czwartek, 15 sierpnia 2019

Co wolno wojewodzie



Po kilku latach wytężonej pracy dla partii i rządu wojewodowie wychodzą z cienia i idą po więcej władzy.

Kajowa uroczystość wręczenia dyplomów dla samorządów walczących z „ideologią LGBT” w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim była może skromna, ale wojewoda Przemysław Czarnek zgrabnie nadał jej właściwy wymiar i uprzytomnił zgromadzonym, z jak groźnym przeciwnikiem przyszło im się mierzyć. „Od dłuższego czasu w Polsce dochodzi do próby rozbicia jedności narodu. To szatan. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Jeśli szatan chce uderzyć w tę wspólnotę, to uderza w rodzinę. Jeśli zniszczy rodzinę, zniszczy naród” - oznajmił tuż przed rozdaniem pamiątkowych medali i dyplomów przedstawicielom najodważniejszych samorządów z Lubelszczyzny. „Za podjęte działania w celu ochrony instytucji rodziny przed zagrożeniami ze strony destrukcyjnych ideologii, poprzez włączenie się w akcję Samorząd wolny od ideologii LGBT” - głosi uzasadnienie zaszczytnego wyróżnienia.
   Warto zaznaczyć, że wojewoda Czarnek pierwszy medal powinien wręczyć samemu sobie, bo w walce z szatanem LGBT należy do pionierów. Świat nie jest jednak sprawiedliwy i zamiast medalu wojewoda miał proces za zniesławienie, tylko dlatego, że uznał Paradę Równości w Lublinie za promocję „zboczeń, dewiacji i wynaturzeń”. W toku postępowania wystosował coś w rodzaju przeprosin, ale na wszelki wypadek jego rzecznik doprecyzował, że Czarnek za nic nie przeprasza: „Wobec stosunkowo licznych, nierzetelnych komentarzy, w tym również prasowych, po wczorajszej ugodzie sądowej wojewoda lubelski podkreśla, że w myśl treści ugody NIKOGO NIE PRZEPRASZA ZA ANI JEDNO SŁOWO WYPOWIEDZIANE NA TEMAT MARSZU RÓWNOŚCI [pisownia oryginalna]. Z żadnego słowa się nie wycofuje. Zgodnie z zawartą ugodą wyraża jedynie ubolewanie, że jego intencje zostały źle zrozumiane przez niektórych odbiorców i przeprasza, że z tego powodu poczuli się urażeni”.
   Wojewoda - z wykształcenia prawnik - lubi wskazywać związki między homoseksualizmem a pedofilią. Boi się o kraj: „Jeżeli weźmiemy pod uwagę najgorszy problem, z jakim się mierzymy w Polsce, czyli zapaść demograficzną, to promowanie jednopłciowych związków, które nie są zdolne do wykonywania funkcji prokreacyjnej, jest sprzeczne z interesem społeczeństwa”. Lęka się nawet o siebie - podkreśla, że marsze równości wpływają nie tylko demoralizująco na dzieci, lecz i na rozwój psychiczny wojewody.
   Czarnek - poglądami bliski narodowcom - to postać reprezentatywna dla drugiego garnituru PiS ulokowanego w urzędach wojewódzkich. Nieoficjalnie słychać, że w jesiennych wyborach dostanie szansę, by wypłynąć na wody polityki krajowej; ma wszelkie dane po temu, by w polskim parlamencie zastąpić Krystynę Pawłowicz i Dominika Tarczyńskiego.
   Obecnych wojewodów na listach wyborczych PiS będzie więcej. Większość z tej szesnastki (14 mężczyzn i dwie kobiety, głównie z pokolenia 40- i 50-latków) tkwiła do tej pory na marginesie dużej polityki. W ich biogramach powtarza się „przegrał wybory do Sejmu”, „przegrał wybory do Parlamentu Europejskiego”, „przegrał wybory na burmistrza”; zanim zostali reprezentantami rządu w terenie, przeważnie byli radnymi. Dziś trochę o nich głośniej - opozycyjne środowiska samorządowe zgłaszają postulat likwidacji tego urzędu, a PiS odpowiada, że pozycję ustrojową wojewody należy wzmocnić.
   Wojewodowie reprezentują rząd na terenie województw, ale w tej kadencji wydaje się, że ich celem nadrzędnym jest przypodobanie się Jarosławowi Kaczyńskiemu. Wiadomo, że choć formalnie powołuje ich premier, to wskazuje prezes. Od ponad trzech lat wojewodowie wykazują aktywność w zawłaszczaniu kompetencji samorządów, ścigają się na symboliczne, czasami groteskowe gesty, jak upamiętnianie katastrofy smoleńskiej, brata prezesa, dekomunizację czy przeciwdziałanie szerzeniu ideologii, z którymi walczy partia.

PiS tak zmienił przepisy, że wojewodowie nie muszą już wykazać się trzyletnim stażem w zarządzaniu zespołami ludzkimi, wystarczy, że „dają rękojmię należytego wykonywania obowiązków wojewody”. „Kiedy padła propozycja, aby został wojewodą, Tomasz Hinc zgodził się natychmiast. To pokazuje, jak sformatowany - w dobrym tego słowa znaczeniu - jak propaństwowy jest Tomasz Hinc” - zachwalał wojewodę zachodniopomorskiego wiceszef PiS Joachim Brudziński. Hinc zastąpił w zeszłym roku Krzysztofa Kozłowskiego, który poszedł na wiceministra w MSWiA. Brudziński dziękował tym bardziej, że Hinc zrezygnował z fotela wiceprezesa Azotów i zamienił prawie 80 tys. zł pensji na zarobki wojewody (nieco ponad 10 tys.). - PiS go wstawił do Azotów i partia miała go prawo odwołać. Hinc nie miał za bardzo wyjścia - wyjaśnia polityk PiS z Pomorza.
   W każdej ekipie rządzącej wojewodowie rekrutują się z grona najwierniejszych partyjnych żołnierzy. Ale jak zauważa dr hab. Dawid Sześciło, kierownik zakładu Nauki i Administracji na Wydziale Prawa UW i ekspert Fundacji Batorego, obecni wojewodowie są najbardziej widoczni od reformy administracyjnej z 1998 r. - Przypominają się czasy sprzed reformy, kiedy wojewodowie to byli najważniejsi ludzie w województwie. A przecież po reformie nadzór wojewodów powinien być ograniczony do kryterium zgodności działań samorządu z prawem. Powinni wykazywać aktywność w sytuacjach kryzysowych, kiedy mamy do czynienia z klęską żywiołową i trzeba skoordynować współpracę służb ratunkowych i porządkowych - mówi Sześciło. Niestety i z tym bywa nie najlepiej.
   Pamiętamy, jak pomorski wojewoda Dariusz Drelich po nawałnicy w zagrożonym powodzią Rytlu stwierdził, że „do zbierania gałęzi i zamiatania liści nie będzie wzywać wojska”. Nawet niektórzy lokalni działacze PiS są zdziwieni, że Drelich, awansowany z radnego powiatowego na wojewodę, tak długo utrzymuje się na stanowisku. - Ostatnio jak u Barei Drelich uroczyście przecinał biało-czerwoną wstęgę, otwierając zejście na plażę w Jantarze. Ale jest sąsiadem Hanny Foltyn-Kubickiej, przyjaciółki prezesa, i choć czasami zachowuje się obciachowo, to jest lojalny i nieusuwalny - relacjonuje nasz rozmówca.
   Pod koniec marca Drelich zgodził się na organizowanie cyklicznych zgromadzeń na pl. Solidarności przez Solidarność Stoczni Gdańskiej. To oznacza, że związek, któremu po drodze z PiS, ma do dyspozycji, przez cały dzień, i to przez trzy lata, historyczne miejsce w ważne rocznice. Drelich wspiera też rząd w walce o Westerplatte.

Zbigniew Hoffmann, wojewoda wielkopolski, z partią Jarosława Kaczyńskiego związany jest od zawsze. Już w 1991 r. był dyrektorem zarządu Porozumienia Centrum w Poznaniu. Dwa razy chciał zostać posłem PiS, ale wyborcy go nie chcieli. Teraz Kaczyński dał mu pierwsze miejsce na liście w Koninie i stanowisko szefa poznańskich struktur, więc pewnie Hoffmann przejdzie do Sejmu. - To nagroda za wyrazistość, bo jako wojewoda nie boi się przywalić, gdy sytuacja tego wymaga. A w Poznaniu często wymaga, bo prezydentem jest Jacek Jaśkowiak - tłumaczy polityk PiS z Wielkopolski.
   Wojewoda pouczał prezydenta, że ten „nie rozumie, czym jest demokracja”, a przed uroczystościami 60. rocznicy Poznańskiego Czerwca chciał wymusić na Jaśkowiaku wygłoszenie apelu smoleńskiego. Od innego polityka PiS słyszymy, że Hoffmann zawdzięcza swoje awanse koneksjom rodzinnym - jego żona jest szefową kancelarii Trybunału Konstytucyjnego i dobrą znajomą prezes Julii Przyłębskiej.
   Dwa razy na liście PiS do parlamentu znalazł się też Paweł Hreniak, od prawie 4 lat wojewoda dolnośląski, wcześniej asystent polityków PiS. Jeśli chodzi o apel smoleński, Hreniak okazał się bardziej skuteczny. Dwa lata temu podczas wojewódzkich uroczystości 3 maja oprócz twórców konstytucji wymieniono niektóre ofiary katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Raz Hreniak stracił jednak orientację. Zarządził, że w dniu pogrzebu Pawła Adamowicza w całym województwie dolnośląskim zawyją syreny. Ale przy Nowogrodzkiej uznano to za przesadę i Hreniak wycofał się z takiego uczczenia pamięci zamordowanego prezydenta Gdańska.
   Sześciło zwraca uwagę na wzmożoną aktywność wojewodów z PiS: - Wojewodowie mogą uchylać niezgodne z prawem, ich zdaniem, uchwały samorządów. Liczba takich decyzji w ostatnich latach rośnie. Samorządowcy skarżą się na nie do WSA, gdzie już prawie połowa tych rozstrzygnięć jest przez sądy uchylana. Źle świadczy to o jakości decyzji wydawanych przez wojewodów. To dowód na to, że wojewodowie, uchylając decyzje samorządów, bardziej kierują się polityką niż prawem.
    „Słusznie powiedział jeden z historyków, że dziś trzecie pokolenie UB walczy z trzecim pokoleniem AK” - wołał pod pomnikiem Państwa Podziemnego wojewoda wielkopolski. Hoffmannowi nie spodobała się ul. 23 Lutego, którą przemianował na ulicę Janiny Lewandowskiej. Wywołał burzę, bo dla wielu to data kojarzona z wyzwoleniem Poznania. Hoffmann ostatecznie przegrał przed sądem administracyjnym, a miejscy radni razem z prezydentem znaleźli dla uczczenia Lewandowskiej - ofiary zbrodni katyńskiej - inną ulicę.
   Z kolei wojewodzie śląskiemu Jarosławowi Wieczorkowi (awansował na wojewodę z fotela gliwickiego radnego) nie spodobało się uhonorowanie twórcy i dyrektora Fabryki Samochodów Małolitrażowych Ryszarda Dziopaka nadaniem jego imienia jednemu z rond w Bielsku-Białej. Wojewodzie chodziło o przynależność Dziopaka do PZPR, choć świadkowie twierdzili, że dyrektor fabryki sprzyjał Solidarności. Wieczorek przegrał przed sądem. Świętował za to, kiedy po wielomiesięcznych bataliach Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał mu rację, że zdekomunizował zgodnie z prawem plac Wilhelma Szewczyka przy katowickim dworcu. To oznacza, że patronami placu już legalnie, od wiosny tego roku, są Maria i Lech Kaczyńscy.

Wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Bogdanowicz też zadbał o uhonorowanie brata prezesa PiS. Jako jeden z powodów nadania alei w Bydgoszczy imienia Lecha Kaczyńskiego wymienił podpisanie przez niego ustawy o przekształceniu Akademii Techniczno-Rolniczej w Uniwersytet.
   Aby jeszcze bardziej zapunktować w centrali przy Nowogrodzkiej, Bogdanowicz pierwszym patronem sali w urzędzie wojewódzkim uczynił Lecha Kaczyńskiego. O jego zaangażowaniu w sprawę upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej świadczy też organizacja w urzędzie wojewódzkim wystawy ze zdjęciami z miesięcznic z napisami na transparentach: „Reżim Tuska i Komorowskiego boi się prawdy. Kłamie”; „To nie zamach. To egzekucja”. - Bogdanowicz jest mocno ulokowany u o. Rydzyka. Dlatego, choć zaliczył wpadki, to nie można go odwołać. Być może będzie naszym kandydatem na senatora - mówi polityk PiS.
   Adrian Czubak, niedoszły burmistrz Strzelec Opolskich, a od początku rządów PiS wojewoda opolski, też postanowił wykazać się w sprawie upamiętnienia Lecha Kaczyńskiego i dwa lata temu nazwał jego imieniem największą salę w urzędzie wojewódzkim. Za ten gest dziękował mu w liście prezes PiS. Zapewnił wojewodę, że niedługo „opadną zasłony ukrywające prawdę o katastrofie smoleńskiej”. W urzędzie Czubaka opadły na razie flagi unijne, których mimo protestów mieszkańców nie zamierza przywrócić. Czubak w odpowiedzi na zarzuty lokalnej opozycji, że jest na łańcuszku regionalnej szefowej partii, oświadczył, że to „opozycja prowadzi się na krótkim łańcuchu Berlina-Brukseli, stowarzyszeń homoseksualnych i antyklerykalnych”.
   W symbolicznych gestach smoleńskich dorównuje Czubakowi wojewoda Drelich, który sali w urzędzie nadał imię Lecha Kaczyńskiego i umieścił w niej tablicę z inskrypcją „poległ w służbie ojczyzny 10 kwietnia 2010 r.”.
   Mikołaj Bogdanowicz, by reprezentować rząd w województwie kujawsko-pomorskim, zrezygnował z fotela zastępcy burmistrza Kruszwicy. Do tego awansu był politykiem lokalnym, ale z ambicjami. W mediach społecznościowych pokazywał memy porównujące dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, TVN i POLITYKI ze wściekłymi psami atakującymi Andrzeja Dudę. Już jako wojewoda tłumaczył, że „teraz bym sobie na to nie pozwolił, ale wtedy byłem osobą związaną z PiS, która prowadziła kampanię wyborczą”. Kampanijnymi emocjami usprawiedliwiał się też Drelich, który publikował na FB fotomontaże z Tuskiem w kajdankach, o prezydencie Bronisławie Komorowskim pisał „Bredzisław”, a o premier Kopacz „seryjny naciągacz”.
   Bogdanowicz dba też o dobre relacje z o. Rydzykiem. Wycenioną na 1,8 mln zł działkę w Toruniu redemptoryści przejęli dzięki decyzji wojewody Bogdanowicza w wieczyste użytkowanie za 100 tys. zł. Urząd wojewódzki podpisał także umowę z fundacją o. Rydzyka na sfinansowanie (50 tys. zł) występów zespołu Śląsk, a także wydał decyzję o zakazie organizowania demonstracji pod siedzibą Radia Maryja (sąd ją uchylił). O wszystkich poczynaniach wojewody Bogdanowicza informuje zaś jego rzecznik Adrian Mól, były dziennikarz Telewizji Trwam.

Wojewodowie mocno zaangażowali się po stronie rządu w walce z nielubianymi samorządowcami, ale są wyjątki. Dobre recenzje zbiera były senator Bohdan Paszkowski, dziś wojewoda podlaski. - To najlepszy wojewoda z naszego punktu widzenia. Nie możemy go publicznie chwalić, ale jest super, bo jest normalny. Działa zgodnie z prawem. Jako były wieloletni sekretarz miasta Białegostoku nie zrobi niczego niezgodnego z przepisami. Ma szacunek do prawa i do pracy urzędników. Osobiście czyta wszystkie dokumenty. Radni PiS wielokrotnie starali się wpłynąć na wojewodę, by rozstrzygnięciem nadzorczym uchylił uchwały podjęte przez samorząd. Wojewoda nigdy im nie ulegał, nigdy nie nagiął prawa na czyjąś prośbę - opowiada jeden z samorządowców z Białegostoku. Paszkowski jesienią prawdopodobnie będzie ponownie kandydował do Senatu.
   Wojewodowie w ostatnich miesiącach mocno zaangażowali się w promocję rządowych programów 500+ na pierwsze dziecko oraz modernizację i budowę dróg lokalnych. Występują w lokalnych mediach i budują w ten sposób popularność własną i PiS. W ramach funduszu na drogi gminne i powiatowe dysponują dziesiątkami milionów złotych. - Mój znajomy z urzędu wojewódzkiego opowiada, jak to wygląda. Wnioski starostów i wójtów pisowskich mają dużo większe szanse. Jeden starosta z PiS wprawdzie dofinansowania nie dostał, ale tylko dlatego, że jest z innej niż wojewoda koterii - opowiada nasz rozmówca z Polski południowej.
   W przyszłej kadencji - jeśli PiS wywalczy reelekcję - wojewodowie, już zapewne w innym nieco składzie, wyjdą z cienia. Jednym z celów obozu władzy będzie prawdopodobnie osłabienie samorządów pod hasłem walki z „decentralizacją”, „federalizacją” czy wręcz obrony Polski przed utratą suwerenności. Wojewodowie będą mieli ręce pełne roboty.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz