Partia szachów Giertycha
Roman Giertych
rozgrywa mecz życia. Liczy, że afera w KNF wywróci rząd, a jemu pomoże wrócić
do polityki. Jak ustalił „Newsweek”, jedno z nagrań złożonych w prokuraturze
może obciążać szefa NBP
Jest
niedzielne popołudnie 4 listopada. Miliarder Leszek Czarnecki, właściciel
Getin Noble Banku, ląduje w Warszawie. Prosto z lotniska jedzie do Józefowa do
willi Romana Giertycha, niegdyś polityka, dziś znanego adwokata. Zamykają się
w gabinecie Giertycha i Czarnecki puszcza mu nagranie swojej rozmowy z szefem
Komisji Nadzoru Finansowego Markiem Ch., które dwa
tygodnie później zatrzęsie rządem PiS.
Na nagraniu Ch. przedstawia słynny już „plan
Zdzisława” dotyczący przejęcia banków Czarneckiego przez państwo za symboliczną
złotówkę. Deklaruje, że państwo może dać spokój biznesmenowi, jeśli ten
zatrudni jego znajomego prawnika. Wynagrodzenie miało wynieść 1 procent od
wartości banków za trzy lata, co miliarder wyliczył na 40 milionów złotych.
Czarnecki ma wątpliwości, czy to można uznać za korupcyjną propozycję, bo szef
KNF miał zapisać ów 1 procent na kartce, a on tej kartki nie ma, bo nie zabrał
jej z jego gabinetu.
- To jest czysta korupcja - odpowiada
mecenas. Jednak, żeby uspokoić miliardera, dzwoni po prawnika ze swojej
kancelarii.
Puszcza nagranie jemu oraz żonie
Barbarze, także adwokatce. Cała trójka jest zgodna, że to była propozycja
korupcji.
Giertych wie o sprawie od lata. To wtedy
Czarnecki powiedział mu, że ma nagranie rozmowy z szefem KNF. Oryginał nagrania
trzymał w swoim domu we Francji. To stamtąd przywiózł je do Giertychów. Przez
całe spotkanie Giertych się zastanawia, czy Czarnecki zdecyduje się złożyć
zawiadomienie do prokuratury, bo jeśli tak, to - jak uprzedza swojego klienta
- „będzie burza na cztery fajerki”. Dla Giertycha to wymarzony scenariusz.
Znowu będzie na pierwszej linii frontu w swojej ulubionej roli pogromcy PiS,
którego szczerze nie cierpi, odkąd wypadł z polityki w 2007 r.
TRZY NAGRANIA
Dwa tygodnie później
Czarnecki przez 11 godzin zeznaje w katowickiej prokuraturze. Towarzyszy mu Giertych. Politycy
PiS przekonują, że po odwołaniu Marka Ch. ze stanowiska szefa KNF afera się
wypala. Ale nie wiedzą jeszcze, że Czarnecki złożył w prokuraturze nie tylko
nagranie rozmowy z szefem KNF. W sumie - jak ustalił „Newsweek” - są trzy
nagrania. Jedno z nich - według źródła znającego sprawę - może obciążać szefa
NBP Adama Glapińskiego. To jest nagranie spotkania Leszka Czarneckiego z
członkami KNF, które odbyło się pod koniec kwietnia, trzy tygodnie po rozmowie
biznesmena z Markiem Ch. Szef KNF nie wiedział jeszcze, czy miliarder przyjmie
korupcyjną propozycję.
- Marek Ch. z jednej strony naciskał
Czarneckiego, żeby uzupełnił rezerwy w bankach, a z drugiej zapewniał, że Glapiński
obiecał mu pomoc w restrukturyzacji. To może oznaczać, że panowie działali
razem - zaznacza mój rozmówca. To byłby poważny problem dla PiS. Bo szefa NBP
nie można tak po prostu odwołać. Sześcioletnią kadencję gwarantuje mu konstytucja
i sam musiałby się podać do dymisji. A Glapiński wierzy, że się uratuje.
Katowiccy prokuratorzy prowadzący śledztwo w
sprawie afery w KNF potwierdzają, że Czarnecki złożył w prokuraturze nagrania
rozmów i dyktafony. Jednak o szczegółach nagrań nie chcą mówić. Badają je
biegli, a ekspertyzy będą gotowe w ciągu kilkunastu dni.
ŻAL 0 MATURĘ Z MATEMATYKI
Wtorek 27 listopada.
Spotykam się z Romanem Giertychem w jego kancelarii przy Nowym Świecie w Warszawie.
Gabinet mecenasa jest na pierwszym piętrze na końcu kilkudziesięciometrowej
amfilady. Na ścianach zdjęcia z rodzinnych audiencji u papieży Jana Pawła II i
Benedykta XVI. Brakuje zdjęcia z papieżem Franciszkiem, bo Giertych jeszcze go
nie odwiedził.
Siadamy na kanapach dla gości, ale Giertych
po chwili przesiada się do ciężkiego eleganckiego biurka, żeby przy komputerze
śledzić wiadomości. Akurat tego dnia CBA zatrzymuje byłego szefa KNF. Na stoliku
obok leżą szachy. Giertych jest zapalonym szachistą, podobnie jak Czarnecki.
Razem rozegrali niejedną partię
w gabinecie mecenasa. Poznali się w 2013 r. Czarnecki przyszedł do kancelarii
z jakąś sprawą biznesową. Jednak pierwsze, co usłyszał od niego Giertych, to
wyrzuty za to, że zlikwidował maturę z matematyki. Giertych był w szoku. Kazał
sekretarce drukować z internetu, że było odwrotnie - to on jako minister
edukacji maturę z matematyki przywrócił.
Jeden z moich rozmówców mówi wprost, że
Czarnecki poprosił Giertycha o pomoc w sprawie afery KNF, bo chciał, żeby została
ona odpowiednio nagłośniona w mediach. Giertych jak żaden inny adwokat
gwarantuje to, że sprawa nie będzie schodzić z czołówek serwisów. Ma świetne
kontakty z dziennikarzami i regularnie gości w ogólnopolskich telewizjach.
Gdy został pełnomocnikiem Czarneckiego, od
razu zaatakowały go pro- rządowe „Wiadomości”. Zarzucono mu koniunkturalizm,
homofobię oraz to, że - według niektórych
mediów - próbował stworzyć grupę, która będzie szantażować najbogatszych
Polaków i wymuszać od nich pieniądze. Odgrzano ujawnione cztery lata temu przez
„Wprost” nagranie, na którym Giertych podczas mocno zakrapianej alkoholem
imprezy, okraszonej homofobicznymi żartami, negocjował odkupienie od
dziennikarza Piotra Nisztora praw do nieukończonej książki o Janie Kulczyku. W
rozmowie padły też propozycje szantażowania znanych biznesmenów, w tym
Czarneckiego. Giertych mówi mi, że wtedy blefował. Występował w imieniu
biznesmena Ryszarda Krauzego, który był przyjacielem Kulczyka i chciał w jego
imieniu odkupić książkę. A rozmowę ujawniono, bo po aferze podsłuchowej został
pełnomocnikiem szefa MSZ Radosława Sikorskiego i ministra finansów Jacka
Rostowskiego.
Rządowej telewizji Giertych nie zamierza
odpuścić. Gdy zapowiedział, że złoży pozew przeciwko Danucie Holeckiej z
„Wiadomości”, TVP
nazwała go „prawnikiem banksterów i skompromitowanych
polityków”. Giertych chce za te słowa pozwać zarząd spółki. Dla prezesa Jacka
Kurskiego będzie się domagał 40 godzin prac społecznych miesięcznie przez rok.
Mówi, że najlepiej by było, gdyby sprzątał Warszawę.
Po zapowiedzi pozwu TVP ujawniła nagranie starej rozmowy Czarneckiego z zarządem
Getin Banku, w której miliarder mówi, że Giertych będzie przeciągał spór banku
z frankowiczami nawet o dziesięć lat. Czarnecki chwali Giertycha, że już 16
lat prowadzi Krauzemu sprawę o egzekucję i kobiecie walczącej o odszkodowanie
powiedział: „Pani umrze i nie zobaczy ani złotówki”. Ale Giertych zaprzecza, by
kiedykolwiek mówił tej kobiecie o śmierci.
Chociaż przyznaje, że od tej sprawy zaczęła
się jego dobra passa w adwokaturze. Zakwestionowanie 60-milionowego
zobowiązania Prokomu, związanego z upadkiem Telewizji Familijnej, było jego
pierwszym dużym sukcesem. Dziś wśród jego klientów są spółki giełdowe, banki,
celebryci.
JAK NARKOMAN NA ODWYKU
W ciągu jedenastu lat
Giertych stał się bardzo majętnym człowiekiem. Gdy wypadł z polityki w 2007
r., miał 200-metrowy dom w Łomiankach i zadłużoną hipotekę. Dziś z żoną i
czwórką dzieci mieszka w ponad 800-metrowej willi z wielkim ogrodem, jeździ
mercedesem klasy S, a część roku spędza pod Rzymem w willi z gajem oliwnym i
basenem. O pieniądzach nie chce rozmawiać, chociaż przyznaje, że gdyby wrócił
do polityki, to największym problemem byłoby dla niego wypełnianie oświadczenia
majątkowego.
Odkąd PiS doszło do władzy, uczestniczy w protestach
przeciwko łamaniu praworządności i wyrasta na głównego adwokata opozycji.
Broni sekretarza generalnego PO Stanisława Gawłowskiego, podejrzanego o
przyjmowanie korzyści majątkowych, reprezentował m.in. byłego ministra
transportu Sławomira Nowaka, Radosława Sikorskiego, a także Donalda Tuska i
jego dzieci. Dobre kontakty ma także z liderem Platformy Grzegorzem Schetyną.
Bo Giertych marzy o tym, żeby wrócić do polityki. Jego żona Barbara mówi
wprost, że jest jak narkoman na odwyku.
- Jestem uzależniony od polityki. To jest
taka długa gra, w którą się gra całe życie. Nie wykluczam startu do Senatu w
wyborach w 2019 r., co nie oznacza, że porzucę pracę adwokata - zastrzega
Giertych. Ale już raz kandydował do Senatu w okręgu podwarszawskim w 2015 r. i chociaż
PO nie wystawiła przeciwko niemu kandydata, nie zdobył mandatu. Zlecił nawet
badania, żeby wiedzieć, które miejsca są bardziej platformerskie, a które
pisowskie, i wydrukował dwa rodzaje ulotek. Dla wyborców bardziej liberalnych
miał takie, w których przedstawiał się jako wróg ciemnogrodu, a przed
kościołami rozdawał ulotki z napisem „Roman Giertych - były wicepremier w
rządzie Jarosława Kaczyńskiego”.
- To była porażka, a nie klęska. Zdobyłem
ponad 50 tysięcy głosów - mówi o swoim starcie sprzed trzech lat. Jego zdaniem
w 2015 r. wyborcy byli zmęczeni rządami PO, a teraz trend się zmienił.
Zamówione przez niego badania - bo Giertych jest maniakiem sondaży, na które
potrafi wydać nawet kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie - pokazują, że w
elektoracie PO popiera go 75 procent wyborców, a w elektoracie SLD nawet 80
procent.
NAWET ZGWAŁCONE POWINNY RODZIĆ
Jednak wśród
polityków PO panuje przekonanie,
że Giertych byłby trudny do zaakceptowania dla wyborców tej partii czy szerzej
zjednoczonej opozycji, ze względu na swoją przeszłość. Wciąż ktoś mu
przypomina, że to on reaktywował Młodzież Wszechpolską i że jest de facto
ojcem ideowym skrajnych narodowców, maszerujących dziś z neonazistowskimi
hasłami. Był liderem antyunijnej partii Ligi Polskich Rodzin, a o traktacie
lizbońskim krzyczał: „Zdrada, zdrada, zdrada!”. O Paradzie Równości w 2007 r.
Giertych mówił tak: „Popieram rodzinę i uważam, że trzeba przeciwstawiać się
temu, że wstrętni pede- raści przyjechali z wielu krajów i próbowali narzucić nam
swoją propagandę”. Jako minister edukacji wyciął z kanonu lektur
„Trans-Atlantyk” Gombrowicza, bo - jak tłumaczył - książka „jest o tym, jak
główny bohater poszukuje kochanka w Argentynie, nie wiem, czy tego typu
literatura musi być obowiązkowa. Jeżeli premier chce wziąć na swoje sumienie wprowadzenie
do kanonu lektur książki promującej pederastię, niech to robi”.
Gdy w internecie zaczął krążyć pomysł, że
Giertych zostanie ministrem sprawiedliwości, jeśli opozycja wygra wybory, w
Platformie zawrzało. Barbara Nowacka, która przystąpiła niedawno do Koalicji
Obywatelskiej, mówi mi, że dla niej to jest sytuacja niewyobrażalna. - Giertych
już raz był ministrem edukacji i zrobił wiele złego - argumentuje. Jej zdaniem
konserwatywne skrzydło KO powinno się kończyć na Kazimierzu Michale Ujazdowskim,
a dla Giertycha nie ma tam miejsca.
Bliski współpracownik Grzegorza Schetyny
przecina te spekulacje, mówiąc, że nikt kandydatury Giertycha na ministra
sprawiedliwości nie bierze pod uwagę.
Platforma może najwyżej pomóc mu
w ten sposób, że ponownie nie wystawi przeciwko niemu kontrkandydata do Senatu.
Sam mecenas co jakiś czas udziela
wywiadów-spowiedzi, w których kaja się za dawne polityczne grzechy. Jego znajomi
mówią, że przygotowuje w ten sposób wyborców na swój powrót. Mnie zapewnia, że
przeszedł ewolucję i dojrzał.
- Największym błędem, jaki popełniłem w
polityce, było to, że występowałem przeciwko wejściu Polski do Unii
Europejskiej - mówi mi Giertych. Dodaje, że trzeba było wejść do Unii, i
zrozumiał to już po referendum.
Dzięki stryjowi Wojciechowi,
dominikaninowi i doktorowi teologii moralnej, z kolei doszedł do wniosku, że
należy wprowadzić ścisły rozdział Kościoła od państwa. A PiS i ojciec Tadeusz
Rydzyk, dawny promotor Giertycha, są zakładnikami katolickiego państwa narodu
polskiego. Taką koncepcję miękkiej dyktatury, podbudowanej katolicyzmem,
forsowali skrajni nacjonaliści z ONR „Falangi” w Polsce w latach 30., a teraz
PiS w pewnym sensie do niej wraca. Ale według Giertycha zadaniem katolika nie
jest budowanie katolickiego państwa jakiegokolwiek narodu. Mecenas zapewnia, że
z Młodzieżą Wszechpolską łączy go tylko hasło w Wikipedii, a sam żałuje, iż
nie zlikwidował jej, będąc ministrem. Już wtedy widział, że idą tam
nacjonaliści. A on sam nacjonalistą nigdy nie był.
Za to w sprawach światopoglądowych zdania
nie zmienił. Co prawda odżegnuje się od swoich homofobicznych wypowiedzi,
cytując słowa papieża Franciszka: „kim
jestem, by ich oceniać”, ale wciąż jest przeciwko związkom partnerskim i
za zakazem aborcji. Nawet zgwałconym kobietom
kazałby rodzić, co łączy go z najbardziej radykalnymi politykami PiS.
- Aborcja jest złem w każdym wydaniu - mówi
mi Giertych.
- A gdyby pańska córka została zgwałcona i
zaszłaby w ciążę, też kazałby pan jej rodzić? - dopytuję.
- Jeżeli córka pytałaby mnie o radę, tobym
jej powiedział, że aborcja jest złem większym lub porównywalnym do tego, co jej
się stało - odpowiada mecenas.
- Może pan jest cynikiem, który założy każdą
maskę, żeby tylko wrócić do polityki? - pytam na koniec Giertycha.
- Nie. Bo cynik to jest człowiek, który w
nic nie wierzy. A ja robię to, w co wierzę. Jak mówię, że chcę, żeby PiS
zniknęło ze sceny politycznej, bo to są szkodnicy, to w to wierzę - zapewnia
Giertych. Liczy, że mimo swoich ultrakonserwatywnych przekonań w kwestiach
światopoglądowych ostrymi atakami na PiS w końcu się uwiarygodni w oczach
liberalno-demokratycznych wyborców. Gdyby udało mu się przy okazji afery KNF
wywrócić rząd PiS, szanse na to z pewnością by wzrosły.
- To byłby już drugi raz, gdy Giertych
przyłożyłby rękę do upadku ekipy PiS. Właśnie on doprowadził do
wcześniejszych wyborów w 2007 r., w których PiS straciło władzę. Dzień po
wybuchu afery gruntowej Kaczyński, który był wówczas premierem, wezwał do
siebie Giertycha. Namawiał go, żeby przejął część posłów Samoobrony i zrobił
nową koalicję z PiS, już bez Andrzeja Leppera. Giertych odpowiedział
Kaczyńskiemu, że musi mu pokazać materiały świadczące o tym, że lider
Samoobrony popełnił przestępstwo, po czym wyjechał z rodziną na wakacje do
Chorwacji. Jednak na urlopie doszedł do wniosku, że jeśli przyjmie propozycję
prezesa PiS, to zostanie jego zakładnikiem i w końcu podzieli los Leppera.
Dlatego po powrocie do kraju propozycję odrzucił. PiS musiało ogłosić przedterminowe
wybory. Jednak razem z PiS przepadł w nich także Giertych.
Część moich rozmówców uważa, że Giertych
tak zaciekle walczy z PiS, bo liczy, że kiedy PiS upadnie, to na jego gruzach
powstanie nowa prawicowa partia. A wtedy on mógłby zostać jej liderem. Bo to
rasowy polityk i toga adwokacka go uwiera.
Mecenas dyżurny
Roman Giertych
ewoluuje. I choć dziś jest zagorzałym obrońcą praworządności, bywalcem
antyrządowych manifestacji oraz prawnikiem wielu polityków opozycji, ciągnie za
sobą ogon - dawnych wypowiedzi, działań, poglądów. Czy utrudni mu to powrót do
polityki?
Nowy
Świat. Klasycystyczna kamienica w centrum Warszawy, zadbane podwórze z
posągiem jelenia pośrodku i wartą kilkaset tysięcy złotych czarną limuzyną
nieopodal. W oficynie urzędują myśliwi, na pierwszym piętrze - Roman Giertych. To tu, równo kilometr od Sejmu, otworzył
swą kancelarię adwokacką. Na końcu przedzielonej szklanymi drzwiami amfilady,
w eleganckim gabinecie, obszernym na tyle, że nie przytłaczają go skórzane
fotele i ciężkie drewniane meble, powiesił zdjęcia z audiencji rodziny u
kolejnych papieży. Nad biurkiem zaś - ramę z
modlitwą: „Św. Tomaszu Morusie, Ty wiesz co to znaczy czekać na wyrok. Daj mi
cierpliwość czekania, pokorę przy zwycięstwach, radość przy porażkach, ale daj
mi też wygrać sprawę o którą proszę!” [pis. oryg.]. Średniowieczny prawnik,
pisarz i poseł - męczennik obwołany patronem polityków - jest dla Romana Giertycha wzorem. Słowa modlitwy, jak mówi,
adwokat powtarza przed wyrokami w trudnych sprawach.
Do zawodu wrócił po nieudanym koalicyjnym romansie z PiS,
kiedy jesienią 2007 r. wylądował na politycznym marginesie. I nie bieduje.
Postawił okazałą willę pod Warszawą; dwa razy do roku - na powitanie i pożegnanie lata - urządza wystawne
przyjęcia, na których goszczą znani politycy, prawnicy i biznesmeni; jest
stałym bywalcem mediów. Na co dzień także obraca się wśród polityków - z jego
usług korzystają lub korzystali m.in.: Donald Tusk, Jan Krzysztof Bielecki, Radosław
Sikorski, Jacek Rostowski, Killion Munyama czy Stanisław Gawłowski. Muszą mieć
do niego zaufanie, ponieważ powierzają mu nie tylko swoje tajemnice, ale i
sprawy swoich bliskich - jak choćby w przypadku obojga dzieci szefa RE czy żony
Mirosława Drzewieckiego. Problemy są różne: od komisji śledczych, przez hejt w
internecie, rasistowskie ataki, po oskarżenia o korupcję.
Sam Giertych twierdzi jednak, że głośne sprawy z polityką
w tle to niewielka część jego aktywności zawodowej. A tej prawdziwej polityki
wciąż mu brakuje. Nie kryje, że chciałby do niej wrócić.
- Nie wykluczam startu w nadchodzących
wyborach, najprawdopodobniej do Senatu. Wszystko inne to spekulacje medialne,
które nie ja wypuszczam - podkreśla adwokat. - Przez te kilkanaście lat
zarobiłem dostatecznie dużo, żeby poświęcić się służbie publicznej. Chociaż,
nawet jeżeli zostałbym senatorem, nadal prowadziłbym kancelarię. Czynnik finansowy
nie będzie więc tu grał roli, bardziej względy rodzinne, ponieważ mam jeszcze
dwoje małych dzieci.
Kodeks postępowania
Buduje nowy wizerunek i
znajomości, które powrót na Wiejską mogą ułatwić. Wśród polityków
parlamentarnej opozycji jest raczej lubiany. Nasi rozmówcy często wskazują na
jego „angielskie poczucie humoru” i błyskotliwość, a przede wszystkim na
ogromną determinację do walki z PiS. Bywa autoironiczny, ale i złośliwy
- co zresztą pokazał już na finiszu swojej ostatniej
kadencji w Sejmie.
Polowano na Leppera, koalicja PiS-Samoobrona-LPR się
rozpadła, posłowie dyskutowali o samorozwiązaniu izby. Ówczesny szef Ligi
Polskich Rodzin, uzbrojony w sejmowe statystyki, wkroczył na mównicę i zaczął
punktować Jacka Kurskiego, który chwilę wcześniej chwalił się dokonaniami PiS.
„Przypisał pan swojemu klubowi reformę edukacji, mundurki. A ja mam tutaj
głosowanie.” - drwił Giertych i odczytywał wyniki kolejnych głosowań, w których
spora część posłów PiS, w tym sam Kurski, nie głosowała albo opowiadała się
przeciwko: mundurkom, becikowemu i uldze prorodzinnej. Kurski z nietęgą miną,
skubiąc nerwowo podbródek, wysłuchiwał uszczypliwości Giertycha, śmiechów z
sali i okrzyków: „oszust!”, „kłamca!”.
W jednym tylko próbujący się odciąć Kurski miał rację: „Pan
Giertych przemawiał tak, jakby to był jego ostatni raz”. Przyspieszone wybory
zmiotły LPR z politycznej sceny. Partia, która dwa lata wcześniej weszła do
Sejmu z 8-proc. poparciem, w 2007 r. uzbierała raptem 1 proc. głosów. Już się
nie podniosła.
Tamte czasy pozostawiły zadrę. Tak przynajmniej tłumaczą to
teraz politycy znający Giertycha, w tym Tadeusz Cymański, którego podczas
pamiętnej debaty Giertych również punktował.
- Oprócz kwalifikacji wkłada w
to serce, bo ma zadawnione porachunki i żywi do nas bardzo negatywne uczucia.
Był przecież szefem partii, którą wielu określało „przystawką", a po 2007
r. ta partia przepadła. Taka trauma zostawia trwały ślad - tłumaczy. - Gdybym potrzebował adwokata i widział, że
jest taki, który pała jakąś żądzą, tobym brał go w ciemno!
Bo to przecież gwarancja, że
zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel -
dodaje.
Normy
Ta determinacja do walki z
państwem PiS i aparatem jego władzy jest rzeczywiście jedną z przyczyn, dla
których czołowi politycy opozycji decydują się korzystać z usług mecenasa
Giertycha.
- Zna metody PiS, widział je z bliska - mówi jeden z polityków Platformy. Ale nie tylko to ma
znaczenie, zwłaszcza dla ludzi spoza politycznego świecznika. - Jest wielu
świetnych prawników, jednak rzadko który ma takie „publiczne branie”, czyli
taką szeroko rozpoznawalną twarz. Profesjonalizm i rozpoznawalność przydają
się w tym zawodzie - mówi senator Bogdan Klich. Inny z polityków PO, któremu
zresztą niedawno Giertych proponował swoje usługi, tłumaczy: - On jest
najbardziej „politycznie” zbudowanym adwokatem.
Ale Leszek Czarnecki sprawę
ujawnienia nagrań z KNF na pewno konsultował wcześniej ze swoimi prawnikami.
Giertych pojawił się dlatego, że Czarnecki potrzebował frontmana. Przecież
żaden z prawników, który obsługuje interesy Czarneckiego, nie załatwiłby mu
takiego dojścia do telewizji czy radia. Roman gwarantuje, że sprawa zostanie
nagłośniona i nie przycichnie.
A PiS, nie mając najwyraźniej dobrej odpowiedzi na aferę
KNF, usilnie stara się wyciszyć temat i przekierować uwagę na inne sprawy. Jak
w ubiegłym tygodniu kolejną nowelą dotyczącą Sądu Najwyższego. Ale i po prawej
stronie mają świadomość, że Giertych nie odpuści. Stąd rządowe media
przypuściły na niego atak. Dziennik TVP, w dniu, w którym przez ponad 11 godzin
Czarnecki zeznawał w katowickiej prokuraturze, połowę wydania poświęcił nie
tylko echom „budzących kontrowersje” publikacji „Gazety Wyborczej” oraz
„kreującemu się na ofiarę” miliarderowi, ale także jego pełnomocnikowi. W materiale
„Kontrowersyjny mecenas i polityk” wytykano Giertychowi koniunkturalizm i „obrażanie homoseksualistów”, sugerowano też, że „mógł
chcieć stworzyć grupę, która będzie wymuszała pieniądze najbogatszych
Polaków”. Chodzi o ujawnione cztery lata temu przez „Wprost” nagranie, w którym
Giertych negocjował odkupienie od Piotra Nisztora (specjalizującego się w
publikowaniu podsłuchów) praw do nieukończonej książki o Janie Kulczyku.
Był alkohol, homofobiczne żarty i propozycje szantażowania
biznesmenów (w tym Leszka Czarneckiego). Giertych twierdzi, że wówczas
blefował; że działał w imieniu tajemniczego klienta, przyjaciela Kulczyka, który chciał
zdobyć książkę, a ujawnienie rozmowy z 2011 r. miało być zemstą, ponieważ po
wybuchu tzw. afery podsłuchowej został pełnomocnikiem ministrów Sikorskiego i
Rostowskiego. „Atak na adwokata, który prowadzi sprawy przeciwko tygodnikowi
»Wprost«, wygląda na prywatę i akt desperacji” - twierdził ówczesny szef MSZ.
Dziś Giertych przyznaje, że Nisztorowi się upiekło: - Nie
mogę go skarżyć prywatnie, ponieważ oskarżam go jako oskarżyciel subsydiarny w
imieniu Radka Sikorskiego za sprawę afery podsłuchowej. To byłoby sprzeczne z
zasadami etyki zawodowej. Ale mam nadzieję, że sprawa niedługo wejdzie na
wokandę i sąd go skaże.
Pozwem grozi za to Danucie Holeckiej - od prowadzącej
„Wiadomości” TVP żąda przeprosin i 200 tys. zł na Caritas lub WOŚP za
„czarny piar” we wspomnianym materiale. W odpowiedzi TVP oświadczyła, że groźby „prawnika banksterów i skompromitowanych
polityków” nie powstrzymają jej dziennikarzy w wypełnianiu misji. No to
Giertych zapowiedział również pozwy przeciwko członkom zarządu telewizji - będzie
domagał się zasądzenia im prac społecznych, w tym 40 godz. miesięcznie przez
rok dla prezesa Kurskiego. Kilka godzin później funkcjonariusze TVP odpalili kolejne taśmy, popłuczyny po aferze podsłuchowej.
Na nagraniach Czarnecki opowiada o rzekomym dealu z Giertychem, który miał
obiecać przeciąganie sprawy z frankowiczami domagającymi się odszkodowania od
Getin Banku.
Wokanda
- Ostatnie ataki rządowych
mediów tylko dowodzą tego, że mec. Giertych siada PiS na karku i żądli jak
osa. A to wynika z jego szkoły politycznej
- uważa senator Klich. - Swoją ewolucją udowodnił, że potrafi być
człowiekiem myślącym szeroko. Walczy teraz o wartości europejskie, demokrację,
rządy prawa i prawa obywatelskie. Czynnie występuje po stronie opozycji, daje
świadectwo, że do tych wartości jest przekonany, choć wcześniej tak nie było.
Ale nie wszystkich przekonał do siebie. Nie brakuje ludzi,
którzy wciąż pamiętają mu skrajne, radykalnie prawicowe poglądy i
dyskryminującą retorykę. Dlatego, kiedy ostatnio w mediach zaczęto spekulować,
że po odsunięciu PiS od władzy Giertych mógłby zostać ministrem sprawiedliwości
i prokuratorem generalnym, także lewa strona
zaatakowała. I Giertycha, i PO. Rzeczniczka SLD, która ledwie kilka dni
wcześniej chwaliła się porozumieniem koalicyjnym Sojuszu z Platformą i PSL w sejmikach
i pisała o „dobrej woli głównego koalicjanta, czyli PO” (dzięki której
przedstawiciele jej partii znaleźli się w zarządach województw, w których nie
mają radnych), obruszała się: „I ja mam z PO wspólnie startować?”. Zapowiadała
też: „Będziemy mieli pewne warunki brzegowe współpracy. Poparcie Giertycha
odpada”.
Plotka jeszcze mocniej rozemocjonowała sympatyków Roberta
Biedronia, którzy drwili, że Giertych jest dowodem na „progresywność” PO.
Rykoszetem dostało się także Barbarze Nowackiej, choć ta w przeciwieństwie do
niektórych kolegów z Koalicji Obywatelskiej nie widzi w jej szeregach miejsca
dla Giertycha. Szeroki front: tak, ale na prawej flance granicę wyznacza Kazimierz
Michał Ujazdowski. - Poglądowo Roman Giertych jest bardzo daleko od KO, on
nie zmienił swojego światopoglądu, jak to np. zrobił Stefan Niesiołowski. Jest
an- typisowski, ale nie widzę, aby cenił sobie np. prawa kobiet, wolności
osobiste i świeckość państwa. Ciężko także zapomnieć jego ministrowanie. Nasza
koalicja musi być jak najszersza, ale też spójna programowo i oparta na
pewnych wartościach. Samo nielubienie PiS to za mało - mówi Nowacka.
I choć część polityków PO podchwyciła temat i podobnie jak
Sikorski przyznawała, że Giertych jako prokurator generalny „dałby radę”, to
władze Platformy dystansują się od tych dywagacji. - Nie ma takiego tematu
- ucina Grzegorz Schetyna. - Naprawdę ktoś wierzy, że my teraz układamy
rząd? Oczywiście, nie mam wątpliwości, że Roman byłby bardzo chętny, żeby PiS
ścigać i rozliczyć, ale na rok przed wyborami dyskusja o stanowiskach jest
niepoważna - wtóruje mu inny członek zarządu partii, przekonany, że plotkę
wypuszczono, aby odwrócić uwagę od afery KNF i dać lewicy pretekst do ataku na
KO.
Apelacja
Bo Giertychowi wciąż ciąży przeszłość:
wskrzeszenie na przełomie lat 90. Młodzieży Wszechpolskiej, antysemicka (nawet
jeśli zawoalowana) retoryka LPR, antyunijne i homofobiczne wypowiedzi oraz
radykalizm w kwestiach aborcji, in vitro czy związków partnerskich. Do
tego „zasługi” z czasów szefowania MEN:
mundurki, Gombrowicz, religia wliczana do średniej i amnestia maturalna. Nawet
dziś musi się tłumaczyć z wykreślenia „Transatlantyku” z listy lektur. I choć
wprowadzenie obowiązkowych jednolitych strojów dla uczniów wywołało w 2006 r.
protesty młodzieży (słynne hasło: „Giertych do wora, wór do jeziora”), jest z
tego pomysłu dumny. Jak i z przywrócenia obowiązkowej matury z matematyki.
Ile zostało z tamtego Giertycha?
- Światopoglądowo się nie zmieniłem, natomiast uleciał ze
mnie cały radykalizm. Wracając do adwokatury, wyzbyłem się także skłonności
do oceniania ludzi - mówi. Nadal jest
przeciwnikiem aborcji i sprzeciwia się legalizacji związków homoseksualnych;
zmienił jednak swój stosunek do UE - sprzeciw wobec Unii uważa za swój
„największy polityczny błąd”.
Czy formuła szerokiej opozycyjnej koalicji jest jednak na
tyle pojemna, aby i on się w niej pomieścił? -
To oczywiste, że moje poglądy różnią się od poglądów Joanny Muchy. Ale nie
przeszkadzało nam to objeżdżać Lubelszczyznę, spotykać się z ludźmi i
przekonywać do głosowania na KO. Dlaczego to robiliśmy? Bo nasze różnice
poglądów w kontekście zawłaszczania państwa, które widzimy każdego dnia, są bez
znaczenia. To takie różnice, jak pomiędzy ekologiem a myśliwym w sytuacji,
kiedy płonie las. Ratuje się las, a spory odkłada na dalszy plan i działa razem -
podkreśla.
Może więc ten radykalizm nie tyle z niego uleciał, co
diametralnie zmienił kierunek. Dziś z niemal równą zaciętością Giertych walczy
o to, aby PiS nie demolował dalej państwa.
Przedawnienie
Radykalizm to także kwestia domu.
Maciej Giertych, profesor dendrologii, endek, zasłynął nie tylko
kwestionowaniem teorii ewolucji i dowodzeniem, że dinozaury żyły wśród ludzi (co uwiarygadniać mają m.in. legendy o Smoku
Wawelskim i potworze z Loch Ness), ale publikacjami o zabarwieniu rasistowskim i antysemickim. Jędrzej, dziadek
Romana, współpracownik Dmowskiego, jeden ze skrajnych ideologów przedwojennej
endecji, był zdeklarowanym antysemitą; fascynował się włoskim faszyzmem i
tropił masońskie spiski. Młody Giertych zapewnia jednak, że z antysemickimi
poglądami nie ma nic wspólnego. - Ja w tej chwili reprezentuję wiele
tradycyjnych środowisk żydowskich w Polsce. Przyjaźnię się z Żydami, byłem
gościem prezydenta Izraela, odwiedzałem najwybitniejszych rabinów w Tel Awiwie
i Jerozolimie - podkreśla. Bliżej mu pod tym względem do stryja, o.
Wojciecha, dominikanina, od 2005 r. Teologa Domu Papieskiego, jednego z
ośmiorga rodzeństwa Macieja.
Sam Roman dochował się czwórki dzieci. Najstarsza córka ma
18 lat, najmłodsza Alicja Antonina - 4,5. Z żoną Barbarą - również prawniczką,
pracującą w jego kancelarii - poznali się 25 lat temu na zjeździe MW. Były jej
imieniny, siedem lat starszy rosły wszechpolak, który czujnie złożył jej życzenia,
na wstępie miał plus. O małżeństwie, dzieleniu się obowiązkami i wychowywaniu
dzieci chętnie opowiadali w ubiegłym roku prowadzącym „Dzień Dobry TVN”.
Aplikacja
Giertych stara się odciąć od wizerunku
wyklętego narodowca. W dobrze skrojonym garniturze, z hollywoodzkim uśmiechem,
ważący słowa nie przypomina siebie sprzed raptem dekady. Jednak to nie o
twarz idzie. Bo choć pamięć w polityce bywa ulotna, jego radykalne przekonania
i decyzje wryły się w najnowszą historię polskiego parlamentaryzmu. Powrót do
polityki już raz mu się nie udał - w 2015 r.
startował do Senatu; formalnie nie miał poparcia PO, jednak partia nie wystawiła
w jego okręgu kandydata. Wszedł inny konserwatysta - Konstanty Radziwiłł.
- Jeżeli poprzez aferę KNF uda mu się pogrążyć obóz władzy,
to dominować będzie opinia, że to „facet, który zatopił PiS”, cała reszta, te
słynne mundurki nie będą miały już takiego znaczenia. A on sam zyska bardzo
mocne podstawy, żeby wrócić do polityki -
uważa Ludwik Dorn.
Ćwierć wieku temu 22-letni Roman Giertych napisał
„Kontrrewolucję młodych” - biblię ówczesnych wszechpolaków, z przebitą
szczerbcem unijną flagą na okładce. Dziś wydaje kolejny zbiór swoich
fejsbukowych felietonów, w których rozprawia się z metodami państwa PiS. Te
dwie pozycje to dobry dowód na ewolucję.
Malwina Dziedzic
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuń