środa, 28 sierpnia 2019

System kastowy

Afera Piebiaka ujawniła istnienie systemu tajnej w istocie władzy, która nie podlega żadnej publicznej kontroli.

Zorganizowana grupa sędziów hejterów, pod wodzą wiceministra sprawiedliwości, rozpowszechniała pomówienia wobec sędziów niepokornych, przeciwstawiających się „dobrej zmianie” w sądach, czyli tzw. wymianie kadr, dyscyplinowaniu, podporządkowaniu ministrowi Ziobrze. Korzystali z informacji z teczek personalnych sędziów w ministerstwie, u rzecznika dyscyplinarnego, w sądach, gdzie prezesami są ludzie ministra Ziobry. Tak wynika z doniesień Onetu, „Gazety Wyborczej”, OKO.press i innych mediów.
   Na aktywne współdziałanie z tą grupą ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry nie ma dowodów, choć są poszlaki. Niemniej odpowiedzialność polityczna szefa resortu wydaje się niewątpliwa - to on stworzył system i kryteria doboru kadr, w wyniku których na wysokie stanowiska trafili uczestnicy ostatniej afery, oni wydawali się Ziobrze najlepszymi wykonawcami jego koncepcji. Urzędnicy MS czy sędziowie z KRS najwidoczniej tak postrzegali zadania i wymagania, jakie stawiał przed nimi Zbigniew Ziobro - wszelkimi metodami doprowadzić do przełamania oporu wobec tzw. reformy sądownictwa. Działania „hejterów” wprost zatem wynikały z systemu i atmosfery w kierownictwie resortu sprawiedliwości, a nie były wypadkiem przy pracy.
   Strategia była taka, by sędziów wykończyć rękami sędziów. Łukasz Piebiak, sędzia, były członek zarządu stowarzyszenia Iustitia, zostając wiceministrem, dostał zadanie, by przeciągnąć sędziów na stronę „dobrej zmiany” i by z tymi, co nie zechcą, nie było problemów. Z zadania gorliwie się wywiązywał. Stąd narracja, jaką władza nadała aferze „farmy trolli w ministerstwie”: że to wewnątrzkorporacyjne spory.
   A więc wygląda na to, że oprócz jawnych prześladowań sędziów - m.in. postępowaniami dyscyplinarnymi - państwo użyło też podziemnej partyzantki, łamiąc prawo. W grę wchodzi stalking, pomocnictwo i podżeganie do stalkingu, zniesławienie, a także nadużycie władzy przez złamanie ustawy o ochronie danych osobowych, które do hejterów wyciekły z ministerstwa, sądu dyscyplinarnego i sądów. I naruszenie tajemnicy służbowej. A może i nieprawidłowości w wydatkowaniu środków publicznych, jeśli hejterka była opłacana z resortowych pieniędzy.


Farma trolli

Dowodów na istnienie zorganizowanej grupy hejterów dostarczyła „odwrócona agentka” działająca pod nickiem MalaEmi - Emilia Szmidt, żona sędziego Tomasza Szmidta, pracownika Biura Krajowej Rady Sądownictwa. Emilia koordynowała rozpowszechnianie pomówień i zachęcała do pójścia ich śladem dziennikarzy prorządowych mediów.
   Z ujawnionych przez jej pełnomocników materiałów z konta KastaWatch na Twitterze i grupy dyskusyjnej Kasta na WhatsAppie wyłania się ponury obraz nominatów „dobrej zmiany”: używają wulgarnego języka, knują, jak zaszkodzić innym sędziom, posługują się intrygą, donosem, zastraszeniem. Metody rodem z PRL: anonimowe donosy rozpowszechniane w środowisku, najchętniej obyczajowe, żeby sędziom walczącym z upolitycznianiem sądów odebrać wiarygodność i moralną legitymację. A jednocześnie sędziowie z Kasty uważają swoją działalność za wyraz patriotyzmu i poświęcenia dla sprawy. Nazywają się współczesnymi „żołnierzami wyklętymi”.
   Po wybuchu afery nazwanej „farma trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości” na kilka dni przycichli na Twitterze. Ale wrócili wpisem: „Jesteśmy !!! Jesteśmy solą w waszym oku •@gazeta_wyborcza @onetpl @oko_press Jesteśmy jak tajne oddziały AK, jak Wyklęci! Nie namierzycie nas, a jeśli tak oddamy konto, kontakty i całe »Archiwum KASTY« swoim!! HONOR i OJCZYZNA• Niech żyje Polska!! #ZapraszamyDoTanga”.
   Ci „wyklęci”, przybierając kryptonim Kasta, mają jednocześnie świadomość, że są uprzywilejowaną kastą. Wynagradzani przez władzę za poparcie dla „dobrej zmiany” kierowniczymi stanowiskami, awansami, dodatkowymi wysokopłatnymi funkcjami, np. jako członkowie neoKRS, komisarze wyborczy, wykładowcy w Krajowej Szkole Sędziów i Prokuratorów, egzaminatorzy na aplikacje do zawodów prawniczych itd. „Wyklęci” to sędziowie, którzy przez lata nie awansowali - najczęściej z powodu złej oceny ich pracy, ale są przekonani, że odrzucał ich „układ”: sędziowska elita promująca swoich. Obalenie tego „układu” było dla nich misją moralną i wyrównaniem krzywd.
   Tymczasem sami stworzyli nowy układ: układ Piebiaka. Od czterech lat wszelkie awanse sędziowskie i obsadzanie kierowniczych funkcji zależą właśnie od niego: zdymisjonowanego w zeszłym tygodniu wiceministra sprawiedliwości. Zdymisjonowanego, bo czyjaś głowa musiała polecieć. Z tym że jego głowa nie poleciała daleko: został w ministerstwie.
    „Dobra zmiana” w sądach powszechnych, polegająca m.in. na wymianie kierownictw bez dochowania zasady kadencyjności, wymagała znalezienia poparcia wśród sędziów. Ale ci nie przyłączyli się masowo do „dobrej zmiany”. Przeciwnie: kontestowali działania władzy, począwszy od niszczenia Trybunału Konstytucyjnego. Odbyła się więc medialna akcja przeciwko sędziemu Waldemarowi Żurkowi, wówczas rzecznikowi Krajowej Rady Sądownictwa, i Andrzejowi Rzeplińskiemu - prezesowi TK, a także sędziom wydającym wyroki nie po myśli władzy, jak Wojciech Łączewski i Igor Tuleya. Sędziowie nie dali się zastraszyć: we wrześniu 2016 r. odbył się w Pałacu Kultury Nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich. Frekwencja przekroczyła wszelkie oczekiwania, były ostre przemówienia, goście z zagranicy. Widać było, że plan grania na podziałach w środowisku, by pozyskać znaczące siły dla „dobrej zmiany”, się nie powiódł.
   Wtedy na szyfrowanym komunikatorze WhatsApp powstała grupa Kasta. Jej członkowie nazywają Łukasza Piebiaka „hersztem”. Do Kasty - według dotychczasowych ustaleń na podstawie danych z telefonu Emilii - należą: sędzia Łukasz Piebiak (podpisuje się „MS II”); sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa Jakub Iwaniec, najbliższy współpracownik Piebiaka w ministerstwie, ukarany dyscyplinarnie za wulgarne zachowanie na stadionie, przez pewien czas członek ministerialnego zespołu do zwalczania mowy nienawiści, po ujawnieniu afery z hejtowaniem odwołany z delegacji do ministerstwa; Tomasz Szmidt, sędzia WSA w Warszawie, delegowany przez „dobrą zmianę” do NSA, szef wydziału prawnego w nowej Krajowej Radzie Sądownictwa; Przemysław Radzik (nazywany przez kolegów „Rzeźnikiem”), były prokurator, prezes Sądu Rejonowego w Krośnie Odrzańskim, od stycznia 2019 r. delegowany do Sądu Okręgowego w Warszawie, zastępca rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych i członek Zespołu ds. czynności Ministra Sprawiedliwości podejmowanych w postępowaniu dyscyplinarnym sędziów i asesorów sądowych; Michał Lasota, zastępca rzecznika dyscyplinarnego, prezes Sądu Rejonowego w Nowym Mieście Lubawskim, członek ministerialnego zespołu dyscyplinarnego; Dariusz Drajewicz, sędzia, wiceprzewodniczący neoKRS, w ciągu roku awansował z sędziego sądu rejonowego na wiceprezesa Sądu Okręgowego w Warszawie i dostał delegację do sądu apelacyjnego; Jarosław Dudzicz, członek neoKRS, awansowany przez „dobrą zmianę” na prezesa Sądu Okręgowego w Gorzowie; Maciej Nawacki, z nominacji „dobrej zmiany” prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie i członek neoKRS; Konrad Wytrykowski, awansowany przez „dobrą zmianę” z Sądu Okręgowego z Legnicy na prezesa Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, a potem do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego; Arkadiusz Cichocki, były prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach delegowany do Sądu Apelacyjnego w Katowicach, otrzymał też funkcję komisarza wyborczego, z której kilka dni temu złożył rezygnację; Ireneusz Wiliczkiewicz, wiceprezes Sądu Okręgowego w Gliwicach; Rafał Stasikowski, były prezes Sądu Okręgowego w Katowicach, dziś w NSA; Dariusz Kliś, prezes Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze. Na WhatsAppie występują pod własnymi nazwiskami i warto je zapamiętać. Po ich awansach i funkcjach można zrozumieć, dlaczego nazwali się Kastą.

Groźby, fejki, złośliwości

O istnieniu grupy Kasta na WhatsAppie nikt do czasu ujawnienia Emi Gate nie wiedział. Teraz też nie wiemy, co konkretnie robiła. Poza tym, że w jednym z wpisów sędzia Izby Dyscyplinarnej SN Konrad Wytrykowski proponował wysyłanie do Pierwszej Prezes SN Małgorzaty Gersdorf pocztówek z napisem „Wypie…j” (zaprzecza, że to on). Dziwnie rymuje się to z naziolskimi okrzykami pod adresem uczestników marszów równości. A prezes Gersdorf rzeczywiście dostała takie pocztówki.
   Nie wiemy, czy członkowie Kasty mieli coś wspólnego z hejtem, który dotknął jeszcze w 2016 r. sędziów Waldemara Żurka, Igora Tuleyę czy Wojciecha Łączewskiego. Wszyscy dostawali groźby i obraźliwe maile i esemesy, przeinaczone informacje z prywatnego życia sędziego Żurka dostawały się do prorządowych mediów. Miał też uszkadzane opony w samochodzie, dom jego rodziców obrzucono jajkami. W świetle ujawnianych, dzięki Emilii, faktów inaczej też wygląda afera sędziego Łączewskiego, który miał spiskować na twitterowym fejkowym koncie z Tomaszem Lisem, jak obalić rząd PiS. Dziennikarzem, który najszerzej i najdłużej podtrzymywał temat owej afery, jest Wojciech Biedroń z tygodnika „Sieci”, udzielający się na twitterowej grupie KastaWatch.
   Sędziowie podejrzewali, że inspiratorami niektórych akcji oczerniania mogą być ich koledzy, bo przeinaczane informacje pochodziły z wewnątrz środowiska - np. sądu, w którym orzekał konkretny sędzia. Stało się to oczywiste, gdy - niedługo po jesiennych wyborach samorządowych - na Twitterze pojawiło się konto KastaWatch. Na KastaWatch oprócz pomówień czy złośliwości pojawiały się też dokumenty lub cytaty z dokumentów, które musiały pochodzić z teczek sędziów będących w posiadaniu ministerstwa czy sądów albo akt dyscyplinarnych.
   Gdy znany sędzia Jarosław Gwizdak złożył urząd sędziego, informacja o tym w kilka minut pojawiła się na koncie KastaWatch, choć miał ją jedynie prezes jego sądu (oczywiście z nominacji Piebiaka). Podobnie informacje z zeznań prezesa Iustitii Krystiana Markiewicza i sędziego Bartłomieja Starosty przed rzecznikiem dyscyplinarnym (członkami grupy Kasta są sędziowie Sądu Dyscyplinarnego Lasota i Radzik). Natychmiast po sfotografowaniu się sędziów - nie tylko tych rozpoznawalnych - na zeszłorocznym Kongresie Praw Obywatelskich w koszulkach, które razem tworzyły napis „Konstytucja”, na KaścieWatch pojawiły się ich nazwiska z obraźliwymi komentarzami.

Za dobro nie karzemy

Na KaścieWatch udzielała się też popularna twitterowiczka hejterka MalaEmi. Promowała na swoim koncie np. konta sędziów Radzika i Dudzicza. Jak wynika z udostępnionych przez jej pełnomocników wpisów, zgłosiła się na ochotnika do ministra Piebiaka z ofertą, że będzie rozpowszechniać treści mogące skompromitować sędziów i zachęcać do tego dziennikarzy. Zaproponowała rozpowszechnienie informacji, że prezes Iustitii Krystian Markiewicz namawiał swoją rzekomą kochankę do aborcji. Piebiak to zaaprobował i podał jej prywatny adres Markiewicza i jego partnerki. Od sędziego Iwańca dostała adres rzekomej kochanki i jej męża. A także informacje o dziecku Markiewicza: wiek, płeć, gdzie mieszka. Iwaniec napisał, że trzeba „ostro doje…ć Markiewiczowi, bo to główny rozgrywający kasty” (dla Kasty niekasta jest kastą). Emilia rozesłała 2,5 tys. maili i listów z donosem. Także do sądów. Piebiak ją pochwalił. Emilia spytała o podwyżkę, Piebiak obiecał, że pomyśli.
   Mamy też jej czat z sędzią Arkadiuszem Cichockim podpisującym się „Arek Sędzia Gliwice”. Proponuje jej przekazywanie własnych pieniędzy, dla niepoznaki, na konto jej męża. „Nie zostawiamy śladów, a Ciebie przecież nie znam. Łukasz dał mi dodatkowe zadania. Wchodzę w to. Z czasem, zaangażowaniem i portfelem. To żadne poświęcenie, Polska jest tego warta. Dawaj znać co potrzeba i działamy”. Pieniądze są Emilii potrzebne - jak pisze - na „drobiazgi dla dziennikarzy”. Jej pełnomocnicy mówią dziś, że dostawała po sto - do tysiąca - złotych.
   Jak to się stało, że Emilia zdradziła Kastę? Można przypuszczać, że wdała się w romans z sędzią Cichockim. A gdy się pokłócili, wrzuciła na swoje konto zdjęcie nagiego mężczyzny bez widocznej głowy i podpisała, że to Cichocki. Sędzia złożył doniesienie do prokuratury. Ta zabezpieczyła jej telefon. Zaczęły się kłopoty. Cichocki stracił stanowisko prezesa gliwickiego sądu i popadł w niełaskę. Kasta odwróciła się od Emilii. Mąż wniósł o rozwód, kobieta straciła utrzymanie i dach nad głową. Do tego sędzia Piotr Gąciarek wniósł przeciwko niej pozew o naruszenie dóbr osobistych, za rozpowszechnianie zmanipulowanej informacji, że z zemsty doprowadził do skazania kochanki. Emilia zwróciła się o pomoc do Piebiaka, ale ten odmówił. A wcześniej na czacie z MaląEmi pisał: „Za dobro nie karzemy”, co można zrozumieć jako obietnicę bezkarności.
   Pomocy Emilii udzielili prawnicy działający na rzecz niezależności sądów, adwokaci Konrad Pogoda i Ewa Stępniak. Emilia ukrywa się przed dziennikarzami, hejterami i mężem, a jej prawnicy zapowiadają, że mają w zanadrzu jeszcze wiele materiałów pozyskanych z jej kont na Facebooku i Twitterze oraz z jej telefonu i komputera. W tym fragmenty z konwersacji grupy Kasta na WhatsAppie. Możemy się spodziewać np. dowodów na to, że sędziowskie awanse były załatwiane pod stołem w zamian za przysługi.

Tak działa układ

Pryncypialne stanowisko zajęło prezydium nowej Krajowej Rady Sądownictwa, a szczególnie jej przewodniczący, sędzia Leszek Mazur. W wywiadzie dla PAP powiedział: „Jeśli te informacje się potwierdzą, to sędziowie ci powinni zrezygnować z członkostwa w Radzie. Jeżeli zostanie ustalony udział sędziów w akcjach hejterskich, to moim zdaniem jest to tak sprzeczne z wymogiem nieskazitelnego charakteru i etyki sędziowskiej, że nie mogą orzekać w sądach”.
   Niestety wszystkie organy, które mają uprawnienie i obowiązek zbadać tę sprawę, są zależne od władzy politycznej. Prokuratura, która ma zbadać, czy w Ministerstwie Sprawiedliwości, któremu szefuje Zbigniew Ziobro, doszło do przestępstwa, podlega Zbigniewowi Ziobrze. Dla bezpieczeństwa sprawę przeniesiono z rejonu do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, której szefuje zaufany człowiek ministra-prokuratora Ziobry Paweł Blachowski. Prokuratorzy na wstępie zamknęli sobie drogę do zabezpieczenia nośników elektronicznych należących do sędziów występujących na KaścieWatch: zamiast wszcząć śledztwo, wszczęli „postępowanie wyjaśniające”, w którym nie wolno im zabezpieczać dowodów, a jedynie przesłuchać składającego doniesienie. Jeśli dowody przestępstw były na nośnikach sędziów - to już ich nie ma. Albo nie ma samych nośników.
   Mając tylko nośniki Emilii, może być trudno udowodnić, że wpisy pochodziły od konkretnych sędziów. Ci już to wiedzą i zapowiadają pozwy przeciwko redakcjom, które publikują materiały o Emi Gate. Zaprzeczają, że prowadzili korespondencje na WhatsAppie i Twitterze. Sędzia Wytrykowski (ten od pocztówek do Pierwszej Prezes SN) umieścił na Twitterze oświadczenie: „Nie ulega wątpliwości, że każdy użytkownik aplikacji WhatsApp jest w stanie stworzyć fikcyjną konwersację grupową”. Taką wybrał linię obrony.
Rzecznik dyscyplinarny wszczął postępowanie wyjaśniające, ale nie tylko w sprawie hejtu. Ogłosił, że zbada też, czy sędzia Markiewicz nie nakłaniał partnerki do aborcji.
   I wreszcie kwestia ochrony danych osobowych: wyjaśni ją prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych Jan Nowak, obsadzony na tym stanowisku przez swoich partyjnych kolegów.
   Wszyscy teraz mówią o potrzebie wyjaśnienia sprawy do końca. Pytanie jednak, kto ma ją wyjaśnić, gdyż wszędzie zasiadają nominaci PiS: w prokuraturze, KRS, w służbach, organach dyscyplinarnych. Kontrolujący i kontrolowani wywodzą się z tego samego politycznego środowiska. Przestępstwem jest to, co uznają za takie prokuratorzy zależni od członka rządu. Na tym polega ten system.
Ewa Siedlecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz