wtorek, 4 grudnia 2018

Chrzanowski, Kaczyński i Rywin


Afera Rywina rozgrywała się w czasach, gdy polska opinia publiczna uważała, że postkomunistom wolno mniej. Tymczasem przy okazji afery KNF Jarosław Kaczyński testuje tezę, że PiS wolno wszystko

W tych aferach jest wiele podobieństw. W obu mamy „grupę trzymającą władzę”, która próbuje uciec przed odpowiedzialnością, poświęcając kozła ofiarnego, w obu też narzędziem szantażu wobec prywatnego biznesu jest przygotowywana zmiana prawa. Ale przy wszystkich podobieństwach różnica jest kluczowa.

LUSTRZANE PODOBIEŃSTWA
Jest rok 2002. SLD panuje niepo­dzielnie w polskiej polityce. Z tej for­macji wywodzą się prezydent i rząd, który pracuje nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji. SLD chce wpro­wadzić do niej zapis dekoncentracyjny. Słynne słowa „lub czasopisma” miały zakazywać posiadania przez tego same­go właściciela jednocześnie ogólnopol­skiej stacji telewizyjnej i ogólnopolskiej gazety. Zapis bardzo precyzyjnie ude­rzał w spółkę Agora, wydawcę „Gaze­ty Wyborczej”, która planowała zakup ogólnopolskiej stacji telewizyjnej, a na­wet zaciągnęła już kredyt na sfinanso­wanie takiej transakcji.
   Znany producent filmowy Lech Ry­win rozpoczął negocjacje z przedstawi­cielami wydawcy, twierdząc, że wysłała go „grupa trzymająca władzę”. Na spot­kaniu z Adamem Michnikiem obie­cał złagodzenie nowelizacji w zamian za 17,5 miliona dolarów łapówki, która prawdopodobnie miała zasilić partyj­ną kasę Sojuszu Lewicy Demokratycz­nej. Media Agory miały też zaprzestać krytykowania SLD, a sam Rywin miał zostać zatrudniony w kupionej przez spółkę telewizji jako reprezentant inte­resów rządzącej partii.
   Tyle że Michnik nagrał i ujawnił treść korupcyjnej propozycji. Wybuchła afe­ra Rywina, która doprowadziła do upad­ku rządu premiera Leszka Millera.
   W 2018 roku w Polsce niepodziel­nie panuje PiS. Z tej formacji wywodzą się prezydent, rząd i większość parla­mentarna. PiS przejmuje kolejne pry­watne firmy, także banki, obsadzając je własnymi ludźmi, drenując z pieniędzy na potrzeby prywatne i partyjne. Od co najmniej roku przygotowuje też nowe­lizację ustawy o nadzorze finansowym, gdzie znalazł się zapis umożliwiają­cy przejęcie dowolnego prywatne­go banku i przekazanie jego aktywów podmiotowi wskazanemu przez wła­dzę. Mianowany przez PiS szef Komisji Nadzoru Finansowego Marek Chrza­nowski prowadzi wielomiesięczne ro­kowania z przedsiębiorcą Leszkiem Czarneckim, którego banki mogą pod­padać pod przygotowywaną przez PiS nowelizację, nazwaną nawet w Sejmie „lex Czarneckiego”. Obiecuje zostawie­nie w spokoju jego banków, a nawet po­moc z budżetu państwa, w zamian za zatrudnienie człowieka gwarantujące­go, że będą kontrolowane przez rządzą­cą partię. Polecany do tej roli Grzegorz Kowalczyk był już wcześniej delegowa­ny do władz Giełdy Papierów Wartoś­ciowych i Plus Banku kontrolowanego przez Zygmunta Solorza. Jego pensja ma wynosić 1 procent wartości banku (Czarnecki wycenia to na 40 milionów złotych). Nie wiemy, czy te pieniądze
miały być prywatną łapówką, czy też trafić na partyjne konto.
   Leszek Czarnecki nagrywa propo­zycję Chrzanowskiego, a ponoć także inne spotkania z ludźmi władzy. Zgła­sza próbę szantażu do prokuratury.

WSTYD I BEZWSTYD
Dotąd było podobnie. Dalej jednak zaczynają się istotne różnice. Gdy kie­rownictwo SLD dowiaduje się, że ko­rupcyjna propozycja Rywina została nagrana, rząd natychmiast kieruje do Sejmu nowelizację bez klauzuli ude­rzającej w Agorę. Tymczasem PiS po wybuchu afery KNF przepycha przez parlament nowelizację ustawy o nadzorze finansowym dokładnie w takim kształcie, który miał służyć do szan­tażowania Czarneckiego. Nowe prawo ma być precedensem dla podobnych regulacji, które pozwolą na przejmo­wanie innych prywatnych firm, w tym mediów.
   Leszek Miller, po krótkim oporze, zgadza się na utworzenie sejmowej komisji śledczej do wyjaśnienia afe­ry Rywina. Kieruje nią Tomasz Nałęcz, który - choć reprezentuje koalicjan­ta SLD - szybko się usamodzielnia. Po wielu miesiącach ujawniania przez rywinowską komisję nieformalnych lub łamiących prawo działań ludzi Soju­szu w obszarze mediów, biznesu, pro­kuratury i służb Miller podaje się do dymisji.
   Wielu polityków, także prawicowych, uzna to później za błąd SLD-owskiego premiera. On sam będzie się wypowia­dał w podobnym tonie. Jednak w rze­czywistości po ujawnieniu nagrania nie miał wielkiego pola manewru. Jego rząd kończy negocjacje w sprawie przyję­cia naszego kraju do Unii Europejskiej. Nierozliczenie afery tej rangi oznacza­łoby, że wciąż panują u nas wschodnie standardy, co groziłoby zablokowaniem porozumienia.
   Ale są też ograniczenia wewnętrz­ne. Polska demokracja jest jeszcze sto­sunkowo młoda, liderzy SLD niewiele ponad dekadę wcześniej byli funkcjo­nariuszami autorytarnego reżimu. Po­lacy przypominają sobie o tym, gdy na jaw wychodzą SLD-owskie plany pod­porządkowania sobie państwa, bi­znesu i mediów. Do dyscyplinowania Millera przystępują nawet Aleksander Kwaśniewski i Jerzy Urban. Nawet oni zgadzają się, że postkomunistom wol­no mniej.
   Tymczasem PiS, po ujawnieniu na­grania korupcyjnej propozycji szefa KNF, odmawia powołania sejmowej ko­misji śledczej. Nie zgadza się nawet na zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, podczas którego premier Morawiecki musiałby się tłumaczyć z dzia­łań swojego człowieka i swojego rządu. Propaganda PiS-owska jako „szybkie zakończenie afery” przedstawia dymi­sję i zatrzymanie szefa KNF. Wcześniej jednak służby i prokuratura pozwala­ją Markowi Ch. na oczyszczenie biura z ewentualnych kompromitujących PiS materiałów. Aresztowanie służy raczej odizolowaniu go od opinii publicznej i mediów. W więzieniu znalazł się pod całkowitą kontrolą Mariusza Kamińskiego i Zbigniewa Ziobry. Obaj ci po­litycy nie cofali się w przeszłości przed niczym, aby tylko chronić PiS-owską władzę i wykonywać wolę Jarosława Kaczyńskiego.

INNA POLSKA W INNEJ EUROPIE
Tomasz Nałęcz uspokaja w „Gaze­cie Wyborczej”: „afery KNF nie da się zamieść pod dywan (...) podobnie jak w przypadku afery Rywina nie dopuści do tego opinia publiczna”.
   Analogia może być złudna. W cza­sach afery Rywina prawie cała opinia publiczna faktycznie uważała, że post­komunistom wolno mniej. Do tego do­chodziła solidarność mediów (także konkurencyjnych wobec „Gazety Wy­borczej”) i odpowiedzialne zachowa­nie większości sił politycznych, łącznie z częścią SLD.
   Dziś część Polaków chce zniszczenia w naszym kraju demokracji liberalnej. Chce też wyjścia z Unii lub traktowa­nia jej wyłącznie jako skarbonki, bez wspólnoty wartości takich jak liberalna demokracja i państwo prawa. Ta część opinii publicznej, choć mniejszościo­wa, została przez Kaczyńskiego i PiS zorganizowana politycznie, obudowana murem propagandy, ale przede wszyst­kim dopuszczona do udziału w „łupach” - zasilona miliardami złotych z budże­tu oraz stanowiskami w urzędach, me­diach, w spółkach skarbu państwa. W tej sytuacji dla Kaczyńskiego liczy się wy­łącznie kryterium siły. Przy okazji afery KNF, podobnie jak wcześniej przy nisz­czeniu Trybunału Konstytucyjnego czy ataku na sądy, bada opór, jaki może mu stawić społeczeństwo. Jeśliby okaza­ło się, że reakcja Polaków na aferę KNF jest poważniejsza, Kaczyński przygo­tował się na zdymisjonowanie Adama Glapińskiego, a nawet zmianę szefa rzą­du. Jeśli jednak zwyciężą dezorientacja i „symetryzm”, Kaczyński zamiecie afe­rę pod dywan.
   Mamy też dzisiaj inny kontekst mię­dzynarodowy. Wtedy, po dekadach przymusowej przynależności do ro­syjskiej strefy wpływów, Polska stawa­ła się częścią Zachodu - wciąż jeszcze stabilnego i po niedawnym zwycięstwie w zimnej wojnie. Dziś mamy kryzys za­chodniej liberalnej demokracji. Wi­dzimy umacnianie się jej globalnych konkurentów, agresję Putina, popu­
listyczny bunt w Europie i USA. Pro­paganda PiS wzmacnia tę atmosferę, przekonując, że Zachodu już praktycz­nie nie ma, więc z jego normami nie warto się liczyć.

***

Afera Rywina i afera KNF to punkty zwrotne polskiej demokracji.
   Ta pierwsza zakończyła się ocaleniem demokratycznych instytucji i ustabi­lizowaniem pozycji Polski w struktu­rach Zachodu. Jak skończy się afera KNF - jeszcze nie wiemy. Jeśli Kaczyń­skiemu uda się ją zamieść pod dywan, ujawnienie taśmy Czarneckiego będzie kiedyś opisywane w naszej historii jako ostatni moment, w którym demokrację w Polsce można było jeszcze obronić - ale tak się nie stało.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz