Białystok nie był
wypadkiem przy pracy, ale konsekwencją przyjętej na zimno strategii. PiS chce
uzyskać w wyborach samodzielną większość dzięki atakom na Marsze Równości, tak
jak w wyborach 2015 roku zdobyło ją dzięki atakom na imigrantów
Przemoc w
Białymstoku nie wzięła się znikąd. Obecność białostockich działaczy PiS wśród
narodowców i kiboli przygotowujących się do „bicia dewiantów” czy naklejka
o „strefach wolnych od ideologii LGBT” kolportowana
przez „Gazetę Polską Codziennie” nie były wypadkiem przy pracy ale
konsekwencją przyjętej na zimno politycznej strategii. PiS chce uzyskać w
wyborach 2019 roku samodzielną większość dzięki atakom na Marsze Równości, tak
jak w wyborach 2015 roku zdobyło ją dzięki atakom na imigrantów.
ZNISZCZYĆ POLITYCZNE CENTRUM
Jarosław Kaczyński jest przekonany, że najlepszym narzędziem do
utrzymania władzy i jej konsolidacji jest rozkręcenie w Polsce kulturowej i
religijnej wojny domowej. W tym przekonaniu umocniły go najpierw wybory 2015
roku, kiedy PiS udało się wygrać i uzyskać
samodzielną większość dzięki obietnicom transferów socjalnych, ale także
dzięki wprowadzeniu przez samego prezesa do centrum kampanii wyborczej lęku
przed imigrantami. Podobnej histerii nie udało się rozkręcić przed wyborami
samorządowymi, dlatego ich wyniki - szczególnie w miastach - były dla Prawa i
Sprawiedliwości fatalne. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Kaczyński
bardzo świadomie wystąpił zatem jako obrońca „zdrowej większości Polaków” przed
„patologiami ideologii LGBT”. A także jako obrońca Kościoła przed
antyklerykalizmem. W obu wypadkach przedstawiając jako politycznych
reprezentantów „ideologii LGBT” i wojującego antyklerykalizmu najbardziej
niebezpieczną dla swojej władzy formację, czyli Platformę Obywatelską i
Koalicję Europejską, które w rzeczywistości reprezentowały umiarkowane
liberalne centrum.
Także kampanię przed jesiennymi wyborami do polskiego
parlamentu Kaczyński bardzo świadomie zdefiniował w języku kulturowej wojny
Jako walkę sił dobra (Zjednoczona Prawica i Kościół Rydzyka) z siłami zła
(wrogami Kościoła, zwolennikami ideologii LGBT, których najważniejszą polityczną reprezentacją ma być Koalicja
Obywatelska).
Kaczyński wie doskonale, że rzucając hasła przeciwko
imigrantom czy wspólnocie LGBT, faktycznie ośmiela przemoc symboliczną i
ryzykuje przemoc fizyczną. Deklaracje części polityków PiS delikatnie
dystansujących się od aktów przemocy w Białymstoku są absolutną hipokryzją.
Szczególnie wobec faktu, że sam prezes nigdy się od własnych kampanii
nienawiści nie dystansował.
Kaczyński posługuje się mechanizmami kulturowej wojny, bo
wie, że towarzyszące jej żarliwe emocje najskuteczniej uderzają w liberalne
centrum. Polskie centrum, zorganizowane politycznie wokół Grzegorza Schetyny i
Platformy Obywatelskiej, jest wielonurtowe, sięga od konserwatystów w rodzaju
Pawła Zalewskiego czy Kazimierza Michała Ujazdowskiego po centrolewicę Barbary
Nowackiej czy Dariusza Jońskiego. Jedni są za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej,
drudzy chcą bronić obecnego ustawodawstwa, które zostało przez rządzącą
prawicę faktycznie podeptane. Większość centrowego elektoratu i polityków
akceptuje konieczność wprowadzenia związków partnerskich dla osób hetero- i
homoseksualnych, jednocześnie centrowi wyborcy są bardzo podzieleni, jeśli
chodzi o akceptację pełnych praw małżeńskich dla par homoseksualnych,
połączonych z prawem do adopcji dzieci.
Ta sytuacja sprawia, że o ile prezes PiS zdecydował się na
zupełnie jednoznaczne użycie sztandaru i narzędzi kulturowej wojny, to szef
PO takiego sztandaru ani nie może, ani nie chce podnieść. Kaczyński wie, że w
ten sposób jego najgroźniejszy polityczny przeciwnik będzie miał kłopoty
Zostanie zaatakowany nie tylko przez ludzi prawicy chcących zniszczyć
liberalne centrum jako jedyną przeszkodę na drodze do Budapesztu w Warszawie,
ale także przez ludzi obyczajowej lewicy domagających się w Warszawie Nowego
Jorku, Paryża, Londynu - i to najlepiej już dzisiaj.
W Wielkiej Brytanii to konserwatyści wprowadzili
małżeństwa gejów z prawem do adopcji w 2005 roku. Stało się to jednak
kilkadziesiąt lat po depenalizacji homoseksualizmu (rok 1982) i 20 lat po
wprowadzeniu związków partnerskich (rok 1996). Ostatnie cztery dekady w
Wielkiej Brytanii były epoką głębokiej zmiany społecznej, która pozwoliła
zmienić prawo dotyczące par homoseksualnych, bo akceptowała to większość
społeczeństwa i wszystkie liczące się siły polityczne. W Polsce mamy dzisiaj
większość za odrzuceniem małżeństw homoseksualnych połączonych z adopcją
dzieci i większościowy brak poparcia dla pełnej liberalizacji aborcji.
Środowiska gejowskie i feministyczne wciąż przegrywają
wojnę o rząd dusz z Kościołem i prawicą. Przegrywają szczególnie na wsi i na
prowincji. To dlatego PiS właśnie tam opowiada o najbardziej radykalnych
hasłach gejowskich, feministycznych czy antyklerykalnych. Robi to po to, aby
zmobilizować do głosowania na swoją partię ludzi, których te hasła przerażają,
prowokują do nienawiści czy nawet przemocy
Kaczyński jest przekonany, że rozpętana przez niego wojna
kulturowa zamknie demokratyczne centrum w cęgach radykalnej prawicy i radykalnej
lewicy Z jednej strony sprowadzi na Schetynę i PO niechęć większości Kościoła
i tradycjonalistycznych katolików. Ale odetnie też polityczne centrum od
wsparcia liberalnych mediów, w których entuzjaści Nowego Jorku w Warszawie będą
atakować Koalicję Obywatelską jako siłę kunktatorską i konserwatywną. Dzięki
temu jak zwykle nieposkładana polska lewica, która nie ma żadnego pomysłu na
walkę z PiS o głosy elektoratu socjalnego czy wiejskiego, będzie mogła wyrwać
kilka procent wielkomiejskich liberalnych wyborców, tak jak zdołała to zrobić
Wiosna Biedronia w wyborach europejskich. A to znów przełoży się na zwycięstwo
PiS albo uczyni to zwycięstwo bardziej wyraźnym.
NIE STRACIĆ BIAŁEGOSTOKU
Zachowanie lewicy całkowicie wpisuje się w scenariusz Kaczyńskiego. Przy
okazji kolejnych ataków PiS na ideologię LGBT przed eurowyborami Robert Biedroń
regularnie organizował konferencje prasowe, w czasie których atakował...
Schetynę i PO za konserwatyzm. Dzisiaj Biedroń, Czarzasty i Zandberg jadą do
Białegostoku (gdzie w czasie Marszu Równości ich zabrakło), by prowadzić
kampanię wyborczą i krytykować Platformę za kunktatorskie i kapitulanckie
stanowisko wobec praw homoseksualistów.
Białystok jest miastem raczej konserwatywnym, co najwyżej
liberalno-konserwatywnym, ale niegłosującym na PiS. Prezydent Tadeusz
Truskolaski (bezpartyjny, wspierany przez PO), rządzi tam już czwartą
kadencję, a wybory 2018 roku wygrał w pierwszej turze. Dla wielu lewicowych
entuzjastów po ataku prawicowców na Marsz Równości Białystok stał się
emblematycznym miastem „łysych”, kiboli i nacjonalistów. Pod obraźliwymi dla
wszystkich mieszkańców tytułami (np. „Dewiacje se uprawiajcie w Warszawie,
czyli co Białystok mówi po Marszu Równości”), jako reprezentatywny głos
Białegostoku były przedstawiane wyłącznie wypowiedzi i zachowania kiboli i
narodowców. W rzeczywistości jest to miasto podzielone jak cała Polska.
Właśnie rozpoczął się tam coroczny festiwal „Podlaska
oktawa kultur”, w czasie którego od wielu lat praktycznie realizuje się
wielokulturowość tego regionu i miasta.
Katolicy świętują z prawosławnymi, Polacy z Białorusinami, Ukraińcami, Żydami.
Narodowcom i kibolom nigdy nie udało się tej
imprezy zakłócić. Zorganizowanie w dniu zakończenia festiwalu kampanijnej imprezy
wyborczej Czarzastego, Biedronia i Zandberga jest ryzykownym aktem politycznej
instrumentalizacji praw mniejszości czy losów samego miasta. Dlatego wielu
ludzi białostockiej lewicy, ruchów miejskich, w tym także osoby, które
współorganizowały pierwszy Marsz Równości w tym mieście, zaapelowali na
Facebooku i forach społecznościowych albo o odwołanie kolejnej manifestacji,
albo o wycofanie z niej partyjnych liderów i partyjnych sztandarów. Oni w Białymstoku
zostaną, kiedy Robert Biedroń elegancko oddali się do Parlamentu Europejskiego.
A kolejne akty przemocy w atmosferze radykalizującej się kulturowej wojny
oznaczają dla nich ryzyko kompletnego rozbicia lokalnej wspólnoty i
niebezpieczeństwo przesunięcia się całego miasta na prawo.
CENTRUM NIE MOŻE POZOSTAĆ NIEME
Polityczne centrum nie musi się ścigać z lewicą w radykalizmie swoich
postulatów. Jego obowiązkiem jest przywrócenie pokoju społecznego, a nie zaostrzanie
kulturowej wojny. Nie znaczy to jednak, że
centrum może pozostać pasywne czy nieme. Albo że pod hasłem „braku dyscypliny
partyjnej w kwestiach światopoglądowych” może sobie pozwolić na zachowania
ewidentnie antyliberalne. Z tego punktu widzenia właściwie zachował się Tadeusz
Truskolaski, który najpierw wyraził zgodę na Marsz Równości, a później zgłosił
do prokuratury obecność działaczy PiS w czasie zgromadzeń atakujących marsz.
Paleta sensownych zachowań samorządowców Platformy sięga
od prezydenta Płocka, który objął Marsz Równości w swoim mieście patronatem,
aż po Jacka Jaśkowiaka czy Rafała Trzaskowskiego, którzy nie tylko patronują
Marszom Równości, ale sami w nich uczestniczą. W tym liberalnym konsensusie
nie mieszczą się jednak wspierani przez PO prezydenci Lublina czy Gniezna,
którzy próbują Marszów Równości w swoich miastach zakazywać.
Także sama PO czy Koalicja Obywatelska nie muszą się
ścigać z feministkami czy gejami na radykalne hasła. Ich obowiązkiem jest
walka o przywrócenie społecznego pokoju, o wygaszenie kulturowej wojny, a nie
o bycie jednym z jej radykalnych obozów. Centrowi politycy na pewno nie
wprowadzą w dzisiejszej Polsce adopcji dzieci dla homoseksualnych par. Ale
muszą zrealizować swoją obietnicę legalizacji związków partnerskich. PO nie
zliberalizuje ustawy antyaborcyjnej, ale musi obronić Polki przed faktycznym i
formalnym zaostrzeniem obecnych regulacji. Centrowi wyborcy oczekują
przywrócenia finansowania zabiegów in vitro na szczeblu krajowym, a także
używania całej siły państwa przeciwko nacjonalistycznej przemocy, a nie do jej
osłaniania czy nawet wspierania.
Jeśli centrowi
politycy się z tych obietnic wywiążą, będzie to dla ich wyborców wystarczająca
różnica w stosunku do PiS. Nawet jeśli część lewicowych, a nawet liberalnych
publicystów wciąż będzie krytykowała „kunktatorstwo PO” i propagowała zupełnie już absurdalny w dzisiejszej Polsce
symetryzm.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz