niedziela, 30 grudnia 2018

Skołowane Gospodynie



W koła gospodyń wiejskich, tak komplementowane niedawno przez premiera, wstąpił stary duch PRL. Oraz niepokój.

Oglądaliśmy je w TV za ple­cami premiera niemal co­dziennie. Odziane w od­świętne zapaski chwalone były za zasługi dla wolnej Polski. Tańczyły premierowi hucuły, kar­miły opadającego z sił, w ciągłej podróży po kraju. Zważywszy na fakt, że w PRL, na który przypadał czas świetności kół gospodyń, nie było aż tylu telewizyj­nych odbiorników, premier zafundował im najdłuższe pięć minut w 100-letniej historii.
   Obiecawszy 3 tys. plus na folklor zde­nerwował internet. Wyzywano panie od gotujących żury garkotłukówi jeszcze gorszych: Koń by się uśmiał; Miały być elektryczne auta, a skończyło się na do­finansowaniu pieśni typu Wyszła Mańka za stodołę - komentowano.
   Wielu stojącym za premierem repre­zentantkom było nieswojo z powodu tych docinków, ale też nagłej troski premiera. Zapewne panie nieświadome były swej wartości w liczbach. Otóż w 21 tys. kół działa ponad milion kobiet. Samotne matki i niepełnosprawni od urodzenia to przy nich tyle, co nic.
   Premier z radością opiewał spotkania z krzewiącymi staropolską gastronomię. Podczas poczęstunku w Sejnach jadł same przepyszności. Na drogę dostał ogromny sękacz i zanim dojechał do domu, zjadł - jak mówił - połowę, resztę Służba Ochro­ny Państwa. Nie ma nic smaczniejszego - komplementował - niż wyroby pocho­dzące z prastarych receptur, a pierogi ruskie, które mama przywoziła ze Stani­sławowa, to jego ulubiona potrawa.
   Udając się busem na Lubelszczyznę, zdradził mediom, iż jest fanem nalewek. Preferuje te rzadsze, przyrządzane z aronii, jarzębiny i pigwy. Żałował, że mama nie działa w żadnym z kół, jednak we Wrocławiu byłoby to trudne.
   Złośliwi śmiali się w internecie z pre­miera, który poczęstowany twarogiem wyznał, iż dostał zawrotów głowy: Co do­dano do tego nabiału? Gdzie kupić? Ka­mysz proponował nawet zapić ser gry­czanym miodem.
   A to przecież nic śmiesznego. Wszy­scy przed nim kosztowali. Donald Tusk był absolutnie zauroczony śniadaniem u gospodyń w Rzecinie, które spożywał, wysłuchując dowcipów o teściowych, a przebudziwszy się w gospodarstwie agroturystycznym, nie pamiętał, kiedy tak dobrze spał. Kto - naśladował gwarę - rozum w głowie mo, głosuje na PO. Ja­rosław Kaczyński w Strachocinie nie mógł się nachwalić bigosu, który zjadł w wybor­czym 2015 r. Podczas posiłku wysłuchał skarg na wysokość emerytur. Prezydent Komorowski konsumował w tym czasie w gospodarstwie Ziołowy Zakątek w Kory­cinach, zaś Ewa Kopacz przyznała w Kieleckiem, że z tęsknotą myśli o schabowym zjedzonym w prawdziwym polskim domu.
I szarlotce na deser.

Premier podziwiał
Mateusz Morawiecki nie mógł nachwa­lić się pań. W Zabrodziu, zaczynając wier­szem zaczerpniętym od Kochanowskiego (Wsi spokojna, wsi wesoła), komplemen­tował ich gigantyczną pracę w wielkim dziele dla Niepodległej. - To - przemawiał - dzielne gospodynie dbały, by spuścizna nie przepadła w mroku dziejów, nie na­ruszyły jej zakusy zaborców, nie zasypał wojenny kurz, nie wykrzywił komunizm. W Węgrzycach Wielkich nazwał dorobek pań przepięknym, podkreślając, że choć przybył prosto z Bukaresztu, czuje się zaszczycony.
   Skrót KGW rozwijał autorsko jako Ko­biety Gospodarne i Wspaniałe. Inaugu­rując w 100-lecie niepodległości pierw­sze ogólnopolskie święto „Wdzięczni polskiej wsi” w Wąwolnicy, tłumaczył dlaczego tu. Otóż nie byłoby polskości, gdyby nie przodkowie tej ziemi, którzy przed 740 laty odparli najazdy mongol­skie oraz tatarskie. Wręczył przy tym najstarszym członkiniom medale za po­święcenie dla Niepodległej. Nie ustawał w podziękowaniach, co panie ciut żeno­wało, gdyż nie czuły się aż tak kluczowe.
   Za PRL zrzeszały się masowo, to fakt. Jednak członkostwo zapewniało im do­tarcie do towarów deficytowych. Reali­zując zlecenia odgórne, jako najbardziej postępowy element wiejski, w zamian za uświadamianie higieniczno-estetyczne (w tym kursy bielenia obór) dostawały przydziały na pisklęta do chowu, pasze, nowoczesne sprzęty typu magle elek­tryczne i kuchenki gazowe.
   W latach 90. koła mocno podupadły. Ciąg ku europejskości spowodował, że śmiano się z pań, zarzucając im wsiowość, a spotkania po świetlicach w ra­mach rozrywki zabiła obecność w TV pierwszych show. Dopiero ceniąca so­bie swojskość Unia dodała im skrzydeł. Urzędnicy zapragnęli nagle uświetniać paniami ustanawiane na potrzebę chwi­li święta chleba, pszczoły, ziemniaka, truskawki, zalewajki. Bawiły imprezowiczów, biorąc udział w konkursach wbijania gwoździ na czas, najlepszego ugniecenia kapusty, strzelania pneu­matycznego czy wyborach miss. Śpie­wały po łąkach zapraszane przez fir­my inaugurujące otwarcia wiatraków. Stały się na powrót bardzo zabiega­ne folklorystycznie.
   Weźmy ostatni rok, spisany w kronice pewnego koła ziemi hrubieszowskiej, który zajmuje pół brulionu: mamy tu zawody „Kobiety i mak” (chodziło o pro­mocję ciasta, bynajmniej nie o narkoma­nię); biesiadę błotną w Gródku, gdzie - ku uciesze widzów - panie szukały skarbów ukrytych w bajorkach; festiwal pieśni maryjnej, pasyjnej, żołnierskiej, party­zanckiej, biesiadnej, żniwnej, strażac­kiej, włoskiej, a nawet gotyckiej.
   Komplementujący gospodynie premier przedstawił im pakiet wsparcia, wyna­gradzający ich trud na rzecz urządzania naszego niepodległego domu. Bo Polska - przemawiał - prócz dobrego gospoda­rza potrzebuje także gospodyni. Chwalił przy tym sam siebie za ich dostrzeżenie, czego nie zrobił PSL, interesujący się tyl­ko Ochotniczą Strażą Pożarną. Obiecał nadanie paniom podmiotowości praw­nej drogą nieskomplikowanej rejestracji, by - pielęgnując ludowość - mogły bez narażania się na mandaty sprzedawać ciasta na kiermaszach, odbierać dota­cje, a przede wszystkim wspomniane 3 tys. plus (a nawet więcej). Na przyszły rok zarezerwowano dla pań w budżecie aż 100 mln zł. Minister Jacek Sasin uznał projekt za przełomowy i oczekiwany przez beneficjentki, zaś media totalne pisały, że rząd oszalał.
   Panie także były zaskoczone. Prze­wodnicząca kół Barnadetta Niemczyk poczuła się zniesmaczona, że jako naj­ważniejsza gospodyni w kraju nie została poproszona o konsultacje. Jak mają się niby odbywać te dotacje? W kopertach, skoro większość pań nie ma konta w ban­ku? Przewodnicząca wyznała, iż czuła zawczasu, że coś się szykuje, odbierając telefony od koleżanek z całej Polski. Py­tały, o co chodzi, gdyż dzwonią urzędy wojewódzkie i każą szybko podać dane kół, które w tym roku obchodzą 100-lecie istnienia.
   Premier niechcący spowodował roz­łam wśród pań. Kolekcjonerki dyplomów „Zasłużone dla powiatu” zaczęły między sobą milczeć na świetlicach. We wsi N. doszło nawet do ideologicznego poje­dynku dwóch charyzmatycznych liderek na ulicy. Członkini K. była za sympatyzu­jącym z premierem kandydatem, który obiecał kołu generalny remont świetlicy, z dodatkowym oknem, aneksem kuchen­nym, WC dla niepełnosprawnych (dotych­czas siedziały kątem u strażaków) oraz 200 tys. na rozruch. Wdzięczna upiekła nawet tort pod nazwą „Słodkie wójtowe oczy”, bo podczas kampanii częstował panie miodem z własnej pasieki.
   Tymczasem członkini Z. odkryła, że miodu mu zabrakło i jeździł ukradkiem na targi dokupować słoiki od konkurenta. Pod osłoną nocy zniszczyła baner z wize­runkiem wójta, który K. wywiesiła na pry­watnym płocie. K. poszła z tym do pro­boszcza. Niech nie dopuści Z., będącej w opozycji, do czytania podczas mszy listów apostolskich. Choć zwyciężył wójt z tortu, Z. i K. po dziś dzień wyzywają się na ulicy od zołz.
   Tu trzeba nadmienić, że panie są na swoim punkcie bardzo wrażliwe. Więc zastanawiano się po świetlicach, czemu premier chce przepchnąć pakiet tak szybko, skoro nie ma on większego znaczenia dla funkcjonowania Rzecz­pospolitej. Poszła po kołach plotka, że w ubiegłym roku Kukiz’15 złożył podobny, jednak PiS zaopiniował go negatywnie.

Premier ponaglał
Podczas procedowań w trybie pilnym na komisji rolnictwa i rozwoju wsi sabo­towała ustawę totalna opozycja. Otóż prawo zakłada, iż zrzeszonych pań musi być minimum 10. Czy to nie za dużo, skoro rolników ubywa? Może by zacząć od pięciu? Z ust chcących pilnie prze­pchnąć ustawę padały zgryźliwe riposty, by rolnik poszukał żony.
   Dlaczego na wsi - przeszkadzano w procedowaniu - ma działać jedno koło, kiedy są miejscowości długie na kilka­naście kilometrów, np. Zawoja. Zdarza się, iż panie tworzą trzy, bynajmniej się nie kłócąc. Nakaże się im odgórne samo- rozwiązywanie? Kto zdecyduje, które jest lepsze? Ponaglani ustawodawcy uznali tę argumentację za zakrawającą na ab­surd. Nie może być bowiem w jednej wsi pięciu dotowanych kół, osobno od malo­wania jajek, oscypków, pląsów, przyśpie­wek itp. A co jeśli - sabotowano - jedno koło przypada na dwie wsie?
   Czy mamy - wnosili poprawki nieustający w utrudnianiu procedowań - defini­cję gospodyni? Dlaczego do koła mogą należeć tylko członkinie posiadające meldunek na wsi? Co z liderkami pod­miejskimi, wprowadzającymi wśród pań folklorystyczny ferment? W takiej Łodzi w kilkunastu zarejestrowanych kołach takimi liderkami są właścicielki dom­ków rekreacyjnych, gdzie przebywają tylko latem.
   Pośpiech także i paniom wydał się po­dejrzany, zwłaszcza w kontekście opre­sji, jakich doznały za rządów premiera, gdy był jeszcze w randze ministra. Od 2016 r. odzyskująca VAT skarbówka uwzięła się na festyny, robiąc paniom kipisz na straganach o skali dotąd nie­spotykanej. Najbrutalniejsza akcja mia­ła miejsce podczas promującego folklor festiwalu smaku w Grucznie. Najechały naraz skarbówki z Łodzi, Bydgoszczy oraz Warszawy. Na stragany wtargnęli uzbrojeni policjanci w kamizelkach ku­loodpornych wyposażeni w broń krótką. Otoczywszy promujących regionalizm, siłą odbierali nalewki, zamieniając za­bawę w horror.
   Jeden z uczestników był świadkiem, jak ukarano sprzedawczynię za to, że nie wbiła na kasę siatki za 15 gr, w którą włożyła pączka. A podczas biesiady ło­wickiej w Maurzycach tajniacy obser­wowali stanowiska gospodyń z ukrycia. Wypytywali o ceny produktów, po czym zaatakowali z zaskoczenia, gdy podeszła pierwsza osoba poczęstowana nalewką.
Panie odebrały te naloty jako bezpar­donowy atak na folklor. Za PO - komen­towało się podczas zebrań wiejskich - takich patologii nie było. Obchodzący niebawem święto śliwki martwili się o swoje powidła oraz miody pitne.
   Panie tłumaczyły się przed stawiający­mi je w jednym szeregu z przestępcami, że przecież degustowanie promuje wiejskość, a obecność uzbrojonych na festy­nach nie zjednuje im smakoszy, burząc wizerunek wsi spokojnej. Zresztą podatek akcyzowy uregulowały, płacąc legalnie za niezbędny do nalewek spirytus. Ci zasłaniali się powodem fiskalnym, a nade wszystko troską o degustujące społeczeństwo, które panie narażają na uszczerbek zdrowotny trunkami nie­wiadomego pochodzenia.

Premier zaniepokoił
Poszedł po kołach niepokój, czy aby koła, utrzymujące się dotychczas głów­nie ze składek członkowskich oraz wypożyczeń naczyń na wesela, które nie saportowały nominatów premiera na wójtów, też zostaną beneficjentkami 3 tys. plus?
   Największą obawę budzi to, że Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnic­twa, której panie podporządkowano, ustawowo jest z nadania politycznego. Ileż to urzędników będzie teraz czytać sprawozdania, czuwając, czy nie robią czegoś niestosownego.
   Tu należy podkreślić, że dbanie o Nie­podległą traktują dość luźno. Zajmują się głównie gastronomią.
   Gospodynie, którym nie w smak „do­bra zmiana”, zastanawiają się, co z nimi będzie. Co będzie z frywolnym dopi­sywaniem nowych zwrotek na tematy współczesne do pradawnych pieśni? Co z finansowaniem chust, produktów spożywczych, stelaży pod wieńce dożyn­kowe? A co z zarażającym dzieci tańcem południowoamerykańskim? Ze świętem dyni, kojarzącym się z antykatolickim Halloween?
   Wreszcie z mężami? Coraz więcej pa­nów zostaje prezeskami kół, a ci, którzy mają z tym dyskomfort, otwierają wła­sne. Unijna przychylność folklorowi spo­wodowała, że też poczuli ku niemu zapał. Czy na dotację może liczyć Koło Chłopa Wiejskiego w Radziszewie, podtrzymu­jące tradycje posługiwania się sierpem oraz młotem? Co z warzącym piwo ko­łem płci męskiej w Różańsku? Ze zrze­szonymi gospodarzami w Stanicy, spe­cjalizującymi się w śląskim śpiewie przy golonce? Czy dla ustawodawcy nie będą zakrawać na jakieś LGBT? I wreszcie, czy też mogą liczyć na 3 tys. zł, które gospo­dynie będą inkasować już wkrótce.
Edyta Gietka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz