 mln przychodów i 1,07 mln zł zysku netto. Przez poprzednie 16 miesięcy mieli 3,64 mln zysku. Do współpracy doprosili byłego posła PiS Zbigniewa Girzyńskiego, który też wyleciał z partii po zarzutach o kręcenie przy rozlicza­niu zagranicznych podróży. Kiedy za spółki Skarbu Państwa odpo­wiadał Jackiewicz, firma współpracowała z kilkoma z nich. Wśród nich Grupa Azoty, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. W kwietniu naczelny „Super Expressu” Sławomir Jastrzębowski złożył wypowiedzenie i dołączył do R4S. Został prezesem i udzia­łowcem. Sokołowski: „Adam jest doświadczony w polityce. Ja wie­le lat przepracowałem w policji. Sławomir Jastrzebowski pasuje do nas jako osoba świetnie zorientowana w pracy dziennikarza”.
   Po tym jak jesienią 2016 r. Kaczyński mówił, że „przy państwo­wych spółkach kręcą się różne cwaniaczki”, Hofman znalazł się na celowniku. Dymisja Jackiewicza była dla niego wyraźnym ostrzeżeniem, aby nie rozpychał się zbytnio w interesach z pań­stwowymi spółkami. Zarzekał się, że te nie wystawiają żadnych faktur za doradztwo. - R4S tworzy wokół biznesu, któremu zależy na zamówieniach ze spółek, dobry klimat u decydentów. I za to pła­cą Hofmanowi - opowiada osoba zorientowana na tym rynku. Jak udało nam się ustalić kilka miesięcy temu, na rynku pojawił się anonimowy raport o ludziach Gryffin Real Estate, potentata bran­ży nieruchomości na polskim rynku. Raport dowodził, że to do­brzy znajomi Rywina, którzy robili z nim interesy. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że prezes Gryffina Przemysław K. został za­trzymany pod zarzutem wręczenia 500 tys. zł łapówki senatorowi Kogutowi. „Gazeta Wyborcza” ujawniła niedawno, że KNF właśnie od ludzi powiązanych z Gryffinem wynajęła na swoją siedzibę, okazały budynek przy Pięknej, po usilnych staraniach byłego pre­zesa KNF Marka Ch. - Mechanizm polega na tym, że na przykład Gryffin potrzebuje kogoś, kto zapewni dostęp do ośrodka polityczne­go, by zneutralizować zagrożenie polegające na tym, że właściciele Gryffina to kumple Rywina, co przy obecnym układzie władzy jest dla nich zabójcze - opowiada nasz informator.
   Jak się dowiadujemy, to Adam Hofman robił intensywny wy­wiad na rynku i rozpytywał, kto stoi za raportem niekorzystnym dla Gryffina. - Wyglądało to tak, jakby pracował na zlecenie Gryf­fina - opowiada nasz informator. Dwa lata temu Ziobro hucznie zapowiadał, że szykuje nowelizację, która skończy z lichwiarskim rynkiem. Ustawa miała drastycznie zmniejszyć finansowe zy­ski firm oferujących szybką pożyczkę. Jak udało nam się ustalić, spółka Hofmana ma w swoim portfolio największą firmę oferującą takie pożyczki. Na razie Ziobro nie przekonał do swych 2 pomysłów ani ministrów, ani KNF.
   Biznes najbardziej liczyna to, że w wyniku dostępu do politycz­nych decydentów będzie mógł szybko przedstawić swoje racje, które mogą mieć wpływ na proces legislacyjny, który dziś dzieje się poza parlamentem. W normalnych warunkach odbywa się to w ramach transparentnego lobbingu parlamentarnego. Ale w układzie PiS taki lobbing przestaje mieć znaczenie, bo ustawo­dawstwo odbywa się przy Nowogrodzkiej lub w KPRM. Niedawno dziennikarze Gazety Wroclawskiej.pl i „Superwizjera TVN” ujaw­nili cennik Mariusza Antoniego Kamińskiego. Za każde spotka­nie z ważnym politykiem jego klient musiałby wyłożyć od 5 do 30 tys. zł „w zależności od pozycji i znaczenia danej osoby”.
   Marcin Mastalerek też zapewnia, że nie pracuje dla państwo­wych spółek, a na brak klientów nie narzeka, wielu musi odma­wiać: on woli ciszę, rzadko chodzi do mediów Nie był w Krynicy i na Kongresie 590. - Nie szukam popularności ani nie muszę się reklamować. Mam inny model pracy. Jeśli ktoś myśli, że przyjdzie do mnie i coś sobie dzięki mnie u polityków załatwi, jest w błędzie - mówi POLITYCE. W zeszłym tygodniu został powołany do zarzą­du piłkarskiej Ekstraklasy. W kontrakcie zapewnił sobie możliwość dalszego prowadzenia biznesu. Niedługo przeniesie się do gabi­netu wiceprezesa. Nie wiadomo, za jakie pieniądze, ale to pensja z czterema zerami. Po odejściu z Orlenu doradzał władzom Legii.
- Piłka zawsze była moją pasją. Będę pracował nad wizerunkiem i komunikacją Ekstraklasy. Na stadionach jest bezpiecznie i to jest dobre miejsce dla spędzenia czasu z rodziną - mówi Mastalerek. Niedawno jego patron, szef MSWiA Joachim Brudziński, zapowie­dział ustawę poprawiającą bezpieczeństwo na stadionach. No­minacja Mastalerka zbiegła się też z ogłoszeniem, że przez dwa najbliższe sezony na antenach TVP będzie można obejrzeć hitowe spotkania. Kurski kupił prawa od Ekstraklasy za ok. 50 mln zł. A już w lipcu Mateusz Morawiecki zezwolił, by Totalizator Sportowy i PKO Bank Polski rozpoczęły trzyletnią współpracę sponsorską z Ekstraklasą za ok. 42 mln zł. Jak dowiedzieliśmy się, prezes PiS dał zielone światło dla prezesury Mastalerka w Ekstraklasie i znak, że wyciąga rękę do byłego rzecznika.

Win odpuszczenie?
Z Nowogrodzkiej słychać, że Kaczyński bacznie obserwuje po­czynania swoich byłych fighterów i czas zimnej wojny dobiega końca. Jaki ma w tym interes? Łapiński, Hofman i Mastalerek, bę­dąc rzecznikami partii, w czasie kiedy ta pozostawała w opozycji, albo walcząc w kampanii, w której nie było nic oczywistego, mają nawyk rozmawiania z mediami, które nie głaszczą władzy po głowie. PiS nie przemodelował rynku mediów i dalej nie ma dobrego kanału dotarcia do centrowego elektoratu, wśród którego chce się teraz wypromować jako partia umiarkowana. Już trwają zabiegi chowania kłopotliwych posłów Stary wyborczy trik prezesa.
   Kaczyński potrzebuje zaprawionych w bojach rzeczników, którzy dobrze się czują w mediach, teraz bardziej w roli ko­mentatorów, ale wciąż są z partią kojarzeni. Wielkim kłopotem Kaczyńskiego jest też brak ludzi do wymyślania strategii, a oni trzej sprawdzili się w tym całkiem dobrze. Z rzeczniczką Ma­zurek prezes nie wygra wyborów Piotr Agatowski umie czytać sondaże i badać nastroje, ale tylko tyle. Już przy Nowogrodzkiej zakwitła myśl, że Łapiński, Mastalerek i Hofman mogą pomóc w kampanii bardziej na zapleczu, mniej formalnie. Im też zależy, aby wygrał dotychczasowy obóz rządzący. Trudno będzie im two­rzyć dobrą atmosferę dla biznesu, który po przegranych przez PiS wyborach przeformatuje się na relacje z nowymi graczami.
Bo kapitałem założycielskim ich biznesów są właśnie doświad­czenia zebrane w PiS i na nich chcą rosnąć.
Anna Dąbrowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz