poniedziałek, 13 kwietnia 2015

CYRK POLITYCZNY



Każdy z kandydatów próbuje podzielić Polaków po swojemu. Efekt tego działania jest odwrotny do zamierzonego. Tylko czekać, jak Polska podzieli się na mniejszość tolerującą ten cyrk i obojętną większość.

RAFAŁ KALUKIN

Platforma winna jest „dekarboni­zacji polskiego przemysłu” a do tego „podlizuje się Niemcom”. Komorowski jest też kandydatem WSI. Natomiast Duda chce wsadzać do więzie­nia za in vitro, a w sprawie euro „PiS gra na moskiewskich instrumentach”.
Dzień bez nowego horroru jest dniem straconym. Faktyczne lęki Polaków wska­zywane ostatnio w większości sonda­ży: zapaść demograficzna, nierówności społeczne, wojna, przestępczość, kryzys energetyczny i gospodarczy.

1.
„Narzucony przez niego [Dudę] temat wejścia do strefy euro wydawał się nie najlepszym pomysłem, biorąc pod uwa­gę, że w obecnej sytuacji ekonomicznej wzrost cen nie jest najbardziej dotkliwym problemem. Jednak to pierwsza tak uda­na próba wykreowania kampanijnej linii sporu od lat” - entuzjazmuje się piątkowa „Rzeczpospolita”. Ale skoro pomysł nie najlepszy, to czemu próba udana? I skąd to wiadomo? Liczba kliknięć w PiS-owskie spoty straszące euro to żaden dowód. Od roku życie dostarcza nam całkiem re­alnych nowych lęków, więc może nie ma powodu trwożyć się wymyślonymi?
Zabawne, że to właśnie ludzie zawodo­wo śledzący kolejne marketingowe baj­ki zwane narracjami najbardziej biorą je sobie do serca. A więc wchodzić czy nie wchodzić (do strefy euro)? Prawoskrętne- go publicystę Krzysztofa Kłopotowskie­go ten dylemat prowadzi do samego jądra narodowej metafizyki. Odpowiedzi szuka u Gombrowicza („Nie będziemy narodem prawdziwie europejskim, dopóki nie wy­odrębnimy się z Europy”). Akurat wyod­rębnionych nigdy w Polsce nie brakowało, a w kampaniach wyborczych to już mnożą się na potęgę. Ochoczo podejmują się re­prezentowania nawet tych, którzy od na­rodowej odrębności już dawno uciekli na emigrację, aby tam żyć po europejsku.
Ciut niżej na portalu Karnowskich moc­ny nagłówek: „Putin - rozwiązanie ZSRR to katastrofa, Komorowski - rozwiązanie WSI to hańba i zbrodnia. Znajdź różni­ce...” Kto im wymyśla te szlagworty?


2.
Szlagwort ze spotu Andrzeja Dudy: Mamo, dlaczego nas na nic nie stać?
- Synku, bo jest euro, bo jest drogo”.
Dawniej takim produkcjom towarzy­szył rumieniec wstydu. Sięgali po takie numery bojkotowani na salonach dema­godzy albo chwytający się brzytwy despe­raci niepotrafiący stworzyć pozytywnego języka.
W tej kampanii już nikt się nie rumieni. Kij, którym wali się przeciwnika po gło­wie, i łopata, którą ładuje się wyborcom zwulgaryzowane komunikaty - to główne narzędzia. Najmniej skrupułów ma sztab PiS. Schemat jest ten sam: Duda wycho­dzi z tezą obrażającą rozsądek odbiorców, a następnie legion jego wspólników ru­sza w media, aby produkować zwielokrot­nione echo. Nie ma tu żadnej desperacji, jedynie zimna kalkulacja. Andrzej Duda jest pierwszym od czasów Tymińskiego liczącym się kandydatem na prezyden­ta, który nawet nie próbuje budować po­zytywnego wizerunku. Nie wiemy, jakie są jego poglądy. Nie sposób doszukać się w nim czegoś specyficznego - osobowego rysu, ideowej obsesji, czysto ludzkiej na­miętności. Jest wypranym z emocji, ucie­leśnionym negatywizmem.
W tych spotach czuć rękę Jacka Kurskiego, typowy dla niego tupet we wciskaniu ludowi odrażającej ciemnoty. Pustoszeją­ca lodówka sprzed dziesięciu lat, wymy­ślona przez Bielana i Kamińskiego, to był jednak szczyt finezji. Wtedy - przewrotna odpowiedź na lansowaną przez PO pro­pozycję podwyżki stawki VAT. Th - prosta jak cep i żerująca na ludziach lękach od­powiedź na nieistniejące zagrożenia.
Jak na to odpowiedzieć? W ubiegłym tygodniu pojawiały się publicystyczne za­chęty, aby podjąć debatę o euro. Populi­stycznym horrorom Dudy przeciwstawić racjonalne argumenty za pogłębianiem integracji. Wszak temat euro - choć za­wieszony na czas nieokreślony - to mimo wszystko kwestia strategiczna. Tylko jak tu debatować? Czy wstawienie stołu konferencyjnego do namiotu cyrkowego sprawi, że publiczność oderwie oczy od szympansa w spodniach?
Pewnie jedyną racjonalną odpowiedzią na narzucony przez PiS język i styl kam­panii byłoby podjęcie tej gry. Cóż szkodzi nakręcić filmik z Macierewiczem ogłasza­jącym zamach w Smoleńsku i głosem zza kadru informującym, że naturalną konse­kwencją przyjęcia przez polskie państwo wersji PiS byłoby wezwanie NATO do zbrojnej odpowiedzi? W wersji hard można by jeszcze dorzucić widoczek jądrowe­go grzyba...
Otóż jednak szkodzi, tak nie wolno. Już ubiegłoroczne słowa Tuska straszącego Polaków wizją 1 września, w którym dzie­ci nie idą do szkoły, były złamaniem zasa­dy odpowiedzialności władzy publicznej. Nie każdemu do twarzy z kijem i łopatą.

3.
Na tym tle kampania prezydenta to oaza kultury politycznej. Choć można podać w wątpliwość metodę obozu władzy kre­owania tematów kampanijnych. Ustawa o in vitro zgłoszona akurat teraz, po wie­loletnich wewnętrznych przepychankach w PO, to w sumie żaden sukces, lecz grubo poniewczasie nadrobiona zaległość. Platformerska propaganda o władzy nietracącej ani chwili na rozwiązywanie ludzkich problemów w tym przypadku razi tande­tą. Moment wypłynięcia afery SKOK-ów - bez względu na jej autentyczny wymiar - też nie wygląda na przypadkowy.
Gorzej, że w sferze refleksji i diagnoz kampania Komorowskiego jest nad wyraz uboga. A tu akurat można było oczekiwać czegoś więcej niż popłuczyn z dawniej­szych przedwyborczych sporów. Zapro­ponowany przez prezydenta podział na Polskę „racjonalną” i „radykalną” jest naskórkowy, a przez to pozorny. Bo ra­dykalizm sam w sobie nie jest złem. Ra­dykalny był przecież Józef Piłsudski na czele Pierwszej Brygady przekraczający w 1914 roku granicę zaboru rosyjskiego. Jeszcze radykalniejszy Roman Dmowski, realizujący program odbudowy państwa w granicach trzech zaborów. W przede­dniu wybuchu pierwszej wojny świato­wej przekonanie o trwałości architektury europejskiej ustalonej na Kongresie Wie­deńskim było równie silne, jak nasze nie tak dawne złudzenie o „końcu historii”. Projekt Dmowskiego łączył więc odważny radykalizm z niezwykłym wyczuciem re­alizmu. I tutaj właśnie tkwi istota rzeczy - obie te wartości nie są przeciwstawne. Dopiero ich splot jest miarą prawdziwej wielkości.
Wszyscy wielcy mężowie stanu byli ra­dykałami. De Gaulle ustanawiający V Re­publikę, ojcowie projektu europejskiego, Margaret Thatcher z jej rewolucją kon­serwatywną, Reagan rzucający wyzwa­nie Związkowi Sowieckiemu, Gorbaczow wprowadzający pierestrojkę... W 1989 r.
radykałem był Balcerowicz realizujący re­formę rynkową. Tak samo Mazowiecki wymuszający na kanclerzu Kohlu uznanie nienaruszalności naszej granicy zachod­niej. Kardynalnym błędem pierwszego niekomunistycznego premiera było za to postawienie na „silę spokoju” w kampanii prezydenckiej 1990 roku, kiedy to został zdmuchnięty przez radykalnie rozpędzo­nego Wałęsę i radykalnie populistycznego Tymińskiego. Bo z radykalizmem różnie bywa - może być i mądry, i głupi. Ożyw­czy i szkodliwy.
Po latach polityki „cieplej wody w kra­nie” aż się prosi o radykalną odnowę zużytego projektu, o sprecyzowanie od­ważnej wizji rozwojowej dla tkwiącego na rozdrożu państwa - konsumującego resztki dotychczasowych dopalaczy roz­wojowych i zarazem tracącego poczu­cie geostrategicznej stabilności. W tych okolicznościach pochwala umiaru i prze­widywalności nie jest realistyczna, jest raczej zaproszeniem do ryzykownego dryfu.

4.
Widać w tej kampanii pokoleniowe pęknięcie, i to nie tylko w gronie kandy­datów. Także wśród obserwatorów. Młode pokolenie zafascynowane „House of Car­ds” na zimno analizuje kolejne sztabowe wisty, konfrontując je z techniką serialo­wego Franka Underwooda - tej zwulga­ryzowanej inkarnacji makiawelowskiego „Księcia”. Popularność serialu dobrze od­zwierciedla zmiany w postrzeganiu poli­tyki zachodzące na przestrzeni ostatniej dekady. Dla części młodej inteligencji jest to sztuka czysto użytkowa, oderwana od korzenia etycznego. Średnie i starsze po­kolenie, wychowane na Mazowieckim, Geremku i Balcerowiczu, zastygło zaś w pozie sprzed lat, gorsząc się ekspansją politycznych nuworyszy. Idealizacja sta­rych dobrych czasów jest reakcją natural­ną, choć jałową.
Zresztą, czy te stare czasy faktycznie były tak dobre? Każda polska kampania wyborcza, począwszy od prezydenckiego starcia w 1990 roku, krytykowana była za miałkość, demagogię i żerowanie na emo­cjach. Polska inteligencja truchlała na wi­dok rosnącego poparcia dla Tymińskiego. Krzywiła się na niebieskie koszule i discopolowe pląsy Kwaśniewskiego w 1995 roku. Również kampania z 2000 roku - gdy Kwaśniewski już w prezydenckim majestacie zgarniał pełną pulę w pierw­szej turze, a na bolcu stateczny i rzeczo­wy Olechowski na nowo mobilizował klasę średnią - wcale nie budziła aplau­zu. Pamiętne starcie Tuska z Lechem Kaczyńskim sprzed dekady, choć narzu­ciło polskiej polityce trwałe linie podzia­łu, w tamtym czasie uznawane było przez wielu komentatorów za wydumane i nie­prawdziwe. Może więc malkontenctwo stale towarzyszy polityce, a przebłyski jej wielkości dostrzegamy dopiero z wielolet­niego dystansu?
W serwisie YouTube można obejrzeć telewizyjną debatę Kwaśniewskiego z Wałęsą z kampanii ’95- Kwaśniew­ski miał wtedy 41 lat - tyle, co dziś Jaru- bas, i nieco mniej od Dudy. Wchodził do studia TVP jako marketingowo wypo­lerowany chłoptaś mierzący się z roga­tą legendą Solidarności. Ale już po kilku zdaniach widać było doskonale, że to po­lityk w pełni ukształtowany, obdarzony refleksem i - co najbardziej rzuca się te­raz w oczy - świadomy wagi wypowiada­nych słów. Nawet operując niezbędnym skrótem myślowym, dbał o precyzję wy­powiedzi i unikał lekkomyślnych reto­rycznych szarż. Powagę tego wystąpienia dodatkowo wzmacniały fundamental­ne tematy debaty - projekt konstytucji i droga do NATO.
Zazwyczaj faktyczny dorobek polityka sprawującego władzę brutalnie weryfiku­je rzetelność jego wcześniejszych kampa­nii - i dotyczy to zwłaszcza kandydatów na prezydenta RP, któremu brak ustro­jowych instrumentów do realizacji da­leko idących obietnic. W ówczesnych wypowiedziach Kwaśniewskiego nie od­najdziemy jednak poważnego materiału dowodowego.
Na tym tle konfrontacyjnie usposobio­ny Wałęsa, który obsesyjnie wypominał rywalowi komunistyczną przeszłość, prezentował się faktycznie żenująco. Przegrał tę debatę sromotnie, aby chwilę póź­niej przegrać wybory. Lecz o zwycięstwie Kwaśniewskiego wcale nie zdecydowało poparcie inteligenckich elit, tak ceniących sobie odpowiedzialność. Bo wtedy jeszcze takiego poparcia nie otrzymał. Owe elity, z ciężkim sercem, w poczuciu rozdarcia, ale i lojalności dla solidarnościowego eto­su, postawiły na Wałęsę. Młodego post­komunistę, po raz pierwszy wybranego głosami ludu z „mniejszych ośrodków”, docenią dopiero z czasem.
Może więc jednak nie ulegać iluzji „sta­rych, dobrych czasów” i uznać, że raz na kilka-kilkanaście lat gromadzą się impul­sy, dzięki którym wzbiera oddolny przy­pływ zbiorowej mądrości i pojawia się sposobność dokonania autentycznej, mą­drej zmiany? Przegapienie tego momen­tu jest kardynalnym politycznym błędem. Tylko po czym rozpoznać znaki czasu?

5.
Jacy wyjdziemy z tej kampanii? Pewnie jeszcze bardziej zobojętniali.
Dziś w zasadzie wszyscy aktorzy - może poza Korwin-Mikkem i narodowcami, któ­rzy nawołują do obalenia „systemu” - gra­ją na tej samej scenie. Putinowski magnes, któryż całej Europy ściąga polityczne opił­ki podważające liberalną demokrację, sku­tecznie rozmazał polskie podziały. Tym większa koturnowość krajowej polityki, która z każdą kolejną kampanią pompu­je w nasze głowy coraz bardziej oderwane od rzeczywistości tematy. W istocie Pola­cy - mimo chwilowej trwogi - nie żyją dziś strasznym euro, podobnie jak SKOK-ami i WSI, nawet nie dzielą się na radykałów i realistów. Jeśli już gdzieś się podzielili, to wzdłuż linii wyznaczającej zaangażowa­nie w sprawy publiczne. Po jednej stronie ci, których polityczny cyrk jeszcze nie zdo­łał zniechęcić do obywatelskich powin­ności. Po drugiej - zbrzydzeni i obojętni. Z tego podziału żaden sztab nie ukręci jed­nak pejczyka.
Mimo to cyrk nie ustaje. „Przed Wiel­kanocą sztaby muszą zawsze wrzucić coś, o czym ludzie będą mówić przy świątecz­nym stole” - powiada doświadczony cyr­kowiec Adam Hofman. A więc - Wesołych Świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz